niebyłość

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) ZP LSW. Warszawa, Al. Jerozolimskie 123  A. 4311 J poeci trzech pokoleń  Bolesław Leśmian Leopold Staff Julian Tuwim Antoni Słonimski Jarosław Iwaszkiewicz Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Władysław Broniewski Julian Przyboś Konstanty Ildefons Gałczyński Mieczysław Jastrun Józef Czechowicz Artur SANDAUER poeci trzech pokoleń Wydanie czwarte rozszerzone LUDOWA SPÓŁDZIELNIA WYDAWNICZA  Obwolutą, okładkę, kartę tytułową projektował WOJCIECH FREUDENBEICH Wycofane, rc zbiorą > BiblioteKi Public, m.st. Warszawy Cfcyl . Mcuiccw* n LUDOWA SPÓŁDZIELNIA WYDAWNICZA 1973  POŚMIERTNY TRYUMF MŁODEJ POLSKI (Rzecz o Bolesławie Leśmianie) WSTĘP. ROMANS Z NIEBYTEM. ROZPAD KOSMOSU. DRAMAT EGZYSTENCJALNY. ANTYSYMBOLISTA WSTĘP Pierwsze lata niepodległości to okres — jeśli o poezję chodzi — niezwykle bujny. Na przestrzeni paru lat ścierają się aż trzy pokolenia. Wydarzenia artystyczne następują po sobie w przyśpieszonym tempie. Nie zdążyli jeszcze Staff czy Leśmian wydać swych najcelniejszych zbiorów, gdy już w centrum uwagi znajdują się skamandryci; nie zdążyli skamandryci zainstalować się na dobre w opinii, gdy już awangarda atakuje ich za brak nowatorskich ambicyj. Jeśli i tych pomawia ona o tradycjonalizm, cóż rzec o jej stosunku do progrobowców Młodej Polski, rzeczywiście nieco muzealnych w dostojnych szatach swych archaizmów? A jednak spośród nich właśnie wyjdzie najwybitniejsze dzieło poetyckie dwudziestolecia — twórczość Leśmiana; sukces tym bardziej godzien uwagi, że osiągnięty w ramach estetyki już przebrzmiałej. Jakim sposobem — powstaje pytanie — możliwa jest wielkość tak zapóźniona? Aby na nie odpowiedzieć, spróbujmy scharakteryzować owo prześcignięte przez historię pokolenie. krytycy, którzy tyle uwagi poświęcają sporom 5  awangardy ze Skamandrem, zbyt często zapominają o wcześniejszych — Skamandra z Młodą Polską. Głośny niegdyś protest szesnastu przeciw Wiośnie — dytyrambowi Tuwima, tryumfalny wiersz tegoż o „durniach w pelerynach” 1 — wszystko to poszło w niepamięć, zatarte przez późniejsze przymierze. Dzieje liryki międzywojennej zwykło się zaczynać od -występu w kawiarni „Pikador”, to jest od listopada roku 1918. Dla poetów Młodej Polski data nie stanowi jednak żadnego przełomu. W początkach dwudziestolecia obstają oni nadal przy swoim, tworzą pisma, usiłują pod zmienioną nazwą wskrzesić sam kierunek, znajdują kontynuatorów. Program ekspresjonizmu głosi na terenie poznańskiego „Zdroju” nie kto inny, jak właśnie Przybyszewski1  2, Kasprowicz jest bożyszczem regionalistów z beskidzkiego „Czartaka” 3, zresztą i religianctwo tych ostatnich to dalszy ciąg katolicyzmu, modnego wśród postarzałych poetów Młodej Polski. Albowiem dawni ci libertyni ewoluują teraz w kierunku Kościoła: były satanista Przybyszewski oświadcza, że „nie ma ani jednego (wybitnego) utworu, który by stał w sprzeczności z -wielkimi prawdami, objawionymi w nauce Chrystusa” 4; Kasprowicza — z chwilą gdy „przestał wadzić się z Bogiem” — adoptuje endecja; Staff z Kwiatków św. Franciszka 5 czerpie natchnienie do wierszy o „małych ludziach” 6. 1 J. Tuwim: Dziesięciolecie, w: Dzieła, t. II, Warszawa 1955, s. 49. 2 Zob. S. Przybyszewski: Ekspresjonizm a Słowacki i Genesis z ducha, „Zdrój” 1918, t. IV, nr 1. * Czasopismo „Czartak” wychodziło w latach 1922—1929 pod redakcją E. Zegadłowicza w Wadowicach. 4 S. Przybyszewski: Obrachunki, „Zdrój” 1920. 5 Przekład ich wydaje w 1910 r. ; * Zob. cykle Caritas i Malt ludzie. 6 Franciszkanizm bowiem — oto owa ludowa odmiana katolicyzmu, ku której sterują dawni obrazoburcy młodopolscy. Ulubioną ich postacią staje się wiejski prostaczek, kojarzący niepokaźność ze świątobliwością. Niektórzy krytycy widzą w tym ostatnim prekursora Tuwimowskiego „szarego człowieka”.7 Jest on jednak raczej jego odwrotnością. Tuwim traktuje przecie swojego bohatera z sarkazmem, gdy oni odnoszą się do swojego z rozrzewnieniem: jego brzydota to zasłona, rzucona na duchowe piękno. Ba! Na dualizmie podobnym opiera Staff opis przedmiotów najbardziej powszednich: kiedy w Ścieżkach polnych opiewa kartofle, gnój czy psa podwórzowego, odwołuje się również do franciszkańskiego kontrastu między niepokaźną formą a wzniosłą treścią.8 Kontrastem podobnym tłumaczy się rozmiłowanie tych poetów w tematyce dziadowskiej. W Powsinogach beskidzkich Zegadłowicza zduny i druciarze, kamieniotłuki i świątkarze wykonują po śmierci — pod rozczulonym spojrzeniem świętych pańskich — nadal zbożny swój zawód. Tematyce tej, którą epigon Zegadłowicz przejął bez zmian od młodopolskich mistrzów, nadaje Kasprowicz w Moim śuńecie charakter bardziej osobisty. Nie bez kozery najczęstszymi bohaterami tego zbioru są — spokrewnieni profesją z autorem — śpiewacy, grajkowie, kobziarze. Również i podtytuł: „Pieśni na gęśliczkach i malowanki na szkle”, wskazuje na identyfikację poety z tymi postaciami. Jest w tym rodzaj samousprawiedliwienia: podobnie jak rzępolący niezdarnie grajkowie, tak i on wyrzeka się wyniosłego kunsztu dla serdecznej pro7 „Liryka, konstruująca bohatera-prostaczka, była bezpośrednim łącznikiem między Tuwimem a poezją modernistyczną” (M. Głowiński: Tuwim a polska tradycja literacka, s. 104). 8 Zob. następny szkic o Staffie, s. 36. 7  stoty. Jest jednak i pycha: te dziadygi chodzą przecie w aureoli zbawienia. Ich muzykowanie nie jest może doskonałe, ale za to — ileż w nim świętości! Słowem, Kasprowicz — zdając sobie sprawę z przestarzałości swej sztuki — stara się uprzedzić ewentualne zarzuty krytyków. Jeśli w przededniu tryumfu Młodej Polski, w 1899 roku, potrafił z pozytywisty przedzierzgnąć się w poetę metafizycznego, zyskując tym poklask u prasy modernistycznej i przygotowując grunt dla późniejszego przecenienia Hymnów9, to na powtórną przebudowę warsztatu już go nie stać. W Moim świecie (1926) obstaje przy — mocno już teraz spełzłej i wytartej — poetyce młodopolskiej.10 Franciszkanizm pozwala mu jednak niedostatki te przedstawić jako zalety: zaniedbanie formy wskazuje przecie na wzniosłość treści. Na klęskę swego pokolenia, która jest po wojnie faktem dokonanym, dwaj wymienieni pisarze reagują więc w sposób całkowicie odmienny. Staff reformuje stopniowo swój warsztat, wprowadza doń nowe elementy i — niczym feudal, który zamiast zrzec się przywilejów woli je rozszerzać na warstwy niższe — nobilituje kartofle i gnój, murarza i kelnera. W latach trzydziestych objawia się on już jako skamandryta, podejmujący motywy i stosujący technikę swych byłych uczniów, Tuwima i Wierzyńskiego, ów fin-de-siecle’owy intelektualista chce się teraz przedzierzgnąć w witalistę, ów człowiek z natury umiarkowany marzy o żywiołowości. Cała jego poezja zresztą to fl Sygnałem dezercji był — opublikowany w r. 1899 — wiersz Byłeś mi niegdyś bożyszczem, o tłumie..., przyjęty z rozgoryczeniem przez krytykę pozytywistyczną, m. in. przez P. Chmielowskiego w jego Najnowszych prądach poezji naszej (Dane te zawdzięczam pracy mojej studentki, p. Elżbiety Laskiej). 