wzburzyć

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) DRAMATU KONIEC.  : Albo wybawienie dyabła z szlacheckiej opressyi Edycja wtóra przejrzana i poprawiona  Odbito czcionkami Drukarni L. Bilińskiego kiewicza w Warszawie, Nowogrodzka 17, \ n w  mojej poświęcony  Moralitas: PERSONY DRAMATU. J. O. ANNA Z KOSTKÓW OSTROGSKA, księżna wojewodzina wołyńska. J. O. MATEUSZ OSTRORÓG, wojewoda sandomierski, marszałek Trybunału lubelskiego. J. W. JĘDRZEJ OLIZAR, kraj czy koronny. J. W. JAN SZCZĘSNY HERBURT Z DOBROMILA, starosta wiszeński. J. W. KAJETAN BRODOWSKI, pisarz ziemski lubelski. J. W. ŁUKASZ OPALIŃSKI, starosta leżajski. J. W. ANNA Z PILECKICH OPALIŃSKA, starościna leżajska. J. W. STANISŁAW ZE ŻMIGRODU NA ŁAŃCUCIE STADNICKI, starosta zygwolski. J. W. ANNA Z ZIEMECKICH STADNICKA, starościna zygwolska. PRZEWIELEBNY KSIĄDZ SUŁOWSKI, opat tyniecki. W. ERAZM HERBURT. W. KONSTANTY KORNIAKT, kawaler de Białoboki. W. BELA D’ALMASSY, pułkownik sabatów. W. VISCONTI DI VENOSTA, koniuszy łańcucki. WIELEBNY KSIĄDZ MARCIN KLECKI, zwań Glacensis. STARSZA FRAUCYMERU ŁAŃCUCKIEGO. KACHNA STRUSIÓWNA. DID KORYTKO. Woźny JAN DĘBOWY, Ministerialis Regni generalis. LEGART, poufny J. W. Starosty zygwolskiego. ZYGMLŚ \ nieletnie dzieci J. W. Stadnickich. WŁADYSZEK / J J. O. I J. W. P. Deputaci Trybunału lubelskiego, bracia szlachta, palestranci, dworni łańcuccy, fraucymer łańcucki, porucznicy węgierscy, hajduki, halebardnicy, pacholęta, chłopstwo, kozactwo. eeeoeeeeeeoooe AKT PIERWSZY APPARATUS ZE SCENAMI ALBO KSZTAŁT RZECZY TEATROWYCH: Apparaten! jest pozór scen teatrowych, które się dla pięciu odsłonięć cztery razy odmieniają. Ergo: Skoro przyjdzie do akcyi i zapony się rozsuną, ukaże się wielka izba narożnej baszty nowego pałacu w Dobromilu. Wierzch takowej albo podniebienie, ze spajanych misternych tablic złożone podtrzymują słupy z moręgowatego marmuru z udatnymi kapitelami wcale, staroświeckiego dowcipu. Posadzka w foremne kwiaty cudownym rzemiosłem mozaiki sadzona. Ściany stancyi na wysokość rosłego męża od posadzki wyłożone ciemnym parapetem, subtelnie rzezanym w drzewie po prawicy z obu stron wysokich drzwi (do antykamery wiodących) zdobne godnymi weneracyi obrazami, na murze przedziwnie włoskim trybem (mianowanym al fresko) malowanymi. Których jeden: „Mucyusza Scevolę we wspaniałej polskiej szacie, rękę w ogniu płonącym spalającego sobie“ okazuje; drugi lepak „Fortunę sauromacką podającą dłoń Bellonie Rplitej, lewicą przedsię zagrzewającą do boju srogich koronnych synów“. Oparte o tylną ścianę dwie szerokie szafce, pełne ksiąg, foliantów i druków. Między szafcami utajone drzwiczki, przemyślnie dla niepoznaki. Z lewej szeroka kwatera okienna, w niej szybki trefne z zielonych czeskich gomółek. Na posadzce kobierce, z kobierca takoż portira, osłaniająca drzwi do antykamery. We śrzodku gdański stół, kilkoro krytych skórkami kareł. Nad czem wszystkiem ze sklepienia zwieszona lśniąca magdeburska Syrena-panna, toczona z drzewa dla świec 7  lanych a miła oczom. Opodal okna leże niskie, kryte wielkiej ceny futrami. Pod ścianami ławy. Godzina późnego ranka ultimi Junii MDCX. W Syrenim lichtarzu wypalają się do cna żółte świece, przez szybki przeciska się złote słonko „oko dnia pięknego“. Widne rozrzucone w posadzkę pergamenty i księgi. Pok oknem śpi ciężko wzdychający HERBURT, mąż znamienitego zawołania i dwornej postawy. Oblicze ma blade dla głębokich nauk i peregrynacyi światowych, czoło zgoła poorane w bruzdy, z oczyma głębokiemi i włosów przydługich wczesną siwizną, (powiadają nabytą od ustawicznych kaceryi i herezyi niezbożnych). Zasnął snąć o świcie, zturbowany księgami, nie ździawszy bynajmniej kiecy sobolowej, złotymi tabinami podszytej, spodnich rzeczy aksamitnych, butów czerwonych. Po chwili drzwiczki w głębi między szafcami ostrożnie uchylają się i stąpając w palcach miękko wchodzi. ERAZM: umiłowany siestrzan pana starosty wiszeńskiego. Młodego wieku, takoż erudyt i umysł przedni w rzeczach kształconych a przeto też bladej cery i mizernej statury, chocia dziwnie uprzejmy obejściem i przymilającego gestu. Zafrasowany widokiem śmiertelnie znużonego męża młodzianek namyśla się, czy mu budzić stryjca się godzi. Podchodzi do stołu, staje na karło, gasi dopalających się świec, znowuż patrzy w Herburta, wreszcie zeskakuje z karła, dla poważnej oczywiście racyjej podchodzi żwawo do leża i podnosząc zwisającą k’ziemi rękę starosty, szarpie nim mocno a czcigodnie, szepcząc: Rozwijcież oczy Panie stryjcu! panie stryjcu! a obudźcież się... dziewiąta na półgodzinniku wieżowym, a wy śpicie jak suseł... Hej!... 8  HERBURT: (budzi się i bardzo ospale przeciąga). ERAZM: Nie budziłbym ja was z serca z duszy... przecie nie ślepy. Widzę żeście świtkiem dopiero zmrużyli powiek.. ale... HERBURT: (przeciągnąwszy się chciałby odnowa zasnąć). ERAZM: Nie... nie! i nie. Przemiły Bóg! Nie możecie spać wasza miłość, nie!... słyszycie? Hejże! nowiny są, wielkiej wagi wiadomości... słyszycie! Królewskie poselstwo!!! Od Zygmunta... HERBURT: (podrywając się ze snu) Co?... Coś powiedział? ERAZM: Co wiem stryjcu, nic ponad to, co prawdą. Opat tyniecki wielebny Sułowski zjechał do zamku Dobromilskiego... U pana burgrabiego Arłamowskiego w komnatach czekają a po Sułowskim pan z Leżajska Opaliński z małżonką swoją... Ksiądz Sułowski od króla w legacyach... Czekają, ażby byli wrychle dopuszczeni przed oblicze wasze... HERBURT: (niepomiernie zdziwionj' słucha jakoby niedosłyszał, wreszcie staje równymi nogami na posadzce, potrzęsuje palcami w uszach, przeciera oczów). ERAZM: (uradowany) Siła nowinek... a i same dobre! HERBURT: Chybaż tu śnię ja jeszce... co?... a ty skrzeczku z sennym chcesz krotofilić?... nie? ERAZM: Jako żywo, nie! Leda chwilę poprosi ksiądz Sułowski o pozwoleństwo wnijścia tutaj, bo poselstwo królewskie zwłoki nie cierpi.. 