dopierdalać

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) Jerzy Szatkowski Posłowie 409  Wybór i opracowanie: Jerzy Szatkowski i Czesław Mirosław Szczepaniak Wstęp: Krzysztof Nowicki Posłowie: Jerzy Szatkowski Czytelnik * Warszawra 1989  Opracowanie graficzne: Maciej Buszewicz Rysunki w tekście: Ryszard Milczewski-Bruno Autorzy reprodukcji: Andrzej Morawski, Janusz Wojciechowski, Jerzy Hutnik Zdjęcie autora na okładce: Janusz Wojciechowski © Copyright by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik” Warszawa 1989 „Czytelnik”, Warszawa 1989. Wydanie I Nakład 30 320 egz. Ark. wyd. 18,7; ark. druk. 22,82 A, Papier offset, kl. III, 80 g, 82 cm Oddano do składania w marcu 1987 r. Podpisano do druku w listopadzie 1988 r. Druk ukończono w czerwcu 1989 r. Drukarnia W'ydawnicza im. W. L. Anczyca w Krakowie Zam. wyd. 308; druk. 2335/87. K-3 Printed in Poland ISBN 83-07-01591-X  1. DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 11.07.[19]58 rok Drogi Przyjacielu. Dałeś rozkaz, więc piszę. No cóż — ale o czym Ci pisać? Może o poziomkach, a może o... nie — o wszystkim napiszę po trochu — dobrze? Czerwonkę jeszcze czuję „sportami” i ca 2. godzinami. Olsztyn czuję „Współczesnością” i „Orką”. Jabłonowo — czekaniem. Już jednak jestem w Grudziądzu. * Gdy przyjechałem, na stoliku leżały dwie koperty z listami od St. Piętaka z „Orki”. Listy były bardzo pilne. Miałem przesłać tekst wiersza, bowiem im się zagubił. Oczywiście wysłałem. Myślę, że w sierpniu (przepraszam, 28 lipca) na pewno mi już „pięć” uściśniesz, no i... pogratulujesz. W sumie debiut murowany1. W pociągu miałem trochę tego, co natchnieniem zwą. Dziś byłem nad Wisłą, tak samo. Byłem bardzo zły, ponieważ ołówka nie miałem przy sobie. Och! łajałem siebie. Gdy piszę list, ładnie gra muzyka z tego (no, jak mu tam?) — głośnika. Nie chcę dużo ględzić o poezji, bo podobno Cię zanudzam. Powtarzać się także nie chcę. O Mojtynach pisać też nie będę, bo je znasz. Dla mnie Mojtyny zapisały się klonami. Będąc piórem na papierze, wokół Mojtyn rzeknę słowo, które rodzicom swoim zarecytuj. Otóż: zawsze będę pamiętał dobro. Zawsze pamiętać będę chwile, które u Was spędziłem jak u siebie. Dobrą myślą wywiozłem serce wypchane i będę je zawsze napełniał, skoro Mojtyny będę miał wspominać. Pisząc o Mojtynach, myślę o Was, myśląc o Was — myślę o Mojtynach. Na koniec (nie chcę dużo mówić, bowiem im więcej się mówi, tym się więcej zapomina) życzę tylko dobrego, życzę tyle, ile potrzeba, aby było dobrze. A „dobrze” — to bardzo wypukłe słowo. Drogi Przyjacielu! Jestem już na czwartej stronie. Pisać można dużo i nie. Zależy co. Mówiłeś, że mamy różne godziny. Może to racja. Nawet stawiam aksjomat, że to tzw. święta racja. Każdy człowiek ma inne godziny. A zatem i my też. Kiedy skończysz czytać list, daj tym, co się im należy. Ty 5 natomiast wychyl pełny garnuszek białego mleka od tej czarnej krowy w imię naszej przyjaźni, którą chciałbym, abyśmy umacniali. Serdecznie pozdrawiam Ciebie, no i... rodziców Twoich, „panią krawcową”, Basię, TJrszulkę i wszystkich, których będziesz uważał za stosowne pozdrowić. Twój BRUNO. 1 Poeta debiutował w „Orce” (1958 nr 29) wierszem Starości dłoni. 2. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 6.09.[19]58 rok Drogi Przyjacielu! Motto: istnieje różnica pomiędzy powiedzeniem — kolega i przyjaciel. Jestem trochę zaskoczony tym — naprawdę — długim listem. „Paskudnie mnie to ucieszyło” (cholera!). Lubię arlekina, no, ale to już jest heraldyczne. Bo przecież „podział”, jeżeli był, to tylko podczas odpoczynku w Tarpnie. Wiem, że chcesz mi się „podobać” tym: on musi ulec (ulegnąć). Wiesz — to jest niepotrzebne. Gdy mnie „trzepnęło” na odmianę — to cóż: był żagiel —nie ma żagla, są „skisłe szekspiry majtek damskich” (wiesz, te z Tuwima). No, ale daję dach temu rozpuszczeniu naszych cugli. Zawiniłeś w Tarpnie ciut, ciut więcej aniżeli ja. Wiem, że kupowałeś mi zawsze (gdy była ku temu okazja) coś z prasy. Na pewno wiesz, że byłem ci za to wdzięczny. Ale... (zresztą Mojtyny świadkiem — zwłaszcza mój i Twój odjazd — prawda?). Chociaż przebrzmiały echa „Helo, Helo, Helenko”, to jednak wiedz, że gdy byłem w mieście, a Ty leżałeś w Tarpnie — było mi bardzo przykro. Lubię Ciebie, 6  więc mam (no i miałem) ku temu powody (chyba że myślisz inaczej). Wiem jednak, że pomimo naszych różnic „rasowych”, we dwóch nieźle nam pasowało. (W tej chwili spojrzałem na pomidory. Chętnie bym Ci wsunął w kelnię. — Pomyślisz: bez łaski). To nic! Czujesz chyba ciut, ciut, jak ja się czuję w Grudziądzu. O szkole nic Ci pisać nie mam zamiaru, bo chyba Stach Ci tam trochę nadmieni. Tyle dodam, że: chodzę. Mamy „po byku” profesora z mechanizacji. Gadkę prowadzi „prosto z mostu” w dość pokaźnym tempie. Ja nudzę się w dość dużym bukiecie. Trochę zaczynam pisać (prawie 2 m-ce nie pisałem). Może Ci kiedyś załączę — coś z Bruna. Dodam Ci, że nie chciałem pisać więcej aniżeli ty, no, ale... ktoś musi zacząć. Jestem ciut, ciut starszy, więc wypada tak zrobić, aby nikt z nas nie cierpiał. Dodam Ci nawet, że mógłbyś mi w miarę możliwości załączyć jakieś opakowanie od żyletek (oprócz „Gerlachów”, „Hutników” i „Rawa-Lux”). Wybacz, że aż tyle wymagam. Wiesz zresztą, że potrafię dobrze ciągnąć — a wyzysk nie jest mi obcy. Dam jednak już na tematy handlowe spokój. Wystarczy chyba: „Firma Grefkowicz i Bruno — Import Lux”. Myślę, że wyjmiesz swój „język” ze schowka i napiszesz coś (dużo), co będzie w coś ubrane. Wystrzegaj się takich rzeczy, jak ten ostatni list. Tak nie powinieneś wykonywać mego rozkazu. Przecież ja Twój wykonałem trochę inaczej — prawda? Niech Cię anieli mają w opiece. Tyle na dziś ewangelii mojej. Moc serdecznych pozdrowień ostro wystrzelonych oraz ten duży klosz dobrych życzeń i wyobraźni pociągiem towarowo-lotnym wysyła Bruno. Połów z nadzieją na polnym mleczu powieszone kulki rosy woda 7 mglistego oceanu topi zapach tamtych dni siecią swoich palców gruntuję garbate dno tamtego świata o krok od upadku o dwa od zapomnienia każdy połów przyciąga nadzieja twego przyjścia wymierzonego w metrach tęsknoty. Bruno Z lewej strony wiersza rysunek zielonym atramentem przedstawiający ptaka nad wodą. Poniżej napis: „tęsknota”. 3. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 10.09.[19]58 rok Drogi Przyjacielu! Bardzo mi się podoba, żeś nie zwlekał z odpisem. Nie wiesz nawet, jaką miłą niespodziankę zrobiłeś mi przesłaniem adresu „Głosu Olsztyńskiego” — dziękuję. Postaram się później z nimi skontaktować. Nie jestem tylko pewny, czy to „coś”, tzn. Głos Młodych, nie jest „archipelagiem” (napisz mi). Musi to być pewne. Jeżeli wyślę, to ci napiszę. W razie druku przesłałbyś mi z kilka wycinków — nie? (bo u nas tej „rzeczy” nie ma — wiesz — prawda?). Ostatnio trochę piszę. Chcę w tym jeszcze roku opublikować się w „Pomorzu” — myślę, że dam radę. Do 8  Ciebie też zajadę (mam na myśli — „G.Ol.”). Tylko powoli. Druga rzecz, która mnie śmiechem rozebrała, to: ten „heil Hitler” (paskudnie żeś trafił). Zrozum, że paskudnie mi się zdania klei, ponieważ nie wiem, co w nie wstawić. Wczoraj byłem na filmie prod. CSRS „Srebrny wiatr”. Bardzo mi się podobał. Zwłaszcza że był typ ucznia (18 1.) o podobnym do mego charakterze (no, i na okrasę pisał wiersze). Jeżeli będziesz miał okazję, nie pogardź nim, tzn. filmem. Dodaję — jeżeli już jestem przy filmie — że zobaczyłem już 299 filmów. Jeszcze jeden a będę obchodził jubileusz — 300. Myślę, że z tej okazji do kina za darmo nie wejdę — bo wiesz — struna napięta. W niedzielę idę na „Mazepę” J. Słowackiego. Zdaje mi się, że już tę tragedię czytałeś. Ja nie czytałem, więc oglądać ją będę. Kiedy zacząłem pisać list, przed mój dom zajechał samochód z Zakładu Pogrzebowego po jakiegoś dziadka, któremu zrobiło się lżej na duszyczce — mówiąc prościej, odwalił (zresztą słusznie postąpił). Na razie (coś ze szkoły) PW uczy „Mops”. Wiesz (?), że 1 stopień w tym roku od niego dziś dostałem. Nie chcę ci wyniku pisać, bobyś myślał, że chcę znów wyjść nad poziomy. W tym roku specjalnie nie chcę się wysilać (wyjątkowo trochę więcej dla tych przedmiotów, które skończą swą kadencję). Kazik! jeżelibyś dostał w Reszlu tomik wierszy Małgorzaty Hillar „Gliniany dzbanek”, to kup. Formalności w postaci biletów NBP — załatwimy. Chciałbym Ci jeszcze wytłumaczyć, że kiedy byłem w mieście, a ty spałeś w „porodówce” (chodzi mi o sprawy minionego okresu), to dlatego było mi przykro, ponieważ byłeś sam. Przyjaciele jednak tak stosunków między sobą nie układają. No, ale ja lubię kontrasty. Teraz przysięgam — stop! Że jest mi nudno, pisać Ci więcej nie będę. Co dzień jednak na Górę Zamkową jednego „gwoździa” spalić muszę pójść. Jeżeli będziesz pisał do domu, to: serdecznie pozdrów ode mnie — dobrze? Tyle na dziś ewangelii mojej. Myślę, że się 9 gniewać nie będziesz, kiedy już więcej pisać nie będę o rzeczach takich, jak: pozdrowienia czy życzenia, bo wiesz, przecież przyjaciel jest zawsze ten sam, no, np. Bruno Podwórze znajomych najpierw: dzień dobry później plucie w twarz nieraz podwórze za małe nieraz strych bez wejścia nieraz wyjście w wejściu potem gardła w poprzek potem oczy w słup nieraz plucie w twarz nieraz wejście w wyjściu potem: dzień dobry. Bruno. Na temat wierszy ostro wal. coś na wskroś odmiennego! 4. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 17.09.[19]58 r. Drogi Przyjacielu! Kazik! Bardzo Ci dziękuję za list. Czułem już wczoraj, że go dostanę (obliczyłem). Za informację — dziękuję. Co do rozkazu — postaram się jakoś załatwić. Co natomiast do wyjaśnień — piszę. Otóż sprawa tematyki wiersza „Światło i cień”. W wierszu tym pokazuję swój mały światek (izba) i coś z otoczenia. Główną jednak rzeczą jest zmienność mej psychiki, uczuć i zadowolenia. Poezja nowoczesna polega 10  na skróconym, jak najbardziej uproszczonym przedstawianiu uczuć. Trochę trafiłeś uważając, że: kiedy masz natchnienie — wówczas świat przed twymi oczami wygląda inaczej, jest inny — święta prawda. Tu dodać można coś, co bardziej zrozumiesz. Otóż wiesz, że potrafię w chwilach rypać kawałem, śmiać się, rozweselać, lecz to są chwile — (w wierszu „Coś” z tego przedstawiam jako: zwierciadło świateł — oczywiście tylko we własnym światku) — natomiast po tym wesołym, prawie sztucznym nastroju wracam do normalnego stanu, tzn. pierwiastki zadowolenia „odlatują jak przestraszone ptaki pod arkady nieba” — oczywiście mego nieba. Dlatego „mego nieba”, bo każdy człowiek ma inne niebo wyobrażeń, a szczególnie poeci. Kiedy chwila mija (zwierciadło świateł p.a.) wówczas świat mój wewnątrz czuje to samo, co mu dyktuje jego normalna psychika. U mnie ten normalny świat wypełnia — „cień” skulony — tzn. jakiś nie bardzo pozytywny, który w tej chwili lezie w nieskończoność (tzn. nie wiadomo, jak długo trwać będzie). To jest ogólnikowe wyjaśnienie. Dodaję, że trochę zrozumiałeś. Kazik! pamiętaj, że poezja nigdy nie była dla mas i kto wie, czy będzie. Poezję trzeba nie tyle rozumieć, ile się w nią wczuć. Jedynie poezja i nauka jest najdalej posunięta w szukaniu nowych dróg (w stosunku do otoczenia i życia). Grupa uczonych i poetów (w stosunku do całych mas ludzkości na świecie) oderwała się od mas i jest o setki lat w przodzie. No, ale na dziś rozprawy na ten temat skończę. Drugi temat b. ważny — to sprawa mego stosunku do Ciebie (szczerze). Kazik! Ja już mam w sobie coś, co potrafi wyczuć też „COŚ”. Tak było z Tobą. Wyczułem, że jesteś takim, jakim ja lubię kogoś widzieć. Mówiąc prosto: pasowałeś (pasujesz) do mnie. Muszę dodać, że mamy dużo pierwiastków w charakterze — odmiennych. No, ale te najważniejsze, które decydują u człowieka, są podobne (zresztą idealnych nie ma). Nie chcę tu dużo na ten temat 11 -pisać, bo się znamy i wiemy, ile kto jest (przynajmniej teraz) wart. Ja ciebie lubię i to najważniejsze. Gdyby było inaczej, byśmy przecież do siebie nie pisali — prawda? Co do Świątka, to wpadł za kradzież 100 zł ucz. z 2 kl. Teraz dojeżdża bez stypendium (wylany z int.). Kazik — a jak tam zdjęcia? Pod koniec tego m-ca wyślę do „Głosu Młodych” — coś (to ci napiszę jeszcze). O śmierci nie myśl. Życie jest piękne, tylko trzeb* umieć je wykorzystać. Wiem, że mnie trudno je prowadzić, ale... ale samobójstwa nie popełniłbym. „Tchórz już za życia jest trupem./Odważny żyje i po śmierci”. Pozdrawiam Bruno 5. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 10.10.[19]58 rok Drogi Przyjacielu! Kazik! Serdecznie dziękuję (jak zawsze) za list, no i... „Orkę” + „GśMł.” Dziękuję. Trochę musiałem czekać na list, ale... wszystko gra. Kazik! na razie w „Orce” nic nie będę miał publikowane. Myślę o tym, czy przerwać to przysyłanie „Orki”? Wiesz co? Ale... (cholernie się nad tym zastanawiam). Przysyłaj! Postaram się w miarę możliwości o rewanż. Kazik! instrumenty fotograficzne Ci wyślę już chyba w liście następnym — bo obecnie nie mam gronia (mam 2,30 zł). Wybacz! postaram się Ci szybko wysłać (przepraszam!). Muszę Ci zwrócić uwagę, Żeś zrobił błąd w wyrazie artykuł — napisałeś artykół. Pamiętaj! pamiętaj! — dobrze? My od poniedziałku będziemy mieli już lekcje. Ostatnio byłem na filmie „Zbrodnia i kara” wg F. Dostojewskiego. Jeżeli okazja Ci się nadarzy — pójdź. Warto. Mało kiedy coś dobrego się spotyka. Podobał 12  mi się on fajansowo. Piszę fajansowo, bo nie lubię paplać coś starego. Tak to jakoś mi leci. Na froncie poezji pracuję. Nie myśl, że jestem jakimś mistrzem. Wiedz, że debiut cholernie mnie daje po głowie. Trzeba dać dużo z siebie. Wymagania nie z tej ziemi. Myślę, że dam radę. Przecież nie łamię się, a to chyba jest też ważne — prawda? Wiesz, nie jestem zadowolony. Taki byłem, jestem i... paskudnie. Jak ci leci org. gospodarstw rolnych (zwłaszcza ekonomia polityczna)? U nas prawie wszyscy łamią sobie ręce. Mnie — oczywiście — leci normalnie (marksizm pomógł). Nie mam dużo do pisania. Te 2 wiersze Piętaka — mnie się tak znowu nie podobały. Myślę, że umrę — co o tym sądzisz? Kończę: Twój Bruno Pod słowami: „Twój Bruno” — rysunek zielonym atramentem przedstawiający twarz mężczyzny. 6. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 24.10.[19]58 rok Drogi Przyjacielu! Kazik! Właśnie przyszedłem ze szkoły. Przyszedłem i... piszę. Zawsze chcę być w porządku. Podoba mi się punktualność, która — zresztą — nie zawsze może być dochowana — prawda? No, ale dość temu. Na temat Józefka postanowiłem (wiesz o tym) już nie pisać. Bardzo mi go żal. Cholera! Wpadł. Mógłby być np. gdzieś między nami. Nie chcę twierdzić, że go nie ma, ale to czuć. Pozdrów go ode mnie. Myślę o nim tak samo, jak wtedy, tzn. przed tym „kryzysem”. Pragnę tego spotkania, jak najszybciej. Napisz, że szczerze i uczciwie go pozdrawiam — jakem Bruno. Kazik! dziękuję za informacje tyczące się „golfa”. Na 13 razie nie kupiłem. Czekam! Jeżeli będzie coś u Ciebie, pisz — dobrze? Wywoływacz kupię, jak będę szedł na pocztę. Pieniądz oddałem, ale podtrzymuję to, co w liście ostatnim zaznaczyłem. Kazik! weź jednak te zdjęcia, które chciałem, koniecznie „wygładź” — dobrze? Będzie grać. Twoje listy są „gwoździem” mojej korespondencji. Nie góruję tego powiedzenia, bo niekiedy przyjdzie list cięższej wagi w stosunku do Twego, ale... dam spokój. Będąc w domu — pozdrów — dobrze? Kiedyś proponowałeś (żeby się nie nudzić), byśmy pisali coś ze swej przeszłości. Otóż, Kazik, zacząłem pisać wspomnienia pt. „Coś urwanego z łzą”. Kiedy skończę i przepiszę na maszynie, przyślę Ci — dobrze? Może nawet da się opublikować (proza). Dziś mam schadzkę. Zobaczę, co wyniknie na skutek dawnych nieporozumień. Napisz mi, Kazik — uczciwie i szczerze — co sądzisz o mojej, osobistej przyszłości, uwzględniając tę NOGĘ, na którą utykam. Ja wróżę czarność i pesymizm. Wciąż jestem uprzedzony do siebie przez siebie. Proszę o nowe wiadomości. Pozdrawiam Bruno 7. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 29.10.[19]58 r. Drogi Przyjacielu! Kazik! Serdecznie dziękuję za list. „Orka” trudu niech nie robi. Kazik! Grunt kupiłeś. Dziękuję Ci. Nie niszcz „Nowej Wsi”. Dziękuję za te wiersze. Już je mam, ponieważ Mleczek kupuje systematycznie i dodatki kulturalne zbiera do mojej biblioteki — hm? Ja czuję się dość fajansowo. Byłem z bliską osobą ostatnio na filmie „Czarownice z Salem” — dobry. W czwartek (jutro) mamy zamiar też 14  pójść na „Klub Kobiet” — komedia. Rzeczy — jak to mówią — sercowe, w porządku. Jestem zadowolony, chociaż nigdy mnie do dna nic nie zadowalało i nie zadowoli. Kazik! dziś jestem nieszczególny. List zatem się fajansowym nazywa. Sweter kupiłem. Nie trudź się więc — db? Pamiętaj o zdjęciach. Zwłaszcza te, gdzie jestem sam, no i... reszta. Postaraj się! Nabierz ogłady! (Wybacz! za brednie). Mam niby czas, a cholernie wiem, że go nie mam — śliczne, co? 21 listopada prawdopodobnie będę miał wieczór poetycki w Toruniu. Postaram się! może wypadnie jakoś — takoś! Nauka idzie mi jakoś. Nic się nie uczę, a agresja klasówek! OCH! Grunt 3 — będzie. Dziś piszę mało. Następnym razem może będzie więcej. Twój Bruno! P.S. Napisz mi, czy miałeś jakieś już stosunki z dziewczyną? 8. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 6.11.[19]58 r. Drogi Przyjacielu! Kazik! Niech mnie „kaczka strzeli” — szybko odpisałeś. Fajna niespodzianka. Przyszedłem od autobusu (z Tarpna) i... listonosz wtrącił mi za chwilę list. Dziękuję. Podoba mi się taka gra. Załatwiłem z tymi obligacjami. Musisz jeszcze poczekać, bo — faja — masz te numery wypisane, ale na .kiedyś indziej. Wiem, że by się ten „grori” przydał, ale... zresztą wiesz, co myślę. U nas o stypendium nic nie mówią. Za 2 m-ce otrzymaliśmy, za listopad — nie wiadomo (chyba będzie w porządku). Musicie tam u was trochę porylcować, to może wyjdą innymi drzwiami wasi przełożeni (oczywiście 15 zależy przez co). Tak mnie leci. Wiersza jeszcze nie umiem. W sobotę będzie pytać, a ja = 1/3. Czuję, że: „Milczewski! masz jeszcze szanse” — pamiętasz? Jestem pełniejszy, bo mam kogoś bliskiego (w spódnicy). Pod tym względem gra. Mieliśmy wczoraj wypracowanie z jęz. polskiego. Były 2 tematy. Pisałem na temat 2. pt. „Nadeszła jesień”. Uważam, że napisałem fajansowo. Lubię takie tematy. Przynajmniej coś nowego. U nas grają film „Stewardessy”. Podobno „galancio” się go ogląda. Chyba go nie zobaczę. Wolę pójść na spacer z moją U. U nas mgła trzęsie swymi porciętami. Oczekuję listu z Torunia. Nie wiem, jak tam daleko jest posunięta sprawa mego wieczorku poetyckiego. Żeby list był pełniejszy, wkładam 1. str. z tego „Zawatiniego” (konkurs), 2. str. zgubiła mi się. Możesz to sobie przeczytać, a później — ewentualnie — wytrzeć d... (!). Kiedyś zadałem Ci pytanie w liście, na które miałeś mi coś niecoś napisać. Milczysz! Ja go już nie powtórzę. Przypomnij sobie i odpisz, albo... zresztą jak chcesz. Twój Bruno 9. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 22.11.[19]58 r. Drogi Przyjacielu! Kazik! Spodziewałem się „Ciebie” dzisiaj. Wiesz? jestem dziś nijaki — taki inny. Wczoraj byłem w Toruniu na moim wieczorku poetyckim (w Klubie UMK). Było wczoraj fajansowo. Jestem zadowolony i... hm! Była dyskusja przeszło godz. Było powiązanie słowa z muzyką (tylko nie jazzową). Recytowałem sam oraz 3 recytatorów. Wykonanie było b. udane. Co do dyskusji, to różnie. Ja stałem jako 18-letni „Coś” — szkoła średnia — reszta była czymś wyższym — studenci i oczywiście piszący. Musiałem się 16  mocno bronić. Wyszedłem „cało”. Sam wiem, że mam sporo pracy przed sobą, że tylko ona może mi dać jakąś nadzieję. To mi i tam powiedziano. Byłoby źle, gdybym Ci napisał, że byłem „wyniesiony na rękach”. Och! to byłoby nie ode mnie. Były pewne zgrzyty języków. Przecież każdy mówił, to co uważał. Ja się potem ustosunkowałem do tego „coś”, co ktoś powiedział. Wiem, że dałem sobie radę, chociaż było widać różnice szkoła średnia — uniwerek. Oni — (na szczęście — 2) — starali się trochę nosić głowę wyżej, jak kark sięga, ale Bruno wyszedł — jak już wyżej Ci napisałem — cało. Jedno mam przed sobą — praca, nauka i wciąż macieju. Kiedy odjeżdżałem i dziś jeszcze stoi mi w oczach plakat reklamujący mój wieczór. Mówili: weź go na pamiątkę! Mówiłem: po skończeniu! Gdy skończyłem, miałem kilkanaście minut na pociąg. Zrozum mnie! gnałem drap przez cały Toruń i prawie akurat zdążyłem. Plakat został. Cholera! skromna pamiątka (trudno). Tyle o tym! Dzisiaj, tj. 22.11.58 r. od 8—12 byłem na filmie prod. radzieckiej „Cichy Don” (2. seria). Taki dość. W zeszłym liście pisałem, że może pójdę — (raczej nie). Masz babo placek! — byłem! Dziwnie się czuję. Naprawdę dziwnie. Nie łamię się. List oddam w poniedziałek. Kończę: Bruno. P.S. Kazik, „Oni” [wiesz, o co się rozłazi (R)] musieli mieć lekcje 22.11.57 roku, bo Ty też miałeś — fujaro. 22. jako dzień Nauczyciela jest obchodzony po raz pierwszy. Na „Złotym kasku” byłem. To mój film — jeden z tych lepszych. Na temat Skenów — zobaczę. Na razie nie obiecam. och! ty taki „tego”. 17 10. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 25.11.[19]58 r. Drogi Przyjacielu! Kazik! Za list dziękuję! Nie mam ani grosza humoru. Słowem — słabo. Mam do tego jeszcze dyżur w Tarpnie. Leci mi już 2 dzień. Z dyżuru jestem niezadowolony. Nie jest taki zły, ale... Wewnątrz czuję pourywane „wszystko”. Wczoraj dostałem pieczątkę „2” z mechanizacji. Cholera by to wzięła. Hm! trudno. Musi przecież czas uciekać. Dobrze, że czytasz Dumasa. Czytasz to, co ja nie czytałem, a chciałbym przeczytać (bo 2 tomy poprzednie przeczytałem). Nudzą mnie te lektury: te ,,Niemny”(?), „Lalki” i inne. Na ogół słabo. Kazik! Na studia mam zamiar pójść. Dziś poszedłbym na SGGW (wydz. leśny), jutro...? Zobaczymy! Jeszcze mamy ca 1,5 roku czasu, prawda? Dziś czuję się, jakbym miał trochę wapna w czaszce. Och! Ten znaczek z koperty urwij (razem z pewną częścią koperty — pamiętaj!) i załącz w tym liście następnym — dobrze? Jeśli „Orki” nie ma, to trudno. Jeżeli będzie... (rób, jak uważasz). Pip, pip, pip, pip, pip, pip — minęła godz. 13.00. Tak! Co tu Ci wlepić. Marysi ten liścik dałem. Proponuję wysłanie (do siebie) zdjęć nam bliżej nie znanych na pokaz, tzn. wyślę do Ciebie ja, jutro Ty mi odeślesz, załączając swoje i tak „w koło Macieju” — xopomo? Będzie to punkt pt. „Urozmaicenie”. Dziś ja Ci załączam 2 ze statku, którym we 3 jechałem do W-wy. Chyba mnie poznasz, prawda? Jeżeli nie będziesz podpisywał nadawcy, to popamiętaj sobie (słowem, musisz nabrać 18  pod tym względem ogłady). Czasem może list nie trafić, to trafi do nadawcy, a tak? Wiedz. leży mogiła, bo tak jej lżej kręgosłup wyrósł małą brzóską a może... on, nie miał wcale kręgosłupa? itd. itd. Kończę! Serdecznie pozdrawiam — Twój Bruno (jak zresztą uważasz) „ten list padł z wycieńczenia” Po słowach: „Marysi ten liścik dałem” — rysunek zielonym atramentem przedstawiający palec. Po słowach: „ten list padł z wycieńczenia” — rysunek zielonym atramentem przedstawiający dwie postacie „człekopodobne” i jedną „czaplopodobną” (?). 1111. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 10.12.[19]58 r. Drogi Przyjacielu! Kazik! Dziękuję za list. Myślałem, że go otrzymam w poniedziałek (byłem pewny), a tu — faja. We wtorek też nic. No... dużo sobie myślałem. Wtedy, kiedy chciałem, nie przyszedł (chodziło mi o czas — zresztą termin na to, że ma przyjść — wskazywał). Tak to mi leci. Czuję się nie tyle pusty, na ile oberwany. Ten cały tydzień jest dla mnie b. trudny. Zrozum, że „coś” sobie postanowiłem. Tym „coś” jest: cały tydzień siedzieć w domu (nie wychodzić) po przyjściu ze szkoły. Dopiero leci 2 dzień, a już mi ciężko 19 wytrwać, ale słowo musi być słowem. Wszystko to dzięki mojej Urszulce (małe nieporozumienie). A Tobie chyba jest wiadome, że i ja potrafię coś w rodzaju... przypomnij sobie ostatni pobyt mój u Ciebie lub końcowy etap praktyki w Tarpnie. (Zresztą Ty też potrafisz — prawda?) Musisz mnie zrozumieć, że trudno wytrzymać, będąc do tego przyzwyczajony. Są okazje pójścia na „teatr pantomimy” — 1 raz w Grudziądzu — z Wrocławia (był ostatnio w Londynie) albo „recital symfoniczny”. Warto by było pójść. Jak nie tam, to chociaż nad Wisłę (chyba wiesz, że lubię tam łazić). Jednak rezygnuję — słowo honoru. Mam tyle koncepcji i tendencji twórczych — jednak żyłka poetycka tak na fest za pióro nie chwyta, więc i ja nie piszę. Tak, że na razie na tym froncie — zastój (walka pozycyjna jak na froncie franc.-niem. w 1 wojnie świat.). Kazik! Jeżeli nic mi nie chcesz nadmienić o wewnętrznym bólu, jaki Cię kraja — trudno. Pamiętaj, że był jednak ktoś, co chciał to wiedzieć, by ewentualnie dać rękę i wyciągnąć — powiedzmy — z bagna (chociaż wyraziłem się banalnie, ale uczciwie). Dziś była mała dyskusja w klasie pomiędzy mną a prof. Nowoczynem — na temat teatru. Twierdziłem, że wedle mnie teatr mógłby nie istnieć — a on „przeciw”. Dziwił się, że ja, „Milczewski”, tak uważam. Zrozum, że ja nie neguję roli teatru, tylko on nie pociąga mnie tak, jak, no, np. kino. Przecież każdy ma swoje hobby — prawda? Ale p. Nowoczyn stał przy swoim, a p. Milczewski — też. Więc nikt nikogo nie położył... na łopatki (było to przecież niemożliwe z niczyjej strony). U mnie ani ciut, ciut nastroju świątecznego. Nigdy takowego nie miałem. Dziś czuję nastrój pogrzebowy. Całe ferie będę sam (babcia + dziadek wyjeżdżają do Krakowa), z tym, że będę chodził do domu. Może nawet i dobrze, trochę będę pisał. Samotność pomaga w pisaniu, ale w życiu czysto biologicznym daje z każdej strony... w mordę. Nie radzę nikomu nieprzygotowanemu do Niej iść — 20  chłoszcze bezlitośnie. Na dziś kończę moją małą, zwykłą ewangelię Twój ryszard P.S. „mówiłem, że zdjęcie dostaniesz, ale... poczekaj, aż będę go miał”. 12. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 23.01.[19]59 r. Mój Przyjacielu! Kazik! Dziękuję za list + obejrzane zdjęcie. Twierdzisz, że ostatni mój list był pisany niechętnie. Ot, można różnie wnioskować. Uważaj! Ja do Ciebie piszę zawsze chętnie (więc pamiętaj „ten — tego”). Zachodzi tylko sytuacja, kiedy piszę. Ona dyktuje mi humorem, smutkiem czy czymś innym. Dzień jest różny. Dlatego jak się czuję, tak Ci piszę. Nie chcę się ubierać w coś sztucznego — za dużo kosztuje. Tyle na coś co minęło. Dziś też nie mam specjalnego nastroju. Mam sapę tę katarową. Łeb mi sączy nieokreślonym bulgotaniem. Ledwie wytrzymałem lekcje. Kompozycja obecna jest następująca: płonie ognisko... ale w piecu, chusteczka dopiero co wyprana i para mokrych skarpet i dużo, dużo różnych rzeczy. Piszę! (zresztą, jak uważasz). Mnie leci z pogodą. A że ona jest niechlujna, to i ze mną podobnie, chociaż... gdzie ja, a gdzie ona siedzi — prawda? Byłem przedwczoraj na filmie polskim „Popiół i diament”. Dość dobry, chociaż specjalnie mnie nie zachwycił — za duża „galaretka”. Chcę się zabrać do pisania opowiadania. Wiersze leżą częściowym odłogiem. Mam głowę zawaloną... niczym. Jakoś nie mogę się skupić. Ale to minie. Pytanie, które postawiłeś, jest ciekawe, ale nierozwiązalne. Ostatecznie — Kazik — to 21 problem nie taki krótki, by na 1 stronie Ci wykaligrafować. „Po co żyjesz?” Hm! A po co Ty żyjesz? Raz, że tak biologia każe. Dwa, że mam przed sobą życie, które chcę jakoś spędzić. Zrozum, że jeżeli ktoś w życiu czegoś szuka, jeżeli od niego coś wymaga, jeżeli chce coś nowego wprowadzić, to wie, po co żyje — chociaż kiedy się rodził, biologia mówiła żyj, i nic więcej. Słabo żyć tym, którzy nie wiedzą, czego chcą od życia, co chcą mu dać, gdzie pójść! Zagadnienie: po co żyjemy jest tyle różnorodne, ile ludzi żyje. Każdy inaczej patrzy na nie (chociaż specyficznie — ale na pewno inaczej). Jedni żyją, by mieć spokój, rodzinę, rozrywkę, db starość. Inni, by się bogacić (i drugich topić w biedzie). Inni, by mącić spokój ludziom. Inni... stop! Pomyśl, ile jest tych Innych. Do tego tematu powrócę jeszcze. Dołóż Ty coś do moich chudych zdań. Serdecznie pozdrawiam Bruno 13. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA1 Wara! nie wykonać zadania. Co pisałem w tamtym liście, tego już dobrze nie pamiętam. Wiem, że starałem się zacząć planowanie wędrówki wakacyjnej. Dobrze, że nie czytałeś (zresztą). Wszystko teraz i tak inaczej myślę, chociaż konkretnie wtedy też nic nie pisałem. Konkretnie pisać to przecież wymaga — prawda? Jak coś — to coś. Przechodząc do zagadnienia związanego z kol. lipcem, muszę stwierdzić, że wcale nie byłoby źle urządzić „gdzieś” — 10-dniową wyprawę w Bieszczady. Proponuję — 4 osoby, ja, ty + ktoś inny. Mam już jednego dobrego towarzysza, jest moim przyjacielem (wiesz, że kolega = przyjacielowi). To już 3 osoby. On mówi, że miałby 4. To do uzgodnienia. Napisz coś ty. Jeżeliby coś się zaczęło kręcić, to u mnie sprawa grosza 22  byłaby problemem (zarobić — kiedy?). Jednak starałbym się. Uważam, że na osobę — 400 zł jest nadto wystarczające. Uważasz — będąc wklejony w ściany internatu — co do dnia tak samo jak ja. Gdy byłem w Jarocinie, to też najbardziej (?) „tęskniłem” za sobotą. Do niej czułem pewne zaufanie. Wyście przerobili dopiero „Nad Niemnem”, my przystępujemy do „Potopu”. Boję się, że „Potop” może się zamienić w potop. Nie czytałem tego, a to wstyd. Zabieram się do czytania, a czas na pięcie. To nie wszystko, tu trzeba jeszcze „Szkice węglem” i cała garść nowel. No, ale głowa w górę — prawda? Wiem, że może ci się nudzić. Nieraz nuda jest pozorną. Mnie też różnie bywa. Ostatnio nastąpił u mnie przewrót w stosunkach z pannami. Pisałem Ci, że mam coś w spódnicy — prawda? Pamiętasz? Po 4 m-cach nastąpił niezbyt dla mnie uroczysty, ale ambitny koniec. Teraz sukniami się nie zajmuję. Ważne, że pierwszy „magnesik” przeszedłem i że spisałem się tak, jak na mnie przystoi. To może odejść. Jedno, co nie odejdzie, to poezja i malarstwo — bezpośrednio, a muzyka i wszystko co czuję — „pośrednio”. Chciałbym, żeby wszystko było ze sobą pogodzone. Co do studiów, to zgadłeś, chociaż nie wiadomo, co będzie za 1,5 roku (nawet jutro — prawda?). Różnie się myśli, a jeszcze inaczej wychodzi. No, ale gdzie silna wola — prawda? Ty na pewno się nie przestraszyłeś tak „małego” wymiaru papieru — ja też nie. Piszę, bo piszę. Trzęsę nogami. Zimno bo mi jest. Już 2 dni nie paliłem — brak czasu. Jutro to już muszę napalić. Po 15 bm. przyjedzie „z emigracji” Babcia + Dziadek — to będzie inaczej. Muszę ci przypomnieć, że masz zbierać dla mnie opakowania od żyletek — oczywiście w miarę możliwości (tylko goń lenia). Na pewno ciekawi cię, jak mi się powodzi. Chodzę przecież co dzień do kina — „nie”? (wczoraj, dziś). Kazik! otóż kupił mi bilet — i wczoraj, i dzisiaj — mój kolega. Toć zresztą wiesz, że ja lubię i potrafię wykorzystywać — prawda? 23 Dostajesz ode mnie dzisiaj (na pewno nie) list, którego rozmiar i esencja powinna chociaż w większości być wzorem (tylko nie przepisuj listu!). Zacznij pisać coś więcej i konkretnie. Ten list = 6-^-8 listów twoich. Ja też zawsze tyle nie napiszę, bo zawsze nie będzie tak zimno jak dziś. Kończę: serdecznie pozdrawiam twój (może?) Bruno 1 Jest to prawdopodobnie tylko część listu, jako że brakuje i nagłówka, i daty, które poeta zawsze pisał. 14. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 18.02. [19]59 Drogi Kazimierzu! Nie wynoszenie nad poziomy i nie górnolotne słowa ja od Ciebie chcę, ale coś konkretnego, a nie wciąż: „ten — tego”. Tak, tak, nie rób sprzeciwu. Ja wiem, że nieraz czymś w rodzaju balastu nadrabiam coś, czego nie mogę wydukać. Ale przynajmniej myślę, że jednak ty coś więcej „dukasz”. Co do tych znaczków, to uważam, że tyle paplania nie trzeba było wprowadzać do listu. Zrobiłem to, co mogłem (łapówek nie daję, bo... zresztą na nie mnie nie stać). Ja już ciebie trochę znam. Ty się tylko nie wymawiaj (ale czym? np. znaczkami...). Znowu muszę „pływać”, boś zawinił. Pamiętaj, że kłóciłem piszemy tak, o, a nie kłuciłem, jak ty To napisałeś. Wybacz! To mój obowiązek. Nawet pisanie „szybkie” nie usprawiedliwia tego. Mnie leci. Dziś idę — dla uczczenia mojego dnia — do kina na film prod. fr.-wł. „Helena i mężczyźni”. Jeszcze nie wiem, czy dostanę bilet, ale... Na „Ognistych wiorstach” 24  byłem — ot, taki sobie. U nas blabsko. Pogoda płata figle. Tak paskudnie. Ja się wciąż jeszcze „T o p i ę”. Z jednej strony dobrze, bo chociaż ciekawie. Jutro zamiast do Tarpna, walę do Inspektoratu PGR kleić gazetki. Och! — los „pędzla”. Tak to co Ci napisze? Acha! Kazik, już wycieczkowicze przyjechali. Jest mi raźniej. Z drugiej strony trochę denerwuję się, ale... przyzwyczaję się. Kończę serdecznie cię szczypię Bruno P.S. „Lipiec?” — ko... List pisany na dwóch kartkach zeszytowych gładkich. Na odwrocie drugiej kartki rysunek zielonym atramentem przedstawiający ptaka. Poniżej nieczytelnie podpis: „Bruno, 59 r.” 15. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 28.04.[19]59 r. Mój Kaziku! Fakt faktem, ale list listem. Specjalnie się nie wysiliłeś na pisanie. Nie chcę Ciebie ofukać, ale trochę więcej to bym chciał czytać. Trochę rozumiem, że są chwile depresyjne, że się nie chce brać nawet za siebie — dlatego — powtarzam — nie chcę Ciebie ofukać. Mnie też specjalne rzeczy się nie rodzą. Nowością starą jest to, że wracam do pisania. Pegaz się zjawił na fajnych nogach i czasami trochę idzie. Najgorzej to walczyć z [...] kartką papieru. W kinie byłem [...] 1 raz w kwietniu. Chyba [...] rozumiesz, jak się mogę czuć [...] Czytam książki, ot [...] Tak to się ze mną specjalnie nic nie dzieje. [...] Też mi się nie dziw. 25 Może będę Ci pisać mało, ale obiecuję w każdym liście jakiś wiersz — dobrze? Ty mi napisz, co sądzisz o załączonym wierszu. Jeżeli jesteś ciekaw, to ci nadmienię, że pisałem go na 1 lekcji, akurat u Dyda — dziwił się, że było tak cicho (bo tak, to zawsze mnie napominał). Może masz jakieś nowe zdjęcie, to przyślij (na pokaz). Wiesz, chciałbym się z Tobą zobaczyć. Wiem, że na razie to faja z tego, ale w wakacje — musimy. W jaki sposób — później. Serdecznie pozdrawiam Bruno P.S. Kazik! wysuwaj jakieś tematy, mogą być superpesymistyczne. W prawym dolnym rogu tekst zniszczony wilgocią. Brakujące wyrazy oznakowano trzema kropkami ujętymi w nawiasy. 16. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 6.06.[19]59 r. Mój drogi Piszę byczo, w tempie. Wybacz. Spieszy mi się. Zawsze chcesz to, co nie lubię. Otóż, robię ci tę przyjemność, że piszę ci ciut, ciut o szkole. Do matury nie dopuszczono tylko Gajdę. Są już oni po piśmiennym. Dziś właśnie czekają w ich celce dolnej — konferencja na ustny etap. Do naszej klasy chodzi 18 uczniów. Borowski i Kokoć już nie chodzą. A tak po staremu. Czuję, że będę w 5 klasie. Grożą mi 3 dst. Postaram się je zmniejszyć do minimum. No, ale... Kazik! ja w Olsztynie już wnet rok nie byłem. Tak, że twoja mama... Wiersze miałem (te, co ci załączyłem) drukowane w Toru26  niu, w wydawanym przez UMK „Głosie Uczelni”. Szkoda, że nie mam zapasowych wycinków, bo wysłałbym Ci inne. W zeszłym tyg. miałem publikację w IKP, dziś w „Nowej Wsi”. Jeżeli w poniedziałek dostaniesz „Nową Wieś”, to zobacz. Ja nie mam forsy, by kupić. Kupił mi dodatek Mleczek. Jestem zły, bo wydrukowali z błędem, którego nie daruję. Zamiast „na pniach” jest „na piach”, toć to jakbym palec stracił. Nie mogłem się wczoraj utrzymać (takie co). Wiersz ten nosi tytuł „Pejzaż”, ten sam, co ci już załączyłem. Wcale się go nie — spodziewałem — po 3 miesiącach. Napisz mi, kiedy jedziesz na obóz, to Ci napiszę, kiedy się zjawię, bo przecież chyba tak nie będzie, że ty na obozie, a ja u Ciebie? Co? Serdecznie pozdrawiam — Bruno 17. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 19/20. 08.[19]59 r. Mój drogi! Mocno Ci dziękuję za... wszystko. Ucieszyłem się, gdy ujrzałem paczuchnę. Wiesz zresztą, że ja to lubię, jak mnie w kieszeń pchają pazłotka ( — prawda?). Komu innemu to nie pisałbym uwag. Tobie mogę. Otóż, Kaziku (szczerze), o ile sprawiłeś mi coś dobrego tymi tomikami, to trochę nie w guście. Lubię mocne i głębokie liryki. Hordyriski mi się specjalnie nie podoba. Lec — owszem, ale... Jakoś mi nie leżą. Więc się gniewaj na mnie. Ja Ci dziękuję za pamięć. Wolałbym Boya. Niech tego Rewizora piorun weźmie. Oglądaj się, może go kiedyś „znaleziesz”, to mu wydrzyj te cuda. Jeszcze raz — dziękuję. Mnie leci ten czas jakoś po „macoszemu”. Chciałbym już siedzieć w szkole. Pisać nie mogę. Czytać też. Nawet wyspanie się jest problemem. Czas ucieka. Kiedyś mu dam po mordzie to zobaczy, żem dobrał na smalcu. Pogoda fajansowa. Co do krajobrazu — 27 to rzekłbyś — fest. Być z nim na Ty. Umrzeć w nim i nie mieć do nikogo pretensji. Kazik! przekonałem się, że warto żyć. Żyć dla samego wysłuchania muzyki, zobaczenia świata. Z ludźmi to różnie. Raczej to kichać. Ważne, że chcę żyć. Chociaż życie jest garbem. Może warto i czytać pismo — „Żyjmy dłużej”? Ale mnie szkoda forsy. Wolę „Nową Kulturę”. Założyliśmy w Grudziądzu „grupę poetycką 59”. Są w niej wszyscy (4) już z publikacjami na koncie. Jestem w niej najmłodszym. Może usłyszysz kiedyś o niej. Zresztą i posłuchać nieraz nie warto. Przecież jestem w niej — ja (a Ty nie lubisz pejzażów w moim ujęciu — no, nie?). Kazik! Pomimo „piwnicy” i zagrań wówczas na polu — (ziemniaki) jesteś (...). Możesz mi ufać. Ja chciałbym Tobie. Wiem, że w dużo wypadkach do siebie nie pasujemy, ale do przyjaźni jesteśmy od „a” do „z”. U nas (w Rulewie) już wszystko sprzątnięte. Teraz tylko młocki, czyszczenie, podorywki, siewy. Jestem 1 dzień w grupie hodowlanej (chlewnia). Pożegnam się z rolnictwem. Walę na plastykę. Być — artystą całą gębą. Mocno zbłądziłem, ale i to nie żałuję. Poznałem przynajmniej robotę, która jest szlachetna, zwłaszcza w rolnictwie. A tak to cóż? Gdy skończę praktykę, będę się dopiero czuł sobą. U nas z zarabianiem trudno. Chcemy tylko za 1 m-c nie płacić za stołówkę (418 zł). Myślę, że to nam się uda, bo zarobiliśmy na to przez 2 tyg. Kazik! S...decznie pozdr. — Bruno P.S. Dziękuję za „potop” widokówek — sprawiły mi zadowolenie takie, jakie umiesz sprawić tylko Ty. 28  18. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz] — ostatni dzień listopada — [1959] Drogi Kaziku! Dziękuję. Pisałeś list w piątek (no, bo mówiłeś — pisałeś — że jutro sobota — najlepszy dzień) — a data 26 bm. to co? Jak obserwuję, to żyjesz dniem wczorajszym. Może dlatego, że tęsknisz do świąt? Myślę, że był to dobry konkret. Kreci Pataczkównej ani Fafika w „albumowym” wydaniu nie ma. Jest tylko „Przekrój”. Jeżeli coś będzie, to... jestem do usług. Jeździmy na traktorach — raczej niektórzy. Dziś akurat miałem jeździć, ale organizacja tej ^ całej nauki pod zdechłym psem. Żeromski napisałby: „przełajdaczona”. Może w tej chwili jeżdżą. Ja czasu nie miałem czekać. Wystarczyło 45 minut. Tak to mi leci. W piątek byłem na „Niemcach” L. Kruczkowskiego. Sztuka dobra. Wykonanie różne, lecz zadowalające. Grudziądzki Teatr Popularny wchodzi na drogę w dobro. Byłem na filmie polskim „Sygnały”. Życiowe realia i ogólna słabość reszty. Jeżeli będą grać u Was „Los człowieka” wg Szołochowa, to „łaź”. Dobra robota aktorska, dobra tematyka. A w ogóle film radziecki pozbywa się schematyzmu. W szkole kończymy „Przedwiośnie”. Nie mogę doczekać się Tuwima (chociaż i tak za mało godzin lekcyjnych). Z feriami to mam kłopot. Różne osobistości starają się mi odebrać to, co w tej chwili najdroższe — samotny spokój. Czekam na ferie jak na chleb. Ty już walisz konkretami. Z forsą słabo. Jeżeli przyjechałbym, to na Sylwestra. Chcę trochę robić. Wciąż mam rozgrywki z Pegazem. Cholera mnie bierze. 12 grudnia jedziemy do Bydgoszczy na „Kordiana”. 5 i 6 grudnia będę wiernie kibicował mojemu braciszkowi na turnieju bokserskim juniorów. Roboty jest masa. No, ale musi pójść. Ty nie stój aby w miejscu. Jeszcze kilka miesięcy i... „szlus”. Zresztą jak dla kogo. Łączę moc pozdrowień — z buźką Bruno P.S. Przyślij „Móżdżek”! 29 Poniżej postscriptum rysunek niebieskim atramentem. 19. 	DO JERZEGO LESŁAWA ORDANA [Grudziądz], 10.12.[i9]59 r. Drogi Przyjacielu! Czas leci. Słowa nie umierają. Ważne, że idzie robota. Zresztą, jak u kogo. Mam teraz nawal przedmaturalny. Na poezję starcza mnie mało. Byłoby może lepiej, ale brak kąta staje się koniecznością większą od chleba. Biję się w pierś i oczekuję końca. Jeżeli zdam egzamin na plastykę (oczywiście — UMK Toruń), to odetchnę. Cholera mnie bierze, kiedy czytam, że w „Od nowie” toruńskiej leci wierszem. U nas cicho. Jedynie echo po artykule Śliwonika we „Współczesności” — błąka się po niektórych ścianach izb tzw. kulturalnych. „Chcą być na mapie?” „Chcą”... to nie jest złe. Wszystko p. Smolarek rozdmuchał, by uchronić swoje cacko (pieruńskie plecy). A w ogóle — trochę śmierdzi. Śliwonik dużo spraw zaokrąglił. A p. H. Chmielowski w ostatnim numerze „Spojrzeń” — uprościł. Każdy 30  stawia swój aksjomat, każdy ma rację. Och! te pyski rozchlastane... (może i mają rację?). Tylko się oderwać, i... lecieć, lecieć, lecieć. Z wierszy Twoich — jakie znam — najbardziej ciekawy jest „Arlekin odpoczywający”. Podoba mi się. Chcę Ci wyrazić (wybacz, że na papierze) swoje szczere zadowolenie (za „Starego belfra” — też). Dn. 26.11. br miałem w Grudziądzu wieczór autorski. Wypadł dość dobrze. Był trochę szokujący dla większości słuchaczy (młodzież). Powód prosty: znajomy uczeń w innej roli. Przygotowuję wieczór poezji Andrzeja Bursy. Jeżeli chciałbyś, to mógłbym współzorganizować Ci wieczór u nas w Grudziądzu (wieczory literackie — spotkania — org. KM ZMS) gdzieś na początku roku przyszłego (napisz). Ogółem — idzie. Ziąb jak u Margośki na zagonie. Nie łamię się. Mam swój upór. A pracą nad sobą nie gardzę (trzeba być żywym, by nie umrzeć). Planuję być w najbliższym okresie czasu w Toruniu. Może Ciebie — choć na chwilkę — odwiedzę. W sobotę będę w Bydgoszczy na „Kordianie”. „Poezja jest matematyką wyobraźni”. Łączę moc pozdrowień (oczywiście szczerych) i życzeń — Bruno. 20. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA dn. 19.08.[19]60 r. Mój Drogi! Więc znów coś. Dziękuję! Samotnie Ci, ale i trochę wesoło. Przecież piętaszek to nie taka znów łatwa rola. Zatem odwagi (od wagi?). Trochę mi głupio, że już dawnomojego pyska nie widziałeś. A szkoda. Zmienia się jak ten Gałczyńskiego księżyc przymierzający kapelusze. Twój chyba też nie lepszy — co? Zresztą wystarczy spojrzeć w lustro. Tylko nie warto mu wierzyć do-sło-wnie. Podob31 no te cholery kłamią. To nie są zwierciadła sprawiedliwości. Trochę im z d... śmierdzi — i to podobno choć-byś im cały basen kwietnej wody nalał. Świnie — co? Nie? Jak nie, to nie. Ale na pewno wieprze. — Też nie? To ciul. Ważne, że odpadają na sortowniku. Nie myśl, że nie mam na tyle odwagi, by Ci napisać „dupa” dosłownie. Wiem, że masz pretensję. Dlaczego? Ano, bo trzy kropki dupy nie zastąpią. Na ten temat tyle. Bo widzisz, głupstwa rodzą głupstewka — a może być także odwrotnie. Liczę dni. Niedługo do roboty. Zobaczy się, co to znaczy dosłownie. Nie ma gronia. Na forsę jednak nie choruję. Przydałoby się jednak piwko pełniutkie — może być malusieńkie, byleby z kołnierzykiem. Czuję, że długo nie pociągnę na tym padole. Zresztą dobrze siebie nie znam. Chciałbym mieć własny kąt. Chcę pracować, a tu fiut. Nerwy, nerwy... bez przerwy. Serduszko reperuje mi muzyka. Nie kocham się. Na baby (po chłopięcemu mówiąc) nie uczęszczam. Na razie żyję. Skoczniutko pozdrawiam — twój Bruno — buźka! Kocham to jest dziewczyna piękna dziewczyna dziewczyna która mnie nie chce a którą kocham mimo tego — a kocham pierwszy raz — i wiem że kocham bo gdy ona jest blisko nie potrzebuję kochać bo wtedy jest jak ma być: dobrze a gdy jej nie ma wtedy muszę kochać 32  bo wtedy jestem sam i wtedy jest mi tak niepoetycznie po prostu: źle i wtedy mógłby zarwać się cały świat wszystko mi jedno Bruno 21. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Wrocław], 3.10.[19]61. Mój drogi! Egzaminy na studia zdałem. Zostałem także przyjęty. Na razie szukam budy. Nie wiem, czy będę miał stypendium. Jak mi się żywocik ustabilizuje, napiszę więcej. Napisz. [Serjdecznie pozdrawiam — Bruno 22. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Grudziądz], 17.10.[19]61. Kay! Jestem już w domu. Szkoda, że tak się stało. Z drugiej jednak strony specjalnie nie żałuję. I tak długo nie pożyję. A jak zdechnąć, to lepiej w innej atmosferze. Nie ciągną mnie tytuły ani podobne „sody”. Mnie na „wspaniałej przyszłości” nie zależy. Chcę tylko być sobą. Jeszcze coś zrobić i... „Zrobić” to po mojemu... Po co zresztą będę Ci pierdolił na rozum. Mam w sobie inną krew niż ci, którym... Kay! Pamiętasz. Belfer nam — zresztą słusznie — mówił: nie ma 33 2 — Listy  dwóch (tzn. takich samych) listków na drzewie... Resztę sobie dołóż. We wspomnieniach I. Erenburga o Tuwimie znalazłem zdanie: „Poeci nie mogą długo żyć”. Nie chcę Ci wmawiać, czym jestem. Ale to prawda. Poetą nie trzeba być, trzeba się nim czuć. Zresztą jestem zbyt wielkim romantykiem. A w tych czasach reumatycy mają większe szanse. Co z tych moich rozmyślań się sprawdzi — zobaczymy. Niedługo znowu opuszczam Grudziądz. Prawdopodobnie osiedlę się w Krakowie. W tej chwili sprawa nabiera tzw. mocy „ urzędowej. Kay! Trudno mi usiedzieć w jednym miejscu. Trzeba poznawać. Wiem tylko, że własne śmieci są najbliższe sercu. Ale trzeba wreszcie spróbować: albo albo. Kay! Trzymaj się! Stach jest w Komorsku. Gospodaruje. Napisz. Buźka — Bruno. Na pierwszej stronie rysunek (tusz) przedstawiający odwróconego tyłem mężczyznę. W miejscu głowy coś na kształt wysoko postawionego kołnierza z napisem: „Kocham”. Po prawej stronie serduszko. Podpis: „Bruno”. 23. 	DO JERZEGO PLUTY [Kraków], 24.10.[19]61 Mój Drogi! Skończyły się wojaże po Polsce. Zatrzymałem się na stałe w Krakowie. Pracuję w swoim fachu1 w Hucie im. Lenina. Mieszkam w pięknym hotelu-klubie. Izby lepsze niż w naszym „Szklanym”2. Kawiarnia jest na miejscu, telewizja też. Słowem: gra. Jestem tu dopiero dwa dni. Czuję się jakiś zblazowany. Dlaczego? Nie wiem. Powoli życie się ustabilizuje. Początek zawsze jest trudny. Znalazłem się wśród dobrych ludzi. Inaczej tobym wypierdalał stąd w podskokach. Mają znajomości, więc mogę tu na stałe łazić i liczyć gwiazdy. Na piwo też coś nie lecę. Mam zasrane gardło. 34  Przeziębiłem się we Wrocławiu i tak ciągnę to zimno za sobą. Ale pogoda w południe jest śliczna. Przynajmniej dzisiaj taka była. Jurek! Stuknij tam przy okazji piwsko w „Centralnej” na nasze zdrowie. Postaram się zrobić tak samo. Trzymaj się dobrze. Napisz coś. Pozdrawiam. Ściskam prawicę. Bruno. PS. Jurek! Tam mój kumpel (ale w dobrym znaczeniu) wysłał 50 zł do mnie. Mnie oczywiście te złote nie zastały. On też ich jeszcze nie obejrzał. Może leżą u portierki (wątpię) albo na poczcie. Niech portierka powie listonoszce, że mają je wrócić na adres nadawcy: Jerzy Świątkowski, Grudziądz, ul. Groblowa 11. ł „Angaż: I ogrodnik kwiaciarz” (R. Milczewski-Bruno, Rodowód [w:] [Rodowody, Oprać. J. Kajtoch, J. Skórnicki, Warszawa 1974, s. 248). 2 Dom Studencki „Szklany Dom” przy pl. Teatralnym 8 we Wrocławiu. 24. 	DO JERZEGO PLUTY [Kraków], 31.10.[19]61 Drogi Jurku! Twój list dodał mi trochę krzepy. Czułem się cholernie w ten dzień. Wysłałem całą kupę listów, a otrzymałem tylko jeden — Twój. Byłem pewien, że będzie ich więcej. No, cóż: życie. Trudno Ci zrozumieć i wczuć się w moją chwilę, którą przeżywałem. Ale zachlałbym się do nieprzytomności. Brak pod ręką procentów trzymał mnie jakoś na — i tak — wiotkich nogach. Dopiero na ulicy znalazłem równowagę. Czasami złapie mnie za pysk żal jakiś i smutek, że schowałbym się za jakiś róg i bym płakał. Nie wiem, co ze mną jest. Bo — widzisz — gdy mi ktoś pięścią w mordę da, 35 to trudno u mnie o łzę, zaciskam tylko szczęki i zamykam pięści. Wiesz, ja nie pasuję do tego życia. Mam tylko takie jaśniejsze okresy, kiedy oddycham normalnie. Normalnie, to ja wiem jak? Słowem: wszystko prawie do dupy. A Ty jeszcze ogłaszasz konkurs (dla mnie) na wiersz o hucie. To Ci się nie uda. Zresztą może akurat jakiś komin stanie mi pewnego dnia w sercu i będę musiał zamienić go w wiersz? Nie wiem. (...) 25. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], 31.10.[19]61. Mój Drogi! Zawsze piszemy chuj — tak. A nigdy: przez samoha. Pamiętaj. Dziękuję Ci za zdania. Bo Stefan, ten skurczybyk, nic nie pisze. W poniedziałek myślałem, że zdechnę. Wysłałem całą kupę listów, a nie oglądałem nawet gówna. Szmegle skubane. Już ja bym Wam mordę poobijał! Słowem: spisałeś się dobrze. Byleby było tak dalej. Nawet nie wiesz, jak to dużo dodaje krzepy takie dobre maleńkie słówko — tu na wy gnano wie. Gdybym wczoraj pod ręką piwsko miał, to dałbym sobie w dwie dupy. Nie mogłem wytrzymać. Dopiero na ulicy ostudziłem się. Piwa to prawie że nie piję. Jestem tu już przeszło tydzień, a wypiłem (obaliłem) dopiero 2 piwa. No, ale to niektórzy chwalą. Najlepszą przyjemnością jest dla mnie sen. Robotę mam dobrą. Na razie pracuję jako ogrodnik. Potem, jak będę chciał, mogę pracować w domu kultury. Ale tu mam dobrze. Dzisiaj wsuwałem świeże poziomki. I jutro mogę. Przepraszam: jutro wolne — zaduszki. Pośpię sobie dłużej. A potem? Łażączko! Gdy Henio przyjedzie, to będzie o’key! Jerzyk! W piątek o godz. 23.00 Henio jedzie do mnie. Bądź z nim na dworcu. Jesteś szczęśliwym semaforem. Wpadnij do nas do domu i obgadaj z nim. Przynajmniej 36  wypuścisz go jak gołębia w lot. Przypilnuj, żeby kupił dobrze bilet. Bo widzisz, sprawa ma się tak. On musi kupić normalny bilet: Grudziądz — Kraków przez Laskowice — Karsznice (II kl). W Laskowicach wsiądzie w pociąg pospieszny, który leci z Gdyni do Krakowa (1.08). Więc Henio musi kupić bilet dodatkowy na poc. pospieszny (Laskowice — Kraków). To wszystko. Pozdrawiam. Ściskam łapę — Bruno. List pisany niebieskim atramentem po obu stronach 2 kartek papieru kredowego (format pocztówkowy). Na 4. stronie rysunek (tusz). Podpis: ..Bruno”, 26. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Kraków], 6.11.[19]61. Mój drogi! Będziesz miał radio. To dobrze. Cholernie kocham muzykę. Bo to coś jest bardziej konkretnego niż kochanie. Ale mówię prozaicznie. Muzyka to jedyna chyba rzecz, dla której warto żyć. Ale taka bez słów. Bo przeważnie są 37 kiepskie i tylko nastrój psują. Słowem: dobra rzecz. Gdy zagospodaruję się, to może uda mi się skombinować jakiś adapterek. Szanse są. Ale po nowym roku. Patefon zostawiłem w domu. Coś tam się zepsuło. Ale mimo tego burczy. Niektórzy to mnie za niego wyśmieli. Ale co robić, istnieją jeszcze na ziemi filistery, farmazyny i skurwysyny. Wiesz, już dawno nie chlałem gorzały. A przydałoby się przeczyszczenie malutkie. Mam zatwardzenie. Na serio! Nawet coś tak jakby... ślepa kiełbaska swędziła. Mój Boże, oby nie ślepa kiszka. Od niej daleko. Już wolę twarożek. Ostatnio to na klozecie wypociłem kilka bobków. Może jutrzenka ulgi nadejdzie wnet. Powinna. Bo wpierdalam, a nic nie odchodzi. Tylko gazy. Dziwię się, że nie śmierdzą. Kay! Jestem z ciebie dumny. Jak to dobrze, że się trzymasz. Będę się starał. Wiesz, czasami tylko mnie taka chandra chwyci. Nieraz to naprawdę czuję, że żyję, że jestem jakimś ludziem. Dzisiaj przyjechał do mnie brat. Zaraz inaczej się czuję. Od stycznia będziemy mieszkali razem. On będzie boksował w I lidze, a ja będę menażerował. Jakoś będzie. Kay! Kiedy się zobaczymy? Czekam na list. Ściskam łapę — Bruno. Prozę mam w notatkach. Na pierwszej stronie rysunek (tusz). Podpis: „Bruno”. 38  27. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], dn. 13.11.