10 Zob. takie wiersze jak Pani Pawłowa, Sybaryta itp. 8 pochwała nierefleksyjności, wygłoszona w języku refleksyjnym. Podczas gdy on zmienia w ten sposób swój warsztat, to Kasprowicz, przeciwnie, pozostawia go niezmienionym, a nawet poniekąd go „zapuszcza”, sugerując zarazem czytelnikowi świątobliwość tego zaniedbania. Obu prześcignęła historia: pierwszy godzi się na wtórność, drugi wybiera fałszywy monumentalizm. Czy możliwa jest jednak — pytamy po raz drugi — w ramach przestarzałej estetyki — wielkość autentyczna? Na pytanie to da nam odpowiedź analiza twórczości, która problematykę młodopolską podejmie raz jeszcze — tyle że negatywnie i parodystycznie, akceptując jej klęskę i czyniąc z niej swój punkt wyjścia. Mam na myśli twórczość Bolesława Leśmiana. ROMANS Z NIEBYTEM Twórczość Leśmiana wydaje się całkowicie oderwana od biografii. Podkreślają nieraz krytycy, jak luźnie łączy się życie Kafki z jego dziełem.11 A jednak pewne dane o nim — to na przykład, że był urzędnikiem bankowym czy że cierpiał od ojcowskiej tyranii — niezbędne są dla zrozumienia Procesu czy Zamku. U Leśmiana przepaść między człowiekiem a artystą jest na pierwsze wejrzenie bezdenna. Bezpośrednio do autobiografii nawiązuje kilka zaledwie wierszy11  12, a i w nich trop po chwili się gubi i rozwiewa w metafizyce. Co uderzało współczesnych, to raczej kon11 „Franz Kafka ist ein Dichter, der seine Erfahrung so vollkommen ueberwaeltigt hat, dass der Rueckgriff auf das Biographische ueberfluessig ist” (M. Walser: Beschreibung einer Form, Carl Hanser Verlag, 1961). 12 Poeta, Wspomnienie, Trupiągi, Do siostry, Ubóstwo. 9  trast między niepokaźną osóbką autora a wybujałym erotyzmem i zawadiacką slowiańskością utworów, kontrast, który — nawiasem mówiąc — budził nieprzepartą wesołość. Przyjrzyjmy im się jednak bliżej: czyżby rzeczywiście Leśmian był u nich aż tak nieobecny? „Taki szczuplutki — pisze o nim biograf — niepozorny człowieczek. Małe, zaciśnięte usta i wąsik, smutne oczy. Rudawo-szpakowaty, łysiejący.” 13 Już powyższy wizerunek daje wgląd w źródło tej poezji, której twórca był prawie że karzełkiem. Do ułomności nawiązuje bezpośrednio zawarty w Łące cykl Pieśni kalekującyćh. Autoportretem jest tu między innymi odtrącony przez dziewkę podwórzową beznogi nędzarz z Zalotów, w którego okrzyku: I Wszak musi ktoś pokochać to, co już się stało — I ten wózek męczeński i korbę zbolałą, I żądzę w resztach cielska, jak w zgliszczach poczętą... Śmiech mię bierze! O, gdybym ziemię nieobjętą ; Mógł uderzyć raz w życiu zdrową, silną piętą I widzieć, jak zdeptana pod stopą wygląda! nietrudno się dopatrzyć wyznania osobistego 14. Jeżeli tematem Zalotów jest ułomność, to o kompensacie za nią mówi inny wiersz Pieśni kalekujących pt. Ręka: 1S Z. Jastrzębski: Siadami Leśmiana, „Kamena” 30 X 1962. 14 Ustęp, gdzie nędzarz szuka kogokolwiek, kto by chciał przyjąć jego uczucia: Niech wóz się potoczy Na przełaj — tam, gdzie właśnie ode mnie z daleka Ktokolwiek, zwierz lub robak, na mą miłość czeka! rzuca światło na tendencję poety, aby za brak miłości ludzkiej szukać wynagrodzenia w przyrodzie. 10 Podczas gdy ciało w mąkach żebraczego postu Kurczyło się, jak ochłap wyschłego moczaru, Ręka ma w samowolnym obłędzie rozrostu Wszerz i wzwyż potworniała od żądzy bezmiaru. [ ] Przekroczyła mych kości zbolałe granice, Przerosła moją duszę, sumienie i łoże... Podobnie jak narząd uchwytu, ręka rozrasta się tutaj, aż przekracza „duszę, sumienie i łoże” właściciela, tak u Leśmiana wybujała odwrotność ręki, wyobraźnia, ów organ poznawczy niebytu, chwytający to, czego nie ma. Potęgę jej określa dystans wobec rzeczywistości; jednostką miary jest ilość stuleci — potrzebna, aby ziściły się jej marzenia. U niego znalazła się ona w opozycji tak biegunowej wobec życia, że zyskała charakter absolutny. Czyż dziwić więc może ów — tak zabawny dla współczesnych — kontrast między człowiekiem a artystą, który sprawił, że — aby twórczość zyskała uznanie — twórca zniknąć musiał? Byłoby raczej dziwne, gdyby autor Swidrygi i Midrygi był czymś więcej niż „szczuplutkim, niepozornym człowieczkiem”, gdyby ów demiurg nie był na co dzień — notariuszem. Prawom tym podlegał on również w tym, co najbardziej osobiste, w swej erotyce, której metodą była wyobraźnia, terenem — nicość. W jego wierszach pojawia się raz po raz zagadkowa postać „niebyłej dziewczyny”. „I jak dążyć do ciebie — do niebyłej dziewczyny” — mówi w Panu Błyszczyńskim. Ona to „chce się stworzyć” w Balladzie bezludnej, ona przypomina śpiącemu, że „mu się tylko śni”, jej to płacz rozlega się zza muru marzeń 15, ona — po długotrwałym nieistnieniu — przestaje istnieć raz jeszcze w Panu Błyszczyńskim. Ten ostatni — pisany już w póź15 We śnie, Dziewczyna. 11  nym wieku — poemat jest rodzajem sennego exegi monumentum, gdzie — rozstając się z nie istniejącą przez tyle lat kochanką — tytułowy bohater opowiada, jak „zakochał się w niej podczas jej niebytu”, ba! daje zarys jej portretu: Rzęsy miała dosyć złote, by rozwidnić blaskiem rzęs tych Dno zmyślonych jezior, gdzie mży śmierć zmyślona, 1 , , , 1 Próżno szukam w jej warkoczu źdźbeł istnienia, snu okruszyn Próżno chcę ugłaskać pozłocisty kędzierz... Owa niebyła dziewczyna występuje niekiedy jako zmarła: Czemuż tak wątpisz o zmarłej? Wszak już do cudów nawykam, Miłości jestem posłuszna i szczęściu się nie opieram! I czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej zanikam, I czuję twe pocałunki i coraz bardziej umieram. (Rok nieistnienia) czy zabita: Czemuś zabił dziewczynę w ogrodzie? Nie zabiłem, lecz kochałem. (Co w mgłach czyni żagiel na głębinie) Wszystkie trzy te wcielenia to mają wspólnego, że ich na równi nie ma. Słowem, motywy