9  Ałe jeszcze coś... w gospodzie na mieście z kolasami stanęły panie! matrony... . HERBURT: ...Panie?... cóż mnie te!... ERAZM: Do was są... wszyscy, do was są i anibyście zgaść mogli, o co matronom sprawa! HERBURT: ...Pewnie że nie... skądżeby mi... Teraz bym się jeno ogarnąć chciał, a poprzód śniadanie jeść, bom w nocy polskiego głodu zaznał... Powiadaj co zacz za białogłowy do wdowca i z czem?... ERAZM: (podchodząc chyżo do drzwi z prawej, odchyla portiry i klaszcze w dłonie) Wojewodzina wołyńska Ostrogskie książę, ta pod noc wczoraj przyjechała, a nad ranem w wielkim poczcie pani Stadnicka z pułkownikiem d’Almassym. HERBURT: Co ty mi tu prawisz?... Erazmie! Pomieszało cię?... ERAZM: Nie wiary godny to zjazd, prawda i to, a w rzeczy oczywistej przydarzył się nam dzisiaj... (Pachołkowie pokłoniwszy się u progów z prawej wniosą samowtór śniadanie). HERBURT: Skoro mówisz, więc ci wierzyć muszę, ale co jest takiego, coby te niewiasty do mnie sprowadzać miało? (poprawia pasa i wąsów w nienadzianej alteracyi i podchodzi do śniadania u stołu) a co znowu wielebnego Sułowskiego?... Tak mi się wszystko teraz ustawno opak wiodło, taką sobie gospodę u mnie sporządziły nieszczęścia i smutek, że w lepszość losu nie uwierzę, aż doświadczę... (siada do jedzenia). ERAZM: Doświadczycie stryjcu, doświadczycie jeno po polewce, po półgąsku... (nachylony nad stołem). Co zaśby matrony sprowadzało, pachołki IO  ich naszym służebniczkom zwierzyły... Oto każda z nich na wiadomość, że pułkownik Struś u nas pomarł w Dobromilu a córeczkę nadobną sierotką zostawił, do swego fraucymeru brać ją chcą! (proszalnie) ...Stryjcu nie pozwólcie wy jej! HERBURT (pojadając zwolna): Więc po Strusiównę zjechały?... po Kasieńkę?., rozumiem!... a ksiądz Sułowski od króla Jegomości pewne przebaczenie wiezie, kiedy pan pułkownik Struś w moim kastelu pomarł, a nikt po nim nademną opieki żołnierskiej przyjąć nie chce... ERAZM: Właśnie więc koniec idzie temu przymusowemu niewolstwu, panie Miłościwy... Radujmyż się raczej! HERBURT (odkładając jedzenie): Radujmy! radujmy! (gorzko) Teraźniejszego jarzma tyloletniego despektu mego nic mi już i kiedyś wynagrodzić nie może, też mniej królewska legacya! Spodziewam się, żem pierwszy szlachcic polski, w domu szturmem dobyt3r i więziony od króla Jegomości. Pierwszy! więzienie pod swoją najwłaśniejszą strzechą znoszę! Omierzły mi już Horacy i piosenki, Długosz i te wszj^stkie druki, w których kochaniem pokładł. Za długom się ja mój miłośniku tylko z czcionki parał a ciężkością niewoli uciśniony wszystkiego poniechał. Przywiedli mnie k’ temu, że już nocami dniami też furye na mnie serdeczne i żałości przychodzą, które mnie jeno treszczą srogo’.. ERAZM: Na zbyt folgujecie troskom panie strjjcu! Cnota wasza i rozumu wielmożność, choć tu i tulą się w cieniach, przecie wszyscy to wiedzą promieniami swymi po wszystkiej ziemi naszej świecą... HERBURT (gorzko): I świecą ciemno mój  Erazmie! Tych mroczności zawiele tu wszędy. Siłaby słońc potrzeb było, aby w Rplitej rozjaśniało... Na palcach lewicach my kilku porachować się możem. Pan Mniszek z Laszek... Krasicki, a pan hetman Kalinowski luminarz, ano kurfirsztów pruskich zięć książę Janusz z Birż!.. A na nas kilku, zasię siła takowych senatorów, ciemnych łbów a szczwanych, którzy jeno dobrego bytu pozierają a gamracjej ze szlachtą, ...którym takim jeszcze w Samborze morze, a Karpaty w Gdańsku, Jezuickie pochlebstwo miłe a Królowi kadzenie. Takim złoto i majętności idą jakby wianki wił... TfyL (zabiera się machnąwszy dłonią z powrotem do jedzenia). ERAZM: I jam około wszystkiego często rozmyślając to, przekonanie zdobył pożytkowi swemu, iże nic innego rozkosznego krom obrzydliwej odrazy ż3'cie pospolite dać w skutku nie może i bliźniego brata wzgardę, a do osamotnienia tęsknienie... Czy nie tak? HERBURT (bystro weń patrzący): A zaś nie! i stokroć nie!.. Dobra wola nie chowa bogactw umysłu pod korzec, ni doznań często okrutnych, ni błysków animuszu! nie! Za nic bym w Dobromilu gnuśniejąc, wrychle u współczesnych moich stał, a u dworu, u wszech stanów rycerskich... mój wnęku miły! A ci nieliczni z postronnych, w Oyczyznę naszą rzuciwszy spojrzeniem, nie mnieby uwidzieli, który uczyłem się tego, co Afrikamus, co Temistokles, Consalvo z Cordovy, Filibert książę Sawoyskie umieją! a łby jeno pogolone a od wiatrów puste, a panów koronnych grubych i siadłych, co na soli jedni urośli, inni przy zhandlowaniu Prus elektowi złodziejstwem się obłowili... A co postronni by ujrzeli, toć samo i potomni!., (popija). ERAZM: Potomni stryjcu, wezmą w spadku  dziedzictwa wielkie umiejętności wasze! A wam przecież uroczyściej tu żyć obłożonemu skarbami z całej ziemi! (wskazuje wgłąb na księgi)... HERBURT (gorzko): Moje Sedes Musarum król mi na lochy przerobić raczył... Już mnie tu opuszczonego ciężka w nocy, cięższa od Kalimachowej melankolia nachodziła. Bo to póki się nad ziemią złote słońce bawi, poty mój Erazmie zabawiam mój umysł czemkolwiek i pięknie. Lecz kiedy gaśnie to nigdy niezgaszone światło, wszystko dokoła wtedy zażywa wdzięcznego snu, a tylko na mnie, na mnie idą złe troski i przyciężkie mary, a strapionemu nic snu dać nie może... ERAZM (zafrasowany, rozgłośnie wzdycha). HERBURT (wstając raptownie, z mocą): Przetoć potrzeb się przypomnieć królowi staremu Wielki czas zaniechać tych gnuśności i szczęścia w czym pokusić (żwawym krokiem idzie ku frambudze okiennej i z łoskotem gomółek szeroko otwiera okien) (Słońce rozjaśnia blaskami całą izbę). ERAZM (strapiony chyląc głowy): Po woli waszej Herburcie! HERBURT (uroczyście): Głos mi jakiś mówił jeszcze nocą rzecz cudowną a rzekomo pewną. Posłuchaj! Że kiedy w czytaniu Hozyusza dojdziesz do połowy dzieła, odbierzesz wiadomość... Azaż toby być miało? (rozglądnąwszy się po izbie, wskazuje prawicą na księgę, spadłą na kobierzec przy leżu). Owo właśnie doszedłem dziś nocą do pagina centum sexaginta, kiedy pożądanie snu mnie opornego zwaliło na futra!., (schodząc od okna, z mocą) Aleć już dość mi i więcej niż dość tego czamolejącego pióra! Pokończyłem moje Puncta (wskazuje na manu scripta na stole). Oto są!.. 13  Weźmij je i oddaj na dole Policyuszowi, by wraz składane drukował!.. ERAZM (podniecony weźmie skrypta do ręki i czci pełen a radości razem składa przeglądając). HERBURT: A co w ręce ująłeś, to owoc źrały jednej nocy. Summa summarum moich niepogodnych chwil. Quinta ésséntia myśli zajątrzonych i zajątrzonego serca!.. ERAZM (czyta nabożnie): „Herkules w zapasach... z cnotą“... HERBURT (pogodnej myśli klasnąwszy dłońmi): Zatym i zwzcięzca mój miły!.. Nie zawsze bowiem cicha cnota z Fortuną ręka w rękę idą. Radniej nigdy! hahaha! No, a teraz idę ja myć i namaścić grzeszne ciało, abym do czynów stanął czysty jak na duszy, taki na skórze!., (kierując się żwawo ku drzwiom w głębi). W drzwiach z prawej staje zdyszane PACHOLĘ i krzyczy: Wasza Miłość!.. Mości wy Panie? HERBURT (oglądnąwszy się): A co będzie! PACHOLĘ: Pan burgrabia mnie śle! wielebny ksiądz opat z Tyńca Sułowski prosi się być zaraz dopuszczonym przed Was Mościwj^ panie, a z nim Opaliński starosta z małżonką, leżajską panią... ERAZM: Przyjmijcie ich wraz stryjcu! Nowiny ważne! PACHOLĘ: Pan Arłanowski powiedzieć mi kazał, jako ksiądz Sułowski o pospieszność widzenia się prosi, bo wraz do Jaśnie Kraj czego Olizara jechać mu trzeba, z panem Olizarem do Łańcuta. HERBURT (zwraca się): Tak do Łańcuta?.. Coś się tam podziać musiało gorącego, skoro kiedy tak wszyscy na rozjazdach... (po chwili) ...Ano 14  prosić czcigodnych gości do mnie... (wskazuje ną śniadanie) a to uprzątnąć... (Pachołek wraz z drugim uprzątają śniadanie i wychodzą w prawo). ERAZM (raptownie podbiega do Herburta): ...Stryjcu... Stryjcu umiłowany!., o jedno was prosić Was się śmielę... HERBURT: Mów... mów... Wiesz, że ciebie mam jednego. ERAZM (wzruszony i zalękniony nieco): ...Tak... wierzę ja w łaskę Waszą. Więc jedno... Starostowa leżajska was prosić będzie o jedno... tak, nie dla siebie nie, a dla Ostrogskiej wojewodziny... więc tedy o Strusiównę Kachnę rzecz idzie... (mocno) Nie dajcie wy jej!.. HERBURT (objąwszy Erazma ramieniem): Jakoż to, jako? nie dajcie wy jej... komu mam jej nie dawać?.. ERAZM: ...Ostrogskiej!.. Oto i Ostrogska pani i Stadnicka wraz zjechały, aby dla swych fraucymerów was o Kachnusię prosić. A ja was zasię proszę nie dajcie wy jej żadnej. A jeżeli już dla edukacyi umysłu i obyczajów układności to przynależy i trzeba, to radniej Stadnickiej... HERBURT (krotofilnie): Tak radzisz? A skrzeczku dla czegóż to? hę?... że Łańcut... Dobromilowi bliższy od Kańczugi... takto?.. ERAZM (sromając się): ...Możebne dlatego!.. Tak ci jest tak, dlatego... Z jakiejż przyczyny coraz to ukrywać przed wami mam?.. Powiem... ja miłuję ją! HERBURT (semi-serio): Miłujesz ją? słusznie! Nie dziwota to i nie cud! Kupido lotny mój Era15  zmie i ciebie postrzelił, chocia wiecznie frasobliwego. Wąsik ci się sypie, a w ten czas każdemu młodzikowi na żniwo się godzi. A sto kroć razy gdy niewiasta tej przedziwnej nadobności! Tu chyba" i Parys jużby nie zmylił się komu złote jabłko dać. ERAZM (rozjaśniony, przypada z wdzięczności całować ramion Herburtowi): Oj rzekliście, rzekli stryjcu przezacny mój! (ogniście) Wszystko jej Pan Bóg dał, co innym szczyptami! Jako łani wdzięczną postawę, lice jakoby z śniegu a krwi urodne, oczy sokołowe, usteczka z rubinu! szyjkę subtylną a jak z słoniowej kości! A tej jest skórki Strusiówna, że nie musi twarzy wódkami ni kamforami smalcować, ani się jako inne piżmem nie muska. Z przyrodzenia już migdałowym pachnie kwieciem... HERBURT (uśmiechając się, a poważnie): Prawda to, prawda! ERAZM (rozmarzając się ogniściej): Co słóweczko przemówi a wdzięcznie pojrzy podniósłszy tych brewek z czarnego gagatku, ukazują się ząbki uryańskie perty!.. A kiedy w kosztownej szacie wynijdzie, wszystkie panny by nawet hesperjrjskie swoją ćmi jasnością!.. W tańcu w ślicznych myśliczkach idzie bywa jako pawa i sznuruje wargi trefnusie, jako to czynią które widziałem we fireóckich obrazach!.. Pieryjskie przechodzi chóry! Och... och... Mnie serce jako w odmęcie pływa. HERBURT: Ba! ba! Mocno ci, słyszę kości suszy Kasina uroda!.. Byłeś mi mój Erazmie nie zbyt rozumu wypierał się, nie miarkując utemperowaniem młodziankowych affektów. Liczne bowiem exempla tego ogłupienia. Z Marsem jakoby pono i Wenus bogini, powiadają, sygnifikowała urodzonego szlachcica polskiego... 16  ERAZM: Właśnie, że jak czarami tak mnie Strusio wna urodą swą zwyciężyła. Prawie od smętku miłości omdlewać mi przyjdzie... Precz mnie odeszło przyrodzone spanie, pamięciem stracił, a ból z nieznośnem wzdychaniem to moje potrawy teraz. Smętki moje napoje! HERBURT (z powagą): O to już i źle mój Erazmie... Aleć i poradzić temu będziemy mogli. Czy tylko gładkość tej nieborateczki tobie powolną? Bo to widzisz sam wiem, że nic by było po jej urodzie, miłości twojej nie spólnej, nic jeno rozum popsuty, a frasunek długi!.. Ano musi, wiesz sam!.. To niech ci więc fortuna płuży (przycisznej) w tym ogródku Wenery, ślicznie rutką obsianym. Gdy nie pokpiesz sprawy, nie małą rozkoszkę z tą krasną Kachną mieć możesz, (pochylony nad uchem Erazma) wniósłszy do łożnicy taką... marcypannę... hahaha!.. ERAZM (wyrywając się Herburtowi, stanie z boku i wykrzykuje boleśnie): Eheu me miserum! Właśniem za lichy dla niej! Rycerskiego, prawi zbywam animuszu! Zabiła mnie jej wdzięczna piękność jakoby zasępionej nocy. Ale ona za słabego mnie trzyma, pierzynę! Żem nie rogaty, jako taki gładysz z Paryżu kasztelanie Fredro, śmieje się! Wypycha mnie na herst, ku szturmom, na działa. Bym gdzieś na placu herbu w tych ciemnych czasach poprawił, bym był jako lew dla niej i rezolut potężny, ludzi siekł... i krwię żłopał i w krwi się pławił!., och! (chwyta sę ręcami za skronie i wraz odrywa je). HERBURT: Taka Kasieńka!.. Owo nieodrodziła się córka od ojca rycerza... Pan Struś, widziałeś to sam, kiedy zmierać miał, na koń się dogorywający wsadzić kazał i konia ostrogami bódł SMOCZE GNIAZDO 2. 17  a z obnażoną szablą przeciwko Śmierci pędził, aż jej w ramiona padł... ERAZM (wybuchając z mocą): A ja zasię do wojnów od kolebki osierdzie mam i rzezajęcych inne lekce sobie ważyć nauczyłem się. Krwią się chydzę i zgiełkiem tumultu wojennego i pychą kawalerską!.. HERBURT (surowiej): To i nie dobrze wcale mój Erazmie! bowiem chorość chyba to jedynie okazuje w osobie szlacheckiego zawołania... Nie nazbyt znowu grzebać się godzi w artium et litterarum towarzystwie. ERAZM: Nie nazbyt?.. Pocóżtedy wkunstkameryście mnie wiedli a książki włoskie gromadzić w umiłowaniu mnie uczyli... Ha?.. HERBURT: A przetoć rycerskiem rzemiosłem nie gardzić, a umiejętnościami z książek statystową elokwencyę jeno wzbogacać uczyłem cię. Rozumy postronne pojadłszy, w pokoju światłem rzęsnem na okół święcie, ale w niebezpiecznych czasach przykład męstwa i wzgardy śmiertelnych wrogów dawać... Ale ty mi Erazmie o Kachnę nie frasuj się... Dziś jeszcze z nią o twojej niewoli miłosnej rzecznikiem tobie mówić będę... Ópiekuńskiej dorady jej udzielę.,, byłeś teraz jeno książek nieco poniechał i kawalerskich ćwiczeń się jął. (Pachołkowie dwaj z prawej wszedłszy, staną przy drzwiach odchylając szeroko portiry. Zaczym wchodzą PANI STAROŚCINA OPALIŃSKA ~Z KSIĘDZEM SULOWSKIM, za którymi STAROSTA OPALIŃSKI). KSIĄDZ SUŁOWSKI: Niech będzie pochwalony. HERBURT (idąc przeciwko): Na wieki wieków amen. 18  OPALIŃSKI: Waszmości nasza ukłona mości starosto! HERBURT: Czołem! Czołem! Witam was miłościwa pani i was księże opacie... witajcież! (z Opalińskim się obejmują i całują w oba pyski w powietrze) ...Prosimy... prosimy!.. Z całego serca rad jestem odwiedzinom waszym Państwo Mościwil SULOWSKI: Oto tandem tedy stowarzyszyliśmy się społem, ja facum fac i starostwie z Leżajska... bo w krótkim czasie sprawić się nam trzeba... HERBURT: Siadajcież, siadajcie mili gościowie, a krótkim w czasie pobytem nie groźcie!.. (Przybyli siadają godnie, ERAZM ocknąwszy się z zadunty z głębokim ukłonem opuszcza grono starszych i odchodzi w głębią). OPALIŃSKI: A nam już wybaczcie mości starosto wiszeński obojgu, znaczy się małżonce mojej i mnie! śmiałe przymierzenie się (wskazuje ną opata) królewskiemu legatowi. Aleć na ekskuzę naszą niejako spoiny nawiedzin skutek przywieść mi się godzi. HERBURT: Pięknie, pięknie... Mówcie i rozkazujcie jeno słudze a przyjacielowi waszemu. OPALIŃSKI: Nie chcemy uszu waszych słodko łechtać panie starosto, ale przecież zawszeć i ja i cała Opalińskich i żoninych moich i Kostków familja w osobliwem była podziwie dla waszej nikomu nie utajonej