[19]61. (15.41, pada deszcz Knyrps poszedł się myć). Mój Drogi! (Salutoremontodepicza!) Zasrana pogoda. Wiatr od rana roznosi moją bujną wyobraźnię jak liście. Stefan odjechał. Zostałem znów sam (?). Spóźniłem się do roboty. Gdyby nie Knyrps, spałbym do obiadu. Tylko ambaras w tym, że nikt by mi go nie podał. Dzisiaj — zresztą — z obiadu muszę zrezygnować. Będzie tylko suchy „glonek” i coś z płynu. Ale to nic. Jakoś musi być. Dobrze, że dostałem list. Inaczej: to bym był chory zupełnie. Wziąłem w robocie bukiet chryzantem. Wyniosłem za bramę. Wziąłem... Tylko widzisz nie wiedziałem dla kogo. — Komuś go szczerze dam — myślę. To na pewno. Bo skoro go wziąłem (tzn. ten bukiet) no, to muszę go oddać. Wsiadłem do zatłoczonego tramwaju i odważnie broniłem kwiatów przed okupacją. Zajechałem szczęśliwie. Wchodzę na portiernię. Pani zza drzwi woła: p. M. ma pan coś. Patrzę: list. No, to wdechę. — Masz Pani to — mówię. I biorę klucz. I wychodzę. — Ależ panie, pan sobie kupił i... — Dobra, dobra — mówię — wszystko w porządku! — No, i koniec. Nie jest to historia warta tylu słów. Ale musiałem się wygadać. Bo jakoś mi było lżej. Lubię robić coś z pasją, bez zastanowienia się, bez łaski, od ręki. Małe to było, ale szczere. A jutro mam iść do pewnej pani. Ma podobno garsonierę. No, i ładna ma być. Moja rola ma być: przyjemna i pożyteczna. Umieściłem słowo: przyjemna na początku, ale to drugie jest służbowe. Nie będę się rozgadywał, bo nic nie wiem więcej na ten temat. Tylko, że mi trudno coś utrzymać w tajemnicy. Lubię się z kimś dzielić wiadomościami. Nie myśl, że jestem zawsze szczekaczem. Nie. Potrafię utrzymać słowo. Ale tu tego nie nada. Zwykle tak jest, że wówczas gdy mówię coś na temat, który wypłynie jutro dopiero, to nic z tego nie wychodzi. 39 No, ale daj boże dobry dzień. Co będzie: zobaczę. Żałowaliśmy, że Ciebie tu nie było. Naprawdę odczuwaliśmy ten brak trzeciej duszy. Byłbyś cholernie pasował do tych dni. Biję się w pierś, ale już jest po wszystkim. Zresztą inaczej nie mogło być. Za mało groszy. Gdybym miał, to bym Ci wysłał na podróż. Byśmy sobie uskutecznili to, na co by było nas stać. Dzisiaj nie mogę. Może będę miał dobre dni i dam radę potem. Chciałbym. W grudniu to się zobaczymy na pewno. Obalimy piwsko jak się patrzy. Tylko, że u mnie już nie te czasy, które były jeszcze tak niedawno. Jestem lichy. Zresztą, zależy od dnia i pragnienia. Bo widzisz, mam chwile, które znaczą dla mnie mniej niż gówno. Wszystko mi jedno. Ale czasami to chcę być człowiekiem. Bo człowiek to czasami taki przyjemny skurwysyn. Nie będę Ci pierdolił o dniach stefanowskich. Sytuację tę przedstawi Ci on sam. Gadać o czym jest. Wrażenia są. Byleby tylko krzepa była. Najbardziej mnie wkurwia chwila, gdy wracam z roboty z listem w ręku, a siedzi Knyrps. Przeczytam list i już mnie nie ma. Cholernie mnie to męczy. Mimo, że ten człowieczek (opowie Ci o nim Stefan) jest naprawdę w porządku. Że się lubi co chwilę myć, to już nie moja wina. Przed chwilą poszedł precz. Że pada deszcz? No, to co. Za ścianą znowu grają. Na mandolinach. Mają nockę, więc mogą sobie na takie coś pozwolić. Gdybym mógł, to bym im dał zaliczkę roczną. Graliby mi za ścianą całą dobę. Na płyty dałbym im też. Chyba, że by mnie coś podniosło i bym im tego grata dupnął na stałe. Przydałby mi się tu ten mój patefon. Co tam Stefan pierdoli, że lichy. Ciula się zna na takich skomplikowanych instrumentach. Ja to przynajmniej jestem fachowcem od nich. Że nie mam na to papierów, to nic. Wierzę sobie, i to mi wystarczy. Teraz jakaś baba śpiewa „Marjolenę”. — Dziewczyno ma... itd. Toć przydałaby się jakaś spódnica. I nie tylko ona. Dupa też mogłaby być, usta... Ja potrafię zrobić z tym porządek. Że się powoli zapalam na takie rzeczy, to wina... 40  kogo? Wiem. Ale niech to będzie między mną a mną. Życie to jest zasrany refren. Muzyka daje mi jedyną dobrą stronę. A tak jeszcze piwo do tego i własny kąt? Och, królestwo niebieskie tak bogate nie będzie nigdy. Zresztą nie wiem. Może się mylę. Może jestem wariatem. Może jestem... Po co to? Po co? Zabieram się do roboty. Czuję, że Pegaz zadzwonił dzisiaj rano kopytami o moją ścianę. Chce znów skurwysyn coś dobrego zjeść. A że bida ma u mnie minąć, dowiedział się z kalendarza. No, to się domaga skurwysyn o obrok. Już ja mu dam. Bo on chce, to ja mu muszę dać. A figa... A może jednak dać? Dać, nie dać, dać, nie dać, dać, nie dać, dać. Mój Drogi! Dać! Muszę dać. Inaczej, to mogę robić wycieczkę do Piotra. Ja muszę ciągle dawać. Gdy dam, będzie mi lżej. Po cholerę to wszystko nosić przy sobie — no, nie? Trzymaj się. Wymagam od Ciebie tego. Nie wolno się łamać. Tym bardziej, że masz z kim wypić piwsko. A temu kurduplowi zapierdol przy niej w kark. Kark to świetne miejsce, by ona straciła głowę. Ściskam prawicę. Pozdrawiam. Czekam. Bruno 28. 	DO JERZEGO PLUTY [Kraków], 20.11.[19]61 Drogi Jurku! „Z drogi. Z drogi. Bo chłopaki idą”. Żebyś wiedział, jak mnie nogi napierdalają. Teraz to już się ustatkowały. Bo zdjąłem kalosze. Ale przez bitych 8 godzin to namachałem się zdrowo. Dali nam takie traktory. Nie są złe. Wytrzymają dobre parę lat. Ale ja mam obie lewe nogi i co zrobić? Muszę w nich łazić, bo innych nie mam. [...] Dostałem dzisiaj w dupę w robocie. Bo normalnie to jest w porządku. 41 Nie wmawiaj mi tylko, że mam źle. Nie. Tak nie jest. Tylko mnie to nic nie zadowala. Chyba że piwo i muzyka. Tu też tej muzyki niet. Za ścianą, to teraz sąsiedzi grają na adapterku. [...] Ale piwo to tu jest. Przeniosłem się z „Pasieki” do „Centralnej”. Bo tu jest grzane. 4.20 — kosztuje. Ale niczego sobie piwsko. [...] Powoli wracam do formy. Rysuję dużo piórkiem. No, bo na inne rzeczy w tej chwili mnie nie stać. Wiadomo — farby drogie. Nawet Pegaz podaje mi obrok. Powoli da mi skrzydła. I wtedy pofrunę. Gdzie? Tego jeszcze nie wiem. Z tym „Pejzażem”1 to nie bierzcie mnie pod włos. Wiem, że jest dobrym wierszem. Ale po chuj na konkurs. Mają tam swoich. Zresztą... [...] wysłałem na ten turniej wiersz: „Trzeba być człowiekiem” (załączę Ci go)2. Tylko nie był przepisany na maszynie. Zresztą: pierdolę. Wysłałem go tak dla draki. Dobry wiersz. Ale wiesz, jak to na takich turniejach bywa. Upoważniam Ciebie do udziału w tej imprezie (zamiast mnie). Gdybyś miał czytać mój wiersz — czytaj albo daj komuś innemu, kto dobrze przeczyta go. To jest w nim najważniejsze. Słowem: reprezentuj mnie. Albo daj zastępstwo. [...] 42  Dygresja: wysłałem mój wiersz pod godłem „Mama”. Tyle pierdołków o tym. O wynikach i imprezie daj mi szybko znać. Ja nie liczę na sukces. Pierwszy raz próbuję. Ściskam łapę — Bruno W tekście listu rysunek czarnym tuszem podpisany: „Bruno”. 1 W tomiku Dopokąd (Olsztyn 1974, s. 10) drukowany pt. Od Tarpna krajobraz. 2 Pierwodruk w „Pomorzu” (1961 nr 14). Nie włączony przez autora do żadnego zbioru. Mowa o turnieju poetyckim „O Złoty Wawrzyn Pałacyku” we Wrocławiu. 29. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], 27.11.[i9]61. Mój Drogi! Niedobrze! Henio nie pojechał do NRD. Źle. Zawalić sprawę przez głupi dowód. Ale z niego to taki mały skurwysyn. Niby to jest mistrz, niby to nic. Sam ma w tym winę. Chciałby, żeby mu ktoś wszystko załatwiał. Ma więc takie wyniki. Jak nie przypilnuje tego, to z Budapesztem może być tak samo. Słowem: źle się dzieje. Młodzi tracą głowę. Żeby tylko nie spadła mu z karku. Bo był chłop, chłopa nie ma. A byłaby szkoda. Ma szanse. Mój przyjazd na święta rozświetli wszystkie obecne możliwości na tzw. realizm. Ty dalej trzymasz się Joli. No cóż. Jeżeli tak trzeba, no to trzeba. Tylko takie rzeczy rób z głową. Najważniejszą sprawą dla Ciebie, to: nauka. Musisz skończyć budę. Staraj się. Z tym obrazem, to rób jak zechcesz. Wstrzymuję się od głosu. Ale piwsko to bym wychlał. Oj, jak mi gardło ciągnie w jego stronę. Nie masz pojęcia. Całą „klubową” obaliłbym dzisiaj jednym pociągnięciem. Takie mam dzisiaj pragnienie. W Grudziądzu zrobimy ubaw, że 43 ha. Podpadł mi Stefan. Skurwysyn nie dotrzymuje słowa. Najgorzej mnie takie coś wkurwia. Zrzuć mu tę aureolę sławy ze łba, bo jeszcze naprawdę świętym zostanie. Mordę bym mu nieraz obił, że się patrzy. Czekam. Czekam. A tu nic. Jerzy — słuchaj! Masz takie zadanie. Zrobisz to zaraz po otrzymaniu listu. Tylko na pewno. Ja nie tracę rachuby czasu. Wiem, ile trwa okres odlotu i przylotu listu. Słowem: słuchaj. Pójdziesz do Stefana i z szafy zdejmiesz moje bloki. Wszystko, co tam w nich jest (prócz tego bloku z reprodukcjami), weźmiesz na krzesło. W jednym bloku jest papier kredowy — wiesz jaki. Potem niech Stefan wyjmie z szafy teczkę-skoroszyt (różowy), w której są moje pisma z publikacjami (wszystkie). Włożysz je w blok. Tak że pisma, rysunki i papier będą w jednym lub w 2 blokach. Te bloki weźmiesz ze sobą do domu i opakujesz papierem (obkleisz) i związawszy sznurkiem wyślesz na mój adres. Jeżeli Stefan ma papier, to obwiń u niego. Bo on to miał zrobić. To jest sprawa pilna. Potrzebuję to. Zwłaszcza pisma (wszystkie: znam je) i papier. Chcę je oglądać w tym tygodniu. I to na pewno. Inaczej to nie mamy o czym gadać. Nie róbcie ze mnie wariata. Stefan coś tam pierdoli sprawę. Tobie ją powierzam. Dotychczas tylko Ty dotrzymujesz zdania. Trzymaj sztamę. Bo gdy przyjadę do domu, to będzie za późno na rozrachunki. A nie lubię łaski. Słowem: tak zrobisz. Żeby tylko wszystko tam było. Bo Wam łby poprzetrącam. Wczoraj byłem na spotkaniu z poetą Markiem Skwarnickim (nie znałem go wcale). Narozrabiałem na tym spotkaniu. Był szum jak cholera. Byłem zdenerwowany. Ale było o’key! Powoli wgryzam się w życie literackie Krakowa. W następnym liście załączę wiersze do przepisania na maszynie. Trzymaj się, Jerzy. Odwiedź moją Mamę. Pociesz ją. Bo ona nie ma nerwów z Heniem i całą resztą. Ona tego potrzebuje. Ściskam łapę — czekam — Bruno 44 't£*vfCiY-r *>»v ^■rłlłw ’łrj}' p *? ^;>ve^> ,T y>» » • •''»* »»ij .•X**Aj, /V»y/t oy ¿p rV^ ^ y 7«' »nnfc, V/?Ą *>*if »* > > *.» *J *y> jJ *>>' **f~c.j‘ j iyĘjf V/ ^/y v^ V C/ CyX> 'LfifJ+i 9 «P *. łłij/J/^ Nawalił Stefan całą gębą. Pierdolę taką robotę. Wszystko jest piękne cacy — cacy wtedy gdy gadam z kimś w oczy, a potem to wychodzi inaczej. Źle się dzieje. Będę o tym pamiętał. Jeżeli do poniedziałku włącznie nie otrzymam tej przesyłki — mam Was gdzieś. Ściskam łapę. » Bruno List pisany po obu stronach 3 karteczek formatu pocztówkowego. Na odwrocie kartki oznaczonej cyfrą „2” fragment rysunku Bruna (tusz) oraz data: „listopad 61”. Po jednej stronie dwu pozostałych kartek fragment rysunku (tusz), który przedstawia trzy pary nóg (od stóp — do kolan). 30. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], 5.12.[19]61. Mój Drogi! Rzuć takie pisanie. To chyba nie dla Ciebie. Banały. Dużo wyczuwam wpływu z moich 2 wierszy: „Trzeba być 45 człowiekiem” i tego drugiego bez tytułu („Nic z tego”). To nie jest zarozumiałość z mojej strony. To widać. Poświęć więcej czasu na malowanie. Tam masz większe szanse. A o poezji to czytaj. Poezję także. Muszę Ci rozkazać, byś kupował „Nową Kulturę”. Dla Ciebie oczywiście. Zrób to. Nie pożałujesz. Tam dużo jest poezji i o poezji. Ba, 0 poetach także. A teraz są tam publikacje dotyczące literatury dwudziestolecia. Będzie Ci to potrzebne do matury i dalej. A tych rzeczy nie ma w podręcznikach. Warto to przestudiować. Możesz zastrzelić wtedy najlepszego „profesora” w budzie. Słowem: zrób to. „Pomorza” 1 „Współczesności” nie kupuj. Dunarowski mi przysyła „Pomorze”. A „Współczesność” kupuję. Całą resztę czytam w klubie MPiK. Interesuj się literaturą. Oczywiście, jeżeli masz chęć. Nie warto się naginać. Musisz przygotować się, a potem ewentualnie znowu popróbować pisać. Teraz, to możesz aby stracić głowę. Poetą, to nie jest tak łatwo być. „Trzeba samemu spróbować mieć talent, aby przekonać się, że inni mają go naprawdę”. Tak powiedział George Simenon. Wczoraj kupiłem Ci piękny tomik Tuwima. Nowy wybór wierszy. Chyba będziesz zadowolony. Jutro Ci go wyślę. Tylko nie puszczaj nauki. A piwo to obalimy, gdy przyjadę. Napisz mi, jak tam Henio wygrał. Oczywiście, gdy wygrał. Ale inaczej nie myślę. Jak tam „Stal” stoi w lidze. Myśmy mecz w Stalowej Woli przegrali 8 : 12. Ale remis by był, tylko nawalili sędziowie. Ale ta porażka zadawala. Byliśmy b. osłabieni. Mamy szanse na mistrza I ligi. Co będzie, zobaczymy. Dzisiaj mam spotkanie z młodymi poetami. Trzymaj się. Pisz. Ściskam łapę — Bruno. Pozdrów Zdzicha.1 List pisany po obu stronach 1 /2 ark. papieru maszynowego. Na drugiej stronie rysunek (tusz): głowa męska w kapeluszu oraz fragment drugiej głowy. 1 Zdzisław Sobocki — malarz, przyjaciel Bruna. 46  31. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 13.12.[19]61. Mój Drogi! Naaareszcie! Dlaczego rozwalasz się w dwóch listach skoro ze znaczkami krucho. Wiem, wiem: nerwy. Dziękuję Ci za wszelkie informacje, których — niestety nie załączyłeś. Dziwię się, że nie zauważyłeś nawet zmiany na butelkach z piwem. Chyba jesteś wrażliwy wzrokowo — co? Zresztą dobrze robisz, że czekasz na mnie. Razem oszacujemy te flaszki. Ale nie z zewnątrz, tylko z wewnątrz. Etykietki swoją drogą, a „środziech” swoją. Czuję smak naszego piwska na wargach. Mało piję tego trunku. Bo nie mam z kim. A nawet już mnie nie pociąga ono tak jak kiedyś. Wnętrze nie żąda już przelewania. Zresztą: bo ja wiem. Chodzę pod wrażeniem. Wyobraź sobie za ostatnie (dosłownie!) grosze kupiłem sobie kilka tomików i... „Czarnego Orfeusza”. Chodzi mi zwłaszcza o tego ostatniego. To jest taka widokówka z nagraniem. Kupiłem ją i nie mam na czym grać. Ale mój szef ma adapter więc jakoś poszło. Dzisiaj zmobilizowałem go. Zreperowaliśmy ten kręciek, no i puszczałem Orfeusza bez przerwy. Świetna rzecz. Jerzy! Warto żyć dla samej tylko muzyki. A co dopiero dla rzeczy innych. Koniecznie kupimy sobie z Heniem radio z adapterem. Będę pełniejszy. Bo tak to mam serce kalekie. Z książek to najbardziej cieszę się Czechowiczem. Szkoda, że groszy nie mam. Byłoby coś więcej. No, ale jakoś będzie. Już niedługo będę w Grudziądzu. Liczę dni. Martwiłem się o Heńka. Ale wygrał całkiem ładnie. Należy mu się szufla. W tę niedzielę tj. 17 bm. będę na meczu z Legią. Mamy szanse wygrać. Ale drużyna nasza jest b. osłabiona. W razie wygranej mamy mistrza rundy jesiennej. Zresztą porażka też powinna zadowolić. „Hutnik” jest przecież beniaminkiem. Stefan nawalił całą gębą. Od czasu, gdy wyjechał z Krakowa, zapomniał mojego adresu. Przydałoby mu się 47 coś na brodę. Z Knyrpsem jest ostatnio o’key! Trzymaj się kupy. Jeszcze tylko dobry tydzień. Pozdrawiam. Ściskam prawicę — Bruno. Jerzy! Zdzichowi nasraj w te jego łagodne jak u owcy — oczy. Kutas zapomniał pisać, czy też nie potrafi? Bo jak nie da znać, to przy najbliższej okazji zaiwanię go kuflem w łeb, że będzie mógł się płasko nosić. Powiedz, że życzę mu zatwardzenia albo silnej sraki, takiej, która zrobiłaby mu z dupy pędzel. List pisany po obu stronach kartki formatu zeszytowego. Na drugiej stronie fragment rysunku (tusz) przedstawiającego sylwetkę ludzką (popiersie). 32. 	DO JERZEGO LESŁAWA ORDANA [Kraków], 13.12.[19]61. Mój Drogi! Dziękuję Ci za informacje. Skąpe to, ale zawsze coś. Po prostu: odwaliłeś pańszczyznę. Ale to nic. Prosiłbym o dalsze. Mnie powoli robi się ciepło. Dwa razy w tygodniu jestem na żywo z młodą literaturą Krakowa. Najbardziej zaprzyjaźniłem się z M. Czumą. Fajny, równy z niego chłop. W styczniu będę miał wieczór autorski. Należę do Koła Młodych przy ZLP. Nasze toruńskie schadzki były w stosunku do tutejszych za bardzo anemiczne. Na spotkaniu z M. Skwarnickim narobiłem szumu. Była emocja. Możemy nawiązać z Toruniem kontakt. Chętnie przystaną. Wymiana taka przyda się. Pomyśl o tym. Tu jest m.in. grupa poetycka (studencka), do której należą: Czuma, Faber, Moczulski, Szymańska i ja. Cała ta grupa bierze udział w pracach Koła Młodych. Tam oczywiście grono jest szersze. Czekam na nowiny. Pozdrawiam: Bruno. 48  33. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA [Kraków], 17.12.[19]61. Kay! U nas zimno jak cholera. Przeszło 16 zimna (—C). Moje łażenie na powietrzu ogranicza się jedynie co do załatwienia sprawunków „żarłocznych”. Chyba, że mnie ruszy chęć słuchania muzyki. No, to walę do księgarni. Dzisiaj byłem na meczu Hutnik — Legia W-wa. Jako kibic i porządkowy. Zremisowaliśmy. A mogliśmy wygrać. Za noszenie opaski na rękawie dostałem 28.50 zł. Na obiad, piwo i znaczki wystarczyło. Teraz czekam na wyjazd do domu. Jeszcze 5 dni. Zleci razdwa. Cholernie z groszem. Nie wiem co robić. Podróż za dużo kosztuje. Za 500 zł mogę gówno zdziałać. Sama kolej — 300 zł. Mówię ci, wszystko jest do dupy. Wkurwia mnie to życie. Chciałem sobie kupić ubranko. Za 426 zł. Czarne. I ciul z tego wyjdzie. Może... Pcham się przez ten świat i nie wiem po co. Ale zdechnąć w taki ziąb nie chciałbym. Żyć się nie chce, a co dopiero umierać. Kay! W domu (ul. Świerczewskiego 37) będę do 1 stycznia. Gdybyś miał jakiś plan — pisz. 23-go bm. wyjeżdżam. Trzymaj się. Zdrowych świąt i takiegoż nowego roku życzę — Bruno. List pisany na 3 stronach 2 kartek papieru kredowego (format pocztówkowy). Na pierwszej stronie rysunek (technika mieszana) przedstawiający twarz kobiecą. Podpis: „Bruno 61”. 34. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO (Kraków], 15.01.[19]62 r. Mój Drogi! Musisz cholernie się uczyć, skoro nie masz czasu na list. Ale to nic. Nadrobisz to jeszcze. W nocy przyjechałem z Rzeszowa. Jestem trochę zmęczony. Mam przed sobą 49 rycerskiego sikacza i nie wiem co z nim zrobić. Poczekam na Knyrpsa. Na kolację mam: cebulę lub bryndzę. No, oczywiście na margarynie. Dzisiaj zrobiłem małe zakupy. Najważniejszą rzeczą była guma do moich majtek. Muszę wymienić starą, bo mnie tnie, że ha. Trzymam się nawet dobrze. Tylko jeszcze muzyki mi brak. Ale i to powoli będzie. Załączam Ci almanach świeżo upieczony. Zajmij sobie nim trochę czasu. Na str. 70 jest mój wiersz. Mój debiut z 58 r.1 nawiasem mówiąc. Żałuję, że nie wysłałem więcej wierszy tylko ten jeden. Sugerowałem siebie tematyką. Ale przecież moje pejzaże pasowałyby. Ale to nic. Innym razem będzie lepiej. Zabieram się do roboty. Jerzy! Napisz mi jak tam sprawa Henia się ma. Co w ogóle ciekawego w grajdołku słychać. Wiem wnet aktualnie o mieście więcej niż Ty. Bo Ty nawet nie wiesz, że wyszedł przewodnik po Grudziądzu. Mam już go. Jeżeli wiesz, to tym gorzej dla Ciebie. O takich rzeczach należy mnie informować. Ściskam prawicę — Bruno. 1 Wiersz Starości dłoni w almanachu Młoda wieś pisze, LSW 1961. 35. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], dn. 22.01.[19]62 Mój Drogi! Faktycznie. Mało mi piszesz o tym co mnie interesuje. Nie wykonujesz moich zaleceń. Nie będę Ci pisał, że to są prośby. Liczę na Ciebie i dlatego pewne rzeczy rozkazuję. Tak samo chętnie wykonałbym coś dla Ciebie. Oczywiście w miarę moich skromnych możliwości. Nie wymagam od Ciebie czegoś ponad siłę. Ale z tą paczką to mogłeś załatwić. Czekam na nią jak na boga. Chcę zabrać się do roboty. A tu 50  nic. Czekam nadal na etykietki od grudziądzkiego „porteru” i piwa jasnego. Powinieneś czytać prasę codzienną. Sportowe sprawy związane z boksem chcę mieć od Ciebie na bieżąco. Gazety nie potrzebujesz kupić. Masz ją w ikapie w oknie. Tylko jesteś leniwy. Myślisz, że szkoda na takie rzeczy czasu. To nie jest wytłumaczeniem. Wszystko jest dobre, ale do czasu. Masz iść do mnie do domu i zobaczyć jak żyją. I napisać prawdę całą o tym. Bo oni mogą wszystkiego mi nie napisać. Nie chcą, żebym się martwił. Robią zresztą tak samo jak ja. Tylko, że ja jestem w lepszym położeniu. O mnie nikt donieść do nas nie może. Ale ja mam skąd brać informacje. Więc popraw się. Raz w tygodniu chcę ciebie oglądać w naszych drzwiach pod 37 numerem. W niedzielę obalałem razem z Knyrpsem wińska. Szły sikacze całkiem nieźle do gardła. Łeb mnie wieczorem rwał. Ale cebula na kolacji zrobiła dobrze. Wczoraj byłem także na poranku poetyckim „Pod Jaszczurami”. Była Anka Kowalska z W-wy. Dobra poetka. Zresztą nie byłem na całej dyskusji. Poszedłem z Kieszkiem na kawę do piwnicy. W ogóle to byłem wczoraj do dupy. Nie wiedziałem, gdzie pójść i co robić. Nie wiem, jak tam Heniek wypadł. Czy walczył z Lipskiem. Ma prawdopodobnie walczyć podczas turnieju „Trybuny Ludu” z Węgrem. Coś mu tam z ręką nie gra. Boję się czy aby da radę. Za dużo ma startów. A podróże wyciągają jak cholera. Żeby to się wreszcie skończyło i spakował manatki. To by trochę odetchnął. U mnie muzyki nadal nie ma. Wkurwia mnie sporo rzeczy. Hanka milczy. Ja też. Ze Stefanem co będzie nie wiem. Podpadłem i kwita. Ja zabieram się do powieści. Mam już plan. Boję się tylko zacząć. Mam mało cierpliwości. A nad tym trzeba siedzieć. Dobrze że niczego nie mam zamiaru wymyślać. Wszyskto to przeżywałem. Zobaczymy, co wyjdzie z moich zamiarów. Myślę, że mi te widokówki przyślesz. Jeżeli rzeczywiście nie chcesz, to daj mi odprawę. A nie, siedzisz cicho. Chcę wiedzieć konkretnie: albo albo. Od Rity mógłbyś wydobyć te wiersze. Na tyle odwagi 51 to Ciebie stać. Możesz je potem sobie wziąć na pamiątkę. Ale weź je. Niech nie leżą w śmierdzącej łapie. Chętnie bym dzisiaj coś wypił. Mam pod ręką sikacza. Ale mi nie leży. Wolę piwo. Miałem dzisiaj na obiad dorsza i grzybową. Będę chyba prał. Bo mnie już zaczyna ruszać to wszystko. Chętnie bym coś zaczął kochać. Właściwie już od dawna jestem blisko tego. Tylko zdaje mi się coś w tym nie gra. Albo sam ciulowo załatwiam sprawę. Wczoraj mogłem sobie zagaić pewną studentkę w klubie. O mały milimetr a byłbym w towarzystwie niej. Za mało byłem odważny. A właściwie za mało miałem w czubie. Dni lecą jak krew z nosa. Już jest prawie ciemno. Brak mi tu kogoś do kupy. A może to i dobrze tak? Dostałem wczoraj „Pomorze” i 4 tomiki. „Życie literackie” mam od początku tego roku. „Współczesność” także. „Nową Kulturę” czytam w KMPiK. Czytam teraz książkę w Van Goghu (Irwina Stone’a). Popsuło mi się pióro. Tłok się urwał. Szkoda. Taka pamiątka droga. Kupiłem sobie nowe za 19,50. Ale też do dupy. Będę musiał te stare zanieść do kliniki. Ostatnio coś mi podpadasz. Mówiłem ci, że masz pisać zaraz w ten sam dzień, kiedy dostaniesz Coś ode mnie. A ty kutasie przeciągasz. A to mnie doprowadza do szału. Tak się nie robi, mój drogi. Na tyle musi Cię stać. Tylko się nie łam. Mam jechać do ZSRR lub na Węgry. Może pojadę. Na razie: nie wiem. Obserwuj nry „Spojrzeń”. Powinien być w którymś z nrów mój wiersz „Z okna”. I w ogóle pilnuj siebie. Bądź silny we wnętrzu! Ściskam prawicę — Bruno. 36. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], 27.01.[19]62 Mój Drogi! Ten wycinek z prasy o „królu kaperowników” powinieneś mi zaraz przysłać. Dziwię się, że masz taki wąski łeb. 52  Przecież wiesz, że mnie te sprawy interesują. Należało zaraz załączyć tę informację. Jesteś stale nie na ziemi. Kiedy wreszcie będę mógł Cię pochwalić za dobrą robotę. A chciałbym, bo są możliwości. Słowem: ten wycinek muszę mieć. Choćbyś się na samym łbie postawić musiał — muszę mieć — kapujesz! Tak samo ma się sprawa z etykietkami od „Porteru” i „jasnego”. Paczkę wg Twoich relacji powinienem dostać w poniedziałek. Rodzina coś nawala. Milczy. Czy rzeczywiście trzyma się konkretu nazwiska? Bo mi nauczycielka w szkole mówiła, że wszystko wszystkim, ale to nazwisko jest dla mnie jakimś anachronizmem. Nie wiem jak tam Henio. Miał walić z Węgrem. Odwołali przyjazd. Dzisiaj znowu czytałem, że przyjadą. Spodziewam się, że będzie Maxek1 miał robotę we wtorek 30 bm. Pokrzyżowali Madziarzy plany nie tylko jemu. Będę spokojny, gdy będę miał brata przy sobie. Będzie wtedy o’key! Jestem sam teraz zupełnie. Knyrps ma urlop. Przyjedzie dopiero w czwartek. Och z jaką przyjemnością palnąłbym dobre piwo. Miałem dzisiaj okazję ku temu. Ale nie leży mi picie samotne. W ogóle coś nie ciągnie mnie do butli. Za to jabłka 2 sobie dzisiaj kupiłem. Codziennie wpierdalam karmelki. Przeważnie miętowe. W robocie idzie mi dobrze. Byleby było tak dalej. Nic nie maluję. Skubańcy! Czekam wciąż na tę paczkę. Jutro idę na poranek poetycki kolegów (Czumy, Fabera, Moczulskiego i Szymańskiej). Ja będę miał za 2 tygodnie. Nie spieszy mi się wcale. Żebyś wiedział, jak sram na literatów. Nie lubię ich towarzystwa. Niektórzy to jeszcze pasują. Bo są wśród nich równi faceci. Ale przeważnie to grule. U nas jest świetna rewia na lodzie „Paris sur glace”. Będę porządkowym, to zobaczę i na piwo coś wpadnie. Czytam książkę Irwina Stone’a „Pasja życia”. Ciekawe życie miał Van Gogh. No, i b. trudne — oczywiście. Podoba mi się jego pasja, upór, zaufanie do własnej osobowości. Ty się Jerzy tylko nie łam. Bo gdy przyjadę do Grudziądza, to nie będę miał kogo złamać. Trzymaj się. I ucz się. To jest 53 bardzo ważna sprawa. Na temat tego „wiersza” napiszę coś następnym razem. Przyślij jeszcze jakieś. Tylko czytelnie napisane. W księgarniach można dostać już ten almanach. Pamiętaj o tym wycinku! Ściskam Cię serdecznie — Bruno Jerzy! Myślałem, że mi załączysz jakieś nowe próby literackie. Biorąc pod uwagę jedną rzecz trudno mówić o szansach. Zresztą jak dotychczas to o nich nie ma mowy. Mało w tych Twoich próbach, które już znam — szczerości. Wyszukujesz pewne metafory, porównania czy personifikacje. Ale to niekorzystnie wpływa na całość. Mimo, że pozornie wygląda to ładnie. Np. „noc płacze i więdnie”, czy „ulatuję do gwiazd/a te spadają deszczem”, czy „aż słońce spadnie jak pieniądz”. Mnie się nawet ww rzeczy podobają. Ale całość jest w nieporadnej formie ujęta. Musisz dużo czytać poezji, prozy i znać gramatykę nie mówiąc już o poetyce. Książkę do „poetyki opisowej” mogę Ci przysłać. Pamiętaj, że pisanie wierszy to nie jest ot, taka sobie zabawa dla zbycia nudów czy czasu. To praca, praca. Człowiek często się lamie nad jednym wyrazem. Tylko, że niektórzy myślą nie o pracy nad sobą a o aureolce. A to gówno daje. Słowem: jeżeli chcesz się zabrać do takich rzeczy, musisz bardzo a bardzo mocno zabrać się do roboty. A i to nie jest rozwiązaniem. Takie coś trzeba mieć we krwi. No, buźka — Bruno. 11 Maxek — przezwisko Henryka, brata Bruna. 54  37. DO JERZEGO LESŁAWA ORDANA [Kraków], dn. 8.02.[19]62 Mój Drogi! Dziękuję za kartkę. Mam urwanie głowy. Za chwilę idę do szefa prasować sobie koszulę i szal. Dzisiaj wyjeżdżam do Grudziądza. Do Ciebie nie będę miał czasu wpaść. Biorę brata i wracam. Co będzie z nas obu zobaczymy potem. Ostatnio jestem stale w ruchu. W poniedziałek wróciłem z Łodzi. Byłem tam na meczu: Hutnik — Gwardia. Zachlałem się piwem. Oglądałem „Czerwono-czarnych”. Wczoraj byłem za porządkowego na rewii na lodzie. „Paris sur glace”. Świetna rzecz. Jurek! Załączam Ci kilka wierszy. Chcę abyś mi coś na ich temat napisał. No, i koniecznie zwróć mi je zaraz. Bo są mi potrzebne. O pesymizmie, to mi aby nie wspominaj. Chodzi mi o formę i styl. Będę Ci za szczere uwagi wdzięczny. Mam mieć w przyszłym tygodniu wieczór autorski w Kole Młodych. Nie wiem czy zdążę. Bo w przyszłym tygodniu pojadę na mistrzostwa okręgu w boksie. Ten sport mam we krwi. A świat literacki mam właściwie w dupie. Nienawidzę większości literatów. Za delikatne z nich stworzenia. Moje miejsce jest wśród robociarzy i artystów typu Bursy. Lubię bezpośrednio załatwiać sprawę; mówić prosto. Żebyś Ty wiedział, jak mnie wkurwia te dziadostwo z Koła Młodych. Jest tam kilku dobrych. Ale większość to sami snobi. A jak chodzą. Kij im w oko. Czuma — wdechowy chłop. Z tą przypadkową znajomością, którą sprzątnąłem Wam w Rzeszowie — utrzymuję kontakt. Zaprosiłem ją na miód. Zobaczę co będzie z tego. Całkiem równa dziewczyna. Powinniśmy się niedługo zobaczyć. Tylko nie mam ostatnio czasu. „Pomorze” regularnie przysyła mi Dunarowski. Jurek! Pamiętaj o przysłaniu mi załączonych dzisiaj wierszy. Uwagi załącz. Ściskam prawicę — Bruno Na drugiej stronie listu fragment akwarelki przedstawiającej krowę. 55 38. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], dn. 20.02.[19]62 Jerzy! Chandra. Jak boga kocham. Chandra. A to niedobrze. Musisz koniecznie obalić piwo. I to nawet dwa. Ale lekko grzane i butelkowe. A do Joli możesz pójść swoją drogą. Ale już po obaleniu szkolnych patronów. Ja gdy byłem w domu na tzw. „święta”, to całą prawie noc chciałem trafić do tej Heniowej „damy”. I jakoś nie trafiłem. Zjechałem na dupie całe schody. Zmarzłem. I poszedłem do Henia wyspać się nad ranem — gdzieś o 5-tej. Narobiłem mu przykrości, bo obrzygałem babę klozetową i przy okazji obudziłem całe towarzystwo śpiących. Ale to już minęło. Tak samo jak minęła ta noc, w którą byłem lichy. Lutobara powinien mnie pasować na szklanego rycerza. A on skubaniec woli piwolka. Teraz to zerwałem z piwem. Przynajmniej na razie. Jakoś nie mogę z nim gadać. A bo niby co to on — no nie? W niedzielę byłem z Ireną na grzanym miodzie w Pasiece. Taki maleńki naparstek to aby może człowieka rozchorować. Ktoś z boku powie, że to na zdrowie. Zresztą pal go licho. Ważne, że piwa na razie nie „gurgluję”. Już prawie że wróciłem do formy. Trzymam się. Czasami to mi tylko serce małą kraksę odstawi. Ale naprawię i gra. Wczoraj kupiłem sobie tomik Hillar „Krople słońca”. Jeżeli w Grudziądzu znajdziesz — koniecznie sobie kup. Warto. Tam masz całą twórczość Małgorzaty („Gliniany dzbanek”, „Prośbę do macierzanki” i ostatni). Przyślij mi Czychowskiego. Czekam. Ucz się nie tylko wtedy, gdy czujesz, że będziesz pytany. Z lekcji na lekcję. Rozumowo. Trzymaj się. Ściskam prawicę. Bruno 56  39. DO JERZEGO PLUTY [Kraków], dn. 23.02.[19]62 Drogi Jurku! O mały włos byłbym u Piotra. Leżałem (w Grudziądzu) pod Lutobarą zalany do nieprzytomności. Dobrze, że mnie znają tam, bo... Piotr nie chciał mnie wpuścić. Nawet dobrze. Nieśli mnie przez miasto do domu. Był wieczór. No i jakoś uszło. Ale nie mogę pić. Bo ino raz i wykituję. To było dwa tygodnie temu. (...) W niedzielę obchodziłem 22 urodziny. Całkiem kulturalnie. Tylko zmusiłem 1 kubek miodu (grzanego z korzeniami) do poddania się mi. A wszystko to miejsce miało w „Pasiece”, do której Cię szczerze zapraszam. Obalimy coś, że się patrzy. Do dyspozycji mamy oprócz tego jeszcze „Centralną” i „Malutkiego”. (...) Prawdopodobnie będziemy się widzieć. W marcu mądrym sposobem należałoby przyjechać do Wrocławia i zdać legitymację, jednocześnie wycofuję swoje papiery. Boję się tylko o czas. (...) A może Jurku mógłbyś mi wziąć papiery z dziekanatu — co? Byłoby lepiej. Bo z forsą u mnie może być krucho. Byłbym Ci bardzo wdzięczny. Legitymację należy zwrócić czy nie? (...) 40. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Kraków], dn. 15.03.[19]62 Jerzy! Musisz się poprawić. Tyle, to możesz napisać, ale nie do mnie. Jestem ciekawy, co to za kutas wysłał tę drugą kartkę. Już ja piszę dziko, ale ten to całkiem chyba zwariował. A właściwie to celowo tak pisał. Na brodę mu... Jestem wkurwiony. Czekam od wczoraj na Henia. A jego nie widać. Przecież to nie jest ważne, że przegrał. Musiało to nastąpić kiedyś. W życiu jest się raz na wozie, raz pod wozem. Boję się, że się mógł załamać. Czekam na niego. Tu 57 wszystko przygotowałem. Jest fajno. Ale już nie mogę wytrzymać. Czekam. Żeby wreszcie przyjechał. Bo nie mogę się skupić. Zapomniałem o Pegazie. Wczoraj Mama moja odjechała. Wpadnij do nas. Pogadaj z mamą. Dowiesz się dużo nowych rzeczy. Tylko pójdź tam. W niedzielę byłem w Rzeszowie z Ireną. Widziałem się z Heńkiem. Ot, i wszystko co Ci mogę donieść z tego miasta. Zasrane to jest miasto. Po stokroć wolę Grudziądz. Dworzec gorszy niż w Jabłonowie. A piwo? Mój boże... Wieczór autorski wypadł dobrze. Po raz pierwszy w życiu byłem z niego zadowolony. Przydał mi się. W kwietniu prawdopodobnie pojadę do Gdańska na Sympozjon poetycki. Będzie dobrze, bo z piwem w moim betleem. Grzanego piwska z beczki już nie piję. Świństwo, że cha... Tylko butelkowe pełne lekko łamane. Jakoś mi idzie. 25-go przyjeżdża do nas GKS Wybrzeże. W kwietniu jedziemy do „Zawiszy”. No, i zobaczymy się. Bo święta są przed nami. Tylko się trzymaj pędzla. Musisz wytrwać. Czytaj dużo. No, i pisz coś konkretnego. Ściskam prawicę — Bruno Jak Ci leży „Blaszany pajac”? 41. DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA Rzeszów, 18.3.[19]62 Kay! Stale-boks. Wczoraj byłem ululany. Brat zawalił mi całą sprawę z Krakowem. Jak się nie odmieni — rzucam to wszystko w diabły. Mam już dosyć tego. Chandra wzięła mnie w swoje skrzydła. Zacznę „uprawiać” cyganerię. Napisz coś. Czekam. Buźka — Bruno 58  42. DO KAZIEMIERZA GREFKOWICZA Kraków, 7.05.[19]62 Kay! (byku jeden!) Wtedy kiedy masz być ze mną, to Ciebie nie ma. Gówno mnie znasz. W najpiękniejszych chwilach mego życia byłeś gdzie indziej. Czy Ty wiesz co to znaczy dobrze rzygać? Ciula! Dzisiaj obkolędowałem wszystko co się z piwem łączy. Zaszedłem do gabinetu śmiechu (wiesz, to taki wagon przy karuzeli!). Obrzygałem 4 lustra, temu łysemu palce. Chciał wezwać glinę, ale natrafiłem na pięć dych w kieszeni i mówię mu: „szefie! rzygać to jeszcze nie wszystko, trzeba dobrze rzygać, masz pan kapelusz i spierdalam stąd!”. No i poszedłem zostawiwszy mu kapelusz pięćdziesiątzłotowy. Zaszedłem do „Jędrusia” odremontowanego (na Grzegórkach). Cztery piwska i raz sadzone z chrzanem. Dzisiaj (KAY!) jestem do dupy! Ale to nic i tak już ze mną koniec. Boję się, że mogę nie pójść z Baśką na grzyby i jagody. Źle jest ze mną. Najchętniej to bym stąd wyrywał w dal. Gdzie? Nie wiem. Byle nie tu. Mimo, że robi mi się dobrze w hucie. Ja nie mogę usiedzieć w jednym miejscu tak długo. Chyba że w Grudziądzu. Tam to piwo jest „z groszem czy bez”. Ach, Kay! chciałbym mieć tę moją izbę koło Karola. Tam byłem blisko siebie. Tu trudno wytrzymuję te siedzenie. Szkoda, że Ciebie tu nie ma. Byłeś zawsze dobrym „prowiantowym” i cichym kufelmistrzem. Przy mnie to byś się wykaraskał z tego. Ty Kay! (byku jeden!) nie znasz mnie! Gówno widziałeś! Żebyś Ty widział jak ja pięknie rzygam, och, gdybyś widział... Tak mało kto potrafi... Niedługo zdechnę. Chciałbym jeszcze z Tobą obalić coś konkretnego. Będę się trzymał, by dojść do twej mordy z kuflem w zębach. Kay! Daj się lubić! Rzygaj w gazetę! NO, i pisz częściej. Będę silniejszy! Duża morda i ściskanie gnatów — Twój Bruno. Na pierwszej stronie listu rysunek piórkiem (tusz) przedstawiający okrągłą twarz bez uszu i włosów. 59 43. DO JERZEGO PLUTY Kraków, 12.05.[19]62 r. Mój Jurku! Niedobrze jest siedzieć na jednym miejscu zbyt długo. Mnie już świerzbi, by stąd wyrywać w dal gdzieś. U nas juvenalia w pełni. Wczoraj brałem udział w turnieju jednego wiersza. Dostałem wyróżnienie razem z Czumą i Kawińskim. Nagrody wzięli tzw. Lepsi. T. Nowakowi najbardziej podobał się mój „Blaszany pajac”. Zresztą — reprezentowałem całkiem „inną” poetykę. Najbardziej namacalną. 18 i 19 maja w Krakowie jest II Zjazd Młodych Literatów Polski Południowej. Mam już zaproszenie. Szkoda, że Ciebie nie będzie „marksistowski krytyku”. Napisz coś — Bruno. 44. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO Kraków, 15.5.[19]62 Jerzy Mój! Byku Jeden! Tak się nie robi. Już jestem taki, że muszę się wyspowiadać. Mimo, że grzechów tyle nie mam. Po prostu chcę, by mi uwierzyli. A gdy oni wierzą, to ja znów nie wierzę. Przechodziłem taką depresję, że ledwo ledwo przetrzymałem, a Ty sobie pierdoliłeś sprawę. I nie włączaj tu żadnego obgadywania. Pisałem o tym tylko do Stefana. A mam do tego prawo. Muszę się przed kimś użalić albo coś innego, bo bym nie wytrzymał. A do Ciebie kutasie nie było co pisać. Zaszyłeś się w swoich szafach. Ale i tak być musiało, skoro było. Ważne, że nic się nie stało. Bo ze mną i tak by nic nie było. I więcej do jakiś mieszanych celów samego nie bierz mnie. Nie nadaję się do wyższych celów. Wyszedłem z matki po piwo. No, i bliższe mi jest i wieczne. W juwenalia byłem lekki i bardzo ciężki. Pójdź (o ile się już nie 60  dowiedziałeś) do Stefana, to Ci zrelacjonuje cośniecoś o tym. Nie będę się powtarzał. I tak zbyt często to robię. Ważne, że coś napisałeś. I pisz normalnie. A nie co 1/2 roku. Bo może list Twój trafić jak kula w płot. Ze mną ostatnio jest b. źle. Serce mi nawala. Brak mi tej cebuli z Toruńskiej, tych kartofli i smalcu i piwa i Was. Ale w życiu bywa różnie. Przypilnuj ostatków szkolnych. Na wakacje powinieneś wpaść do mnie. No, i trzymaj się. Ściskam prawicę — buźka — Bruno. 45. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO Kraków 9.6.[19]62 Jerzy Drogi! 15-go kończę służbę. Wyrywam nad Trynkę. Którędy? Nie wiem. Mam cholerne trudności z groszem. Będę musiał... Co zrobić. Szkoda, że nie byłeś w dniu mojego odjazdu. Trzeba przedłużać wiosnę. Jestem wyczerpany nerwowo a jednocześnie bardzo silny wewnętrznie — Bruno. 46. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 21.6.[19]62 Mój Drogi! 15-go skończyłem służbę w hucie. Wróciłem nad Trynkę. Na jak długo? Nie wiem. Zabieram się do uskutecznienia skromnego zbiorku moich rzeczy. Muszę przestać z obalaniem piwa. Coś tam serce zaczyna ze mnie się nabijać. A z nim to nie ma żartów. Już raz byłem blisko Piotra. Nie 61 chciał mnie. Tym razem czuję, że się wkurwi i przyjmie. Zastanawiam się czy nie lepiej pójść do piekła tam na dół. Nie lubię klepać boga po plecach. A on skubaniec tego wymaga. A zresztą po co rzucać ten świat. Dla kogo? Tyle piwa bym osierocił. Czasami gdy chodzę z Chandrą to mam chęć być zbawionym. Ale po co Ci o tym pierdolę. Wiem, że na razie jeszcze połażę po wytartych chodnikach, które prowadzą na wysokie stołki, gdzie kelner z ruchomym nosem nigdy drobnych nie ma, lecz kufel postawi z żabim moczem, a bufetowa kabanosa przy okazji opchnie. A to już jest rzecz, dla której choćby jeden dzień dłużej warto pociągnąć. Ten świat jest za bardzo ciekawy, by się z niego wycofywać po trzeźwemu. Jeżeli zdechnąć, to z flaszką w brzuchu. Jurku! Na razie trzeba udawać, że o piwie się nie wie nic. Bo ni cholery się nie zrobi albo bardzo mało. Przynajmniej jeden dzień na sucho. Pieprzę Ci na durne tematy zwane obsesją, ale innym razem napiszę Ci coś konkretnego. Dzisiaj jestem lichy. Ściskam prawicę — Bruno Napisz coś. Do listu dołączono: 1) Etykietkę: ZDRÓJ LEKKIE PIWO JASNE cena 2,40 Browar w Grudziądzu. Na odwrocie dopisek: „lekkiego piwa się wystrzegaj. Pij piwo tylko z butelki i pełne jasne”. 2) Rękopisy wierszy Mazurski pejzaż oraz Księżyc. Księżyc Z niego to już nie kumpel głowę nosi wyżej niż mu sięga kark Nawet piwa nie wypije z nami Ma nas gdzieś Wyżarł się na zakochanych chodzi u góry sam 62 jakby był z lepszej rodziny I nie dosyć mu że pokaże się z jednej strony i z nami się nie liczy — chce być najważniejszym I zobaczcie iłe ten skurwysyn ma satysfakcji — 60 r. Ryszard Milczewski-Bruno 3) 	Osiem fragmentów prozy poetyckiej (maszynopis). 47. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 6.7.[19]62 Mój Drogi! Już pracuję. Prowadzę sekretariat KS „Ruch” — Grudziądz. Nagrzałem się na maszynę do pisania. Niedobrze, że nie trzymam się fachu, ale... Co zrobić. Chcę do grudnia przygotować tomik dla wydawnictwa. Coś mi powoli to idzie. Piwo mi przeszkadza. Boję się pójść do browaru i żądać, by się wstrzymali z produkcją. Bo widzisz dostałem na brodę job. Muszę przezwyciężyć tę słabość (czy na pewno słabość?). Zresztą piwo mi nawet pomaga w pisaniu. Słowem: muszę dojrzewać. Czas zrobi swoje. Tomik właściwie to już mam, tylko potrzebuję diustacji1. W ub. niedzielę byłem w Gdańsku... na piwie. Byłem wściekły. Było tylko w kuflach. A na okrasę wygląda tam teraz poremontowo. Popsuli mi smak. Ale lud to naprawi całkiem rychło. Kilka razy obrzyga i obleje ściany i będzie grało... W najnowszym nrze „Tyg. Kult.” jest mój wiersz 63 (Świątek). Już dawno nigdzie swoich rzeczy nie wysyłałem. Nie potrafię łazić po redakcjach i wymyślać życia z sufitu. Muszę macać. Polska najnowsza literatura potrzebuje konkretnych słów. Socjalizm wąskie łby wykoślawił. Źle się dzieje. Trzeba powiedzieć prosto w oczy, że takimi formami nie dojdziemy do świetlanej przyszłości. Trzeba ciulnąć. Kogo? Wiadomo! Ściskam prawicę — Bruno. 1 Tak w listach wielokrotnie — prześmiewczo? — zamiast: „adiustacja”. 48. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO Grudziądz, 10.08.[19]62 r. Mój Drogi! Wieczór miałem 24 km od Brodnicy. Nad jeziorem. Było dobrze. Z powrotem zapychałem piechotą. Przebrałem nadpęcinę. Ale co zrobić. Trzeba się jakoś pchać. Niedobrze, że nic nie napisałeś o formalnych stronach załączonych wierszy. Leży! — to za 'mało. Teraz potrzebuję ostrych słów. Szczerych. Do tych, które Ci dzisiaj załączam, musisz się ustosunkować trochę szerzej. Potrzebuję tego. A o dedykacjach Ty decydujesz. Nie widziałem nigdy w życiu St. Piętaka, a zadedykowałem mu wiersz. Miałem głębszy ku temu powód niźli wyrażenie zgody czy fizjonomię. Musisz wiedzieć czego chcesz. Kochaj się! Tylko dobrze. Ściskam prawicę — Bruno Na odwrocie listu rysunek Bruna przedstawiający postać mężczyzny w głębokim skłonie z sercem na plecach (tusz). Do listu dołączono wiersze: Tania jatka, Skakanka, Zabawa w wojnę. 64  49. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 24.08.[19]62 (...) Mam już dosyć bujd na resorach. Co do Swena to mi się czasami podoba. Podobnie zresztą jak Białoszewski. Ale konkretnie biorąc to mi taka poetyka nie leży. Lubię coś z jajami. Bursa, Hłasko, Różewicz, Grochowiak, M. Nowakowski, Mikołajek... Lubię lewą stronę życia. Od baby z bębnem do zarzyganej bramy. Cholernie lubię Lęśmiana, Tuwima i Gałczyńskiego. Zgłębiam całą twórczość Dostojewskiego. Skończyłem „Idiotę”. Dzisiaj zabieram się do „Biesów”. W chwilach wolnych w robocie czytam Czechowicza. Dobry! No i czytam „Próbę teorii wiersza polskiego” M. Dłuskiej. (...) Mój tomik powoli (aż za powoli) posuwa się naprzód. Skróciłem nazwisko1. Tytuł będzie: Trzeba być człowiekiem. Co z tego wyjdzie — zobaczymy. (...) Byłem za Brodnicą na wieczorze autorskim. Z powrotem zapychałem piechotą 24 kilosy. (...) Ciekawa w kompozycji jest książeczka Durrenmatta „Kraksa”. Przeczytaj. No i napisz coś o. Ściskam prawicę — Bruno. Do listu dołączono maszynopis wierszy: Świątek i Nic z tego. 1 Zamiast Ryszard Milczewski-Bruno tylko: Ryszard M. Bruno. Ta wersja nazwiska używana krótko. 50. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 13.09.[19]62. Drogi Jurku! O babkach Ci nie będę dużo pisał. Nie trafiła — jak na razie — kosa na kamień. Ale mam ustaloną o nich markę — tępe. Tylko o dupie i ślubie możesz z nimi pogadać. No, 65 3 — Listy  i o forsach oczywiście. Niech je szlag trafi. Wczoraj jedną zagaiłem. Może będę z nią mógł o czymś pogadać. Na dziurę zbytnio nie lecę. Nie mam przyjemności zaglądać w flak. Chyba, że jestem zalany. No, wtedy największą kurwę klepię po plecach. I nabijam się z takowych tryplów. Kiedyś zapraszała mnie taka od czterdziestki na budę. Ogórki — mówiła — mam i wypić też. A w pysku pianę miała. Pierdziła (tzn. gadała) a jam posłuchał. Potem odlałem się przy niej (wieczór był wtedy b. późny), splunąłem i poszybowałem do „Polonii”. Przez okno wlazłem. Wyprosili grzecznie. Ale raz mi zagrali skocznego. Czasami mam humor. Zwłaszcza w dni podniesienia. Lachę kładę na wszystko, śmieję się niemożebnie. Jednak wszystko wszystkim o babach mam... Czy ja wiem. Od kochania jestem jeszcze bardzo daleko. Bo widzisz, gdzie kosa, a gdzie kamień? Dedykacji tej nie żałuję. Była całkiem szczera — debiutancka może, ale... To nie jest ważne. Maszyny nie mam. Z wojskiem mam do końca życia spokój — skrzypce jestem (kat. E). Chyba, że do partyzantki pójdę. Czycza b. lubię. Znamy się. „And” to była dobra proza. Ta z „Przekroju” słaba. Bruno Co sądzisz o załączonym „koniu”?1 Czytam (właśnie już przerobiłem) czwarty tomik moich krakowskich kolegów, który wydali w WL pn. „Próba porównania”. Dobry. Choć niektóre rzeczy są słabe. Czuma i Moczulski są ciekawi. No, i mam 18 opow. współczesnych pisarzy amerykańskich. A „Biesy” czytam już 3 tydzień. 1 Do listu dołączono wiersz Do konia. 66  51. DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 9.10.[19]62 Mój Jurku! Dziękuję za uwagi. Naprawdę. Szkoda, że nie możemy owinąć jakiegoś ankoholu w szkło. Przydałoby się trochę rozgrzewki. Tym bardziej, że chrypka się przymila. Ale to tylko miraże. Ty siedzisz gdzieś tam na Orlej (dziwna nazwa), a ja tu na Fortecznej (mimo, że takiej nie ma fortecy — oczywiście). Wczoraj byłem z Ireną nad Wisłą i czytaliśmy Leśmiana. Fajny! Zabawiliśmy się dwoma Maciejami, którzy z Czmurem boje uskuteczniali o ziele, a które gdy zdobyli Płaczybogu dali, a sami ze skór powyłazili do nieba. To był naprawdę — przepraszam — JEST wielki poeta. Nigdy bym go nie wymienił za Krasińskiego i innych zbyt okrzyczanych. (...) Przeważnie opycham tomiki poetyckie za marne grosze. A miałem ich sporo. Nie myśl, żem rzeczywiście taki piwożłop wielki. Nie. Ale gdy chandra gniecie, to... Wiesz jak to jest. (...) Czytam 18 opowiadań współczesnych pisarzy amerykańskich. Niektóre owszem owszem. Jak dobrze pójdzie to wyrwę się do Gdyni. Z „Ruchu” już niedługo wyskoczę. Z — aż tak — ciemną masą można zwariować. Załączam Ci „Gołębie” i „Zabawę w wojnę”. Napisz cosik. Ściskam prawicę — Bruno. 52. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz, 14.10.1962 r.] Jurku! Słyszałem Waszą dyskusję w radio. Twoje wiersze mi najbardziej leżały. Załącz mi jakieś nowe do lektury. Ja Ci „Pryszczycę” podrzucam. Kupiłem „Elzę” Aragona. Świetny poemat. Napisz! Ściskam prawicę — Bruno 67 Dobre słowa dla przyszłej żony na drogę do lasu bez drzew. Pryszczyca Skrzacika wywijanie szabelką Nad kojców belką i kotwicą rogów Szarych obdrapanych z zamszu Więc obślinianie trąby i ozora Wymienia zygzakowanie czerwieńcem Więc racic schodzenie w słomę I zębów skrzepłych kaustyczność Więc dziecku mleko od kołyski Bruno 53. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 19 X [19]62 r. Mój Jurku! Wczoraj byłem z flaszkami. Trzeba jakoś kombinować. Bo piwo z piecyka jest jak dobra aster. Nie mogę się jakoś wgramolić na tego Pegaza. Ale mu włożę pod ogon jakiegoś wiechcia, to mu zaraz we łbie się coś przyśni i mi dupę nadstawi niżej, bym mu wyłechtał tam gdzie trzeba. Kooperatywa jednak tu potrzebna. A Ty się aby nie łam. Nie ma sensu. Wiem, że leję wodę. Ale sam siebie przestrzegam o podobnych sprawach. Warto żyć choćby tylko dla piwa. Coraz bardziej się o tym przekonuję. Przysięgam na moją lewą nogę. Do mordowni zachodź i cześć. Ściskam prawicę (nie prawiczkę!) Bruno Do listu dołączono akwarelkę zatytułowaną „Twarz”. 68  54. DO IRENY POLAKOWSKIEJ Lipno, 19.11.[19]62 Honoratko Kochana! Mam kąt. Wspólny. Dzisiaj będę spał w Lipnie pierwszy raz. Dotąd byłem w Chalinie. Wyjeżdżam z lekarzem weterynarii w powiat badać krowy, czy są chore na gruźlicę. Zleci nam na tym dobre dwa tygodnie. Na początku grudnia (jeżeli mi się uda) będę składał egzamin na prawo jazdy. Motocykl czeka. Wiosną będziemy mogli gdzieś wyjechać — no nie? Jakoś się pcham. Słaby mam początek. Ale muszę wytrzymać. Mało. Muszę wygrać. Z Tobą byłoby mi tu... W tej chwili nie mogę tego dokończyć. Przecież nigdy bym Ciebie tu nie męczył. A każdy początek drogo kosztuje. Myślę nie tylko o groszach. Gdy pomyślę, że mam Ciebie (przepraszam za mam, przecież nie kupiłem Ciebie za 5 zł), zapominam o tym, co boli. Chociaż właściwie boli to, że Ciebie tu nie ma. Łażę jak satelita wytrącony z orbity. A tu takie Bursowe miasteczko. I na okrasę trzeba się wygrzebywać od nowa. Ale co robić — trzeba! Nie mogę się doczekać Twojej ręki, Twoich ócz. Już tak dawno nie widziałem Ciebie pomazanej. Mój ty raju — zostawiać to co najdroższe i boleć, i czekać, i... To nie jest ta stefanowa lewizna. Trzeba tego popróbować a potem mędrkować. Tu trzeba żyć, trzeba kochać. Musisz mi pomóc w tym przetrwaniu. Gdyby nie Ty, rzuciłbym wszystko w diabły i wyruszył gdzie mnie oczy poniosą. Po tę radość, którą wyskrobują sroki na cmentarzu. Jesteś pierwszą dziewczyną, która we mnie boli. Moją! Możesz protestować. Nigdy nie wstydziłem się swoich uczuć. Mało o nich mówię. Czy nie marzę? Nie wiem. Wiem tylko: co czuję i co widzę. Od pierwszego widzenia byłem z Tobą. Wiem, że jestem niegramotny. Ale co ja na to poradzę. Trzeba mnie przyjąć takiego, jakim jestem. Najgorsza jest łaska. Nienawidzę jej. Nie mówiliśmy nigdy o tych sprawach, które są w nas. I to dobrze. A może nie? Nie wiem. Daj „pozór” co w Tobie i z Tobą. Szczerze. Sama mówiłaś, 69 że nie może być niedomówień. Czekam na dużo słów. Siedzę tu jak szewc. Ciężko mi. Będę się trzymał. Musisz zaraz mi pisać. Kiedy Cię chandra odwiedzi — daj znać. Jestem stale przy Tobie. Trzymaj się. Moja mała Irko, Honoratko. Mój Ty bólu. Serdecznie ściskam i całuję — Twój Ryszard P.S. Pozdrów rodzinkę. Napisz, czy byłaś na boksie i w ogóle, jak tam było i jest koło Ciebie. 55. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 20.11.[ 19]62 Honoratko Kochana! W herbaciarni siedzę. Piwa nie ma. Wczoraj stąd do Ciebie pisałem pod piwo grzane z cukrem. Mordownia przepełniona. Jestem głodny jak cholera. Muszę po napisaniu tam zajrzeć na zupę. Od rana nie miałem niczego w pysku. Na okrasę szofer po nas nie przyjechał w porę i musieliśmy w Jastrzębiu czekać do 18.00. A pogoda lipna jak u pana szewca. W „domu” siedzę (przepraszam! śpię) bardzo krótko. Nic mnie tam nie trzyma. Powoli będę się rozglądał za inną dziurą. Za dużo mnie nerwów tam kosztuje. I spokoju nie ma. Ani adiustacji przeprowadzić, ani poczytać. Szlag by to trafił. Do herbaciarni trzeba iść. Jutro odnajdę czytelnię. W terenie roboty po uszy. Od chałupy do chałupy. Napatrzę się na nędzę i... Przesadzam trochę. Ale widziałem takie gospodarstwa, że płakać by mi było można. Najgorzej z tymi dziećmi. Ostatnim gospodarzem był taki bez ręki. Syn krowy wyciągał z jakiejś nory. A że garbusem był (jest!), wyglądał jak cherubin. Tylko nerwowy to jak szewc podczas uderzenia w palec. Ale czy to ważne. Tyle tego wszystkiego 70  wszędzie, o którym nie wiemy. Aż przykro, że nie mogę dzisiaj być na meczu. Ściskam kciuk na wygraną. Wierzę, że tak tylko będzie. Henio musi wygrać. Wg zegara to już jest po walce. A ja ani nie widziałem, ani nie wiem jak i co. Cholera! Można tu zdechnąć w tym zasranym miasteczku. Żeby chociaż z kimś tu być. Zresztą. Nie będę się rozczulał. Muszę wytrwać. Pomożesz mi — no nie? Tak myślę, że list pierwszy poleci do Chalina. Zwłoka będzie. Kiedy pomyślę, że muszę iść w ten kąt, to smutno aż i... Czy ja wiem jak. Wiesz, to jest taka przejściówka. Gdy w hotelu nie ma miejsca, to ta baba wynajmuje mieszkanie. Ja będę stałym (jedynym jak dotychczas) i będę musiał patrzeć na twarze, które będą się zmieniać sam nie wiem ile razy w tygodniu. Och! ile to nerwów kosztuje i ile pracy tej mojej najszczerszej odpadnie. Będę koniecznie szukał innego miejsca. Musowo. Aha! Przypomniałem sobie — pójdź do czytelni i przeczytaj „Tyg. Kulturalny”. Wypełniłem dwie ankiety na konkurs. Wyniki mają być ogłoszone w najbliższych numerach. Będą w nich same godła. Moje (jeżeli wylosują!) będą: IRRYSZ i 22/7. Nie wierzę w wygraną. Ale nęci. Co tam nowego w Muzeum. I w ogóle co słychać i widać w naszym grajdołku. Wiem, że się nudzisz i... Zresztą może jest akurat inaczej. Nie wiem. Sam nie wiem, ile dałbym za to, by być z Tobą. Nie wiem tylko co ze mnie za cholera i co we mnie siedzi. To ten żywioł mój chyba. Stale być w ruchu. I po co. I za co. Opuszczam najbliższe sercu miejsca. Gdy byłem w Krakowie, to wariowałem. Mówiłem byle do wiosny, ba, do jutra. Dzisiaj myślę jakoś poważniej. I zrównoważony chodzę jakiś. Mój ty raju! Co ze mną. Co we mnie. Nie mogę się doczekać listu od Ciebie. Pisz dużo i często. To mnie podtrzyma. Bo tak, to wyciągnę nogi w jakiś głupi sposób. Byłaś u nas. Co tam robią? Nie klną na mnie? Jak tam było na boksie. Chyba byłaś. Nie darowałbym im, gdybyś nie była. 71 Pisz, Honoratko Kochana, pisz, tylko szczerze i otwarcie. Jestem stale przy Tobie. Ta herbaciarnia głucha jak szewc. Ale może to i dobrze. No, na zupę idę. Bo kręci się coś mi w brzuchu. To już chyba nie szczur. To... No cóż. Ściskam mocno, mocno, aż do ciepła i całuję, och rozmazuję... och, dobranoc, do zobaczenia do pszczółki1. Twój (może nie tak należy?) Ryszard Buźka dla rodzinki. ' „Pszczółka" — budka z piwem, miejsce spotkań Ryszarda z Ireną. 56. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 21.11.[19]62 Irko Kochana! Dzisiaj to nie chandra. Radość. Henio wygrał. Liczyłem na niego. Wczoraj gniotłem kciuk. Dzisiaj nie mogłem się powstrzymać od capstrzyku. Zjadłem obiad za dychę w w „Świcie” i do herbaciarni zaszedłem. I teraz siedzę przy czerwonym sikawszym za dwie dychy i „Współczesności”. Och, jakbym Ciebie obcałował. Aż boli. Muszę czekać aż do... Czy ja wiem. Niech tylko okazja jakaś spadnie. Muszę wytrzymać. W robocie jakoś nie mam czasu na rozmyślanie. Ale mimo tego coś w łeb zachodzę. Lekarz pruje do domu, gdy godziny miną. Ma młodą żonkę i doczekać się nie może domu. A mnie? Im prędzej w Lipnie, tym większa lipa. Co zrobić! Życie. Nie łamię się. Wcale. Tylko kąta mi brak przytulnego. Może być zimny, dziurawy. Byleby tylko dla mnie w nim atmosfera i gzyms. Na razie się rozglądam. Mam tyle do napisania. Tyle do diustacji. I nerwy mi nie pozwalają na to. Muszę mieć samotny kąt. 72  Zrozum. Muszę. Czasami się roztkliwiam jak rozlazła szafa. Ale co ja poradzę. Muszę zrzucić swój garb. W poniedziałek byłem na filmie „Marcin w obłokach”. O miłości i młodych. Takich jak my. Tylko nie z naszej branży. Wypełniam ten czas co rusz jak się tylko da. Dzisiaj chciałem pójść do łaźni — nieczynna. Jutro pójdę. Dzisiaj przed snem będę miał jedynie możliwość zajrzenia do składu z trumnami. Nawet przyjemny widok. Tylko... Ireczko Kochana. Tu dopiero czuję, czym jesteś dla mnie. W ogóle. Zdaje się mówiłem Ci już, że na emigracji głębiej się czuje to i owo. Inaczej się rozumie swoje i innych sprawy. Inny rozrachunek. Czekam na Twój list. No, może jutro już go dostanę. Całuję moCnO! Twój Ryszard 57. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 23.11.[19]62 Kochana Irko! Przed chwilą omówiłem warunki z nowym właścicielem kąta. Pierwszego się przeprowadzam. Będę miał (nareszcie!) spokój. Ale to potem. Dzisiaj wróciłem punktualnie. Chciałem pójść do czytelni. Ale remont. Do kina nie ma po co iść — herszt. Z Fernandelem. Byłem. Następne programy też oglądałem. Słowem — klops na całej linii. Światło zgasło! Przerwa Na papieroska! | Bo jak przypuszczasz jestem — znowu w herbaciarni. Na j piwie (jednym tylko). Wczoraj była herbat-ka. Nadal ciemno! Ale to nic. Z daleka pryska świeczka. Ledwo dowidzę. 73 Cieszę się, że dostałem Twój spóźniony list do Chalina. Kay jest nadał najlepszy i Jerzy. Och, jak się buduję. Twój list mi dodaje krzepy. Gdybym dzisiaj nic od Ciebie nie dostał — byłaby nagana. Honoratko Najdroższa! Nie będę czekał na światło. Mogę nie zdążyć do skrzynki. Tu wybierają dwa razy dziennie. (Żebyś Ty tylko się tak spieszyła do skrzynki za rogiem jak ja). Nie mogę nosić listu dzisiejszego — jutro. Jutro jestem inaczej trzepnięty. Mimo że w najważniejszym — ten sam. W Jastrzębiu znalazłem na drzewie dwa (akurat!) jabłka. Duże. Czerwone. Ach, Tobie bym je dawał, a dawał. Ciebie nie ma, więc noszę w kieszeni. Będzie zagrycha pod bułkę na śniadanie. Bo tak na razie zaczynam. Dzisiaj jadłem u chłopa. (Nadal ciemno). Niektórzy dygresje robią do mnie. Że balladę rąbię, że... Co oni tam wiedzą. Gdyby kapowali, że Irkę mam, że tęsknię, że ko-cha-m (m!), brzdąknęliby się szkłami. A tak? Ja urzęduję. Tym razem ja. Pierwszy raz w życiu ja mogę urzędować! Z Bursą chodzę wszędzie (z wyjątkiem roboty). I przykro mi bardzo, że zdradzam go. Noszę w nim koperty i te kartki kalendarzowe (one nie są snobizmem). Tylko że ja go szanuję. Do końca. Umierałem kiedyś. Tylko Ty mi żywot dajesz, o moja Ty Honoratko! Gdybym prawo jazdy miał, jutro bym był u Ciebie. Mimo że mróz i przydaleko. Do Ciebie zawsze i niewiemskąd. Tymczasem musisz mi wybaczyć. Gdyby było inaczej, sam bym sobie nie darował. A tak bym Cię uściskał, obcałował, o. Nie masz pojęcia, ile Ciebie jest we mnie. A ten żal Twój do wczoraj rozumiem. Tak, tym razem rozumiem. To boli. Twoje serce jest we mnie. Mimo że uśmiech mój mało serdeczny. Tylko ten uśmiech od życia taki. Musimy oboje robić tak, by było dobrze. Musimy sobie ufać. I rozumieć. Ból dla nas obydwojga — jednaki. Oby było go jak najwięcej. (światła jeszcze nie ma) (W kącie dwoje starych kumpli przy wińsku — nie chcą 74  się pogodzić, mimo zachęty, mimo chęci — czy to ambicja?) Irko, chodź do nas, chodź. Nawet nie wiesz, jak Mama moja jest za Tobą. Czy grajek już zreperowany? Pisz zawsze, gdy dostaniesz mój list. Nie masz kopert? Daj znać. I tylko ten berecik znajdź. Na razie noś tamten. Tak bardzo bym chciał ten berecik. O maleńka. (Zasłaniają skubańcy płomyk — niech ich szlag trafi!) Molestują o wino. Skubańcy — nic nie wiedzą. No, nareszcie! Honoratko. Trzymaj się. Już niedługo. Najgorsza będzie niedziela. (Światło!) Kończę. Do skrzynki — marsz! A Ty pisz. Nie zwlekaj. Ściskam serdecznie, całuję (a jakże inaczej) i modlę się na Twojej twarzy tym razem nie rozmazanej o nasz dzień — Twój Ryszard. Buźka dla rodzinki. Na kopercie, pod adresem nadawcy, rysunek ołówkiem przedstawiający postać chłopca stojącego w ozdobnej bramie (na piersi, po prawej stronie — serce) i (przy bramie, po prawej stronie) postać dziewczyny również z sercem po prawej stronie piersi. Powyżej dziewczyny, z prawej — księżyc. Z lewej strony bramy dwa ptaszki spięte dziobami. 58. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 23.11.[19]62 Do skrzynki jeszcze trochę czasu. Światło jest. A gdzie pójść, nie. Do łóżka chyba. Milsze niż u Stefana. O wiele przyjemniejsze. Tylko te ściany. Nie od grochu przyjmowania. Nie. No to Irenko telegram Ci nadam. Arabski. MACHOK ĘNERI —stop— LÓB JÓM —stop— SZYSZYŁS? —stop— AKŹUB —stop— DRASZYR (Alem Mądry — no, nie?) 75 Kartka pocztowa, poniżej adresu nadawcy rysunek Bruna. NADAWCA: «lic«, nc domu) POirfKOUSKĄ 59. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 24.11.[19]62. Honoratko Kochana! Nareszcie piszę z tej izby, z której mnie zawsze coś wyganiało. Nareszcie sobota. Niech ją szlag trafi. Co ja będę dzisiaj robić? Ba, dzisiaj. Jutro?! Nie ma innej rady — czytać i spać. Dawniej, gdy nie było Ciebie, nie martwiłbym się (?). Przelałbym swój żywocik z próżnego w pełne lub odwrotnie i byłbym usatysfakcjonowany. Czy na pewno? Nie wiem. Nigdy dotąd usatysfakcjonowanym nie byłem. Z chandrą chodziłem i to wszystko. Teraz się trzymam. Muszę. Coś mnie uzbraja. Coś mnie boli. Nie mogę. Moje wnętrze już nie do mnie należy. Do Ciebie, Irenko. Nie mogę go tknąć. Dotknę a nie będę sobą. Tyle 76  lat się męczyłem. Nie bez powodu. Nie ze snobizmu. Nie z tzw. lewizny. Wiem dobrze, co robiłem. Co robię. I chyba co będę robił. Żeby tylko tak było jak myślę. Będę się starał 0 to. I musi tak być. W innym wypadku nie mam po co siebie przeciągać w lepsze strony. Nie pasuję do każdego krajobrazu. Sam też byle jakiego nie wybieram. Życiowa sztywnota i nieszczerość muszą u mnie zdechnąć. Tych sióstr nie n ogę ¿cierpieć. Musimy sobie patrzyć prosto w oczy. Zresztą, Irenko Kochana, rąbię tu, jakbym apostołem był i Tobie coś wyrzucał. Wybacz! Piszę zawsze o tym, co mi na myśl wejdzie. I z tego powodu w listach moich taki nieznośny chaos. Inaczej już nie mogę. A tak mi dzisiaj Ciebie tu brak. Och, jaki brak, jaki brak. Łza by mi się zakręciła w oku, tylko nie może, mimo że ból, że czekanie. Tobie trochę łatwiej to przetrwać. Masz gdzie spojrzeć. A mnie tu wszystko takie nie moje, niejasne — no, może przesadzam. Ale dalekie to takie i obojętne. Tyle już światu przejechałem. Chandrę miałem. Obalałem co się dało na prawo, na lewo. Dzisiaj, kiedy Ciebie mam — uciekłem. Po to, by ból był większy? Honoratko moja. Jesteś we mnie, a tak jednak daleko. Gdzie Twoje ręce, usta, oczy. Mój ty raju — widzę Cię, a nie słyszę. Gdybym grosze miał, już bym wyfrunął pod pszczółkę. Ale nie mogę. Muszę czekać, czekać, czekać. I Ty czekaj, czekaj, czekaj. A rób tak, jak Ci sumienie mówi. Nie wolno inaczej. Jeszcze będą nasze dni. Jeszcze nam coś zaświeci. Tego bociana przyuważyłem. 1 nie po co mi on. Tylko dobrze tak. Krajobraz się zmienia. I my. Dzisiaj muszę zjeść drugie danie. Coś mi w żołądku warczy. Czy trzeba tydzień zakończyć? Dzisiaj już muszę. Te zupki mi nic nie dadzą. I te bułki z jabłkami też. Choć potrzebne są jak ranek. Pierwszy raz w tej izbie siedzę sam. Wyjechali wszyscy do domu. Nie będę się rozczulał. Że zostałem, że boli. Nie! (cholera!). 29 będę w Toruniu. Prawdopodobnie. Jeżeli nie odwołają. Zresztą dam Ci znać. Chodź jak najczęściej do nas. Koniecznie! W Muzeum jest nowa wystawa — duńskiego grafika — pójdź! I pisz, mój 77 skarbie, częściej. Zaraz. Codziennie czekam. Tylko na to. Całuję moc — no Twój Ryszard PS. Świadectwo przechowaj. Załączam, ponieważ boję się, że zgubię. Wiesz, same przeprowadzki. A szkoda... Dlaczego nic nie mówisz Piesku pieseczku mój Dlaczego nic nie mówisz Żarcia przyniosłem ci Patrz tu jest zupa Tu mięso a tu gnat Wstawaj Nie gniewaj się na mnie Chyba rozumiesz Nie miałem grosza Sam wyglądam strasznie No wstawaj Masz tyle tego Najesz się za wszystkie czasy Jedz Dziś taka ładna pogoda Pójdziemy na spacer Piesku pieseczku mój Masz takie zimne łapy Otwórz oczy Dlaczego nic nie mówisz Wstawaj — 61 Na kopercie poniżej adresu nadawcy napis ołówkiem: „(nie«może<> tylko na p e w n o!)” 78  60. DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 25.11.[19]62 r. Honoratko Najdroższa! Znów w herbaciarni siedzę. Muzyka z głośnika leci jak ten ból bez pytania. Ach, jaki żal, jaki żal i ból. Gdzie jesteś moja Ty kochana. Przecież... Mój ty raju! Jak to wszystko boli. Niech boli hojnie? Niech mocno boli. Musi boleć. Musi. Dzisiaj do 16 spałem. Czy spałem? Nie. Myślałem. Spałem. Myślałem. Chciałem spać. Nic nie spałem. Myślałem. Staruszków samotnych1 przestawiłem nieco. Będą głębsi i bardziej wzruszający. Gdyby nie czucie flaków piszczącego różańca, nie wstałbym. Bo z czym do ludu i po co. Na złość stara nie napaliła wczoraj w piecu. Nogę wystawię — cofam, wystawię — cofam. A od tego leżenia gnaty mnie bolą jak u Stefana2. I wyobraź sobie tortury w oknach. Placek i kiełbasa. Nie dla mnie to. Ale po co u mnie właśnie. U mnie, któremu dane jest ciułać z zupki na zupkę. Takie co. U mnie. W sobotę ucieknę stąd na inną ulicę. Zresztą już Ci o tym pisałem. Wstałem, bo mi ta stara przerwała to rozmyślanie. Wstałem i na pocztę po znaczki poszedłem. Potem na flaki. No i tu. Muzyka jest i herbatka. Piwa nie ma. W tej chwili życzysz mi, żeby jak najdłużej było tak — no, nie. Wszystko, tylko nie „ankoholu!” Nie martw się. Jeżeli rąbłem, to tylko jedne grzane w dniu. Z wyjątkiem tego capstrzyku pod Henia. Ach, jak ta muzyka boli. Może będę pracował na pół etacie jako nauczyciel w Szkole Przysposobienia Rolniczego. Tylko to jeszcze niepewne. Jeżeli tamten się zwolni. Gdybym był od pierwszego listopada, to miałbym cały etat. No cóż. Nie ma złego, co na dobre wychodzi. Co będzie — zobaczymy. WTażne, że jutro robota. Większa część dnia będzie bez tortur. Zresztą czy na pewno? Irka! Wczoraj byłem na dworcu. Wszystkie możliwe połączenia zapisałem. Bo wiesz, o czym myślę? Jeżeli mi się nie uda w tę sobotę przyjechać do Grudziądza, to moglibyśmy zrobić mały 79 zjazd w niedzielę 2.XII w Toruniu. Wyjechałabyś w niedzielę o godz. 7.39 do Torunia-Miasta. Ja już bym na Ciebie czekał. Całą niedzielę obalilibyśmy w Toruniu. Napisz, co o tym myślisz. Zaraz. Bo nie wiem, czy będę miał tyle groszy, by przyjechać nad Trynkę. Ostatniego coś dostanę za te 10 dni. Ale weksel — 300 zł i 200 zł za budę. Ile mi zostanie? A tu płacą z dołu. A wiesz — żyć trzeba. Zresztą, co tam żyć. Do Ciebie będę pruł i bez życia. Byle tylko szybko. Byle tylko do Ciebie. O tym projekcie na niedzielę — napisz. Byłoby dobrze i inaczej. Czekam na odpowiedź. Jeżelibyś przyjechała da Torunia, to wzięłabyś od Mamy grube skarpety. Bo marznę aż strach. A od nóg to najgorzej. Z paczką muszą się wstrzymać aż dam znać. Dobrze, że mam ciepły szal. No, pisz, dużo i prędko. Całuję — Twój Ryszard ' Wiersz pt. Staruszkowie samotni. 2 Stefan Pokuciriski — przyjaciel Bruna. 61. DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 26.11.[19]62 Honoratko Moja! Och, jaki jestem zły. Nic na mnie dzisiaj nie czekało. A tak do domu biegłem. A tak się nie mogłem doczekać tego poniedziałku. W sobotę wyczytałem, że „może by Ci było przykro, gdybyś listu nie dostał”. Mój ty raju! Dałem Ci odpowiedź na kopercie: „nie może tylko na pewno!”. A Ty? Boli mnie to jak... Czy ja wiem jak. Może te buty Ci w głowę weszły. Że nic z tego. Że wysokie tylko, a nie z nosami od jamnika? Zresztą nie wiem. Ale o tym powinnaś napisać. Pamiętaj! bez Niedomówień. 80  Tylko szczerze i prawdę. Ale o czym ja Ci tu zasuwam. Nie gniewaj się, że duperele wyciągam. Świat się nie zawali, gdy tak będzie. Tylko ten kompleks? Och... Nie. O tym Ci już nie będę pisał. Musisz mnie przyjąć takiego, jakim jestem. Innego wyjścia nie ma. Chyba że Ci tęskno do raju i sztywnych mankietów. Boże! O czym ja Ci męczę. Przecież nie uwierzyłbym, że może być inaczej. No, nie? No, powiedz, skarbie, że tak. Że nie może być inaczej. Że my, że razem, że... Wścieknij się, Irenko, na mnie, ale pisz, bo mi tak ciężko tu siedzieć. Siedzę, bo chcę dać „pozór” na nasz początek. O Tobie przecież stale myślę. Mnie samemu nie taki wysiłek przypisali. Cholera! To chyba nie ja dzisiaj jestem we własnej skórze. Żebyś wiedziała, jak się męczyłem całą noc. Gdyby nie Ty, rzuciłbym to wszystko w diabły. Mimo że dobrą robotę mam. Że może być dobrze. Tylko Ty mnie trzymasz. I chcę, byś trzymała. Ale pomóż. Pomóż mi. Czekam na zwykłe Twoje słowa. Każ trzymać się. Podaj swoje ramię. Ach, a taki miałem być mocny. A tak na mnie liczyli... Honoratko Kochana! Nie chcę dzisiaj Ci już więcej pisać. Boli. Za mocno boli. Mógłbym Ci głupstw nawstawiać. A boję się. Kocham. Całuję usta, oczy i gdzie się tylko da. Daj „pozór”. I pisz. (DIMŁA — DIBŁA). Twój Ryszard Irka! I napisz — byle szybko — czy przystajesz na projekt mój o Toruniu? Byłoby dobrze. Czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Całuję, och tu pocałowałem 81  62. DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 27.11.[19]62 Kochana Moja! Po długim czasie miałem możliwość oglądania pogrzebu na nogach, ze śpiewem i trumną na barkach. Uciekłem przed nim. Bo nie lubię trupom stawać na drodze. Oni mają już tylko jedną drogę. A chorał, który mógłbym odprawić i tak by go nie wzruszył. Chyba do szkła płacz. Nareszcie dałaś znać, że żyjesz. A tak długo nic od Ciebie. Zrozum — dwa pełne dni. Niech je diabły porwą. Myślałem, że zdechnę. Nie masz pojęcia, co to znaczy tak tkwić wr tym miasteczku bez dróg. Wszystkie schodki wiod.( do mordowni. A tutejsze knajpy to nie takie jak u nas. Ale więcej w nich poezji i nerwów i naprawdę lud tu przychodzi. Wchodzę tylko popatrzyć. Posiedzieć. To takie interesujące zajęcie — obserwować i notować niektóre ich spostrzeżenia. Czasami można oberwać ni stąd, ni zowąd, będąc bogu ducha winien. Najczęściej siedzę w herbaciarni. Ale tylko tak długo, ile mi zejdzie przy pisaniu listu do mojej Honoratki. Myślę, że ją znasz. Przedstawiłem Ci ją kiedyś. Ale za wczorajszy dzień należy się Tobie nagana. Słyszysz? NAGANA! Tak się wczoraj męczyłem. Nawet z pomocą mi przyszli. Oby takich adoratorów było jak najmniej. Mimo że szczerzy byli i dużo im zawdzięczam. Po nocy łaziłem za miasto. Nie mogłem dojść do ładu. Tak mi jakoś ten szczur wnętrze rozkołysał. Wyłem po prostu. Ja naprawdę co dzień czekam na Ciebie. A tu nic a nic w ten poniedziałek. Ba. A niedziela to szewc? WTiem, że pomyślisz — słabeusz, och, a jakie ma wymagania, a jaki płacz zgryźliwy... Mój ty raju! Zrozum. Ciężko mi tu samemu. Czekam na moją szpareczkę. Na ten promyk ostatni. Czekam. CZEKAM! 82 — — — — — — — — — A tu? No, dobra, dobra. Nie gniewaj się. Pan Ryszard się nie gniewa (czekaj, czekaj, już to gdzieś czytałem — aha — nie wiem gdzie!). Cieszę się, że się rozerwałaś fizycznie i psychicznie. To dobrze, że potrafisz... Zresztą jesteś optymistyczną. Przynajmniej tak twierdzisz. Ja się trochę podreperuję. W czwartek. Jeżeli znowu nie odwołają. Ale chyba nie. Na moim wieczorze — myślę — będzie rozróba. A ja akurat „cierpię” pseudointelektualistów. Zobaczymy. „Staruszków samotnych” stale jeszcze przestawiam. Zabieram się do mojej martwej natury jesienią1. Szkoda, że tu nie ma czytelni. Kupiłem kilka najlepszych pism i do góry nogami poprzewracałem już. Czuję ogromny brak lektur. Gdy się przeprowadzę, to zacznę sprowadzać je. Tu i tak nie mógłbym szperać. Za bardzo jestem rozstrojony. Irko kochana! Daj mi znać — co z tym Toruniem. Byłoby dobrze. Bo do Grudziądza mnie nie chwyci. A tak mi już tęskno. A tak boli. Napisz. Szybciutko. Do piątku adres — Bieruta 34 — jest aktualny. Zresztą chyba wczorajszy list, ba, ten z niedzieli — już dostałaś. Czekam. Serdecznie ściskam mocno całuję — — Twój Ryszard Pozdrawiam rodzinkę. 1 Tytuł wiersza. 63. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 28.11.[19]62 Kochana Ireczko! Ach, ile radości dzisiaj. A tak mi coś mówiło, że będziesz. A tak też szybko biegłem. I byłaś. 83  I jesteś. Już dwa razy czytałem. I jeszcze będę czytał. Zaraz poszedłem na obiad do „Świtu”. Na drugie danie z podwójnymi ziemniakami. Teraz żałuję. Ale to na Twoje konto. Musowo. Zresztą co będę stękał. Należało mi się. Słowem: drugi capstrzyk w Lipnie. Skromny. Ale mój. Szczery. Aż boli. Nie wiem, gdzie tę radość schowam. Wszędzie mnie prześladują. Nie winię ich. Oni nic nie kapują. Ach, gdyby wiedzieli, że kocham. Przegnaliby w pioruny. A może nie. Może akurat poklepaliby po plecach i kazali się trzymać. Nie wiem. Modlę się, by nie było więcej poniedziałków. Och, jak bolało w ten dzień. Nie zrozumiesz tego. Żebyś Ty wiedziała, jak to boli. Wracasz z roboty, a na ciebie nikt nie czeka. Nikt. Co dzień to samo. Nawet rozmyślać nie możesz. Nie dadzą. Tylko po ulicach bocznych chodzisz. O nic nie prosisz. Z nikim nie rozmawiasz. Tylko ból czujesz. Gorszy niż od rany ciętej. W robocie o 15.00 już wszyscy optymiści. Do domu się spieszą wr podskokach. 0 radości! A ty się nie spieszysz. Nie chcesz. Bo wiesz, że 1 tak nikt na ciebie nie czeka. Tylko nerwy. Nawet muzyki nie masz. Więc szukasz jej w poczekalni PKS. A gdy wyciągniesz na herbatkę — w herbaciarni. Ale to nie jest muzyka, to psucie nerwów. Ty się nie spieszysz. Nieprawda. Spieszysz się. Po ten list. Dostałeś! Radość! Na chwilkę chociaż. Ale radość. Nie otrzymasz. Boli. A ból, to nie na chwilkę. Aż do następnego dnia. Dzisiaj radości tyle. Dwa listy! Mój ty raju. I Honoratka z „eparatem”. (W głośniku w tej chwili mi podpowiadają — rozumieją, grają piękną melodię „Tylko Ty”! Widzisz, jak oni upasowali? No, nie! Ireczko, och, jak utrafili). Będę dzisiaj łaził. Wycierał kąty. By radość gdzieś ukryć. I martwą naturę wykończyć. Dziękuję Ci (ołówka zmiana — kaput!) za krzepę. To była ogromna porcja krzepy. DZIĘKUJĘ! Ostatecznie wieczór mój odbędzie się w piątek o godz. 20.00 w klubie „Od nowa”. Będę miał trudności, by się 84 urwać z roboty. W piątek będę miał remanenty zlewni (13 wsi). Na dobre 12 godz. pracy. Ale co się nie robi dla poezji. Musowo się urwę. Polubownie, ale musowo. Na spotkaniu będzie rozróba, to wiem. Chcę tego. No, a nie mogę się doczekać niedzieli. Och, znowu się zobaczymy. Znowu będziemy mały czas — RAZEM! Opowiemy sobie wszystko o wszystkim. To dobrze, że przyjedziesz. To dopiero będzie krzepa. Och! to będzie krzepa. (Znowu grają — „Zakochani! Nie do wiary, że można się kochać aż tak”— dobrze, niech śpiewają, byle więcej). Wyjedziesz w niedzielę o godz. 7.39. Będę na Ciebie czekał w Toruniu-Mieście. A potem... będziemy razem. Teraz prośba. Pójdziesz (w piątek lub sobotę) do Stefana (najlepiej w sobotę) i weźmiesz od niego moją aktówkę i poradnik kierowcy. Potem pójdziesz (możesz się przedtem umówić z siostrą, jeżeli się łamiesz — ale nie należy) do nas i Mama Moja da Ci — koszulę spodnią, kalesony, skarpety grube, 2 druczki (1 na okresowe wymeldowanie, drugi na okresowe zameldowanie). Jeżeli wykupili, to także zegarek. No i przywieziesz to do TORUNIA. Będziesz miała, skarbie, ciężko. Ale... No, nie będę Ci ładował. Gdybym nie zmieniał adresu — przysłaliby. Ale... No, dobrze. Koniec. Kropka. Dzisiaj znowu śpię w innej izbie. Ale tu nerwów kosztuje ta przelotowość — współlokatorów. Ale już niedługo. Wiesz, dwa dni temu — w poniedziałek, przyjęli do nas nową pracownicę po maturze za 1200 zł + 10°() premii. Gdybyś tu była — miałabyś fajną robótkę. No, ale to odpada. Tylko tak sobie pomyślałem. Honoratko Kochana! Masz z pisaniem listów wolne do n i e d z i e 1 i. Po otrzymaniu tego listu — odpoczynek. Boby się po Lipnie błąkały. Zatem — do zobaczenia w Toruniu w niedzielę. Czekam. Całuję mocno. Gdy będziesz wsiadała do wagonu — duży buziak na drogę. Tylko się ciepło ubierz. Musowo. I rodzicom powiedz, że 85 proszę bardzo, by się o Ciebie nie martwili. Czekam na votum zaufania. Sam ufam. Dziękuję. PA PA Zdrówka i pozdrówka od Ryszarda 64. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 29.11 .[19]62 Honoratko Moja! Znów złość. Niech to szlag trafi. Jutro mam o 20.00 wieczór w „Od nowie”, a od 5.00 rano muszę wyjechać w teren. Robota szykuje się do późnego wieczoru. Muszę zrobić remanent w 11 zlewniach (11 wsiach) powiatu. Byłoby jeszcze... gdyby drogi były dobre. Dostanę do dyspozycji na cały dzień taksówkę. Ale wiesz, szofer może jazdy w niedogodnych warunkach — odmówić. Słowem: klapa. Nerwowo chyba nie wytrzymam. Odwołać? Liczę po cichu na to, że dam radę. Musowo. Do Lipna nie zdążę na pociąg. To wykluczone. Będę musiał złapać w Kikole autobus na Toruń. Pojadę (a chyba mi się to uda!) w gumakach. Bo w moich łapiczkach nie ma co się w teren wypuszczać. Zresztą, co tam gumaki. Byleby zdążyć. Musowo. Jestem całkiem roztrzęsiony. Ale co tam będę się łamał. Zobaczę, co będzie jutro. Zwolnić się nie mogłem. Wszystko zależy od zgrania z szoferem i członkiem komisji. Słowem — dwa słowa. Dzisiaj wyszedłem o godzinę wcześniej z roboty. Po co? Dlaczego? Nie wiem. (Legalnie, oczywiście). I tak na mnie nic nie czekało. To nic. Jestem spokojny. Do niedzieli muszę wytrzymać. A potem będzie dobrze. Wiesz! Znowu zwycięstwo. Gdy pobierałem opłaty za szczepienie tuberkuliną, jakaś babcia dała mi Kopernika. Schowałem go w głęboką, cichą kieszeń. Wczoraj liczyłem na zupę i nie wiedziałem o tym. Przewidywałem post na 86  dzisiaj. A tu cud! Na zupę i buł-eczki mam. Bo — widzisz — obliczyłem sobie kapitał mój do 29 (nie licząc go). Miałem być dzisiaj w Toruniu. A że w Toruniu wleci coś w łapę, więc obżarłbym się. Nawalili oni. I suchoty. Ale szczęście idzie ze mną. Zupa jest. Murowane. Żeby tylko jutro było dobrze. Proszę. Naprawdę szczerze. Kogo? Nie wiem. Byle kogo. Jutro muszę się wyrwać. A Ty, Irenko, kciuki gnieć. I zrób to, o co Cię prosiłem. Do niedzieli wolne z pisaniem. W niedzielę o 7.39 wyjazd. CZEKAM na Ciebie, całuję mocno Twój Ryszard Rodzinkę przewielebnie pozdrawiam. Stokrotki do serca włóż na drogę do mnie i do Ciebie 65. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Toruń, 3.12.[19]62 godz. 5.46 Kochana Honoratko! Całą godzinę wcześniej się na dworzec przydyndałem. Ach, aż przykro jechać w inną stronę. Znowu będzie to samo. Znowu... Ale już niedługo — wiosna. Czuję się jakiś silny. Żeby tylko tak zawsze było. No, pa. Zaraz zagwiżdże bana. Buźka — Ryszard 87 Na pierwszej stronie kartki rysunek niebieskim atramentem. 66. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 3.11.[ 19]621 Ireczko Kochana! Ledwo zdążyłem się z Tobą pożegnać. Przepraszam: tylko nie pożegnać. To jest coś takiego pod „dowidzenia”. Ledwo (...) a już zdycham z tęsknoty. Coś mi rąbło w głowie. Stawiam sobie pytanie. Po co ja tu właściwie ściągnąłem? Po jaką cholerę jasną? Nie mogę dojść do ładu z myślami. Całe wnętrze jest rozdygotane. Są tam szczury, które są za i przeciw. Nie wiem tylko, co to ma być te za i te przeciw. A może to zwykła chandra? Możliwe. Wyskoczyłem nad ten Mień dlaczego. Po co? Przecież stale mi brak Ciebie. Nad Trynką mogłem widzieć Cię co dzień. A tu? Mój ty raju! Kocham i uciekam. „Waryjat”! Albo 88  inny krypel. Wczoraj odnowiłem tę ranę tych dni osiemnastu. Dzisiaj wiem, że chyba, ba, na pewno się nie zagoi. Więc będę zdychał. Będę znikomiał aż do bąbla. Jak mam dobrą robotę, to po robocie gówno. Niech to szlag trafi. Wiesz co? Czuję, że moje rozczulanie się nie skończy. Dlatego przerywam je. Bo po cholerę brać Cię w górę, no nie. Jutro chyba będzie lepiej. Że mroźniej. To nic. Wiosna będzie. Pomagasz mi tak szczerze, że nie mogę się łamać. Tym bardziej teraz. Gdy mam Ciebie. Tylko jak ja tu długo będę siedział tak sam. Mego serca ogarek może się rychło wykopcić. Za dużo cierpi. A może ja nie mam wcale serca? Może. Bo Ty masz. Wczoraj tak mocno Ci biło nad Wisłą. Gdy na kuckach krajobraz przestawiłaś. A tak wczoraj zmarzłaś. Klęłaś na pewno w pociągu. Ale to dobrze. Dobrze. Cieplej Ci było. Aha! Ubieraj się ciepło. Musowo. Nie strasz horyzontu. I trzymaj się. Daj „pozór”. I pisz. Nie zwlekaj. Do skrzynki masz po drodze. Całuję mocno — Twój Ryszard Serdecznie rodzinkę pozdrawiam. 1 Pomyłka w dacie. List pisany był 3 grudnia 1962. 67. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 5.12.[19]62 Moja Honoratko! Cieplej dzisiaj. I w sercu pogodniej. Nawet dziwota mnie bierze. Już środa. Jak ten czas szybko leci. Niespodziewanie. Jutro też zleci. Och, jak to dobrze. Żeby tylko Ciebie ściągnąć. Mam trochę rozerwania. Radio. Nie wyłażę prawie z budy. Chyba że do skrzynki i na zupę. Kupiłem „Współczesność”. Na kilka godzin lektury starczy. Pójdę 89 dzisiaj zobaczyć, czy już otworzyli czytelnię. Mogliby. Prawdopodobnie w sobotę pojadę na naradę do Bydgoszczy. Jeżeli mi się uda — przyjadę do Grudziądza. Ale o tym dam Ci znać w piątek. Byłoby cudownie. Bo już się bardzo a bardzo stęskniłem. Tak dawno już żeśmy się nie wddzieli. Dzisiaj byłem służbowo w Komitecie. Spotkałem listonosza. Pytałem go, czy coś dla mnie ma. Nic. Smutne to, ale pouczające. Nigdy już go o to nie zapytam. Bo w pracy mi się gorzej pracuje. Wiem, że na mnie nic nie czeka. A tak to przynajmniej się łudzę. Wiem, że złudy są najgorsze. Wiem dobrze. Ale... Wiesz o tym. Zresztą niezupełnie tak samo. W robocie idzie mi dobrze. Czasami dużo nerwów trzeba stracić, nim się ustabilizuję wewnętrznie. Ale trzeba. Nie ma innego wyjścia. Nie chcę już nigdy przechodzić z jednej skrajności w drugą. Wczoraj z ciekawością gaworzyłem z robotnikami, którzy ze mną mieszkają. Prości, ale ciekawi. Nie ma w nich pruderii i sztywnych mankietów. Jeżeli to robią, to tylko podświadomie, z ich ograniczoności artystycznej. Wiesz, pięknie mi grają. Aż przykro, że nie możemy razem tego wysłuchać. Inaczej by serca skakały. Byłaś na wystawie Rasmussena? A u nas co nowego. Napisz o wszystkim. Czekam. Trzymam się. Rób to samo. Musi być dobrze. Całuję mocno Twój Ryszard 68. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno, 6 grudnia 1962] Staruszkowie samotni Z laską lub z psem Przeważnie w południe Wynoszą z mieszkań do parku Swój żal — 90  Rozdają znajomym i nieznajomym W żeber zardzewiałym lichtarzu Ogarek serca kroplami pielęgnują Parabolą pleców zasłaniają skisłe twarze Które bardziej święcie wyglądają niż tych patronów Obramowanych w wysokim kościele Pod których niepewną aureolą prawą ręką Budują na własnej piersi Krzyż Najbardziej boją się nocy Zamknięci w ścianach Modlą się do łez 6.12.62 Honoratce — Bruno Wiersz na pocztówce wykonanej przez Bruna. Oprócz wiersza rysunek przedstawiający listonosza. 91 69. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 6.12.[19]62 r. Honoratko Najdroższa! Tylko bez wątpliwości. Co to znaczy? 1. „Muszę Cię pocałować. A może nie byłoby Ci przykro, gdybym tego nie zrobiła?” 2. „Czy my się kochamy naprawdę?” 3. „Współczuję sobie i Tobie bardzo, że zakochałeś się we mnie” Tego WYSTARCZY! A teraz do dzieła. ad. 1. Kto Cię zmusza do tego po — całowania. Ja? Na pewno nie. Możesz tego nie robić! Sama chyba wiesz, czego chcesz. Ja całuję i wiem dlaczego. Chcę tego. Bo daję Ci w tym moje wnętrze. Siebie. Bez żadnej reszty. Jeżeli Ty mi się odwzajemniasz, to znaczy, że jest dobrze. Że nie MUSISZ — tylko chcesz. Dzielisz się ze mną. Że kochasz. Mimo że można się zmuszać i nie kochać, a całować. To wykluczam. I broń boże tych łotrów, którzy tak postępują. Przecież robisz wszystko szczerze. Zresztą może. Nie miałem dotąd (i nie mam) żadnych wątpliwości. Wychodzi tylko sprawa ta od Ciebie. Czyżbyś Ty miała wątpliwości co do siebie! Czy naprawdę robisz to szczerze. A może nie kochasz. Pamiętaj! Nie wolno się łamać. Trzeba wiedzieć czego się chce. Może myślisz dobrze, chcesz dobrze, a mówisz i dzielisz się źle. Nie wiem. „Czy my się kochamy naprawdę”. ad. 2. Nie wiesz? Chyba nie. Bo takich pytań się nie zadaje. Czy ja kocham (to znaczy, pytasz siebie). Czy On kocha — myślisz. Trzeba to wiedzieć. Ja wiem, że Ciebie kocham. I dlatego się nie mylę. Wiem, o co mi chodzi. Nie boję się swoich uczuć. Ty musisz też o tym wiedzieć. Jeżeli rzeczywiście myślisz o naszym współżyciu tak jak ja, to jest dobrze. A czy dobre musi być zawsze złe — tego nie wiem. To jest życie. Męczysz się. Bo widzisz, jechałaś sama (a była ku temu okazja, by rozmyślać), jesteś sama, wszędzie Cię 92  nagabują. Wiem. Czy Ty myślisz, że mnie się dobrze wracało. Z entuzjazmem? Pytałem siebie: „kocham, a uciekam”. Ale nie uciekałem w próżnię, bez planów. Jestem na własnych nogach, mam swoją głowę, chcę być człowiekiem. I myślę. Chcę coś zrobić! Mimo że to kosztuje bardzo dużo, drogo; zdrowie, ba, życie. Ale właśnie to mi pomaga wytrzymać, przepychać się. To, to znaczy, że kocham i ktoś mnie kocha. Stale jestem niepewny, czy to rzeczywiście tak jest. Boję się o Ciebie. Pytam się. Wyczuwam. Jestem szczery. I tego od Ciebie wymagam. Musisz przyjąć mnie takiego, jakim jestem. A jeżeli nie chcesz, kiedy wyobrażasz sobie inny świat. Świat, który mi nie leży. To trudno. Do miłości nikogo nie należy zmuszać. Nigdy tego nie będę robił. Każdy musi sam o tym wiedzieć, czego chce. Najgorzej jest się łudzić. Trzeba patrzeć w jasno. Patrzę. I widzisz, Ireczko Moja, wiem, że Ciebie kocham. Szczerze. Czy Ty czujesz to samo. Nie wiem. Nie trzeba słów w tym wszystkim. Trzeba czuć. Trzeba robić tak, żeby wszystko było w porządku. Trzeba sobie wierzyć i pomagać. ad. 3. Komu, Ireczko, współczujesz. Sobie? Czy źle zrobiłaś, że się ze mną zadałaś. Nic się nie stało. Ja sobie nie współczuję. Zazdroszczę tylko, że kocham, gdy inni tego uczucia jeszcze nie znają i nie mają. Kocham! Rozumiesz. Ale nie zmuszam nikogo, żeby mnie kochał. Tylko bez łaski. A Tobie jeżeli rzeczywiście się zawiodłaś na mnie — ogromnie współczuję. Wiesz co, Honoratko, dwa razy ten list czytałem. Drugi raz dlatego, że coś mnie ukłuło. Mocno. Bałem się zaczynać, żeby aby nie wyczytać za dużo złego bólu. Przeczytałem. I doprawdy męczę się. Nie wiem, co jest. Pierwsze określenie moje: CHANDRA — Czy tak? Jeżeli tak, to zwycięstwo. Jeżeli nie — smutek. Może nie wierzysz mi. Może sobie nie wierzysz? Nie wiem. Za mało Ci mówiłem o tym, że kocham. Może o tym trzeba stale 93 przypominać. Ale, Ireczko Droga, nie słowa są ważne. Przestałem w nie wierzyć. Życie i czas pokaże, czy to wszystko prawda i szczerość. Nikogo nie kochałem dotąd (wykluczam rodzinę!). O powodzeniu wśród spódnic nie będę Ci pisał. To już nieistotne. Dla mnie ważne jest to, co dalej z NAMI. Sama kiedyś mówiłaś o tzw. niedomówieniach. No, i co? Mój ty raju! Nie wiem, co Ci pisać. Boję się, żeby z moich słów nie wyszedł dziwoląg jeszcze gorszy niż Twój. Żebyś nie zrozumiała inaczej. Bo ja coś przeczuwam, że rozpisuję się w niewłaściwym kierunku. Kiedyś Ci napisałem na kopercie: „nie może lecz na pewno”. Na to pocałowanie mógłbym Ci to samo odpisać. Ja całuję dzisiaj Ciebie tak mocno, jak nigdy dotąd. Nie dlatego, że muszę, że może Ci by było przykro, gdybym tego nie uczynił. To jest ta moja pieczątka na to, co Ci dotąd napisałem. Że kocham. Że całuję. Bo tyle tylko teraz mogę Ci dać. Tylko siebie. Innymi włościami na razie nie dysponuję. Chcę, żeby było dobrze. A jeżeli nie masz jeszcze własnego ja, jeżeli ktoś Ci nie pozwala na to — powiedz. Radę sobie dam. W ostatecznym wypadku ja Ci własne swoje zdanie dam lub drogę do niego wskażę. Ufaj swojej osobowości. Jesteś człowiekiem. Nie trzeba siebie dyskwalifikować. Nigdy nie zważaj na czyjeś osądy. Ja dotychczas miałem wiele kompleksów. Teraz przestałem się nimi martwić. Mam gdzieś czyjeś osądy. Sam wybieram te rzeczy i słowa, które mi leżą. Inne odrzucam. Musisz znaleźć w tym całym życiowym nieładzie dla siebie silne miejsce, w którym będziesz stała na własnych nogach. O tęsknocie nie będę Ci pisał. Bo po co? To jest to samo, co Twoje: źle. Przecież nie po to tu przyjechałem, żeby było źle. Jestem tu dobre 3 tygodnie i już mam się łamać. Za dużo się łamałem. Dzięki Tobie odzyskuję siły. Wracam. Chcę żyć. Chcę tak zrobić, by Ci było lepiej. Byś nie potrzebowała się męczyć. Byś miała dobrze. Dobrze to ja wiem jak. Tak, żeby było dobrze. Żeby było zrozumienie 94  i grało, i żyło. By ten rytm naszych serc był jednaki. Bez ogarków i knotów. Ot, bólu pełen. Naszego, wspólnego bólu. Pełnego ufności i szczerości. Bez dorabiania się i ciułania na drugi świat. Przyziemskiego i twórczego — przede wszystkim. Jestem kandydatem na człowieka, więc ja muszę dać pozór. Nie Ty. Ty musisz mi tylko pomóc. Wierzyć mi (nie we mnie!). Wymagać ode mnie. Nie wolno się łamać. I przede wszystkim wiedzieć dobrze, czego się chce. Nie bierz wszystkiego z zewnątrz. Zaczynaj od środka. Od serca. Powtarzam: ufaj swojej osobowości. Bądź szczera. Wiem, że to Chandra Ciebie odwiedziła. Zamiast mnie. Wytrzymasz. Z nią trzeba łagodnie. No, Moja Najdroższa Ireczko Honoratko Kochana, trzymaj się! Wieczorem w sobotę będę w Grudziądzu. Nie wiem, o której będę mógł się z Bydgoszczy urwać. Wiem tylko, że uczynię to najrychlej. Spotkamy się u Nas w domu. Przyjdź o godz. 19.30. Czekaj tak długo, dopóki nie wrócę, to znaczy przyjadę. C Z E K A J na mnie. Będę pędził jak szewc do mojej Honoratki, jak prawdziwy Rozwicher. Serdecznie całuję MOCNO — od wewnątrz — pod to czekanie pod radość pod Twój Ryszard P.S. „Czy aby nie będzie Ci przykro, że przyjadę?” Na kopercie dopisek: „(inźał od ędi)’\ czyli wspak: „idę do łaźni”. 95 70. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 7T2.[19]62 Najdroższa Moja! Och, jaki jestem dzisiaj szczęśliwy. Tyle radości. Chandra Cię opuściła i znów jest dobrze. A tak się martwiłem. Wczoraj zgorzkniały list napisałem. Szczery. Ale też kosztował mnie nerwów. Na pewno ta wymiana nam pomoże. Na pewno. Nigdy nie miałem wątpliwości co do moich uczuć. Dlatego nie będę się tu dalej rozwodził. Nie lubisz, gdy się powtarzam. A czasami to jest najistotniejsze. Ireczko Kochana! To dobrze, że ciekawi Cię historia sztuki. Świetnie. Gdy będziemy mogli bywać częściej razem, będzie ku temu okazja. We dwoje będziemy te rzeczy pogłębiać. Wcale nie zerwałem z malarstwem. Gdy życie mi (a myślę: nam) się ustabilizuje, zabiorę się do dzieła. Do grafiki. Mam tyle ciekawych koncepcji twórczych. Będziesz mi pomagała. I będziemy nie tylko (myślę: będziesz) czytała ale (i przede wszystkim) poglądowo te sprawy rozpatrywała. Ale to jutro (myślę: potem). Nie mogę się doczekać tego jutra. Zaraz po naradzie pędzę do Ciebie, to znaczy tam, gdzie Ci pisałem. Tylko bądź u Nas. Czekaj. Wyjeżdżam stąd o 7.25 autobusem. Zatem do zobaczenia. Nie za 17 dni, lecz jutro. Aha! Druga (a w dniu tym — pierwsza) radość to zwycięstwo Heńka. Walczył w wadze piórkowej. Wygrał na punkty. Słowem: radość. Trzecia: to list od Mamy. Czwarta: przesyłka od Jurka z Wrocławia — coś do czytania. Piąta — film. Dzisiaj idę do kina. Zleci do snu, a potem do Ciebie. Dzisiaj po raz pierwszy zjadłem bogate śniadanie. Kupiłem salcesonu białego do bułek. No, a herbatę babcia mi podała. Jeszcze jedną noszę w kieszeni. Kolacja będzie. A za chwilę tradycyjnie pójdę na pocztę i na zupę. Wczoraj poszedłem spać zaraz po transmisji z Łodzi, z meczu bokserskiego Polska — Węgry. Wiesz, muzyki słucham. Lżej mi jest. Myślę: co Ty teraz robisz. Co byśmy robili, gdybym był z Tobą itd., itp. I jakoś leci. Buduje, mimo że boli. Ale — 96  powtarzam — to dobry ból. Szanuję go. I się trzymam Musi być dobrze. Innej rady nie widzę. Ireczko, całuję Cię mocno, ach, już tak mocno, że... Twój Ryszard Czekaj! 71. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Li[pno], 10.12. [19]62 6.09 Irenko Najdroższa! Znowu to samo. Nie będę się rozczulał. Odwilż i wiatr w oczy. Cholernie czuję się zmęczony. Wszyscy jeszcze śpią. Do czasu. Ale (jeszcze!) śpią. W tym Toruniu na stacji nie mogłem wytrzymać. Zacząłem o Norwidzie i usnąłem. Żeby nie dawać zbytniego pozoru, zjadłem obiad (w domu 0 nim — dychtadycht — zapomniałem). Dzisiaj pójdę wcześniej spać. Należy mi się. (No nie?) Od jutra biorę się do dzieła. Jestem zły na Stefana. Tyle materiału zamknął. Niech to szlag... W OSM1 czeka na mnie kupa roboty. W robotę ubrałem (nie wiem, czy to dobrze, ale chyba: włożyłem) nowe skarpety. Teraz zdjąłem buty, by dać piętom odpoczynek. Patrzę — a tu dziawgo na wierzchu. Wszędzie tylko pozory i bicie w pierś. Ten paluch chyba nic nie myśli. Przeczuwam, co by to były za sarkazmy, gdybym go uskutecznił w jakimś pejzażu kele korka lub żelazka. Sama abstrakcja. Sama radość. I odchodzenia bliskość. Więc dzisiaj dzień pierwszy. Zaczynam liczyć. Dobrze, że tyle palców mam. Gorzej by było, gdybym musiał pożyczyć. Wyżej wspomniany „pale” zaczął. Jak to wszystko ciągnie do swego po swoje. Mój ty raju! Paznokieć się na nim świeci jak obraz w telewizorze u nas. Kupię antenę 1 nie gadam z Tobą. Bo w końcu byłby pozór do wyżarcia się. 97 4 — Listy  A Ty aby nie folguj. Nie przeciągaj do czwartku. Myślisz, że jak myślisz, to zaraz możesz przerabiać (...) Patrz psymatycznie2 na niektóre palce, a zobaczysz, ile w nich poezji i in?rvnktów skoordynowanych. Zwłaszcza gdy siedzisz i piszesz list. Gdy mówisz: kocham. Ach, nie masz pojęcia, jaki niosą entuzjazm. Skrzydeł im dodać, a byłby capstrzyk wielgi. Nie masz pojęcia, jakie to mądre stworzenia. Że brak im oczu — to nic. Nam dali je, byśmy patrzyli za nich, w nich i na nich. A w ogóle Honor-atko — nie masz pojęcia, ile w tym wody najprawdziwszej. To nic, że wywianej przez wiatr zza okna. To nic, że przysposobionej do herbaty. Wody i koniec. A Ty pisz. Pomóż. Sprawdź obraz i Zdziebkę3 ode mnie uściskaj. Należy mu się. I czekaj. Już niedługo. Przyjadę. Łuję-ca cnomoc cho kaj łujęca Twój Ryszard Pod tekstem listu rysunek niebieskim atramentem przedstawiający chłopca i dziewczynę trzymających się pod rękę. 1 Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska. 2 Powinno być: sympatycznie. 3 Bruno nazywał tak swego brata Henryka. 72. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 11.12.[19]62 Ireczko Najdroższa! Chodzę z tym nożem. Mało użyteczny. Ale ważne, że jest. W prawej, wewnętrznej kieszeni. Dzisiaj zaspałem. Nie moja w tym wina. Zbudził mnie za 5—7. Ale podpisa98  łem listę. Akurat mamy rewizora. Ale ujdzie mi jakoś. No, bo gdzie ostatecznie ma być ta inteligencja. Mam wyjeżdżać na pogadanki z zakresu rolnictwa. Nie byłem na naradzie. Brak czasu. Ale na pewno będę wyjeżdżał. Od stycznia. Będę miał na podróż do Honoratki. Irko! Załącz mi kopertę. Zabrali mi. Ostatnią wysyłam dzisiaj. Kay dzisiaj był u mnie w odwiedzinach. Przyśle mi. Ale za kilka dni. Jestem zły, że nie mam przyborów do pocztówek. Jakoś skombinuję. Jeżeli nie będę miał kopert, będę zasyłał kartki. Zresztą znam się na tym. Jakoś się pcham. Stale myślę o jakimś kącie. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo fatamorgana mi się udziela w tych sprawach. Trudno samemu wytrzymać. Och, ile dałbym za jakiś kąt. Chciałbym wreszcie być człowiekem. Tak myślę. Razem bylibyśmy. Muzyka. Praca. Irko! Nie rozumiesz może tego. Zresztą nie wiem. Zawsze o tym marzyłem. Spokój. Praca. Prawdziwa praca. Twórcza. Budująca. I: KOCHAĆ. Taką Honoratkę od serca pełnego, bezdennego. Chciałbym to moje życie krótkie przetrwać uczciwie, szczerze, po ludzku. Tylko z Tobą będzie ta możliwość. Innego wyjścia nie widzę. Ba, nie chcę. Jesteś już Moją (wybacz, że przywłaszczam!). To jest moje: albo albo. Nawet nie wiesz, z jakim sękiem wracałem do Lipna. Wracałem, bo wracałem. Musiałem. Nie dlatego, że źle. Nie. Dam radę. Ale bez Ciebie. Tylko nie martw się. Będzie wszystko dobrze. Żebym tylko kąt miał. Mój ty raju — kąt jakiś. Musimy do wiosny zaczekać. Coś się rozświetli. Damy pozór innemu życiu. Naszemu. Nie wiem, czy o tym kiedykolwiek myślałaś. Ja nie widzę innego wyjścia. Razem. Albo do Piotra. Ale nie. RAZEM. Nie potrafiłbym dalej sam pociągać. Tylko z Tobą. Moja Ty Najdroższa. W święta musimy pogadać trochę więcej niż dotychczas. Zresztą w ogóle o tych sprawach nigdy nie rozmawiamy. Za słabi z nas mówiści. Wiesz, Irka, że to i dobrze. Bardzo dobrze. Wolę działać niż gdakać. Nie łam się z tego powodu. Muszę załatwić w robocie z poniedziałkiem (wigilią). Trzeba jakoś 99 (na niby!) odrobić. Będzie wszystko dobrze. Musimy tylko chcieć. A wiem, że chc(ę)my. Jutro wyślę Ci jakiś wiersz do przepisania. Dzisiaj nie dam rady. Kay wprawdzie odjechał, ale „koń” zdechł. A zmuszać się do adiustacji nie mogę. Nigdy zresztą tego nie robiłem. Jutro na pewno coś będzie. Tylko pisz, moja Honoratko. I radia słuchaj. Tej muzyki. I do nas pójdź. A człowieka starego i morze zgłąb. Dobre! Arcydzieło Hemingwaya. A teraz pod nokturn Chopina mocny pocałunek Ci kładę na... wszystko. Czy Ty wiesz, że całuję moc — no Twój Ryszard 73. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 12.12.[19]62 r. Ireczko Kochana! Kopert nie mogę nigdzie zdobyć. Kay mi chyba jutro coś przyśle. Zmobilizowałem w tej sprawie niektóre czynniki 100  w terenie. Dzisiaj jest dobrze. Choć właściwie smutno, bo nic od Ciebie. Wiesz co? Zabawiłem się w modną w naszych czasach statystykę. Może źle się wyraziłem, ale... Właśnie. Dzisiaj mija trzeci miesiąc od dnia naszego pierwszego widzenia. Słowem: mały jubileusz. Z tej okazji mocno ściskam, całuję i o częstsze ptaki proszę. Chodzi o nie „może”, a „na pewno”. Rodzinkę serdecznie pozdrawiam Twój Ryszard I Pocztówka wykonana z bristolu. Na pierwszej stronie rysunek tuszem. 74. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 13.12.[19]62 r. Ireczko Moja! Już po czwartku. Niedługo poleci z górki. I znowu będziemy razem. Przepraszam: Tu chciałem wstawić zdanie. O tym, że przecież mimo rozłąki jesteśmy razem. Zatem przeprosiny uskutecznić chciałem, nie wiedząc nawet, jak je ująć i rozsławić. Och, te aureole, aureole. Może twarożku pod nie, co? No, śmiało. Czuj się pan jak u siebie w domu. Wiesz, wziąłem. Opchałem się nim dzisiaj. Nie mogę tylko sobie śniadania darować. Czy śniadania na pewno, tego nie wiem. Raczej mojej śrubie, którą od urodzenia noszę w głowie. Rdzewieje i dlatego chyba powolne i powierzchowne myślenie. Poszedłem z Wackiem (takim od nas z mleczarni) do „Świtu” na śniadanie. Zaglądam przez okienko do kuchni i pytam: ile taka porcja kiełbasy obleci — 5,60 — odpowiada szefowa. Dziwię się, że tak tanio, ale zamawiam. Pod bułki i herbatę. Przyniosła taką, która na talerzu leżała jak... Czy ja wiem jak. Nie zmieściła się na nim. Mówię do niego — czy aby grosz nie podskoczy. I wiesz co? Miałem rację — 10,80. Z bułkami i herbatą — 13,90. I wyobraź sobie, wszystko obskoczyłem 101 swoim nożem. Zapłaciłem. Ale przekląłem ten „świt”. Może niesłusznie. Jeszcze tyle na śniadanie nigdy tu nie wydałem. Dycha powinna starczyć — maksimum — na dzień. Wiesz co? Kończę o tym. Nudne. Tak samo jak u Ciebie w biurze. Wacek w dowód współczucia postawił mi piwo duże grzane z cukrem. Czwartek. Już niedługo... Z górki... Och, czas już, byśmy byli naprawdę razem. A że mówiści z nas lisi, no to co? Chyba się nie zachmurzyłaś po tej odmowie. Wiemy o naszych sprawach więcej niż Ci, którzy o tym ciągle gadają. O tym, to czy ja wiem o czym? Wiem tylko, że wiem. To co chcę wiedzieć. Reszta mnie nie obchodzi. Dopowiadamy sobie niektóre sprawy w listach. I dobrze tak. Tyle czasu jesteśmy z sobą, że ból nie pozwala na gadulstwo. Wolę patrzeć, czuć i trzymać za ręce. Gadać trzeba z sobą. Niedobrze, że jakoś nie potrafisz nagrać tych ptaków. Albo żadnego nie ma. Albo są dwa. Wczoraj nic nie było. Tylko poezji garb, muzyka i szyny. A wiesz, jak to Czechowicz pisał o nich: „a szyny /szyny się nigdzie /nie kończą”. Całą niedzielę będę pracował. Nad wierszami. Wczoraj grzebałem w „Szefie” i „Zulę” czarowałem. Załączam Ci dwa wiersze do przepisania: „Ludzie” i „Moje gwiazdy”. Boję się, czy aby będziesz miała papier. W tym zeszycie, do którego wklejałem wiersze, jest taki jeden pt. „Moja przeszłość” — Waldemara Mamy. Przepisz go ołówkiem lub piórem i przyślij. Potrzebuję. I odwiedzaj mój (nasz — przepraszam) dom. Od Stefana wypożycz „Pierwszy krok w chmurach” — Marka Hłaski. Zacznij czytać od „Pętli” — świetna. [tu narysowane dwa złączone serduszka] Ściskam Ciebie (och, ściskam) i mocno całuję (piszę mocno, a na pewno to nie tak powinno się to określać, na pewno to jest coś „inszego”, ale niech będzie mocno, facetowi ze śrubą w głowie jakoś to ujdzie!) Twój Ryszard 102  [tu rysunek niebieskim atramentem, przedstawiający chłopca i dziewczynę z kopertami w rękach. Pod rysunkiem dopisek: „— listkiem się podzieliłem — dziękuję — widoczny znak ku wiośnie”] Na kopercie rysunek atramentem przedstawiający postać chłopca ze spuszczoną głową, z sercem po prawej stronie, z bardzo długą, wyciągniętą lewą ręką, w której trzyma kopertę. Na przegubie ręki siedzi ptak z sercem na piersi. 75. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 14.12.[19]62 Ireczko Najdroższa! Znowu nic. Ach, kiedy się poprawisz. Niedługo ptaki ze skargą do Lucyfera uciekną. I wiem, że nic u niego nie zdziałają. Polecą, by zwlec trochę czasu. A Ty nic na to. Edkiem Ciebie postraszyć — co? Kopert nadal nie mam. Kleju też. Kay nawalił. Terenowi też. Może jutro coś wykombinuję. Całą stówkę od razu bym machnął. Ale dzisiaj włożę go do „Życia”. Przy okazji przejrzysz sobie je. Ciekawe jest o Aragonie i Majakowskim. Z wierszy podoba mi się tylko „Czas” B. Żurakowskiego. Idę do łaźni. Muszę się powtarzać. Czas przynajmniej leci i to uciekanie moje staje się niewidoczne. W niedzielę w muzeum grać będą arcydzieła dawnych mistrzów. O godz. 19.30. Wiem, że nie pójdziesz (zresztą może). Pozbieraj trochę wiadomości o tym. Najważniejsze: czy w ogóle to się odbyło. Dlaczego? Wiadomo! Za karę nic więcej dzisiaj nie napiszę! Będę łaził jak Guliwer po miasteczku i autoportret odstawiał. Trzymaj się. Pójdź do nas. Na pewno. Całuję mocno. Aż do bólu. Twój Ryszard. Już jutro sobota. Powtarzam się. Ale lżej mi tak. Na te dni palców starczy. A to już budujące. Rodzinkę serdecznie pozdrawiam! Na pierwszej stronie listu rysunek zielonym atramentem przedstawiający chłopca (sportowca?) w krótkich spodenkach oraz pięć nakreskowa103 nych główek. Na drugiej stronie, w miejscu przetarcia arkusza na pół, fragment wiersza: „jak kawał drewna / leży człowiek / z nożem pod łopatką”. 76. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Lipno, 15.12.[19]62. Ireczko Kochana! Znowu nic. Nie będę przeklinał. Całą kartkę bym zasmrodził. Ale naprawdę boli. No, może nie mogłaś napisać. Może miałaś ważniejsze sprawy. Ale boli. Łażę jak satelita wytrącony z orbity. A jutro niedziela. Gdyby nie muzyka, zdechłbym, jak boga kocham. Aby nie pytaj, czy mi przykro. I czy „może”. Jeszcze tydzień uciekania. Potem znowu razem. Z domu nic mi nie piszą. Nie wiem, czy Zdziebko wrócił. Gdybym mógł, poprzestawiałbym im meble ze złości. Pisz do... Czekam. Całuję. Duża buźka dla rodzinki. Na pierwszej stronie listu rysunek piórkiem (tusz) przedstawiający parę zakochanych. Z obu stron ptakopodobne stworzonka. 77. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Lipno, 16.12.[19]62 — Twój Ryszard Czekam Czekam Czekam Czekam Czekam Czekam Wracaj! Źle jest ze mną / Jakiś szczur plądruje moje wnętrze / Nie mogę dłużej wytrzymać / Niedługo dojdzie do gardła / i powyżera mi oczy // Niedobrze gdy się rozjeżdżamy po to / by się męczyć 104 Całuję do bólu największego Twój Ryszard Czekam Czekam Czekam Czekam Czekam Czekam Czekam Czekam Pocztówka wykonana z brystolu. Po lewej stronie rysunek niebieskim atramentem przedstawiający postać chłopca z dopiskiem na piersi: „Ireczko Kochana Moja Najdroższa”. Chłopiec trzyma tabliczki z napisami: „Sobota?”, „Niedziela?” 105 78. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 17.12.[19]62 r. Ireczko Kochana! Nagrywać ptaków odloty to znaczy codziennie jeden list. W piątek i sobotę niczego od Ciebie nie dostałem. Dzisiaj aż dwa. Tyle radości dzisiaj. Ale żebyś wiedziała, ile przeżyłem w sobotę i niedzielę. Wczoraj chandra mnie co chwilę odwiedzała. Dobrze, że muzykę miałem. Inaczej to bym chyba zwariował. Przestawiłem kilka wierszy. Jeden prawie jest już wykończony. Wcześnie poszedłem spać. Nawet nie wiesz, jak mnie do roboty ciągnie. Tyle czasu przeleci bokiem. Dzisiaj to nawet się dobrze nie obejrzałem, a już fajrant. Babcia aż się ucieszyła. Ledwo wszedłem, a tu: „Panie Ryśku — najmilejsza pisała”. I Stefan. I na okrasę w każdej kopercie — koperta. Ważne, że już poniedziałek. Już z górki. Raz dwa zleci. Na pewno. Nie wiem dokładnie, kiedy przyjadę. Może trzeba będzie odrabiać w niedzielę? Nie wiem. Gdy się dowiem, dam znać. Bardzo się cieszę, że Henio o Tobie nie zapomniał. Tylko nie bierz sobie takich spraw za głęboko do serca. Już wtedy, gdy mi o tzw. prezencie napisałaś, chciałem Ci coś o tym wspomnieć. Zapomniałem. Przypomniałaś, więc dorzucę (chodziło o ten berecik). Otóż ja w ogóle nie lubię ani nie rozumiem tego pojęcia, przepraszam: określenia — prezent. Bo to jest coś... Czy ja wiem co. Nigdy nie potrafiłem czegoś podobnego wybrać ani... Robię takie rzeczy jakoś podświadomie, no, przesadziłem, ale instynktownie może i szczerze. Coś co mi się widzi biorę i cześć. Wykluczam zasłanianie tego czegoś groszem. Zresztą czuję, że się gubię w tym, o czym chciałem wspomnieć. Nigdy nie byłem do takich spraw fachowcem. Wolę dobre słowo, szczere, niźli coś w łapę. To tyle. Źle o tym Ci wyklarowałem. Proszę jednak, byś nie przypisywała zbyt wielkiej wagi takim sprawom. Zresztą, czy ja wiem. 106  Mnie kiedyś zrobili u kolegi gwiazdkę. Wyobraź sobie — pierniki, gwizdorki z cukru, jabłka. Było to chyba 2 lata temu. Płakałem. W domu wtedy były rozdźwięki. To był szczery płacz. I tyle wdzięczności — nie za to, co było w tym kartoniku, lecz za dobre słowo, za szczerość, za... Najlepiej to jest między mną a Kayem. Nigdy nie było tzw. prezentów. Było zawsze — masz, przyda się. A jeżeli o pożyczkach dorzuciłaś, to o tym mowy być nie może. W tym wypadku obowiązuje: albo albo. Przynajmniej w mojej ferajnie najbliższej. [...] Dalszego ciągu listu nie udało się odnaleźć. 79. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 18.12.[19]62 Ireczko Najdroższa! Leci. Szybko. Jeszcze cztery dni. Nie mogę się doczekać. Ale wytrzymam. Tyle czasu to niewiemkto by nie wytrzymał. Tym bardziej, że ktoś czeka. Czeka. Rozumiesz? Czeka. Moja Honoratka! Powinnaś Ją znać. Dzisiaj przysłała mi farby i pędzel. No i ciastka, kruche, świeże. Go dzień — aż do soboty — będę je wybierał. Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłem tym wszystkim. Nie było żadnych słów, a tyle radości. Serdecznie uściskaj Mamę za kruchość tych ciastek — paluszków spracowanych, za ich gorąc i prostotę. Tylko na pewno. Te farbki, które kupiłem uroczyście, wręczyłem Ewuni od babci, która chodzi do I c. Ślicznie podziękowała. Uroczystość się skończyła. Zaczęła się muzyka. I słów tych smarowanie na Cegielnianą. Do Ireczki Mojej Najdroższej. Wczoraj byłem w kinie. „Profesorka” uskuteczniali. Przeciętny. Ważne, że czas przeleciał. A jeszcze tyle będzie tych po107 południowych przelotów. Tyle że... Do Ciebie zdążę na czas. Całuję mocno, tzn. do bólu Twój Ryszard Na drugiej stronie wiersz: Wypadek Do kadzi wpadł Z wrzącą stalą Nie zdążył nawet krzyknąć Został po nim dymek nieco większy niż z papierosa I czym w końcu jest człowiek Czym — 61 80. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 19.12.