nekrofilii czy sadyzmu służą tu jako kamuflaż; mniej prawdopodobne życiowo — są tym samym literacko strawniejsze. Motyw autoerotyczny — jako bliższy rzeczywistości — byłby obyczajowo drażliwszy. Stąd ani w Sadzie rozstajnym (1912), ani w Łące (1920) nie waży się jeszcze poeta wskazać nań bezpośrednio. W Sadzie rozstajnym ubiera go w szatę baśni: Sindbad-Żeglarz — „że mu się dziewczę upatrzone wzbrania” — rusza w podróż i znajduje na czarodziejskiej wyspie nie istniejącą kochankę. W Łące wyraża go symbolem: obok miłości 12 cielesnej i duchowej — mówi w wierszu Trzy róże — jest jeszcze „róża trzecia”, czyli związana z niebytem erotyka czystej wyobraźni: A jeśli jeszcze, prócz duszy i ciała, Jest w tym ogrodzie jakaś róża trzecia, Której purpura przetrwa snów stulecia... (Trzy róże) Ilekroć zagadnienia te poruszał wprost, maskował je — kobiecym pseudonimem. „Bo któż mnie kochać potrafi zgadliwiej — Niźli ja sama?” — zapytuje pieszczącą własne ciało przed zwierciadłem dziewczyna.16 Panna Anna znów spędza noc z posłuszną wszelkim jej zachciankom kukłą drewnianą.17 Słowem, zamiana płci służy tu jako maska, zarzucana przez autora na drażliwe sprawy osobiste. Zarówno stosunki z urojonym partnerem czy partnerką, jak ich opis nie należą, oczywiście, do rzadkości. Unikatem stają się dopiero wtedy, gdy obiektowi ich przypisać tożsamość, gdy się w nim — zakochać. Obdarzamy go wówczas jakąś półrealnością z pogranicza bytu i niebytu, wkraczając w domenę średniowiecznych demonologów, studiujących akty erotyczne, spełniane na imaginacyjnych sukkubach czy inkubach. W dawniejszej literaturze sprawy te na ogól kamuflowano — już to przedstawiając je jako normalnie heteroerotyczne, już to relacjonując je tak, jak się zwykło po obudzeniu opowiadać sny — w sposób trzeźwy, który odbiera im pierwotną intensywność. Ten typ erotyki właściwy jest na przykład i Słowackiemu, i Rousseau. Pierwszy, którego stosunek do kobiet wykazywał — wedle Słówek Boya — duże 18 	Dziewczyna przed zwierciadłem. 17 Panna Anna. 13  „mankamenty”, starannie te sprawy w swej liryce miłosnej kamuflował; drugi jawnie się do nich w Wyznaniach przyznawał, odbierając im jednak halucynacyjny ich charakter. Pierwszy przedstawia je więc jako nazbyt rzeczywiste, drugi — jako nazbyt nierzeczywiste; żaden nie wydobywa ich — półrealności. Naśladujący — w młodzieńczym Sindbadzie — Słowackiego, Leśmian znalazł później wyjście pośrednie. Ulepił mianowicie byt z tkanki niebytu, zindywidualizował sukkuba, stworzył pseudopartnerkę, której istnienie polega na tym, aby — śnić się. Zobaczymy, do jakich konsekwencyj filozoficznych doprowadziła ta — początkowo ściśle erotyczna — metoda. Nie, jakoby nie było w jego życiu i wielkiej miłości rzeczywistej. W Iłży, gdzie po pradziadku Sunderlandzie — owym mistrzu wyrobu porcelany, sprowadzonym ze Szkocji przez Staszica — pozostał za jego czasów dom z ogrodem, poznał w roku 1918 Dorę Lebental-Speerową, lekarkę dermatologa, bohaterkę cyklu W malinowym chruśniaku. Zachowane listy poety18 są pod tym względem dość wymowne; o uczuciach zaś strony przeciwnej świadczy zarówno ofiarność, z jaką Dora Lebental wyprzedała się, aby ratować zagrożonego w latach trzydziestych katastrofą finansową poetę 19, jak i to, że uciekając w 1942 roku przed zamknięciem w warszawskim getcie schroniła się do Iłży właśnie, miejsca pierwszych spotkań z poetą, aby tam umrzeć. A jednak to uczucie — tak silne i odwzajemnione — nie było wyłączne. Pozostawała tamta... Czyż nie 18 B. Leśmian: Utwory rozproszone. Listy, Warszawa 1962, s. 349—352. 19 Dependent Leśmiana, Adamowicz, nie odprowadzał przez wiele lat należności podatkowych do kasy państwowej, czym przyprawił Leśmiana o ok. 200 000 zł długu. 14 przedstawił siebie pod postacią Znikomka, który „dwie naraz kocha dziewczyny”20 — jasną i czarną? 21 — Ba! W wierszu Nocą umówioną usprawiedliwia się wobec istniejącej kochanki ze zdrady dokonanej z tamtą — niebyłą: Nocą umówioną, nocą ociemniałą Przyszło do mnie Ciszkiem to przychętne ciało. Przyszło potajemnie — w cudnej bezżałobie — Było mu na imię tak samo, jak tobie... Zajrzało po drodze w przyszłość i w zwierciadło — Na pościeli zimnej obok się pokładło... Nie ulega bowiem wątpliwości, że istniejąca wiedziała o tamtej — nie istniejącej. Być może, że właśnie ta niesamowita sytuacja dała poecie pochop do napisania jednej z najdziwniejszych swoich ballad, gdzie z widzialnym Jawrzonem toczy bój o dziewczynę niewidzialny Migoń.22 Mamy tu zakamuflowany przez zamianę płci — tym razem żeńskiej na męską — ślad swoistego unicum w dziejach erotyki, jakim jest rywalizacja o mężczyznę kobiety żywej — z upiorzycą. ROZPAD KOSMOSU Fenomenologiczna analiza wyobraźni, jaką w dziele Ulmaginaire daje Sartre, wiele może powiedzieć o poecie, który — jak się rzekło — był żywym jej wcieleniem. Cechę jej konstytutywną stanowi — zdaniem francuskiego filozofa — to, że swój obiekt zakłada jako 20 Znikomek. 21 Niebyła dziewczyna miała — jak wiemy z Pana Blyszczyńskiego — włosy złote, Dora Lebental — kasztanowate. 22 Migoń i Jawrzon. 15  nie istniejący. „Wyobrażając sobie Piotra — pisze — oglądam go za każdym razem w pewnej określonej pozycji: w profilu, en trois-quarts etc. [...] Jest to zawsze ogląd: chodzi o Pio^tą widzialnego, słyszalnego — z tym wszelako, że go ani widzieć, ani dotknąć, ani usłyszeć nie mogę. [...] Moje wyobrażenie o nim to pewien sposób, w jaki on dla mnie — w takiej a takiej odległości czy pozycji — nie istnieje. [...] Rzec zatem można, że akt wyobraźni zakłada niebyt.” 23 Ten zatem paradoksalny obiekt psychiczny autonomizuje Leśmian podnosząc go do rzędu bytu, zachowując mu jednak zarazem cechę — nieistnienia. Ulepiona z tkanki snu dziewczyna to nic innego, jak usamodzielniający się akt wyobraźni, który — w trakcie usamodzielniania się — zakrzepł, zatrzymał się w pół drogi na pograniczu wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości, twór sprzeczny i półrealny — z tych, co to „były — nie były”. Z jego paradoksalności zdawał sobie Leśmian sprawę, gdy — ustami pana Błyszczyńskiego — wołał do Boga: W twych przestworach coś się stało... Mgła o cud się dopomina... Z tamtej strony świata modlą się zawieje. I w tych strasznych bezczasach taka nagła dziewczyna Tak niebacznie poza życiem — cieleśnieje! Wysnuwając z tego poetyckiego dokonania konsekwencje filozoficzne 24, rzec można, że dostęp do niebytu, gdzie wydaje się tak doskonale zadomowdony, zapewniła mu właśnie — niebyła dziewczyna. Oczywiście, wyjaśniać wyobraźnię erotyką — to uproszczenie; równie dobrze można erotykę wyjaśniać wyobraź23 J. P. Sartre: L’Imaginaire, Gallimard 1940, s. 25. 