dostojności i waszego domu przezacnej starożytności... SULOWSKI (uroczyście): Prawda to jest. Teraz oto ozdobniście Ojczyźnie naszej a cnoty wa19  sze i waszego umysłu znane z łaski Bożej obywatelom Rplitej. HERBURT (ze skromną hardością): Wielka łaska wasza przezacni waszmościowie, niegodna mnie! Pragnę ja jeno, w tej cenie niech u Was, u króla i wielkiej rady stanę, w której u papieża Klemensa jestem a u cesarza arcykrześcijańskiego choćby... SUŁOWSKI: Pan Mój miłościwy, Zygmunt nasz dobrze raczy wiedzieć, co o was w Chrześciaństwie całem przedniejsi panowie i duki a herzogi dzierżą. OPALIŃSKI: A ja żem także nie jedno w Polsce się pasł, to i mnie wasza sława Herburcie składnie znana. I w Strażburku i owej Leydzie i Paryżu Henryko wym zdarzyło mi się często, jak to o was pięknie mówili i z presumcyą wielgą. HERBURT (siedząc pokłania się z podziękowaniem). SUŁOWSKI (uroczyście): Tandem tedy ex mandato sacrae regiae maiestatis przywożę wam Mościwy Starosto łaskę królewską... wszystkich warunków przyniewolstwa w Dobromiłu skończenie i swobodę uprzywilejowanych synów koronnych... (OPALIŃSKI 1 OPALIŃSKA spozierają z ciekawością na Herburta, SUŁOWSKI chrząknął). HERBURT (po chwili, mową drżącą, ni czem radości nie okazuje): Tak?., wreszcie i pięknie oto, że Król Jegomość polski kazał zdjąć mi okowy z nóg a... może nałożyć je na serce. Laska królewska dla nas (szyderczo) więźniów, a powrót nas ukontentowanych między... godną faworów brać,. 20  niepodłe to lekarstwo na wszystkie te rankory, rostące w Rplitej. SUŁOWSKI (mocno zmieszany): Tak, tak facuin fac, oczywiście. Zygmunt król przepomnieć raczy wszystkich sprawek rokoszowych, o których wspomnieć aż strach a wymówić przykro. Przepomniał i Zebrzydowskim i Radziwiłłom, a was osobliwie do ucałowania ręki królewskiej na zamek dopuszcza i prosi. HERBURT (jeszcze obojętnie): Ano gdy Król Jegomość pierwszy podaje dłoń do zgody (poprawiając sję szybko) to jest gdy... dopuszcza mnie pod skrzydła swoje, jam bez zajątrzenia już, choć tak bez przykładu długo kontempt zacności mej niesprawiedliwie poniosłem. Miałem czas odpoczynąć tych lat moich żałosnych! (Chwila uciążliwego wszystkim milczenia)? HERBURT: Wszystek mój wiek był dotąd chciwością przysługi oyczyźnie i przyczynienia sobie sławy uczciwej zdjęty. A żem jest mąż prisci moris mościwi panowie, więc szczerością przekładam wywodzić się Wówczas to... (patrząc dość ponuro w ziemię) pospolitą zawieruchą uniosłem się a że ochoczego ducha, krwi wrzącej, więc zagubiłem się w domowych kłótniach... Ale teraz, gdy Król Jegomość za mną, gdy mnie przypuszcza do lepszego stanu i postanowienia, ja powinności moich świadom nie chcę już ni w extrema brnąć, ni sławę swoją topić a pospolity pokój gwałcić... Zanim do excessów bym się udał, munsztuk sobie z cnoty rycerskiej nałożę... SUŁOWSKI " • * ‘ ’łońmi obie ręce): słów statecznych, bo statysty godnych. Mądrego Boecvusza zdaniem quid enim rerum humanarum Cieszyć się nam przystoi z tych 21  carius fama, quae iure est bonum etc. etc. I zawżdy ten inter nobis dalej zajdzie, który cicho wędruje... HERBURT: Słuszność przy was ksze opacie, bo któreżby zwierzę tak jadowite, żeby dobrodzieja swego snąć miłować nie miało... Widzi mi się nosorożce owe tych, co im dobrze czynią nie obrażają... OPALIŃSKI (nieśmiele): Jeżeli przydać i ja mogę swoją błahą sentencyą do u ważenia wam mościwy starosto (ociera wielką chustą pot ziarnisty z czoło) to jedno, co wedle samsiadów waszych... Z panami poniektórymi mnimam, by kęsa wam zadawać się pogodzonemu z królem nie przystoi. SUŁOWSKI (mrugając ku Opalińskiemu): Myślę toć samo i ja facum fac. Mówicie o Stadnickim starosto Opaliński!? OPALIŃSKI (w podnieceniu): Otóż go i macie! Z serca, z duszy raić wam to będziemy zacny Herburcie! (powstaje ze wzruszenia). Bowiem i który was to starosto ożogiem w rokosz pchał, a sam rad w piecu legał?.. Stadnicki. Który się wymknął przed wojskami królewskimi, innych ostawając pod Janowcem, a z was za Wisłą będąc kpił?.. Stadnicki. Kto na was złość królewską i niewolstwo w najwłaśnie]szym Dobromilu ściągnął? Starosta zygwulski!.. Wam Stadnicki przysłużył się dość najgorzej! HERBURT (skonsternowany): Jak to? Jako? SUŁOWSKI (przebiegle): Ano powiadają w Krakowie Mości Starosto iże tego facum fac macie pono z nim pokumania i serdeczne komitywy. Czemu znowuż wierzyć niełatwie, jako że zygwulski starosta facum fac wywołaniec, dziesiątej banicyi czeka i dyabelskie inkluzy ma!  HERBURT (zrywając się gwałtownie): Nieprawda to! Niecnoty dworskie jak zawżdy kalumnie na mnie kopami kładą i łżywie mówią, co im ślina nikczemna na języki przyniesie! SUŁOWSKI: Możliwe i to, że nieprawda. Ale generaliter mówiąc, Król Jegomość zerwania ze Stadnickim domagając się, (dobitnie) poddaje wam, jakim trybem przeciwnymi postępkami starą o sobie opinię znieść możecie, zaniechawszy do cna rokoszowych humorów... i przyjaźni!... HERBURT (surowo): Tego zaniechania bądźcie i pewni ksze opacie. Przeć się nie zwykłem tego, com raz powiadał. Alić gdy czyny Królowi Jegomości obiecować mogę... sentymenta nie odemnie w zależności, (do Opalińskiego) Z panem starostą zygwulskim przyjaźni nie mam ni pokumania, radniej kommizerację nad jego złą niedolą! Znamienitej prosapii jest, rycerskiego animuszu kwiat, a fantazyi okazałej że nie kryje, przeto bez pociłby jest i żadnej przygany nie godzien. Ja i nie jeno żadnego urazu do pana z Łańcuta mieć nie mogę, a jeszcze osobliwie mnie on zjednał światłością a nie nazbyt uczonego umysłu, ano bystrością w każdym dyskursie, ano geniuszem owym, z którym bywa często rymy mu się przedziwne z gęby jako z rogu Almatei staroświeckiej sypią... SUŁOWSKI: Serio tandem tedy wywód to byłby niepochybny stateczności waszej, przyznam to cale. Ale wżdy... i serca inklinacyjej ku panu łańcuckiemu! HERBURT: Nie odlegliście prawdzie księże opacie! A gdyby czasów tych nie dobrotliwa ludzkość Stadnickiego, nie jedno nikt przy niewolstwie mojem dobromilskiem nie stanął, ale i piasku na oczy nasypać nie byłoby komu, gdyby mi jakowaś sucha żyła pękła. 