[19]62 Ireczko Moja Najdroższa! Już po czwartku. Te kilka godzin przeleci jak szlag. Jiitro pogadam z dyrektorem. Może mnie zwolni z poniedziałku. Chyba tak. Napiszę Ci oczywiście, kiedy przyjadę. Konkretnie. Chciałbym zaraz Z Tobą się zobaczyć. Musowo. W niedzielę jak da radę pójdziemy do muzeum. Muszę wysłać notkę do „Pomorza”. W tym nrze z 15.12. są trzy wzmianki kulturalne z Grudziądza. Trochę mi poprzestawiali. Ale to nic. Zbyt mało uwagi do tego przywiązuję. Byleby trochę groszy 108  zdobyć na znaczki. Lekturę wybierasz dobrą. Boję się tylko, że z niedobrej strony zaczynasz. Dostojewskiego trzeba zaczynać inaczej. Wiesz — osobiście — nie radzę Ci czytać na razie „Braci Karamazow”. Weź „Skrzywdzonych i poniżonych”, potem „Zbrodnię i karę”. Tę pierwszą bardzo przeżywałem, gdy byłem w Krakowie. Naprawdę radzę. Tyle serca w nią włożysz i tyle wyciągniesz z niej bólu, że dobrze Ci będzie. Zweiga „Balzaca” czytałem. Dobra. Tej pozycji Faulknera — nie. Zrób to Ty pierwsza. Wiesz, marzenie to dobra rzecz. Bez tego trudno myśleć 0 jutrze. To prawda, że jestem skrytym marzycielem. Wszystko widzę inaczej. No, przesadzam. Ale trafnie utrafiłaś — „mordownia” była moją ucieczką od siebie. Przyzwyczaiłem się do męczenia samego siebie. Nigdy Ireczko nie myślałem, że będzie aż tyle we mnie chęci do życia, ile teraz jej dźwigam. A wszystko dzięki Tobie. Nie będę Ci ładował komplementów. Jakoś nie potrafię uzewnętrznić swoich uczuć. Ty także o tym wspominałaś. I to dobrze nawet. Mniej tego pozerstwa wokół. Widzisz, nie napisałem w życiu jeszcze żadnego prawdziwego erotyku. Jakoś nie idzie mi on. Ale czuję, że wyjdzie kiedyś. Przecież muszę się uzewnętrznić. Przepraszam: nie muszę. Ale wiem, że ten dzień nadejdzie. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym z Tobą Wisłą popłynąć w górę i w dół. Chciałbym. I na pewno popłyniemy w tą dal, na horyzont, do siebie. I do Krakowa zajedziemy. Żeby tylko wszystko nam dopomogło w naszych zamierzeniach. Wszystko? Przesada. My musimy chcieć. Ot, w tym cała mądrość. Oczywiście życiowo trzeba za takie i inne sprawy się brać. Życiowo, tzn. z głową. Nawet nie wiesz, ba, 1 ja nie wiem, ile przed nami nowego, ciekawego. Ile życia. Najważniejsze jednak, że już za kilka dni będziemy razem. Reszta sama się spełni. I jak to pisał Słowacki w „Kordianie”, to „co ma wisieć, nie utonie”. Mocno całuję Twój Ryszard 109 81. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 20.12.[19]62 Ireczko Moja! Niedobrze! W sobotę powinnaś coś dostać. Na pewno. Chyba że nie doszło. Wiesz przecież, że mam wycyrkulowane oko. Jeżeli karzę, to daję o tym znać. No, nie gniewaj się. Nie miałem koperty, więc włożyłem kartkę z dużą buźką w „Życie Literackie”. Napisz, czy otrzymałaś. Jeżeli nie, to rozleciała się przesyłka. Nie miałem kleju. Zalepiłem papier adresowy znaczkami 2 x 40. No, ale stało się. Dzisiaj skombinowałem kilka kopert z O SM. Tobie za żółtą dziękuję. Wiesz co? Jeżeli mogłabyś dostać koperty, to weź, ile możesz. Płacę z góry. Nie Tobie. Sprzedawcy. Jeżeli już chcesz (a to dobrze!), uskutecznię Ci małą poprawną pisownię niektórych wyrazów najczęściej u Ciebie się powtarzających błędnie: — ode mnie (nie odemnie) — w ogóle (tzn. osobno — pisać, oczywiście) — mnie (a nie mię) Tyle na dzisiaj tego dobrego „ode pisowni”. Kiedy przyjadę — nie wiem. Będę się starał być już wieczorem w sobotę. O której — nie wiem. W miarę możliwości dam Ci znać jutro. Szkoda, że zapomniałem o tych włosach. Siostra mi coś mówiła o tym. Wiesz sama, co robisz. Ja jednak jestem za takimi, jakie miałaś dotychczas. Najwięcej jest w nich poezji. Interesuje mnie proza także. Ale rób tak — proszę — by nie było dramatu. Zresztą jestem o to spokojny. [...] W tym miejscu list się urywa. Dalszej części nie udało się odnaleźć. Na drugiej stronie fragment wiersza: „Nie obejrzę się w przeszłość —/drogę/ oplątaną w czarny surdut z urwanym rękawem”. 110  82. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 21.12.[19]62 r. Ireczko Moja! Nareszcie! Ostatni wieczór. Jutro zaraz po pracy walę na dworzec i pruję do Ciebie. Dyrektor w porządku. Zresztą dobrze się tu czuję. A mnie to niedługo będą klepać po plecach. Słowem: dwa słowa. Ważne, że jutro się zobaczymy. Cały rozkład na Grudziądz mam w portfelu. Zaraz Ci podam szczegóły: Z Lipna wyjadę o 13.50. W Toruniu będę o 15.01. Z Torunia wyjadę o 15.30. W Grudziądzu będę o 17.17. Chyba że coś wypadnie niespodziewanego. Wykluczam takie coś! Gdyby jednak, to przyjadę o 19.23. Ale nie wierz w ten drugi termin. Zgasło światło! Poszedłem na pocztę. Tu też ciemno. Piszę po ciemku. Co zrobić. Prawie nic nie widzę. Ireczko, streszczać się muszę. Myślałem, że tylko kilka ulic. A tu całe Lipno zgasło. Jeżeli będziesz mogła, chciała, przyjdź na dworzec o 17 z min... A w razie innego wyboru podskocz tramwajem do nas. Tylko prośba wielka. Przepraszam: rozkaz. Ciepło się ubierz. Ciepłe pończochy, reformy itp. Bo ja tu z trudem ziąb przetrzymuję. Pamiętaj o tym. Musowo. To nie muzeum. Mocno całuję. Jutro do Ciebie zdążam, by w Twym rozwichrzonym loczku spocząć Do zobaczenia — Twój Ryszard 83. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 27.12.[19]62 16.15 Kochana Moja Ireczko! Połączenie było świetne. W robocie czułem się strasznie zmizerniały. Okropny ziąb w biurze i zamknięte oczy. Ale 111 nie tylko ja taki byłem. Ba, jestem w tej chwili całkiem rozklejony. Cała ręka w mrówkach. I czoło zburaczałe. Usnąłem. Każą mi iść spać. Jeszcze pójdę na pocztę i zupę jakąś obalić i się lunę. Ty chyba w tej chwili nie jesteś lepsza. I wiesz co, moja najdroższa! nie od rzeczy będzie, gdy Ci dorzucę o tym, że stokroć wolałbym na takim fotelu z Tobą odpoczywać po najgorszej pracy, niż tu na oklaski czekać. Wiesz, nawet nie masz pojęcia, jak bym jakiś powrót obmyślił. Jak to dobrze, że jeszcze ten „Selwester” przyjdzie. Bo gdy pomyślę, że jałowość następuje wieczna, to tylko kąt jakiś wynająć i płakać po ścianach. Och, moja Ireczko zdrobniała na końcu. Dla nas nie było chyba świąt. Wszystko przeszło bokiem. Chyba się mylę. Na pewno. A tylko dlatego, że tak bardzo chcieliśmy być razem, a tak bardzo krótko wszystko trwało. Te kilkadziesiąt minut w Waszym fotelu tylko. Tak mi dobrze było z tą kawą i Twoją wolną piętą. Dopiero dzisiaj, idąc z roboty z walizką, dowiedziałem się, jak bardzo jesteś mi potrzebna, bym mógł zachować pionową postawę i wnętrza ból. Gdybym miał jakąś większą szafę, to chyba bym Ciebie ukradł i w niej byśmy zamieszkali. Okienko byłoby tylko jedno wspólne — na świat. Z której strony — Tobie bym powierzył jego wybicie czy wycięcie, albowiem architekturę wnętrz naszych pilnie stosujesz, rysunkiem poglądowym wszystko zaczynając. „Rysuj”, Honoratko, śpij, Honoratko, kochaj, Honoratko. I aby tylko nie całuj i nie mów o tym, co... Zostaw to Marcie. Serdecznie rodzinę całą pozdrów. Powiedz, że już mnie nie ma. Że będzie przez te kilka dni trochę spokoju. Serdecznie Mamę uściskaj za wszystko i niech aby Tato paska nie zdejmuje za światło w kuchni i przestawione meble. Napisz. Zdzieram Ci skórę z ust — niech boli — Twój Ryszard 112  Tylko — proszę — nie całuj warg tym czerwonym końcem z ebonitowej oprawki. NIE. Powyżej nagłówka dopisek: „Przed chwilą opchnąłem talerz schabowy — jedyną pod kiełbasy nieobecność wałówę z domu. Jutro raniutko — Bydgoszcz”. Do listu dołączony jest druk dostawy mleka z dopiskiem na odwrocie: Moja Honoratko! Zapomniałem. Gdy będziesz wracała z pracy, pójdziesz do fotografa na ul. 1 Maja (naprzeciwko Karola) — Malicki się nazywa. Każesz mu powtórzyć 3 x zdjęcie moje z roku 1960 nr 1476 (te, które jest na świad. dojrz.). Potrzebne do prawa jazdy. Specjalnie nie będę się obrazkowa!. Dziękuję! Buźka! Twój Ryszard 84. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 8.1.[19]63 r. Moja Najdroższa Ireczko! Znowu to samo. Nie tak jak „z okna”. Nie. Ale to samo. Zresztą może i dobrze mi tak. W domu i tak bym dłużej nie wytrzymał. Za dużo nerwów trzeba stracić. Przez ten cały tydzień tylko Ty mnie trzymałaś. Dla Ciebie przetrzymywałem siebie. O moja Ty. Tak bym z Tobą w ciepłym i spokojnym kącie przy muzyce ból karczował. Tak mi dobrze z Tobą. Tylko z Tobą. Tu rozczulać by się mnie należało. Ale nie można. Trzeba być silnym. Już niedługo wiosna. Już niedługo... dłu... go... o. Och. Ta skrajność. Jej przechodzenie. Ten ziąb. Ale to nic. Musi coś wreszcie być. Coś musi boleć. Coś czekać. Coś uciekać. Do nas te wszystkie drogi. Po nas to uciekanie. Nasz to tego Pomuchelka los. Ucałuj go ode mnie. Wiedziałem, że dobrze mu będzie z Tobą. Na pewno zapomniał już o mnie. Ale gdy 113 wrócę, skoczy znowu z gumy i — „czułość nam wszystko przebaczy”. Napisz. Dużo, dużo, dużo. Rodzinkę całą pozdrów. Mamę uściskaj za mnie. A z Tatą w szachy zagrzmoć. Tylko „zewstydemprzykrytym”. Trzeba przyzwyczajać się do wygranych. Odeśpij te niewiemjakie chwile. W spokoju, w gorącu. I czytaj coś. Tego Faulknera. Potem ja go rąbnę. Ale po Tobie. I — koniecznie — pójdź do biblioteki. Sprawdź, czy mają „Między słowem a milczeniem” M. Jastruna. Jeżeli tak — zaraz, biegiem — bierz. Do księgarni pójdź i to samo zrób. Z kupnem w razie „takjest” się wstrzymaj. Daj mi tylko znać. I wycinaj wszelakie notki kulturalne z naszym miastem związane. Całuję mocno, mocno i oczki moje (tak tak) przewielebnie pielęgnuję. Twój Ryszard 114 Pierwszy akapit listu pisany na odwrocie „Autoportretu z sutereny”. Jest to jedna z kilku wersji tegoż „Autoportretu”. Do pierwszej wersji Bruno był szczególnie przywiązany. Nazywał go także portretem nagrobnym, takim „do nekrologu”. Wisiał on na ścianach wszystkich kolejnych izb Bruna. 85. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno, 10 stycznia 1963] Ireczko Kochana! 10.1.63 Ślicznie przepisałaś ten wiersz. Szkoda, że jeszcze dwa wersety musiałem przestawić. Ale to już uczynię piórem. Na temat Twoich „druków” nie będę dużo pisał. Banał. Zaskoczyło mnie takie np. metaforyzowanie: „Opluli / koszem kolorowych śmieci”. Cholernie to sztucznie brzmi. I nie Twoje to. Wpływ mordowni raczej. Może się mylę, jeżeli o to drugie chodzi, ale następne porównanie to poświadcza — „do trumny / dziurawego kibla”. Skąd ta Twoja niezmanierowana wrażliwość od razu znalazła się w kręgu plucia i kiblów? Przerzuć się — musowo — na lekturę dobrej poezji. Szkoda nerwów. Tym bardziej, że twierdzisz o obcości Twojej z tzw. „półetatowcami”. Wolałbym po stokroć podyskutować z Tobą o naprawdę prawdziwej poezji. Wcale się nie gniewam o te wynurzenia. Za dużo miałem (i mam) znajomków, którzy podobnych rzeczy się łapali. A którym wyklarowałem bezowoc ich słowolejstwa. To nie jest takie proste. Pięknie 0 tym napisał Georges Simenon: „trzeba samemu spróbować mieć talent, aby spostrzec, że inni go mają naprawdę”. Uwag na tematy tzw. „talentu” nie będę robił. Dodam na koniec, że Jerzy z Groblowej1 pod wpływem lektury, którą miał możliwość poznać dzięki mnie, lepiej produkuje 1 ciekawiej podobne dziwolągi. Ale nie mają one z poezją 115 nic a nic wspólnego. Nie trzeba poetyczności brać za poezję. Pamiętaj! [...] Dalszego ciągu listu nie udało się odnaleźć. List pisany na odwrocie druku: „Rozliczenie Dostaw Mleka”. W „okienko” z nagłówkiem i datą wkomponowany jest rysunek ołówkiem, przedstawiający chłopca i dziewczynę. Chłopiec ma czerwone serce na plecach, a dziewczyna trzyma czerwone serce w opuszczonych rękach. Nad dziewczyną, a trochę poniżej głowy chłopca — księżyc. 1 Jerzy Świątkowski 86. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 11.01. [19J621 Irenko Najdroższa! Już po piątku. Kupiłem pół bochenka chleba i z ledwością opchnąłem dwie kromki. Zakleiłbym się. Gospodyni wybrała się z Nianią do Płocka, więc herbata odpada. A do „Świtu” nie chcę łazić. Czasu mało. Nic mi nie idzie z tym pisaniem. Wczoraj byłem wkurzony na gospodarza. Siadł sobie naprzeciwko mnie i o paszach chciał „podyskutować”. Niech go szlag za to trafi. No, wycofuję dzisiaj to życzenie. Ale wczoraj na serio tego chciałem. Tak dobrze się ze się ze „skakanką” miało. No, ale już dobrze. Jakoś to będzie, „jeżeli partia i bóg pozwolą” (za Hlaską ciągnę). Jutro, jak CI już pisałem — „chojna”. Może pójdę zobaczyć. Przeżegnają się Stróże, gdy w golfie wlezę na „środeczek”. Bo tu wszystko na „sztabil”. Tylko gnidy nie wiedzą, pod kim siedzą. Dobrze by było, gdyby Kay zlądował. Niczego po jutrze się nie spodziewam. Niczego. Kompletnie. Jeszcze jedna jedyna muzyka lipna. Po stokroć wolałbym być z Tobą. Nawet nie wiesz, jak się za Tobą oglądam. A tęskno mi, że... Nie wiem, jak to zaokrąglić. 116  Pomuchelek2 — skubaniec, zaczyna mnie denerwować. Stale jesteś z nim i o nim piszesz. Ale niech już tak będzie. To jest nasz od nas skrzacik. Gdy będzie za dużo wody lał, dupę mu przyrżnij. Niech poczuje Twoją przewielebną krzepę. Czasami mi się wydaje, że on Ciebie naciąga dużymi literami. Niech się tylko nie wyżera. Pysk mu w placek zbiję, gdy wrócę. Słowem: przemawiam do Was w imieniu. Dobrze, że wracasz na stronice. Na pewno lepsze to niźli jakaś chała w telewizorze. Oczywiście myślę 0 dobrej lekturze. Stale tego Faulknera mam w głowie. Musisz go przewrócić. Potem ja go wezmę. I małą dyskusyjkę urządzimy. Gdy skończę „Wizerunki” Jastruna, to Ci wyślę. Bo muszę je oddać. A szkoda wielka by była, gdybyś jej (tzn. książki) nie przeczytała. Tych kilka szkiców 1 essayów dołoży się do szkolnych informacji i nasz obraz „jakotaki się powiększy we wtej literatury znajomości”. Masz rację co do tej zimy. Ale, ale. Zależy skąd na nią się patrzy i gdzie. Tu (naprawdę!) jest beznadziejna. Tak, że u mnie... tylko do wiosny (hasło). W naszym parku rzeczywiście jest fajnie. Wtedy gdyśmy tam byli, też tak było. Ten księżyc to chyba korepetycji chciał nam udzielać. A że my głupcy wielcy — śniegiem żeśmy się silili i fikali goleniami. Za mało jesteśmy wrażliwi na jajka sadzone na niebie, bo chyba tak ten fircyk wtedy wyglądał. Moja Droga! Kopert jeszcze nie ma. Podobno mają być w poniedziałek. Jeżeli będą — dam znać. Teraz zasilasz mnie Ty i moje rączki. A raczej prawica, która na macaniu dyskretnym się jako tako zna. No, kończę na dzisiaj to rozczulanie się. Wracam do parafii. Nie gniewaj się i... „nie całuj”. Ściskam serdecznie i całuję moCno — do bólu aż — Twój Ryszard Pomuchełkowi palcem grożę — na dzisiaj mu wystarczy. Rodzinkę całą pozdrawiam i... kaszę. 117 Na odwrocie pierwszej strony listu maszynopis 5 ostatnich wersów wiersza Do konia, a drugiej 4 ostatnie wersy wiersza Ręka. 1 Pomyłka, powinno być: 11.01.63. 2 Pomuchelkiem nazywał Bruno siebie. 87. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 12 I [19]63 Ireczko Najdroższa! Dzisiaj jestem ważny. Nic nie zrobiłem i idę na „chojnę”. Zobaczyć stróżów apostolskich i ich granie oboczne. Nie martw się o mnie. Nóż mam przy sobie. Wiesz jaki — ten do smarowania. Mało z niego pociechy, bo tępy, ale na postrach wystarczy z daleka tylko go pokazać, a już coś się stanie. Ale to wszystko jest za liche do tego, co ci teraz napiszę. Otóż, moja kochana, śniłaś mi się dzisiaj w nocy. Zaznaczam, że w nocy, bo czasami śnią się różne rzeczy i we dnie. Otóż byłaś w białej „selwestrowej” sukni i tańczyłaś ten taniec z płyty, którą tak bardzo polubiliśmy. Wiesz, tej drugiej po gonzales. Cały dzień mam Ciebie przed oczami i stale ta melodia mi się przelewa. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś we mnie. Jak to dobrze się stało, że przyszłaś do śpiocha i nieroba i tyle mu słońca na ten dzień, ba, dni małomiasteczkowej głuszy przyniosłaś. Ireczko, jak to jednak dobrze. Cudna byłaś. Określenie banalne może, ale najprostsze i przewałkowane życiowo. Pójdę na chojnę po to tylko, by się pomęczyć! Mam tyle w tym radości. I bólu mam tyle. Na zapas aż. I będę się męczył zawsze. By tylko Ciebie mieć i ból ten, który mi przynosisz. Tak ładnie w radio rżną. Aż przykro. Znowu sam. Wiem, że to nieprawda. Że Ty jesteś ze mną. Ale muszę się do 118  Ciebie poskarżyć! Bo do kogo mam się rozczulać! Czasami wychodzi mi to jak pogrzebowej babie płatnej z góry. Ale już taki jestem słabeusz. W Tobie, poezji i muzyce moja ostatnia deska ratunku. Jeszcze pędzel i tusz, i cała moja reszta za mną. A co przede mną? Nawet nie wiesz, ile bym dał za cichy jakiś kąt (ale nie odcięty od świata — tak zwanego), by z Tobą móc razem zabrać się do pełnego dzieła. Bo dotychczas robiłem i robię same rozwichry i radości smutku pełne. Chcę ten tomik złożyć a tu nawet skupić się nie można. A tego ich filodendrona liść serca mego ma być kopią? Irko moja... Ziąb okrutny przeszkadza mi. Nie mogę pod las pójść i za las, i do szyn, i za szyny. A tyle by mi to dało. Wczoraj byłem w kinie. „W ślepej uliczce”, taki tytuł filmu. Nawet dobry kryminał. Byłem zmuszony. Nie napalili w piecu, bo wyjechali. Trzeba było się jakoś do snu przygotować. Dzisiaj wody w kranie nie ma. Goliłem się przy beczce w piwnicy. Bo te „pikle” sterczały [...] wstydliwie powyginane. Powtarzać mam się znowu ochotę. O czym? O Twoim tańczeniu w tej białej sukni przy naszej muzyce. Ireczko! Obyś częściej mi się widywała. Och, ile bym za to dał. Bo na listy nie mogę liczyć. Dzisiaj znowu nic. A tak się spieszyłem do Ciebie. Czuję, że będę musiał się odzywać. Wiesz dobrze, że nie wytrzymam, by nic nie napisać. Ty mędrku ty. Pomuchel (eh-weh) skubaniec stał się już za mądrym doradcą Twoim. Zna wszystkie moje słabości. Ale... Całuję do bólu — Twój Ryszard. Na odwrocie pierwszej strony listu maszynopis 9 wersów wiersza Ręka, a na odwrocie drugiej 12 wersów wiersza Do konia. W maszynopisie wiersza Do konia poeta przekreślił dwa wersy: „Zgarną złociszów kilka / na sporty i zapałki”. Brak ich w ostatecznej redakcji wiersza. 119 88. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 13 I [19]63 r. (16.15) Kochana Moja Irenko! Wypiłem herbatę. Opchnąłem trochę chleba. I piszę. Do Ciebie. Zresztą sama to widzisz. Z chojny wróciłem o 5.30. Byłem — naprawdę — zmęczony. To nie to samo, co ten „Selwester”. Szkoda, że Ciebie ru nie było. Byłabyś na pewno kontenta z całego ubawu. A tak nikt z nas nie był zadowolony. Ani Ty, ani Ja. Mimo że naskakałem się i zgrzałem. Rąbałem nogami jak szlag. A żebyś widziała, jak mi oberki i polki wychodziły. Szewcy grali. Stałe dżimy, dżimy dżo, tango nokturno, bal na Gnojnej, bikini, kaczuszkę i maleńki znak. No i te dawne niektóre i ludowe. Było lepiej niż w pedagogu. Chodzi mi o atmosferę i samopoczucie. No i byłem sobą. A nie stróżem. Prawie żadnego tańca nie opuściłem. Z początku się ociągałem. Chciałem pożegnać to coś, ale koledzy z biura mnie przytrzymali. Przekonałem się jeszcze raz, że na takie imprezy muszę chodzić tylko z Tobą. Inaczej „propał”. Tańczę i nie wiem po co i z kim. A wczoraj to męka była tzw. pańska. Cały dzień byłaś ze mną w tej sukni białej i z naszą muzyką. I nie było silnych, by mi przeszkodzili w moich fantasmagoriach. Tu dżimy, dżimy dżo, a ja Ciebie widzę. I po co się wysilać? Po co? Ogólny wniosek: odstawiłem tzw. bidę lub łachę. To wszystko. A czym się najbardziej cieszę? Niedzielą. Bo już po niej jest. Zaniosę list do skrzynki. Coś tam jeszcze zrobię lub nic. Przeczytam trochę z „Wizerunków”. I do wyra. I znów poniedziałek. I znów od nowa. Stale do jutra. Stale do Ciebie moje uciekanie. Trzymaj się, Irenko Moja. Już niedługo. Tylko ciepło się ubieraj. I pisz do diabła. Adres znasz. Czekam. Rodzinkę całą serdecznie pozdrawiam. Ciebie mocno całuję, ściskam i o bólu szczyptę proszę — Twój Ryszard 120 '  PS. O Pomuchelku dzisiaj — zdaje się — zapomniałem. Załączam coś do przepisania. Pod tekstem listu maszynopis wiersza Staruszkowie samotni. Na tekście wiersza rysunek niebieskim atramentem przedstawiający postać siedzącego człowieka z głową ptaka. Człowiek siedzi pod ni to daszkiem, ni to szubieniczką. Na głowie napis: „nie płacz tylko”, na piersi — serce, na rękach — „nie żegnaj”, powyżej lewej stopy — „wrócę”. Tekst wiersza różni się od jego wersji rękopiśmiennej z pocztówki z dnia 6 grudnia 1962 roku. Staruszkowie samotni Z laską lub z psem Przeważnie w południe Wynoszą z mieszkań do parku swój żal Rozdają znajomym i nieznajomym Karmią gołębie Zwiedzają cmentarze W wysokich kościołach prawą ręką budują na własnej piersi krzyż Najbardziej boją się nocy Zamknięci w ścianach modlą się do łez Na kopercie w lewym, dolnym rogu rysunek czerwonym długopisem przedstawiający „ludzika” z chorągiewką w spiczastej czapce. 121 89. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 14 I [19]63. Moja Maleńka Starowinko! Nareszcie żyjesz! Przykro Ci, ale broisz. Czy dorsz, czy ryba, to nieważne. A z tym telewizorem to świetnie. Nie wiesz, o co chodzi? Ano o tę kulturystykę. Gdy przyjadę, przyniosę od Stefana moje hantle. To będziesz dopiero miała wyraj — co? Tylko nie zniechęcaj się. Powinnaś jednak robić te przysiady i wyskoki przy muzyce konkretnej! Henio Ci coś da. Pójdź tylko i wyjaw swoje nawyki. Czuję, że ja będę musiał coś podobnego uskuteczniać ale bardziej efektownie. Bo — wyobraź sobie znowu przeniosłem się na rozkaz — delikatnie urządzony — w inny kąt. By to szlag trafił taką grę. A tak mi spokoju potrzeba. Akurat teraz. I ciepła odrobinę. I... Dzisiaj chyba ze skóry wyjdę. Nic nie będę mógł robić. Jest dopiero 18 za dwie minuty a już ścielą barłogi. Spać im się chce, zasrańcom Ewy. Zimno mi i w ogóle coś w nich skrzeczy. Gdyby nie ten ziąb, wyrwałbym się za miasto. A tak? Och, mój ty raju, obuchem przetrącony. — Trzymaj się. Całuję mocno — i do nerwów — Twój Ryszard PS. Irenko moja! tego wiersza bez tytułu, a zaczynającego się „Mamo przyszedłem straszyć”, nie przepisuj. Byka strzeliłem. Odwal tylko „Staruszków samotnych” i „Dziennego lunatyka”. Dlaczego nie robisz tego w odbitkach? Trzeba wykorzystywać pracę i czas. Jutro następna porcja. Już ja Was odświeżę — zobaczycie i powyjecie. Abyście tylko radę dały. Rodzinkę pozdrów serdecznie! Bruno. Może w najbliższych nrach „IKP” będzie coś mojego. Sprawdzaj! Bo tu mogę tego nie znaleźć. Na drugiej stronie listu maszynopis wiersza bez tytułu. 122  ★ ★ ★ Ludzie stawiają ludziom pomniki Lubią gdy ktoś patrzy z góry na nich jak pracują Ludzie muszą mieć kogoś nad sobą Inaczej czuliby się za bardzo samotni Ludzie nie potrafią żyć sami Budują patronów z gipsu lub z drewna I choć w nich serca nie ma Modlą się o ich zdrowie Ludzie muszą mieć kogoś nad sobą Lubią obserwować tych na górze Gdy im się któryś zaczyna nie podobać Niszczą Ludzie lubią zmiany Mogą wtedy zwalać winę na tych których już nie ma 90. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Lipno], 14 I [19]63 Jerzy Drogi! Dziękuję Ci. To dobrze, że wracasz do formy. Najwyższy już czas. Musisz jakoś przetrzymać. Potem słonko Ci samo usiądzie na plecach. Zobaczysz. Zresztą nie. Nie zobaczysz. Jeszcze bardziej zauważalne będą Twoje braki. Im bardziej wiemy o rzeczach, tym (bardziej!) stają się one dla nas dalsze. Ale to minimum powinieneś osiągnąć. Przepraszam: musisz. Zostaw owo kochanie na ustroniu. Wiem. Łatwo mi gadać. Nie wiem, jak bardzo wpakowałeś się w ten przerębel. Sam wiem, że jeszcze większe głupstwa bym robił. Tylko inaczej! Oczywiście, gdybym pewny był 123 swoich uczuć. Wiedz jednak, że najbardziej wstrętną jest laska i złudzenie. Skoro jednak wybrałeś taką płaszczyznę swoich najbliższych dni, staraj się ją wypełnić. Nie patrz na nic. Miej tylko czyste sumienie. Trzeba być przekonanym, że to co się robi jest dobre. I wystarczy. Reszta powinna być „dla samotnych”. Dużo pracuję nad wierszami. Szlag mnie trafia. Znowu przenieść mi się kazali w inny kąt. Boję się o to, bym się nie wkurwił. A czas leci. Może jednak ten tomik złożę. Wysyłam w różne strony teksty do przepisania na maszynie. Najgorsze w tym, że niektóre rzeczy już przepisane jeszcze zmieniam. I kierat uskuteczniam nieskończony. 0 spokój tylko proszę. Tylko. A tu? Do rzeźni bym ich wyprowadził. Chyba że sam nie wytrzymam i o prąd do szczęk poproszę. Czasami zapominam (w czasie tzw. tworzenia) o wszystkim. Żebyś wiedział, ile męki jest w tym pisaniu. Ile niewiary w siebie i temat. Ba, w formalistykę. Dopiero gdy Irka Moja Najdroższa fantasmagorią jakąś się przybliży, lżej mi jest i do życia rwać się chcę. A ona tak daleko. A ja tak blisko. Ale już niedługo. Niedługo... Czy ja wiem, co będzie — niedługo? Nie. Co bym chciał, żeby niedługo było, to wiem. Ale co będzie? Oby nie było żywiołu jakiegoś i chandry. Z całych sił staram się o to. 1 wiesz co? Trzymam się. Łażę po tym lipnym Lipnie i dni kulam. A w sobotę przez 7 godzin obertasy odstawiałem na firmowej chojnie. Napisz coś. Czekam. Ściskam prawicę — Bruno ojca pozdrów Na drugiej stronie listu maszynopis wiersza Staruszkowie samotni. 124  91. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 15 I [19]63 Irenko Najdroższa! Jeżeli lichaś, to już nie ubogaś. Lub odwrotnie. I nie zgrzytaj zębami. Ja Ci tylko radziłem. Choć sam wiem, że trzeba czytać i chałturę, by spostrzec prawdziwej poezji wielkość. Wcale nie biję się za to w pierś. Zadowolony jestem, że czytasz Faulknera. A Flis ma niezłe wiersze. Zwłaszcza ich lekkość w przyswajaniu jest zyskowna. A jeżeli czytałaś „raptownie”, to za szybko wydałaś osąd. Wiersze trzeba co jakiś czas powtarzać szeptem, by wydobyć wreszcie z nich to, co w nas ma zostać. Jeżeli coś zostanie, to dobrze. Jeżeli nie — źle. Bo... Zresztą wiesz, o co mi chodzi. Założeniem liryka jest wzruszać. Jeżeli wiersz wzruszył, to jednak coś w nim jest. Cofnęłaś „raptownie” swój stosynek do „łamania psalmów”1, gdy powiedziałem, że: słabe. Za szybko to uczyniłaś. Przecież Twoja „nie zmanierowana wrażliwość” jest na pewno inna niż moja. Inaczej oboje przyjmujemy pewne — a raczej wszystkie — rzeczy. Mogą być podobieństwa, ba, te same stosunki do poruszonych spraw, ale to mało kiedy. Zatem, Irenko, ufaj swojej osobowości i wrażSą książki wielkich pisarzy. Okrzyczane. A jednak nie lubię ich. Nie leżą mi. Za mało do mnie przemawiają. Albo droga ich przekazywania pewnych spraw jest dla mnie nieodpowiednia. Wtedy rzucam czytanie. Dodać muszę — rzucałem. Ale żeby poznać, trzeba nie rzucać. Wytrwać do końca. Przecież wielkich pisarzy wynosiły na Parnas wielkie dzieła... Nie będę się rozwodził. Jestem wściekły. Nie mogę nic robić. Nawet czegoś do przepisania nie chce mi się uskutecznić. Za wielki wokół mnie szum. A jeszcze dzisiaj — kolęda. Wczoraj ze złości poszedłem do kina. „Próbna jazda”. Węgierski film psychologiczny. Niezły. O rozwodzie i „co zrobić z dzieckiem”. Czuję, że Chandra ma zamiar mnie odwiedzić. Boję się jej. Zawsze patrzę 125 w Twoją stronę. Wygrywam. Ale ten szczur mój wnętrze dalej żłobi. Trzymam się. I Twoja tylko w tym zasługa. Zresztą, po co się powtarzam. Pisze się — „zagmatwać”. Tylko nie łam się. Całuję mocno i o grzmot rąk Twoich proszę — Twój Ryszard 1 Łamanie psalmów — debiutancki tomik wierszy Zygmunta Flisa, Gdańsk 1962. 92. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 16 I [19]63 Ireczko Kochana! Załączam Ci dwie krótkie prozy. Do przepisania oczywiście. Wiem, że będziesz miała z tym więcej kłopotu. Na pewno. Nie zniszcz tych kartek. Przydadzą się. Zrób w trzech odbitkach. Wiersze, które Ci wysłałem, także uskutecznij. Oprócz tych, które kazałem wstrzymać. PILNE! Sam nawet już nie wiem, co właściwie Ci wysłałem. Przyślij mi tę książkę Faulknera. Zacznij „Alchemię słowa” Parandowskiego — powinnaś ją dostać w bibliotece, i Flisa „Łamanie psalmów”. Opłata za to wyniesie 3 zł (taryfa w II strefie do 3 kg) — z tym, że musisz pokazać na poczcie, że w środku masz książki. Dziękuję Ci. Gdy będę mógł — wyślę Ci „Wizerunki” Jastruna. Całuję — Twój Ryszard I (chyba tak?) PS. Jutro jadę do Mazowsza. W ten ziąb. Ale co zrobić. Będziesz stale ze mną. Wytrwam. Napisz, jak ci leżą te małe prozy — dobrze? 126  93. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 16 I [19]63. Ireczko Najdroższa! Naprawdę nie mogę wytrzymać. Od rana chandra. Wracam — radość. No, bo list od Ciebie. Wchodzę do pokoju, w którym zawsze się zamykam. Nie wolno. Ktoś zajął na 2 doby. Idę do centralnego — ruch. Wreszcie włażę do trzeciego, gdzie zimno jak cholera. Siadam. Rozkładam papiery... wchodzą. Gospodyni i Ewa — córka siedmioletnia. Dzisiaj muszą napalić, bo będzie p. X tu spał. A ja też, bo w centralnym dwie baby przenocują. Siedzę nadal. Stara zmienia bieliznę. Ta mała wariuje na fotelach już dawno pozarywanych. Wiesz, nie będę Ci wstawiał drętwej gadki. Ale naprawdę zwariuję chyba, jak tak dalej pójdzie. I to akurat teraz, kiedy mam tyle roboty. Naładuję się w drodze. Myślę, że coś zrobię, a tu?... Niech to szlag trafi. Wczoraj nic nie zrobiłem. Przeczytałem „Wizerunki” do końca. To wszystko. I to ma zadowalać? Cholera. Jasna. Wszystkiego mi się odechciewa. Ireczko Kochana. Trudno Ci to zrozumieć. To trzeba widzieć i czuć — przede wszystkim. Wierzę, że mi współczujesz. Ale ja tu szoku dostanę. Nawet w ten ziąb. Koniecznie muszę znaleźć nowe lokum. Bo nie wytrzymam. Gdy wróciłem po tym „selwestrze”, to aż przyjemnie było. Szło mi. A teraz to bym mordę „zadźgał” i w to mi graj. Lecz nie mogę. Nie mogę. I żeby było to tylko do strawienia. Żadnej ucieczki przede mną. Gdybyś była ze mną, mógłbym gdzie ukryć swój ból. A tak. Mój ty raju!. Dobrze, że list Twój do mnie przemówił. Zawsze tyle krzepy mi dajesz. Nie ta ze snu. Nie. Nie wierzę w nią. Ta „cielesna”, dotykalna, moja, z moimi oczami, moim nosem i ustami — pomuchelkowata. Dzisiaj dodałaś mi kilo odwagi. Dziękuję Ci bardzo. I nigdy nie bój się tych snów. Przychodź jak najczęściej. Ten „reumatyzm” tak boli. Przecież wiesz, że nigdy nie rozmawialiśmy o tzw. kochaniu. Jeszcze nie usłyszałaś, żebym Ci coś banalnego powiedział na ten temat. Wszystko stało się 127 jakoś inaczej. Zeszliśmy się na drodze, przepraszam: pod drzwiami cudzymi, jakbyśmy się bardzo dawno, a dawno temu znali. Przypominaliśmy sobie nasze początki, których nie było. A wszystko po to, by dzisiaj wiedzieć, że jesteśmy tylko dla siebie. Tu Ireczko kończę te przypuszczenia. Bo piszę przez „my”. Ale tak czuję. Banalnie i szczerze. Trzymaj się maleńka. Już niedługo. Całuję, by ból mój w Tobie ukryć — Twój Ryszard Kopert na razie nie wkładaj. Mam kilka. Gdy zbraknie — dam znać. Dziękuję! P.S. Gdy będziesz w bibliotece, wypożycz książkę Parandowskiego „Alchemia słówTa” — musowo. Świetna. Czy tę nowelkę Hemingwaya przeczytałaś? Na kopercie rysunek czerwonym długopisem przedstawiający leżącą na łóżku postać. Pod łóżkiem karton? z napisem: „myślałem, że tam są jabłka — a to cebule”. 94. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 18 I [19]63 Ireczko Moja! Dziękuję Ci za solone słowa. To dobrze, że mnie przestawiasz. Och, jak to dobrze. Dzisiaj ja przestawiłem prezesa. Mówią, że jestem za mądry. Nie myśl, że rozrabiam. Nie. Tylko naprawdę prezes jest ograniczony. Dla niego gites to nazwa: prezes. A ja nie lubię się cackać. A mowy nie ma, bym sobie dał na łeb nasrać. Odmroziłem sobie górną część ucha. Posmarowałem sobie naftą. Do wesela się zagoi! Jestem zadowolony, że mogę wchodzić do izby, w której grzmi radio. A nie masz pojęcia, jak się cieszę z tych maszynopisów. Ściskam serdecznie za tę pracę. Nie patrz na papier. Odbitki mogą 128  być robione na przebitkowym. Oryginał „Staruszkowie samotni” — dobry. I papier też. Najważniejsze w tym, że wiersze mogą nie być warte tego trudu przepisywania i papieru. Och, żebym mógł wejść w swoją uliczkę Niemą. U nas ziąb, że biorą wszyscy urlop. Sam z instruktorów chyba po niedzieli zostanę w biurze. Miałem dzisiaj po robocie jechać do Czernikowa. Odwołano. Dojechać nie można. A mróz —27 C. Obwijam się szalem. Bo beret za lichy i za „ubogi”! Żebym tak mógł się w Tobie ukryć. Och!... Jeszcze dwa tygodnie uciekania. Potem znów będziemy razem. Jakoś zleci. Nawet dobrze, że tu siedzę, bo przynajmniej coś robię. Mało, ale coś. W Grudziądzu byłbym stale z Tobą i serce bym pielęgnował. Będę się starał ten tomik złożyć. Przecież mi pomagasz wytrwale. I krzepę mi przysyłasz. I wenę. Będę się jakoś trzymał. A Ty w dresie do pracy chodź. Musowo. I o wełnie na stroju „niedbałem” pamiętaj! Rodzinkę pozdrów ode mnie. Całuję — tysiąc pięćset sto dziewięćset razy — Twój Ryszard 95. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], 19 I [19]63 Ireczko Moja! Brawo! Znowu sobota bez Ciebie. To znaczy, tej papierowej. Znowu do poniedziałku czekanie. Cholera! Czy jasna, tego nie wiem. Wiesz, czasami to bym wszystko rzucił i dalej uciekał. Jeżeli tak pójdzie w nieskończoność — zwariuję. Wiem, że to absurd. Bo gdzie tam nieskończoność. Ale łamię się. I nawet Chandry nie ma. Nawet pogadać nie mam z kim. Byłoby i może, ale o duperelach. A to mi nie leży. Nic mnie tu nie buduje. Jeszcze te wiersze, które przestawiam stale jak meble, krzepę mi przynoszą. Inaczej nie ma mowy, 129 5 — Listy  bym w tej lipnowskiej izolatce siedział. Zresztą cholera wie. We mnie coś durnego a ruchliwego siedzi i żywioł uskutecznia zawzięcie. A jam taki słabeusz. Mój ty raju! Tak bym Ciebie uściskał i obcałował pod ten ziąb, na gorąc, po nasze dni Twój Ryszard (chyba jednak I) 19.1.63 Chcą mnie wyciągnąć na jakąś tam potańcówkę. Łachudry obskubane! Odprawiłem ich z kwitkiem. Jakem Bruno nigdy bez Ciebie na takie pierdołki nie łażę. Aby bólu sobie zaprawiam. Lubię ból, który boli. Mój ból. Ale nie przez skubańców zadany. A w ogóle po co muszę się wyładować nawet takim głupstwem? Bo wkurzony jestem, że mi przeszkadzają. Wczoraj bym ich porozwieszał na wszystkich żyrandolach. Dżezbabaryba! Twój Ryszard. Do drugiej części listu dołączono 11 wersów wiersza Moje gwiazdy, przekreślonych na krzyż niebieskim długopisem. 96. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Lipa [Lipno], 20 I [19]63 Pod walc. Pod Chandrę. Pod... Niech to... Dokończ sama. Albo nie. Chciałem to mam. Dzisiaj to bym się wynurzał tylko. Nie chcę Ci przyprowadzać tej obskubanej z litości. Znasz ją? Chandra ma na imię. Zauważ. Nawet słowa rodzaju — litość już mnie nawiedzają. A to niedobrze. Przechodzę z jednej skrajności w drugą. Ale nie po litość. I nie po łaskę. Głowa do góry. To uciekanie do Ciebie... Mój ty raju! i ten ból. Dobry. Daleki. Stój! Słyszysz? Stój! Chcę ukryć swój płacz w Tobie. Stój! To ja — Twój Ryszard 130  Pocztówka wykonana z brystolu. Na pierwszej stronie rysunek przedstawiający stylizowaną postać ludzką, „zapisaną” słowami: Podszedł. Powietu nie patrz patrz tam, wasza będzie pod słupem, zaczniesz pierwszy. Gdy cię ktoś później zapyta kim jesteś, powiesz — byłem pierwszym. I złapał. Za kark. Zaczął 'mną trząść po wszystkich możliwych stronach Miał twarde palce. 97. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 21 I [19]63 Ireczko Najdroższa! Złość. To i może dobrze. A „doświadczona” dlatego, że takową się zrobiłaś w którymś z listów. Zaraz po reminiscencjach „choinowych”, które Ci przesłałem. Coś tam było, że „doświadczenie uczy”. Nie przyczepiam się do słów ani do tego, co było przede mną. Mnie przeszłość interesuje tylko tyle, ile w załączonym dzisiaj wierszu ująłem. No, może przesadzam. Na pewno. Ale nie myśl źle. Dzisiaj cieplej. Jestem trochę spokojniejszy. Jeszcze raz przekonałem się, że mimo różnic, które są i będą pomiędzy 131 Stefanem a mną, mam w nim przyjaciela. A to dużo. 1 wystarczy. Zresztą próbujemy się już 5 lat. Jeżeli wspomnieć o jubileuszach, to dzisiaj mija 5 lat mego debiutu literackiego. „Starości dłoni” został bowiem napisany w nocy z 20 na 21.01.58. Debiut w „Orce” — w lipcu 58. Słowem: grzmotnę sobie dzisiaj piwo. Pod czekanie, pod Ciebie. A reszta sama przyjdzie. Ireczko! Coraz bardziej w moim wnętrzu czuję bunt jakiś. Skąd on, po co, dlaczego? Nie wiem. Mogę zwariować. A zresztą tym nie warto się przejmować — wariatem gdybym był, o ile wzbogaciłbym wyobraźnię, no nie? A jak już komuś pisałem — nie mam nic do stracenia. Gdybym miał garb — byłby tylko on. A tak? Ireczko! tu powinnaś dać mi po mordzie. W tej chwili. Co za myśli. Przecież mam Ciebie. Jedynym moim skarbem jesteś Ty. Ty — daleka. Czasami... Nie. Ale wiem, po co tu zlądowałem. Zresztą... Już niedługo. Załączam 2 wiersze. Jutro będą inne. Trzymaj się dzielnie. I pisz. Potrzebuję ostrych słów. Całuję, bo boli — Twój Ryszard. Pod tekstem listu maszynopis wiersza bez tytułu, przekreślony na krzyż czerwonym długopisem. Wersy 4 i 5 przekreślone niebieskim atramentem. Jest to jedna z pierwszych wersji tego utworu. ★ ★ ★ Mamo przyszedłem straszyć W tak daleką podróż nie ubiera się nowych butów Po co ten garnitur i krawat w paski Nakrochmalony kołnierz obtarł mi szyję gdy spuszczali w dół W te kwiaty mogliście ustroić stół Trumnę należało pociąć na deski i wykończyć podłogę w kuchni Wyglądam jakbym zamiast żyć przez całe życie się dorabiał  Wystarczyło moją pierś przycisnąć kamieniem jak kiszoną kapustę Będę straszył Mamo 98. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 21 I [19]63 Jerzy Drogi! Już nie wiem, co sądzić o Twoim kochaniu. Kochaj! Musisz robić tak, by było dobrze. Ja tylko tym się kieruję. Byleby do jutra! Czasami piwo sobie grzmotnij! Dzisiaj mam mały jubileusz. 5 rocznica debiutu literackiego. Dzięki Stefanowi grzmotnę sobie dzisiaj duże piwsko. Niech żyje! Nie łam się. Zobaczymy się już niedługo. Za dwa tygodnie. Do Joli chyba coś wyślę. Jeżeli los cię wycelował na szczęśliwca — bądź szczęśliwym. Wybierz dotyk zamiast erotyku. Czego Ci życzę! Twój Bruno Na odwrocie maszynopis wiersza pt. Fragment, przekreślony na krzyż czerwonym długopisem. W wierszu skreślenia i rękopiśmienne poprawki. Utwór ten, w zmienionej wersji, ukazał się drukiem pod tytułem Mordownia. Fragment Tu wam kiszka podgardlana apetyt przywróci Pies przyjaciela zwącha i palec obliże Chandra [przekreślone: za wszelką cenę będzie chciała] będzie przeszkadzać Ale puśćcie [przekreślone: do niej] oczko a uda się w podróż Tu kelner nigdy drobnych mieć nie będzie Bufetowa zawsze będzie miała [przekreślone: sztuczne] państwowe zęby 133 Kabanosy będą nadal miały u bab względy A ustęp męski będzie męczarnią Szatniarz będzie trzeźwy jak syfon Grajek będzie odstawiał kawałki za pięćdziesiątkę A dziewuchy będą szukały [przekreślone: mecenasa] jelenia z brzuchem Który rękę potrafi przedłużyć w kieszeń Tu pan władza zawsze znajdzie lewych gości Nad drzwiami się bimba czterolistna koniczyna Wejdźcie [przekreślone: zobaczycie że] tu zawsze jest tak samo Tylko pieniędzy nigdy nie ma P.S. Jerzy! A teraz pilne zadanie. Pójdziesz do czytelni. Weźmiesz (tzn. poprosisz) o wszystkie nry IKP z tego roku. Przeglądniesz najpierw nry z niedziel. Tam było takie małe ogłoszenie o pracy. Mniej więcej chodziło o to: Poszukuję ogrodnika lub pomoc czy coś takiego. Bydgoszcz ul... Nie wiem. O to mi chodzi. Szukaj pod nagłówkiem PRACA. Pilne. Musisz to znaleźć. I zaraz przysłać. Pamiętaj! Czekam na całą treść tego ogłoszenia. 99. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Lipa [Lipno], 22 I [19]63 r. Najdroższa Ireczko! Nie ma kalek? Nie? Są. Na pewno. Tylko kalk nie ma. No, nie gniewaj się. Ale nie mogłem inaczej. Z „przybłędą” było nie tak. Zamiast: „z łbem parującym brylantyną” było „Z łbem najeżonym brylantyną”. I mały nietakt w przedostatnim wersecie. Ale to głupstwo. Zresztą możesz to sprawdzić. Pisałem na tym list. 134  Tyle jest słów... 1 Teraz uważnie mnie wysłuchaj. Pierwszy raz w życiu się 0 poradę zwracam. Do Ciebie. Chodzi mi o tę nieskończoność. Dzisiaj się tak wkurzyłem, że myślałem o walizce 1 o części. Ale to potem obwieszczę. Chyba wrócę do Grudziądza. Chyba, to znaczy... Czy ja wiem co? Nie dam rady. Nie wytrzymam. Przytulnego kąta nie mogę znaleźć. Jak „waryjat” łażę. Nie wiem, czego się złapać. Obrzydł mi już ten motor i to całe lipne Lipno. Żebyś była Ty tutaj. No, nie będę Ci kalkulował. Ani czytelni. Ani spokoju. To guzik jeszcze. Ale cały miesiąc na Ciebie czekać? Jestem cholerny typ. Mogę oszczędzać, oszczędzać, a wszystko po to, by w końcu w dniu podniesienia szczura wszystko stracić. Trudno Ci to zrozumieć. Musiałabyś być w podobnym położeniu. I żywioł mieć taki jak ja. Uwierz, Ireczko, chociaż Ty, że ja nie mogę tylko pracować w zawodzie. To dla mnie śmierć. Mnie do czegoś innego ciągnie. Tyle przede mną odkryć. Tyle poszukiwań. Gdzie mam je wyławiać. Tu? Chcę coś zrobić. Mój ty raju! Gdybym miał w Grudziądzu kąt jakiś swój, żeby mnie nikt nie wyrzucał, to bym siedział tylko w domu i pracował, pracował, pracował. Tyle mam zaległości w lekturze. Tyle przed sobą projektów'. Wiesz, taki pokój, gdybym miał, to tomik już dawno by był w'ydany. Przecież ja tu wr mordę bym dał każdemu nawet nie wiem za co. Taki jestem rozczochrany. Przychodzę czasami w podniesieniu. Spieszę się, żeby to przelać na jakiś kwiatek. Planuję popracować cały wieczór, a tu (!) mi każą się przenieść do innego kąta. Usiądę się. Piszę. To się gnida usiądzie i przygaduje. Że zabawa, że stale w papierach siedzę, że najlepiej to spalić. Takie duperele, a tyle nerwów przez to tracę. Mieć taki kąt, do którego mógłbym w każdej chwili powrócić. Bym wiedział, że or :est mój. Że tak w nim będzie, jak ja widzę. Nie lubię mpromisów. Musi być: 135 albo albo. A że warunki mi nie sprzyjają, stąd stale uciekam. Z papierami, które należy spalić? Żebyś Ty wiedziała, ile mnie kosztuje ta walka pomiędzy mną a tymi papierami. Czy żyć normalnie: to znaczy: pracować, jeść, spać; czy inaczej. Inaczej? Znowu nie wiem jak. Tak chyba, żeby być blisko siebie. Z czystym sumieniem, że to co się robi, jest dobre. I że po to warto żyć. Chcę szukać nowych wartości. Nie powielać się i innych. Szukać. Szperać. Pisać. Malować. I muzyki słuchać. Dobrej. A nie chodzić do zoo, gdzie zwierzęta oglądają ludzi, tych bakcylów czy jak tam. Boję się siebie. Jeszcze z nikim nie mówiłem o podobnych sprawach. Żeby mnie wreszcie ktoś zrozumiał. Nie tyle może zrozumiał. Bo to za trudne i za powierzchowne. Ale żeby wczuł się, chciał... Stale tylko fruwam. Wiem, tym sobie kąta nie zmajstruję. Za słaby jednak jestem, bym sam na wysokościowiec wchodził. Boję się. Siebie. Ireczko, musisz mi pomóc. Chciałbym mieć jakąś siłę. A mnie tak trudno. W domu mnie nikt nie rozumie. Zresztą i tak mało w nim przebywam. Nie skarżę się na ten dla mnie przekazany tzw. obsrany koniec. Nie. Sam go wybrałem. Nigdy się niczego nie bałem. I nie boję. Chciałbym tylko, by było tak, jak myślę. Co za wygórowane myśli moje. Boże, czego ja nie chcę. Gdybyś wiedziała, to byś tak się śmiechem nie zanosiła. Bo to tak mało. Tę małą szpareczkę tylko i dobre słowo. Chcę pisać o życiu, a za mało się za to pisanie biorę. Nie mogę tego robić. To nie jest sztuka. Albo albo. Rozdzielam się stale. Na paszę, mleko, kwiaty i inne gówienka. A słowo moje gdzie? A barwa? A Ty? Nie dojrzałem jeszcze na tyle, by stale noszony wiersz o matce przelać na papier. Nie mogę. A czy Ty wiesz, jaki to okropny ból. Żadnego erotyku w życiu (?) — dobrego — nie napisałem. Dlaczego? Bo się w erotyzm nie bawiłem. Chyba że w małpim gaju po piw obalaniu, by zapomnieć, że chciałbym kogoś naprawdę kochać. Teraz mam Ciebie. Kocham. Piszę o tym stale. Nigdy jednak tego Ci nie mówiłem. Za bardzo jestem 136  wygadany. Ale KOCHAM. Pierwszy raz poważnie. I ostatni raz — poważnie. Kiedyś mi zagajałaś jakąś tam piosenkę o Niej i o butelce. Coś takiego. Więc albo albo. Nie potrafię zmieniać uczuć podstawowych. Szanuję swoje słowa i sumienie. Nienawiść — rodzi we mnie łaska. Ireczko Kochana! Zaleciałem .w inną stronę. Nie o tym chciałem pisać. O tym, co dalej. Chyba ucieknę do Ciebie. Bliżej Ciebie raczej. Geograficznie. Robotę na pewno znajdę. A o to mi chodzi. Bo chcę coś robić. Nie chcę tych snów. Tak mnie męczą. I tych wspomnień. Robią to samo. Chcę żyć biednie, ale twórczo. Za dużo czasu tracę w złości, uciekaniu i z Chandrą. Bez Chandry to też licho. Ale... Wiesz co Ireczko, gubię się. W sobie. Wnętrze mi się chyba zarywa. Ten szczur stale piłuje. Najgorsza jest droga powrotu. I najbardziej budująca. Choćbym zdechnąć miał, ale żyć normalnie (jak wyżej), nie dam rady. Napisz mi, Ireczko, co Ty o tym. Z nikim o moich zamiarach ani słowa. Wiele hałasu o nic. To nasza sprawa. Jeżeli uważasz, że nie, to przynajmniej poradź. Całuję i o miecz proszę Twój Ryszard PS. Rzeczy, które przepisujesz, trzymaj u siebie. Chodzi mi o te przepisane. Reszta — oczywiście — powinna być zużytkowana w racjonalny sposób przy niewygodnej pozycji albo... Nieważne. 100. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 24 I [19]63 r. Ireczko Kochana! Żebyś wiedziała, jaki stałem się nerwowy. Ale te kilka dni wytrzymam. Aby się nie martw. Wszystko będzie dobrze. 137 Tylko, Ira, to jest wyłącznie nasza (?) sprawa. Dlaczego nie piszesz? Choraś może — co? Mój ty raju! O czym ja myślę. Ale małą karę, to bym Ci chętnie wlepił. Masz szczęście. Nie mogę inaczej. Nawet nie wiesz, ile by mi Twój list słońca wniósł w moje zapaćkane wnętrze. Przekonałem się, że nosa mam dobrego. O tym Ci przy Tobie cielesnej — opowiem. Krew we mnie się burzy. Bo znowu szykuje mi się podróż. Ten żywioł we mnie koczuje. Skubaniec! Wszystkie drogi prowadzą do Ciebie. Specjalnie się nie głów nad tym poradnictwem. Już mam gotowy plan. Jak się ziści — w sobotę drugiego lutego Ci przedstawię. W tej chwili wszystko gra. Jak szafa pod Jaszczurami. Dla pokrzepienia ducha przeczytaj sobie co chcesz ze „Współczesności”. Ciekawy jest tam reportaż R. Napiórkowskiego i S. Grochowiaka o turpizmie oraz coś o Delacroix i Drozdowskiego słowa o sobie samym i o poezji. Całuję mocno pod jutro — Twój Ryszard 101. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ 28 I [19]63 r. Ireczko Najdroższa! Niedobrze, że ten Twój list (z zakresu poradnictwa -— mea culpa) dotarł do mych rąk. Niedobrze? Zresztą... Przed chwilą(ami) go odebrałem. Gdy byłem w mordowni, coś mnie nawiedziło z beczki, którą przy Tobie otworzyłem. Niedobre było to otwieranie — dlaczego? Przekonałem się, że jestem gównem, które należy zniszczyć. I to zaraz. Zaraz też mi przyszło na myśl, że jednak jestem świadom pewnej roboty szczura, która prowadzi mnie do tego zniszczenia. I to chyba będzie wiosną. Jestem JA — klamot. Nawet nie wiesz, jak durny klamot. Nazywam Ciebie klamotem, a nade mną krzyżyk tylko zrobić a złamię się wpół. Czasami 138  jestem wygadany. I to największa moja wada. Robię z siebie waryata. Ja — z siebie! Twój list niedobry. I dobrze nawet, że już nie będziesz do mnie pisała listów (?). Przynajmniej w tej chwili tak myślę, bo wiesz dlaczego. Sama zresztą odetchnęłaś Bełkot, ale to nic. Wiesz, gnidą jestem, waryatem, ale to masz rację w tym, że... Nie, nie, ty inaczej to zainterpretowałaś. To ja Ci powiem szczerą prawdę — w ogóle — dumny jestem z tego mojego powolnego zdychania. I gdyby mi ktoś szczurowaty powiadać chciał o życiu — wady i zalety, to bym mu mordę obrzygał. Bo w dupie był i gówno widział. Być to jeszcze nie widzieć. A widzieć to jeszcze nie żyć. Dumny jestem. Zdycham za swoją krew. I miałaś rację, Ireczko, nie warto do Grudziądza wracać. Tam bym nigdy nie zdechł. Za dużo mam swoich. Tu i gdzie indziej powoli a powoli odjadę. W tę klamowatość giętką i obrzyganą. Gdzie patron mój pod cycem siedzi, nogi trzymając w mordowni. Czytacie książki i marzycie! Tęsknicie do tego pięknego, w którym w rzeczywistości byście zdechli w drugim dniu ślepej egzystencji. Gdy tak patrzę na to wszystko, wybacz (ale daruj), szczur bunt wznosi i o bachusa prosi. Jeżeli w tym umieraniu może być tyle satysfakcji. I co jeszcze? Prosiłbym — przepraszam! — byś wreszcie przestała mówić o jakimkolwiek chodzeniu. To i tak do mnie nie przemawia. Tak samo jak czcze powtarzanie sloganu — kocham. Wpadłem w te sidła. Bo sam w listach nagłówkuję tak. Ale to chyba dlatego, że chcę być zrozumiałym. Jeżeli wiem, że z Tobą chodzę, to tylko wtedy, kiedy Ty po schodach wracasz do domu, a ja ulicą na szachy. To jest chodzenie. A wiesz, sam nie wiem, co bym dzisiaj robił. Tak dawno jużeśmy się nie widzieli. Może i to dobrze. Na pewno. Przekonałem się, że jednak jestem nadal klamotem, który ma na dni kilka szpareczkę do mówienia, a któremu nic chyba nie zostało, jak „mniej ważne sprawy” i Piotra echo ech. Zawsze ufałem sobie i dlatego jestem sam. 139 Cholera! Sam! I jakoś nie mogę zdechnąć. Nikomu krzty radości uczynić. Nikomu uśmiech strącić. Żadnego stróża przestawić. Irko! Nie łam się. I tak tylko Ty jesteś we mnie. Twój Ryszard. Na obu stronach drugiego arkusza listu — pionowo do tekstu — dopiski: „Niedobrze, że się załamałem i Ciebie o radę prosiłem. Niedobrze”; „By wrócić do siebie, muszę brać za mordę — niekoniecznie siłą — słowem”. Irenko Moja! Chyba się nie pozbieram po poniedziałku. Boję się. Tego żywiołu. I szczura. Kiedy wreszcie odejdę od tego przełaże102. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Bydgoszcz, 29 I [19]63 140  nia z jednej skrajności w drugą? Zresztą, co Ty tam wiesz. I tak nie przemawiają do Ciebie wierutne ględzenia klamotów. Wracaj — Twój Ryszard Pocztówka wykonana z brystolu. Na pierwszej stronie rysunek przedstawiający chłopca. Na głowie napis: „Wracaj!”, po prawej dopisek: „z Bydgoszczy — milczkiem — Twój korespondent Bruno”. 103. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Lipno, 31 I [19]63 r. Wracaj! Ireczko Najdroższa! „... o Jezuu, o Jezuu ojej ojej...” Tyle z nocy mojej dzisiejszej. Babcia (niania!) zachorowała. Powodem czego trzeba być cicho. I radio na tłumik puszczać. Cóż jednak zrobić — życie. A tu na okrasę ziąb — trzy dychy przeszło. Po niedzieli będę miał zajoba w terenie. W taki ziąb? Ale co się nie robi... Zamiast uciekać, będę przeciągał moje lipne umieranie. Tylko do wiosny. Potem 141 sobie odbiję wszystko. Jeżeli tylko mi pomagać będziesz, to wytrzymam. Słabeusz ze mnie. Gdyby nie Ty, na pewno bym nie umierał w miasteczku nad łzą. Całuję mocno pod ziąb — Twój Ryszard Pocztówka wykonana z brystolu. Na pierwszej stronie rysunek tuszem przedstawiający psa. Na tułowiu napis: „Niedobrze, gdy się rozjeżdżamy po to, by się męczyć”. Na lewej nodze dopisek: „Wracaj!” 104. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Czernikówek, 1.02.[19]63 r. 21.30 Ireczko Moja Najdroższa! Jestem na kontroli użytkowości krów. Ledwo wszedłem do biura (zmachany podróżą), a zaraz wyjechałem. Nie musiałem. Ale tak będzie lepiej. Szkoda, że jutro nie przyjadę. A tak bym chciał. Ten głupi wczorajszy wyskok wszystkiemu winien. Przydał się jednak. Był potrzebny. Przekonałem się o podstawowym: trzymaj się na każde jutro. Nie gniewaj się na mnie. Boli mnie mocno, że nie będę mógł jutro krzyku mojego w Tobie stłumić. Ale wierz mi, gdy tylko będzie okazja — wrócę. Bo tylko to mi zostaje jak słowo ostatnie. W domu zostawiłem dla Ciebie książkę Jastruna „Wizerunki”. Przeczytaj! Muszę ją odesłać Kazikowi Jułdze. Gdy jutro wrócę do Lipna, zaraz Ci szerzej niektóre sprawy wyjaśnię. Dzisiaj o gorąc proszę! Całuję — Twój Ryszard. 142  105. DO IRENY POLAKOWSKIEJ L[ipno]. dn. 3 II [19]63 r. Ireczko Najdroższa! Dzisiaj skończę „Światłość w sierpniu”. Musisz się postarać o coś nowego. Zresztą nie. Wyskubię tu. U nas ziąb — nic nowego. W tym tygodniu będzie zajob wśród śniegu. Gdy bozia i partia pozwolą, w sobotę będę u Ciebie. Byłaś u nas? Czytaj „Wizerunki” Jastruna. Jerzy miał siostrze zanieść poezje Tuwima. Świetne wiersze niektóre. O wracaniu także. Żeby tylko nie zapomniał. Planowałem wziąć udział w konkursie na plakat GWMP. Tylko ten żywioł mój zwaryowany przeżarł wszystko. Trudno. Ale pomaga mi dużo w czym innym. Całuję — Twój Ryszard. Pocztówka wykonana z brystolu. Na pierwszej stronie rysunek przedstawiający twarz ni to żeńską, ni to męską. Wzdłuż nosa napis: „Włóż jakąś kopertę i wracaj”. 106. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 4.2.[19]63 Ireczko Najdroższa! 1) „Dobra kobieta może dać się oszukać, biorąc dobro za zło, ale samo zło nigdy jej nie oszuka”. 2) „Człowiek wywołuje i spełnia o wiele więcej, niż może znieść. I w ten sposób odkrywa, że może znieść wszystko”. 