24 „W tym wszystkim tkwi stanowczo jakaś metafizyka, której wypowiedzieć nie umiem” — mówił o swej poezji Leśmian (Szkice literackie, Warszawa 1959, s. 498). 16 nią. Stwierdźmy na razie — zdając sobie sprawę z jednostronności naszego twierdzenia — że niebyłą dziewczynę uznać można za model wielu ambiwalentnych przedmiotów, postaci czy czynności leśmianowskich, z których każda zdaje się oscylować między dwoma biegunami, być sobą i antysobą jednocześnie. Dla określenia ich używa specyficznych obojnaków twierdząco-przeczących, a więc wyrażeń złożonych, jak „zmora nie zmora”, „patrzeć nie patrząc”, lub też pojedynczych, zawierających w jednym słowie twierdzenie i przeczenie, jak „zaniepatrzyć się”, „bezpole”.25 Niebyła dziewczyna — jeżeli ją potraktować jako model — obraca wniwecz wszystkie znane kategorie egzystencjalne. Byt i niebyt, ściśle dotąd rozgraniczone, nachodzą na siebie, każdy przedmiot, postać czy czynność zawiera je w rozmaitych dawkach. Istnienie różnicuje się niejako podwójnie: pionowo i poziomo. Zyskuje — po pierwsze — różne potencjały: można istnieć — śniąc się tylko. „Śnię się — więc jestem” — oto dewiza niebyłej dziewczyny.26  * 28 Można też przesta25 To, że tego rodzaju wynalazki słowotwórcze stanowią również właściwość polszczyzny w ogóle, jest przykładem tajemniczej harmonii między poetą a językiem, który — pisze w liście do redakcji „Ponowy” z maja 1921 r. — „sam przez się zataja nieobliczalne w skutkach nakazy twórcze” i „pierwotniejąc” — narzuca poecie swoje zamierzchłe „śni mi się”. Z tych ogólnonarodowych form robi on jednak użytek specjalny, nadając im sens odmienny od potocznego — nie czysto negatywny, lecz ambiwalentny. Polskie „bezrybie” to brak ryb, ale leśmianowskie „bezpole, bezkrzewie, bezlesie” to pole, krzewy, las w trakcie wyłaniania się z mroku. Polskie „zaniemówić” to przestać mówić, ale leśmianowskie „zaniepatrzyć się” to patrzeć i nie patrzeć zarazem. 28 	U Leśmiana — inaczej niż u Kartezjusza — można myśleć, a nie być: „Boże — woła — nie skąp w obłokach błogosławieństw i kar Twych — Tym, co wiedzą, że ich nie ma — a chcą istnieć!” Poeci trzech pokoleń — 2 17  wać istnieć po raz wtóry i trzeci, konać — na raty.27 Śmierć ostateczna jest na dobrą sprawę niemożliwa 28; jak okiem sięgnąć, rozciąga się wielokształtne, nieprzejrzane życie 27 28 29 30. Z pionowym zróżnicowaniem idzie w parze — poziome: każdy przedmiot, postać czy czynność ma nie tylko odmienny potencjał, ma także specyficzny sposób istnienia. Aby specyficzność tę wyrazić, tworzy Leśmian — w oparciu o polską tradycję językową — szereg odimiennych czasowników, jak „wieczornieć, porannieć”, czy przysłówków, jak „leśno mi, polno, ruczajno” itp. Nie tylko istnień, także światów, zaświatów, czasów, bezczasów, wieczności — pojęć w zasadzie jedynych — jest u Leśmiana zawsze wiele; kategorie Kaniowskie dwoją się tu i troją. Jest w tym rozmnożeniu doza metafizycznego humoru. Spójrzmy jednak na nie nie tyle od komicznej, co — kosmicznej strony, spróbujmy mianowicie wyobrazić sobie ów kosmos Leśmianowski — niejednorodny, o wielu układach odniesienia, o wielu — rzekłbym — „okolicach” so. Las, ruczaj, 27 Jak owych „dwoje ludzieńków”, którzy najpierw umierają sami, potem dopiero — ich miłość, ich Bóg, ich świat. 28 „Bo nigdy dość się nie umiera” (Dziewczyna). 29 „Nawet w miazgach padliny, w tumanach bez treści — Jeszcze coś się mocuje, krząta i szeleści!” — pisze w Eliaszu. 30 Warto zauważyć, że na podobne „okolice” o lokalnych czasach i geometriach rozpada się i kosmos fizyki nowoczesnej. Jak owa dziewczyna wieczorem wieczornieje, tak i nieeuklidesowa przestrzeń „słonecznieje” w pobliżu słońca, zakrzywiając się inaczej niż gdzie indziej. Kosmos ten jest też — odkąd Einstein usunął zeń eter — pozbawiony jednolitego układu odniesienia. Rzecz znamienna, ze na dwa lata przed spopularyzowaniem teorii względności, w 1910 r. Leśmian poddał ostrej krytyce pojęcie eteru w jednym ze swych artykułów. „Przypomnijmy sobie — pisze — choćby tę jedną, nielogiczną baśń o eterze jako o ciele jednocześnie twar18  grobla, pole, wieczór, poranek — każda z tych „okolic” rządzi się odmiennym prawem, wymaga odrębnego słowa, narzuca specyficzne istnienie. Egzystencja dziewczyny z Nieznanej podróży Sindbada-Zeglarza podlega — zależnie od miejsca i czasu — lokalnym wariacjom. „Byłam — mówi o sobie — Rankiem — zaranną, wieczorem — wieczorną, Wobec bezkresów, jak one — bezkreśną, A wobec jezior, jak one — jeziorną... W polu mi — polno lesie mi — leśno, Dość mi wbiec w gęstwę, by stać się tam drzewną Zmorą, dębowi jakiemuś rówieśną!... Chodzi w gruncie rzeczy o wzajemne zbliżenie między przyrodą a człowiekiem, o to, aby uczłowieczyć pierwszą, odczłowieczyć drugiego. Pierwsze usiłowanie nie jest w poezji czymś nowym; nowy jest jedynie sposób, w jaki Leśmian to — przez samą konstrukcję obrazów — przeprowadza. Powiedzieć na przykład o pszczole, że „w słońcu myje się jak kot”, to ją paradoksalnie — przez zestawienie ze zwierzęciem — uczłowieczyć; tylko bowiem ludzie „myją się jak koty”. Powiedzieć o dziadydze, że „stanął tyłem do lasu”, to przypisywać lasowi magiczną osobowość; tylko do osób bowiem zwykło się stawać tyłem. Specyficznie Leśmianowskie jest natomiast usiłowanie drugie: dehumanizacja człowieka. Czyż nie jego dym i nieważkim... Czyż nie uczono nas tego nonsensu, czyż nie powtarzaliśmy go z pewnym uczuciem własnej, nabytej nagle mądrości? Czyż wreszcie nie ma on w sobie świętego nonsensu dogmatów religijnych? W zasadzie niczym się od nich nie różni, prócz — tylko tym, że jest mniej zrozumiały, stokroć względniejszy” (Z rozmyślań o Bergsonie, w: Szkice literackie, s. 32). 