23  OPALIŃSKI: Stadnickiego ludzkość dla was starosto tłomaczyć śmiele bym próbował tern, iże nikt, który przy nim i za nim stoi waszej zacności i honoru jest równy... A wszakoż, czy bogobojny szlachcic radzi zdrowiu za pomocą Bożą ucieczkę, jako on pod Janowcem? Czy zacny szlachcic innym na zdrowie następuje, kontemptami znieważa i senatorskich synów despektuje?... Powiedzcież? SULOWSKI: ...Ażali waszej kommizeracyi godzien, który jak najgorsze infamisy, jak Tarnawski, Lisowski, jak Poniatowski kupy ludzi cudzoziemskich zbiera i inkursye z nimi wyczynia? HERBURT: Nie wiem o tern i wiedzieć mi z niskąd nie przyszło. A w to miejsce wiem, że Stadnicki od młodości swej zdrowiem i chudobą służył Rplitej. Rotmistrzem pod Pskowem był,... choć okrutnie potłuczon. Przed wszystkimi naprzód szedł a wrogów koncerzem przebijał jako pszenicy worki. SULOWSKI (przenrwając Herburtowi): Teraz męstwa swego tylko przeciw samsiadom gwałtownie pożywa! Czarne strzały spokojnym śle i łupi. HERBURT: Pod Toporcem jako lwi się bił, pod Maxymilianem a w Turczech w małem towarzystwie z wielką mocą Bisurmańską! A pod Agią?! Za co wsz3fstko marne tysiąc florenów jurgieltu pobrał, gdy inni majętności i starostwa tłuste. OPALIŃSKI (szydząc nieco): Jeżeli się tern szczyci co w Agru uczynił... różnie o tem mówią! pytać b}^ pana Jazłowieckiego a pana Tarnowskiego... HERBURT (ogniście): pytaćby Belgów, Włoszków, arcyksiąże Maxymiliana! a nie zawistne panięta zawżdy! Od cesarza samego za swą rezolutność Stadnicki daleko większą prowizyę miał. 24  niźli cały dom jego posiada, A iż mu wolność droższą była nade wszystko, przeto tern wzgardził... SUŁOWSKI (szyderczo): Owo patrzcież na jaki mu to upad przyszło! gdy teraz łańcucki starosta wojny i tumulty z prywatnej jeno fakcyi prowadzi i indolencye wszystkim czyni jako i inne gwałtowniki Rplitej. HERBURT (z ogniem elokwencyi): A z Niemcy na harcu pojedynkiem czyniąc jako nieprzyjaciołom króla pana swego silen był? Tylko że konia pod nim zabito, gdy ludem przewodził! A w potrzebach innych? Nie wyliczyłby i wszystkiego! A że nie wojewodą, w tem przyczyna że cnotliwy! (do Opalińskiego) Województwo nie od kilkudziesięciu lat poczęło bywać w domu Stadnickich, jako to u drugich nowina, ale od kilkaset lat rzadko z domu tego wychodziło! OPALIŃSKI (z kęs obrażony): Nie u jednych Stadnickich mościwi Rerburcie województwo od kilkaset bywało lat! nie! Wżdy teraz ten rycerz znamienitej prosapii i rzkąc waszą mową szlachcic bez pochyby na zacne domy zbójeckie inwektywy czyni! po wsiach drabuje, aby z krwawego płaczu szlachcianek i mieszczanków sobole sobie i rysie a bławaty posprawiał i do domu je słał. SUŁOWSKI: Decyuszem polskim się mianuje, a wieści chodzą, że półki i ufy ściąga. Rozmaitych grassantów, chodaczkowych infamisów, item Wołochów i Beskidników na kilkanaście set człowieka z działami i strzelbą inszą, a Lisowczyków na jurgielcie ma; różne tatałajstwo do zmówienia niepodobne... A Gaborowi Siedmiogrodzkiemu jakoweś korony polskie, chyba na Atlantydzie sławnej... obiecuje... HERBURT: Nic z tego co tu powiedzianem było, do uszu moich nie doszło... Mnie on, choć bliskim sąsiadem nigdy nie zawadził OPALIŃSKI (gorączkowo): Baczcież jednak panie starosto wiszeński, jako nam wszystkim szkodzi! Przecie i waszą stryjnę najechał i pojmał referendarzową wdowę... Przyszło k’ ktemu już i powinnych mej żony oto, Pileckich niepokoił i księżnie Ostrogskiej poddanych katuje, że na sarny do jego lasów chodzą. A na mnie tablice szpetnej treści zelżywej ipizy wszystkich gościńcach powbijać kazał... Pomny ja na szlachecką domu mego przj^stojność, że przyrodzenie moje łagodne, wolałem pod rozsądek Boży sprawę dać i rycerskim pojedynkiem spory nasze pokończyć... Wyśmiał mnie! Co raz to wpadnie, co raz to ze starostwa leżajskiego kilka mil mi urwie, coraz to na gardle siąść mi chce... OPALIŃSKA: I mnie pozwólcież słowo przydać Waszmościowie... Oto i nam już niewiastom cierpliwość wysycha, gdy się i zdrowie co dnia, co godzina zagrożone mierzi... HERBURT: Wybaczcież słowo przezacna pani. Ale rzecz to już mężów, aby gwałt się gwałtem odciskał a zbrojne figliki szablą, (do Opalińskiego) Przeto i wyście panie starosto ręce nie skrępowane mieli... sądzę! OPALIŃSKI: Rzecz oczywista! Miałżem czekać, aż mnie za gardło imię i w pęta ukuje? Teraz i ja przyczynić sobie musiałem czeladki i chowam się w przystojnej ostrożności!... Przyniewolony, do remediów się ucieknę! I także rycerską odpowiem mu diffidacyą. SUŁOWSKI: Owo jacy są ci, co się Luteryami szkaradzą, na Stadnickim tego eksplikować By 26  można, który w Łańcucie msze kacerskie odprawia i dyssydentów w obronę bierze!... Mnie się widzi facum fac, wszystka przyczyna tej furyi nieumiarkowanej nie w przyrodzeniu jego, a w tem, że w nic nie wierzy, a pono w aryańskie ministry i w epikureów!... A już chyba nauka aryańska więcej się z nauką Machometusa w pnym Alkoranie zgadza, jak z wypisaną w Piśmie Świętem Chrześcijan! HERBURT (w gniewie i szyderczo): Ba, ba! Gdzieżeście to wielebny Księże Opacie te rozumy naszli iście krześcijańskie. Zatym, w tym sposobie przekładalibyście, abychmy szlachta polska się zturczyli niż wiary świętej w innym ją obrządku odprawiając się strzegli?! SUŁOWSKI (z uporem): A juścić facum fac żebym wolał!... HERBURT (wzgardliwie, ostro): Ba! ba... takie to tradycye żyją Hozyuszowe! Od wielkiego kardynała słynniśmy tolerancyą po wszej ziemi dla dyssydentów, socynianów i wszelkich! A wy teraz Ojców Jezuitów hasła i sentencye szerzycie?, SUŁOWSKI (wzburzony przerywa mu): Iżali to teraz facum fac nie przypominają się już waszej pamięci te czasy, w których satyry na księdza Skargę wypisywaliście... panie Herburcie? HERBURT (hardo): Na wielum pisał i tego się nie wstydzę! I na królam pisał: „Praktykę rakuzką“... i dość nie często tego sobie żałuję. W tych czasach wyście księże opacie wojskami srogimi Tyńca Benedyktynom dobywali, bo was na przeora i puścić nie chcieli, (złośliwie) Czy dobrze pomnę, bo nie wiem! SUŁOWSKI (zmieszany, kłopotliwie): A nie 27  zgorzej facum fac, nie! Tandem tedy te rzeczy do legacyi mojej i teraźniejszych spraw nie należą!.., HERBURT: Za pewne Wielebny opacie, za pewne nie! SUŁOWSKI: A nam, abyśmy z niezem nie odeszli, przynależy prośbami jeno przywieść was starosto wiszeński k’ temu, abyście wy przyjacielskim duchem wpłynęli na Stadnickiego. Oto potoczyła się wam okazy a zyszczenia faworów królewskich i powrotu do najwyższych godności i najforemniejszych facum fac honorów... OPALIŃSKI: I ja z małżonką moją gorące prośby do was w tej materyi mamy. Wyście jego wiernik starosto i powagą najpiękniejszego klejnotu i zawołania możecie udzialać nań pokojowo. Niech ujmie obroku sw}mi żądzom, schudzi ambicyje i nie napada! nie dręczy! nie gwałtuje! SUŁOWSKI (wstając): Tak, tak. Dla jednego grzechu Achama żołnierza Pan Bóg niegd}^ wszystko wojsko pokarał: anathema in medio tui est Israel! non poteris stare etc. HERBURT: Powtórzyć mi jeno przyjdzie Mościwi Panowie co powiedziałem, iż czyny obiecując, sprzyjania w nieprz}^jaźń ukształcić nie mogę... Do łaski królewskiej dopuszczony być chcę. Wszakoż tak, jak stoję, ze wszystkimi cnotami aleć i z błędem wszystkim, który we mnie los ślepy pokładł (do Opalińskich, którzy wstają zabierając się do w\>jścia) Wszakoż to Waszmościom Mościwi Państwo obiecować mogę, że nie radząc staroście zygwulskiemu, aby ambicja rycerskie schudził i niepohamowaną żądzą sławy w sobie gardził, uprosić go postaram się, by nad słabszymi opressyi nieznośnych nie dokazował, gwałtownych udręczeń poniechał. 