3) „Każdy człowiek posiada przywilej niszczenia siebie tak długo, jak długo nie rani przy tym nikogo innego i póki żyje sam, wykorzystując tylko siebie”. (William Faulkner, Światłość w sierpniu) Dobra książka. Takich więcej. Dzisiaj jałowy dzień. Koniecznie mi coś przyślij. Boję się tylko, byś nie przysłała tego, co już czytałem. Spróbuj! Bo trudno wytrzymać. Wykupuję wszystkie pisma literackie. Ale to za mało. 143 A i groszy nie mam na tyle. Biblioteka zamknięta. I na okrasę znowu jestem przy innym piecu (dobrze, że w ogóle przy piecu). Do tomika się wcale nie zabieram. Do końca lutego zleci. Nie mam nerwów. Wszystko jest przeciwko mnie. Gdyby nie ten ziąb, byłoby inaczej. Mowa — ale też jestem mądry, no nie? Same sentencje Ci chrzanię — spod głupiej gwiazdy. Śnieżyce uniemożliwiają podróż w teren. Dobre to i złe. Żeby już wreszcie był ten dzień, kiedy znów będę przy Tobie. Chodzę niby poważny i przedsiębiorczy, ale żywioł we mnie bucha. Trzymam go w cuglach. Chyba mi nie ucieknie. Bo byłaby to dopiero frajda. Nie martw się. Do wiosny tylko będziemy kciuki łamali. Do wiosny. O tym moim żywiole to Ci jeszcze kiedyś opowiem. Bo to ciekawe zjawisko. Sam nie wiem, skąd się on bierze. Czy to rzeczywiście szczur? Irenko Moja! Tak dawno jużeśmy się nie widzieli. Mój ty raju! Stale ta pogoń i ucieczki. Choć właściwie po co sarkam. Sam zawsze tego chcę. Czy chcę naprawdę? Nie — chyba. Coś we mnie jest niedobrego. Stale mnie coś wygania. Te miejsca, do których najchętniej wracam, zawsze grożą mi pięścią. Wracam zawsze po to, by przekonać się o jeszcze jeden raz więcej, że należy uciekać. I to szybko. Ostatnio gdy byłem w Grudziądzu, gdy szedłem na dworzec, na Bema coś jakby mnie kopnęło, upadłem, pasek (?) od walizki się urwał, ale gdy wstałem, szorowałem co tchu, trzymając przed sobą mój totem z etykietkami i Moją Maleńką we wnętrzu. Ot, i to wszystko. I dobre to było. Chyba tak. Siedzę teraz na mojej kozetce i ściskam kły. Walizeczka jest za to otwarta. I wiem, że nie śmieje się, tylko szydzi. Dumę to ona ma, skubana. Na pewno więcej niż ten Pomuchel, który zawisł na ścianie Twojej koło pieca. Zresztą ma z czego. — W dupie była i gówno widziała. Ireczko! Napisz mi cosik o wszystkim, co palące i czekające. A o książkach pamiętaj. Naprawdę będę Ci wdzięczny. Myślałem, że tu coś wyskubię. Niestety. Może byś znalazła coś z Faulknera (oprócz tej i „Azylu”). Dobrze by było, gdybyś dostała „Proces” F. Kafki, H. Jamesa 144  „Madonna przyszłości” lub co wolisz. Coś mocnego. Może być coś A. Struga. I pisz wreszcie! Czekam. Twój Krzyk (do diabła!) Ryszard Na złość — całuję moc-No (no!) 107. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO Lipno, 6 II [19]63 r. Jerzy Drogi! Dziękuję za tomik. Z Bordowiczem piłem miód w „Pasiece”. Fajny chłopak. Zobaczę, co wsadził w ten „Galaad”. Dziękuję! Brak mi tu lektury. Od Irki wziąłem „Światłość w sierpniu” Faulknera. Przeczytałem. Zostały mi tylko „Słówka” Boya. Przysyłaj mi jak najwięcej nowości (prozę też). Po przeczytaniu — odeślę. Będę Ci bardzo wdzięczny. To dobrze, że używasz śniegu. Tu mam go aż za dużo. A ile nerwów i zdrowia tracę w nim, szkoda gadać. Żadnej przyjemności. A tak bym chciał pobaraszkować beztrosko. Może jeszcze takie dni nastąpią. Chyba że bóg i partia nie pozwolą. Do 25 lutego muszę złożyć tomik. Waham się, czy w ogóle złożyć. Ale chyba kuszenie przeważy. Och, jakbym chciał nad Trynkę wpaść. Gdy od Ciebie wracałem (wesoły chyba), wziąłem walizkę i suwałem na dworzec. Na Bema usiadłem na dupę, aż pasek mi przy walizce pękł. Tak żegnał mnie Grudziądz. Słowem: jestem w nim niepotrzebny. Stale muszę uciekać i kochać. A to tyle bólu mi sprawia i radości. O Joli „zabacz”. To licha gratka. Weź się lepiej za życie. Jeszcze bary masz. I czytaj dużo. Pracuj nad sobą. Masz cholerne braki stylistyczne. Słowem: dwa słowa. Napisz. Ściskam prawicę — Twój Bruno! Na odwrocie maszynopis wiersza *** Mamo przyszedłem straszyć. 145 108. DO IRENY POLAKOWSKIEJ Toruń, 11.02.[ 19]621 Ireczko Kochana! Niedobrze. Pociąg miał opóźnienie. Mój uciekł. Najbliższy będzie dopiero o 12 z minutami. Zimno. Muszę łazić po Toruniu. Akademik zamknięty. Chyba kupię jakąś książkę i będę czytał. Obaliłem duże mleko pod arkadami. Ale to wszystko nic. Jestem zmęczony. Napisz! Całuję (w przedwiośniu!) w ferworze Twój Ryszard Kartka pocztowa. Poniżej nadawcy rysunek czerwonym długopisem przedstawiający dwa stylizowane ptaki. 1 Pomyłka, powinno być: 11.02.63. 109. DO IRENY POLAKOWSKIEJ 13 II [19]63 r. Ireczko Najdroższa! Dzisiaj tylko urealnić Baudelaire’a — „trzeba być zawsze pijanym”. Jestem zły jak przysłowiowa cholera. Żebyś była Ty — moja kochana — i mi przeczytała te kartki, które nagryzmoliłem, byłbym chyba... Czy ja wiem. Całkiem inaczej przyjmuję mój materiał, gdy go ktoś — dobrze — czyta. Odnajduję luki. A mnie Ciebie tu brak. No, gdyby chociaż był Kay albo Jerzy, albo guano gadające. Ale nikogo. Wszyscy mają drewniane uszy. Do grzmotu tylko nastrojone. Nie wiem, czy tomik wysłać czy nie. Jeszcze zobaczę. Dzisiaj już by uczynić to należało. Zobaczę. Niech to szlag trafi takie tentegowanie. Lipno obsrałbym z góry na dół. Nie dlatego, że nie jest ono wieczne, ale dlatego, że jam winy pełen i durnoty, i... innych brudów. „Trzeba być zawsze pijanym, by...” Miał rację Charles. Miał. Ireczko, 146 uchroń mnie od tych bałwanów, którzy serc nie mają. A tylko „błyskotkami łudzą”. A tylko... Ściskam Cię do bólu i o jeszcze większy proszę Twój Ryszard — zakolczykowany — Pod listem rysunek niebieskim atramentem przedstawiający postać ludzką z napisem: „kocham”. Poniżej postaci olbrzymi cień? w kształcie serca. Na odwrocie maszynopis wiersza Ludzie, który w znacznie zmienionej wersji, pod tytułem Droga, znalazł się w tomiku Brzegiem słońca. Ludzie Zdechł pies Śmierć swą na słońcu opala Drogę do wsi troje ludzi rozdziera muzyką zapitych gardeł Na suchym dębie rozmodlił się kruk Bo oto w rowie jak kawał drewna leży człowiek z nożem pod łopatką Jemioła jak magiczne oko mruga Dwoje ludzi wpatruje się w zdechłego psa A kruk siadł na czerwonym nożu i kracze — 59 147 110. DO IRENY POLAKOWSKIEJ L[ipno]., 14.2.[19]621 Ireczko Najdroższa! Znalazłem! Pióro. Wczoraj gdzieś zatraciłem. Gdzieś, to znaczy w herbaciarni. Ale z nosem ruchomym wiedziała, że to moje. Schowała. Słowem: znalazłem. To dobrze. Niedobrze, że byłem w niedzielę perfekt? Mój ty raju! Stale coś. Myślę, że chyba nie o to znad Wisły Ci chodzi. A nikt mi nie zabroni golnąć sobie z Jerzym (perfekt!), gdy on sztych życia o rok dalszy odwalił. Powinnaś to zrozumieć. Zresztą: nie. Bo po co? I tak to już minęło. Sama radość! Wczoraj to bym... Fe! Jutro zasuwam do Kolankowa z ankietami. Piechotą. Dojazd niemożliwy. Dzisiaj idę do kina. Coś takiego o panu pułkowniku wyświetlają. Żeby tylko zleciało. Pani chce spać, więc muzyki niet. „Twórczość” — czytać, ot... Całuję! Do... Twój Ryszard (perfekt!) Serdecznie rodzinkę ściskam — pod naszą płytę „uuuuuuuuu” Na odwrocie maszynopis wiersza Podwórze. Podwórze Na najwyższym piętrze Słońce wystawia zza rynny piętę Ściany jak wieczni ślepcy czapką cienia proszą o promyk Na dnie biały gołąb brudzi w oczach Przyszedł domokrążca i gardłuje: noże brzytwy nożyczki parasole Maleńki kamień iskrą mierzy w cień Stara kobieta wyostrzonym nożem grozi słońcu Dziecko z ręką na czole wypatruje dnia — 58 1 Pomyłka, powinno być: 14.2.63. 111111. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 14 II [19]63 r. Jerzy Drogi! Wczoraj chciałem — lecz nie mogłem się zapić. Och, chandra... Pióro zgubiłem. Znalazłem je jednak. Dziękuję Ci za grosz. Cóż ja bym bez Ciebie zrobił? Mój ty raju — bądź w sobotę o 17.20 na dworcu. Jutro walę do Kolankowa z ankietami. Jakoś będzie. Szukaj izby! Załączam „Współczesność”. Ciekawa proza Mikołajka. Ściskam prawicę — Twrój Bruno Na odwrocie maszynopis wiersza Pejzaż. 149 Pejzaż Deska drogi Bokami gwoździe [przekreślone: drzew] wierzb Na pniach wrony odprawiają chorał Z nieba jakiś święty na chmurze z rękami w zygzak spuszcza różaniec gwiazd Na końcu drogi jak sęk w desce martwy koń z oczami w słupie nie rozumie śmierci — 59 112. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ Dobrzejewice, dn. 20.02.[19]63 r. Ireczko Najdroższa! Sama radość. Jestem mokry jak „szewc”. Lewa pedała mi trochę nawala, ale... idzie jakoś. Byłem w Zębowie. Wszystkiego dobrze nie załatwiłem. Jak na dzisiaj jest to niemożliwe. Mokro. Ziąb. Ale ujdzie... Autobus z rana nie kursował. Musiałem drałować pieszo. Z powrotem wziął mnie wozak — do Łężyna. Do Dobrzejewic — ciężarówka. Teraz mam 11/2 godz. czasu do pociągu i 1 1/2 km drogi do stacji. Nawet herbaty (ciepłej, oczywiście) nie można tu dostać. Za to „szneki” są duże i syte. Jem. Zaglądam do Pasternaka. No, nie teraz, oczywiście. Teraz piszę do 150  Ciebie. Gdy tak szedłem, to mi różne dziwactwa we łbie się rozklejały. Jednak wolałbym się ukryć w Twoich włosach. Ireczko Kochana! schroń mnie, przytul za ten ziąb i uciekanie. Tak mi tu Ciebie brak. Mimo że nigdy bym Cię w te wyboje śnieżne nie wprowadził. To nie to, co sanna w strzelnicy. To nie to. Ale gdy tak stale w tych ciężkich „mrozach” (uogólniam!) pomyślę, że jesteś ze mną, to mi lżej się robi, i gdybym tylko nerwom sznurki puścił — łza by z oka jednego i drugiego prysła. Ale muszę być dzielny, mimo że i tak nikt by tego nie przyuważył. Niedługo wrócę! Tylko odpoczywaj i ciepło się ubieraj — PAMIĘTAJ! bąbelku maleńki a krzykliwy. I pisz! Czekam. Ca-Ję -łu — Twój Ryszard Rodzinkę pozdrów serdecznie. Na odwrocie rysunek czerwonym długopisem przedstawiający profil głowy w berecie i nausznikach. Na szyi — serduszko. 113. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ L[ipno]., 22 II [19]63 Ireczko Najdroższa! (tak tak!) Dzisiaj jest tłusty czwartek. Nie wiedziałbym, ale tak wszędzie mówią. A wiesz, mam wróble na myśli, więc i dzioby na gębie — trawestując Zagłobę. Coraz trudniej usiedzieć w Lipnie. — O, znowu o pączkach mówi radioreklama. Cholera! Po wczorajszym gnaty mnie bolą. Jestem kaput. Ale do wesela się zgoi. Trzymaj się! Całuję — Twój Ryszard PS. W aktualnym nrze „Nowej Wsi” jest mój wiersz z izby k. Karola1. Na odwrocie 8 wersów wiersza Ludzie prości. 151 Ludzie prości Mówimy: ludzie prości A oni wcale nie są prości Przygięci do ziemi Nie widzą słońca Tylko parę swoich drżących rąk 1 Izba k. Karola — mieszkanie dziadka i babki Bruna w budynku obok restauracji w Grudziądzu, którą mieszkańcy miasta nazywali potocznie „U Karola”. 114. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Lipno], dn. 26 II [19]63 r. Ireczko Najdroższa! Kaputt! (z hebrajskiego kapparoth, ofiara lub z franc. capot, zepsuty, zrujnowany, rozbity). Akurat teraz musiałem dostać Malapartego. Akurat! I ząb należałoby wyrwać. Tylko nie warto. Jutro to tak. Dzisiaj u nas biba! Wypić da! I płyty będą. Liche, na pewno. Będę im puszczał. Coś słabo się czuję. Ząb mi cholernie dokucza. Od czwartku już. I wnętrze kaputt. Muszę wrócić do siebie. Tu mogę tylko zdechnąć. Dziękuję za list. Te plany są... Ja też, ale ja nie planuję, ja chcę, ba — raczej — marzę. Bo rzeczywistość jest za bardzo wroga dla mnie, bym mógł planować. Wiem tylko, że chcę mieć Ciebie, kąt, spokój, poezję, muzykę i... całą resztę. Tylko z Tobą. Boję się jednak, by ode mnie nie wymagali czegoś ponad siły, i za wszelką zmianę we wnętrzu. Muszę być sobą z Tobą. A ażeby być sobą, 152  muszę wrócić. Po ból, po wymówki, po... Trudno. Zrozum! Całuję pod ból — Twój Ryszard (tylko Twój) PS. Pójdź i znajdź tę koronę. Mamie daj spokój. Pamiętaj! Betusi też taką odwalę. No, a teraz bie — giem! I nie całuj! Ta????????????!!! Na odwrocie maszynopis wiersza Ludzie. 115. 	DO IRENY POLAKOWSKIEJ L[Lipno]., dn. 27 II [19]63 Ireczko Najdroższa! „Na wyspach — kochanie...” Tyle z,ostało mi po bibie. Początkowo czułem się jak szewc z wypolerowanym młotkiem. Potem, po kilku płytszych, było równo. Nawet skakałem z taką grubą. Najlepiej z nich tańczyła. Aż strach niektórych brał, jakeśmy polki i oberki odstawiali. Mimo wszystko płyty były liche. Wszystkie rodzaju: szkoda twoich łez, dziewczyno, całuję twoją dłoń, pani (et cetera). Rano byłem rzadki. Nie myśl, że ululany. Trzeźwy byłem, lecz senny. No, i trochę w nogach budyniu miałem. Dwie noce pod rząd z otwartymi oczami. Zresztą nie ma co bidować. I tak inaczej być nie mogło. O spaniu nie mogło być mowy. Za duży „ferwor”. Siedzę teraz na leżance i prawie po ciemku te słowa uskuteczniam. W łóżkach odsapują, gdzie indziej siedzieć nie można, bo ziąb. A jeszcze mnie odcisk napieprza. Byle do jutra. Idę do kina o 19.30. Na II cz. „Zmartwychwstania”. W piątek będzie tu jakiś zespół węgiersko-polsko-niemiecki rozrywkowy — twist, medison i coś jeszcze a la. Bilet mi dali. Komuś go dam. Bo i tak już nie skorzystam. Och, jak do wiosny ciągnę, jak, Ireczko! Tylko się nie łam. I nie bądź zła. Zrozum. Słuchaj tylko swego wnętrza! Ta????! 153 Ściskam serdecznie i całuję M O C ! Twój Ryszard N O Wracaj! po to by się męczyć KOCHAM 116. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 20 VI [19]63 r. Jurku Drogi! W tej chwili o studiach nie ma mowy. Gdy się do czegoś dochrapię, to wezmę się do gruntownej pracy nad warsztatem malarskim. To mi da więcej satysfakcji niż tytuł. Wiem, że mam sporo braków w pisaniu. Czysto formalnych — oczywiście. Ale staram się je wyrugować. Z trudem, ale powoli wybrnę. Nie chcę się naginać. I tak zbytnio człowiek się nagina. I to skurwysynom. (...) Wolałbym biedę klepać, byleby tylko robić wszystko zgodnie z własnym sumieniem. A życie na to (nikomu zresztą) nie pozwala. Cóż, trzeba być maksymalistą, jeżeli chodzi o pracę, minimalistą, jeżeli idzie o wyrzuty sumienia. Z tomikiem cicho. Słyszałem, że pierwszy recenzent to od malej czarnej typ. A gdzie mu do mordowni? Zresztą ostudzam się coraz bardziej. Jeszcze mam czas. W „Pomorzu” forsują na razie staruszków. Stale mi mówią: pesymizm, mordownia. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Wczoraj przeczytałem (skończyłem czytać!) debiut K. Frejdlicha „Sędzia”. Ciekawy. Dzisiaj zabieram się do „Silnej gorączki” M. Nowakowskiego. Napisz! Ściskam prawicę — Bruno. Na drugiej stronie listu maszynopis wiersza Dzidzia. 154  117. DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Toruń], 23.7.[19]63 r. Ireczko Najdroższa! Nareszcie odsapnąłem. We łbie coś mi trzeszczy. Co za gorąc. Siedzę teraz w majtkach i skarpety moczę. Izbę dostałem zgrabną. Aż żal, że Ciebie tu nie ma. Ale Ty musisz być przy pomidorkach — prawda? Te dni przelecą jak... Toć wiesz jak. Gdy usiadłem w SONie1 nad mieszanką traw, to... Nie masz pojęcia. Łeb i sen. Trochę się do tego piwsko przyczyniło. Obaliłem krzepkie w pociągu. Ale że to gorąc taki, to wchodzi. Przyjemnie się jechało. Nawet słonko brało. Co sprytniejsi wystawiali golenie albo nosy za szybę i nawet owszem, owszem. Dzisiaj obiad zjadłem świetny: 1 danie 9,70 + ananasówka + ziemniaki. Wcale nie myśl, że cena mówi za siebie. Nie, naprawdę świetny. Jajko sadzone, kalafior, kapusta, marchewka, ziemniaki. Na jednym talerzu warzywa, na drugim świeże ziemniaczki. Podwójne. Po obiedzie poszliśmy z Renią1  2 za Wisłę się opalać. Bez koca to kaca można dostać. Ona leżała pod krzakiem, a ja na wysepce na brzuchu. Spiekło mnie. Bo w tym miejscu kąpać się nie wolno, więc się wrkurzyłem i poszliśmy do domu — tzn. do hotelu. Teraz odpoczywamy. Właściwie to nie, bo piszę. Że co? Że się zmuszam. Nie. To jeszcze więcej niż odpoczynek. Ireczko Kochana! Napisz mi zaraz, jak tam załatwiliście. I co nowego w ogóle. Mocno całuję i... do jutra. Czekam. Twój Ryszard Serdecznie pozdrawiam rodzinkę! Szach! 1 SON — Stacja Oceny Nasion. 2 Renia — koleżanka z pracy. 155 118. DO IRENY POLAKOWSKIEJ [Toruń], 24.7.[19]63 r. Ireczko Najdroższa! Gorąc. Nigdzie pod słonko nie wyłażę. Byłem tylko w akademiku na konferencji u plastyków. Temat: uchwała plenum (ostatniego). Czytam „Z pierwszej ręki” Joyce’a. Cacy — oczywiście. Może pójdę do kina. Już nie kupuję tyle pism drugorzędnych. Czytam w KMPiKu. Dzisiaj jakoś zleciało w SONie. Wyobraź sobie, że usiedziałem bez przerwy 7 1 ¡2 godziny dłubiąc w trawach (+ śniadanie). Jutro chyba motylkowe drobnoziarniste. A pojutrze coś jeszcze innego i... Ty. Już jestem zmęczony tymi wyjazdami. Z Tobą to by tak nie było. Raczej wolałbym jeździć. Ach, Ireczko, jeszcze pojeździmy sobie. Obyśmy tylko zdrowi byli. Myślę, że jutro cosik od Ciebie dostanę. Koszuli białej nie kupuj. Jutro Ci napiszę nr szyi. Zapomniałem pójść do sklepu i zmierzyć. Ale gdzieś 38. Nie więcej! W sklepach nic nowego. A co dobre, to drogie. Całuję Cię skarbulku mój najdroższy i czejcam na list od Ciebie i na powrót mój. Pa — Twój Ryszard Serdeczne pozdrowienia dla rodzinki — Cioci i Taty (no bo Mama jeszcze nie wraca). 119. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 24.8.[19]63 r. Jurku Drogi! Dobrze, że żeś napisał. A jeszcze bardziej się cieszę, że masz zamiar złożyć tomik. Z moim już wiadomo. Odwalili. Za „czarny”. Za dużo „mordowni”. No cóż. Mam złożyć po diustacji. Sram na nich. Zresztą, wiesz co? nawet dobrze tak. Nie ma co się spieszyć. Nie chodzi właściwie o to, że się ma książkę i na tym koniec, lecz o to, jaką stanowi trwałość. 156  A że człowieka nawiedza krewkość nie kontrolowana, to druga rzecz. Chciałoby się mieć ten tomik i cześć. Te pędy należy poobcinać we właściwym czasie. U mnie teraz sezon ogórkowy. Częściej chwytam za pędzel. Brak blejtramów. Mam juchę. Z ramami słabo. Czytam opowiadania T. Borowskiego. Fajną czytałem książkę, którą Ci polecam — „Litość Boga” Jeana Cau. Byłbym Ci bardzo wdzięczny, gdybyś mógł mi się postarać o tomik W. Szymborskiej „Sól”. U nas jej niet. * IJurku! Chętnie bym z Tobą pogadał. Piwsko obalił. I to aż w Ciechocinku. Nie byłem tam nigdy. Tylko z groszem krucho! I to jest ten sęk, który mówi: nie! Ach, bym opuścił dość ważną nowinę (dla mnie, oczywiście) — dnia 10.8.63 r. byłem w USC i wziąłem Irenę za żonę. Z tego m.in. powodu grosza brak. Wiem, że u Ciebie z tym nie lepiej. Och, gdybyś tak mógł wpaść do Grudziądza. Nie myśl, że wspominam o tym, bo wiem, że nie przyjedziesz. Ale naprawdę... Może wpadnie mi cichaczem jakiś grosz, no to dam Ci znać. Ale napisz, do którego jesteś w Ciechocinku. I w ogóle dużo napisz. Następnym razem — „Las bez drzew”. Ściskam prawicę — Bruno 120. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 12.11.[ 19]63 r. Chandra była zawsze moim... Tu właściwie nie wiem, co palnąć. Bo i na dobre „dybała”, i na złe. Nie łam się. Trzeba ufać — jak to ślicznie puknął Max Jacob — swojej osobowości. Kogo ta beznadzieja nie łamie. Ja już dawno się złamałem. I teraz sztuderuję poetykę stosowaną. Ciężko mi, ale się pcham. Czuję, że mam w sobie tę odrobinę 157 kosmosu, którą warto szlifować. Że trudno to przychodzi, bo warsztat słaby — deski nie heblowane, ale bierze się strug i się gładzi, i wio, i wio tam i z powrotem. A gdy ręce bolą, to się pędzluje na płótnie albo na innym kawałku i też tam i z powrotem. A i do czytania się najbardziej palę, zwłaszcza gdy mury gdzieś blisko. Chyba że Paganini, no, wtedy to dudy aż bolą i książka na bok, i... Wtedy do poezji się wtykam. Byle jak, ale szczerze. I na to liczę, że szczerze. I że chcę różnym chudopachołkom mordy obrzezać nie wieloma, ale jednym dobrym wierszem, który do duszy poprowadzi po orła. Resztki na grunt pierwszej lepszej styksowiny wyrzyga. Rwę się czasem w ten wir choćby drobinowy, piwski, ale to już nie to. Cugle. Przesadzam z nimi. Ale dobrą wolę mam. I Dzidka mego. A już niedługo Sławek się przydrypcia. Zaraz mu olejami dam chlastać. Niech udowodni tacie, gdzie tkwi piąty wymiar. Czekam. A Ty, Jurku, prawicę mi podaj i ścisk do dechy — Twój Bruno Na pierwszej stronie listu maszynopis wiersza Pryszczyca. Do listu dołączono rysunek niebieskim długopisem na odwrocie druku: „Pz Przyjęcie materiałów”, przedstawiający klęczącą postać. Podpis: „Bruno 63”. Na odwrocie napis różowym tuszem: „A to dla żony, by się może tak do Pegaza pomodliła — Twojego oczywiście. Bruno”. 121. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 19.11.[19]63 r. Jurku Drogi! Dasz radę. Zawsze siebie przestrzegałem o skutkach różnych posunięć, które uskuteczniałem. Ale to zbyteczne. Instynkty robiły swoje. Nic lubię płatować. Owszem. To jest konieczne. Ale często bierze w łeb. Najlepsza jest robota na bieżąco. I cz kasz tylko na wyniki. Gdybyś nawet 158  portierem był, niczego nie stracisz. Mnie od dawien dawna serce gruchoce, ale wlokę się. I dobrze mi tak. Jak długo wytrzymam — nie wiem. Jednak umierać powoli to straszne. Najlepiej od zaraz. Niespodziewanie. Ja to bym najlepiej czegoś się nachlał oprocentowanego i cześć. To nie jest moim zamierzeniem. Przynajmniej w tej chwili. Nie. Tylko metodyka licha. Teraz buduję dom. Niedługo syn się pokaże. Będzie lżej. Będzie komu pędzel trzymać i... Wiesz: i tak dalej. Najgorzej z mieszkaniem. Mieszkamy w baraku obrzuconym tynkiem na 8 m2. Do ustępu daleko, po wodę też. Ale powoli będzie lepiej. Coś się kręci. Ano, wiatru większego tylko życzyć. Czytam „Portrety i zapiski” Piętaka, „Wspomnienia” Tymona Niesiołowskiego, nestora plastyki, skończyłem zawiedziony. O malarstwie zaledwie pół stroniczki, jeden dobry aforyzm i wiele, wiele gadulstwa o środowisku literackim Lwowa, Krakowa i Zakopanego. Trochę ciekawe to ględzenie, ale nie o tym chciałem czytać. Słowem: deszcz. Pada. Naprawdę! Ściskam prawicę — Bruno Napisz, żonkisiu, jak życie układacie wzajemnie. Ciekawe. Może coś się nam przyda. Znaczki ładnie naklejaj i całe z daleka od obrzeża. Żona moja tak prosi ślicznie, że Na drugiej stronie listu maszynopis wiersza pt. Orzeł. Do listu dołączono kartkę z rękopisem wiersza Staruszkowie samotni w innej wersji niż w korespondencji do Ireny Polakowskiej. Orzeł orzeł gdy wzejdzie to mu się kłaniać w ból lecz w koronie on 159 więc kroi więc do niego strzelać 122. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 31.3.[19]64 Jurku Drogi! Doczekałeś się. A warto było — no nie! Chłopak to jednak chłopak. Zobaczysz, ile taki skrzat (staruszek na mojego wołam) przynosi radości. No, a ile obowiązków ? Ale damy sobie jakoś radę. Żeby tylko jakiś kącik własny Mnie dali wypowiedzenie z izby. Z tego gniotą 7-metrowego, gdzie piec metr trzyma i ściany na pół cegły i drzwi prosto z dworu. Skurwysyny! Żebym mógł, to bym powyrzynał im bebechy blachą. Mam już dosyć czasami tego zasranego żywota. Ale muszę się pchać. Nie można rezygnować. T y 1 k o zdechłe ryby płyną z prądem (przyuważ to!). A mnie czas jeszcze coś zrobić. Już nieraz nie mogę łbem wierzgnąć, ale zasuwam. Trzymam się Majakowskiego: duś, bo ciebie zduszą. Ciężko powiedziane, ale Obecne stosunki dość trafnie ujął pewien Gabrycha: „świnie na stanowiskach, woły pracują, a barany chodzą do szkoły”. Przesadził grubo, ale daleko nie odbiegło jabłko od jabłoni. A trzeba nie mieć oczu, by być optymistą. Nadchodzą (ba! są) czasy, o które bał się Lenin — władza w rękach czerwonej burżuazji. Co z tego wyjdzie, powinniśmy wiedzieć. Za dużo wojen było już, byśmy byli bez nerwów. Skończę słowami Wierzbola: ło Polsko! To tyle. Serdecznie ściskam (Wam!) rączki, przepraszam, widły, i uśmiechu życzę! Twój Bruno (wkurwiony!) 160  PS. Przysłali mi z „Iskier” zawiadomienie, że pięć wierszy puszczą w almanachu. B. Na drugiej stronie listu maszynopis wiersza *** A już myszy zaciągają pajęczynę antenę... 123. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA dn. 13.7.[19]64 r. Kay! Nie żołądkuj się. Zagubiłem tę kopertę z adresem. Teraz ją mam. Bez ulicy. Ale znajdę w telefonicznej książce. Wczoraj byłem w Bydgoszczy. Na boksie. Brat przegrał. Zasłużenie. Nie mógł wejść w te długie łapy. Ale dobrze boksował i to krzepi. Czekam na urlop. Jestem nerwowo wykończony. Łeb mnie boli i serce. Kawa odpada. Jedynie jeszcze piwsko możemy obalić przejazdem. W tym roku wyjdzie nakładem Wydawnictwa Morskiego almanach „Poeci Pomorscy”. Będzie w nim m.in. Twój wiersz pt. „Mazurski pejzaż”1. Słona cena ca 40 zł, więc będziesz musiał sobie sam fundnąć taki egzemplarz. 7.6.64 w 23 numerze „Tygodnika Kulturalnego” miałem 2 krótkie prozy pt. „Baśka” i „Szef”. Gdybyś był kiedyś w czytelni jakiejś, to poproś i przeczytaj. Ja tego numeru nie posiadam. Dowiedziałem się o tym od znajomych. A swoją drogą to byś mógł wpaść. Nudno u mnie (?), bom nie sam. Ale drzwi otwarte i podagra na piecu. Zapisałem się na 2 1/2-letnie Studium Oświaty i Kultury. Zaoczne — oczywiście. Chyba zmienię robotę. Napisz. Ściskam prawicę Twój Bruno 1 To znaczy dedykowany Kazimierzowi Grefkowiczowi. W almanachu „Poeci Pomorscy” dedykacja: „Kayowi w Mojtynach”. 161 6 — Listy  124. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 22.9.[19]64 Jurku Drogi! Dziękuję! Źle... Jak tak dalej będzie, nie wytrzymam. A chciałem dać jakiś owoc. Bo widzisz, to co najbardziej kocham, zaczyna się oddalać. Mami — resztą. A ja chcę wszystko albo nic. To moje budowanie Ach. Boję się tego rozczulania. Jestem (tak jest! nie wstydzę się tego ani nie jestem zarozumiały!) poetą z mordowni. I jeżeli coś mnie boli — to zaraz do kufla. Bo widzisz, jeżeli to co kochasz najgoręcej, serca dla Ciebie nie ma, to na co, jak nie na wódkę, możesz liczyć. To nie pesymizm. To prawda, którą ludzie tak nazywają. Bo mamy budować. A buduj, jeżeli najdroższy współ-życiel nawala. Może się mylę. Może to specjalna robota. O, zazdrość. Ale nie wolno żartować ani robić bólu, jeżeli wiadomo, że ktoś traci grunt. Nie wiem, co będzie. Już niedługo się wyjaśni wszystko albo zaciemni. Cieszę się, że tak mi napisałeś, że Wy (Ty i Żona!) tak a tak chcecie. U mnie ta gałąź usycha. Ja się nie liczę. Kiedyś byłem bogiem, dzisiaj dają mi resztki. A ja nie mogę już dalej na tym wikcie. Chcę dać siebie i kogoś brać. Albo albo. Boję się. Ale wybiorę Potrafię zrezygnować z najdroższego, by wzamian oddać siebie. Bądźcie czujni (Fuczik!). Ż a nie! Twój Bruno Pod datą rysuneczek przedstawiający postać z sercem po prawej stronie. 162  125. DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 5.10.[19]64 Jurku Drogi! Chyba już jesteś na tej Wyścigowej. Dwa asy masz1. Dobrze Ci chyba tam będzie koło tych Krzyków pod pętlą. U mnie lepiej. Byliśmy na weselu. Na wsi głębokiej, naftowej. Miałem w ryju. Ale trzymałem się jak szlag. Wczoraj byłem nad Brdą. Na tym Studium (Oświaty i Kultury). Nie chcą mnie zwalniać, skubańcy, z pracy. Ale ja ich przypiłuję. Irena nie może sobie darować, że tak ją Tobie przedstawiłem. Ma rację. Ale nie mogłem grać podrzędnej roli. Byłem sobą. Tak się czułem. Tak zrobiłem. Teraz jest dobrze. Chyba się doszlifujemy. Bo szkoda już zdychać. Wczoraj gadaliśmy przy kolacji (u rodziców) o rakach i innych śmierciach. To jednak lepiej jakoś przewegetować. A już najgorzej to z tymi bryłami w zimę. Przyślij mi tę „Tryb. Ludu” z Piętakiem2. Coś chyba tam nie gra. Podobno wyskoczył z okna. Niech to szlag. Wszyscy kłamią. Chcę się dowiedzieć, jak było rzeczywiście. Obraz mogę wysłać. Tylko czy ten facet jest ze sztuką? Bo może szkoda fatygi — co? Nie malowałem. Tam jestem ja. A on może potem do piwnicy wyniesie albo do ustępu. Napisz! Twój — Bruno. ‘ Aluzja do ówczesnego wrocławskiego adresu Jerzego Pluty (ul. Wyścigowa 22, w pobliżu pętli tramwajowej na Krzykach). 1 Chodzi o artykuł w „Trybunie Ludu”, w którym sugerowano, że Stanisław Piętak utopił się w Wiśle. 163 126. 	DO IRENY MILCZEWSKIEJ 19.10.[19]64 18.32 Irenko Najdroższa! Wracaj! Wiem, czym to się może skończyć. A ja nie chcę. Rozumiesz? Nie chcę! Czyż moje przewidywania mają się spełnić? Ten okrutny sen? Ja wiem. Przekleństwem jestem. I na dodatek muszę kochać. A kocham też nie wiem jak. Niszczę wszystko. Dlaczego! Przecież chcę dobrze. Chcę budować nasz dom. Ty tego nie rozumiesz tak jak ja. Ty chcesz nieco inaczej. Ja wiem. Można się nagiąć. Ale Ty mnie torturujesz i szczęśliwaś z tego? Myślisz, że tylko Ty chcesz spokoju? Czy Ty wiesz, co to znaczy chcieć spokoju? Ciepła rodzinnego? Żebyś Ty tak zamiast mnie w tym kącie siedziała dzień i noc, dzień i noc, inaczej byś dużo rzeczy mówiła. W tej chwili nie wytrzymałem. Rzuciłem robotę przy kartoflach i piszę. Bo już nie mogę dalej. Jestem uparty. Umiem się trzymać. Ale tym razem już za daleko wszystko poszło. Tu blisko jest piorun. A jego ja się boję. Ostatecznie mógłbym się poddać. I pożegnać to Nie! Rozumiesz? Nie chcę. Nie mogę. Za bardzo kocham. Żebyś Ty mnie choć raz zrozumiała. Tak. Ty mnie najlepiej rozumiesz — mówisz. Ale słowa. Przypomnij sobie wszystko co dobre i co złe. Ile było w tym mojej winy? Nie mówię, że jestem w porządku. Ale spójrz na siebie. Co Ty ze mnie chcesz zrobić! Ja się bronię przed moją pierwszą i ostatnią, najmocniejszą miłością. Trzymam się, jak mogę. Nie udaje mi się to. Ty wykorzystujesz to. Wiesz przecież, jak jest. Znasz wszystkie moje chwyty. I patrzysz. Ani ręki nie wyciągniesz. Żądasz ode mnie siły tyle, na ile mnie nie stać. Przecież wiesz, że zawsze byłem zazdrosny. O wszystko. Robiłaś mi na złość. Bo Ciebie na to stać. A mnie nie. Musiałem się bronić. I teraz bym się obronił. Ale to nie jest na miejscu. Moją obroną jest tylko jedno. Ty o tym wiesz. Więc Ci mówię: wracaj! Ja nie wytrzymam. Ty możesz. Nie jesteś sama. Patrzysz w tej chwili w telewizor. Masz 164  rodziców, masz syna. A ja? Nawet nie mam gdzie zapłakać. Hotel nieczynny. Boję się. By mnie nie poniosła chandra. Przecie; chcę jeszcze coś zrobić. A bez Ciebie nic z tego. Choćbym ze skóry wyszedł. Nic. Bo czuję! A o tej sobocie zapomnij. Ja nie mogłem przyjść. Moje wnętrze było wypatroszone. Cały tydzień jaki był? Gdzie nagość nasza obłupana z soli? Nasze głowy przeżegnane gwiazdą? Mówić już nie umiem. Nigdy się nie możemy dogadać. Zawsze stawia się warunki. A ja tego nie chcę. Chcę kochać. Budować nasze życie. Nie chcę uciekać. W sobotę przyszedłem. Nie mogłem wytrzymać. Zrobiłem Ci ból. Ale przecież mnie kochasz? Co? Rozumiesz to. Musisz mi to przebaczyć. Bo wszystko zrobiłem po to, by bronić swojej miłości. Nie umiem dzielić jej. Albo albo. A może mnie nigdy nie kochałaś. Może myślałaś, że się przyzwyczaisz. Złudzenia to były — Co? Ireczko Moja Najdroższa! Już nie wiem, co mam Ci powiedzieć. Wracaj! Odeszłaś, więc musisz wrócić. Nie stawiaj się. Tu nie ma bohaterów. Tu musi się umieć przegrać. Ma być lepiej. Musimy jeszcze dużo dobrych rzeczy zrobić. Przynajmniej napisać jeden wiersz, który po nas zostanie. Tu nasza szansa. Nasz Sławek, którego mówisz — nie kocham. Ja nikogo nie kocham. Mój ty raju. Ireczko, wracaj. Byle prędko. Czekam. Rozgrzeszenie daj. Mów do mnie: mój! Ściskam mocno i całuję — Twój do śmierci i potem — Ryszard 127. 	DO IRENY MILCZEWSKIEJ 20.10.[19]64 Ireczko Najdroższa! Czekam. Patrzyłem na każdy tramwaj od godz. 15.15— 16.00. Nie wysiadłaś! Jestem w pracy. Robimy wagony. Wczoraj „tachałem” do 21-ej. Dzisiaj nie wiem, do której 165 jeszcze. Zjadłem bigos. Domyślam się, co w tej chwili możesz robić. Tobie nie przychodzą takie głupstwa do głowy jak mnie — tu w tym kącie. Jesteś bezlitosna. Dobijasz mnie. Przecież mnie kochasz. Powinnaś przebaczyć. A Ty nie. Ty znowu chcesz, bym ja Cię prosił. Za Tobą szedł. Dlaczego Ty dla mnie nie chcesz niczego zrobić! Skarżę się jak największy flon albo baba. Mój upór jest możliwy tylko, gdybym robił to, czego Ty nie znosisz. Więc trzymam się. Ale — błagam — wróć. Nic nie powiedziałaś. Poszłaś. Koniec. Kropka. Powiedz. Ile było tych pleców Twoich przede mną? O co? Czy ten ból postawiłaś wyżej niż nas? Mnie? Wiem, że zrobiłem źle. Ale nie ciągnij tego w nieskończoność. Wracaj! Będę czekał. Zaraz z pracy to zrób. Nie wiem, jak jutro długo będę robił. Bo kilka wagonów znowu wtoczyli na bocznicę. Ireczko! Nie przedłużaj tego powrotu. Mogę nie wytrzymać. Jutro zaraz z pracy wsiądź w tramwaj i Do mnie. Mocno całuję Cię i ściskam, Twój faryzeusz Ryszard Zrozum, że tu nasz dom. Stąd wyjedziemy w nowe. Chyba że wszystko przeciwko nam (może mnie) i trzeba będzie uciekać. Chodź, pomówimy. W ogóle. Wracaj! Na kogo mamy liczyć, jak nie na siebie. Stale myślę, że wrócisz jeszcze dzisiaj, ale piszę, bo teraz to już nic nie wiem. Źle ze mną. 128. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 1.4.[19]65 r. Jurku Drogi! W aprilusa spieszę z miłą niespodzianką. Dostałem wypowiedzenie z pracy. I to może felietony w tym dużo mi pomogły. No, i w ogóle cała moja otwartość. To dobrze. Od maja mają mi puścić nowe felietony. Nie chciałem z nimi tej 166  współpracy1, bo jednego nie chcieli mi opublikować. A był dobry. Silniejszy. Zdaje mi się, że ich przekonałem. Zaczynam brać się do dzieła. Może uda mi się trochę narozrabiać. Te gnidy cholernie chcą mi dupę obskubać, nim jeszcze w wesz się przemienię. Tak, jakoś żyję. Almanach z „Iskier” dostałem tydzień temu. Evviva 1’arte! Ściskam prawicę — Twój Bruno 1 Z dwutygodnikiem „Pomorze”. 129. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 5.7.[19]65 Jurku Mój! (Pasie!) W „Zarzewiu” z dn. 4.7.65 jest coś w rodzaju recenzji z almanachu. Już mnie wkurwiają te „rodzynki”. Zresztą zobacz sam, jak się ten facet wyślinił. Twój recenzent odjechał w krainę Kolumbów. Szkoda. Podobno fajny był Wiluś. Byłem kilka razy przy nim. Ale za Agnieszkę1 się jakoś nie brałem. Nu, ba! Cześć Jego pamięci! W Ciechocinku przy ul. Kopernika 20 (szkoła) mieszka Janusz Żernicki (Kwiatkowski z dowodu!). W r. 64 „Iskry” wydały mu tomik pt. „Szept przez wiatr”. Fajny dziadyga (z brodą!). Od piwska po szept. Wiatropylny. Zaszum do niego. Jak na początek, powiedz, że ja Ciebie... A potem będzie filafil. Zawsze warto odcisnąć się w popiele. Powtórzyłem „Anda” St. Czycza. Ściskam prawicę — Bruno Co o „50”?2 Obmyślę podróż do Torunia. Dam znać! ' Aluzja do powieści Agnieszka, córka Kolumba Wilhelma Macha (zm. 2 VII 1965). 2 Bruno dołączył do listu miniaturę prozatorską pt. Pięćdziesięcioletnia. 167 130. 	DO IRENY MILCZEWSKIEJ [PoznariJ, dn. 10.8.[ 19]65 r. Ireczko Najdroższa! Sezon łowów króluje, tryumfuje nagonka nadzieja skrzydeł krwawi na rozpalanych chrustach ★ Coraz to inną skórę mają tropieni zewsząd, czarna staje się żółtą, żółta staje się białą, przypadają do ziemi tropieni i tropiący ★ Pozwólcie mu się podnieść ma jeszcze oczy, usta, może patrzeć i krzyczeć T. Kubiak, Sceny łowieckie Jakby we mnie szczur płonął albo krzak jakiś ognisty, kiedym rankiem niekochany pomiędzy tymi domkami błądził i szukał drogi. Dokąd? Ciepło za mną zostało. Pod daszkiem, rosą i niebem naszpilkowanym sosnami. Toć to cholera, panie! Ten asfalt bym gryzł od P. do Mog., byleby tylko nie tak jak ja wracałem — wracać. Siedzę tu na wykładach, a stale Ciebie widzę, gdy dukasz przy mnie łzawa (w lesie i bezlesiu!). O co? I jak Ty sprawę rozgrywałaś. Zaraz w diabły wszystko byś rzuciła. To tak? Głupi papierek potrafi tyle narozrabiać? Mimo że jeszcze nie wiedziałaś co, gdzie, kiedy i jak? Tak pięknie było. Ty w tej mojej sukience Muzyka, woda, las. My razem. Tak się do Ciebie spieszyłem. Tęskniłem się jak bobas. A Tobie przez ten cały okres mego pobytu w głowie stówki krążyły. Aż przykro. Jakbym zadowolony rozdawał je na lewo i prawo. Mam w tej chwili tę kartkę, na której z grubsza odnotowuję wszystkie ważniejsze wydatki. Pla168  nowałem ją załączyć. Ale nie zrobię tego. Na miejscu, gdy przyjadę, całość przedstawię. Nie będę zrozumiany. Bo dla Ciebie piwo jedno znaczy tyle co dziesięć. Boli mnie mocno to, że od tej strony zaszłaś. Przecież pieniądz to rzecz nabyta. Zdarza się różnie. Mogę sobie wyrzucić faktów sporo. Ale nie aż tyle, żeby stracić głowę rodziny. Bądź przyjacielem. Zawsze tego chciałem. A nie procesów. Ja bym się cieszył z tego, gdybyś wydała pieniądze na coś, z czego byłabyś zadowolona. Ja wydałem (w dużym stopniu wydatki są uzasadnione!) i nie jestem zadowolony. Nigdy jednak nie — — — Nie, tego nie ma sensu powtarzać. Wiesz sama, jak zagrywasz. Niby to uważasz, że mnie znasz, a robisz wbrew temu wszystkiemu. Jeżeli pieniądz nas ma łączyć (w co wątpię bardzo!), to źle. Nie mamy wtedy przyszłości. Żadnej. A w ogóle to wiem, że nie jesteś Ksantypą. Kocham Cię taką, jaką jesteś. Cieszę się, że Cię mam. Że mamy Sławka. Ale nieraz to Ciebie nie rozumiem. Ty myślisz, że jak Ty tyle zrobisz, to mnie nie wolno więcej. Bo Ty chcesz dobrze, a ja nie. Przykład: Ty wydałaś na wczasach (do 8 sierpnia) gdzieś ponad 100 zł. Ja na sam przyjazd do Ciebie wziąłem 200 zł. Z czego przywiozłem do Poznania 15 zł. I co ja z tymi pieniędzmi zrobiłem. Prawda? 60 zł — podróż 70 zł — wódka 40 i coś — to wino (Istra), którego nie piłaś no i inne wody sodowe, karmelki, bułki w M. itd. itp. I co? W jednym dniu straciłem więcej, niż Ty w ciągu tygodnia. No, cóż? A takich zagrań było więcej... Chciałbym, żebyś przestała o tym myśleć. Przynajmniej do czasu mego przyjazdu. I kochaj, do diabła, mnie. Bo mnie już szczury roznoszą. Nigdy nie byłem zarozumiałym egoistą. Jeżeli były jakieś przebłyski tych znamion, to w dodatnim znaczeniu. To co robię złego, to trzeba nazwać inaczej. Sama znajdź jakieś niebanalne, nowe określenie. A i grosze 169 się znajdą. Kartkę wysłałem rano. Bo dzisiaj dwulecie. Irenko, tak bardzo bym chciał w tej Chwili być z Tobą. Tam, w tym domku i na plaży, w chojaku i na przechadzce dobrze mi było. Tyle tylko że w myślach grzech był w górze jastrzębia hak. Napisz. Zaraz. Czekam. Całuję moCno, ach, jak mocno. Zawsze Twój — przynajmniej do zdechu i do upaści — Ryszard Kochaj, ale nie przebaczaj! Żebyś wiedziała, jak mi tu ciężko. 131. 	DO KAZIMIERZA GREFKOWICZA Grudziądz, 2.9.[19]65 Kay! Dobrze Ci. Żona moja aż wzdęchła, gdy się dowiedziała, żeś w chacie agronomem. Może kiedyś Cię odwiedzimy. Teraz mamy kłopoty z zimą, która w „drzwiach” stoi. Budy nie chcą dać. Jak mnie ruszy, prysnę w świat (bylejako w niebylejaki). W grudniu chcę (nareszcie!) złożyć tomik. Trzeba się pożegnać z przydrożnym. Lepiej iść miedzą. Masz motor. Mógłbyś kiedyś wpaść. Na piwo. Posłuchać muzyki i wierszy. Obejrzeć ściany sine obie. Zastanów się. Gdy nie będę miał dziupli — gdzie mnie znajdziesz? A może masz już cebulę albo inne gruszki. Mój Sławoj1 chrupie wszystko. Wydobrzyj! Podziękujemy. A i wiersze będę Ci przysyłał. I ptaki leniwe jak placki. Nie żenisz się? Miało być tyle piwa. Gdzie te Mazury? Kay! Pozdrów całą rodzinkę. Urszula to chyba już się wypuszcza. A Baśka to na pewno obrobiła GS jakiś i prysła do Wietnamu. Tylko Ala jest krawszczką i KGW2 pielęgnuje za ścianą, gdzie okno na strąki i mech. Józef jeszcze w podróży na Hel lub do Heli. Ojciec na pewno mnie sklął za sitwę, ale powiedz, że pamiętam dobrze! Mama chyba 170  czeka, bym przyjechał na fasolę i narwać komosy. I w ogóle dziejba jakaś autentyczna. Ściskam wszystkim prawice — Bruno Na pierwszej stronie listu maszynopis wiersza pt. Łąkokosy. 1 Sławomir — syn poety. 2 Koło Gospodyń Wiejskich. 132. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 7.10.[19]65. Szatku Drogi! Tylko nie bierz mnie pod włos. Miałem oktawę i cześć. Od 25 wrz. do 2 października. To znaczy, byłem codziennie po „dwielitry”. Cały tydzień nie byłem w robocie. Już, już, a byłbym u Mefista, już, już, a byłbym gdzieś w Polsce. Już Urwało się wszystko. W tym coś jest. Irki dotąd nie ma. A czort. Jej by nawet na rękę było, gdybym fajtnął. Nie dość, że już znudziło jej się życie ze mną, to nawet kumpla A czy ja zresztą wiem. Lepiej, żeby nie wracała. Po co ma się ze mną męczyć. Ona chce innego życia. Spokojnie. Z mieszkaniem. Ze spacerkiem. To moje pisanie to ma w dupie. Nie zauważyłem nigdy, by jej zależało na tym, bym coś zrobił. W ogóle coś nie gra. Ale jest nowość. Jedno cudo. Od pięciu dni nie piję. I nie będę pił. Otrząsnąłem się. Jeżeli komuś zależy na tym, bym zdechł, bym pił — bo można mi wmawiać pijaństwo — to ja mu pokażę. A gówno — powiedziałem. I cześć. Biorę się w kupę. Jak im odwalę coś cięższego, to wyrzucą ślepia jak żaba na grzmot. Jestem już tylko sam. Sławka mam dość daleko. Ale widzę się z nim. Kurwamać! Aż trudno wytrzymać. Chciałbym, żeby było dobrze. Ale po cholerę 171 ktoś ucieka. Czy nie można się dobić w mojej klatce? Beze mnie to i tak ona (...) Ja bez niej — wiadomo — do Bursy. Trzymam się. Dziękuję Wam za krzepę. Ściskam prawicę — Bruno PS. Ta oktawa to była po Jej odejściu. Żebyście nie. Do listu dołączono maszynopis wiersza pt. Południe. Nad wodą przy trzcinach gdzie kaczki z czubkiem Stóp lewych żagle wychynęły zza cholew Ser romadur wykulal się z onuc 0 już pleców siatki do nas i łbów brukwie Oto mur i dłonie prawe podmacują grzybień Mokro rzucamy się pod sęk na koszule w ptaki Zrywamy słońce pod brodę na piersi rżysko W myślach grzech mamy w górze jastrzębia hak A ursus nerwus obhukuje państwo z koca Co ziemię sprzedali i do dużego miasta wyjechali Teraz łydki smażą na piasku dzieciństwa 1 wieś chwalą za kwaśne mleko i las Ale prostujemy się w pień bo oto drogą stare W koszu biało niosą przyskwarzoną zupę z porem Kromki kawę czyli: Gazety papierosów gwoździe i uśmiech malw bałamutny Na przewiązanie pola w snopy „Kromki kawę” — zamazane czerwonym długopisem; „gazety” poprawione na „Gazety”; na myślnikach zaczyna się dalszy ciąg wersu, dopisany czerwonym długopisem „i uśmiech malw bałamutny ” 172  133. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 8.3.[19]66 r. Plutku Drogi! Słabo. Z mieszkaniem — oczywiście. Jestem zmuszony wstąpić do spółdzielni mieszkaniowej. Potrzeba mi z 8 badylów. Trzy Irka uzbierała. A reszta? Będę zmuszony żebrać w ZLP. Może mi dadzą jeszcze jakiś zasiłek kwartalny. Chociaż pali się i trzeba by je mieć już. 1/3 koniecznie. Całość wynosi 24 patyki. 2/3 mogą mi umorzyć, jako że — Ale te 8. Niech to szlag. W tym pierdolniku już wytrzymać nie można. Jeszcze ja. Ale rodzina? Nie mogę przecież za dużo wymagać. Dobijam ich. Wiadomości z „Iskier” jeszcze nie mam. Jestem nadal „w pobokach”. Witryna ma być w maju gotowa. Mówią mi inni o tym. Osobiście nic nie wiem. Wybieram się 1/2 kwietnia do W-wy. Będę coś wiedział. Robię felietony, ale są dla „Pomorza” za ostre. Ciężko mi przeforsować każdy z nich. Ale. Ściskam prawicę — Bruno 134. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 17.5.[19]66 r. Szatku Drogi! W sobotę coś we mnie stukło. Nagle. I znowu jestem sam. Irka u teściów. Tym razem wiem: ja jestem ten ów nóż. Przykro mi jak cholera. Nie umiałem spojrzeć im w oczy. Jestem więc sam. O mały kłak założyłbym sobie postronek albo co. No, nie wiem, co we mnie się urywa. Niby to nic. Ale. Tak być nie może. Może rzeczywiście lepiej pójść do Bursy? Po co innym życie zabijać. Irka, wiem, jest wykończona. Te trzy lata, a tyle chrzanu. Ode mnie. Może wrócę do formy. Najgorsza ta noc. Nie mogę zasnąć. Stale jakieś mary. Pisać też nie idzie. Bełkot. 173 Chociaż. Czy ja wiem. A już gdy pomyślę o Sławku — jestem kaput. Cholernie mi ciężko. Aż dziw. Bo gdybym był skurwysynem — miałbym dobrze. A tak: „poeta jest płazem/niziutko a wolno/pod prąd/nie ma skąd wracać”. A tak „Kamień po mnie i osrany oset/Żadnego słowa na odczepne!” Jako że „nie udało mi się zostać Milczkiem”. Jurku Drogi! Wiem nieco już więcej o moim tomiku. Recenzował go P. Kuncewicz. Pomyślnie. Tak, że kilka wierszy odwalił, ale w 68 r. tomik pójdzie, jeżeli go złożę. Co zrobić. Trzeba poczekać. Nigdzie więc nie wysyłam. W 67 r. będzie umowa i cześć. Witryna moja podobno jest w robocie (jako pierwsza). No, to chyba już wnet ją zobaczymy. Ten wiersz *** (w Pobokach: biało) na IV Maju Poetyckim rzucił się w oczy jak szlag. Mimo to jednak „poeci” dostali nagrody, a ja tylko wyróżnienie. Ale tak jest. I tu by trzeba czarować. Bo. Mówię: „Ramionami orła/ wejdź/ ciosana/srebrem/ /skało. Serdecznie pozdrawiam Wasz Bruno PS. Dziękuję Iwie za kartkę i krzepę. ★ ★ ★ Więc jest ów nóż — śmieszna znajda Pająk mu królem, paziem — szczur Rękojeść — że nic odjąć nic dodać Mądra jak pajac na drutach rozpięty Więc jest ów nóż — rodzinne tango Ostry tak że już płacz nie zapłacze Zaprasza do kółka błysk jego twarzy Z nas muszą wyfrunąć czerwienią: ptaki Do listu dołączono akwarelkę zatytuowaną Kompozycja. Podpis: „Bruno 59”. 174  135. 	DO JERZEGO PLUTY Grudziądz dn. 20 V [19]66 r. Plutku Drogi! Otrzymałem wiadomość z „Iskier”. Recenzował P. Kuncewicz. Pomyślnie (6 wierszy do wymiany). Najgorzej z tym, że mam możliwość debiutu .w r. 1968. Plan wydawniczy na 67 r. — zawalony. Myślę, że warto poczekać. Ponoć wszystkie wydawnictwa każą czekać. Moja witryna (Brzegiem słońca) leci w pierwszej kolejności. W czerwcu powinna być. Dowiaduję się z różnych stron. Umowy dotąd żadnej nie podpisywałem. W sobotę umierałem. Dzisiaj jestem sobą. Jeszcze chyba kilka miechów pociągnę. Uzbierałem dotąd 4 badyle. 4 pożyczyłem. Albo może mi zakredytują. Klops. Kropka. Przyślij mi wasz almanach1. Nasz — grudziądzki — będzie w lipcu. „poeta jest płazem niziutko a wolno pod prąd nie ma skąd wracać” Ściskam prawicę — Bruno. ' Pomosty. Wrocławski almanach młodych, Wrocław 1966. | 136. DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 21.7.[19]66 r. Drogi Jurku! Zaskoczenie robi swoje. Nie tylko w działaniach wo| jennych. Potrzebuję 7 stów (czyli 700 zl). Pożyczyć — oczywiście. I zwracam się z tą prośbą do Ciebie. Muszę do 28.7. załatwić porachunki mieszkaniowe. Nie wiem, ale tak coś mi mówi, że mi pożyczysz. Będę Ci bardzo wdzięczny. 175 Spłacę Ci w 2 lub 3 ratach do końca września. Bez pucu. Jeżeli masz na książeczce PKO, to nic, przecież nie stracisz. A mnie naprawdę wiele dobrego użyczysz. Miejscowi nie mogą, bo mają swoje końce z końcem. Nie wiem, jak Cię przekonać, abyś uwierzył w szczere i uczciwe intencje moje. Liczę na, że mi ufasz. Ja już nie będę siebie gloryfikował. Tak jak wyżej dorzuciłem — będzie. Ratuj. Już, żeby nie przeholować, piwa nie obiecuję, a li tylko dobre słowo. Zatem, Jurku, czekam, jeżeli możesz, to zaraz wTyślij przekazem po otrzymaniu listu. Ściskam prawicę (ma się rozumieć za 7 stów! Kto by tego nie zrobił — no, nie?) — Bruno — PS. Miałem w zeszłym tyg. trzy prozy krótkie w PR, dwa fel. zakwalifikowane są w „Pomorzu” i drobne z pensji, tak że nie ma cudów. Wszystko od Ciebie zależy. Czekam na listowego. PS. II. Będziesz w Ciechocinku? Na odwrocie listu kopia maszynopisowa wiersza Mordownia. 137. 	DO JERZEGO LESŁAWA ORDANA [Grudziądz], dn. 7.9.[19]66 Jurku Drogi! Anoś sobie zanerczył. Z tymi rureczkami to nie do twarzy. Wolę pietruszkować. Zaremba (Z.) leży w krostach (nie próbowali na uczulenie) w szpitalu. Też na nerki. Podobno będą go krajać. Mój ty raju! Co się dzieje. Zaczynam mieć drygu. We mnie to chyba młotami pneumatycznymi będą wchodzić w kamienie w razie czego. Już nawet sobie kawę z termosa każę podać. Trzeba będzie się 176  trącać berbeluchą. Mniej zawiesin. „Pomorze” to rzeczywiście łajno. Ta pierwsza strona: dno. Już nie mówiąc 0 krzyżówkach i prussoidach. Ostatnio drukowane wiersze — zwłaszcza Roszewskiego. Tyrankiewicz — to szmaty. Poręba pośród nich wygląda nawet przyzwoicie. Mimo że nie dałbym za Jego poezję... cegły (np). Najbardziej wkurwia mnie (i nie tylko!) jego megalomania (SP). Mówię Ci — szopkę z siebie robi „młody literat” (ten!). „Miesięcznik Literacki” — owszem, owszem. Zobaczymy, co dalej. Żeby nie było aby za dużo putramentów. Wystarczy Nowak. We wtorek (13 bm) będę w W-wie w KKMP 1 LSW. Zrobię korektę (jeżeli zdążę jeszcze!). Mają mi dać za witrynę1 1000 zł. Cała fura. Ciul z tym. Recenzji nie znam. O korekcie nie zawiadomili. Muszę zobaczyć na własne oczy. Boję się chochlików. Np. w „MGL” w wierszu „Skąd we mnie pies” zamiast „przybiegłem” jest „przebiegłem” i wszystko do dupy Czytam „Słowa” Sartra. Rogoziński przetłumaczył chuja przez samo H. Coś to nie tak. Chyba że we Francji kutas ma w oku pióro. Na naszych płotach coraz częściej piszą prawidłowo: przez CH. No, ale to margines. U mnie odżegnana zieleń. I czyjś prostopadły płacz. Ściskam prawicę. Życzę pociągu po złote srebro w Toruniu — Bruno. PS. Proszę pozdrowić „pod wiatr” J. Pachlowskiego (nie wiedziałem, że delfiny posiadają nerki też). W „Kulturze” ostatniej piękny Żernicki. 1 Witryna — tomik Brzegiem słońca, Warszawa 1967. Debiut książkowy poety. 177 138. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO dn. 24.9.[19]66 r. Szatku Drogi! Ciężko. Coś we mnie stukło. Nie wiem co. Jestem normalny. Nie piłem. A jednak. Nie mam się o kogo oprzeć. Na siłę nie próbowałem. Nawet Irka zawiodła. I dzisiaj pewien (!) jestem, że gdybym zdychał gdzieś na barłogu lub w rowie, Żona nie przy mnie — będzie. Nie. Co krok samotność. Czasami nie mam sił już. Trzymam się. Nie wiem czego. Biję się o kąt dla nas. Dokształcam się. Morduję się nad linijkami. Nie mam oparcia. Dno. Władze nie rozumią. Raczej nie chcą. (Przynajmniej u nas nad Trynką). Dom także nie kapuje. Chyba zajdę w bezkres. W bez A mało mam w sobie czegoś innego. Może nie potrafię siebie dać na tyle, na ile. Ciężko. Tak z dnia na dzień buduję swój dom. Ale coraz mniej w niego wierzę. Nie w ściany. Nie w drzwi. Mnie trzeba ciepła, zrozumienia, miłości. Kalkulacje są mi obce. I chorągiewki także. I strój. Nie wiem, jak Ci to opowiedzieć piórem. Jadę jutro na egzamin z historii sztuki. Na inaugurację nowego roku akademickiego. Jadę. A pusto we mnie. Żadnego bodźca. Mimo że style mam opanowane. I lęk. Może wrócę. Może nie. Ciężko mi. A muszę się trzymać. Chciałbym napisać ten jeden wiersz dla nas o nas dla nich. Ciężko. Bądźcie ze mną. Bo. Ściskam prawicę Twój i Wasz Bruno 139. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO dn. 16.10.[19]66 r. Mietku Drogi! W załączeniu przesyłam Ci dwa felietony (?) dla „Liter”. Nazwy są wymyślone. Problem ogólnopolski. Bazowałem 178  na zakładzie (Centrala Nasienna), w którym pracowałem dwa lata. Opracowałem to na podstawie notatek i aktualności (jako że mieszkam na terenie tego zakładu i znam wielu jego pracowników). W przygotowaniu mam felieton dotyczący piwialni. Dobry. Tytuł: „Dzioby na myśli”. Napisz mi, czy te felietony pójdą (pod rząd, oczywiście!). I co z naszą kolumną. Teksty wysłałem takie, jakie miałem. Chciałem Ci wysłać tę „kupkę” wzorowo, ale byłem „grogy”. Zaczynam wracać do żywych. Jak już opracujesz tę kolumnę — daj znać, co będzie publikowane — wszyscy są tym zainteresowani. Moja witryna ma być najpóźniej w grudniu. Gdy tylko otrzymam — prześlę Ci. Teraz czekam na Twoje „misterium na uboczu”1. Ściskam prawicę — Bruno 1 	Drugi tomik poetycki Mieczysława Czychowskiego pt. Misterium na uboczu, Gdańsk 1966. 140. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO dn. 7.11.[19]66 r. Mietku Drogi! Coś jakbyś ubył. Milczysz. A ja tu na wiadomości czekam. Dobre lub złe. Ale. Tomik Twój chyba już wyszedł? Więc? Czekam jak mizerium na Twoje misterium. Nie wiem, jak załatwiłeś tę kolumnę klubu literackiego „Dziejba”1. Miał (pisałeś) pójść w „Literach” mój felieton — nie poszedł. Nie mam do Ciebie nerwu. Po prostu chciałbym wiedzieć co i jak, kiedy (?). Chyba nie zbywasz milczeniem. Zatem obudź się, stary alibabo. Daj znać cosik z Twego ubocza. Ściskam prawicę — Bruno 179 P.S. Załączam wiersz, gdybyś mógł — podrzuć go do „Liter” (gdyby szła kolumna, to daj ten albo Psa, bo Południe chyba za długie). B. 1 W lipcu 1966 roku grudziądzcy poeci utworzyli Klub Literacki „Dziejba”. 141. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO Bydg.[oszcz], 15.11.[19]66 r. Szatku Drogi! W poniedziałek rano wróciłem z Lublina. Z kogutem. Dzisiaj już jestem (wykończony!) nad Brdą. Do jutra. W czwartek — Okocim. W piątek też (jeżeli przyjedzie B. Justynowicz) gdzieś pojadę. W sobotę zjazd absolwentów (okazja, by wyprostować gówniarza). W niedzielę i poniedziałek sesja w Bydg. I tak dalej. Itd. No i co Ty na to. Zesrać się czy co. A w sobotę (ubiegłą!) miałem być na kolegium karno-administracyjnym. Barany z CN zauważyli, że zakłócałem spokój w nocy. Już ja ich przerobię. A w „Literach” felietonu nie ma. Nie wiem dlaczego. Witryna się robi. Oprawę plastyczną robi Teresa Jakubowska1. Z czego się bardzo cieszę. Ma dobrą grafikę. Do moich wierszy pasuje jak. Na Zjeździe brałem udział w dyskusji. Nawet Melchior Wańkowicz mi gratulował. Podobno nieźle mi wyszedł ten głos (plebejski!). Rozprawiłem się z norwidkami i eliocikami (gięte meble!). Mój wniosek o ponownym wydaniu poezji A. Bursy został przez salę przyjęty brawami i co najważniejsze we wnioskach końcowych Zjazdu uwzględniony. Narozrabialiśmy owszem, owszem (Hamiltonowi brałem ciastka i rzucałem w orkiestrę — np.). Ale. Jestem słaby. Fizycznie muszę dojść do żywych. Wierszy kilka Ci przyślę za jakiś tydzień. Bezduszka 180  się robi. Serdecznie uściskaj Iwę. A Karolkowi powiedz, że kłania mu się Dup. Odłożyłem (na raty!) Norwida. Ściskam prawicę — Bruno Do listu dołączono wiersz pt. Truda. Truda Z wypastowanym okiem Z bębnem w kwiaty Przy oknie na wróble i mak Uczy się płakać Na siedem lat nieszczęścia Saper szczon Bez kondona kochał A gdy mundur zdał Zostało po nim lusterko Z furażerką w sercu Z niej było kawał diabła — Mówią Młodość zgubiła w krzakach Na przepustce 1 Ostatecznie tomik Brzegiem słońca ukazał się z grafiką Ryszarda Dudzickiego. 181 142. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], dn. 30.5.