19  tworem jest ów „topielec zieleni”, który „odczłowiecza duszę i oddech wśród kwiatów”? Leśmian odbiera mianowicie człowiekowi to, co go dotąd najbardziej od przyrody dzieliło, jego pozycję centralną, prymat widzenia. Odtąd nie tylko on będzie patrzeć na nią, ale i ona na niego. Spoczywać będzie na nim odtąd jej „spojrzystość” 31, taką bowiem kombinacją „spojrzenia” z „przejrzystością” określa poeta jej wzrok nieludzki. Najwcześniejszy z jego tomów, Sad rozstajny, miał początkowo nosić znamienny tytuł: „Kwiaty widzące” 32; dopiero jednak w Łące widzenie takie staje się faktem. W zapowiadającym ją liście do Miriama z 1912 roku33 formułuje Leśmian swą przyszłą poetykę. Chcę — powiada — aby natura „zyskała możność spoglądania na mnie tak samo, jak ja w nią spoglądam”. A w wywiadzie udzielonym w 1934 roku Edwardowi Boyś: „Traktuję — powie — przyrodę tak, jakbym nie tylko ja do niej tęsknił, lecz i ona do mnie” 34. W poezji jego człowiek z podmiotu staje się przedmiotem. Rzecz dotąd niebywała! Po raz pierwszy nie my upajamy się wonią kwiatów, lecz one „mdleją ciał naszych odurzone wonią”35, nie my patrzymy w otchłań leśną, lecz ona patrzy na nas „przez mętne szkła rosy” 36; nie my wychodzimy na łąkę, lecz „drogę do siebie rozwidniamy łące” 37, która po raz pierwszy oto — zamiast być odwiedzaną — nawiedza człowieka w jego chacie. 31 Zob. cykl Spojrzystość. 32 Zob. Utwory rozproszone, s. 312. 38 Tamże, s. 314. 34 Szkice literackie, s. 498. 35 W polu. 36 Otchłań. 37 „Aż cały się zaskrzę — I łące drogę rozwidnię do siebie.” d za górnym orszakiem...).  Jeszczem ja w żadnej chacie dotąd nie bywała, Wiem tylko, że przez szyby widnieję — niecała — mówi do poety jakby świadoma przełomowości tego, co się w tej chwili stało33. I Tak zatem wszechświat u Leśmiana ulega rozpado| wi: wiele jest w nim rodzajów istnienia, wiele światów, wiele widzących centrów. Jego cząstki żyją samodzielnie jak kawałki poszatkowanego węża. Właśnie ballada o poszatkowaniu zawiera najpełniejszy wyraz tego | wszechanimizmu. Już za młodu fascynowała wyobraźnię poety ryba-piła, która — pisze — ..cokolwiek [...] uczyni, będzie to tylko ta sama zawsze czynność piłowania” ?,J. W rzeczonej balladzie występuje jednak nie ryba, lecz piła prawdziwa, która — zakochawszy się w chłopcu — okazuje mu miłość we właściwy sobie sposób „całując go zębami na dwoje, na troje”. Części poćwiartowanego kochanka rozbiegają się w okolicy, która — ożywiona w ten niechlujny sposób — zaczyna się mrowić lada jakim, sobiepańskim istnieniem: Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek — Nie wiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek! Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku, Jak ta dynia, gdy się dłoniom umknie na jarmarku. Piersią, sobie przywłaszczoną, jar grabieżczo dyszy, Uchem, wbiegłym na wierzchołek, wierzba coś tam słyszy! Oczy, wzajem rozłączone, tleją bez połysku, Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku. Jedna noga popod lasem uwija się w tańcu, Druga włóczy się na klęczkach po zbożowym łańcu. 3838 Poemat Łąka. 89 B. Leśmian: Z rozmyślań o Bergsonie, s. 39.  A ta ręka, co się wzniosła w próżnię ponad drogą, Znakiem krzyża przeżegnała nie wiadomo kogo! Poszatkowany parobek — nowe wcielenie „polniejącej w polu” i „leśniejącej w lesie” dziewczyny — jest mitem policentrycznego — nie tyle wszechświata, co — wieloświata. DRAMAT EGZYSTENCJALNY „Wobec najogólniejszej naszej czynności — pisze we wspomnianym przed chwilą artykule Leśmian — a mianowicie, czynności istnienia, znajdujemy się w tym samym stosunku, co wspomniana ryba do swojej czynności wrodzonej. Pomiędzy naszym chceniem a czynem nie ma różnicy, nie ma przedziału, nie ma czasu na świadomość. [...] Czy na dnie tego czynu spoczywa nasza wola, nasz wybór i nasza praca samodzielna, jest to dla nas jak dotąd tajemnicą.” 40 Pytanie pozostaje więc na razie bez odpowiedzi. W następnym jednak artykule odpowiada na nie twierdząco, czyniąc „łatwą do postrzeżenia różnicę między życiem twórczym a tym, które już stworzonym zostało”, między ową metafizyczną wolą, którą określa za Spinozą jako „natura naturans”, a jej zastygłymi realizacjami, które za tymże filozofem nazywa „natura naturata”. Oto co pisze: „Dziedzina naturae naturantis — jest dziedziną twórczą istnienia, jego podstawą źródłową, jego wszechmożliwością. Słowem, tym, co się jeszcze nie wcieliło, nie uwidoczniło, lecz co się wiecznie i co chwila wciela i uwidacznia. Jej cechą charakterystyczną jest nieustanna zmiana oraz nieodłączność danego przemiotu od nagromadzonej w nim *° Tamże, s. 40. 22  pracy twórczej. Wartość przedmiotu mierzy się wysiłkiem tej pracy, która w zakresie atrybutów przedmiotu jest z nim jednoznaczna. Możemy więc powiedzieć, że każdy konkret w tej dziedzinie zjawiony jest jednoznaczny ze sobą samym, posiada jedno tylko, swoje własne, nie zaś symboliczne, nadane na przykład wymogami współżycia, znaczenie. Jest to jedyna realność przedmiotu, która właśnie polega na identyczności jego idei z nim samym [...]. Stanem więc bezpośrednim, żywiołowym nazywamy stan tożsamości przedmiotu ze sobą, całkowitej i pierwotnej zgody jego formy z treścią, to znaczy taki stan, kiedy przedmiot najbardziej należy do siebie samego i jednocześnie do potęg, które go wyłoniły, a których wysiłek, określony i ograniczony atrybutami danego przedmiotu, stanowi w rezultacie twórczym sam przedmiot, oglądany ze stanowiska naturae naturantis. To ostatnie stanowisko jest warunkiem metafizycznym wszelkich uczuć bezpośrednich, żywiołowych, twórczych.” 41 Co w tym — ważnym jako wyznanie wiary — ustępie uderza, to — rzadkie u poetów młodopolskich — zainteresowanie dla konkretu. Taki Przybyszewski za cel sztuki uważa „odtworzenie tego, co jest wiecznym, niezależnym od wszelkich zmian i przypadkowości [...] odtworzenie istności, tj. duszy” 42. Dla Leśmiana natomiast „warunkiem wszelkich uczuć bezpośrednich, żywiołowych, twórczych” jest dotarcie do przedmiotu. Czyżby chciał wrócić do poezji opisowej? Zdaje się wskazywać na to zawarty w liście do Miriama z 1912 roku program teoretyczny. „Znużyły mnie — pisze — 41 B. Leśmian: Znaczenie pośrednictwa w metafizyce życia zbiorowego, w: Szkice literackie, s. 46. 42 S. Przybyszewski: Confíteor, „Życie” 1899, nr 1. 23  pojęciowe i poglądowe traktowania rzeczy, które od dawna w poezji naszej przestały być sobą. Kwiat nie jest kwiatem, lecz, dajmy na to, tęsknotą autora do kochanki. Dąb nie jest dębem, lecz, przypuśćmy, prężeniem się nadczlowieka ku słońcu itd. [...] Zapragnąłem wejść w świat — w naturę — w kwiaty — w jeziora — w słońce — w gwiazdy, wejść tak nieodparcie, abym miał prawo wymawiać słowa powyższe bez uzasadnień ideowych.” 