auto-kareta

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) silne były podmuchy mokrej wichury. Natomiast już nad ranem, w śnie najgłębszym, sen z całkiem innej materii ukształtowany, można by powiedzieć, że sen z tamtego świata: razem z moją nieżyjącą od kilku lat żoną jechaliśmy ni to autem, ni to bezkonną karetą, kto ów pojazd prowadził — pojęcia nie mam, postać kierowcy-woźnicy niepowrotnie zapadła się w czeluść sennego majaku; jechaliśmy wśród pejzaży znanych mi z dawniejszych i niejednokrotnie od wielu lat powracających snów: oto rzeka spokojnym nurtem płynąca, a oto ciężki most ponad nią rozpięty i zaraz za mostem krzepki wał z łąkami po obu stronach; poznawałem te okolice nie bez wzruszenia, lecz było ono drobne wobec poruszenia, jakim byłem wypełniony z innego powodu, wiedziałem bowiem, że jedziemy odwiedzić moją matkę, która wczesną wiosną roku czterdziestego czwartego zginęła była w obozie w Ravensbriick, lecz teraz żyła, odpoczywała w wiejskim ustroniu po ciężkich przejściach, i my jechaliśmy, żeby ją uściskać; znaleźliśmy się w pewnym momencie w pejzażu zupełnie nowym, niewiarygodnie gęsta i obfita zieleń drzew oraz krzewów sprawiła, że tylko ową zieleń, nie dalszą niż na wyciągnięcie ręki, było widać, nieba — nie, prześwitów światła — nie, nasze auto-kareta toczyło się powoli, dosłownie zanurzone w zieleni, ale to było niewypowiedzianie piękne, tak doskonale piękne, jak bodaj tylko we śnie może się uroda z niewiadomego wyłonić i trwać; aż wreszcie, wciąż w uspokajającym, bo jak gdyby ochronnym cieniu natury znaleźliśmy się przed willą bardzo jasną i z fasadą mimo rozlicznych balkoników i ornamentów bardzo spokojną, a wieżyczki, których było co najmniej dwie albo i trzy,...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Goetel, Ferdynand 1957. Z dnia na dzień, Londyn : Orbis Księgarnia Polska
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
rzeczownikliczba pojedyncza

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.