[19]67 r. Mój Drogi! Pech. Byłem w niedzielę w Bydgoszczy i miałem wypadek. Lewą nogę (znowu!) mam w gipsie. Złamanie jakieś. Na 6 tygodni męczarni. A w planach była wycieczka autokarowa po woj. wrocławskim i opolskim org. przez ZG ZLP oraz wczasy w Sopocie. Zresztą może pojadę. Kule mi przed godziną przyniósł M. Łazić nie mogę. Leżę. Wczoraj mnie przywieźli samochodem „Gazety Pomorskiej”. Za oknem moim gorąc i pogoda. Aż w dulębach szczypior pęka. W aktualnym „Pomorzu” jest mój wiersz. Ale to nie to. Tydzień temu byłem w Toruniu na V Maju Poetyckim. W konkursie na zestaw 3 wierszy dostałem najwyższą notę. No i III nagrodę w turnieju jw. (I — Stachura). Być może w czerwcu będę coś miał w „Kulturze”. A może także w „Wiatrakach”. J. Śpiewak, który był przew. jury V Maja, zainteresował się mną i powiedział, że witrynę popchnie, bo cholernie mu moje wiersze podeszły. W sobotę otwarto moją wystawę „rysunków piórkiem” — z wierszami A. Bursy (w Klubie Technika w G-dzu). 20 prac. Mówią, że. Zresztą. Kilka prac wydaje się być świetnymi. Ale. Najgorzej z tym leżeniem. A w tym gips się rwie i rwie. Spać nie można. Niech to szlag. No, ale muszę się wykaraskać. Gdy będziesz miał „Kontrasty” — przyślij. Leonowi też faka! Grajewski w V Maju dostał III nagrodę — cholerna niespodzianka. Dla mnie zresztą — przyjemna. J. Szatkowski podpisał już umowę na tomik poetycki w Wyd. Poznańskim. Teraz (kurwa mać) na mnie kolej. A mnie pech obskakuje. To nic. Ściskam prawicę — Bruno 182  143. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 19.6.[19]67 r. Mój Drogi! Ano, witam. Dzieridoberek! Otwieram drzwi niepewnej ręki. Śmiechu z nich nkipewjjły-ani żalu z psa, a także myśli rzeczy, które śpią w piwnicy cicho. Są bo na życiu pijawki króle międzywojenne.1 Siedzę już od trzech tygodni w mojej kalinkowej dulębie2 z lewą nogą w gipsie (już po raz drugi w tym roku!). Śpieszę do Ciebie z prośbą, abyś wziął | | ter "dwa felietony 4 „Mówma se na ty" i „Ło Polsko”). ”Chcę z nich zrobić miniatury prozą. A nie mam kopii. Bądź zatem poważny i zrób to. Jak tam Chorążuk. Pozdrów go. Chcę do niego napisać, ale nie wiem, od kiedy będzie nad Motławą. Ściskam prawicę — Bruno 1 Por. wiersze Witam i Białe i czarne. 2 „Kalinkowa dulęba” — tak poeta nazywa! swoje mieszkanie w Grudziądzu przy ul. Kalinkowej. 144. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO dn. 28.10.[19]67. Wielce Wirowiany! Chyba aż tak źle nie będzie, aby mnie w „Nurcie” Barańczak — ańczakował. Ale nigdy nie wiadomo. Zresztą. Elegancko, tak gdy sobie wspomnę taniec — mój — zorby w „Astorii”. No, nie? Przyłączyć się do Cyganów — bo takim wszystko jedno — wierszyk odstawić, a oni tangowiec. Oj, oj. Było bo a było. Bródkę przystrzygłem, że Leon się zawiódł. Corrida się ostatnio interesuje Kunklem. Ja zawieruszyłem się w wirach i mostach, a także ustach, które wypadły tak, że została końska podkowa. Do W-wy chyba nie pojadę. Nie przysłali zaproszenia. Od 1960 r. zawsze 183 jeździłem. Teraz to chyba. Ale. Przesyłam Ci „Apollinaire’a”. Napisz, co sądzisz. I odeślij kopię. W dulębach się iesieni. Ot, także nadchodzi: bolicierp. Ściskam prawicę — albowiem widzę w jutrach — wspólnie walący się grób — Bruno PS. Pozdrówki dla Krynicy1 — gdy go spotkasz. ' Ryszarda Krynickiego. 145. 	DO KRYSTYNY ORŁOW 25.11. [ 19]67 12.30 Kro Moja Weselna! Tak przy piwie się mieć I do tańca prosić (nawet prosiem!) Upadać i szczekać — od budy po wiór I w ogólności w ogóle (południowe poobiedziska) Gdy a kopnie ci w dno Za pokrywkę grać I w tym pokrowcu umarłym już Azalie — oczy nasze — zimowe zobaczyć Ale to już będzie piach i miłej tropizm. Tuję—ca — Bruno W poniedziałek. Przepraszam za peron z Gdyni w dn. 25 XI. Dzwoniłem do N.1 i Sz.1  2 Ale jestem już po wszystkim. Było bo a było. 1 Niny (Janina Orłów — siostra Krystyny). 2 Szatkowskich (Iwony i Jerzego). 184  146. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO [Grudziądz, 21] — 12.[19]67 * ★ * Dzieńdobre pozdrówki serdeńka od abol do abol fale odniosłe i przyniosłe wierszyki butelki trznadle — do odebrania w lasku pomiędzy Jastarnią a Juratą lubo w torbach listonoszy — radzę — Bruno. P.S. Pozdrów noworocznie i świątecznie Siebie i Chorążuka Bruno 147. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 30.1.[19]68 r. Wielebny Wirowiany! Nareszcie. Bo mnie szlag trafiał. Groszy nie mam. To raz. A drugi to ta „Twórczość”. Na kolejnym zebraniu „Pomorza” — T. Burek mówił o prozie i o „jaskrawościach” Stachury. A ja nie mogłem nic powiedzieć, abo Ty mi w czas nie przysłałeś. Czekałeś na „magazyn”! Powinieneś — kurwamać — wiedzieć, że gdy mnie coś męczy, to ślę Ci „pisanki”, bo mi lżej, mimo że często nieczytelne. A Ty? Żałość. Ale wiersze Ciebie usprawiedliwiają. Choć to nie to samo. Dobre. Podobają mi się. Zwłaszcza ten bez tytułu. „Próba listu” trochę jakby przeładowana tymi (?) bajdurzycami. Ale ja się na pewno mylę. I to chyba dlatego, że we wspólnych prawdach nasze kolędowanie. Z czego się najbardziej cieszę — to z tego, że nasze „głowizny obrastają w inne pióra”. Lubo. „Nurt” mam. I chyba niedługo coś wyślę tam. Prozą ostatnio żyję. Czekam na nerw. I tu by się przydał jakiś rozdział. Ale. Pysk mi z jednej strony (lewej) napuchł. Ale boga nie chwalę. Palę za to w piecu i brukselkę tłuszczeję. Felieton nowy wysłałem („Zleciała się kamienica”). Mam już materiał do mikropowieści. I chyba się za nią wezmę. Coś mnie korci. Tylko skupień brak. W „ŻL” 185 w jednym z najbliższych nr powinna być moja Korespondencja. No, i wiesz. Pisz. Sobie i do mnie. Ściskam prawicę i Iwę Bruno — od Ireny też Do listu dołączona fotografia — akt dziewczyny. Na kopercie dopisek: „Wyślij do «Iskier» wiersze nagrodzone lub wyróżnione w 1. 66 i 67 na turniejach i w konkursach, podając: gdzie odbył się, rok, kto organizował, miejsce (I, II, III — wyróż), i skład jury. Pilne! Na nazwisko: Adam Leszczyński”. 148. 	DO KRYSTYNY ORŁOW dn. 8.2.[19]68 r. Bystrzana Panno! (tak napisałem w wierszu pt. „Podróż do Abol”1) Dziękuję za list. Gorzej ma się z Twoim chorobowaniem. Ale odwiedzają Ciebie. Same karatowe rycerstwo. Pozdrawiaj ich ode mnie (mam na myśli i Jurka, Krynicę, Witka2 i Twoje dziewczęta, które mnie nie Tego?). Gdybym tylko mógł — rwałbym do Poznania. Za długo jestem na postoju. Chociaż właściwie to dużo jeżdżę (np. dzisiaj będę w Łasinie, takim zasranym miasteczku — 25 km od Tarpna). 11 II, 18 II mam eliminacje powiatowe i miejskie XIV Konkursu Recytatorskiego (jestem organizatorem: obowiązek!)3. 26, 27 II będę w Golubiu-Dobrzyniu na kursokonferencji kier. PDK. 28 II w Bydgoszczy. A 19 II w Toruniu (Klub „Pomorze”). A do tego 2 x w tygodniu po wsiach się tułam. W marcu będzie lepiej. Chcą mnie zaangażować na kier. Klubu Związków Twórczych w Toruniu (byłaś tam wtedy — gdyśmy jechali z Grudziądza). Robota akuratna, ale dojazdy. W ub. sobotę byliśmy z Yrtą w Świeciu n. Wisłą (byłaś tam, gdy jechaliśmy z Bydgoszczy PKS-em, pamiętasz: tańce moje indywidualne?!) na „Balu Gałganiarzy”. Ogromnie „fifzyfifty”. Yrtę spisała „melicja”. I w ogóle. 186  Ona toże zadziorna. Ostatnio bardzo wyrozumiała. W każdym razie Yrta ma charakter, wie czego chce. Mnie ponosi wiosna. Mam umowę na felietony (satyry?) do każdego nru „Pomorza”. Przesyłam Ci aktualny. Może już w Wirach czytałaś? Tomiku mojego nie ma. Sam: żadnego egzemplarza. Czekam. Gdy tylko będę miał: przyślę. Dowierzaj. „Całą jaskrawość” — czytałem. Dobra rzecz. Trochę umowna, ale lubię ten Steda ciąg i zgrywę (na 30 str. jest mały błąd sytuacyjny przy kiosku z piwem). Po tym przesyłam: Spęd, Pień i Słowo. Zdrowiej! Serdecznie pozdrawiam. Ściskam prawice — lewo-obie. Całuję kracząc, jako że Kry to robią — Bruno 1 Zob. również wiersz Bystrzycka 6, dedykowany Krystynie Orłów. 2 Mowa o Jerzym Szatkowskim, Ryszardzie Krynickim i Wincentym Różańskim. 3 Bruno pracował wówczas jako kierownik Powiatowej Poradni Pracy Kulturalno-Oświatowej w Grudziądzu. 149. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 9.2.[19]68 r. Wielce Wielebny! Jerzy! Ano, dzisiaj masz uro(ki)-dziny. Zatem, jeżeli mnie pamięć nie myli, to powinieneś stuknąć sobie zdrowego kielicha. Życzę Ci wszelkich dobroci i lepszych przyjaciół. Kutasie, wcale nie piszesz do mnie, więc chybaś zadąsany, aliści pąsowiejesz na widok dziewczyny? Nawet nie wiem, dokąd to, co teraz piszę — wysłać. Nie wiem, czy kupujesz „Pomorze”, więc Ci wysyłam nr z Sylwestrem. Mam na tego rodzaju rzeczy do każdego numeru (15 II będzie pt. „Zleciała się kamienica”). Wróciliśmy w niedzielę z Yrtą ze 187 Świecia. Byliśmy na „Balu Gałganiarzy”. Elegancko było i strojnie. Skończyło się spisaniem dowodów przez „melicję” (jak mówi Sławek). Mam moc roboty. Chętnie bym się wyrwał gdzieś. Ale dopiero w marcu. Czekam na witrynę. Nie mam żadnej. I nerw nie mam. Nie bądź zły. Wiersze moje i tak tamte znasz. Przyślę Ći książkę moją. Gdy będę miał. Ściskam serdecznie Twoje czcigodne prawice — Bruno 150. 	DO KRYSTYNY ORŁOW 21.3.[19]68 r. 0 dobroci — kędy żabi róg wzejdzie/1 powrót zaznaczy podwierzbną porą: serce ze strzałą i struchlał krzyżyk — przybądź do rzeczułki boso i pod lewą i prawą stopę drogę rzuć aby na nie — nasz powrót w kamiennicach się plątał i we groblach się konotopił1. Albo i lepiej. Kry, ano nie jest u mnie wesoło. Z nazwiska: milczę. W kwietniu chyba się większość wszystkiego wyjaśni. Dzisiaj pierwszy dzień wiosny. Albo i lepiej. Łuję — Bruno. 1 Por. wiersz pt. Tam. 151. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 23.3.[ 19]68 r. Wielebny Świątku! (z Ochotniczej Grobli!) Dziękuję za kartkę. Z tym Poznaniem to nie było tak, jak piszesz. Coś jednak było. Kupiłem 2.3.68 r. bilet do W-wy. 188  Ale ponieważ do pociągu relacji Chojnice — Działdowo brakowało 2 godz. czasu. Źle się określiłem: czekania. I się zawłóczyłem, gdzie trzeba i odwrotnie. Padłem gdzieś na torach i tu mnie znaleźli „melicjanci” (jak mówi Sławek) i spisali. Nie zrobili z tego użytku, abo kazali przez płot skakać — jakem trzeźwy. Skoczyłem i stało się wg umowy. Cicho. Nazajutrz o 7.41 wyjechałem do Poznania. Byłem tam obłożnie chorowaty przez cały tydzień. Yrta na Cegielnianej. Być może do końca marca. A być także może, że na zawsze. Zresztą. Prawdopodobnie w maju będę miał urlop. To przyjadę do W-wy. Masz gdzie mnie przenocować? Kupiłem kilka tomików moich, ale z groszem krucho. „Jadę” na pożyczonych, jako że wiesz: na nikogo się — gdy mam grosz — nie oglądam. Ale jeszcze tydzień i będzie lepiej. Tylko długi, raty będę musiał uiścić. Będzie jednak dobrze. Tak myślę. Zacząłem od 1.3. współpracować z „Dziennikiem Wieczornym” (w dodatku „Kultura i Sztuka”). Piszę recenzje (m.in.) plastyczne. Pisałem o wystawie Candera. Wczoraj była o Sroczance. Może się nadam i naostrzę. Będę pisał o wystawie Jułgi. W następnym (chyba kwietniowym) nrze „Liter” ma pójść mój fel. pt. „Mądra herbata”. Mam trochę nowych wierszy. Pod koniec roku muszę złożyć tomik do Wyd. Literackiego w Krakowie. Bądź ze mną w kontakcie, bo do W-wy wybieram się (na kilka dni) na pewno. Ściskam prawicę — Bruno 152. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO [Grudziądz], 26.3.[19] 68 r. Wielebny Januszu! Dziękuję za dobre słowo. Ostatnio mnie chandra poroniła. A w ogóle, gdzie to ja się nie mościłem i z jaką wiarą w to co upadło a już się podnosi: i jak — o żądzo: do niepoznaki 189 aż po lustrach węszyli: głęboko. A patrzcie, patrzcie: mówiłem ż tyłu słupiały żony i osły 1 Ale wydobrzeję. Plączą mi się stosunki personalne z Wydz. Kultury. Chyba pożegnam moje poradnictwo. Ale myślę, że jeszcze przedtem spotkamy się oficjalnie na jakimś wieczorku literacko-browarnianym. Czego sobie życzę. Złożyłem drugi tomik w Wyd. Morskim. Do końca roku muszę wysłać 3 do Literackiego (na 70 r.). Kończę. Zaraz huragan wyrwie świat z korzeniami. Ściskam prawicę Bruno 1 Por. z wierszem: *** O, gdzie to ja się nie mościłem... 153. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO dn. 28.3.[19]68 r. Wielebny Jurku (Wirowiany!) Moje ustawienie psychiczne mógłbym określić mniej więcej tak: Skoczne bo w pałukach flety / w olchach — rozpalona miedź/Poroniona chandra: oblatana szpakami/ I kolędowanie o kulach anielskie/z lamą w oczach i kłem w piersi /W lipnicach gdzie maderyzowany moszcz / Mario — daj mi umrzeć marnie. Albo jeszcze inaczej. Z Yrtą nie mam na co dzień kontaktu (od chwili wyjazdu do Poznania). Bywa stale u teściów. Siedzę w domu sam. Pracuję. Napisałem opowiadanie. Ale trzeba je jeszcze urobić, aby nim było jak trza. Myślę, czy aby nie zawali się nasz dom. Zresztą cholera nawet już nie jasna to wie. W marcach zawsze mi eol był kompanem i chimerą. Zobaczymy. Pogoda dnieje więc ku życiu. Z Poznania przywiozłem kompletne dno. Można by to określić inaczej. Ale bandaże świadkami. Nie wiem, jak to w kwietniu 190  będzie. Ale gdybym był na Kalinkowej, to w ferie powinieneś przyjechać z tym pyskiem Norusia. Ale tylko z nim. Bez owego: „daj .spokój!”. Poświęcimy nasze widywania na sprawy warsztatowe. Zresztą. Mnie to tu stale Randia śpiewa. Czytam Bieńkowskiego. Piszę do „Dziennika Wieczornego” (od marca współpracuję). W Grudziądzu po ostatnich rezolucjach literatów niektórzy z władz (?) podobno kazali zwrócić baczną uwagę na moją działalność. Już są pewne oznaki. „Gazeta Pomorska”, z którą współpracuję od kilku lat, od 2 tyg. nic mojego nie puszcza. Zobaczę do soboty. Potem zacznę się brać za smrodów. „Nurt” mam. Wstęp śliski. Krynica — znakomite ma włócznie (tylko i chyba bez spermy). Ale muszę przyznać, że Jego wiersze można odróżnić z tej całej magmy innych, które się szwendają po pismach i afiszach. A to już coś. „Iskry” wydają „Antologię laureatów konkursów poetyckich z lat 1966—68”. Moje idą. Czy Ty coś wysłałeś? Jeżeli nie, to zrób to najszybciej. (Np. wiersz wyróżniony na Turnieju w Poznaniu w ubr. Wyślij go na adres: Adam Leszczyński, W-wa, Smolna 11/13, „Iskry”. Podaj pod wierszem skład jury, organizatorów i że wiersz wyróżniony). Warto. Ściskam prawicę — Bruno 154. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO dn. 5.4.[19]68. Wielebny Januszu! Ano, już ma się kwiecień (plecień?). Czy pojadę na III Festiwal Poezji do Łodzi: nie wiem jeszcze. Niby jestem na liście. Ale mają do mnie jakieś zastrzeżenia natury kogutów, tańców i piwa. Więc? Ale i tak się zobaczymy niedługo. Niech (chciałoby się rzec: „no tylko zakwitną jabłonie”) Tylko mi się wyklaruje sprawTa mojej pracy. 191 W ostatnim nrze „Kultury” jest recenzja z mojego tomiku „Wiersze z Lasceux”, pióra (?) Jarosława Markiewicza. Wydawałoby się, że teraz zacznę wiedzieć, co u mnie piszczy. Dowiedziałem się jednak, że Markiewicz wcale się nie zna na poezji. Takie bzdury wypisywać, np. „w słowie «łąkokosy» ukrytych jest kilka czasowników potrzebnych do opisania sianokosów”. Mowa potem o naiwności („owo zbliżenie człowieka i przedmiotu, człowieka i natury nie jest w najmniejszym bodaj stopniu świadome”). Przykłady wziął — omawiając — nie najlepsze (z wierszy napisanych przeze mnie w 1. 59—60). A już w ogóle pomyliło mu się, gdy sądzi, „że niektóre pomysły słowne niczemu nie służą (jakie, które, ile?) w tych wierszach, zdradzają jakiś manieryzm, podpatrzenia u Stachury...” Gówniarz! Byłem swego czasu u Steda w W-wie: był on i J. Szatkowski (zadebiutuje w maju br. w Poznaniu). I tam się wywiązała ostra dyskusja, w której Markiewicza zmieszałem nawet nie wiem z czym, ale niedobrze się o nim wyraziłem (zły poeta, oprócz kilku linijek!). Sted także był wkurwiony, abo krytykowałem Jego większość wierszy z cyklu „Przystępuję do ciebie”. Ale cóż. Nie w tym rzecz. Mógłbym także pisać recenzje. I to chyba lepiej. Zresztą. Piszę ci o tym, bo to nie tak sobie wyobrażałem. Wojtek Roszewski miał pisać recenzję (pisali o zdjęcie, więc może pójdzie w „Pomorzu”). Chyba jeszcze ktoś to zrobi. Ty pisałeś, że chcesz... Dziwię się, że Markiewicz nie umiał (bo tak można to sobie przypuszczać!) nic powiedzieć o moich w „Brzegiem słońca” najciekawszych wierszach „Stół”, „Motyw z kogutem”, „W Pobokach: biało”, „Skąd we mnie pies”, „Odbijamy od brzegu bólu”, „Krzyżak zaciąga pajęczynę antenę”. Wyobrażam sobie — co będzie, gdy wyjdzie mój tomik „Krzyk z natury”. Serdecznie pozdrawiam Bruno 192  155. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 7.4.[19]68 r. Wielebny Jerzowny Grobelowny i Jeszcze Jaki? W załączeniu przesyłamy Ci 4 zdjęcia. Jedno zdjęcie (lepsze od tego — autoportretu —) zatrzymujemy, albowiem powtórzymy i Ci powiększymy (jest lepsze!). Nareszcie będziesz autentyczny znad Kalinkowej, znad Wisły prawdziwej (chrobrej!). Dobrzejemy! A właściwie to Ja dobrzeję. Mam dzisiaj okropną chandrę. Otrzymaliśmy wersalkę. Zmieniliśmy położenie izby. W dulębach: słoneczniki van Gogha. Jurek z Wir przysłał mi ten Norberta S. obraz*  1. Strach patrzyć, ale coś będzie można pokazywać z językiem. Prośba! Jerzy! Pójdź do „Delikatesów” (chyba są gdzieś koło CDTu) i kup za sumę ca 50 zł papierosów rosyjskich (np. „As”, „Trojka”, „Mir”) i nam przyślij. Jestem w domu. Palić się chce. A i listonosze czasami przychodzą, więc można by poczęstować. W ogóle Bardzo Ci będę dziękować. A 5 dych odeślę w papierach wyrównawczych duchowo i stronicowo. Czekam. Nie naciągam — jeno plecy w podróż odwracam, abom na szlaku, z którego się nie wraca. Ściskam prawicę — Bruno Pozdrówki od Sławka i Yrty! 1 	Chodzi o obraz olejny Norberta Skupniewicza pt. „Jedności porozumienie pospolite”, który artysta podarował Brunowi w Poznaniu po wystawie rysunków poety do wierszy Andrzeja Bursy. Wystawę otwarto 15 listopada 1967 roku w Klubie Studenckim „Cicibór”. 193 7 — Listy  156. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO dn. 25.5.[19]68 r. Wielebny Jerzy! Dziękujemy za latawca = S-2. Był akurat u mnie E. Stachura. Myślałem, że to papierosy. Ale Sławek się cieszy bardzo. Tylko nie dorósł jeszcze do owego puszczania. Byliśmy na VI Maju Poetyckim w Toruniu. Leszin chyba okropnie na mnie jest wkurwiony. Abom mu mówił, że można z jego „mądrego” gadania pęc. I w ogóle. Raczej nie chodź do niego. Nazwał Ciebie maniakiem. Ale ja mu rzuciłem niezłą wiązkę określeń. Wystarczy mu na jakiś czas. Od czerwca jestem bez roboty. Szukam. Przed końcem maja wysyłaj telegram do L.G. Będzie miał grosz — niech Ci przyśle dług. Ściskam prawicę Bruno 157. DO KRYSTYNY ORLO W [Wąbrzeźno], 26.6.[19]68 r. Wielebna Kry! (O!) Ano, po 3-letnim terminowaniu w tzw. kulturze wróciłem do tzw. zawodu. Pracuję w Wąbrzeźnie (33 km od Grudziądza) jako inspektor plantacyjny w „Centrali Nasiennej”. Pracy moc: trawy, zboża i motylkowe (żniwa!). Musiałem się zapożyczyć na 8,5 patyka, aby sprawić sobie motocykl. Chodzę teraz na kurs kierowców. Ale. Gdy tylko będę „wciągnięty” w tej „CN” (okres próbny), postaram się zawarczyć nad Wartą, tam gdzie (chyba już śp.) kot Alabaster. Serdecznie pozdrawiam. Ściskam: Bruno. W nrze 13 „Faktów i Myśli” (z dn. 23 VI) jest szkic o mojej poezji (i wiersze) — K. Nowickiego. 194  158. DO JANUSZA ŻERNICKIEGO [Grudziądz], 4.7.[19]68 r. Wielebny! Ode Agrestu! Dzisiaj odebrałem list na poczcie. Nie wiem dlaczego leżał od soboty. Bum! Przyjedziesz do Grudziądza — nie do Wąbrzeźna! Tam moje biurko. Dojeżdżam w teren co rano. Nie byłeś nigdy — o, Księciu! — w mojej dulębie, kędy Yrta wschodzi i zachodzi — przekornie. Zaraz gdy wrócisz z zagranicy — daj znać. Odeślę powtórną i będzie jak trza (albo jak nie). A o ormowcach to ja Ci też opowiem. Miałem z nimi co innego. K + M + ć. W r. 67 miałem styp. im. Borowskiego. Czy dadzą po raz drugi? Zapytam. Ściskam serdecznie Twoje oraz Żony i dziatwy grabule Twój Bruno Serdecznie w „Szczękę” całuję, jednocześnie życzę słońca i pogody Ducha. Gdy będziesz między tymi, co to bratanki1 Irena 1 Dopisek żony Bruna. 159. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Grudziądz], 16.7.[19]68 r. Wielebny Świątku! Z tą formą — kit ci w oko. Jerzy wyjechał dzisiaj do Wir. Ledwo (po tygodniu) doszliśmy do siebie. On to nawet (bo wywoływał) pałą dostał. Ale. Zaczynam się bać tego motocykla. Jutro wraca Irena. Będzie pełniej domu. Zdzichu ma wystawę rysunków. Chcę coś napisać. Ale w prawie wszystkich pracach widać (ostatnią lekturę!) Paula Klee. Za to olejnych ma kilka eleganckich. W lipcowym „Nurcie” — 195 mój wiersz. A w „Nowej Wsi” z dn. 14.7. (str. 10) coś z recenzji o „Brzegiem słońca” — K. Mętraka. Ściskam prawicę — Bruno 160. 	DO KRYSTYNY ORŁOW [Grudziądz], dn. 30.8.[19]68 Wielebna Kry! Kiedy żabi róg wzejdzie I na drogę rzuci podwierzbną porę: Za serca strzałę i struchlały krzyżyk — Przybądź do miłomłyna: okrężnie nie aby I nurt wytrąć z tych kamiennie ostrych Judaszowiec bom żaden — tylko bruno I racje moje odwrotne do wyklętej góry Tak bardzo bym bardzo chciał Tam 1 P.S. W ubiegły piątek miałem być w Poznaniu. Ale zawłóczyłem się do Meksyku (k. Brodnicy). Szkoda. Trudno bo teraz się ruszyć gdzieś dalej. Objeżdżam na WSK błędowa moje i rozdwojone jaźnie. Ale chyba kiedyś będę mógł się zabystrzyć. Ściskam itd. serdecznie — Bruno 1 Por. wiersz pt. Tam. 161. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 24.9.[19]68 r. Wielebny Pasie! „Nadodrze” otrzymałem z ZG. Wczoraj wróciłem z W-wy. Ciężki. Ale już prawie dobrzeję. Przysłał mi Herbst nowy nr „Agory”. Pismo coraz lepsze, także od strony graficznej. Tomik J. Szatkowskiego podoba mi się. 196  Jak u każdego debiutanta: są naleciałości. Ale — jestem przekonany — będzie to jeden z najciekawszych debiutów tego roku. Ja mam dwa tomiki w drodze. Dopiero one coś zaznaczą. Abo w witrynie jest tylko z 5 wierszy, które zaliczam. Ale. Najgorzej, że nadchodzi ziąb. A z groszami krucho, już do ostatniego — słabo. Na długach. A gdzie węgiel, ziemniaki, raty? Oj, oj. Ale co zrobisz, trzeba iść dalej, nawet po dnach. Ściskam prawicę — Bruno. 162. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO dn. 28.9.[19]68 r. Wielebny Mietku! Może coś jednak z tą kolumną wyjdzie. Przesyłam Ci kilka wierszy, z których wybierzcie takie „literowe”. Rwie mi w głowie po wczorajszym. A muszę w teren na motocyklu1 jeździć, że o klinach myśleć nie wolno. Poprzednio przesłane do Ciebie wiersze — odrzuć: Co ewentualnie pójdzie na łamy, daj mi najrychlej znać! We mnie więdną pelargonie. Mimo żem pan na dulębach — trudno się czasami wysławiać. Gdy w WL wyjdą moje „Gwizdy w obecność”1  2, to może się obudzę. „Poboki” w Wyd. Morskim chyba przejdą3. Przygotowuję tom opowiadań. A w ogóle to gdy będziesz w Gdańsku — napisz. Chcę się wybrać tam i z Tobą się zobaczyć. Nic nie wiem, co z Chorążukiem. Zmienił epolety? Ściskam prawicę — Bruno 1 Poeta pracował jako inspektor plantacyjny w Bydgoskim Przedsiębiorstwie Nasiennym „Centrala Nasienna”, Oddział w Wąbrzeźnie. 2 Tomik wierszy pod tym tytułem ukazał się w trzy lata po śmierci poety w Wydawnictwie „Pojezierze”. 3 Poboki ukazały się w 1971 roku nakładem Wydawnictwa „Pojezierze”. 197 163. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO [Grudziądz], 17 X [19]68 r. Wielebny Januszu! Cały uprzedni tydzień byłem obolały. Jako żem w Polsce peryferyjnej przebywał. Ledwo rodzinę skleciłem: od nowa. Oj, oj! Już wy dobrzałem. Najgorzej z tą terenową robotą. Dobrze, że deszczów nie ma. Ale kaczki się ze mnie śmieją, kiedy wyciągam motocykl z bajora: w pogodę i zmrok. Chciałem kiedyś do Ciebie wpaść, alem u Wojtka Roszewskiego zaskoczył i po ptakach. Pogubiliśmy się potem pod gołębiami, że aż na drugi dzień od Ewarysta z obrazem (aktem męskim) na kolej zachodziłem: raz do przodu, dwa w tył. Co zrobisz, taki mój (nasz!) los. Łaziki? korkowce, zęby, piwsko, podfruwajki. Czekam na wieści z Wyd. Morskiego. Jak dobrze pójdzie (recenzja), w 69 idą moje „Poboki” (rozmawiałem z M. Kowalewską). Na wiosnę muszę ostatecznie złożyć (umówiony) tomik do Wyd. Literackiego — tytuł roboczy „Gwizdy w obecność”. Już jest prawie gotowy. Plan wydawniczy mam zarezerwowany na 70 r. Ciężko się kulam w tych wierszach i zawsze z uszczerbkiem zdrowia. Bo jak dobrze wiesz, nasza Polska cholernie kosztuje (np. Twoje szczęki!). W ostatnim (10) nrze „Warmii i Mazur” Zdzisław Polsakiewicz pisze recenzję z mojego tomiku „Prawdziwa poezja codzienności”. A więc mam się na co dzień. I chyba mi dobrze tak. Zobaczymy, co napiszą, gdy wyjdą „Poboki”. To będzie mój prawdziwy debiut. Słuchaj, mam kolegę — dobrego (na oddali jednak): Jerzego Rzechowskiego (Dyrekcja Okręgu TWP) w Ciechocinku, ul. Zdrojowa 20. Skontaktuj się z nim. On już o wszystkim wie. Chciałbym, abyście mi zorganizowali jakieś spotkanie (dwa) — chętnie bym przyjechał i z Wami piwo obalił. A i ze stówę bym do domu przywiózł — bryndza bo u mnie jak szlag. Ziemniaki, węgiel, raty, komorne, piwo — wyczerpały doszczętnie nasze skromne zasoby (mennicze). Pewnie ustalimy listownie lub telefonicznie. Najchętniej 198  w sobotę albo niedzielę, no, w piątek. Dobrze by było, no nie. A przy okazji — sobie coś z Nim załatw. Dobry i piwny z niego chłop. Napisz. Ściskam prawicę. Pozdrawiam — Bruno 164. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 23.11.[19]68 r. Wielce Grobelniany! Ano, byłem w Pile na poetyckim turnieju. Nagrodę otrzymałem. Ale cóż z tego. Nie dosyć, że w bójce pod kasynem wybili mi młodzieżowcy trzy zęby, to znalazłem się znowu w Poznaniu. Wróciłem po trzech dniach skonany (skurcze żołądka). Byłem w Izbie Wytrzeźwień (za 215 zł z prysznicem, koszulą i 8 godz. snem?). Oj, oj! Od poniedziałku chyba będę bez pracy. Nie mam bo zwolnienia lekarskiego. Mundek mi nie załatwił. Popsuł się, gdy dostał kapitana. Cóż. W dupie. Coś będę musiał zrobić. Co — dam znać. Dziękuję za „Twórczość”. Stedowa „Szarańcza”1 — bardzo mi się podoba. (Mimo wszystko). Pozdrawiam. Ściskam prawicę — Bruno W jednym z najbliższych nrów „Współczesności”, „Kultury”, „Faktów i Myśli”, „Pomorza” — będą moje wiersze. A także w Leszinowym zbiorku2. ' Poemat Edwarda Stachury Po ogrodzie niech hula szarańcza, Poznań 1968. 2 Za progiem wyboru. Pod red. Jerzego Leszina-Koperskiego. ZSP Warszawa 1969. W publikacji tej poeta zamieścił 5 wierszy. 199 165. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 19.12.[19]68 r. Wielebny Mietku! Motto: I bądź tu człowieku mądry (M.Cz. str. 59) 1 Dziękuję za „Progresje”2. Odpowiada mi taka poezja. Jest co i o czym czytać. Ba, żeby tylko czytać, to prowokuje do wszystkiego. Choćby np. kopnąć tego w dupę, a tamtego w łeb. I w ogóle. Mają trochę (niektóre!) wspólnego z „widzeniem” A. Bursy. Ale my z tej strony „jezdyma” i basta. Trzeba nasz świat pokazać, a wręcz wytykać palcami. I piwo pić tęgie. Nie bzdęgę. Bo to nieprawda, jak piszesz: „dobrze jest, jak jest”. To tylko w wierszu i piosenkach. Dobrze zresztą o tym wiesz, że owe „wiesz” to nie wesz. Ale wiersz: musi mieć to i tamto. Najważniejsze, żeby żył, choćby był takim przyjemnym skurwysynem. „A czego nie można” — pytasz na którejś tam stronie (życia?). Myślę, że nie można napisać tego (dzisiaj!), co chciałoby się powiedzieć... Wybieram się w styczniu do Gdańska. Obowiązkowo musimy się styknąć i pogadać o poezji i starych Polakach (jako Polska poezją stoi). Należałoby zrobić jakąś opozycję przeciwko pewnym prądom w poezji, które sprowadzają wiersz do ogólnego (?) martwego pierdolenia w sufit, i wynikają nie z naszej, ojczystej ziemi, tylko z jałowej (choćby Eliota?) branej od tyłu. W naszym języku: pedał-lojalizm. Nie potrafię tego sprecyzować w tej chwili, tak na żywca. Ale mam zamiar (i już to powoli robię) napisać coś mocnego (w ramach dyskusji) o najmłodszej (120 lat!) poezji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Pisałem z 1 1/2 tygodnia temu do Faca. Aby mi napisał, czy coś z tym fantem zrobi. Cicho. Ale zobaczymy — skoro... Myślę, że niepotrzebnie Ciebie i siebie wmieszałem 200  w tę skakankę. Po co? Gdy będę w styczniu, pogadamy z Facem. I wówczas także omówimy temin 1—2 spotkań autorskich — Twoich w Grudziądzu, a może i coś w Rypinie? Nie pracuję w Wydz. Kultury, tak że muszę załatwiać nie od ręki. Ale przyjedziesz — o stary! Nie wiem, czy Ci pisałem: byłem w Pile na turnieju poetyckim. Załapałem I nagrodę, ale straciłem 3 zęby przednie. Cóż (chodzi o zęby!). Serdecznie ściskam prawicę — życzę zdrowych świąt i w ogóle— Bruno. PS. W najbliższych „Faktach i Myślach” chyba moje wiersze. Ten wiersz idzie w „ŻL” — przesyłam jeno tak sobie — tobie. 1 Ostatni wers z wiersza Mieczysława Czychowskiego pt. Temat z Apokalipsy św. Jana. 2 Trzeci tomik wierszy Mieczysława Czychowskiego pt. Progresje ukazał się nakładem Wydawnictwa Morskiego w 1968 roku. 166. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO dn. 3.1 .[19]69. Wielebna Groblo! Święta spędziłem spokojnie. Aż za. Od piątku aż do niedzieli — udar. Obnoszenie kufla — łba po światach i za. Bolało. A w niedzielę przyjechał Jurek z Wir. Byliśmy w Wąbrzeźnie na hotelowej kuracji. Jego już niet. I jeszcze ten Sylwester. Potem Nowy Rok. Mój ty raju — szok. Dzisiaj już wybrałem wolność, gdzie mała czarna kawa — oczywiście. Czas zabrać się do roboty poetyckiej. Czas wysyłać wiersze do wydawnictwa. Cholernie z tym rannym wstawaniem do autobusu. Och, ten teren. Tyle czasu tracę na robotę w niewłaściwym kierunku. A czas leci... Cóż. Być może rychło się zobaczymy w Wwie. „Niech no tylko 201 zakwitną jabłonie” Przesyłam Ci „Kontrasty” — 2 wiersze + rec. J. Pluty. Czekam — jak zwykle — na „Twórczość” z grudnia. Następnym razem — „Akcenty” Ci przyślę. Ściskam prawicę — Bruno. W styczniowym „Pomorzu” — wiersz Jerzego Szatkowskiego. 167. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 27 I [19]69 r. Wielce Zwirowiany! Wszystko w drobiazgach. Już drugi tydzień nie jestem w pracy. Zaczęło się w ub. tygodniu w poniedziałek — wernisaż z okazji naszej wystawy. Szczegóły oficjalne będą omawiać w prasie. A sama impreza: po byku. Wróciłem w czwartek. Mimo wszystko napisałem podanie o zwolnienie. Od 1 II. nie będę miał pracy. Ale jutro będę o nią pytał np. w inspektoracie PGR? Największą bombą i klęską zarazem — dla mnie — odpowiedź — „z przykrością” (tak napisali), że nie wydadzą mi „Krzyku z natury” (Morskie). Coś zrazu we mnie pękło, że w tej Bydgoszczy nie mogłem oszaleć z niewiary i w ogóle. Więc? Coś tam zaczął w tej sprawie robić Nowicki. Obaczym. Jestem struty do cna. Dzisiaj powinienem być służbowo (cały tydzień) — w Bydg. Yrta nic jeszcze nie wie. Muszę się ukrywać. Nie chcę jej robić kłopotów z pracą. Stawię ją przy fakcie dokonanym, gdy zmienię pracę. Nawet na 3 dni mógłbym się wybrać do Wir. Ale nie mam ani grosza. Gotuję sobie „pułki” do soli i oleju. Seminarium w W-wie będzie 9 i 10 II. NIE PISZ DO MNIE. JEDYNIE DZWOŃ DO LEONA G. Tel. 24-91. IWĘ uściskaj ode mnie! 202  168. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 4.3.[19]69 r. Wielebny Mietku! Kiedyś przysłałem Ci małą „satyrę” prozą pt. „Mądra herbata”. Bardzo chciałbym (jako że nie poszła w „Literach”), Abyś mi ją odesłał. W 4 nrze „Liter” idą (ponoć) moje słowa o zjawisku, jakim jest absolwent PWSSP w Gdańsku — Krzysztof Cander. W Gdańsku na razie nie będę. Od 1 III podjąłem pracę w PZKR1. Wyd. Morskie odwaliło mój tomik (gnoje!). W tych dniach wysyłam „Poboki” do Wyd. Literackiego (mam miejsce w planie wydawniczym na 1970). Zrobię z dwóch tomików — jeden (włączę ten, co „odwalili” w W.M.). W końcu nie ilość tomików się liczy, ale wiersze. W W-wie podczas „Dni Poezji” w „Hybrydach” (narozrabiałemtamcholernie — abo skurwiele tam same i sieczkobrzęki) poznałem się (co prawda przez mgłę wina) z J. Afanasjewem. Podobno czytał on mój poemat (wyróżnienie) podczas wieczoru laureatów (nagrody w bonach towarowych!). Pozdrów go ode mnie serdecznie, także i B. Faca. Masz „Za progiem wyboru”? Mnie wszystko (z całą torbą) ukradli w W-wie. Ściskam prawicę — Bruno. Napisz coś nad Trynkę! 1 W Powiatowym Związku Kółek Rolniczych w Grudziądzu jako instruktor przysposobienia rolniczego. 169. 	DO IWONY SZATKOWSKIEJ [Grudziądz], 25 III [19]69 r. Wielce Roz — Iwiona! Kry ruszyły na północ. Nad Trynką „sierp księżyca” dziwnie się jakoś przekrzywił (dupą na piersi!) i kasztany pękają (u niektórych!) w glinkach. Będzie odwilż. Ba, 203 słonko błyśnie. Eroica? Bardzo byśmy się ucieszyli, Gdybyś zajechała do nas. „Jezdyma” w domu*. Zobaczysz nasze kalinkowe dulęby. I w ogóle pogadamy o Lyi Mara. A są u nas niezłe widoki na Dragacz albo Węgrowo. Zatem: oczekujemy Twoich przewielebnych liści (jako Żeś wierzbą — jak najbardziej polską). Serdecznie — Bruno * Przed godz. 15.00 skontaktuj się tel. z Ireną: tel. 35-20 (Sp. Wielobranżowa, pl. Wolności 9) albo ze mną 49-13 (Pow. Zw. Kółek Rolniczych), po 15.00 ul. Kalinkowa 12/4 (w razie ostateczności: ul. Cegielniana 17B/3 u p. Polakowskich — teście). Najlepiej daj znać! Droga Iwo. Rychu mi powiedział, że masz zamiar odwiedzić nas. Serdecznie Cię zapraszam. Tak dotychczas się składa, że istnieje mocna więź Iwa—Rychu—Jerzy. Mogę nawet powiedzieć, że już teraz nawet Jerzy doszedł ze mną do porozumienia. Dlatego mam nadzieję, że my obie też (hm! Trudno mi jest nazwać ten stan, żeby nie było: sucho, tkliwie, patetycznie). Ale chyba jednak — się zaprzyjaźnimy — Irena1. Na odwrocie maszynopis wiersza *** Ciekawość jest to twoje umieranie. ‘ Dopisek żony poety. 170. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 8 V [19]69 r. Wielce Zwirowiany! Byłem w Toruniu na VII Maju Poetyckim. Oj, byłem. Istna golgota. Ale elegancka. Przyjechałem o 3 dni za 204  późno. (Ze Stedem — śmy się i taką Ewą, i jeszcze z różnymi nad Wisłą się w trawach i piwie kulali). Siedzę teraz w domu i jęczę. Wszystko mnie boli, Yrta nie rozmawia. Nie mam zegarka ani zwolnienia za te dni. A w dodatku muszę się stawić jako „obwiniony” do Kolegium za zorganizowanie zbiorowego zgorszenia publicznego. Chyba pójdę siedzieć. A w dodatku odcisk mi dopierdala stale. Ściskam prawicę — Bruno 171. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 12 V [19]69 r. Wielce Zwirowiany! Rzeczywiście. Ledwo doszedłem do siebie. Już powróz jakiś przed oczami mi się kolebał. Ledwo jednak wydobrzałem — abo w robocie, czyli PZKRze, dobrze już — dostałem wezwanie na kolegium karno-administracyjne. Jestem obwiniony. Za „wywołanie zgorszenia publicznego”. Wiem, że mnie spisali w Świeciu. Szkoda, że nie tam ta rozprawa. Tu mi dopierdolą, że jęknę. Gdybym nie załatwił (się) z robotą, chyba poszedłbym do mamra odbębnić te tygodnie. A tak — po kieszeniach się pomacam. Gorzej, że Yrta będzie znowu oszukana. Aż żal. Taki bezgłośny może. Ale prawdziwy. Bo do tego te weksle... Mało tego, to kuleję. Zasrany odcisk się mi napatoczył na lewym palcu u nogi. Szczypie, gryzie skurwiel, że aż strach. A muszę teraz po palcach łazić. Chodzę i dziurawię. Gdy będziesz tylko mógł — przyjeżdżaj. Może mógłbyś się postarać o kask na motocykl? Odkupić chcę. Bo drogie skurgwie, że. Ale dość tych brykietów. W Toruniu było „słusznie”. Ostatni wyjeżdżaliśmy ze Stedem. Łaziliśmy m.in. po [...] i improwizowali z gitarą ballady (Sted o Potęgowej). Nawet piosenkę zdrożną 205 „o indorze” śpiewałem ze sceny w „Azylu”. Bomby. W niektórych lokalach pojawiły się naklejki mojego wiersza „W piwiarni”. Coś jakby doszedł, mimo że „potencja spadła w godną niewiary czeluść”. Bardzo się cieszę z zapoznania z Jurkiem Lisowskim z „Twórczości” (autor antologii poezji francuskiej). Chcą mnie drukować. Tylko nie mam na razie co im wysłać. Nawet nie mam czasu na maszynie przepisywać. Napisałem do „Liter” o grafice A. Nowackiego. „Interpretacja” — wierszami A. Bursy. Myślę, że jakoś napisałem. Nowacki jest bardzo zadowolony. Czytam „Masło wyborowe” Jeana Dutourda oraz „Życie płciowe człowieka”. Bombowa była rzecz Witkacego o alkoholu — co? Najciekawszy na ten temat „wykład” — dotąd. Mogłem wczoraj być u M. Czychowskiego na chrzcinach, a także w Krakowie na imprezie poetyckiej w „Krzysztoforach”. Ale dosyć igrzysk. Można pęc. Żeby tylko do jutra ten cholernie zasrany odcisk się odczepił. Czekam także na umowę z Wyd. Literackiego. Nagrody im. Piętaka chyba nie dostanę. Zresztą, jeżeli Stedowa „szarańcza” jest w kolejności, to uważam — powinna być pierwsza. W mojej witrynie — niestety — za mało „szacownych” wierszy. Myślę, że „Poboki” solidnie na coś zarobią. Co u Ciebie? Napisz! Wolałbym jednak, Abyś zjawił się tu nagle. Ściskam prawicę — Bruno PS. Jurek, jeżeli jeszcze masz Witryny — podaruj — bo obiecałem — Koniecznej — dobra? Na kopercie dopisek: „Aha. W Toruniu: — zgubiłem zegarek marki «Angel», portmonetkę marki «Kry», klucz od Kalinkowej, pasek — pękły mi spodnie”. 206  172. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 29 V [19]69 r. Wielce Zwirowiany! Nastały dni ku poezji. A mnie każą cielaki na spędach wykupywać. Drut. Przyjechał Leona brat artysta. Pijemy winiaki i buraki. Oraz Ostromecką. Piękna perspektywa nad Wisłą. Jury, gdy tylko będziesz chciał i mógł się wyrwać z Wir — do mnie to. Czekam. Będziemy mało pić, a dużo mówić i pisać (rzeczy polemiczne nt. poezji i plastyki — zaklinania). Przyjeżdżaj! Choćby na kilka lat. Może to żart. Ale możesz tu być, jak długo Cię tęsknota ani glątwa gdzieś dalej nie popchną. Pozdrawiam serdecznie — Bruno PS. Żeby aby nie było w Tucholi kolegium. Jeszcze się jedno dobrze nie skończyło, a już w drodze drugie? 173. 	DO KRYSTYNY ORŁOW [Grudziądz], 10.6.[19]69 r. Wielebna Kry! Ach, puściłbym się zaraz w Polskę naszą. Zamurowują mi okna cegłą i schorowaną gruszką. W oczy agrest kole. Pogoda się prostuje: słońce wyszło na jaw. I dokąd Cię, luba, brać. Dobrze by było się gdzieś na szlaku spotkać. Ale mordęga „kółkowa” trzyma mnie na smyczy. We wrześniu dopiero urlop. Gdybyś była obok, odwiedź Kalinkowe moje dulęby. Wisła obok. Można do Niej. Pozdrawiam — Bruno 207 174. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Grudziądz], 7.7.[19]69. Wielebna Groblo! Ano, dobrze Ci. Mnie czasu brak. Na rozmyślanie o literaturze. Tzn. za mało go. Po błędowie się pławię. Tylko znienacka łapię srokę za ogon, by pisać wiersz. Sted! pisał z Mexiku. Wysłałem mu kilka wierszy (chciał!). Będą je tłumaczyć na hiszpański i drukować. Tam. „Orientację” z kwietnia br. masz? Są tam moje 3 wiersze. A raczej 1. Można to kupić w księgarniach. „Za progiem wyboru” — też. Kupiłem, tak że nie potrzebujesz mi przysyłać. Tylko „Nasz Klub” z czerwca. W „Pomorzu” aktualnym wiersze: mój i Szatkowskiego (dobry!). Złożyłem tomik w LSW. Urlop będę miał we wrześniu. Kilka wierszy poleci w „Twórczości”. W sobotę mam kolegium w Świeciu n. Wisłą. Jurek z Wir pojedzie na to samo do Tucholi. I tak czas leci w tej naszej kochanej Polszczę. Pozdrawiam — Bruno Pod datą dopisek: „Postaraj się o dobrą repr. Chagalla. Dużą”. 175. 	DO IRENY MILCZEWSKIEJ [Bydgoszcz], 26.7.[19]69 Wielebna Yrto! Jesteśmy ze Zdzichem „na welonie” w Bydgoszczy. O mały kłak wylądowalibyśmy w Charzykowych. Na plenerze. Ale. Serdecznie Ciebie i Was pozdrawiam a potem ściskam Wasz Rycho Jury z Wir1 kazał Ci podziękować za wszystko — zwłaszcza za kartofelki. Uciekł 2 dni temu. Yruś, we mnie cały myślęcinek i niewieścin. 208  Nie wyszło nam całkiem, ale jest mizeria — serdeczno. ści — Zdzichu2 1 Jerzy Szatkowski. 2 Dopisek Zdzisława Sobockiego. 176. 	DO KRYSTYNY ORŁOW [Grudziądz], 26.9.[19]69 r. Wielebna Kry! 10 X br. mam wieczór autorski we Wrocławiu. Będę jechał przez Poznań. Zobaczymy się. I chyba te trójdzielne czerwierice Ci zwrócę. Bo mnie już szlag i światła coraz mniej. Gdyby tak mnie spytali: co sądzisz, powiedziałbym: sądzę, albowiem sądny miałem wczoraj dzień, a wcale mi z nim nie do twarzy. Ale kto dzisiaj ją ma — Spójrzcie w lustro. Pisał Sted! Wróci na wiosnę. Nad Trynkę potrynkować i pochrzanić! Kupiłem wiersze Krynicy (skurwiel, mógł mi przysłać), dobry tomik. Ciekawszy i dojrzalszy (jako że ma akt) od Barańczaka. Pozdrawiam serdecznie — Bruno. PS. Co tam Nina „w borsukach stu senna”? 177. 	DO KRYSTYNY ORŁOW [Grudziądz], 11.11.[19]69 Kry! Dziękuję Ci, że w dniu umarłych — żyłaś! To już coś. Donieś Ninie (tej od borsuków stu!), że zgubiłem — ostatecznie wczoraj! — w Przesławicach (w Pałęczynach?) 209 jej (mój?) szal. Byłem w Gdańsku. Będę jeszcze tu i tam. Daleko. Gdy będę jechał do Opola — przed 22 XI— dam znać, że (czyżby?) żyję. Serdecznie — Bruno 178. 	DO KRYSTYNY ORŁOW [Grudziądz], 8.12.[19]69 r. Kry! Byłaś w Krakowie — ja w Szczecinie. I często na trasie G[rudziądz]—Toruń—Bydgoszcz. W większości czuję się umarlakiem. Zima w dwójnasób mnie dobija. Ale chyba przetrwam. Dobrze, że masz Bursę. Kazałem sobie w księgarni odłożyć. Jak na razie nie ma. A jeszcze nie wiem, czy będę miał za co wykupić. Ale muszę! Jestem w opałach. Nie będę Was truł — nie? Chyba, że mi gdzieś w „Odnowach” zrobicie w najbliższym czasie jakieś spotkanie autorskie. „Cała jaskrawość” na półkach. Sted! przysłał mi akwedukty. Wojtek R. się [...] Odbija — redakcja. Napisałem o Wojaczku. Kopię rec. ma Jurek z Wir. Piszę o plastyce i o przymrozkach. Pozdrawiam (Yrta także!) — Bruno. 179. 	DO KRYSTYNY ORŁOW [Grudziądz], 20 grudnia [19]69 r. Kry! Ledwo wróciłem z Wybrzeża. Osaczony, zaszczuty, rozbity. Z żalem wielkim jak drugi Wisły brzeg. Zresztą nie wiem, czy dobrze przyrównałem. Już chyba kończą się moje dzionki. Zobaczymy, co będzie od stycznia 70 r. 210  U mnie ziąb. (I napuchła lewa górna warga). Wracam do Chandry. Czyżbym rzeczywiście nie pasował na ten padół? Nie wiem... Dostałem od Was — Bursę. Dobra lektura, aby wydobrzeć — co? Rozliczenie przyślę (a raczej przywiozę!) — gdy otrzymam... w mordę? Żyj długo. Chyba się jeszcze zobaczymy. Życzę na święta i nowe lata — zdrowia i twórczej weny. Serdecznie — Bruno (i Yrta?) PS. Pozdrawiam Ninę i Witka. 180. 	DO IWONY I JERZEGO SZATKOWSKICH [Wiry], 28 I [19]70 (9.30) Moi Kochani! (Zwirowiani!) Obnarządziłem się. Pokleiłem. Jestem gotowy — w tę zamieć i zamróz. To wcale nie takie głupie powiedzieć, że: skurwysyński dzierżę obyczaj. „Dobrze tam, gdzie nas nie ma” (w radio znowu walki w delcie Mekongu). Wyjadę — a Wasz „Zdrój” już beze mnie. Nie kradnę. Ale pozwoliłem sobie, oczekując — na co? wziąć zza pieca i skarpet butelkę wina, którą w tej chwili zaczynam pić. Myślę, że chyba lepiej wziąć wino z sobą — w sobie niźli w szkle. Zresztą nawet mi na myśl nie przyszło, abym uzupełniał pod Waszą nieobecność — gronami leonową teczkę. To byłoby dno! W ogóle czuję się jak „skurwensyn” — Iwa nie ma 2 zł, aby uiścić „dług” w spółdzielni (sklepie czyli) — a ja (po raz pierwszy chyba) z forsą wyjeżdżam. Chyba coś zaczyna tu nie grać. Myślałem, że jak zgubiłem zegarek (Angel), to przestanę kalkulować i za dużo myśleć. Niech mnie „bruk boni”. Zaczyna we mnie grać „chór wujów”. Dziękuję za gościniec — Zdrój. 211 Za nerwy. No, i kluski. Będę w lutym. Zaproszę na „awizo-light” itp. itd. Do zobaczenia. Wyjeżdżam na „wielki” reportaż. Pozdrawiam Bruno Wasz korespondent PS. Aha, wziąłem „Twórczość” Nr 5/69. „Najadę” — skończę i zaraz odeślę! Jakiś chłop w radio mówi: „T rzeba zdołać biegom życia — a nie łazić” Ja pierdolę! Piłem z Wami — aż coś we mnie zabolało — Cześć — Bruno List pozostawiony na stole w mieszkaniu Szatkowskich wr Wirach. 181. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 30 I [19]70 r. Wielebny Mietku! Od 1 I br. — nie pracuję. „Na mocy wzajemnego porozumienia obu stron”. Luty jeszcze jakoś (chyba?) przeżyję. A od marca trzeba będzie się wziąć do, no, np.: melioracji? Byłem prawie 2 tygodnie w Poznaniu. Złożyłem nowe 2 tomiki wierszy. Leżą więc teraz: trzy („Poboki” — w Wyd. Poznańskim, „Idąc” — Wyd. Morskim, „Podwójna należność” — Wyd. Literackim). Co będzie — zobaczymy. Do Gdańska mógłbym na 2—3 dni przyjechać nawet już we wtorek, środę. Mietek, bardzo by było elegancko, gdybyś(cie!?) mogli mi zorganizować jakieś spotkanie autorskie u studentów, w jakimś klubie przyzakładowym itp. Tak żebym miał ze 3 stówy i zwrot 212  kosztów podróży. Bo jestem goły. Wiesz, jak to było z tą moją ostatnią podróżą. A przecież trzeba by było chlasnąć po maluchu (piwa chyba nie — bo śpiączka i czerwone gzeuzy), więc zrób coś i zaraz napisz — wsiądę w taki 10-towy (00) pociąg i gdzieś na 15.00 byłbym nad Motławą. Chcę — jak już Ci pisałem, napisać do „Liter” 0 Stryjcu. Oraz taki zbiorowy o kilku plastykach z Wybrzeża. Złożyłem do nru marcowego rzecz (6 str. maszynopisu) pt. „Plastycy znad Brdy”. O kim pisać—poradzisz na miejscu już. Gdy będę w „Literach”, obgadam z Facem sprawę ewentualnej kolumny moich wierszy. Raz w roku mógłby coś takie zrobić. Bo 1 wierszyk to tylko smród 1 ubóstwo zdrożne. No, nie? „Sezon” — nigdzie jeszcze nie dawałem do publikowania (aha, tak, do „Dziennika Bałtyckiego”). Ale go wycofam. Puszczę — albo w tej „kolumnie” w „Literach” — albo w „Twórczości”. To tyle. Napisz rychło. Póki jestem w formie. (A mam sporo nowych, być może zajebistych — wierszy). — Pozdrawiam serdecznie Bruno 182. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO Wiry, 9 III [19]70 r. Wielebna Groblo! J. Kochanowski w wierszu pt. „Do dziewki” pisze m.in. tak: „Nie uciekaj, ma rada, wszak wiesz: im kot starszy, tym, pospolicie mówię, ogon jego twardszy”. Dzisiaj opuszczam Wiry. Ale kiedy dojadę do G., nie wiem. Co chwilę odwołują pociągi. Nadal zawodowo nie pracuję. Wali się filozofia życia w moim domu. Albo raczej: płonie. Przeciekają buty. Rwie we łbie. Cóż. Niedługo dostanę „pałacowe” mieszkanie. Trzeba będzie ale jeszcze do213 płacić. Yrta nadal na Cegielnianej. Sławek strzela z pistoletów i gra w czapki-niewidki. Pozdrawiam Bruno 183. 	DO IWONY I JERZEGO SZATKOWSKICH [Wiry, 9 marca 1970?] Moi Kochani! Zwirowiany! Dziękuję bardzo, u Was mój dom. Być może przydrożny, ale serdeczny. Do zobaczenia. Ściskam Was serdecznie. Iwonę (miłorząb) i Ciebie (dwudzielny). A Karol to jak ten Młot: co spojrzę — do domu wracać — Chociaż Cendrars: „Kiedy się kocha, trzeba odjechać” — mówi. No, no. I w tę dal — ogon się wlecze Lisa srom — zbazgrane słowa Dokąd się rwiesz — o złudnice Wracaj! mówię — i wracam Czeka bo na mnie w domu NIKT PS. Jurek! Wziąłem 10 kopert i pięć pocztówek B. Prześlę chyba inne wiersze do Waszego pisma. Klucz od domu na ramce elektrycznego licznika. List pozostawiony na stole w mieszkaniu Szatkowskich w Wirach. 214  184. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 3.4.[19]70. Wielce Zwirowiany! Szkoda, że Ciebie nie ma. Siedzę. Piję „Gryf-vodkę”! Śpiewa — zajebiście — Okudżawa (a raczej: jego). Jerzy pojechał do W-wy. Podobno dziś mam imieniny. W telewizji przypomnieli. Leon dał mi bony na książki. Kupiłem sobie „Konfrontację” Louis Guillouxa i Pameli Hansford Johnson „Ten okropny Skipton”. Wczoraj czytałem „Listy do Mileny”. Z niego: łyżwa. Albo inny Ch. Nie mówię o prozie. Aha, póki pamiętam: znajdź w Poznaniu 3 nr „Poezji”. Bo do G. wcale nie doszedł. Tylko do czytelni. Mam teczkę specjalną w „Ruchu”. Już 4. doszedł. A chcę utrzymać ciągłość. Dobra? Dostałem pismo z Wyd. Pozn. Do 20 kwietnia dadzą odpowiedź. A więc? Dobrze by było, gdyby w „Literach” poszły moje rzeczy. Gdyby nie „saksy” w Bory Tucholskie, miałbym święta i resztę primaaprilisowe. Może ktoś kupi wszystkie nry „Kultury” — zobacz! Może Kry? Mam ochotę malować. Tylko te nerwy. Gdybyś przyjechał, może bym ruszył. Ale wiem, tylko do wakacji. Mam cały na NIE (tzn. wakacje) — dla nas plan. Zajebisty. I twórczy. Mam do 10.4. złożyć felieton o teatrze. W „FiM” czekają na rep. A ja nie mam nerw. Y. nadal. Ale chyba to dobrze. Nic z tego nie będzie. Wolę nic. Najgorzej, że kocham. We wtorek (7.4) będę na „spotkaniu” w Bydgoszczy. Z dobrą, mądrą dziewczyną. Też „niedobraną”. Spędzam całe noce nad książkami i prasą. Nie mogę spać. Do 3. w nocy gra radio (np. „śpiewne przesłanie”). Nie mogę nawet przepisać wierszy na maszynie. A warto wysłać coś do kilku pism. Smrody wydają. Nawet poematy. Na pewno jeszcze nie widziałeś tego KKMP-owskiego almanachu? Powinni przysłać autorski egzemp. No, ale jak wynika ze wstępu R. Sulimy, nasze wiersze są: par ex... ce literackie. Leon skompletował tomik pt. „Z progu nocy”. Dobrze by było, gdybyś przyjechał. Namaluję obraz. 215 I coś załatwimy. Może byś u Kry obskoczył z 5 dni wolniachy — co? od np. 9—13.4? Bardzo bym chciał. (11 i 12.4. jest w Świeciu seminarium KKMP). Byłem u Jakubika. Wszystko gra. Myślę, że gdybyś ze mną przyjechał do Świecia, wszystko poszłoby dobrze. Postaraj się zatem u Kry o zwolnienie na te dni. A nawet zadzwoń do Jakubika (w razie gdyby!), teł. domowy znajdziesz w książce teł. (dzwoń w nocy!). I przyjeżdżaj. Trzeba pewne sprawy omówić. Czasu (bo!) mało! O koszty podróży się nie martw. Sprzedamy butelki. Są u Leona w piwnicy. Kartofle mam. I w dulębach „trochę serdeczności i zrozumienia” Czas teraz na NAS. Zatem: zawracaj! Pozdrów Iwę. Bardzo mi się podobały te niebieskie kredki na oczach. Ale bardziej oczy. Jestem Ale do dechy Wam oddany. Serdeczny! Zatem: Wasz Bruno PS. Czekam na Ciebie najpóźniej 9.4. (w razie gdyby nie było mnie w domu, to do Leona!). ★ * ★ o, brzuchu brzuchu — liryko i ty mój krwi opaczny obiegu Ptaki świtają na biegunach śmiechu Biodrówka szyfrowana pasem Nie mieszczę się w kalendarzu Noża A obok świń ubój i obojów Kropelniczki żalu Itd. Cd. W razie czego dzwoń do Leona (24-91). Do listu dołączono rysunek Andrzeja Nowackiego „Mężczyzna piszący na maszynie”. 216  185. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO Bydfgoszcz]., 7.4.[19]70. Wielce Zwirowiany! Oczywiście nie wiem, czy przyjedziesz. Ale byłbym ogromnie rad(y!). Czuję się okropnie. Chociaż to delirium (?) to może tylko takie chimeryczne roztrzęsienie? Nie wiem. Najchętniej to bym uciekł gdzieś w bory. Gdyby nie to oczekiwanie na mieszkanie, chyba już bym prysł. Czekam ogoniasto na pociąg do Laskowic. Jestem wykończony. A tam jeszcze długo trzeba czekać. Istne kurewskie zolodu! Życie — moje! — już przestaje mnie budzić. Ino raz, a pierdolnę sobie, gdzie trza. Z szacunkiem dla Was Bruno Serdeczności! 186. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 25.4.[19]70. Wielce Zwirowiany! W poniedziałek 20.4. było otwarcie wystawy malarstwa L. Przyjemskiego (katalog przyślę!), połączone z moim wystąpieniem z poezją. Był wernisaż. Potem kilka (tego wieczoru) spotkań „towarzyszących” w różnych klubach akademickich i częściach Trójmiasta. Odwiedziłem kilka mieszkań, wystaw, instytucji kulturalnych, redakcji itd. Dostałem zwrot kosztów podróży i niczego więcej. Wraz z jazzmanami (laureatami „Jazz nad Odrą”) wracaliśmy z Gdańska do. I znalazłem się w Bydgoszczy. Przyjechałem dopiero rano w piątek. Wczoraj czyli. Cały dzień leżałem na moim madejowym łożu. To samo dzisiaj do 14.00. Zaraz będzie tu Zdzichu Sobocki „jawą” i pojedziemy na wieś. Na swojskie wino. Jestem przez dwa dni niezdolny do jedzenia. A co do wina? Zjem trochę zupy po drodze 217 i wydobrzeję. Tak myślę, bo już czuję się lepiej. Przysłali mi 3 egz. umowy-zlecenia z „Orientacji” na — ha ha ha! — 100 zł. To chyba za tę wypowiedź o „10 książkach w PRL”? Otrzymałem także oficjalne zaproszenie na kolejny Maj Poetycki w Toruniu (9 i 10 V). Mam zapewnione noclegi i byt żołądkowy. To tyle tego, co mam. Odpowiedzi z Wydawnictw nadal nie mam. Artykuł o plastykach w „Literach” poleci gdzieś w czerwcu. Ale na pewno. Rec. zaś o Polsakiewiczu chyba nie. A była — na gębę — mi obiecana. Fac ale uciekał przede mną. Kotlica jednak chce ją puścić w „Głosie Wybrzeża”. Słowem, w samych „Literach” mnie lubią. Mówią: „witaj, mistrzu”. Ale tego to już nie rozumiem. Inaczej się mówi i robi. Nawet zamówiony felieton o teatrze (dla „Pomorza”) odpadł. Władze KW i WRN — ponoć — pozytywnie oceniają pracę grudziądzkiego teatru. Cóż, to w ogóle jest dla mnie niezrozumiałe. Byłem — bo nie miałem na podróż! — w redakcji „Faktów i Myśli”. Naczelny — czyli J. Górec-Rosiński — wystawił mi delegację. I poszło. Dobry z Niego chłop. Już od dawna. W Bydgoszczy gdy byłem (2 dni!), było trochę lemoniadki mocnej i spotkań z plastykami i tymi od pióra. Atmosfera dobra. Ale nie zawsze serdeczna. Był także groch i powiew czerwonego szalika, którego niestety nie przywiozłem nad Trynkę. Ale został zdaje się w „Gazecie Pomorskiej”. U Polsakiewicza. Były to dni — jak piszesz — „przez mgłę”. Ale bez rozróbek. Czyste. Jedyny zamęt to ten na żołądku, który chwilami wspinał się do głowy. Siedzieliśmy ale po domach, a nie wałęsali się po ulicach... Co się tyczy tych Obarskiego napomknień o mnie — to chyba nieporozumienie. Raz jeden byłem w Poznaniu spisany w MO. Wtedy — zresztą pamiętasz — gdy wróciliśmy z Piły. Ale skończyło się dobrze. I bez niedomówień. Tak że nie wiem. Chyba że są ludzie (a tacy mogą być!), którzy chcą mi szkodzić. Tylko za co? A stosunek mój do „różnych spraw” jest jasny, bez kamuflaży, w oczy. Polski! 