43 Wypowiada tu Leśmian wojnę symbolizmowi, jaki sam uprawiał jeszcze w Sadzie rozstajnym: rzeczy interesować go będą odtąd nie jako symbole, lecz jako konkrety. Nie wynika stąd oczywiście, jakoby chciał to, co przypadkowe, uczynić na nowo tematem poezji. I on — jak symboliści — usiłuje dotrzeć do Absolutu, tj. do wiecznej istoty zjawisk — tyle że inaczej pojętej. Nie poza przyrodą jej szuka, lecz w niej samej, próbując odtworzyć jej twórczą potęgę, ową schopenhauerowską wolę, z jaką realizuje ona siebie. Chce więc oddać istotę rzeczy — ale nie statyczną, lecz dynamiczną — „nieustannie zmienną [...] wiecznie i co chwila wcielającą się”. Stąd konieczność zastąpienia młodopolskiego opisu — czymś w rodzaju dramatu. Ma to być dramat, w którym przedmiot — oglądany ze stanowiska naturae naturantis — ukazałby swe istnienie a zarazem istotę — w akcji. Czy jednak dramat taki jest możliwy? Jeżeli bowiem przyjąć, że nie ma on zawierać nic przypadkowego, to powinien się składać wyłącznie ze zdań egzystencjalnych, jak na przykład „koń istnieje” 44 — lub tautologicznych, jak na przykład „koń jest ko43 B. Leśmian: Utwory rozproszone. Listy, s. 314. 44 R. Carnap określa takie zdanie operatorem g (LogischeSyntax der Sprache, Wien 1934, s. 43). 24  niem”. Są to jednak stwierdzenia zbyt ubogie, aby zbudować z nich akcję. Obaczmyż, jak zadanie to rozwiązuje Leśmian, i zbadajmy, czy dziedzina naturae naturantis, w której się umieszcza, podlega prawom jakiejś logiki — odmiennej od tej, gdzie obowiązują znane prawa: tożsamości, niesprzeczności, wyłącznego środka. Wiemy już z cytowanego powyżej artykułu, jak olbrzymią wagę przywiązuje Leśmian do zasady tożsamości przedmiotu z samym sobą. Również i wiersze jego roją się od tautologicznych stwierdzeń w rodzaju: strumień się strumieni, wiosna wiosnuje, zgadula zgaduje, śpiewula śpiewa, pięciu ga plecie, zmory są zajęte przyśpieszonym zmorowaniem itp. Jeżeli jednak zdania te porównać ze stwierdzeniem, że „koń jest koniem”, różnica okaże się oczywista. Oto jakkolwiek i tu orzeczenie jest jednoznaczne z podmiotem, to występuje ono w formie odmiennej — czasownikowej. Wyłonione z podmiotu orzeczenie ukazuje go w innym oświetleniu — w trakcie stawania się, w procesie wsobnej „dziejby”. Tożsamość z sobą ustępuje miejsca samotworzeniu się. Owa czynna tautologia jest pierwszą z obowiązujących w dziedzinie naturae naturantis zasad logicznych. Jak ryba-piła, która umie tylko piłować, jak ziele „psi rumian”, które obsesyjnie „kreśli cień — ten sam niemal, co dzień w dzień” 45, tak wszelki przedmiot powtarza wciąż tę samą egzystencjalną czynność, realizuje z maniakalnym uporem swą definicję. Jest sobą, bo być sobą chce; jego uzasadnieniem jest samowolne „bo tak”. „Romans śpiewam, bo śpiewam! Bo jestem śpiewakiem” — mówi o sobie poeta46; istoty niewidzialne „odpłynąć chcą koniecznie, lecz nie mogą, 45 Przyśpiew. 46 Romans. 25  bo — nie mogą” 47, a dwaj Macieje poznają zaklęte ziele po tym, że — jest zaklęte48  49. Nie tylko więc stosunek podmiotu do orzeczenia, lecz także przyczyny do skutku opiera się na tautologii. W dziedzinie naturae naturantis nie działa prawo przyczynowości, lecz samoafirmacji, i nie bez kozery w artykule z 1910 roku, który stanowi teoretyczny wstęp do Łąki, Leśmian poddaje ostrej krytyce panującą wówczas niepodzielnie w nauce zasadę determinizmu.40 Zasadzie niesprzeczności, głoszącej z kolei, że przedmiot nie może jednocześnie być czymś i nie być, przeciwstawia się na terenie naturae naturantis zasada odwrotna, wedle której tai on w sobie kontrastowe możliwości, jest sobą i antysobą — rozdarty wewnętrznym konfliktem, napięty między samopotwierdzeniem a samozaprzeczeniem, między biegunem dodatnim a ujemnym. Wiemy już, jak Leśmian — wykorzystując specyfikę polszczyzny — dialektyzuje przedmioty i czynności. Obecnie dodamy fabularny chwyt rozdwojenia, który — znowu w oparciu o tradycję 50 — pozwala mu dialektyzować postaci ludzkie. Dwaj Macieje, Swidryga i Midryga, Sindbad i Hindbad to właściwie dwa bieguny jednego i tego samego bohatera. Walkę przeciwieństw odkrywa Leśmian nie tylko w przedmiotach, postaciach, czynnościach, ale i w stanach. Ich zastój jest pozorny. Są znieruchomiałą dynamiką, zerowym rezultatem uprzednich działań, co 47 Niewidzialni. 48 „A poznali je po tym, że było — zaklęte”. (Dwaj Macieje). 49 „Dzięki niepowstrzymanemu, twórczemu potokowi istnienia skutki nie są zupełnie podobne do przyczyn i wnoszą zawsze coś nowego, coś nieprzewidzianego. Możemy powiedzieć, iż — skutek = przyczynie z dodatkiem pewnego x, w przyczynie nie zawartego.” 30 I to o tradycję zarówno ludową (dwa Michały), jak literacką (Domeyko i Doweyko). 26  do przebiegu których możemy snuć ex post dowolne przypuszczenia: ów neutralny wynik pozostawua swobodę fantazji. Tak na przykład w wierszu Wspomnienie opisuje, jak dzieckiem przy śniadaniu roił, że jedzie na wielbłądzie, którego zaczytany w gazecie ojciec nie zauważał. Wynik sprzecznych urojeń — jazdy i niezauwTażania — pokrywa się dokładnie ze stanem faktycznym: ojciec czyta nadal gazetę. Dwie skomplikowane operacje rozegrane w wyobraźni zniosły się nawzajem i pozostały bez wpływu na rzeczywistość.51 Drugą zatem — obok samotworzenia — zasadą logiczną naturae naturantis jest samolikwidacja: nie tylko przedmioty, postaci, czynności, ale i stany mają swoją immanentną dynamikę, której motorem jest walka przeciwieństw. Obok sprzeczności wewnętrznej — między sobą a anty-sobą — istnieje jednak również i zewnętrzna: między sobą a rie-sobą. W pierwszym wypadku istota dzieje się w obrębie swych granic, w drugim — wykracza poza nie — w poszukiwaniu inności. Tam czynnością egzystencjalną jest samotworzenie, tu jest nią — wędrowanie. W inność leci porwany na ognistym wozie prorok Eliasz, w inność kuśtyka żołnierz-kutemoga, nawet kula dziadowska „dyrda” jak umie w zaświaty. Fascynacji tej można zresztą ulegać, pozostając na miejscu, wędrować można — nie wędrując.52 W wierszu Przyśpieu; wszystko podróżuje nie ruszając się, wszystko przelewa się za 51 Analiza powyższa pozwoli nam wyjaśnić wiersze, jak Niewidzialni czy Dokoła klombu, gdzie poeta opisuje wydarzenia — z góry uznane za niedostrzegalne; jak Dąb, gdzie ołtarz kościelny „chciał już runąć na ziemię, lecz — potłumił swe chęci”; jak Balladę bezludną, gdzie na wiosennej łące „jakaś mgła dziewczęca” po daremnych próbach narodzin „spoczęła niezjawiona”. 