28  SUŁOWSKI: I to starczy mości HerburcieL. Z tem oświadczeniem waszem śmielej ja przed oblicze królewskie stawię się, legacyi pokończywszy owocnie. Teraz już dla krótkości czasu żegnać się nam przyjdzie... (SUŁOWSKI ściska prawicę Hęrburta żegnając się; toż samo OPALIŃSCY). SUŁOWSKI: Stąd bowiem na prost jechać mamy do krajczego Olizara i z nim delegacyą poważną do owego gniazda, w którym legowisko swe złożył ów basiliskus, o jakim już Pismo Święte... tylokrotnie etc... OPALIŃSKI: Żegnajcie panie starosto. HERBURT: Válete! Válete!... (wychodząc z nimi razem ku prawej) Jeżeli wam tylko mościwi państwo to dostatecznem jest, obiecuję... obiecuję. A Wy Wielebny księże opacie, oświadcież Królowi Krakowskiemu... (Przechodzą w prawo, przemawiając sobie w dalej i świadcząc ukłonami. Drzwiczki kryj orne w głębi otwierają się powoli i wychodzą z nich śmiele DID KORYTKO, poprzedzony KACHNĄ STRUSIO WNĄ, cud dziewczyną w żałobnej sukience). KACHNA: Tu czekajcie!... Jegomość zaraz powrócą... Mówcie wszystko śmiele i nie tłomaczcie się, ktoby was i którędy przeprowadził... KORYTKO (idzie nieco ustraszony ku stołowi) KACHNA (staje napowrót w drzwiczkach, za progiem i trzymając je, główką tylko wychylona szepta półgłośno dalej) Pan Dobromilski zawsze taki w myślach rozmaitych pogrążony, że nad waszem przybyciem ani się zadziwi... nie spyta...  (KORYTKO staje przy stole wpatrzony w drzwi z prawej, a gdy Herburt z powrotem wchodzi, DID KORYTKO klęka na jedno kolano. KACHNA szybko zamyka drzwiczki przed sobą). HERBURT (nyślami opanowany przez dłuższą chwilę idąc tam i sam nie postrzega go. Wreszcie gdy poruszył się, widzi go i spokojnie pyta): Ktoś ty? KORYTKO: Wysokiej Dostojności waszej niski pokłon oddaję... Korytko ja jestem. Wysłany przez setki, przez tysiące tysięcy chłopskich i mieszczańskich braci, ruskich braci. Skarżyć się przychodzim... Aleć nie wszystkich nas dopuszczono przed widok Waszej Miłości. Resztę pan burgrabia na dole trzyma, a tylko dziękować przejasnej panience jednej, jam tu się dostał. HERBURT: Więc z czem wy? (daje mu znak dłonią, by wstał). KORYTKO: Skarżyć się przychodzim dostojny panie! O pomoc was błagać, o poradzeństwo choćby! Miłościwy panie! Oto krzywda okrutna się nam całej ziemi ruskiej dzieje! Krupeckiego unitę nam na stolicę arcybiskupią dali... HERBURT (ze złością): Jezuici? KORYTKO: Powiedzieliście Miłościwy panie! Jaśnie Oświecony Majestat Królewski i Ojcowie Jezuici. I ich biskup Sieciński. HERBURT (ogniście): Sieciński? przemyski faryzeusz mówisz? KORYT KO (z rosnącą gorączką): Któryżby inszy? On forytował Krupeckiego Miłościwy panie, kiedy umarł umarł nasz władyka. Wzdyć my Rusyna chcemy, to i z Węgrów pewnego obrali30  śmy. Zaczym poszły prześladowania i opressye srogie ludu i mieszczanków. Władyka nowy i biskup Sieciński gnębią lud krzywdami a już najgorzej to wszystkim z dóbr księżnej wojewodziny Ostrogskiej... Nasz władyka i schronić się gdzie nie ma przed biskupimi siepaczami. Ratujcie! poradę dawajcie Wasza Miłości! Wyście krew z krwie ruskiej... Co czynić? HERBURT (mocno rozgorzał): Powiadasz władyka ruski iście schronić gdzie się nie ma?... A jakoż to Dobromil mu mały? nie zmieści się może, skoro gdy go proszę?... Więc ksiądz Sieciński? Oto stoi za moje, boć z księdzem biskupem przemyskim od wieków porachunki mam! A jako bywało, nie będzie już nigdy! Nie powieszę ja pomsty na kołku! Ten ci to przemyski klecha co mnie klął, gdym na Chełmierskiej górze, cudownej, polskiej! mojej górze Atos astrologiczne nabożeństwa odprawował, na które żywe anioły cudownym trybem mi spływały... (w podnieceniu prawie błędnem),Klął mnie, gdym natchniony modlitwę do Ducha Świętego Świętej przyrody skoncypował i pielgrzymki mojemu ludowi na Chełmierską górę rozgłosił... To ten przemyski celibatnik mnie klął!... • mnie Herburta z Fulsztyna, Sieciński! co z chodaczków się wylągł!... KORYTKO: Wszystek lud ruski dostoiny Panie od was się jeno pomocy w tern ukrzywdzeniu nadziewa! Wasz okazały rozum i wasza potęga to nasze ostatnie nadzieje. Podstarostowie księżnej wojewodziny głoszą śmierć wszystkim... HERBURT (przerwie niecierpliwie). Dość mi! dość wiedzieć! Niech wezmą potuchy ruscy ludzie! Powiedzcie swoim ojcze Korytko, że ja krew wasza stąć będę przy was i przy krzywdzie waszej. 31  Przybłędą jest Atanazy Krupecki! Więc zwalę go i tych co z nim i za nim staną!... KORYTKO (klękając na oba kolana): Dziękujemy Wam, dziękujemy! U Was tylko Miłościwy Panie nasze ocalenie! u Was... HERBURT (hucznie): Nie będę ja się submitował w Przemyślu księdzu biskupowi i prosił go 0 absolucyę! Sam! ochotną ręką podejmuję tradycyi Hozyuszowych! KORYTKO: Może być! może! Ale i jakoż to na te gwałty i prześladowania chłopskie kazał ksiądz Birkowski, a ksiądz Skarga Pawęzki! A jakoż strasznie gnębią panięta nasz lud ruski... HERBURT (zmarszczywszy brwi): Skarga i nie Skarga! Nie o jego kazaniny rzecz idzie! Każda wiara winna być w Rplitej błahoczesną! A za moją sprawą, skoro jeszcze z innymi panami się spikniemy przy zdrowiu i ruska wiara nią będzie!... (W drzwiach staje pacholę w barwach Stadnickich 1 pełnym głosem woła: Wasza wielmożności! Pani Stadnicka!) HERBURT (szybko): A teraz wynijdźcie prędko... tamtędy, bo panie idą... (wskazuje na drzwi w głębi) W izbach na dole czekajcie!... wszystko się potem omówi... (KORYTKO kłaniając się uniżenie umyka do tylnych drzwiczek. HERBURT czupryny pogładziwszy idzie przeciwko wchodzącej PANI STADNICKIEJ z dwornym gestem i głęboką ukłoną. Za PANIĄ STADNICKĄ czarnowłosą, niewiastą z nadobności Junonie zdatną, kroczy PUŁKOWNIK D’ALMASSY w bogatym węgierskim stroju i DZIEWCZĘ Z FRAUCYMERU niosące torebkę złotolitą i puzderko z wonnościami). 32  r HERBURT: Uniżony pokłon Waszej wielmożności Zacna pani... STADNICKA: Witaj starosto Wiszeński i przyjm w krótką gościnę nie zbyt daleką samsiadkę, a bliską wam czcią waszego wielkodusznego rozumu... To kawaler d’Almassy pułkownik nasz i męża pana mego przyjaciel. HERBURT: Siadajcie miłościwa pani. Prosimy pułkowniku. (STADNICKA i D’ALMASSY siadają, DZIEWCZYNA staje za karłem Stadnickiej) HERBURT (siadając z dobrą myślą): Więc że mi odgadnąć z nieba dano przyjazdu Waszego Mościa pani przyczynę... przeto na sam miłej rozmowy zadatek... Strusiównę Kachnę w wasz matronat oddaję... STADNICKA (zdumiona): Oddajecie Strusiówrnę? Toć jam o niej jeszcze nie... wspomówiłaL. Czy mnie rozum myli, czy jako?... Oddajecie mi we fraucymer Strusiównę nie powiadomieni jeszcze moją mową o moich życzeniach?... HERBURT (uśmiechnięty wesoło): Tak!... Niech wam będzie oddaną na przysługi i niech obyczajności godnej pod okiem waszem nabierze! byle po czasach, dojrzawszy w pełną różę... Erazmowi mojemu na matkę jego synom dostała się... STADNICKA: Iście tu wnet i wierzyć przyjdzie pogadaniom ludzkim... jakobjT pan Dobromilski z nadziemskimi mocami jakoweś związki miał. Skoroście poprzód tak mój skutek odgadli, (ściska mu prawicę, którą Herburt uroczyście całuje)... dziękuję wam stokrotnie... Ostrogska wojewodzina, która po nią ze splendorem książęcym tu zajechała i w gospodzie czeka, z kwitkiem do Ojców odjechać będzie musiała, haha... SV.0CZE GNIAZDO 3. 