218  Napiszę Ci jeszcze, gdy mi ręka będzie lepiej chodzić. Bo „dyrga” za mocno. Ale jak wyżej napisałem — wydobrzeję. Yrta nadal u teściów. I chyba tak zostanie. Powinieneś wpaść do mnie. Będzie jaśniej. Pozdrawiam Was najserdeczniej. Wasz Bruno. Niezła rzecz Louisa Guillouxa „Konfrontacja”. 187. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 6.5.[19]70. Wielce Zwirowiany! „Nurt” kupię, gdy dostanę jakiś grosz. Najgorzej, że zalegam z komornym. Chyba do Wrocławia nie pojadę. Bo wydam wszystko, a lepiej zapłacić za izbę. Bo wiesz: komornik. A było nie było 4 stówy trzeba odpalić. To jednak „małe piwo” w stosunku do tego, co się u mnie, a raczej we mnie, dzieje. Dochodzimy (a właściwie Y.) do definicji, że wszystko między nami skończone. Chcę ratować jeszcze mój dom. Ale chyba nie dam rady. Y. obskakuje jakiś podstarzały facet (i — co gorsza — ona jego stara się też? bo na to mi wychodzi po rozmowie). Okropny z wyglądu typ itp. (z przeszłością — zresztą liczy sobie dobre 4 dychy). Nie wiem, co Ją opętało. Mało tego. Mnie trafia najgorszy szlag. Bo jak Ci już pisałem: kocham. Wiem, że „rozjechałem” (po Polsce?) sporą ilość naszej miłości. Ale to był przejazd często przez Y. wymuszony (jakby!?). Widać ona już mnie nie cierpi. Gorzej dla mnie, gdy będzie tak naprawdę (a chyba tak jest!). Wyjeżdżam z Kalinkowej na s t a ł e. To nie na moje nerwy. Najgorzej, że sprawa „rozchodzi” się zaraz o nowe mieszkanie, które mamy lada tygodnie dostać. Nie wiem, co robić. Jeżeli nie będziemy ze sobą żyć (dosłownie!), to w jednym wspólnym mieszkaniu (bo liczę, że Y. wniesie rozwód!) życie moje jest niemożliwe. Kryminał. Nie przeboleję. Już mi ciemno 219 w oczach. I wiersze nie-wychodzą poza noc. Tu padnie piorun. Z ogromnym hukiem. Niedobrze, że nie możemy ze sobą pogadać. Bardzo niedobrze. Może jakoś przyjedziesz do Torunia? Pisałem do D., żeby Ci wysłał zaproszenie. Leon dostał. Nie pojedzie. Myślę, że gdybyś nawet nie dostał zaproszenia — przyjedź. Postaraj się. Resztę ja załatwię (koszty podróży!). Gdybym miał forsę, bym Ci przysłał. Jerzy! powiedz o tym wszystkim Iwie — puści Ciebie. Naprawdę mam nóż na gardle. Pamiętaj! To jest m ó j nóż. Załączam Ci program. Żebyś wiedział, gdzie impreza, gdybym się spóźnił — to dlatego że będę może pracował. Ale chyba nie. Bo skoro „rzucę” Grudziądz, to po co się pętać i pieczątkowac po dowodach? Pomyśl — sytuacja poważna. Do tego jest b. ważna sprawa z wierszami. Serdecznie pozdrawiam. Do zobaczenia. Iwę uściskaj (niech Ci glejt udzieli) Wasz Bruno A wiesz co? Przedzwori do ..eona w piątek wieczorem, czy przyjedziesz — dobra? E dę wiedział. Postaram się czekać na telefon od Ciebie w godz. 20.00 — 22.00. 188. 	DO MIECZYSŁAWA ( ZYCHOWSKIEGO Poznań, 24.5.[19]70. Wielebny Mietku! Wici po Toruniu rozesłałem. Wracam z Wrocławia (zębów nie udało mi się u Czopików1 załatwić, ale będę mógł). Myślę, że bety Ci przysłali. Bo szkoda by była wielka... A u mnie cięcia ostateczne. Delirium. Co będzie 220  dalej — nie wiem. Trzeba będzie się trzymać. Przyciśnij tych z „Liter”. I daj znać, „bom w słońcu smutny” ' Małżeństwo Maria i Jan I.eżachowscy-Czopikowie: on poeta i prozaik, ona lekarz stomatolog. 189. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 1.6.[19]70. Wielebna Groblo! Byłem we Wrocławiu. Nawet otrzymałem dwie nagrody. Musiałem jednak szybko rwać do G. Rozpierdoliła mi się rodzina. Już do zera. Zrezygnowałem z nowego (klucze miałem dostać w tym m-cu) mieszkania. Jest zatem u mnie coś w rodzaju żałoby i wolności. I jeszcze te pieprzone odciski. Wczoraj wieczorem wróciłem z Ciechanowa (a raczej z Gołotczyzny i Opinogóry). Do W-wy było niedaleko. Ale cóż. Nie mogę. Myślę, że się powoli wszystko ustanowi i ułoży pojedyńczo. I będę z głową w wolności dosłownej. W lipcu wraz z Szatkowskim wybieramy się w podróż po Polsce. Może dołączysz? Czekam na wiadomości z wydawnictw. Zabieram się do pisania rec. z Kruka i rzeczy o poetach autentystach i intelektualistach. To tyle na 1. dzień czerwca. Zaraz idę po Sławka i na krem lub. Ściskam serdecznie prawicę — Bruno 190. 	DO IWONY I JERZEGO SZATKOWSKICH 1.8.[19]70 r. Wielce Zwirowiani! Naj pierw podzięki garstka dla Iwony za „chorobowaną”, ale bardzo „o (!) polską” pocztową (wielce!) kartkę. To jest 221 szyk i dryg — mówiłby stary dulęba. Piszę z małej litery — bo go już nie ma. Została jeszcze Kalinkowa (?). Zatem: dzięki stokrotne! Dobra jest jednak ta pamięć. Nieuleczalna!!! Siedzę (tedy?) w domu. Po nocach jestem na jawie. Jaskrawość pająków i innych ćm (ciem?). Wisła wylała — trzeba chodzić po twardym. Rozglądam się za podróżą „dalszą” i kupcem motocykla. Mam pewne — okropne, być może, ale zajebiste! — plany w Bieszczadach. Zobaczę, jak skończą się nasze z Y. rozwody. Na razie: „zwierzęta się zwierzają”. Trudno „przespać upał w upale” — kiedy obok żadnego dusiołka. Strugam wariata i kartofle. Nie upadam — Ale i się nie podnoszę. Rąbię łbem o piec. Ale ostrożnie. Bo co będzie w zimę? Giewont? Ale bardzo, bardzo (aż za!) niżej? I jeszcze ten odcisk. Od wczoraj kładę na niego (skurwensyna!) słoninę od Leonów. Nie wiem, za co ta kara. Chociaż co to jest wobec... nie zmytej podłogi w kuchni? Co z Wami. Jerzy, a Ty co? Jak tam po pogrzebie? Przyjedziesz? A może byście razem (wespół czyli) przyjechali. Są dwa leża. W pajęczynach, co prawda, ale użyteczne i spokojne. Napiszcie. Przyjeżdżajcie. Dzwońcie lubo. Czekam. Nie wiem bo, ile czekać, ile umierać. Jurek! Zobacz, czy w 8 „Nurcie” są moje wiersze. Jeżeli, to przyślij albo przywieź (wolę to drugie!). W ostatnim „Pomorzu” jest „zgryz” Roszewskiego na mój felieton. Dzisiaj napisałem odpowiedź pt. „Kurdybany zgryz”. Pozdrawiam najserdeczniej — Wasz — Bruno 191. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 1.9.[19]70. Wielce Zwirowiany! No, dzisiaj już mogę coś napisać. (Forsy jeszcze nie przysłali — nb.). Wróciłem z Torunia w piątek rano 222  (dokładnie 2.09). Bez biletu — także! Stale piliśmy z Wojtkiem i znajomkami. Nawet z jednym Janem „zahaczyliśmy” „taxi” do Ciechocinka (w nocy!), by potem (bo Żernickiego nie było ani nikogo) drałować do Torunia pieszo. Wojtek oprócz tego zrobił okropny Yrcie kawał. Zadzwonił do niej (do Grudziądza, oczywiście) do biura i oznajmił, że ja nie żyję, że podciąłem sobie u niego żyły. Chciał się — jak twierdzi — przekonać, czy Y. mnie kocha. No, i kocha — mówił. Oczywiście do łgi się przyznał. Ale płacz w słuchawce ponoć był. W ogóle te dni w Toruniu były piekielne. Zwłaszcza dla Wojtka, który co rusz zwisał. Jest źle!!! W końcu wieczorem w czwartek wysiadł w ogóle — (gdzieś go przede mną schowali?). No, wróciłem. Leżałem bez podniesienia (no, 2x po zimną wodę) 38 godzin. Po 6 godz. „bycia” u Leona przeleżałem (to nie był sen, o nie) na madejowym łożu dalsze 19 godzin. Brałem po 4 tabletki na sen. Nic. Ot, kurewski łeb. Tyle. Wydobrzałem. Dobrze, że zwiałeś. Nie dałbyś rady. Tym razem mi wierz! W „Pomorzu” — mojego felietonu niet. Przypuszczam dlaczego. Jest za to 3/4 op. Ireny. Napisałem do „Pomorza” osrańczy list, że będzie „totentanz magazine”. Twoje wiersze dzisiaj wysłałem do Jakubika. Zresztą będę u niego wnet. A raczej on u mnie, bo tak zapragnąłem. Wiersze mi się podobają. Najbardziej (bo czyste!) te od słów: „ty za mną w ogień byś”, „gorzała latoś — mawiało się wśród drwali”. Nie wspominam o znanych mi — powiedzmy! — „obibrukach”. Opowiadania brata nie przysyłaj. Bo nie wiem sam, jak to wyjdzie w ogóle na jaw. Wczoraj trochę chmieliłem ze „znanymi” Ci (a raczej zapomnianymi!) plastykami. Było spokojnie. W nocy zrobiliśmy sobie z Jerzym Św. żarcie i poszliśmy sypiać. O mały włos (brak kasku) pojechalibyśmy motocyklem gdzieś. Dzisiaj z rana kupiliśmy za drobne ofiarodawcy (J. S.) trochę omasty herbaty i chleba. Żyję! Leon G. narzeka na rok. Primaaprilisowy: mówię. Nie wierzy. Czeka na jakiś forsiasty cud. Dobrze, że możemy wspólnie postękać. Tylko na co? Na mokre papierosy? 223 Pisał Sted. Popchnę do niego list. Chyba przyjedzie. Tylko co będzie z tym fantem, że butelki — już! — wyprzedane? Ale da się — co? Tak myślę. Dobrze by było, gdyby „Iskry” przysłały 1/2 badyla, no i w „Poezji” te wiersze się ukazały. Albo pan Bóg przestałby na stare lata płakać. Wstyd bo. Yrta już chyba nie puka do drzwi. Kluczem się wymknęła. Oj, oj. Jeżeli przemyśli, przejrzy i przekona się, że miejsce Jej przy mnie — to drzwi otworem. Tylko bez wybiegów i chwilówek. Wie — jakim jestem. Mogę być lepszym. Wszystko zależy od... odzieży? Oj, rymowanie idzie zza okna. Pająki się spuszczają. Z nią — niby — żyć nie potrafiłem, ale bez niej — chyba — też nie. To zazdrość czy inne drzazgi. Nie wiem. Jeżeli z Iwą uważacie, że powinienem połączyć 3 błędne dusze — to jest możliwe to. Musi jednak Y. poczynić w tym kierunku kroki. Po kobiecemu i bez warunków. Z potrzeby i przekonania. To tyle. Możecie do niej napisać (I. M. — Grudziądz, ul. Cegielniana 17 B u p. Polakowskich). Może uwierzy w Kogoś na Kalinkowej i w... Siebie. Nie mówiąc już o Sławku. Gdy to wyjdzie, przyjadę z Y. do Wirów rwać winogrona. Serdecznie Was obcałowuję i ściskam. Iwę bardziej, bo nas boli. Wasz (Może do zobaczenia?) — Bruno P.S. Iwa! Spędziliśmy z Jurzym czas nad Trynką tak spokojnie i jasno — jak nigdy. I dobra... 192. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 2.9.[19]70 Wielebny Pasie! Ostatnio dużo wyjeżdżałem. I bardzo ciężko wracam. „Ankiety” rozesłałem trochę z opóźnieniem. „Obstawia224  my” — w tej sprawie — miejscowe czynniki. Bo to najważniejsze. Chyba? Jak tu załatwimy — przyślę Ci uzasadnienie budowy i komunikat nt. konta itd. Na razie cicho siedź i ankiety zbieraj. Co z drukującymi się „Kontrastami”? (...) Nigdzie nie mogę puścić rec. z Barańczaka. A. K. W.1 chciał — ale niby spóźniona. Wysłałem do „Poezji”. Liczę — ostatecznie! — na Wasze „Kontrasty”. W tych dniach skończę rec. z Wojaczka. (...) Zacząłem pisać piosenki (teksty!)2. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Słabo z tymi od wiolinowego klucza. U mnie — w domu — samotność. Skończyłem „Tunel” E. Sabato. Obym i ja tak nie skończył. Ściskam prawicę. Pozdrawiam. Bruno 1 Andrzej K. Waśkiewicz — wówczas redaktor działu kulturalnego „Nadodrza”. 2 Poeta napisał kilka tekstów piosenek, nigdy jednak nie traktował tego serio. Żaden z tekstów nie zachował się. Wiersz Gdzieś w nas Bruno opatrzył przypiskiem: „piosenka”, ale dopiero po nagraniu go przez Marka Grechutę. 193. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 16.9.[I9]70 23.16 Wielce Zwirowiany! Motto: Kto w Bogu spoczywa — ten w ziemi Jasne? Ano. Dzisiaj — rzec można (kurwa! — w tej chwili połknąłem cnotę) — nieco wydobrzałem. Od niedzieli jestem (byłem?) struty. Przysłali w czwartek (?) trochę grosza z „Poezji” (1.063 zł) — myślałem, że pozałatwiam 225 8 — Listy  całe wierzycielstwo. Udało mi się to w 30%. Najgorsze, że nawet 69 zł za gaz i światło nie zapłaciłem i mogą mi lada dzień odciąć jedyna „nadzieję” na jutro. Ale — skoro świt — pójdę na zarobek. W każdym bądź razie skurwiel ze mnie przedni — inaczej nie mogę siebie określić czy nazwać. Chociaż 3 dni miałem zajebiste. Nie żałuję. Wiesz sam: „życie — moje! — już mnie nie budzi (bawi?)”. Że żyję? Aha, w dodatku przepierdoliłem — z soboty na niedzielę — całe honorarium Y. (232 zł) plus 136 zł z „Nurtu” (napisałem dzisiaj do nich zażalenie — za 3 wiersze tyle groszy — toć to wstyd albo pomyłka). W „K” były występy ekwilibrystów (rozgoniłem — ha, ha!) oraz niezłe, drabiniaste panie: od stolika. Och, och — na krzyżu umierać... Honorarium Y. muszę także gdzieś odrobić. Najgorzej, że zima idzie. Kto wie, czy nie zaciągnę się na jakiś sezon buraczany. Bo tu u mnie coraz zimniej, samotniej (?) i komorne do zapłacenia (od lipca). Słowem: bezsłowia same. Ale pisze się: „że mając wątpia — do Nikąd zajdę”. w upale przed — podróżnym będąc który mam siebie na straty tylko I ten — rozpalający mi czoło — piaszczysty papier: Wiem Spotkamy się na sąsiednim Moim? — grobie Rety: a filmowcy chcą kręcić western o Rimbaudzie — ole! Podobają mi się Twoje — w „FiM” wiersze. Byle tak dalej. Byle więcej jaj. Chociaż — bądź najbliżej siebie i swoich. Niedobrze bić w fałszywy taraban zbawicielstwa. Dobra! Przypomina mi się tu fragment z Rilkego — „o,stare przekleństwo poetów, którzy się skarżą, gdy mówić powinni”... (chyba to z „Requiem”?) 226  Po miesięcznej „nieobecności” widziałem się ze Sławkiem. Żałosny mój — w jego oczach widok. Ale byliśmy na dworze... Yrta także mnie obudziła (w tych dniach „poezjowania płynnego”) na Kalinkowej. Abo Zdzichu — jak mówi — dzwonił do niej, że jestem jakby denat. Rozmawialiśmy trochę wczoraj. Rozmawialiśmy... A! Nie widzimy przed sobą przyszłości. Ona: że niezdolna, ja: że nieprzydatny. No, nie wiem, co z tego wylezie. Biorę to — może już w styczniu 71 — mieszkanie i... serce.na dach albo-co. Coś to tak jak u Różewicza: „mówię jeszcze mówię ciągle / pamiętam że coś powinno się łączyć / z czymś / wyrażać coś / lecz nie wiem w jakim celu”. Czasami myślę! — dobrze, że mam te wiersze (do czytania!). Bo palnąłbym sobie już dawno w łeb. Albo poszedłbym na fornala stronę? Zwariowane jaźnie! Nie będę Ciebie (WAS — z Iwą!) truł. Być może coś się stanie. Być może się wnet zobaczymy. Być może... Ale tego już ja nie powiem. Trzymaj(cie!) się. Jestem do dechy w Wami. Wasz Bruno. PS. Tomik „Idąc” (Wyd. Morskie) — odwalony. Pisze Kwiatkowski: „jest(em) poetą zdolnym. Utrudnia(m) sobie. Bóg wie, po co”. List pisany na odwrocie rysunku tuszem i wokół niego, który przedstawia prasowaczkę w oparach dymu i zaglądającego przez okienko długonosego mężczyznę. Na kopercie dopisek: „Aha, w «Nowej Wsi» z dn. 13 IX jest mój «ojciec»”. 194. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 3.11.[19]70. Wielce Zwirowiany! Zaduszki spędziłem w Chełmnie u Dziekan-ki. Nie życzę Wam tej przeprowadzki. W cudzym słowie. Cóż. U mnie 227 ziąb, samotnia. Ale w końcu mam trochę węgla jeszcze... Odegnam lenia i przeżyję. Zresztą (dziękuję jak zawsze — za otwarte drzwi) w listopadzie muszę ostatecznie złożyć wszystkie dokumenty w ZUS-ie, a także planowana jest druga rozprawa rozwodowa. Gdyby nie „bida” u Y., mógłbym w tym m-cu otrzymać M-2. A tak — muszę myśleć o Sławku (w tej mieszkaniowej maści — bo i tak stale myślę!). Jak dobrze pójdzie, powinniśmy pojechać do Katowic na początku grudnia. A z powrotem — jechałbym przez Wiry. Ciekaw jestem listu z Wyd. Poznańskiego. Napisałem list do p. Szmajsowej. Powinna już być w księgami „Antologia laureatów konkursów poetyckich”. W „Odrze” (11) — wiersze są. Ale kilka błędów. Np. zamiast „w słomach leżę” — jest w „smołach” ... A w „Poecie” zamiast „wierną głowę” jest „głową”. No, ale tak to jakoś. Szkoda, że Karpowicz nie zmienił tytułu na „literat” — jak prosiłem. Cóż. Uważał zapewne, że i takich „poetów” masa. Mam niby te raty stypendialne, ale głowa mi schnie, kiedy policzę wierzycieli. Kupiłem chlebak. Warto by jeszcze kołdrę. Nie mówiąc już o tzw. życiu. Koniecznie wyślij podanie o styp. im. T. Borowskiego. Pozdr. serdecznie — Was(z) Bruno Wdepnij do „Arsenału” i weź katalogi z wystawy J. Puciaty i T. Cichego. Potrzebuję 2. egz. B. Chodzę teraz foto. swoje gnaty (rtg). 195. 	DO KRYSTYNY ORŁOW 4.11.[19]70. Kry! Coś od chwili „Gruzji” — zamilczeliśmy. Się? Czyżby doszła Ciebie wiadomość o rychłej śmierci kota o imieniu Alabaster? Czy? Ale bez domysłów. Piszę. Bo Dulęby się rozstępu ją pod naporem ziąbu i innych gryzących brzękadeł. Gdzieś na początku grudnia będę w Poznaniu. Dam znać. 228  Chyba że Ty będziesz przejazdem nad Trynką. To drzwi otwarte! Pozdrawiam — Bruno PS. W 11 „Odrze” moje wiersze. Rec. o Barańczaku ukaże się ostatecznie w „Poezji”. 196. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 19 II [19]71 r. Wczoraj padło mi 31 lat. Wypiłem jedynie (w biurze Y.) lampkę „Badela”. Zrobiło mi się źle. Ograszka! Wrócę jednak do formy. Szlag mnie trafia. Spodziewałem się z „Twórczości” ca 1,5 patyka. A oni ledwo 8 stów. (Napisałem dzisiaj do Wyd. Artystycznych i Filmowych: protest!). A tu minął termin wpłaty grzywny na sumę 850 zł. Napisałem prośbę o rozłożenie na raty. Muszę teraz obskoczyć coś, aby pierwszą ratę wpłacić po niedzieli. Ma się rozumieć — honorarium dałem Y. na tzw. życie. Bo i tak po „drodze” za dużo „gubię”. Finalizuje się sprawa mieszkania. Po niedzieli — być już może — dostaniemy klucze. Steda u mnie na Kalinkowej — nie było. Rozstaliśmy się w Toruniu. Bo zaczynało już być źle, czyli... ponosiło nas. To dobrze, że pojechałem — bo inaczej areszt jakiś murowany. Byliśmy ze Stedem u jego rodziców k. Aleksandrowa (k. Potęgowej), u J. Żemickiego w Ciechocinku (pieszo z A do C). A potem w Toruniu. Szczyt!!! Krew, gazy, podarta koszula, Izba Wytrzeźwień, pogubione czapki, szaliki. I dużo, dużo pijanina. Poezja w każdym bądź razie rządziła nami cnie. Oj, oj. Zatem, jak mówię, w najwyższy czas rozstąpiliśmy się. Ja jeszcze dwa dni nad Trynką byłem wśród pracowników fizycznych, umysłowych i pasożytniczych. Okropny finał. Ale spocząłem w Kalinkowej Dulębie. Tak że jutro już żywotnie. Aha, byli 229 u mnie J. Satanowski i Krystyny Orłów — brat. Z. Sobocki dostał szału po palącym się dosłownie spirytusie. Jakieś psy znosił. Sąsiad z góry o mały włos — załatwiłem — a sprawę „za zakłócenie spokoju nocnego” skierowałby do Kolegium. Istny szlag. Oj, miałbym ja za swoje. Bo przecież ich by nikt nie legitymował. Sprzedałem Satanowskiemu obraz J. Świątkowskiego za symboliczne 100 zł. Ot, co. Tak że teraz, gdy się wspomni to i owo, to potęga. Ale zdrowie i materialność okropnie nadszarpnięta. Nie wiem, czy Ci już pisałem: ostatnio, gdy byłem w Bydgoszczy, kąpałem się w Brdzie. A były to pierwsze dni lutego. Abo przypomniałem sobie, żem ja spod znaku Wodnika. Oj. Oj. Ale nie chorobowałem. Jak zwykle po takich kąpielach. „Kontrasty” dostałeś (5 zeszyt!)? Jeżeli nie, to Ci przyślę, bo w drodze paczka. Miałem podobno jakieś wiersze w piśmie studenckim „Politechniku”. Nie widziałem co i jak. Mam zamiar napisać recenzję o „Po ogrodzie niech hula szarańcza” — E. Stachury i „Trzynastu miesiącach” — J. Żernickiego. Mało o nich pisano, a przecież to b. dobre rzeczy. O, gdyby tak jeszcze mi zęby z przodu wyrosły, oj, gdyby. Bo nie mogę zdążyć do tego dentysty. A i chwile nie-stosowne. Yrta w zadyszkach i kaszlu. Żyje nowym — wiadomo! — mieszkaniem! Nie dziwię się wcale. Mnie też już te dulęby bokami wychodzą. Będę pisał „coś” na marginesie „Zapisków bez daty” — J. Przybosia. „Boldyna” — J. Putramenta — pierdolnąłem w kąt. Kompletne dno. Nie do czytania. Te scenki batalistyczne... Te dialożki... Niech to szlag. Jednak „Odra” to dobre pismo! B. Dziekan przysłała mi egzemplarz— „Smugi na wodzie”. Nareszcie się doczekała... Coś chyba o tym napiszę. Ale ona się boi, nie chce. A w ogóle, to zaczynam ględzić, bo palę w piecu — przy otwartym oknie — i kury kupry mi wystawiają gnojne. Pozdrawiam Iwonę (z Karolkiem!) Ściskam prawicę. Naj. Wasz Bruno PS. Rec. odeślij! 230  197. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 18.5.[19]71. Wielce Zwirowiany! Dostałem — niestety! — express (o!) z Wrocławia o śmierci (tragicznej — a jakże!) Rafała Wojaczka. Niedobrze. Ale po nas można się tego spodziewać. Gdy wróciłem z Torunia, zawałęsałem się przez dwa dni po Grudziądzu — a potem boleści, przede wszystkim moralne. NO, glątwa też się tu liczy. Ba, będąc lingwistą, liczyłem na którym piętrze mieszkam, bo chciałem skoczyć z balkonu. Ale za nisko. Nawet bym chorować nie mógł — bo nie mam tzw. ubezpieczalni. Ot, co. Ale byłem wykończony kompletnie. Te nerwy... A teraz — myślę — dobrze. Bo jak tam gdzieś pisałem: człowiek — czasami — jak ranek jest Szkoda Wojaczka. To był jeden z tych, na których liczyłem (jeżeli w ogóle mogę liczyć). No, tak. Coraz nas mniej .Tak — jak tam gdzieś pisałeś — poezja, Cholerka, nas zgubi. Nic więcej, nic więcej. Bo na resztę można samemu sobie zaradzić. No, ale dajmy temu spokój (ha, ha, ha). Nie łam się „Barwoniami”. Wyjdzie wszystko kiedyś na jaw. Gdy tylko „Poboki” wylecą, zaraz im zaproponuję Ciebie . Myślę, że dam radę! Wiesz, nie wiem, kiedyśmy się rozstali. Zresztą — nie bądź zły — ja byłem miejscami daleko od siebie. A Ty nawet lemoniady... Dobry jest ten Twój wiersz. Gdybym był w jury... I. Mam 5. „Nurt”... Aha, co mnie teraz najbardziej martwi, to to, że dziewczyna, którą w przeprosinach podniosłem w „Azylu” serdecznie do góry — ponoć poroniła i poszła do szpitala. Nim wyjechała — zdania na ten temat były podzielone. Ale dzisiaj, gdy o tym pomyślę — jestem zdruzgotany. Bo nie o to mi szło. Nawet na myśl i oczy nie przyszło, że może być ona w ciąży. Mój ty raju... Zobaczymy ale, co z tego wyjdzie... A może kić? Pierdolnąłem przynależność do Koła Młodych. Wszystkich poobrażałem — smrodów. Za 1 1/2 tyg. jadę do Elbląga. A na początku czerwca z Y. i Sławkiem nad morze. 231 Najgorsze to, że nie mam grosza — a to z „Poezji” przebuliłem w ulicach. Bo pech, jadę z Torunia na tzw. „gazie”, spotykam listonosza i mi daje 571 zł. No, i co? Poszedłem. Biedna ta moja Yrta. A ze mnie... Postanowiłem przez dłuższy czas nie pić, pracować w domu przy maszynie, a w razie czego do... żwirowni. Bo. Nie łam się. Wyjdziemy na swoje. Ściskam Ciebie mocno, Iwę podnieś na wysokość Oczu. Żyjcie wirowo. Wasz Bruno Do listu dołączono wycinek fotografii z Twarzą Bruna i gałęzią z budką lęgową dla ptaków. Na odwrocie napis: „A mogłem gwizdać w ptaki! — zwirowianym Bruno. — V 71” 198. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 18.5. [19] 71 Wielebny Pasie! To boli. Rafał był jednym z nielicznych młodych poetów, na których liczyłem (jeżeli mogę liczyć). Szkoda. Trzeba by napisać wiersz lingwistyczny pt. „Bez”. Dobrze znam ten ból, który go pchnął do szaleństwa. Nieraz mnie to targało. Mój ty raju... Nie mam słów. Kiedy dostałem od Ciebie express byłem groggy. Z Torunia wróciłem we wtorek. I pech, listonosz dał mi 571 zł z „Poezji” — więc poszedłem w ulice. Wróciłem do domu po 2. dniach podr. To były te chwile, dni, w których Wojaczek ze sobą wojował. Boli. Ale co za zbieg okoliczności — ja mając w tych dniach wątpia, liczyłem (niestety), na którym piętrze mieszkam. I doliczyłem się. To mnie tylko pohamowało od wyskoku z balkonu. Bo wyobraź sobie, nawet bym chorować nie mógł — nie mam tzw. ubezpieczalni. Z 3. piętra — to wstyd i połamane nogi. Jak już, to już. Tak że uchowaj nas Santa Polonia! Nas ta poezja, 232  nic innego, zgubi. To jasne. Wypijcie gdzieś moje piwo za Niego. Cześć. Bruno. Suum cuiąue? 199. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 31 V [ 19]71 Wielebny Pasie! Co do niektórych moich „występów” masz (macie!) trochę racji. Ja do Torunia1 nie przyjechałem pisać wierszy... Trochę przeholowałem. Wiem. Wróciłem prawie do-bity. Szkoda, że Rafał nie przetrzymał. Brakowało mu — na pewno! — kogoś bliskiego w tych chwilach ostatecznych. Bo nieraz dobrze, gdy człowiek — po całym „dnie”! — budzi się i mówi: oj, kurwa, jeszcze żyję?! I idzie dalej, ku nowej śmierci czy letargom. Szkoda. Bardzo dziękuję (celne!) za Wasze wrocławskie „wystąpienie” we „Współczesności”2. Ja zaraz, gdy mi przysłałeś exprès o śmierci Wojaczka — wysłałem (bo Gąsiorowski prosił, abym mu coś z wierszy przysłał) do „Współczesności” ten wiersz pt. „Pomału — cmentarz”. Powinni go byli puścić w tym numerze albo następnym. W odpowiednim — czasie. (...) Jestem już po korekcie „Poboków”. Myślę, że w lipcu wylecą... Mam jeszcze jeden spóźniony (jak „Poboki”) tomik... (...) ' Podczas zakończenia Toruńskiego Maja Poetyckiego w klubie „Azyl” doszło do awantury, której „głównym bohaterem” był Bruno. Por. inne listy. 2 Nota nekrologowa Rafał Wojaczek 1945—1971, „Współczesność” 1971 nr 11 podpisana: „Pisarze z kręgu «Ugrupowania Literackiego 66» we Wrocławiu”. 233 200. DO JANUSZA ŻERNICKIEGO 30.6.[19]71. Janusz! Dzięki za męskie (!) słowa. Za serdeczność. Chciałem, abyś mi napisał, co sądzisz o tym, co ja o Tobie napisałem. Czy coś „wyczułem”... Dobrze, że wyskoczysz na śledzia. Mnie tamten pobyt we Władysławowie — gówno dał. Za Toruń zostałem osądzony na 15tys. zł1. Albo do sądu. Wiję się teraz jak gówno w przerębli. Irena nic o tym nie wie. Może jakoś wybrnę. Co do „FiM” — to smrody coraz większe. Mnie nie chcą drukować reportażu ze względu na „moje zachowanie!”. Wyślij tę „rzecz” o poezji do Jana Pieszczachowicza, Kraków, Rynek Główny 7, red. „Studenta” proszą się o takie zadziorne artykuły. Ja dla nich przygotowuję rzecz o tzw. ludowości i okropnie biję w J. Ozgę-Michalskiego, tudzież dostaje baty J. Górec-R. Rozumiem Ciebie względem „finansów”. Czekam na to — czy mi przyznają rentę. Ale tak czy siak od września idę do służby rolnej. (Irena będzie rodzić we wrześniu!) Serdecznie pozdrawiam Prawicę ściskam — Bruno A tymi „Kontrastami” to nie ma się co przejmować. Żaden z nich („Ugrupowanie 66”)2 nie dorósł do Twoich wierszy. Trochę tam „ślabizuje” — J. Styczeń! PS. Takie „mondaże”3 wydaje kier. elbląskiego Domu Kultury (Elbląg, ul.Jagiellończyka) — ob. Anastazy Wiśniewski. Podałem mu twój adres — jesteś w kolejce do spotkania! Wyślij mu 5 wierszy! Przyśle Ci potem zawiadomienie o imprezie. — Bruno Na odwrocie maszynopis wiersza Kilka próz na swoje trzydzieste urodziny. 234  1 Za nieumyślne spowodowanie wypadku w toruńskim klubie „Azyl”. 2 „Ugrupowanie Literackie 66” we Wrocławiu. Wspólne wystąpienie pt. Zamiast manifestu („Agora” 1966 nr 13). Członkami „Ugrupowania” byli m.in.: Ernest Dyczek, Jerzy Pluta, Janusz Styczeń. 3 Chodzi o tzw. „Montaże poezji i grafiki”, imprezy poetycko-plastyczne organizowane przez Dom Kultury w Elblągu. 201. DO KRYSTYNY ORLO W [Grudziądz], 29.7.[19]71. Kry! „Poboków” jeszcze nie mam. Gdy tylko przyślą — odeślę Ci. Złożyłem w LSW tomik pt. „Podwójna należność”. Gdzieś we wrześniu wydadzą mi w Elblągu taki „suplement” pt. „Podróże bezdomne”. A tak? Upał. Z domu nie wychodzę. W papierach siedzę. Zgaga mnie dopadła. Nie wspominam już o „garbie” toruńskim. Nie wiem, jak to będzie z tym szantażem. Do mnie wybierają się Szatkowscy. Nie będzie zatem osłupiało. Gdzieś we wrześniu powinny być moje w. w „Nurcie”, bo w „Odrze” to na pewno! Napisałem rec. z Obarskiego — pójdzie w „Poezji”, ale dopiero w grudniu. W „Studencie” złożyłem — na zamówienie — negację o poezji J. Ozgi-Michalskiego. To będzie wyc. Okropnie go zblamowałem. Zresztą — tak — słusznie! — uważam. Ukazać się toto powinno gdzieś w IX. A w 8. „Literach” bądzie mój reportaż z pleneru plastycznego w Cetniewie. Żyję. Włos mi rzednie. Psują mi się zęby przednie! Pozdrawiam Was (z dzieciakami) Bruno i Y. 235 202. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 29.8.[19]71. Wielce Zwirowiany! Ano: podziurawiony — czyli była operacja? Niedobrze! Ale trzymaj się — bo nie wiem, jak Ciebie podnosić! Leon wyjechał do sanatorium. Adres poda, gdy się zmusi pisać. Bo nie wiadomo, czy go rzucą od razu z kutasem pod jakiś ogień? Ma to być ze 3 miesiące (nawet). Ja od 2. do 25 IX będę w Charzykowych k. Chojnic na kursie. Napiszę, to może coś mi także pod tamten adres naskrobiesz (i może „Nurt” podeślesz?). Dobrze by było, gdyby Ci wreszcie puścili w „Poezji” tę rzecz o Witku. Gdy byłem w W-wie, rozmawiałem z K. Karaskiem, m.in. o ustanowieniu honorowej nagrody dla poety starszego pokolenia — przyznawanej (mu) przez poetów generacji młodszej. W 12 nrze „Poezji” już to ogłosimy. Ja wytypowałem (ankieta!) Tymoteusza Karpowicza. Przeglądałem wszystkie kandydatury. Ta wydaje mi się najbardziej twórcza i... otwarta! Oczywiście w następnych latach trzeba będzie taką nagrodę przyznać: Jastrunowi, Różewiczowi, T. Nowakowi, Herbertowi, Grochowiakowi czy Białoszewskiemu. Z „Elblągiem”, to powinno być okej. „Poboki” będą chyba już we wrześniu. Zresztą — ja już straciłem poczucie niecierpliwości. A od kilku dni jestem rozbity! Ta rzeźnia... mój ty raju. Ja Ciebie kiedyś — gdy będziesz u mnie — zaprowadzę na halę uboju! To nie dla mnie! Dobrze, że będę w terenie na skupie. Aż dziw, że mam zawód m.in. hodowcy, a tu... zarzynanie wprost! bezpardonowe! itp. itd. Już nawet dostałem 482 zł za tygodniowy pobyt w rzeźni! Obliczyłem, że przy solidnej dziennikarce czy recenzyjce — zarobiłbym o wiele więcej — gdyby oczywiście zaraz drukowali! Ale w końcu jestem ubezpieczony i w rodzinie mniej nerwów. Y. lada dzień zlegnie. Sławek jest chory na ospę wietrzną. Irena choruje z nim — jako opieka. Pod moją nieobecność matka przyjdzie dojrzeć „dzieci”, bo tak toby był syf opatrznościowy? Czy Ci przysłał Jakubik ten arkusz BO 236  KKMP? Jeżeli nie, to napisz. Popchnę go! Leon ukontentowany — zdjęciami! W X br. mam mieć w W-wie wieczór poetycki w wyk. W. Siemiona. Trudno teraz będzie mi się gdziekolwiek wyrwać, bo w robocie muszę być już na 6.00. A w teren wyjazd będzie na 4.00, 5.00. Oj, oj! — alem wpadł. Nie daj... zalać pałę Jak nam puszczą „Szczerości w tonacji kurde-moll” — to będzie okazja, to będzie... W każdym bądź razie zaopatruj się w „Studenta” od wrześniowego numeru począwszy! Najserdeczniej Was pozdrawiam (z Y.!) — Bruno Na kopercie dopisek: „(Wyślij — może do Mocarskiego — kilka wierszy?!)”. 203. DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO [Grudziądz], 13.9.[19]71 Drogi Mietku! Rzecz o plenerze Waszym ostatecznie poszła... bez reprodukcji. Pisałem, zastrzegałem — ciul z tego wyszło. I jak to wygląda? Pisać o „plastyce” bez wsparcia tego pracami? Zresztą: co sądzisz o tej powiastce? A także o wierszach w 9 „Odrze”? Mojego tomiku „Poboki” — jeszcze nie ma. A zapowiadany był na kwiecień. Co u mnie? — córka Anna1 oraz to, że zacząłem (prawie) pracować w Zakładach Mięsnych. Teraz jestem w Charzykowych k. Chojnic na kursie klasyfikatorów żywca! Napisz co-sik! Ściskam prawicę. Pozdrawiam — Bruno ' Córka poety urodziła się 6 września 1971 roku. 237 204. DO JANUSZA ŻERNICKIEGO 19.9.[19]71. Wielebny Januszu! Poszedłem do roboty, do Zakł. Mięsnych jako klasyfikator żywca. Praca w terenie (na 3 powiaty!). Urodziła mi się córka Anna! Adwokat z Torunia cały czas mnie (za ów „Azyl”) nalatuje. Chyba będzie sąd!? Mój tomik... od kwietnia się drukuje. Lada dzień chyba przyślą. Dostałem pozytywną recenzję w LSW za tom „Podwójna należność”. A w ogóle to sama krew i obłęd. Załatwiłem Ci spotkanie autorskie w Elblągu — gdy Ci przyślą zaproszenie, to pojedź. A gdybyś był nad Trynką, zajrzyj w moje dulęby. Masz pozdrowienia od Irty. Ściskam prawicę — Bruno PS. Pozdrawiam Wandę (żonę czyli) oraz córeczki! 205. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 14 X [19]71. Wielce Zwirowiany! Za „sęk”1 — dziękuję bardzo! Nie mam słów. A i nie chcę Ci lać — przysłowiowej już! — wody czy innej farby. Wyczułeś wiele spraw, trochę prywaty i wiele inszości... Nie wiem — co prawda! — kto to jest ten René Ghil, ale ważne, że u Ciebie on słuch ma. Odsyłam Ci tę „rozmowę”, bo nie wypada (?) mi gdziekolwiek ją wysyłać. Rozumiesz! Mimo że nie „cenię” premedytowanej skromności. Myślę, że gdy „sęk” ów wyślesz do T. Mocarskiego, to pójdzie w „Poezji” na wiosnę. Zresztą — wyślij, a ja mu napomknę. A i chyba tomik jakoś się obroni. Szkoda tylko, że jeszcze nie mam reszty autorskich egzemplarzy, a co mówić o wysłanych do redakcji... W każdym bądź razie zaraz wysyłaj do „Poezji” i proś, aby poszła albo Ci ją zaraz 238  odesłał. Myślę, że śmiało poszłaby w „Studencie”, ale to drugie wyjście, gdyby Ci z „Poezji” odesłali, daj znać do „Studenta” — należy recenzje wysyłać na nazwisko: Tadeusz Nyczek (red. d/s krytyczno-literackich). Słowem: wysyłaj! Ja do Mocarskiego napiszę po niedzieli. Y. czyta — w tej chwili — jeszcze raz Twój „sęk”. Nie może pojąć czegoś. Chyba jej idzie o „wyrośnięty” sęk. Zresztą powinna Ci to napisać sama. W niedzielę oficjalnie wysyłam „Podwójną należność” do LSW. Czekam na publikacje w „Nurcie”, w „Kulturze” i w „Poezji”. No, i — „Student”. Bo sam ledwo dycham — stałem w rozjazdach. A dzień przed chrzcinami, a może i dwa, a potem i po byłem obosiecznym Polakiem. Wróciłem do normy z trudem. Wstawać muszę o 4.00. Jeżdżę ten tydzień na tzw. warchlaki w pow. wąbrzeski (m.in. byłem w Dębowej Łące, Książkach, Nielubiu, Radowiskach, Pułkowie, Nowem, Sosnówce, Brzemionach...). Czekam niedzieli, żeby złapać jakiś oddech większy i szpargały swoje uaktualnić, zadiustować. Jeszcze mi nie przysłali „Orientacji”. Jedynie do korekty 3 wiersze do antologii pt. „Wnętrze Świata”, która ukaże się nakładem SAW-ZSP jeszcze w tym roku (listopad?). Sami sobie skądś dobrali wiersze, nawet te nie drukowane jeszcze. Do 15. miałem napisać dla „Studenta” rec. o W. Kawiriskim. Ale nie dam rady. „Temat” martwy i szkoda moich nerw... Anna chorobowuje na biegunkę, stale więc jesteśmy w napięciu itp... Ale powinno być lepiej. Oby tylko ci z Torunia („Azyl”) się uspokoili, bo... Czy masz „Pomorze” z „moją — waszą — samotnością”? Mam 2 nry, więc mógłbym Ci jeden przysłać. Albo Jerzemu do Świnoujścia... Leon nadal w sanatorium. Chyba poleży do Nowego Roku. Kaktus powinienem przesadzić. I za piwnicę się wziąć. Z Elbląga — cisza. Najserdeczniej Was ściskam i pozdrawiam (poprzez Iwiec!) Wasz Bruno 239 ' Recenzja Poboków pióra Jerzego Szatkowskiego, wydrukowana w „Regionach” (21/22 XII 1972) pod zmienionym przez redakcję tytułem. Pierwotny tytuł: Słowo: sęk, a jednak gałąź. 206. DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 22 XI [19]71. Wielebny Mietku! Dzięki za dobre słowa. No, za te kilka-naście zdań. Jestem ciekaw Twoich „trenów”1. Oczywiście chciałbym o nich napisać. W „Poezji” leżą (i pójdą) moje recenzje (?) o wierszach J. Żernickiego, K. Hoffmana i M. Obarskiego. Czy czytałeś moją „rzecz” w „Studencie” o twórczości J. Ozgi-Michalskiego? Jeżeli nie, to koniecznie zrób to. Jest to numer z datą 1 —15 X br. W „Studencie” mają pójść także „Szczerości w tonacji kurdemoll”, które napisałem wespół z J. Szatkowskim (to dobry przyjaciel i poeta — czytałeś Jego tomik pt. „Nie znam żadnego śpiewu”?). Też ma trudności z wydaniem kolejnego zbiorku („Barwonie”). Mietek, dowiedz się, czy jury tzw. „Peleryny” ma mój tomik. Powinni go mieć. Wiesz — zresztą — dlaczego! Myślę, że „Poboki” są warte dyskusji... Warto by się spotkać — co? Ja teraz (od 3 m-cy) pracuję w Zakładach Mięsnych jako klasyfikator żywca. Oj, robota, robota Sprawa „toruńska” — ucichła. Oby nie była to cisza — przed burzą! Najserdeczniej pozdrawiam (Żonę z Synem — oczywiście!) Ściskam prawicę — Bruno PS. „Sezon” jest w tomiku pt. „Podwójna należność”, który leży w LSW! 1 Zapisywanie trenu — czwarty tomik wierszy Mieczysława Czychowskiego. 240  207. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 29.11.[19]71. Wielce Zwirowiany! Coś nie piszesz — do nas! Mnie to się trudno dziwić — bo stale jestem w rozjazdach, tych górnolotnych także! Wczoraj ledwo się wykaraskałem... A dzisiaj już musiałem być w PGR Luszkowo i Niewieścin. Przysłali mi 2 nry „Studenta” (czyli całość za listopad!). Wiesz, to dobre pismo. Wiele ma z pazura! W nrze świątecznym — pisał T. Nyczek! — idą nasze „Szczerości”! A Twoja obszerna recenzja z „Poboków” pójdzie niebawem (podobno książka warta tego!). „Nurt” z listopada mam — wiadomo — listopad — zza Bugu. 15X11 będę w Poznaniu1. Dostałem już druczki z Pałacu. A zwolnić, to chyba zwolnią! [...] Trzy dni byłem na tzw. chorobowym! W tym miałem pranie! Nawet nie pojechaliśmy z Y. na seminarium do Świecia. Co z Waszym almanachem? Czy moja okładka pójdzie?1  2 Przeczytałem „Człowieka epoki” I. Iredyńskiego — nawet, nawet, tylko ograniczony temat i ta zgrywa... Szukam kandydatów do nagrody „wina, piwa i biszkopcika”. Czychowski pisał — i pytał, kto to Szatkowski, bo to „świetny poeta”! Jestem ciekaw grudniowej „Poezji”. A tak? — robota „moja” chyba mnie wykończy, toć to „Kurde moll”! Pozdrawiamy! Was najserdeczniej. Ściskamy — no, gęby daję(my!) — Twój (Wasz) Bruno (a nawet Y!) PS. Postaraj się, aby mi wydali ten zeszycik w Pałacu, chociaż... 1 15.12.1971 w Pałacu Kultury w Poznaniu odbył się wieczór literacki Ryszarda Milczewskicgo-Bruna pod nazwą „Do brzucha mowa na tematy wieczne” (z cyklu ’’Precypitacje lingwistyczne”). 2 Poeta projektował okładkę do almanachu KKMP „WIRY”. Almanach nie ukazał się. 241 208. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO [Grudziądz], 30.11 .[19J71 Wielebny! (od Grobli!) Stale jestem w objeździe. Nawet pisać mi się nie chce. A tu trzeba jeszcze go — czyli — rzałkę obalać. Obolały-m często. Ale dobrzeję. Nawet gdy mnie na kark Irena wali pranie. Ważne, że Anna (no i dzieci w ogóle) rosną zdrowo. Tylko nas starych przeciąg chorobowuje. Wyprostowałem kilka tzw. nowych wierszy. „Stare” powinny się ukazać w grudniowym nrze „Poezji” ( + recenzja-e) i „Nurcie”, i chyba w „Kulturze”. Bo obiecali już dawno to uczynić. I tam (w „Kulturze”) jest moja „piosenka”. Czekam na umowę wydawniczą z LSW na tomik pt. „Podwójna należność” (albo „Podróże bezdomne”). No i na Twoją witrynę! Aby się tam — lub gdzie — indziej trzymaj, bo teraz akcje porządkowe (zwłaszcza nad Trynką!) mądrzeją. I nie daj się, jakeś Poluch! Jestem ciekaw, co Ty tam robisz i jak „sztukujesz” sztukę. Pozdrawiam. Przesyłam zaproszenie do Poznania. Zwolnienie to bardzo trudno sam otrzymam. Może Ci jakąś delegację dadzą? Ściskam prawicę — Bruno. Na kopercie dopisek: „(W aktualnym nrze «Nadodrza» jest moja rec. pt. «Próba siły»)” 209. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 11.1.[19]72 Wielebny Pasie! List Twój gdzieś mi przepadł. Ale wiem — bo pamiętam — że przyznaliście mi nagrodę Peipera1. Dziękuję Wam! Gorzej, że kto wie, czy będę mógł przyjechać. Z trudem — jeżeli — to tylko w którąś z sobót. Inne dni odpadają! Ja tu w tej robocie — o ile daję sobie fachowo 242  radę — marnieję... Stale w rozjazdach, w niebiesiech i w grobie. W domu znają mnie tylko z pamięci, a czasem z widzenia chyba... Polska poezją stoi, to fakt — ale ona kosztuje zdrowia, nerwów i poświęcenia bez zagrywki, tylko do-dechy. A robić na etacie — muszę! Już nie pamiętam, kiedy zaglądałem do notatek (tych od poezji). Do piwa już nawet trudno zasuwać, bo teraz berbelucha wszędzie. I ten syf! A chciałbym przyjechać do Was na „czubek”! Zróbcie to w sobotę. I dajcie najrychlej znać. I czy koszty podróży zwrócicie, i czy o piwsku pamięcią kto ruszy? Bo... Czekam na wieści! Najserdeczniej pozdrawiam. Ściskam prawicę — Bruno PS. Czytałeś tę Nowickiego rzecz w ostatnim „Tyg. Kulturalnym”?2 ł Za Poboki Bruno otrzymał nagrodę „Ugrupowania Literackiego 66” im. T. Peipera za rok 1971 (za najciekawszy tomik wydany przez poetę młodego pokolenia). 1 K. Nowicki, Święty Bruno z Grudziądza, „Tygodnik Kulturalny” 1972 nr 2. 210. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO [Grudziądz], 26.01.[19]72. Wielebny! Dziękuję za tomik „Zapisywanie trenu” — świetne. Przyznaję Ci nagrodę pn. „Duże piwo grzane z łyżką”. Szczegóły niebawem! Jutro jadę do’ Wrocławia i Łodzi. Wrócę gdzieś za tydzień. Ostatnio byłem prawie w niebiesiech. I okropnie jeszcze jestem obolały. Rzucę chyba tę robotę. Bo się wykończę. A trzeba jeszcze coś zrobić. 243 Czekam na umowę (tomik pt. „Podróże bezdomne”1). Chyba zobaczymy się w Chojnicach! Ściskam — — Bruno 1 Tomik pod tym tytułem nie ukazał się. 211. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], dn. 6.02.[19]72 Wielce Zwirowiany! Nie wiedziałem dokładnie, o której będę w Poznaniu, a raczej do — do. Siedziałem — w nie najlepszej formie — od 13—14.00, a potem do Wrocławia. Uroczystość była miła, przyszedł specjalnie dla mnie (?) T. Karpowicz i kier. działu literatury współczesnej Wyd. „Ossolineum”. Domyślam się, że niby dla mnie, bo po uroczystości — oficjalnej! — podeszli do mnie i zaproponowali, abym, jeżeli co mam w domu albo gdzieś w wydawnictwach, tomik zaraz do „Ossolineum” złożył. Nie obiecali, że w tym roku (ale brali to pod uwagę!), ale w przyszłym na pewno wydadzą. Ucieszyłem się — to fakt! — i jadąc do domu, obiecałem sobie zaraz pisać do LSW o zwrot „Podwójnej należności” (bez łaski bo!). I sobie wyobraź, w domu leży z LSW pismo, że tomik przyjęli — mam" im tylko fotografię wysłać i ew. jakieś nowe wiersze celem uzupełnienia. Umowa na mnie już czeka! Widzisz — o Zwirowiany! — co za wyc! Szkoda, że nie mam opracowanego kolejnego zbiorku, bobym wysłał do „Ossolineum”. Ale za 1/2 roku to zrobię. Zatem: w LSW! Nagrodą im. T. Peipera była szklana waza + legitymacja. Żeby to była choć taka waza, jaką Ty w Poznaniu otrzymałeś, to rad bym jeszcze — ale to taka, że jej nawet nie wziąłem. Pisali mi jednak, że S. Poręba mi ją przywiezie niebawem. No, ale 244  w końcu chodzi o... wyróżnienie! T. Karpowicz mi gratulował i poparł to wyróżnienie — i to chyba wystarczy! Był Krynicki z [...] Dałem mu „wycisk” w sraczu i zakolczykowałem... Zwrócili mi koszty podróży i 300 zł za odczytanie 4. wierszy. Zwrot kosztów podróży wyniósł więcej niż honorarium. Do czego to doszło!... Potem ZLP — Koło Młodych zorg. mi spotkanie za 3 stówy... Oj, oj. I Woj. Bibl. w Sobótce za... 8 st. Dotąd mi jeszcze nie przysłali. A czekam(y!) na nie jak na zbawienie. Bo tamte — poszły z dymem, jak sam się domyślasz! Dobrze, że tych 8. mi nie wypłacili — boby było to samo! 30 I byłem już w Łodzi. Reż. A. Różycki zaprosił mnie (tudzież E. Stachurę i J. Żernickiego) do filmu pt. „Spotkanie autorskie”. Pełno kamer, ludzi, picia. Ale film nakręciliśmy, a na umowie (Wyż. Szkoła Filmowa) w rubryce aktor i rola brzmiało: poeta! Stachura uciekł i tylko my z Januszem odstawialiśmy cuda. Oj, co za cuda. Po drodze do Torunia zachciało nam się wysiąść w Kutnie na piwo. Wynik: zgubiłem chlebak z wierszami i tomikami Wojaczka, Czychowskiego i przyborami różnymi oraz beret. Nie mówiąc już o... zdrowiu. Dwa dni byłem w Toruniu. Leżałem na madejowym łożu bez picia alk., jedynie zimną wodę. Wiesz, bo widziałeś moje... No i potem do domu... po tygodniu! Krzywo na mnie patrzyli. Ale dzisiaj jest już dobrze! Rodzinka w komplecie i zmartwienie o zdrowie córeczki. Ma okropny kaszel, gdzieś blisko kokluszu. Ale, ale... Od 22 1 już nie jestem klasyfikatorem żywca. Rzuciłem tę robotę. Jeszcze trochę, a padłbym! Obmyślamy teraz z Y., jak iść dalej — bo dom trzeba utrzymać. I na to nie ma rady. Ale dobrze, że rzuciłem ten fach. Przydało się to do życiorysu itd. itp. Ale. Zobacz w waszym klubie „Ruch” (i w ogóle), czy nie ma 1. nru „Naszego Klubu” — są tam jakieś moje wiersze! Gdy tylko się trochę udobrucha wokół okolica — napiszę trochę konkretów. Pozdrawiam Was (Y. także!) najserdeczniej — Bruno. (Napisz!) 245 Do listu dołączona etykietka od piwa z dopiskiem po obu stronach: 1. Do zobaczenia Dusiołki moje drogie — Bruno 2. Moje życie w P. można by było utożsamić ze «scenami łowieckimi» T. Kubiaka: Sezon łowów króluje, /tryumfuje nagonka, / nadzieja skrzydeł krwawi / na rozpalonych chrustach. A teraz rodzynkę z Czechowicza „więźnia miłości”: Piersi nie po to są by wabić /lecz by się ciężkim ciałem dławić. Tyle na dziś Bruno 212. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 3 III [19]72 Wielce Zwirowiany! Niedobrze. Nawet się nie domyślam, co Ciebie — poza Wirami! — tnie! Trzymaj się. Wstrzymywałem do wczoraj list, bo nie chciałem Ciebie martwić. Ale sam nie lubię niedopowiedzeń i lizania dupy (chociaż czasami — przekornie? — mi tym trącałeś). Więc Ci przesłałem. Tylko nie załamuj „rąk”. Są różne interpretacje, inne światy, inne wreszcie zachciewaj ki. Myślę, że czas przyszły idzie do nas, choć poezja komunikatów i przeciętności będzie na pierwszych stronach... Trzeba, jak to pięknie pisał Max Jacob, „ufać swojej osobowości!” I dlatego piszę — abyś robił swoje i się żadnymi typami pokroju Grupińskiego nie przejmował. Najwyżej daj mu w ryj i odstąp! Nie wiem, o co chodzi. Nie przewrażliwiaj się. Nie jesteś sam! Mnie także nie „letko”. Ale — jak ta pod wozem cygańska dusza — góra-dół, ale dalej! Bo fakt: chce się czasami umrzeć, ale i chce czasami tego po-żałować! Bo gnoje i tak się tym nie przejmą, a przysłowiowego choćby piwa tyle zostawi się... I komu to? Pielęgnuj nerki i to, co Cię boli — bo jeszcze uderzymy we właściwy — być może nawet wielki 246  dzwon. I trzymaj się Polski. Pierdol Pałace i przydrożne Stolice. Liczy się to, co się z siebie wydostanie. Choćby to padlina Ja człowieczeję, opiekując się Anią i domostwem. W tej chwili dostałem list z „Twórczości”, że puszczają w maju 3 moje wiersze („Nocna w sierp, rozmowa z Cendrarsem”, „Umarł mi teść”, „Kalinkowe z córeczką rozmówki”, a także 2 zatrzymali w rezerwie!). Nie bój nic! Jeszcze im damy bobu! Może w tym roku tego „piętaka” mi dadzą, wg gwiazdy Wega 99 pewności jest! Najserdeczniej Was (z Iwą!) pozdrawiam. I gęby szczerbatej daję — Wasz Bruno. I pisz: poezje i do mnie kije! Do listu dołączone 2 rysunki Sławka Milczewskiego przedstawiające kobiety. 213. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 5.4.[19]72 Wrielce Zwirowiany! Już jest dobrze. Żyję. Y. też już udobruchana. Ale wielkanocne gwizdy były za — ciche. Jakoś chyba przetrzymamy ten kwiecień. J. Kajtoch w dyskrecji! — pisał mi, żem (jednak!) kandydatem do nagrody im. St. Piętaka. To w maju bym się nieco ogarnął. Już mi buty się rozłażą i jupy żadnej letniej nie mam. Wymyśliłem coś profesjonalnego^). Za kilka dni wysyłam do „Ossolineum” zbiór erotyków. Może „kupią”. Ca 20 wierszy wlezie z „Poboków”. Reszta to z „Podwójnej należności” i prasówki. Oj, oj — ale myślę — rozejdzie się toto migiem, bo do „kochania” zawsze się ucieka człek... No, zobaczym. Korci mnie złożyć do PAXu pierwszy tomik (ten, który powinien się ukazać: z „Mordownią” itp. itd.), ale toby był wyc przeciw mnie. Co o tym myślisz! Busza do mnie z Koła pisał. Po co żeś go ustawiał na te drobne? Liczyłem trochę... 247 Ale lepiej niech tego nie robi. Jerzy! — nie mam żadnego — oprócz tego Y. — tomiku. Gdybyś mógł gdzieś dostać — bo nigdzie nie mogę, to kup z 5 egz. Ostatni zhandlowałem w Elblągu za ptaka, który tam został, a którego przyślą lub przywiozą. Warto było Czekam na 1. nr „Nowego Wyrazu”. Jest tam szkic K. Karaska o „Pobokach” oraz moje wiersze (?). Śledź „Studenta”. Gdy nasz artykuł pójdzie — to 1 nr przyślij mi, bo tu nie ma w Grudziądzu. Ponoć w najbliższym ma być mój wiersz „Koniec końców”. Zobacz! Postaraj się zachwycić II „Zieloną Wazę”. Co z tym filmem Bernackiego? Niech mi przyślą, to sobie obejrzę i im odeślę taśmę. Nie wiem, czy pojadę na Wiosnę do Kłodzka. Y. to chyba mnie nie puści. A właściwie to nie ma kto z Anią zostać. A toby mi z tydzień zleciało — no, nie? Upycham — gdzieniegdzie — stare wierszyki. Nawet w „Życiu Literackim”! Napisałem ostatnio — a raczej skończyłem? — wiersz pt. „Pismem chlebowym”, który znajduje się w „ŻL”. Chyba go puszczą. Jest jakiś — niby? — programowy! („...a jest czas Chłopców' jasna Cholerka”). Czekam na wieści z „Odry”. Cała „Poezja” kwietniowa dot. A. Wiśniewskiego z Elbląga. Oj, to się uchwali? Nasza „Mufka” rozrabia, że nieraz bym ją przez okno wyrzucił. Alem nie taki już. Okropna jest ta nowa szata tyg. „Literatura”. Syf! A wiersze takiego Koprowskiego to grafomaństwo i plagiat (nawet z Iwaszkiewicza — „Warkocze jesieni” — ściąga), skurwiel: słowem! Rec. z Obarskiego wylądowała ostatecznie w „Studencie” albo w' „Młodej Kulturze”. W „Poezji” — zaginęła. Ja z domu nie wyłażę prawie wcale. Czasami po gazety. Czytam Przybosia, tę grubą knigę, którą kupiłem za turniejowe bony! Ot, co! Najserdeczniej pozdrawiam Wasz Bruno A Iwę to pozdrów, kto wie, czy bym ją w sam pępek nie pocałował! 248  Pluta pisze, że w „Wiadomościach” (tyg. Wrocław!) z datą 9.4. będą jakieś moje w. Przed chwilą dostałem od Karaska wiadomość, że dostałem ex-aequo nagrodę „Poezji” (z Białous?). Nie kupujcie aby papierosów „femina” — okropne dno! 214. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 11 V [19]72 Wielce Zwirowiany! Ano. Czekałem na Twój zgryz. Ja od dwóch tygodni dobrzeję. Jużem na dobrym. Pranie ostatecznie mnie ustawiło. Kto wie, czy o włos a nie gadałbym z Wojaczkiem i starszymi, a z dużymi już paznokciami? Cały czas „walczyłem” (o co? z kim?) w kraju i w Polsce. Irena to już do mnie podupadła. Ale już niby jest dobrze. A wiem: wszystko przeze mnie. Ale jak tu wszystkim dogodzić, kiedy ze sobą trudno się pogodzić. Od 2 tyg. Yrta wysyła Ci 5 dych. Wypisałem już druczek. Ona też z nerwem i w głowę zachodzi (nawet w ostatniej „Nowej Wsi” o tym piszą — pod moją niezgodę?). Miałem jechać do Niedzicy i Szczecinka — ale sił zbrakło i zgody domu! Gdy byłem w Toruniu (omawiali mój tomik) — obaliłem kilka żytniówek z prezesem ZLP (znad Brdy) i jesteśmy na Ty. Ale wracałem z przygodami. Zamiast do Grudziądza — zawitałem do Iławy, potem Jabłonowa. Wlazłem w pociąg — niby podstawiony! — i zamiast do Grudziądza, pojechałem do... Torunia. Oj, oj. I kilka dni potem Grudziądz weryfikowałem. Po pierwszym maju to wróciłem z atrapą-manekinem, który wisiał(a!) na ścianie. Ale ku niezadowoleniu domowników. Teraz sterczy na balkonie. Jutro weźmie ją Zdzicho S. do dekoratorni. „Trzech od wina”1 wisi na ścianie. Trudno się z nimi rozstać. Ale gdzieś w czerwcu prześlę — bo z drobnymi 249 krucho. Wszyscy myślą, że ja na setkach leżę, a ja „setkowy” to tak, ale „niemnący”. U Leona nie byłem z 1 1 /2 tygodnia. W ogóle, oprócz zakupów w pawilonie — dalej nie chodzę. Bo aż strach! Albo zaprosiny, albo pretensje. Czytam na nowo W. Chlebnikowa. Zajebiste to — miejscami! Po niedzieli pojadę do Chojnic i Brus na tzw. „saxy” literackie, czyli spotkanie. 3 Twoje wiersze przekazałem do „Studenta’'. Pilnuj, bo w tych numerach najbliższych będzie nasza — ogryziona — wypowiedź. Na pewno! Czekam na „Twórczość”. Wyszedł Wojaczek pt. „Którego nie było”. Muszę kupić. I trzymaj się. Najmocniej Iwę pozdrawiam. Jestem ciekaw, jak wygląda w odmiennym stanie. Musi ładnie — co? A kiedy Jej brzucha rozwiązanie? Mocno Ją ucałowuję. I niech się dba! Chyba się jeszcze zobaczymy. Żyć warto! Ale czasami myślę, że: umierać nigdy nie zaszkodzi! Najserdeczniej pozdrawiam. Ściskam prawicę. Jak tam Waza?1  2 Nr 3. „Twórczości” przyniósł niezłe wiersze! Nawet Babiński obstoi. Ściskam prawicę — Bruno Idę botwinkę gotować. Jako Żem pomoc domowa i ojciec! Na kopercie dopiski: „(Przyślij mi rec. z Różańskiego! i tę z «Poboków»)”. „(Sprawdzaj — nie kupuj w ciemno — «Nadodrze» — ma tam być rec. Pluty z <-Poboków»)”. „(«Jarnniki nisko latają — będzie upal?»)”. 1 „Trzęch od wina” — obraz olejny Bruna. Poeta kilka razy zamierza! go sprzedać. Ostatecznie mimo kłopotów finansowych kupiła go Iwona Szatkowska. 2 Turniej Poetycki o Nagrodę Zielonej Wazy organizowany corocznie w Poznaniu. 250  215. DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 15.6.[19]72 Wielebny Mietku! Ano, żyję... I spodziewam się. Krążyłem ostatnio zbyt ostro nad Wisłą, że ledwo wy dobrzałem. Pracuję teraz jako pomoc domowa. Czyli dom prowadzę i opiekuję się córeczką Anną (patrz „Twórczość” nr 5/72)1. Czekam na korektę „Podwójnej należności”. Jeszcze w tym roku się ukaże w LSW. W „Ossolineum” złożyłem tom erotyków pt. „Jesteś dla mnie taka umarła”1  2. Jeżeli zachodzisz do „Liter”, to zapytaj Faca, czy i które wiersze weźmie (na kiedy!) do druku, bo po co mają — jako niewiadoma! — leżeć na Targu Drzewnym*. I mi napisz! Bo on — tak jak skurwiel! — nie „odpisuje”, a ponoć Bolek mu na imię. Gdzie pojedziesz na plener? Może byś mi zorganizował jakieś spotkanie? Chodzi m.in. o chlastu-chlastu — piwko stój. Może być na plenerze. Z 8 stów 4- zwrot za podróż (czł. ZLP!). Oj, toby było, oj — (patrz: „Odra” nr 6/72). Dawnośmy to się nie widzieli. Ostatnio w Elblągu, gdy kupowałem majtki, a Ty ciągnąłeś po „Stańczyka” (widziałem, gratuluję!). Pozdrawiam — Bruno * To bardzo ważne, co, kiedy. A gdy będzie rec. z „Poboków” w „Literach”, to mi przyślij — co? 1 Z wierszem Kaliukowe z córeczką rozmówki. 2 Tomik ukazał się nakładem wydawnictwa „Ossolineum” w 1974 roku. 251 216. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO 7.7.[19]72 Wielebny! Spieszę z zapytaniem — czy możesz mi zorganizować ze 2 spotkania. Jestem już członkiem ZLP. Bryndza u mnie okropna. I to w taki upał!!! Za książkę (z LSW pt. „Podwójna należność”) dostanę dopiero w lipcu. Napisz! Pozdrawiam Bruno 217. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 17.7.[19]72 Drogi Jerzy! Co z Tobą? W sobotę dostałem telegram. Dzisiaj list. Nie pisałem, bo zagubił mi się Twój adres. A poza tym — gdy pisałeś — adresu nie podawałeś. A było ich już kilka. Almanach „Na wyspie”1 dostałem (J. Szatkowski także!). Twoja okładka nawet, nawet. Gorzej ze środkowymi pisaniami. Jeżeli napiszę recenzję (na razie się wzbraniam!), to dla „Nadodrza” i ukaże się dopiero na jesieni. Wolałbym nie pisać. Chyba że Tobie na tym zależy. Najbardziej martwi mnie Twoje „nic nie wiadomo”. Nie piszesz, o co Ci konkretnie idzie. Przyjechać nie mogę. Irena pracuje. Sławek z Ciocią jest koło Szczecinka na wakacjach. Ja od marca siedzę (?) w domu i opiekuję się Anią. Jeden dzień to bym zorganizował. Ale żeby pojechać do Ciebie, trzeba co najmniej tygodnia. To przecież nie tak blisko... To nie jakiś Toruń czy Świecie. Nawet bez Twojej prośby bym Ciebie odwiedził, bo mnie też podróż ciągnie, ale teraz nie mogę. I w ogóle — mam pełno kłopotów. Grosz muszę organizować dla domu. Bo wakacje i trudno o jakieś spotkania autorskie. A z Wydawnictwa (LSW!) przyślą mi dopiero we wrześniu. „Podwójna należność” jest już 252  w „zapowiedziach wydawniczych”. Ukaże się w IV kwartale br. Sam opracowałem ją graficznie. Myślę, że zajebiście. Zostałem 6 VI br. przyjęty do ZLP. Myślę, że powinieneś przyjechać nad Trynkę. Ochłonąć. Dojść do siebie. Twoja siostra pytała się, co z Tobą. (Miesiąc temu!) Matka się o Ciebie martwi, bo nie piszesz! Najlepiej pakuj manele i wracaj. Przynajmniej na jakiś czas. Irena Ciebie pozdrawia (masz się trzymać!). Szatkowskiemu urodziła się córka (Monika!). Napisz coś szerzej albo przyjeżdżaj. Najserdeczniej pozdrawiam. Prawicę ściskam — Bruno PS. Ukazał się 1. nr miesięcznika „Nowy Wyraz”. Nieźle się prezentuje! Na drugiej stronie listu maszynopis wiersza *** Napalę ci w piecu (tutaj pt. Kura na dramat). 1 Na wyspie. Poezje i opowiadania Klubu Literackiego „Na wyspie”, Świnoujście 1972. Okładkę projektował Jerzy Świątkowski. 218. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO dn. 20.9.[19]72. Wielebny Mietku! Da wnośmy się nie widzieli. Oj, oj. U mnie ogromniasta bryndza, ledwo wiążemy koniec z końcem. Czekam na resztę honorarium za „Podwójną należność”, która ukaże się w LSW gdzieś w listopadzie br. Zapytuję tudzież, czy nie stać Ciebie na zorganizowanie mi (wespół-zespół — przy współudziale!) jakiegoś jednego-dwóch spotkań w Gdańsku? Jestem już cz. ZLP. Może takie spotk. w Kole Młodych, może w jakimś klubie „PAX”? Ważne, żeby z Polakami. Bo zdechniemy — i to na długach! 253 Zorientuj się i napisz, zaraz przyjeżdżam. Nie mówię już 0 tym, że Motława mi lekką być może. Czekam na Słych! Najserdeczniej pozdrawiam Bruno PS. Członkom ZLP przysługuje na wyjeździe 8 stów 1 koszty podróży! 219. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 27 X [19]72 Drogi Mietku! Dojechałem jako-tako. Nerwy zapierdalają — choć były chwile, kiedy jakby przestały istnieć. To chyba ten chrzan Dziękuję Ci za gościniec. Myślę, że nie podpadłem. Ten mały epizod w pracowni chyba nie ma znaczenia. Gospodarz — ten od chrzanu! — podobał mi się. A tamten to fircyk i megaloman. Takie ale, ale. Może mu to przejdzie? Powiedziałem mu tylko to, co mi na myśl — a szczerze! — przyszło. Jak wiesz — zarobku (to moja rzecz!) żadnego nie przywiozłem. Ale było kilka chwil poezji i to — ważne! — żeśmy się zo-baczyli! Dobrze, że kupiłem Sławkowi pisaki, Ani kukłę, a Yrcie papierosy. Ucieszyli się. A to chyba najważniejsze. Gorzej, że te płatności kolegialne mi dupę trują. Ale się jakoś z tego wyliżę. Pamiętaj o mnie — i to nie tylko o sprawach rentownych. Jak co — przyjadę. Będę trzymał fusy w robocie. W razie — czego, pisz! A spotkanie jak co, to niech zrobią o godz. 19.00,20.00. Psa, gdy Mufka się rozerwie — zatrzymam. I potem go se odbierzesz! Pozdrawiam najserdeczniej — Bruno Serdecznie pozdrawiam Wandzię i Małego! 254  220. DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 14.11.[19]72 r. Wielce Zwirowiany! Tylko nie — „Potępiony”! Nie do widu Ci z tym. Choć na duszy muchomor. Trzymaj się. Nic nie piszesz, dlaczego i jak sprawa (...) Wiem tylko z bywszości, żeś na rożno upadł i boleję nad tym. Prawda jednak, że i mnie przypieka. Alem sam pełen winy!!! Nie wiem kiedy i czy w ogóle kiedyś z tego mego rwo-wyrwasu wyjdę. Rozbity jestem ogromniście i najlepiej by było zasnąć — bez krwi — na lotosie. Ale tyle luda eleganckiego w tym kraju, że szkoda. No i te moje kalinkowe ludki! Malutkie! I to nie takie proste! Byle tylko nie dać się schandryczyć. Ot, co. Od 2.11. miałem objąć hotel (...) Ale co rusz mi zmieniali stawki. A i w międzyczasie poznawałem miejsce mojej roboty. I zrezygnowałem. Bo za dużo odpowiedzialności (materialna). Bo radę tobym sobie dał — ale z ludźmi. Prościej mówiąc — co jeden, to na jednego! I zaczynałaby się liryka, a nie hotelarstwo. Napisałem podanie o przyznanie mi stypendium do zakładu pracy. Na rok, dwa. To jedyne, co by mi było na rękę. I pisałbym, i wiedział, jaka moja przydatność. Czekam, co z tego wyjdzie. Czekam także na jakieś wyjazdy w teren. Na spotkania — bo grosz w domu potrzebny i na raty dla kolegium. Istny syf. Ale jak wyżej pisałem — samem sobie winien. Ale — pomyśl — co by to było za życie bez tego, co we mnie. Żadnego wiersza. Żadnego poczęstunku. Jeżeli ktoś — gdzieś chciałby się ze mną spotkać za honorarium! — (ta cholerna kombinacja!) tobym zaraz jechał, bom wolny i biedny. Nie wiem, czy Koło od E.H. coś załatwił. Dałem mu adres, pod który miał całość wysłać. Ale cicho. Gdy nieco się uśpisz — to zorientuj się. Sprawa pilna! Bardzo! Ostatnio byłem w Wyobraźni. W kraju... Pilnować się ale muszę, aby mnie glina (przysłowiowa już!) nie zwinęła. Bo areszt pewny! Napisz co — konkretnie! Najpozdrawiam — Bruno 255 Na kopercie dopisek: „(W «Kulturze» z 5.11. była reklamówka o mojej książce)”. 221. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO 19.12.[19]72 Drogi Januszu! Dzięki za list i kartkę. Zrazu nie pisałem, bo miałem małą „narzutkę”. Ktoś mi przyjebał w tył głowy. Byłem nieprzytomny. Obudziłem się bez zegarka. I kilka dni wracałem do formy. Łupie mnie jeszcze cała prawa strona czaszki. Ucho niedomaga i smaku nie mam. Jakiś nerw chyba mi przerwało. Pójdę chyba do rtg i neurologa. Staram się o stypendium do zakładu pracy. Może mi od stycznia dadzą. Tj. 2 tys. m-cznie na rok — dwa. Ale nie jestem pewien, choć ZLP dobrze mnie zaopiniował. Chcę też złożyć podanie o stypendium na wyjazd do ZSRR1. Byłeś tam, to mi najrychlej napisz, gdzie (Komisja Zagraniczna ZG ZŁ P?) pisać i czym motywować tudzież na jak długo? Chciałbym najtaniej: „zbierać materiał literacki”. Jestem już po 2. (pozytywnych) rec. tomu erotyków w „Ossolineum”. Wyszedłby na przechyle 73/74 r. Złożyłem także w „Pojezierzu” tom wierszy pt. „Dopokąd”. Składa się z 3. części. 1. — to wiersze z lat 59-63, druga: 61-66. I ostatnia — z 70-72. Trochę wypchnąłem tzw. remanentów, a to względem czytelnika i zszywki dla siebie. Chcę pokazać drogę. Że się od tyłu do pewnych „należności” nie dochodziło. Chyba też na przełomie 73/74 wyjdzie. A potem cicho-sza. Za jakieś 2—3 lata złożę cieniutki zeszycik najnowszych wierszy, gdzie będzie moje „albo — albo”. Zbieram materiał do powieści. I to stypendium byłoby mi na rękę. Bo nie-daj-bóg na etat faktury wypisywać albo terenu doglądać! 256  Janusz, jak się da coś u Ciebie zorganizować po N. Roku — to dawaj znać. Najserdeczniej Ciebie i Wandzię pozdrawiam (Y. także!) i prawice wszystkie ściskam Bruno 1 Do wyjazdu nie doszło. 222. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO 9 I [19]73 r. Drogi Mietku! Co u Ciebie? Zdrowie to chyba jak przednówek? Ale Ci go życzę jako i zmartwień w poezji. Byle roboczo, ochoczo do tworzywa! Nowosielski1 coś tam chce mi organizować w Kole Młodych. Może byś się z „nimi” zgadał, żeby w tym samym dniu albo zaraz następnego zrobili mi „five” w „Rudym Kocie”? Co? Bo nóż mam na gardle pioruński. I pełne gacie margaryny. Żebym chociaż zęby miał — złote! — tobym opylił. A tak? Dupę mi trują niektórzy krytykanci. Istne jajce. Niczego nie rozumieją. Zgłupieli. Zresztą — to widać — czytać od dawna! — Napisz coś konkretnego! Przyjadę i obstawimy bank opieki. Ściskam serdecznie — Bruno PS. Czy ten gość u malarza to był A. Partum?2 1 Kazimierz Nowosielski — poeta, krytyk literacki. Debiutował tomikiem wierszy Miejsce na brzegu w 1975 roku. 257 9 — Listy  2 Andrzej Partum — poeta (poezja konkretna i wizualna), teoretyk sztuki. Założyciel Biura Poezji (1971) prowadzącego ożywioną działalność. 223. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 5.3.[19]73 r. Wielebny Jurku! Zdechłbym, ale byś nie napisał. Widać musiałem Ci (Wam) ładnie podpaść. A mnie prawie żywot przesunął się na tamtą stronę. Ciężko. Bardzo ciężko. Nie wiem, czy czasami lada dzień będę miał wszystko w przysłowiowej dupie. Osaczony-m?! Ta podróż z Wrocławia — to był śpioch. Kajdaniarski prawie. W motorówce relacji Laskowice—Grudziądz byłem jedna woda. Muszę się starać o przeprowadzkę z Kalinkowej. Wezmę orientację na Olsztyn. Chyba. Jakie reperkusje po naszej imprezie? Chyba dodupne — co? Może jeszcze wrócę do formy. Na razie kupa nerwów! Czekam wieści. Pozdrawiam serdecznie — Bruno. 224. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 5.3.[19]73 r. Wielce Zwirowiany! Jakie „celuloidy”. Bo czekałem na listonosza. I też do Ciebie tę kartkę pchnąć chciałem (brak kopert i znaczków!). Możesz mieć żal. Bo nie widziałeś mnie zbitego jak psa. Gdy wracałem z Wrocławia, to jadąc przez Poznań, myślałem, alem lichy był taki, że sił nie starczyłoby (w nocy!), abym do Wirów dojechał. Nie wysiadłem tylko do domu. Od Laskowic — to byłem jedna woda. Tylko ze 3 dni leżeć chciałem. Ale i tego mi w domu nie wolno. Do czwartku 258  byłem trup. I chyba niedługo przejdę barierę tej drugiej Strony Życia. Już nie bawi, budzi ani daje! B. źle! I miej żal. Ale mnie na razie braknie słów. I będzie źle. Czuję nosem. Takie życie nie dla mnie. Istny „kryminał”. Najlepsi ludzie się kruszą. Łachudry tyją. Miej żal. Ja jego nie mam. Bom sam pełen winy! I żadnej nadziei. O tym trzeba gęba w gębę. Miałem kiedyś do Czarnkowa. Nici. Ale gdybyś coś w Poznaniu zorg., to przyjadę. I obalimy ten żal. Bo był — jest przeze mnie ku Tobie niezawiniony. Niczego nie mogłem. Domysły niszczą gorzej niż prawda w oczy. Trzymaj się! Najmocniej Ciebie ściskam. Serd. Bruno 225. 	DO REGINY I LEONA GRAJEWSKICH Rypin 14.3.[19]73 r. Moi Kochani! Słonko w zenicie — a we mnie szczur. Ten płaszcz — lomp ciągnie mnie do ziemi. Ciężko. Ale się wygrzebię z tego wyca. Tom w „Ossolineum” zatwierdzony ostatecznie. Lada dzień — umowa! Jeszcze ten Olsztyn. Jeszcze Rosja. I dalej w... Polskę! Najserdeczniej pozdrawiam — Bruno 226. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 15.3.[19]73 Drogi Jurku! Mam potłuczone lewe palce na czarno. Jednego gdzieś obok — huknęli na śmierć. Co to się nie dzieje. Jakoś się... Wczoraj wróciłem z trasy — Łasin—Toruń—Rypin. Jestem wykończony prawie. Ale ręka prawa jeszcze mi 259 chodzi. I chyba na dobre wydobrzeję. Choć w łokciu będą mi musieli zrobić czystkę — potłuczony. Ta notka w „Wiadomościach” to ciul. Niepotrzebnie dużo rzeczy i słów. Dobrze, że w „Ossolineum” nieco jaśniej. Czekać więc wypada na umowę. Zrobię jeszcze w tych erotykach małą czystkę i wymianę. (...) Przysłali mi z ZLP formularze w sprawie styp. zagranicznego do ZSRR (bo pisałem w XII podanie!). (...) Styp. przyznać ma MKiS. Zobaczymy — może pojadę. Ale zęby to chyba będę zmuszony wstawić -— co? Serdecznie pozdrawiam — Bruno Co to ja takiego mogłem Styczniowi naopowiadać! Żeby „nie wiem co o tym myśleć”? 227. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz] 18.4.[19]73 r. Drogi Jurku! No, widzisz. Weźmiemy się do roboty. Okładki nie skrewię!1 Tylko o każdych „wydawniczych” szczegółach — daj znać. Termin także ważny, no i oficjalne zgłoszenie mnie jako autora w „Oss”. Bo oni muszą mi zlecić. Dostałem maszynopis tomu. Ostateczną wersję wysłałem w poniedziałek (36 w.). Teraz czekam na umowę. Dostałem także maszynopis i recenzję (K. Mętraka) z „Pojezierza”. W sobotę wysyłam im ostateczny kształt „Dopokąd”. Umowę obiecują gdzieś koniec maja — początek czerwca. Zależy jak szybko dostaną zgodę na „tytuł” ze Zjedn. Wydawców. Zatem wszystko na dobrej drodze. Trochę ten tomik „Dopokąd” mnie martwi. Bo dałem tam kilkanaście wierszy (cz. I. Pierwsze podejście) z lat 60—66. Szkoda mi, aby nie były zszyte. A czytelnik też chce czytać wiersze!!! Będą mnie bić za to, ale to nic. Skończę w końcu 260  jedną „erę”: „Brzegiem słońca — Poboki — Podwójna należność — Dopokąd”. Przez te moje od-tylne debiutowanie taki rozgardiasz. Następny tom — gdy pożyję i go napiszę — będzie już rzeczywiście składał się z ostatnich wierszy! Niedobrze, że „N. Wyraz” się opóźnia. Te moje „prozy” nie idą, a u mnie posucha w kabzach. Był komornik — przylepił kartę na tv (kosztuje 11.800, a wycenił na 6.000!). Do końca kwietnia muszę resztę wpłacić. Bo Y. powiedziała, że mi pomoże! Ciekaw jestem werdyktu jury nagrody im. St. Piętaka? A tak czuję się dobrze! Dzisiaj myjemy okna, bo jajca i Wielkanoc. Najserdeczniej pozdrawiam — Bruno PS. W 4 „Poezji” zabrali się i za Ciebie!2 Oj, oj — Na drugiej stronie listu kopia maszynopisowa wiersza Bruna Godziny w pracowni po wypłacie. 1 W Wydawnictwie „Ossolineum” Jerzy Pluta zgłosił Bruna jako autora projektu okładki do książki Konie przejadają Polskę (propozycja została odrzucona). 2 „Poezja” 1973 nr 4 (listy polemiczne czytelników na temat wypowiedzi ankietowej Jerzego Pluty). 228. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO [Grudziądz], 20 V [19]73 Drogi Januszu! Dzisiaj już mi ręka — ledwochcewska (?) — chodzi. Było bardzo źle. Ale się wykaraskałem jakoś! Z opóźnieniem — bo dostałem bardzo wcześniej list z „Poezji” w tej sprawie — wysłałem kilka wierszy do A. Zaniewskiego wraz z oj, oj wypowiedzią na 1/3 str. Oby Ci tam dobrze szło w tej Warszawie. W środę jest zebranie spr.-wyborcze 261 ZLP nad Brdą. Tu rzeczywiście dno. Ale i tam gdzieś dalej — też to samo: „dobrze tam, gdzie nas nie ma”. Szkoda, że nie miałem Twego adresu 13 V, gdy byłem w Warszawie! Nie miałem z kim obalać i się przewracać... A teraz jestem prawie wyportkowany! Pozdrów Jerzego Św. Czy ma ten nr „Regionów” cały z jego grafiką? Gdy się ustawię jakoś, to dam częściej smrodu do Was. Ściskam prawicę — Bruno Załączam rysunki, które na poczekaniu zrobiłem na prośbę red. tego pisma. Bo wziąłem już kiedyś od niego a konto 9 zł, oj, oj, Irena pozdrawia, choć mówi, że już nie smukła, lecz w 6. mcu ciąży. Czekam na trzecią okoliczność. 229. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 5.6.[19]73 Wielebny Jurku! Tak wszyscy prawie myślą. Ale ty jesteś dość daleko i nie masz okazji się przyjrzeć. Nagroda to tak. Ale z tymi groszami za dużo kłopotów. Zaraz po wręczeniu1 poszliśmy z Karaskiem na pocztę i kupkę przekazów jako tzw. długi pierwszej „należności” żeśmy wysłali. Nie mówiąc, że po drodze i już na miejscu gotówką wierzycieli częstowałem. Sporo poszło na evviva Parte i żytniówkę. Ledwo trochę zostało na dołożenie (!) Y., aby kupiła automatyczną pralkę. Sobie kupiłem portki i sweter i trochę dzieciom drobiazgów. Jeszcze było.5 stów na książeczce PKO, którą nb. Y. rzuciła mi ze złości (byłem pod gazem!) z sumą 2. patyków, ale dałem ją w zastaw taksówkarzowi. Miał przyjść z nią do mnie na drugi dzień, tobym podjął resztę i mu za przejazd zwrócił. Nie zjawił się. A ja nie pamiętam nru taxi. Cóż. Ale trzeba będzie donieść 262  0 tym PKO. Tyle o nagrodownictwie. Okropne. Bo w moich rękach grosz to ani fortuna, ani zasadnicza wartość. Choć przyda się po drodze Nie myśl zatem, że miałem (mam) lekko. A te: gratuluję! a ile Pan dostał — wytrącało mnie z równowagi. Prawie większość skurwensynów tak — a tyci o poezji. Ale kit im w oko! Z „Ossolineum” umowy nie dostałem. Do „Pojezierza” jadę na początku lipca podpisać umowę! Tu na 102 załatwione! Myślę napisać do „Oss.”. Jeżeli nie chcą — na 74 — to wyciągnę tomik i puszczę w LSW. Albumowo! Bo to już jest szczyt. 7 VI jadę do Katowic na spotkanie. Gdy wrócę — bo jeszcze będę w Inowrocławiu i Bydgoszczy, i Białymstoku — czyli pod koniec czerwca — to — gdy nie otrzymam umowy — napiszę do nich! Okładkę zleć 1 obgadaj z którymś z „Waszych” wydawniczych plastyków. Bo po co ja mam się szarpać. I będziesz mógł na bieżąco kontrolować, czy na obwolucie są takie a nie inne konie! Pozdrów Magdę. Dobrze, żeście nie przyjechali nad Trynkę. Byłem słaby, nie do gadania, chropawy. (...) Za chwilę — bo czekam na cement — będę montował na ścianie zlew! Najserdeczniej Was pozdrawiam — Bruno. Na kopercie dopisek: „A tych szczurów z «Pegaza» TV wygnałem z domu! Ha, ha!” 1 Wręczenie nagród im. Stanisława Piętaka odbyło się w Warszawie 12 maja 1973 roku. 230. 	DO EDWARDA REDLINSKIEGO [Grudziądz], dn. 2.7.[19]73. Wielebny Edku!1 Wczoraj wróciłem na swoje domostwo. Jeszcze ręka mi ledwo chodzi. Było ciężko na T' im tzw. terenie. Daliśmy 263 za — nagle — głębokiego stępa! Najgorzej, że wyjechałeś. A potem Sławek się urwał. Zostałem samiuteriki. Zachodziłem jeszcze do Ciebie (2 x) w dn. 29 VI. Ale ta sama kartka; tyle że dopisywałem... Z 28/29 nocowałem w Izbie W. A 29., gdy mnie wypuścili — padłem w końcu niedaleko ul. Konopnickiej, za torami koło takich tłoków i pomp. Ze 3 godz. leżałem jak topielec. Tyle że bandzioch mi się przypalił, że dotąd piecze i jest czerwony. 29. o godz. 20.41 wyjechałem. Na bilet miałem jedynie do Olsztyna. Dalej na dowód. Muszę im za 7 dni (do!) wysłać. No i do Izby W. także. Tak że „widzisz”, żadnego grosza nie wywiozłem. Jedynie ogórek i puszkę jakiejś fasolki. Przyślij mi moją — Twoją „K o n o p i e 1 k ę”*, która została u Pezowicza. Ja staram się o nowe egzemplarze. To Ci z tzw. dykcją przyślę. Gdy jechaliśmy do Bielska Pódl., to tam zdobyłem „Wino patykiem pisane”, ale wyjechałeś — Laurkę to wszyscy laureaci dostaną pocztą dopiero na jesieni. Ale tak to żeśmy co — nie — co obalili — no, nie? Oj, oj Najserdeczniej pozdrawiam. Ściskam prawicę — Bruno * Czekam! 11 Edward Redliński w liście do Jerzego Szatkowskiego pisał: „Jurku! Pierwszy list dotyczy Jego Nagrody — «Wina patykiem pisanego». Przyjechał wręczyć (za «Konopielkę») — poznaliśmy się — popłynęliśmy! Ja koło trzeciego dnia urwałem się do W-wy, ON ze Sławkiem Pezowiczem — u którego stacjonował — pożeglowali jeszcze do Bielska Podlaskiego, do Jurka Plutowicza...” 264  231. DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO _ 28.7.[19]73. Drogi Jurkowny! T Za list, chłostę w nim i życzenia ku-roboczo-rodzinno-twórcze — dziękuję. A Y. kłania Wam się — nie nisko, bo zgiąć to ona się już nie może. I pozdrawia Was! Nieraz jest na mnie wnerwiona, to jak „te wióry”. Innych także obrzuca! Ostatnio, tzn. w maju br., spierdalał w podskokach Zdzichu Sobocki. I już nie przychodzi. A to przez wino, które lało się wszędzie. Tyle że Y. źle zrobiła i kilka butelek wylała do zlewu. Oj, oj Czasami to sobie golnę. Ale nie codziennie! Gospodaruję i opiekuję... Ale gdy zaskoczę, to z fasonem: jak już, to już! Te „prozy” w „N. Wyrazie” pochodzą z lat 1960—64. Dałem je do druku, bo przy remanencie w szufladach resztki... A wiersze? Nic nowego! W tym roku nie napisałem, czyli nie wykończyłem na efef żadnego. Te w „NN” pochodzą z tomu „Dopokąd”, który wyjdzie w 74. Będą tam wiersze z lat 58—72! Czyli cały majdan ostatecznie będzie poza mną. Dopiero ten, który być może zdążę napisać — będzie tomem tym naprawdę ostatnim! Muszę powiększyć mieszkanie. Tzn. z M4 — na M5 wejść. Złożyłem podanie na kier. PDK w Łasinie. Jeżeli przyjmą, będę mógł was gościć za Wasze (?) — zarobione grosze! (spotkania itp). A jeżeli nie — to idę na kampanię do cukrowni w Mełnie jako procentmistrz (już uzgadniałem!). Trzymajcie się pędzla. I dupy, i tego, co trzeba do życia z jajcami! A sztuka niech Wam usłużną będzie! Pozdrawiam Was naj! Bruno. Z „Regionów” wyrwałem jedynie rec. P. Kuncewicza o mnie. Jeżeli nie dostałeś, to pójdź do p. W. Wągla do LSW, aby Ci zapłacili za oprawę graf. tego numeru. 265 232. DO EDWARDA REDLIŃSKIEGO [Grudziądz], 7.8.[19]73. Wielebny Edku! No to się odezwałeś! Chyba żeś także urodzony w galopie. Zresztą to widać. Bez tego nie byłoby żadnego „awansu” (tu i tego bez cudzysłowu!). Zdaje się, będę miał za ów dzień przed noclegiem w I. W. kolegium. Bo gadałem z gumowym uchem (znajomym?), że był telefonogram i — potem — pismo w mojej sprawie. Ano, zobaczymy... W każdym bądź razie, gdyby tak, to musiałbym się stawić na tzw. sali „kol. orzek.” w Białymstoku. Tylko że to daleka droga i nie w czas. Za kilka dni żona (czyli Y.) będzie rodzić. I gosposię będę musiał gdzieś do września odwalać. No, i na etat jakiś pójść. Czyli jaśniej: na sezon do cukrowni jako procentmistrz (?). Ale po wakacjach to się zobaczymy. I to w Grudziądzu. Postaram się w mojej guberni zorganizować Ci jakieś spotkanie autorskie! A że „wino patykiem pisane” wisi nad nami — to jasne! O tym, że z tzw. sercem na dłoni daleko się nie zajedzie, wiem. Ale to już inny rejon. Najserdeczniej pozdrawiam. Ściskam prawicę. Bruno (Czekam na „Konopielkę”) znad „Luxu” 233. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 23.8.[19]73. Drogi Jerzowny! Żeby Ci się tylko udało z tym ZPAP! Sobocki sprzedał „łajbę” i spieniężył się w CSRS. To znaczy wydać grosz! A nie tak jak ja Irena jeszcze w domu. Już 5 dni temu miała planowo rodzić. Czekamy więc. Lada godzina. W dodatku dzieci opatuliła angina. Niebawem zacznie się Załatwiam robotę w cukrowni w Mełnie. Gdzieś od 266  1/2 września ruszy kampania. Zmiana środowiska dobrze mi zrobi. Bo w domu moja „pomoc” wyłazi mi już bokami. Muszę także zmienić lokal — nie tylko domowy! Potrzebuję kąta na klucz, abym mógł ciągnąć powieść o Tarpnie (w najnowszym nrze „Faktów 73” jest fragment I rozdziału!). „Iskry” wydały almanach literacki pt. „Rodowody”. Są tam moje wiersze i wypowiedź (egz. autorskiego jeszcze nie mam!). Także ukazała się (u nas jeszcze nie ma) płyta M. Grechuty (longplay), na której jest pieśń (?) do mojego wiersza pt. „Gdzieś w nas”. Wiersz pt. „Urodzeni w galopie” w 7. nrze „Miesięcznika Literackiego”. Chyba czytałeś? Coś się obraca wokół mego numeru. Ale nerwy palą, gdy pomyślę o tym, co przede mną i ile do zrobienia. (Za numer lub dwa będą moje wiersze w „Literaturze”) Serdecznie pozdrawiam Ściskam prawicę — Bruno PS. J. Żernickiemu pożycz zdrowia, niech trzyma fason człowieka z Terenu, a nie z Prowincji. 234. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 6.9.[19]73. Wielce Zwirowiany! Piszę dzisiaj dopiero, bom na fizycznej normie już. Mogłem np. we wtorek, ale byłem w padlinie tego kraju. Irena rodziła w środę 29.8. Czekałem aż przywiozą ich, czyli z synem Rafałem do domu. Niestety, chłopak miał wrodzoną niewydolność jelit i został przewieziony w sobotę do Bydgoszczy na operację. W niedzielę przyszedł telegram, że zgon! nastąpił... Wczoraj przywieziono małego i odbyliśmy (nietypowy!) pogrzeb. Tyle informacji. Co się tyczy 267 mnie, to we mnie podle. Ale samem pełen winy! Przesoliłem swój pobyt nad Brdą. I na drugi dzień — pełen nerw! — wyciekłem z domu. Dzisiaj pierzemy. Irena wraca do zdrowia, choć nie najlepiej się czuje. W dodatku to wszystko i ten: ja! Muszę coś z sobą postanowić, bo mój żywot coraz bardziej się komplikować zaczyna. Jak tam Twoje zdrowie, bo od tego cały ambaras... Leon zbiera wyniki, bo ma iść na decydującą operację nerek. Wczoraj była Dziekan1 i streściła, co to dializa (?), czyli ta sztuczna nerka. No, to lepiej sobie nogi z dupy powyrywać. Zresztą jeszcze nic nie wiem nt. temat względem własnej praktyki. Ale nie „daj buk”. Trzymaj się. Czekam na wiadomości z cukrowni. Irena pozdrawia i prosi o adres Iwony. W głupi sposób puściłem znowu zegarek! Oj, oj. Tylko na Bomholm się dać. Napisz coś. Ściskam naj! Twój Bruno. 1 Bogumiła Dziekan — pisarka, przyjaciółka Bruna. 235. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO 12.9.[19]73. Wielce Zwirowiany! Kartkę (?) wysłałem do Ciebie kilka dni temu. Chyba dostałeś. Jeżeli nie, to dodam, że syn Rafał umarł (na niewydolność, po operacji!, jelit) w szpitalu nad Brdą po 4. dobach życia. Pogrzeb się odbył. I tylko pamięć święta! I... dalej. Przez 3 dni chodziłem (tzn.) jeździłem pociągiem: 2 stacje od G. na szkolenie w cukrowni wT Mełnie przed kampanią. Dzisiaj przydzielono mi funkcję wagowego (chciałem na procentmistrza, ale przesunęli). Robotę zaczynam 18-go od 6.00. Przez całe tygodnie (z niedzielą!). Ze 3 m-ce zlecą. Potem zobaczymy! W sobotę chyba pojadę do Pucka i Juraty (na płw. helski!). Na plener plastyków'268  -marynistów. Chcą się ze mną spotkać. Za pieniądze także! Postaram Ci się coś z tego podesłać. Ktoś gdzieś niewidzialny nade mną czuwa, bo kampania dla innych zaczyna się 14-go! Tzn. nie mógłbym wtedy jechać. A tak po mojej myśli. Choć jak wiem (domyślam się!), Y. to nie na rękę. Ale jest cicho i rodzinnie! (Irena Ciebie naj! pozdrawia, masz się trzymać i adres Iwony przysłać!) Zrobili mi aneks do umowy („Ossolineum”). Czyli obniżyli o 1/2 ca 20 linijek (wiersze już zamieszczone w „Pobokach”). Ale to nic. W „Literaturze” zrobili mi „mechu”. To też nic. A z „Mieś. Lit.” nie przysłali mi jeszcze... za listonoszem. A „NW” — egz. aut. To też nic. Najważniejsze — postarać się o M-5. Mieć swój — na klucz — kąt i zacząć na dobre ową powieść. W grudniu może przyjadę do Poznania. Pisał J. G. — że mam oficjalne do Pałacu zaproszenie. Gdy tylko dostaniesz wiadomość z Wyd. Pozn. — daj znać. Bo trzeba ruszyć... I nie łam się. Czas robi swoje. Mnie też to wnerwią. Łachmyty wydają! Ściskam prawicę — Bruno! Pisz do mnie! „Konopielkę” — w załączeniu przesyłam (2 egz. „Twórczości”). 236. 	DO PIOTRA MULDNERA-NIECKOWSKIEGO [Grudziądz], 25.9.[19]73 Wielce w Piotrze! Wróciłem. Z Mełna. Ponoć dzisiaj 10 lat kościelnego życia. No i mecz z Walią. Obaliłem z M.1 po setce i wróciłem z różą. Na obiad gołąbki. W kapuście. Robota w cukrowni idzie dobrze. Wstaję rano o 5.00. Druga zmiana na 13.00. Ale wracam (po drugiej zmianie!) dość późno (np. o 1-2 — w nocy?). Już czas abyś po-wrócił na Nadgórną. Nie ma z kim pogadać. I w ogóle (tak to się tylko mówi?). W ostatnim numerze „Literatury na 269 świecie” dobre rozważania na temat samobójstwa (H. de Montherlanta). Podzielam Jego wiele zdań. Sam zresztą otarłem się o tę przychylność Mam nowe buty. I co mam Ci jeszcze donieść? Zajdź (zajedź?) do E. Stachury (...). I pozdrów go!!! Czekam od niego — na karteluszek — i adres! Napisałem nowy — stary wiersz. Bo ten w „ŻL” (z dn. 23 IX) „Z córeczką na Chagalla” jest w kilku linijkach „inakszy”. Ale w „Dopokąd” będzie jak trza. Pozdrowienia od Y. Najserdeczniej pozdrawiam. Uściskaj Małgosię (małą Gosię!) Bruno Na kopercie dopisek: „Pozdrowienia od matki i siostry Betty”. 1 M. — Mundek, Edmund Juszkowski, przyjaciel Bruna. 237. 	DO JANUSZA ŻERNICKIEGO 29.9.[19]73 r. Wielebny! Dzięki za tzw. kondolencje. Gdy będę w Warszawie, postaram się Ciebie odnaleźć. Ale to dopiero w styczniu. Ale. Teraz jestem na kampanii w cukrowni Mełno. Jako główny wagowy”. Płaca licha. Ale jakoś idzie. 3 miechy iz dwa zlecą. Ludzi tu brak. W magazynach cukru pracują ze znakiem ZK. A na tyłach wojsko. Za to można gorzałki pogolić sporo. Stąd praca ta m.in. ani do „pisata”, ani też do „czytata”. Serdecznie pozdrawiam. Ściskam prawicę — Bruno. Y. pozdrawia i brodę Ci prostuje! 270  238. DO PIOTRA MULDNERA-NIECKOWSKIEGO 9.10.[19]73 Wielebny! Wróciliśmy (z całą rodzinką) ze Świecia. Byli my po zakupy: na zimę. Mam ten tydzień do południa. Ale w przyszłym, choć po południu — na meczu Polska — Anglia będę w domu. To wpadnij. Bo tak to wracam najwcześniej ca 21.00. Jakoś idzie. Byle do 3. Króli. „Fakty 73” z Twoim wierszem w załączeniu. Wiersze z pomysłem. Ale jeszcze im brak szlifu. Myślę, że te Twoje łamańce słowne wyprowadzą Cię na manowce. Nie przeginaj pały! Czasami siedzą elegancko. Ale też miejscami nie trzymają się kupy i wyglądają sztucznie. Przemyśl toto. Warto! Kupiliśmy adapter „mister party” (licencja „Telefunken”) i płytę M. Grechuty z „moją” pieśnią „Gdzieś w nas”. Trudno coś o tym powiedzieć. Czegoś tam brak. Ale i to dobrze, że kilka linijek pójdzie inaczej w świat. Co do „Niejakiego Piórki”, to zrób, jak chcesz. Ja chyba tę adaptację zrobię. Ale Ty możesz także. Tu nie ma przecież ograniczeń. Cieszę się, że z tym słuchowiskiem coś się w NRF kręci1. Oby to wyszło jak trza. Zrobiłem w Toruniu spotkanie z E. Redliriskim. Na 12 lub 13 X. Ale nie odpisuje. Nie wiem więc, czy przyjedzie. A tak to stale jestem w rozjazdach. Trochę czytam. Mniej piszę. Tkwię Pozdrawiam najserdeczniej (Irena także, i oczywiście Małgosię!) — Bruno PS. Jeżeli możesz, 2 sprawy: 1) — weź od K. Karaska moją rzecz pt. „Wojaczek, o którym trochę wiem”, 2) — pocztą — za zaliczeniem). Na kopercie dopiski: „Druki”, ( — Sprawa tej rzeczy od Karaska — b. pilna! — ukazał się A. Bursa — koniecznie kup sobie! — ukazała się 271 Wojaczka „Nie skończona krucjata” — II wyd. — kup! wiersze G. Piatnikowa (Wyd. Łódzkie). ‘ Chodzi o Słuchowisko Piotra Muldnera-Nieckowskiego. 239. 	DO EDWARDA REDLIŃSKIEGO [Grudziądz], 2 I [19]74 Wielebny! Dzięki za życzenia. Byle zdrowia i takiegoż pomyślunku w tzw. twórczości — oczywiście tobie naj życzę! Pozdrawiam serdecznie. Grabie ściskam. No, i oby do zobaczenia (tylko Abyś z gęby nie zrobił sobie warszawskiego wafla!). — Bruno Basię pozdrów — za rów!? PS. Nie wiem co w „Kult”, z moimi 2. rep. (?). Jeszcze muszę zapłacić za 10 dni aresztu w Białymstoku!!! Po lewej, pionowo do tekstu, dopisek: „tu nie ma wszystkich razem” Kartka wykonana z opakowania do świec choinkowych. Na odwrocie — wokół ostrzeżenia: DO OŚWIETLENIA CHOINKI NIE UŻYWAĆ ŚWIEC PARAFINOWYCH I OGNI SZTUCZNYCH — dopisek Bruna: „= PIEŃ SZCZEROSŁUGA = MIAST BRATERSTWA — KONFLIKT KRWI!” 240. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 21.2.[19]74 r. Wielce Zwirowiany! Nie mogłem. U Jerzego w W-wie zległem, ale wyrwał mnie z obolałego snu. Taszczył po W-wie za jakimiś 272  groszkami... Pić jeszcze trochę mogłem, ale już jeść nie. A potem kupił mi bilet do Grudziądza. Mieliśmy się rozstać w Kutnie. Czyli ja miałem przesiadać. A z Kutnem to mi się źle kojarzy, więc jechałem dalej — do Poznania. Pociągu do Ciebie nie było. A ja byłem „żywy trup”! Zadzwoniłem do Kry. Była doma, mogłem przyjechać. Ona myślała, że pogadać, a ja zaraz w wyrko. I ległem na strychu. Leżałem na tym madejowym łożu noc, dzień, noc aż do południa. I chyba bym leżał tam jeszcze tyle czasu, ile już, ale Jerzy mnie zdarł z łoża i pojechaliśmy gapą na dworzec. I za 4 min. był pociąg do Bydgoszczy. No, to pojechaliśmy! On jeszcze miał na bilet z Byd. do W-wy, a ja już do Grudziądza nie. No, ale nad Brdą być, to jakoś się zda. I wyobraź sobie, spotykamy Kazia, i ja o grosz, czyli 0 3 dychy proszę, a on mi pokazuje pełną torbę półlitrówek żytniówki. Wernisaż! Nowackiego A. No, to poszliśmy! Bałem się. Nogi mi się z ciemna ugięły. Ale po kilku małych byłem na nowo. Pojechałem ostatnim PKS (o godz. 21.40). Mimo że stawiali mi hotel, dupy były otworem 1 gorzały na... 3 dni (bo od rana tak by było!). Pojechałem. I do tego czasu, gdy wlazłem do domu, jeszcze nie wyszedłem poza. Jestem już niby w sztosie! Czasami żyć się nie chce. Potem słonko błyska i warto. Jeszcze nie doszedłem do siebie po tzw. podróży, a już mi urodziny wymyślili. Znowu trzeba było mistellę odkręcić. I tak stale! Albo też Mundek — kapitan — lekarz — zachodzi wykończony i zmartwiony, i skacowany! Chyba go z WP zwolnią. Chyba też się rozejdzie ze swoją — niemotą Danutą... Gdy wróciłem, czekała na mnie korekta z „Ossolineum”. W zapowiedziach wydawniczych jest I kw. br. Gdzieś na kwiecień powinien się ukazać. 36 wierszy. Tylko okładkę, którą zrobiłem — nie wiem, czy puszczą. Teraz tylko jeszcze ostateczną wersję „Dopokąd” z „Pojezierzem” ' ustalić... A potem za powieść (dali mi z KPTK roczne stypendium na to — po 2 tys. miesięcznie!). Chcemy robić przepierzenie pokoju, tak abym wziął sobie ten mały, bo 273  inaczej tzw. praca literacka to istny syf. A żeby pisać powieść, trzeba się gdzieś zamknąć! Innego wyjścia — nie — ma. Niedawno ostatecznie zapłaciłem za Białystok. Tak że stale coś koło dupy się plącze. Długów trochę mam „po Grudziądzu”. Myślałem, że za ten reportaż w „Faktach” mi trochę zapłacą, to pozwracam, a oni 710 zł. Toć to kompletne dno! Albo pomyłka, albo nie ma co pisać takich kawałków! Będę na zebraniu ZLP — 28 II w Byd., to się zorientuję dokładnie. I zobaczę, jak tam nasz Oddz. Wyd. Morskiego stoi. Bo źle się dzieje! O tym Zjeździe, a raczej tak obok, napisałem coś, co Ci na czytanie przesyłam. Może mi w „Faktach” puszczą, jako że o współpracę prosili... W „Twórczości” kilka moich wierszy wycofała cenzura! Proszę, gdy spotkasz, albo zrób to, Ł. D(...) — to poproś ją, aby mi wysłała swój tomik. I że chcę do niej napisać, a nie mam adresu! (warto się zająć!...). Gdybyś kiedyś mógł mi coś zorganizować w P., to przyjadę do Ciebie na 2—3 dni. I to prosto z mostu! I nie bądź zły na to, że nie przyjechałem doć. Byłem naprawdę lichy. Trup! I śmierdziały mi skarpety! — ha, ha! I te mongoły! Trzymaj się najmocniej. I zdrów bądź! Najserdeczniej Ci tego życzę i najpozdrawiam Twój Bruno Na kopercie dopisek: „(A rec. z Obarskiego była publ. w «TK» — czytałeś?)”. 241. 	DO EDWARDA REDLIŃSKIEGO [Grudziądz], 4.4.[19]74 Wielebny! Oba reportaże(P), które dałem do „Kultury”, już opublikowałem w „Faktach 74”. Myślę, że jako debiutanta i tak mnie nie traktowali, a oprócz tego to nie jestem 274 „redakcyjnym kolegą” ani też na takiego się nie chcę nadawać. Ciebie rozumiem, bo jesteś od tego z daleka. Zabieram się na „delegacje” i piszę reportaże. Może się w to wgryzę. Na razie jednak muszę pisać powieść (pt. „Jak już, to już”), bo mi dali stypendium. A i tak nie mam możliwości metrażowych (tv, dzieci, ), trzeba zrobić przepierzenie. Lada tygodnie wyjdą moje erotyki, to Ci przyślę. A na jesieni „retrospekcja” pt. „Dopokąd”. A tak to żyję. Jeszcze. W piątek, po 5. dniach polskich w terenie, wróciłem z rozbitym okiem. Ale widzę. Pozdrawiam najserdeczniej. I prawicę ściskam — Bruno 242. 	DO MIECZYSŁAWA CZYCHOWSKIEGO [Grudziądz], 16.4.[19]74. Wielebny! Krążyłem po kraju, więc dopiero doć piszę. Chociaż myślałem, że pamiątkę mi przyślesz. Ale szkoda Ci 25 zł, co? Mimo że obiecałeś!1 Moje erotyki lada dni będą na półkach. Ale zgodnie z taktyką nie przyślę — no, bo nie ma wteiwewte. A możeś się posmarkał o to, że coś tam przy żytniówce przygadywałem? Chyba nie jesteś prawiczką?! Ściskam, pozdrawiam — Bruno 1 Chodzi p tom wierszy Czychowskiego Lasem, losem, zboczem życia, Gdańsk 1974. 275  243. 	DO BOŻENY PALUS 16.4.[19]74 r. Wielebna Wielce Bo — Żeno! Najpierw adres J. Świątkowskiego — W-wa, (02-017), Al. Jerozolimskie 119 a (...). To on był z jakimś plastykiem, ale się z nim nie widziałem. Przez prawie dwa tygodnie krążyłem po Grudziądzu i okolicznościach. Kilka dni temu dopiero dowiedziałem się od siostry, że ktoś dzwonił z W-wy do ciotki Wandy. Ale to wszystko. Ja telefonu nie mam. A z ciotką Wandą mam tyle wspólnego, „co” z tym, że była moją w czasach okupacji chrzestną. Kontaktów nie utrzymujemy tzw. bliskich. Ale Helenka Czemisow mi kiedyś napomykała o tym, że masz niby przyjechać. Tyle że ja Jej mówiłem, aby Ciebie wzięła pod pachę i przyprowadziła do mnie. No, widzisz — tak się nie stało. A chciałem się z Tobą zobaczyć. Bo ten mój ostatni pobyt w W-wie był — obok eleg. miejsc m.in. z Tobą — koszmarnym monopolstwem. Dobrze, że w końcu wyszedłem, czyli wyjechałem cało. I to z nie byle kim, ino z samym Chlebnikowem, za którego pobiletność Ci bardzo — naj dziękuję! Najserdeczniej pozdrawiam Prawicę ściskam — Bruno PS. Pozdrów Wąglów P. i WL — chyba są zdrowotni? Bo niech im tak będzie! — Lada dni ukażą się moje erotyki pt. „Jesteś dla mnie taka umarła” (w „Ossolineum”). Jak mi pode drogą nie rozkradną — to przyślę. Co to jest za pismo „Jestem”? Pchnij do mnie egzemplarz — bom nie wiedział 276  244. 	DO JERZEGO ŚWIĄTKOWSKIEGO 25 V [19]74. Wielebny! Zlądowałem w poniedziałek o 20.40 na Kalinkowej. Nie pamiętam, jak to się stało, żeśmy się pogubili! Toć to istny cyrk i jajcenbal. Czy chociaż wziąłeś ten mój woreczek z folii, w którym wiaderko dla Ani było? Jeżeli tak, to mi toto przyślij w jakimś kartoniku po butach. I paczkę tych papierosów „blijement”. Czy poszedłeś do tych szatni w sprawie ortalionu i chlebaka? Napisz! Ja znalazłem się w niedzielę u Stachury. Zdrzemnąłem się i o 6.00 rano w poniedziałek pojechaliśmy do Torunia. Zagadałem się przy barku i nawet nie zwróciłem uwagi, że to już Bydgoszcz. Tzn. oni wysiedli (chyba!). A ja bez grosza... No, alem już zdrów! Trzymaj się. Ściskam — — Bruno Janinie1 naj. dziękuję za gościnę! I pozdrawiam osobno! 1 	Janina — żona Jerzego Świątkowskiego. 245. 	DO BOŻENY PALUS 6.6.[19]74 Wielce w Bogu — Bożeno Nie wiem jak zacząć. Pośmiertna sylwetka — nekrolog po Ojcu był 26 V 74 w „IKP”. Żonie (Yrta) poleciłem, aby wysłała telegram na Tarczyńską. Ja wyjeżdżałem do Zalesia na tzw. reportaż. Miałem wrócić na drugi dzień. A ja zjawiłem się dopiero z 2/3 czerwca. Gdy wróciłem okropnie sterany (bo wylądowałem w Jarocinie, gdzie była „Ogólnopolska Wiosna Poetycka” — a Zalesie to koło Chełmży!), pytałem, czy telegram wysłała — bąknęła? chybnęła wargą? 277 — że tak. (Wiem, że żaden tele niczego nie odwróci!) Była i jeszcze jest na mnie zła. Bo wiesz, nie wiedziała, co z 2,5 roczną Anią zrobić. Bo tak to ja jestem pomoc domowa i cała organizacyjna podpora. Ale bez chwalby. I dziękować Ci nawet nie wiem jak, bo taki wróciłem zbity pies, że jeszcze trochę — a na widok chlebaczka, notesika i pieseczka — łzę bym upuścił. Ale jakoś zagryzłem ostatnie zęby... I za książki dzięki. Oj, co to będzie, gdy się spotkamy, oj, co to będzie. Bo co to ja mam Ci teraz pisać „mądrego”? Gdy będziemy razem u Was chyba, to zrobimy zaduszki ku W. W.1 najserdeczniejsze, bo to był — na ile się znaliśmy — bardzo dobry człowiek! Gdy tylko wrócę do normy, to porozglądam się i napiszę antykwarycznie może, ale... Pozdrawiam Was najserdeczniej, prawice ściskam — Bruno 1 Władysław Wągiel — teść Bożeny Palus, literat wywodzący się z Grudziądza. 246. 	DO BOŻENY PALUS 17.6.[19]74. Najwiełebna Bożeno! No, no... Pracujesz ale w red. „Jestem”, to i chyba musisz się utwierdzać. „Człowiek nie potyka się o góry, lecz o kamienie”. Kto to napisał i gdzie — nie pamiętam. Ale słuszność. Chyba że jak ten — ta w „totku-lotku”, co nie biorą tego — życia? — poważnie?! Gra! tka, ha. Ja nie gram. Trzeba (choć tego sobie wmawiać nie da rady!) umieć śmiać się z własnego trupa. Łączyć pogrzeb z weselem! Przecież jedno i drugie szybko mija — i jest wte i wtamte. Żyć trzeba całą gębą! Przyciężkawo tedy — ale honornie! — Bruno 278 PS. Od lutego współpracuję z „Faktami” i raz w m-cu publikuję tam „reportaż”. Wierszyk ten napisałem kilka lat temu. Tyle że prawdziwy... Zaliż proza to? — proza to? — proza to? chyba — ale nie to Brak załączonego (jak wynika z treści listu) wiersza. 247. 	DO PIOTRA MÜLDNERA-NIECKOWSKIEGO 17.7.[19]74 Wielebny! Po 3 tygodniach + 2 nieważkości piłkarsko-dudleniowej wróciłem do normy, bo w międzypieni powyrywałem zbędne zęby i kazałem wlepić nowe. I mam — mogę się szczerzyć. Tylko nie za szczerze, bo klafta leży w szklance! Odparzyłem dziąsło. Na 22 lipca to chyba włożę. A tak to raz w m-cu piszę tzw. reportage. Może czytasz jeszcze „Fakty”? Czekam na korektę „Dopokąd”, które ostatecznie ukaże się w X. br. Z powieścią ledwo ruszam, ale zbieram materiał. I ciężko to idzie — bo trzeba po — wracać. Proszę, przyślij mi 5. nr „Poezji” — nie mam go i tu już nie dostanę! Napiszę, gdy wrócę ze Stegny! Ściskam prawicę Bruno 248. 	DO EDWARDA REDLIŃSKIEGO [Grudziądz], 29.7.[19]74. Wielebny Edku! To jasny szlag! Byłeś a ja po Tarpnie (dosłownie: w sobotę!) się ledwo obnosiłem. Wyszedłem 279 w piątek i dopiero wieczorem 22. (Lipca) wróciłem. Jak zbity pies (choć z psami jestem na ty). W domu coraz mniej się klei, ale co ja mogę, kiedy trzeba iść tam, gdzie się żyje naprawdę. Prawda, że gorzała za dużo przemawia, ale mimo że nie ma zarostu, jednak ją golą. Boleję, żeśmy się nie zobaczyli. Wisła blisko, to i kąpiel, i do garbarni w Tarpnie byśmy. Bo to nie tak łatwo nas razem spotkać. Ale myślę, że jeszcze to się stanie. Bo się tego chce!!! Mam stypendium i mam pisać powieść. Zresztą tak jest. Ale nerw nie mam teraz, tyle że „materiał” po głowie mi się patałęta. Nać! Ale się jakoś to pozbiera i może ten debiut prozą jakoś wyjdzie. Na razie idzie po palcach. 1.8. jedziemy z dziećmi do Stegny, potem malowanie mieszkania. Rok zacznie się szkolny, Ania na operację serca — toć to zmora i tylko kula w łeb. A że są dni, które nawet się chwali, to i warto dla nich żyć. Co? Zęby se wstawiłem i ponoć dobrze mi z nimi (jak literat! którzy mnie osaczają, gdzie się da i dupę obrabiają!). Ale to nic. Napisz co. Do mnie! Najserdeczniej pozdrawiam. Grabie ściskam — Bruno PS. Sławek rysował kiedyś. List pisany na odwrocie 3 rysunków Sławka (synka Bruna). 249. 	DO PIOTRA MULDNERA-NIECKOWSKIEGO [Grudziądz], 30.7.[19]74 Wielebny Piotrku! No, odezwałeś się! A „Poezji” (5) poszukaj, bo mi tego nru do kompletu brak nie mówiąc już, że go nie czytałem. Jutro jedziemy na 2 tyg. do Stegny. Gdy powrócimy, będziemy malować mieszkanie. Ostatnio dużo łaziłem (często groggy!) po Tarpnie i okolicach. Ortalionik 280  rzuciłem — jak wianek? — do Wisły. Bo ponoć — na razie! — lepiej, że on niźli ja bym do ujścia... Ledwo z tych kręćków (w Tarpnie i w Wiśle!) wylazłem. Żyję jednak. I co, te zęby sobie podleczyłem. A i nowe dać kazałem (zrobić!) i mam, i do twarzy mi jakoś. „Dopokąd” zapowiadają w „Zapow. wyd.” na październik. Lada dzień powinienem zrobić korektę. Co chcesz — topisz. Recenzję z „Jesteś dla mnie”1 napisz, a jeżeli chcesz ją rychło opublikować, to ją pchnij do „Tyg. Kult.” na nazwisko Mariana Pilota. Puszczą! Albo do K. Nowickiego wyślij do „Faktów”. Jak chcesz. Był u mnie E. Redliński, ale mnie nie zastał, bo jak już w/p. byłem w oblocie (4 dni!). Szkoda, bo specjalnie zboczył z trasy! Na jesień wyszykuj mi jakieś spotkania w W-wie (u studentów np.!), to przyjadę na rozmowy... Czytam J. Jonesa „Stąd do wieczności”. Z poezji najnowszą dobrą rzeczą (nagroda „Piwa...” za rok 74!) — wiersze (4) E. Lipskiej1  2. Złap za „garb” Karaska i mu powiedz, żeby mi odesłał moją rec. z tomiku Z. Prussa, to ją zaraz opublikuję w „Tyg. Kult.”. Bo nie mam kopii! Bo moje opow. „Szachownica” (z r. 60) na pewno zasrali3. Ciul im w dupę. Nie wiem, czy mi puszczą mój rep. o Grudz. pt. „Jedynką do Tarpna”. Jeżeli tak i bez skreśleń, to będą jajca. Powinien być (może już jutro?) mocny! Zobacz! Bo ja dostanę ten numer dopiero za kilka dni. I tak mnie zewsząd osaczają, ale to na mnie robi odwrotne „wrażenie”. Ściskam najserdeczniej — prawicę Bruno Małgosię uściskaj przez moje nowe zęby i po — [...] Bruno 1 O tomiku Jesteś dla mnie taka umarła. Recenzja nie była drukowana. 2 Ewa Lipska, Czwarty zbiór wierszy, Kraków 1974. 3 W redakcji miesięcznika „Nowy Wyraz” zagubiono tekst Bruna. 281 250. 	DO PIOTRA MULDNERA-NIECKOWSKIEGO [Grudziądz], 5.9.[19]74 Wielebny Piotrku! Wczoraj byliśmy z Anią u kardiologów (ekg, fono itd.) w Bydgoszczy. Mamy tam jeszcze pojechać 24 IX. A potem dostaniemy przekaz do W-wy (tam trzeba mieć kontakt) lub do Gdańska (nasz rejon). Zdecydowaliśmy się na Warszawę. Tylko musimy ustalić drogę „wejścia” (skontaktujemy się z dr Schreyerem — mężem B. Dziekan, który w klinice pracuje) do prof. Chróścickiego. Myślę tedy, że w październiku się zobaczymy w W-wie. Głowa pęka, gdy o serduszku Ani pomyślę. Ale trzeba wszystko wyjaśnić. W każdym razie — chyba bez operacji się nie obejdzie! (?) Jak co — dam znać. Za 5. nr „Poezji” — dziękuję. Wysyłam Ci „Nurt” — może ktoś z „Twoich” interesuje się lotnictwem (jego historią) — oraz tomik wierszy, jakich i jak pisać nie wolno. „Ćwiercią” się nie martw. Ale szkoda, bo czas leci! Dobrze by było, gdyby w „N.W.” wydali ci taki arkusz! Aha, „NW” nr 6/7 dostałem w kiosku. Bardzo lichy!!! Ja teraz mało piszę. Wierszy tzw. prawie wcale. Wczoraj wysłałem korektę. Byków było ponad miarę. Z zębami dobrze. Od miesiąca jestem z nich kontent. Teraz jeszcze malowanie mieszkania (przeciąga się, bo to farb nie ma albo malarz fabułę nawleka) — od środy ostatecznie. Sted do mnie pisał. Wyjeżdża, tak. A jupę mi w spadku zostawił. Jemu przysposobiłem myśliwski nóż (jest u W.A.). Trzymaj się. Małgośkę pozdrów! Pozdrawiam. Pisz. Ściskam prawicę. Bruno PS. Nie mogę wydostać z „NW” mojej krótkiej rec. z tomiku Z. Prussa. Weź im to. Chyba że zgubili psubraty. 282  251. 	DO BOŻENY PALUS 17.9.[19]74. Wielebna Bożeno! Ucieszyłem się Twoim listem. Za wynurzenia „spięć’’. To już jest w tym życiu taka kołowatość (trucizna lepsza abo zdatny trup?). A może Ty — ja wiemy o tym i tamtym? Całą potarganą swojość staram się ukazać w moim wierszowaniu. Od środka samego. Siebie! Papka gazetowa i beretki są w tym tylko pobokami? Te erotyki — bo piszesz, że w roku 2 książki! — są wyborem z reszty, a „Dopokąd” niby nowe, a z przestrzeni od r. 58 do 72. Zamykam pewien okres twórczości. Najnowsze wiersze, których jeszcze nie napisałem (?) — zbiorę i być może wydam za 2—3 lata. Teraz... proza. No, ale poezja to wyłącznie to, czym żyję — w pisaniu oczywiście. Ale to tak na marginesie. Od dłuższego czasu chcę solo, ale nie mogę (!) się ruszyć. Gdy będę (—dziemy) w Wr-wie, na pewno się z Tobą skontaktuję. Rad bym Ciebie zobaczyć. Bo ostatnio (i po raz pierwszy?), to widziałaś mnie i ja Ciebie tzw. migiem i po psisku. Najpozdrawiam. Trzymaj się — Bruno Na odwrocie listu maszynopis wiersza pt. Klucz. 252. 	DO BOŻENY PALUS 3 X [19]74. Najboże! Dzięki za opis ku Kielonkom. Za popowrocie byłem 3 dni na tzw. szlaghu. I gdy po-wróciłem — dotąd z domu nie wychodzę. Mam za dużo potarganych nerw i głowę nie tu. Ale już dobrzeję. Na wyjazdy mnie ciągną — a ja nie mogę. Myślę, że się rozpuszczę jak psi bicz i będę najpew283 niej. Naczytałem się różnych przez te 4 dni duperel, że nawet nie wiem, skąd mam na głowie strup — ranę. A za listki dziękuję. Leżałem na podobnych w sobotę z rękami w ptakach i myślą na bakier. (Znasz St. Młodożeńca: „W cały świat, w okolą/pójdą pieśni z pola—/za ten kraj kochany/na wiek wieków — amen'’)- Muszę zabrać się za „Sztuczną nerkę”. A i wierz mi, że tyle rzeczy zostawiłem „na zastaw” w taxi, których nigdy już nie odnalazłem, bo nie znałem numeru! Stąd, co mogą „podejrzenia”? Ale oczy dobrze mieć na wodzy! Piszę mało, bom se-seple-niący i ręka krucha Całuję ale przez aster i ściany! — Pozdrawiam — Bruno (Picassa nie kupuj — tu mają go!) A były to „średnie” dotąd (?) „tokaj-furminty”. A co by było, gdyby np. „z Wisłąć się skumała...” 253. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz], 3 X [19]74. Wielce Zwirowiany! Po przyjeździe z W-wy — 3 dni byłem na „szlaghu”. Jeszcze dobrzeję. Ale nerwy chodzą tam i z powrotem. Mam materiał do reportażu o „sztucznej nerce”, ale jakoś głowa indziej się katulka. Z Y. też nie gadam prywatnie — ino służbowo. Siedzę w domu jak strach i Anię „organizuję”. Czytam różne rzeczy ode-do-de. Istny galimatyjas. Ale ochłonę... Szkoda, że nie mogę, kiedy chcę — wyrwać się z chałupy. Bo Ania! Matka teraz pracuje na 1/2 etacie, więc i „toto” odpadło. A tyle chciałbym po drodze wyrzucić. No, a do Ciebie tobym zaraz jechał. Bo spraw mam lik. Aż za. Czasami boję się, że i u mnie wszystko się zawali. Bo i czasami nie rozumiemy się z Y. I to już za często. Nie 284  mogę w domu odpowiednio pracować. I to mnie kładzie. A ruszyć się nie mogę. Jeżeli — to trza by wszystko rzucić. I tak Y. czasami napomyka o rozwodach. Bo i czasami, gdy się w teren — wracam podpity. Ale co ona wie, jak to tam bywa-lo. Potrzebowałbym trochę samotności (nie osamotnienia!). Cieszę się, że Twój tomik wreszcie się ukaże. Mój być może lada tydzień nadejdzie. Oczywiście — przyślę w pierwszej kolejności. Ale też gdy będę mógł, to zaraz do Ciebie doskoczę — Bądź zdrów! Najpozdrawiam — Twój Bruno I pisz do mnie! Na kopercie dopisek: „(Słucham M. Bernesa — pieśni?)” 254. 	DO PIOTRA MULDNERA-NIECKOWSKIEGO 8.10.[19]74 Wielebny Piotrze! W W-wie nie zobaczyliśmy się. Ty pod adres nie zaszedłeś. Mnie drogi gnały gdzie Indziej. Na przełomie X/XI chyba będę w W-wie. Bo Ania ma przekaz do Kliniki na Marszałkowskiej 24. Termin przyjęcia trzeba jeszcze z prof. Ch. ustalić. „Wyczuł” u Ani coś bliżej — jeszcze — niejasnego, że nie było problemu z „opieką”1. Napisz i podaj mi tel., pod którym mogę Ciebie znaleźć i adres w pracy. A tak to gadałem z K. Karaskiem. Twoja rec. z moich erotyków chyba w „NW” nie pójdzie (tak napomykał). Radzę Ci więc przesłać ją do Mariana Pilota — red. „Tyg. Kulturalnego”, ul. Grzybowska 6. Powinien Ci ją opublikować. Zresztą pchnij, gdzie chcesz. Zaczekam na „Dopokąd”. W domu mi się nie klei. Gdyby nie Ania, tobym dawno krążył po Polsce w ± D(rogach). Ostatnio 285 tracimy ze sobą „zrozumienie”. A i klepania domowego ogniska mam na jakiś czas dosyć. Nic nie mogę zrobić — chyba że ulotki!2 Pozdrawiam, ściskam prawicę Bruno PS. Ukłony dla Małgosi! 1 Na wypadek operacji. 2 List pisany na kartce z nadrukiem: ULOTKA, Leszek Przyjemski, Galeria „TAK”. 255. 	DO JERZEGO SZATKOWSKIEGO [Grudziądz, 13 listopada 1974] Wielce Zwirowiany! Ty mi jedno zdanie, a ja Ci... Ale (z)rozum. Zdaje się, że i mnie nerki o podłogę lub o płot gdzieś rzucą. Zaczynam czuć. Krew z nosa to fraszka. W ub. tygodniu 5 dni płynął we mnie „powiślak” (a 36 zł). A także żytnia wyborowa i piwo. Przebuliłem wszystko. Aż przykro. Chyba jestem potwór albo inne bydlę. W domu susza i bokiem oględziny. Dobrze, że Leon G. wpadł i coś zdążyłem mu podetknąć, bo „różne krawcy” by rozebrali, zwłaszcza że ręka... Szkoda gadać. Dla najbliższych nie wydolisz na „jabłuszka”. No, ale wszystko przede mną. Chyba się poprawię. Listów tu do mnie pełno. Mnie ręka nie idzie, gdzie trza i jak. Najściskam, pozdrawiam — Twój Bruno Poniżej naklejony nekrolog Zdzisława Polsakiewicza. 286  256. 	DO PIOTRA MULDNERA-NIECKOWSKIEGO 14 XI [19]74 Wielebny Piotrku! Gdy będę w W-wie zobaczymy się na pewno! Czekam na list z Kliniki (Marszałkowska 24), który wyznaczy termin podróży. A tak to ledwo z lichoty wylazłem, bom cały tydzień „powiślaki” (a 36 zł) bąblił w pobokach. I nerki już się buntują. No, no! Przepuściłem całe stypendium. Ale i „szewce piły”, i motocykliści, i sam Leon popróbował (bo w szpital do Łodzi mu spieszno było!). A miałem wykupić biurko. W domu na mnie spode łba. Cóż. Poezja nie dobiera sobie czasu. Jest i trzeba dawać wszystko. Z. Polsakiewicz umarł 11.11. Jutro pogrzeb. Szkoda. Żal. Ale i tak się niebawem „obaczym”. Chyba Czekam na tomik. Zabieram się — dzisiaj — do napisania czegoś o „nie istniejącej galerii «TAK»”. Pozdrawiam (tuś Małgoś!) serdecznie ściskam Bruno. 257. 	DO JERZEGO PLUTY [Grudziądz], 14.11.[19]74 Wielebny Jurku! No, gratuluję. Myślę, że warto było pisać o Worcellu1. Dziękuję za książkę. I chyba kawał człowieka w nim. Gdy będę u Was, to i może z nim porterek obalimy — co? No i widzisz — exlibrisy się sypią. Ode mnie jeszcze też doleci! Te „Fakty” prześle Ci Sobocki. Dzisiaj wysłałem mu „rozkaz”. Bo sam od soboty (popołudnia!) nie wychodzę z domu. Cały uprzedni tydzień bąblowałem w pobokach. Grosz stypendialny puściłem i spode łba teraz w domu na mnie patrzą. Czasami to i chyba wyłazi ze mnie jak nie potwór, to jakie inne bydlę Czekam na tomik. Umarł Z. Polsakiewicz. Jutro jego pogrzeb. Dym w Wiśle i dni do góry. Pozdrawiam Was (z Magdą; najserdeczniej — Bruno 287 PS. Zaczynają nerki dopierdalać, oj, oj,...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Szatkowski, Jerzy, Szczepaniak, Czesław M. (wyb. i oprac.) 1989. Ryszard Milczewski-Bruno, Warszawa : Czytelnik
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
czasownik

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.