52 „...nie wędrując wędrowała” — powiada w balladzie Strój. 27  brzegi. „Staw obłokiem żegluje”, biegnąca w dal droga „śni się nie do końca”, „koń dozgonnie ksobny”53 z trudem broni się przed nadmiarem horyzontów, „chudy pies — śpi po łapy swojej kres — jakby na niej się świata kończyło bezdroże”, lecz ono idzie dalej — w nieskończoność. Być wystawionym na pokusy zaświatów to też forma wędrówki, to też — akcja egzystencjalna. Zauważmy, że wyliczone dotąd akcje — samotworzenie, samolikwidacja, wędrowanie i inne — miały charakter nieprzechodni. Powstaje pytanie, czy możliwe są i — przechodnie. Czy można, innymi słowy, wyłonić z podmiotu związany z nim w sposób konieczny — egzystencjalny biernik? Na pozór — wyobraźnia ludowa, która jest mistrzynią Leśmiana, zdradza skłonności wręcz odwrotne. Jej animistyczne bóstwa to wydedukowane z bierników podmioty, którym z kolei przypisuje się tych bierników tworzenie, to — wyłonieni z przyrodniczej dziejby — „dziejacze”. Taki na przykład starorzymski Consus jest nie tyle sprawcą zwózki zboża, co samą zwózką, ujrzaną w sposób czynny: wchodzi w życie tylko raz do roku i nie bardzo wiadomo, co robi poza tym. Pojęcie „dziejacza”, który tkwi immanentnie w przyrodniczym zjawisku i nie ma bytu poza nim, nie pokrywa się więc bynajmniej z pojęciem stwórcy, który — jakkolwiek konieczny dla powstania tworu — jest wobec niego zewnętrzny. „Dziejacz” to personifikacja ukrytych w przedmiocie czynnych potęg naturae naturantis.54 53 Zwróćmy uwagę, że „ksobny” znaczy jednocześnie „przyprzężony z lewej strony” i „zapatrzony w siebie”. 54 Takie postaci Leśmianowskie, jak Srebroń, Zmierzchun, bałwan śnieżny itp. służą po to, aby zanimizować jednorazowy stan przyrody, noc księżycową, godzinę zmierzchu, zimową okolicę, i są zatem ich „dziejaczami”. 28  Można go również nazwać sprawcą istotnym zjawiska, ponieważ jest z nim logicznie jednoznaczny. W tym sensie różni się zarówno od stwórcy, czyli sprawcy transcendentnego, który jest wobec tworu zewnętrzny i konieczny, jak od twórcy, czyli sprawcy realnego, który jest wobec niego zewnętrzny i przypadkowy. Zagadnienie to stawia Leśmian nieomal teoretycznie w wierszu Stodoła, gdzie temu, kto dał stodole, byt, przeciwstawia tego, kto jej dał istotę, temu, kto ją „pociosał” — tego, kto ją „stodolił”. Na pytanie: „Kto ją stodolił?” — odpowiada żartobliwą tautologią: „Stodoliła ją pewno ta Majka stodolna...” Za jej istotną sprawczynię uznana zostaje rusałka — nazwana stodolną, jako że uzasadnienie swe czerpie od stodoły, która z kolei czerpie je od niej... Zagadnienie sprawcy istotnego staje przed nami w całej pełni na terenie psychologii twórczości. Artysta nie jest sprawcą przypadkowym: stodołę mógł zbudować ktoś inny, dzieło mógł zrobić tylko on jeden. Wcielił w nie wszystkie swoje cechy, ono ze swej strony nie posiada — żadnych innych. Panuje więc między nimi logiczna tożsamość — ta sama co między dziejaczem a dziejbą: on jest istotną przyczyną dzieła, ono — koniecznym dopełnieniem jego osoby, on — egzystencjalnym podmiotem, ono — egzystencjalnym biernikiem. Podobnie jak do zjawiska przyrody wyobraźnia pierwotna dorabia mitycznego sprawcę, tak do utworu dorabiamy nieuchronnie mitycznego autora — postać legendarną, która niewiele ma wspólnego z człowiekiem realnym i jest niczym innym, jak samym dziełem widzianym in actu — ze stanowiska naturae naturantis.55. 55 	W jednym z wierszy Leśmianowskich „ród Pozorzan”, ród wyłonionych na świat rzeczywisty postaci literackich, żyjących w krainie poezji spełnionej, marzy o swym mitycznym twórcy, 29  Tworzenie nie jest jednak wyłącznym przywilejem artystów. Wyobraża sobie, tworzy, a więc powołuje do bytu — każdy. Wyobrażać sobie to — wedle Leśmiana — obdarzać istnieniem; jest to nie neutralny stan świadomości, lecz czynność56. Stosunek między wyobrażającym podmiotem a wyobrażonym obiektem, który znaliśmy dotąd jako zagadnienie Leśmianowskiej erotyki, objawia się nagle — jako problem teoriopoznawczy.57 Wymyślający jest w stosunku do wymyślonego, śniący w stosunku do śnionego — sprawcą istotnym; jest podmiotem zdania orzekającego, który ingeruje aktywnie w zdaniu zawisłym. Taką dwupiętrową akcję ma na przykład Sen wiejski. Poeta śni o wracających z pola „niebyłych dziewczętach” — wiedząc, że to sen tylko.58 Wiedzą o tym i one, czując nad sobą jego obecność.59  * Obie strony są jak przedzierające się do siebie w podziemiu brygady: dzieli je nie rzeczywista, lecz ontologiczna granica. Tamten usiłuje wejść w swój sen fi0, te — wyjść z niego. Tamten chce daremnie zstąpić do piwnic, te daremnie stukają do suktóry żył w krainie poezji walczącej („ten cudów nie znał, ale wierzył w cud”). Jest to wyłoniony z biernika egzystencjalny podmiot. 58 „Snem czynny” — to jedno z jego ulubionych wyrażeń. 57 Znają go zresztą w tej formie nauka i sztuka współczesna. Pierwsza głosi, że widząc wpływamy na to, co widzimy. Aby zobaczyć elektron, musimy go oświetlić, oświetlając zaś go — zmieniamy dotychczasowe jego dane. Czy istnieje zresztą coś takiego, jak „dotychczasowe jego dane”? Możemy go przecie widzieć — tylko widzianym, tylko zmienionym przez nasze widzenie. Pytać, czym jest poza tym, nie ma sensu. Również powieść autotematyczna ujmuje wyobrażanie jako proces czynny: autor — nie przestaje być wymyślaczem — uczestniczy w wymyślonej przez siebie akcji. 58 „O których sen mój, że śnią się, pamięta”. 59 „Śnijmy się nadal — zgodne i cierpliwe!” 80 Chce — jak to określa — „wkroczyć we własną opowieść”. 30  fitu i to wzajemnie rozpaczliwe dobijanie się, ta niemożność kontaktu jest właśnie — ich kontaktem. Osiągnął tu poeta punkt, gdzie krzyżują się platformy ontologiczne, gdzie myślenie przeradza się w byt. ANTYSYMBOLISTA Badając erotykę, ontologię i logikę Leśmiana po kolei, nie mogliśmy nie dostrzec, że wraca w nich pewien stały gest psychiczny i sprzeczność podstawowa. Działa on mianowicie zawsze na terenie, który określa z góry jako -nie istniejący i z tego od razu założonego zaprzeczenia czerpie swobodę, konieczną dla wykonania najdowolniejszych operacyj. Na paradoksalnym tym gruncie buduje erotyczny mit „niebyłej dziewczyny”; na nim — ontologiczny mit „bytów niebyłych”; na nim wreszcie — logiczny „dramat bezruchu”. Mówiąc prościej, egzaltowana wyobraźnia kojarzy się u niego w stopniu rzadkim ze zdrowym rozsądkiem: pierwsza skłania go do tworzenia fantazmatów, drugi — do odsądzania ich od rzeczywistości. Sprzeczność podobną spotykamy i u romantyków. Taki na przykład Heine zwykł liryczne swe porywy zaopatrywać w autoironiczny komentarz. U Leśmiana niszczący komentarz zatruwa twory jego wyobraźni już w zarodku; negacja staje się cechą nie zdania o nich wypowiedzianego, lecz ich samych. Noszą swą klęskę w sobie i — jeszcze nie narodzone — już giną.61 Ta sama sprzeczność wychodzi na jaw, jeżeli na jego twórczość spojrzeć okiem historyka literatury. Debiutuje on z początkiem wieku na łamach „Chimery” jako jeden z poszukiwaczy poetyckiego Absolutu. Rzecz 61 	„I nie było tych godzin, gdym jeszcze nie zginął” — mówił o sobie w Klęsce. 31  jednak znamienna, że powstały pod tymi auspicjami Sad rozstajny (1912) jest zbiorem niezbyt udanym i że wielkie osiągnięcia Leśmiana przypadają dopiero na okres kompromitacji miriamowskiej estetyki, która w genialnych utworach Łąki (1920) i Napoju cienistego (1936) święci jakby pośmiertny tryumf. Odnajdujemy tu zanalizowany już poprzednio gest psychiczny: porażkę potrafi on przeobrazić w zwycięstwo dzięki temu, że teren swych operacji uznaje za przekreślony z góry; olśniewające poematy potrafi tworzyć ze składników już przestarzałych dzięki temu, że uznaje je za przestarzałe. Podczas gdy Staff przejmuje od skamandrytów coraz to nowe elementy: potoczność stylu, rym asonansowy, tematykę urbanistyczną, by stać się w końcu skamandrytą całkowitym, to Leśmian postępuje wręcz przeciwnie. Nie tylko że zachowuje język, wersyfikację, tematykę Młodej Polski, ale nawet — niczym homeópata, który sprzyjając pozornie chorobie zmusza organizm do wytworzenia antytoksyn — natęża jej cechy do granic samozaprzeczenia. Przypomina się formuła, wedle której to samo wydarzenie występuje w dziejach dwukrotnie — najpierw jako tragedia, potem jako komedia. Podobnie problematykę idealistyczną, którą inni poeci młodopolscy i on sam w Sadzie rozstajnym, brał na serio, w zbiorach międzywojennych traktuje z metafizycznym humorem. Humor — w przeciwieństwie do satyry62 — jest homeopatycznym rodzajem komizmu: sytuacja sama wytwarza tu odtrutkę, jej elementy potęgują się do absurdu. Przez poezję późnej Młodej Polski kuśtyka tłuszcza wędrownych grajków, barabów, powsinogów; ci niewymyślni poszukiwacze Absolutu dostępują zazwyczaj — pod koniec utworu — unieśmiertelnienia. 62 	Znamienne jest niepowodzenie Leśmiana w zakrojonym satyrycznie Pejzażu współczesnym czy w Marsjanach. 32  U Leśmiana motyw ten — pośmiertnej rekompensaty — pojawia się — ujęty groteskowo — w Balladzie dziadowskiej i w Garbusie. Pierwsza przedrzeźnia romantyczną balladę o rybaku, wciągniętym przez rusałkę do topieli: tamtego zastępuje beznogi dziadyga, tę — głupia „rusałczana dziewczyca”. Groteskowy charakter ma i rozwiązanie: tym, co się po śmierci dziada ostaje, jest — wypływająca na powierzchnię kula. Nie kaleka dostępuje więc nobilitacji, lecz kalectwo; podobnie garbusa przeżywa — gotów do dalszej podróży w zaświaty — garb. Gdzie indziej dwaj Macieje obdarzają Boga cudownym zielem, aby — spożywszy je — mógł „do drugiej wieczności bez uszczerbku dożyć”. „Pewniejsze — przekonują go — dwie wieczności niźli wieczność jedna.” W tym rozmnożeniu metafizycznych kategoryj dostrzegliśmy gdzie indziej wyraz specyficznej ontologii; tu — dostrzeżemy objaw humoru. W innym znów utworze kulawy żołnierz i drewniany świątek skaczą wspólnie przez świat „aż wreszcie doskakują do samego nieba”, któremu ten sposób dotarcia odbiera wszelką religijną powagę. Słowem, motywy młodopolskie podejmuje Leśmian w sposób parodystyczny. Widzi w nich tylko środek wyrazu; treść wkłada w nie jednak inną — ateistyczną. Cel, do którego wędrują jego zbożni włóczykije, nie istnieje; pozostaje — jako fakt niewątpliwy — samo wędrowanie. „Człowiek — powiadają egzystencjaliści — jest namiętnością daremną” 63; jego metafizycznym nawoływaniom żaden głos nie odpowiada. „Dwunastu braci wierząc w sny” wali młotami w mur, za którym rozlega się „dziewczęcy głos zaprzepaszczony”. Jak piłowanie u ryby, jak taniec u Swidrygi z Midrygą, tak owo walenie staje się ich czynnością egzystencjalną, w której spełnia się ich istota. 63 	J.-P. Sartre: L’être et le néant. Gallimard 1943, s. 708. Poeci trzech pokoleń — 3 33  Ba! czymś więcej jeszcze. Czynność ta przeżywa bowiem swych wykonawców: po ich śmierci walą dalej cienie, potem — same tylko młoty. Oto jednak za skruszonym nareszcie murem nie znajdują nic, „bo to był głos, i tylko głos, i nic nie było oprócz głosu”. A jednak nieznalezienie jest też formą znalezienia. Bywają klęski wyższe od zwycięstw i bywa ateizm tragiczny — wyższy od ateizmu drwiącego. Do tych, którzy się nigdy na poszukiwanie nie wybierali, zwraca się pytanie końcowe: „A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?” — pytanie, które — w imieniu pokolenia poszukiwaczy Absolutu — kieruje poeta do tych, których nigdy na metafizyczne przedsięwzięcia stać nie było. Rozumiemy teraz, co znaczy owa — tak znamienna dla twórczości Leśmiana — instalacja w niebycie. Oglądaliśmy ją już z wielu aspektów; historyk literatury jednak, którego okiem patrzymy na nią obecnie, dojrzy w niej wyraz świadomego pogrobowstwa, klęski pokolenia oraz jej akceptacji. Dwunastu „wierzących w sny” braci to także — jeśli nie przede wszystkim — komilitoni Leśmiana z lat przedwojennych, to Miriam i Lange, Lorentowicz i Wroczyński — ci wszyscy, którzy po zwycięstwie skamandrytów poszli — wedle tryumfalnego wyrażenia Tuwima ze wspomnianego wiersza — „zrzędzić po kawiarniach i ulicach”. Obok wielu innych znaczeń Dziewczyna ma także i to: jest polemiką dwu pokoleń. Ideologia tego — tak na pozór ahistorycznego — poety mieści się całkowicie w jego historycznej sytuacji. Mieści się w niej także i jego ewolucja artystyczna. Już debiutancki Sad rozstajny zawiera motyw niebyłej dziewczyny. Prawda, że na wytworzenie kategorii bytów ujemnych zdobędzie się dopiero później — w Łące. U bohaterki Nieznanej podróży Sindbada-Że34 glarza „niebyłość” stanowi jeszcze nie cechę ontolo...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Sandauer, Artur 1973. Poeci trzech pokoleń, wyd. czwarte rozszerz., Warszawa : LSW
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
rzeczownikliczba pojedyncza

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.