33  HERBURT: Ostrogska pani gdyby przeczuła jeno mój względem niej sentyment, aniby się teraz na dziesięć mil w radyju od Dobromilu zjechać odważyła... STADNICKA: Tak?... Słyszysz panie d’Almassy?... przetoć zdaje mi się, że nasi wrogowie Stadnickich i u was wrogie nieprzyjaźnie by sobie naraić mogli!... Skoro więc tak odgadujecie wszystko panie starosto, powiedzcież wy nam, który jest zacz, kto dostał starostwo przemyskie? HERBURT (zrywając się niespokojnie): Oddali już? STADNICKA (z śmieszkiem): Obaczcież Herburcie, że nie wszystko wy znowu wiecie... Ten tu pan d’Almassy z ważnymi nowinami pana mężowskimi... Usłyszycie rzeczy, którymi pewnikiem opat tjmiecki i Opaliński przepomnieli was poczęstować. D’ALMASSY (cedzący słowa): Owo król dał starostwo przemyskie papiście z Leska! HERBURT (zbladł, palcami prędko pokręci w uszach): Co?... co słyszę? DA.LMASSY: Jak tu stoję mości starosto! Przemyskie starostwo król Jezuitów papieżnikowi dał! HERBURT (krokiem postąpił naprzód): Stadnickiemu? Katolikowi? STADNICKA (sztywnie): Tak! Krewniakowi naszemu, ale rzeczą psowemu bratu... Stryjecznemu mego pana męża, ale wrogowi jego najgorszemu! HERBURT (z niehamowaną zapamiętałością): O niedoczekanie to panięcia wawelskiego! Oto czegom się dopytał doma cichutko siedząc!... Oto nagroda królewska, żem kup nie zbierał i sedycyi 34  się strzegł, żem na regałach się nie mścił!... Nie tegom ja się nadziewał Rplitej Długosza drukując!... STADNICKA (drażniąc szyderczo): Trzymając was nie hardym i doma jak trusia zagrzebanym, miał krakowski kostera królewską swą wolą dać starostwo pierwszemu z brzega, byle papieżnikowi! D’ALMASSY: W nędznym kramie trudno czekać na coś lepszego. HERBURT: Toć mi się włosy na łbie jeżą! Biadaż mi biada! Obaczcież jaka to Zygmuutowa kameralna politeja jest... To przemyskie starostwo, jedną jeno osobliwą nadzieję intrat, kiedy już gołe płótno w Herburtowej kalecie, a wszystkie majętności dla miłej Oyczyzny utracone!! (z furyą) Zaś czekajże panie szwedzkie! Sam ja sobie sprawiedliwości dociągnąć zdolę! Szablą uczynię praw moich egzekucyę! D’ALMASSY: My przy was mości Herburcie! Pan łańcucki mój prińceps a przyjaciel znamienity z sukursem wszelkim wam się ofiaruje. Czas już zabieżyć trzeba Zygmuntowemu absolutum dominium wam magnaci polscy!... Coż się wam w tym majestacie królewskim udawać może, że Miemiec?, czy że Makkiawelistami się otacza, czy że kościoły ino patrom funduje, a sam gorzej Sardanapala w rozpustnem herodztwie żyje? STADNICKA: Abo godzi się to panie starosto, aby Król Rplitej do pąsa nagi z głową zakrytą wespół z dziady Krakowskiego Miłosierdzia, worem okryty obchodził kaplice i biczował się rzemykami jak owe bandy włóczęgów flagellantaini zwanych?... DA.LMASSY: Wenedowie samego stolca Świętego się nie bali a Jezuitów' pędzili! Wy spędźcie / 35  Zygmunta Sodomitę, co w piłę grawa i w szachy a wrychłe jak mietelniki po powrozie będzie chodził!.. Chyba żali poczekacie, aż koronę Rakuszanom przehandlować zechce?.. HERBURT: Już i nie potrzebujecie mnie słowami bóść pułkowniku d’Almassy a hamować radniej. Jam do syta i ad infernales Furias żałością zapalony. Dość mi już tego więzienia u siebie w Dobromilu. D’ALMASSY (chytrze): Chciałbym ja tylko łatwie ukazać wam to,... jako każdy luzem wskóra mało, zasię wy spiknąwszy się z panem Łańcuckim, obaj bardzo groźniście są! Już nam i Porta Ottomańska pomoc daje, byle wojewoda Gabor na polskim tronie siadł... STADNICKA: A mój mąż dobrodziej Gabora wszędzie forytuje i czekamy jeno waszego nalezienia. D’ALMASSY: I tatarskie książę Hassan Sołumacha po naszej stronie! (nachyla się do Herburta i półgłosem poszeptuje)... A skoro się nam pofortuni, to nie zapominajcie panie, że siedmiogrodzkie księstwo na was piękne czeka... HERBURT (jeszcze chwilę rozn^śla zafrasowany. Podczas tego d’ Almassy cicho poszeptuje ze Stadnicką. Wreszcie zapłonie rumieńcem, zwraca się do nich z rozjaśnioną twarzą i hucznym głosem mówi): /Jea est iacta... Kto czas traci, traci też to, co mu zasy dają. (klaszcze)... Po waszej jestem stronie i ruski naród cały do sprawy tej dodaję!... (do pacholęcia, który wbiegł) Wołać mi Erazma! PACHOLĘ: Do usług Wasza Miłość. Aleć oto oznajmić wam mam, że wraz tu idzie Jaśnie wojewodzina Ostrogska z panią Opalińską! 36  HERBURT: Jeszcze?... (patrzy nieporadnie po wszystkich) Na miły Bóg! jakoż wy się panie zmieścicie pod moim słabym dachem? (mimo wolę spogląda w belkowanie) Trzy Anusie w Polszczę najhardziejsze... STADNICKA (z wyzywającem okiem): Gdy 0 mnie idzie, może wejść pani Wołyńska, choć się popóźniła... HERBURT (do pacholęcia): Proście i prowadźcie, a panna Strusiówa córka niech tu wraz zejdzie... (z frasobliwym uśmiechem) Boże miej w opiece sługę twego! (Pacholęta wbiegłszy rozsuną portny szeroko. Wreszcie krokiem posuwistym wchodzi J. O. Pani wołyńska OSTROGSKA, niewiasta o sępim nosie 1 jaszczurkowych oczach, mocno szpakowata, w sukniach żałośnie czarnych. Z nią PANIENKA jej fraucymeru, dźwigająca książkę z modlitwami, różaniec niepospolitej długości i flaszkę z wonnościami. Z nią pani OPALIŃSKA.-OSTROGSKA i STADNICKA chwilę mierzą się z piętra przeszywającemu spojrzeniami. A gdy OSTROGSKA oczu spuści). STADNICKA (śmiech wstrzymując mówi głośno): Na wieki wieków Amen! OSTROGSKA: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. HERBURT (kłaniając się sztywno i idąc przeciwko niej): Tak wszędzie, jako i u mnie był w czasach niedoli!... Waszej Miłości moja ukłona Wojewodzino! Co jest, co sprowadza was pani mościwa w heretyckie progi? OSTROGSKA (dotknięta): Pozwólcież Waszmość starosto, że spocznę nieco szanując swjmh siwych włosów! 37  HERBURT (skonfudowany): Prosimy, prosimy Siadajcież Wasza Miłość (podsuwając jej karła; pospiesznie) Prawdziwie, w ustawicznem umysłu zaprzątnięciu nie z tego świata myślami, przepomniałem słów przynależnych!... Wygodnie wam dostojna pani? (Zdrzwi małych w głębi wchodzi cicho KACHNA STRUSIÓWNA i staje w pobliżu Stadnickiej. Za nią w te ślady ERAZM HERBURT) OSTROGSKA (siedząc preciwko Stadnickiej): Wygodnie! dziękuję!... By w krótkiej zwięzłości mus mego nawiedzenia wam wyrazić starosto: zjechałam po Strusiównę Katarzynkę, bym ją do swego fraucymeru więła... Chocia bowiem powinnej mej oto, pani starostowej z Leżajska w tym zamku powiedziano, że Kaśka Strusia nieboszczyka gdzieindziej ma przeznaczonem iść, wszakoż ani mi przez myśl przypuszczeniem łysnąć nie może, abyście wy! opiekun! z zamkniętemi oczyma na poniewierki dolę i zły los puścić ją mogli, co?... STADNICKA (gniewem uniesiona do Ostrogskiej): Strusiówna panna ani z zamkniętemi oczyma, ani na złą dolę nie dana, gdy mnie! Stadnickiej dana! Wiem Co przedsię przjmależy senatorskiej godności i nie tykam ja tu i w niwczym stanu waszego przezacnego, gotując sierotce lepszy i dostatniejszy los w Łańcucie, niżby ją spotkał gdzieś w dzikich ruskich kastelach! OSTROGSKA (hamując się): Znając was hardymi, nie do was kieruję c ioćby jedno słówko a do Herburta moja acani! Kc muż tedy zacny Starosto Strusiówna przypadnie?.. I STADNICKA (zrywając się z gorączką): Ja wam nie acani a starościna jygwulska, wiecie?... Tytułem wam nie bryzgnę, tośmy się Stadniccy 38  nigdy w tytuły nie cisnęli! Strusiówna do mnie należy, a wam jeśli potrzeb dziewczątek do fraucymeru, macie sporo jeszcze mołodyć, których wasz nieboszczyk mąż przed śmiercią nie podołał z czystości panieństwa złupić... HERBURT (ujmuiąc szybko za rękę Stadnicką): Miłościwa pani pohamujcie się! OSTROGSKA (chrypliwym krzjdriem): Nie mnie chłopówna jakaś obrazić może!... Nie wadzi wasza zelży wość naszej starożytnej cnocie! STADNICKA (szydząc lekce): Mniejsza gdy się kto swymi przodkami szyrzy! i pan dudek miał swego zawżdy pstrego przodka, a jego starożytna cnota nadobnie śmierdzi. OSTROGSKA: Nam zasię ślązkie gburstwo śmierdzi! STADNICKA: Najgorzej to jednak śmierdzi kołtun, gdy w księżęcym stanie!... A gniazdo moje podściwe, choć ślązkie! OSTROGSKA: Zawdy ślązkie państwo od Chama idzie! HERBURT (jak i wszyscy niepomiernie zmieszany, błagalnie): Mości we panie! Na Boga! ^czemu to wam zaszło! OPALIŃSKA (podbiega do Ostrogskiej pragnąc rzucić sie jej na piersi): Ciotko najdroższa! nie słuchajcie! STADNICKA: Zresztą niech Strusiówna sama wybierze pani wołyńska! do kogo iść ma! OPALIŃSKA (do Ostrogskiej): Nie przystoi nam nawet swarzyć się z Kalwinkami, którzy i Świętego mamy w rodzie! 39  STADNICKA (szydząc): I Świętego? I może z Panem Bogiem w krewieństwoście już zaszli? Wiadome to przecież, że Opalińscy już w piętnastu leciech bywają proboszczami w katedrze, a w dwudziestej wiosence biskupami. OSTROGSKA (odpychając Opalińską): Zamilcz wszeteczny języku! słyszysz? Milcz! STADNICKA: Owo właśnie, że mówić będę! (HERBURT, D’ALMASSY i ERAZM starają się ją z daremnym skutkiem uspokoić. KACHNA staje tuż przy niej, rozpromieniona kłótnią i wpatrzona w Stadnicką jak w tęczę). STADNICKA (furyą obsessa): Anim ja gromadami ludu ruskiego za szyzmę wyścinać nie kazała, więc mi mówić lża! Anim ćwiertować go w pasy, ni w koła wplatać. Anim ja, jako pani poniektóra męża już nieboszczykiem na katolicki obrządek nie chrzciła, ani potrzebowała wykopywać trupa w nocy i wykradać go z cerkwi Ostrogskiej! więc mi mówić lża!... (HERBURT, D’ALMASSY próbują zasłonić ją przed Ostrogską i rozdzielić je, wszakoż bezowocnie, bo się ku sobie wydzierają). STADNICKA (zziajana od złości): A pocóż to nieboszczyk butne książę Ostrogskie kubek z miłosną zaprawą miodu od włodarki brał? Jeno aby od waszej brzydkości lic oblicze miał obrócone! I pomerł! świeć Panie nad jego duszą, bo nad wami już Ojcowie Jezuity gromnicami świecą. (Prócz Opalińskiej i Ostrogskiej wszyscy śmiech gwałtem w sobie powstrzymali). OSTROGSKA: Nie mnie wiedz! wszeteczniczy język taki obrazić może. Powiedz poprzód dyabłowa żono, skąd masz te tatarskie perły 4o  w uszach! jak nie od rycerza Poniatowskiego, co go to hetman Żółkiewski grassantem napiętnował!... Za rogi mężowi panu wprawione perły z chańskiej korony... STADNICKA: A wam staruszko żal i zawiść! Ja mam perły tatarskie i sułtańskie płaszcze, a wy pani wojewodzino co? Ano przypisywane wam za kamieniczkę na Grodzkiej w Krakowie (przedrzeźniając nosową wymowę „Patrów S. T. J.“) „Tyara wierności księżnej Anny“, ano „Plastr miodu od śmierci pożarty, śmierci wydarty“, ano (zdyszana urywa)... (Chydzący pośmiech u wszystkich). KACHNA (śmiele wyrwawszy się): „Chorągwie pobożnej miłości księżnej Ostrogskiei“. (HERBURT i ERAZM z trudem wstrzymywanym buchną śmiechem). STADNICKA (podniecona subsydyą): Ano „Dzwon wielki głos wzdzięcznej nieśmiertelności rozszerzaj ącjr, wojewodzinie wołyńskiej przypisany“... Za co? za co? Za wioskę w sandeckiej ziemi chciwemu konwiktowi darowaną... (Śmiech serdeczny u wszystkich). OPALIŃSKA (z trudem odważywszy się, krzykliwie): Nie godzi się wam żartować z wybranych Bożych!... HERBURT (surowo): Ba! ba, ba! Jeszcze i Bożych? Przeto kto zacz zapisy Da Collegia daje, ten Boży wybraniec, który nie! wywołaniec. Wżdy smaczna krew pasterzom od głupich owieczek halia. STADNICKA (jeszcze krok podstąpiwszy do Ostrogskiej): A biją was jeszcze dyscyplinami 41  w każdy Piątek Patry za te darowizny wołyńska pani? A rozkazujecie jeszcze służebnicom, by was klęczącą na ziemi bity w gębę za rozkazem wielebnych Symoniakow? (Chwila strachu u wszystkich, pojrzą się nieśmiele ku Ostrogskiej. Nagle STRUSIÓWNA parsknie wesołym chichotem). OSTROGSKA (wysilonym w ostatniej furyi głosem porwie się ku Strusiównej): Milcz ty kukło niewstydliwa! (do Stadnickiej) A ty domknij gęby wyszczekana pani! Dość mi tego szczypania jako od jadowitych psie! Chodźmy stąd Opalińska!... Zadałaś mi słów podłych i niesromnych, boś nie wiedziała ślązka rufianko, na czyjiś się honor nasadziła!... Ale popamiętasz ty mnie pani a chłopówno za te słowa! (chwj^ta za ramię Opalińską i opiera się ciężko) Dobra twoje a twego łańcuckiego Dyabła nie minie rok zaorzę i solą posypię! Z gniazda waszego wiatry popiół rozsieją! (kierując się się szybko ku drzwiom; do Strusiówny) A ty łątko pomnij moje słowa! Kto w złe gniazdo idzie, zczeźnie na nice, choćby i anioły urodą przenosił... (Przechodzą przędko z Opalińską w prawo, HERBURT sumitując się pospiesza za nimi). KACHNA (podbiega do drzwi i za odchodzącymi krzyczy w progu): A wam pomnijcie stara, do mnie wara!... D’ALMASSY (śmieje się całą gębą). STADNICKA (siadła w karle frasobliwie zamyślona. Bierze od dziewczęcia flaszę z wonnościami i wąchając pomrukuje): A to prostaczka sroga!... o czekajże Ty nabożnico!... królowo wołyńska... dobrzem żywa od gniewu... 42 D’ALMASSY (do Stadnickiej): Wzburzyliście...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Nowaczyński, Adolf 1909. Smocze gniazdo Albo wybawienie dyabła z szlacheckiej opressyi. Dramat z czasów Zygmuntowskich, wyd. 2 przejrz. i popraw., Warszawa : G. Centnerszwer i Sp.
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
czasownikliczba mnoga

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.
Sąsiedztwo a fronte

K) Słowa obecne w Słowniku ortograficznym języka polskiego Władysława Kokowskiego i pominięte w indeksie, ze względu na założenia NFJP.

Sąsiedztwo a tergo
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •