pra-prajęzyk

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) 69 Cyt. za: J. Rokoszny, System wychowawczy..., op. cit., s. 61.  Z POLONISTYCZNYCH WARSZTATÓW BADAWCZYCH WYŻSZEJ SZKOŁY PEDAGOGICZNEJ W CZĘSTOCHOWIE (MATERIAŁY Z KONFERENCJI NAUKOWEJ CZĘSTOCHOWA 20-21 LISTOPADA 1995 r.) pod redakcją Marii Lesz-Duk WYDAWNICTWO CZESTOCHOWA 1998  Redaktor Stanisław PODOBIŃSKI Komitet Redakcyjny Janusz BERDOWSKI, Marek CETWIŃSK! (przewodniczący) Eugeniusz GURGUL, Jadwiga KNOP, Adam OLECH, Ryszard OSADCZY, Jerzy PIWOWARSKI, Andrzej PLUTA, Stanisław PODOBIŃSKI (redaktor naczelny) Joanna RODZIEWICZ-GRUHN, Waldemar TYRAS Skład i łamanie komputerowe Barbara GRYGLEWSKA Jadwiga PIETRZAK Korektorzy Maciej BORECKI, Edyta SADOWSKA © Copyright by Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej Częstochowa 1997 ISBN 83-7098-325-1 Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie ul. Waszyngtona 4/8, 42-200 Częstochowa, tel./fax (0-34) 6148 54 Wydanie I. Nakład 300 egz. 4- 10 nadb., Ark. druk. 21,5. Druk i oprawa: Akademickie Centrum Graficzno-Marketingowe S.A. LODART 93-005 ŁÓDŹ, ul. Wólczańska 223, tel. (0-42) 36 59 08, fax. 81 84 27  SPIS TREŚCI WSTĘP 5 I. Z HISTORII FILOLOGII POLSKIEJ WSP W CZĘSTOCHOWIE 7 Maria Lesz-Duk — Zarys historii polonistyki częstochowskiej 9 Krzysztof Walczak — Częstochowa i Kalisz. Dzieje kontaktów i współpracy naukowej— 11 Zbigniew Przybyła — Poloniści w Pracach Naukowych częstochowskiej WSP 21 II. LITERATUROZNAWSTWO 31 Jerzy Starnawski — O „Słowniku badaczy literatury polskiej” 33 Robert K. Zawadzki - W nurcie poetyki klasycznej. Elegia F.D. Kniaźnina „De virtute poética” 45 Grażyna Pietruszewska-Kobiela — Hyrkaniczny światopogląd. Szkic interpretacyjny o dramatach Stanisława Ignacego Witkiewicza. 55 Beata Łukarska — Wymiar teologiczny średniowiecznych pieśni maryjnych. Rekonesans badawczy 73 Krzysztof Czajkowski — Misterium słowa wcielonego (Wokół kerygmatycznej interpretacji literatury) 91 Agnieszka Czajkowska — Elegia o Bałaku „Kraj lat dziecinnych”. W „Atlantydzie” i „Ziemi księżycowej” Andrzeja Chciuka 101 Elżbieta Wróbel — O powieści reportażowej Hanny Krall. Problematyka gatunku. 113 Beata Czubaj — Z problemów stylizacji w prozie Wiesława Myśliwskiego 121 Barbara Kubicka-Czekaj — W siedemdziesiątą rocznicę śmierci Stefana Żeromskiego. Odczyt wygłoszony w Stowarzyszeniu Kombatantów Polskich w Paryżu, 18 listopada 1995 roku. 133 Franciszek Ziejka — Paryż — Stolica polskiej sztuki (1890—1914) 145 Kazimiera Zdzisława Szymańska — Teriomorfizm w prozie artystycznej Marii Rodziewiczówny 159 Tadeusz Dubicki, Krzysztof A. Kuczyński - Kontynuatorka królewsko-pruskiej tradycji. Z dziejów Biblioteki Narodowej w Berlinie 173 III. JĘZYKOZNAWSTWO 179 Andrzej Bańkowski — Z warsztatu etymologa. 181 Maria Lesz-Duk - Konstrukcje składniowe z celownikiem w historii języka polskiego... 191 Stanisław Podobiński — Mechanizmy adaptacji zapożyczeń leksykalnych we współczesnej polszczyźnie 205 Renata Bizior-Ociepa — Osobliwości leksykalne w pismach Jędrzeja Kitowicza 209 Lidia Hałaczkiewicz — O języku opowiadania Gustawa Morcinka 223 Dorota Suska — Gwara szoferska w utworach Marka Hłaski („Baza Sokołowska”, „Odlatujemy w niebo”, „Sonata Marymoncka”, „Następny do raju”) 231 Aneta Majkowska — Samogłoski nosowe w mowie mieszkańców Częstochowy 243 3  Grzegorz Majkowski — Kazualny okolicznik czasu w polszczyźnie XVII wieku 265 Ksymena Żurawska — Cechy gwarowe w przezwiskach mieszkańców podczęstochowskiej wsi Kamyk 285 IV. TEATROLOGIA 291 Anna Wypych-Gawrońska — Egzemplarze teatralne w pracy historyka teatru (na podstawie egzemplarzy librett oper i operetek zachowanych w zbiorze polwowskim) 293 Robert Dorosławski — Z problemów „Teatralnej lektury dramatu”. Hanuszkiewicza czytanie Balladyny 301 V. HISTORIA DYDAKTYKI 313 Bronisława Kulka — Jazłowieckie podręczniki szkolne do nauki języka polskiego z przełomu XIX i XX wieku 315  WSTĘP PUBLIKACJA, którą oddajemy do rąk Czytelnikom, zawiera materiały z konferencji naukowej zatytułowanej „Z polonistycznych warsztatów badawczych” zorganizowanej dla uczczenia 20-lecia istnienia Filologii polskiej w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie. Konferencja zorganizowana przez Instytut Filologii Polskiej WSP odbyła się w dniach 20—21 listopada 1995 r. w Częstochowie. Podczas obrad plenarnych i w sekcjach wygłoszono 29 referatów, których autorami byli zaproszeni Goście i- pracownicy WSP w Częstochowie. I. Z HISTORII FILOLOGII POLSKIEJ WSP W CZĘSTOCHOWIE  _ '  _  MARIA LESZ-DUK ZARYS HISTORII POLONISTYKI CZĘSTOCHOWSKIEJ Dnia 1IX1972 r. powstaje Zakład Literatury i Języka Polskiego na Wydziale Pedagogicznym Wyższej Szkoły Nauczycielskiej w Częstochowie. Kierownikiem tego zakładu zostaje dr Edward Polanowski, późniejszy wieloletni rektor WSP. Na różnych kierunkach pedagogicznych (nauczanie początkowe, wychowanie przedszkolne, pedagogika specjalna) prowadzone są wykłady i ćwiczenia z literatury dla dzieci i młodzieży (dr E. Polanowski) i nauki o języku (dr A. Bańkowski oraz doc. dr M. Mikuta). Rektorem Wyższej Szkoły Nauczycielskiej był wówczas nieżyjący już dzisiaj doc. dr Marian Jakubowski. Dnia III 1975 r. Wyższa Szkoła Nauczycielska zostaje przekształcona na Wyższą Szkołę Pedagogiczną, a od 1X1975 r. uruchomiono czteroletnie studia magisterskie z zakresu filologii polskiej, które od 1X1978 r. stają się studiami pięcioletnimi. W 1976 r. rozpoczyna naukę pierwszy rocznik studiów wieczorowych i zaocznych z zakresu filologii polskiej. Pierwszymi pracownikami częstochowskiej polonistyki są: dr E. Polanowski, dr A. Bańkowski, mgr E. Łągiewka, mgr S. Podobiński i mgr M. Tubielewicz. W 1976 r. podejmują pracę: mgr M. Rolska i mgr B. Kubicka-Czekaj. Następnie wraz z rozwojem dziennych i zaocznych studiów polonistycznych przybywają w latach 1977 —1982 następujący pracownicy: dr A. Chruszczyński, dr M. Małecki, dr A. Zakrzewski, dr I. Jokiel, dr J. Rawa-Grabowiecki, dr E. Biłoś, dr M. Lesz-Duk, dr B. Kulka i dr D. Bieńkowska. W 1980 r. habilitację uzyskuje dr E. Polanowski, zaś w 1981 r. dr A. Bańkowski, natomiast w 1988 r. dr A. Zakrzewski i dr M. Lesz-Duk. Doktoraty obronili następujący pracownicy: mgr M. Rolska, mgr E. Łągiewka, mgr B. Kubicka-Czekaj, mgr G. Pietruszewska-Kobiela, mgr E. Hurnik, mgr B. Snoch, mgr R. Zawadzki, mgr Z. Szymańska. Na początku istnienia polonistyki był tylko Zakład Literatury i Języka Polskiego. Następnie wyłoniono Zakład Historii Literatury (kierownik 9  dr E. Polanowski) i Zakład Języka Polskiego (kierownik dr A. Bańkowski) oraz Zakład Historii Kultury (kierownik doc. A. Swieżawski). W lipcu 1983 r. powstaje Instytut Filologii Polskiej, którego pierwszym dyrektorem był doc. dr hab. E. Polanowski. W skład IFP wchodziły początkowo trzy zakłady: Zakład Historii Literatury (kierownik doc. E. Polanowski), Zakład Języka Polskiego (doc. A. Bańkowski — kierownik) oraz Zakład Historii Kultury (kierownik doc. A. Swieżawski), a następnie powołano czwarty zakład: Zakład* Metodyki Nauczania Języka Polskiego (kierownik prof. E. Polański) na miejsce Pracowni Metodycznej. W miarę rozwoju IFP przybywa zakładów. Jeden zakład językoznawstwa podzielono na dwa zakłady, a mianowicie: Zakład Współczesnego Języka Polskiego (kierownik prof. F. Pluta), Zakład Historii Języka Polskiego (kierownik prof. A. Bańkowski) oraz powstaje Zakład Kulturoznawstwa (kierownik prof. Cz. Glensk) a obecnie utworzono Zakład Teorii Literatury pod kierunkiem prof. L. Rożek. W 1990 r. na stanowiska profesorskie powołano następujących docentów: Polanowskiego, Bańkowskiego, Zakrzewskiego, Lesz-Duk i J. Maliszewskiego. Na I etacie pracowali także profesorowie: S. Sochacka i T. Falęcki. Ostatnio zatrudniony został na I etacie profesor tytularny Jan Wawrzyńczyk. Kolejnymi dyrektorami IFP byli: prof. E. Polanowski, dr G. Pietruszewska-Kobiela, dr E. Humik, dr B. Kulka, prof. M. Lesz-Duk. Od 1985 r. na II etacie pracowali w Częstochowie: prof. N. Studencki, prof. J. Starnawski, prof. A. Pryszczewska-Kozołub, doc. I. Szlesiński, prof. E. Polański, doc. O. Wolińska, prof. F. Pluta; obecnie pracują na II etacie jedynie prof. A. Pryszczewska-Kozołub i prof. F. Pluta. Filologia Polska mieściła się w różnych budynkach: przy ul. Zawadzkiego 13 (obecnie Armii Krajowej), Jasnogórskiej 64, Lenina 50 (Jana Pawła II), Dąbrowskiego 14 i Armii Krajowej 36 a. Obecnie w IFP zatrudnionych jest 8 profesorów, 15 doktorów, 20 wykładowców i asystentów. Kształcimy teraz na studiach dziennych 400 studentów i ponad 800 na studiach zaocznych. Szczególnie imponująca jest liczba studentów studiów zaocznych — w ostatnich trzech latach zwiększyliśmy liczbę studentów prawie czterokrotnie. Pracownicy Instytutu Filologii Polskiej publikują przeciętnie rocznie około 4 monografii i 80 artykułów, biorą udział w krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych. Instytut Filologii Polskiej organizuje także konferencje naukowe o zasięgu krajowym i międzynarodowym (głównie konferencje polsko-czeskie). IFP prowadzi studia podyplomowe. 10  KRZYSZTOF WALCZAK CZĘSTOCHOWA I KALISZ DZIEJE KONTAKTÓW I WSPÓŁPRACY NAUKOWEJ „Próba ukazania związków kulturalnych między Kaliszem a Częstochową może być poczytana jako gest okolicznościowy, podyktowany charakterem dzisiejszej podniosłej uroczystości. Wgląd w przeszłość historyczną ujawnia nam jednak fakty, które w pełni uprawniają do snucia refleksji nad związkami, jakie w przeszłości łączyły obydwa miasta”. Sformułowania te, jakże aktualne w kontekście tematu niniejszego wystąpienia, nie wyszły spod pióra mówiącego te słowa. Ich autorem był w 1981 roku docent dr Edward Polanowski, późniejszy rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, twórca zamiejscowego Wydziału Humanistyczno-Pedagogicznego w Kaliszu tejże uczelni, który użył ich, otwierając rok akademicki 1981/1982 w kaliskim Wydziale1. Z dzisiejszej perspektywy można rzec, iż mówiąc te słowa prof. Polanowski rozpoczął nowy rozdział tychże kontaktów. Niech zatem referat, przypominający stare i nowe związki naukowe, pomiędzy dwoma spośród ważniejszych i bardziej znanych miast Rzeczypospolitej, stanie się także hołdem złożonym ludziom, którzy owe fakty tworzyli, tym bardziej, iż wiele spośród wspólnych działań dotyczyło naukowej sfery życia społecznego. Nie sposób wymienić rozliczne kontakty, jakie istniały pomiędzy Kaliszem i Częstochową, gdy spojjzeć na nie z perspektywy wieków. Bez wątpienia dwa fakty mają tu zasadniczą dla owych związków wagę. Po pierwsze znana rola Częstochowy w promieniowaniu kultu Najświętszej Marii Panny, od wieków nadająca już temu miastu znaczenie znacznie większe niżby to wynikało z jego 1 Cytat z artykułu E. Polanowskiego, Między Kaliszem i Częstochową. Wykład inaugurujący rok akademicki 1981/82 zamiejscowego Wydziału Humanistyczno-Pedagogicznego w Kaliszu, Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, wygłoszony w dniu 3 października 1981 przez doc. dr... „Południowa Wielkopolska” 1981 R. 20, nr 11, s. 6. 11  ówczesnego potencjału gospodarczego oraz intelektualnego, po drugie zaś dawne znaczenie Kalisza jako ważnego ośrodka administracyjnego, „drugiego w Wielkiej Polszczę miasta głównego i przedniego”, jak pisał o nim Sebastian Śleszkowski, jednego z ważniejszych ośrodków miejskich dawnej Rzeczypospolitej. Te dwa czynniki bez wątpienia stanowiły o pozycji obu miast, to zaś niezawodnie miało swój wpływ na rozwijające się pomiędzy nimi kontakty. Owe ciążenie ku sobie dużych ośrodków miejskich nie stanowiło naturalnie specyfiki występującej tylko w tym jednym przypadku. Dotyczy to jednak bez wątpienia i Kalisza i Częstochowy, zwłaszcza, że był także czas, kiedy to oba ośrodki miejskie, mimo znacznej, jak na ówczesne czasy, dzielącej je odległości, należały do jednej struktury administracyjnej, jaką stanowił w latach 1808-1816 departament kaliski2. Wszystko to, co tu powiedziano, świadczy, iż związków pomiędzy niektórymi miastami nie wolno doszukiwać się tylko w przypadkowych zbieżnościach i kolejach ludzkiego losu, oglądać je poprzez pryzmat pojedynczych biografii. Bez wątpienia wspólna historia i jej ramy, jakie stworzyło choćby w dziewiętnastym stuleciu Królestwo Kongresowe, stanowiły czynnik zbliżający do siebie miasta i ludzi tej jednostki administracyjnej, tak jak od innych ośrodków dzieliły kordony przemocą ustawionych granic. Przyznać jednak trzeba, iż ów wiek przyniósł także pewne zróżnicowanie między naszymi miastami. Czynnikiem tym był rozwój kolei, która do Częstochowy dotarła o wiele wcześniej niż do przygranicznego Kalisza,3 dając miastu szansę na szybszy rozwój. I szansa ta została wykorzystana, co widać i dzisiaj, jeśli porównywać w rozmaitych okresach potencjał ludnościowy i gospodarczy obu miast. Cofając się daleko w przeszłość w rozważaniach nad kontaktami pomiędzy Częstochową a Kaliszem, zauważyć należy, iż mowa tu nie tylko o tych związkach najbardziej znanych — postaci przeora klasztoru jasnogórskiego Augustyna — Klemensa Kordeckiego, urodzonego w podkaliskich Iwanowicach, ucznia kaliskiego kolegium ojców jezuitów, zmarłego w klasztorze paulińskim w Wieruszowie oraz o fakcie kaliskich dorocznych pielgrzymek na Jasną Górę, 2Dzieje Kalisza. Pod red. W. Rusińskiego. Poznań 1977 s. 298. 3Kalisz, mimo starań rozpoczętych już w 1863 r., otrzymał połączenie kolejowe z Warszawą dopiero w 1902 r., co zdecydowanie opóźniło gospodarczy rozwój miasta, tak widoczny w przypadku miast korzystających z możliwości jakie stworzyło pobudowanie kolei warszawsko — wiedeńskiej. O tak późnym otwarciu linii warszawsko —kaliskiej, połączonej w 1906 r. w Skalmierzycach z kolejami niemieckimi, zdecydowały względy strategiczne, jakim podlegał Kalisz — miasto położone tuż przy ówczesnej granicy rosyjsko —pruskiej. 12  organizowanych od 358 lat i będących jednym z najstarszych przejawów zorganizowanego ruchu pątniczego w Polsce, tak żywego do dziś i tak mocno wiążącego się z Częstochową. To także wiele innych, może mniej znanych faktów, łączących oba miasta, by przypomnieć choćby istnienie i działanie w Kaliszu kolegium jezuickiego, jednego ze starszych na terenie I Rzeczypospolitej, a i bez wątpienia jednego z ważniejszych ośrodków ówczesnej myśli naukowej na tym terenie. Trudno dziś dokonywać szczegółowej analizy związków Częstochowy z kaliskim kolegium, można jednak sobie wyobrazić, znając zwłaszcza pozycję tej szkoły, prowadzącej studia teologii, a przez pewien czas także seminarium duchowne,4 że przypadek jezuickiego ucznia, wędrującego z Kalisza do Częstochowy po pauliński habit, nie był odosobniony. Był przecież i wcześniej Kalisz ważnym, toutes proportions gardees, ośrodkiem naukowym, jeśli przypomnieć działalność na jego terenie kolonii akademickiej, działającej pod patronatem Akademii Krakowskiej, trudno tu jednak poszukiwać i uogólniać jednostkowe informacje, jakie o uczniach tego czasu posiadamy. Blisko związana z nazwiskiem Augustyna Kordeckiego jest postać innego kaliszanina — Stanisława Kobierzyckiego, podczaszego kaliskiego, później zaś sekretarza królewskiego, który w dziele „Obsidio Clari Montis Czenstochoviensis” podjął pierwszą próbę naukowego opisu oblężenia Jasnej Góry. Szczególnie intensywne kontakty między Częstochową i Kaliszem odnotować należy w wieku dziewiętnastym. Tu także, poza wspomnianym już okresem związków administracyjnych między miastami, mamy przykłady więzi, jakie mniej lub bardziej przypadkowo łączyły oba miasta, poprzez ludzkie losy, obecność i twórczą aktywność. Tak zresztą jest do dnia dzisiejszego. Mówiąc o dziewiętnastowiecznych związkach należy koniecznie przypomnieć ludzi działających na niwie uprawiania i upowszechniania nauki, w tym znaną postać Władysława Biegańskiego, wywodzącego się z niedalekiego Kaliszowi Grabowa nad Prosną, autora ponad dwustu prac lekarskich i filozoficznych, znakomitego lekarza, logika i etyka, któremu nie inna uczelnia jak Uniwersytet Jagielloński proponował niegdyś objęcie katedry logiki. Odnotować w tym miejscu trzeba też osobę Bronisława Grabowskiego, wielce zasłużonego dla Częstochowy a wywodzącego się z Kalisza wieloletniego nauczyciela tutejszego gimnazjum męskiego. Postać Grabowskiego jest dobrze 4Założone przez arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego i działające w latach 1593 —1620 jako seminarium ówczesnej archidiecezji gnieźnieńskiej, później przeniesione do Gniezna. Por. K. Walczak, Dzieje najdawniejsze szkolnictwa wyższego w Kaliszu. Próba zarysu. „Zeszyty Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", nr 1 1995, s. 9 — 13. 13  znana w Częstochowie, głównie dzięki pracom prof. dr. hab. Edwarda Polanowskiego5. Warto jednak przypomnieć, że ów zasłużony slawista i tłumacz literatur słowiańskich miał także kontakty z dwiema kaliszankami — Marią Konopnicką oraz Melanią Parczewską. Tej pierwszej rekomendować nie trzeba, druga zaś to znana tłumaczka literatury czeskiej i łużyckiej oraz działaczka społeczna, siostra wielkiego formatu działacza politycznego i społecznego, wybitnego prawnika i historyka, późniejszego rektora Uniwersytetu Wileńskiego Alfonsa Parczewskiego — jednego z najwybitniejszych mieszkańców Kalisza i bez wątpienia najwybitniejszego obywatela tego miasta przełomu dziewiętnastego i dwudziestego stulecia. Kilka słów chciałbym poświęcić ruchowi wydawniczemu w Częstochowie, blisko łączącemu się z szeroko pojętą pracą naukową i popularyzatorską. Także na tym polu można wymienić kilka interesujących postaci, pośród których przywołajmy osobę Franciszka Dionizego Wilkoszewskiego, urodzonego w Lubstowie koło Konina i niegdyś ucznia kaliskiego gimnazjum, jednej z najstarszych polskich szkół, noszącej dziś imię innego wybitnego jej wychowanka — Adama Asnyka. Wilkoszewski — właściciel drukarni w Częstochowie i wydawca wielu miejscowych czasopism, uczył się zawodu w Kaliszu, odbywając praktykę w starej, mającej podówczas blisko stuletnią tradycję drukarni Oswalda Arno Hindemitha, a także w redakcji „Gazety Kańskiej” prowadzonej przez Józefa Radwana, który opiekował się Wilkoszewskim podczas jego pracy w Kaliszu. Nie przypadkiem zatem w latach następnych na łamach „Gazety Kaliskiej” pojawiła się znaczna ilość inseratów, propagujących w mieście nad Prosną pisma — „Wiadomości Częstochowskie” oraz „Dzwonek Częstochowski”. Interesujące, iż jeszcze wcześniej, bowiem już w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku w innym kaliskim czasopiśmie — ukazującym się w latach 1870—1892 pod nazwą „Kaliszanin”, ukazywały się korespondencje z Częstochowy, przedstawiające życie obyczajowe i kulturalne, a także rozwój przemysłowy tego miasta. Sprawcą owego faktu prasowego był prawdopodobnie Kazimierz Witkowski, redaktor naczelny kaliskiego pisma, rodzinnie związany z Częstochową i bywający często w tym mieście. 5 Idzie tu o prace E. Polano wskiego, Bronisław Grabowski w świetle listów do Edwarda Jelinka. [w:] Częstochowa i jej miejsce w kulturze polskiej. Częstochowa 1990, s. 174—189 oraz E. Polanowski, K 7. Szymańska, Bronisław Grabowski (1841 — 1900). Rys biograficzny i twórczość. Rekonesans. „Prace Naukowe. Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Częstochowie. Filologia Polska. Historia i Teoria Literatury" 1989 z. 2, s. 5 — 30. 14 By zakończyć wątek wydawniczy, pozwolę sobie przypomnieć fakt druku w częstochowskim zakładzie Kohna i Oderfelda kilku edycji interesujących kalendarzy kaliskich, wydawanych w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego stulecia przez znanego kaliskiego księgarza i drukarza — a także działacza społecznego — Bronisława Szczepankiewicza6. Mimo posiadania własnego zakładu typograficznego, Szczepankiewicz zdecydował się na druk wydawanych przez siebie edyq'i kalendarzowych w Częstochowie, sprzedając zresztą później swoją drukarnię Jakubowi Kohnowi, choć trudno utożsamiać tego nabywcę z poprzednio wymienionym zakładem typograficznym. Wiek dziewiętnasty to najlepszy bodaj czas kontaktów kalisko—częstochowskich. Okres międzywojenny, czas odzyskanej niepodległości, paradoksalnie oddalił od siebie oba miasta, kierując Częstochowę w stronę nieodległego Śląska, Kalisz zaś, zwłaszcza w końcu lat trzydziestych tego wieku ku Wielkopolsce, od której oddzielił go w 1815 r. kongres wiedeński. Dopiero lata powojenne pozwoliły na ponowne nawiązanie tych kontaktów, a to za sprawą nauki, ściślej mówiąc powstania Wyższej Szkoły Nauczycielskiej (później Pedagogicznej) w Częstochowie, a jednocześnie likwidacji Studium Nauczycielskiego w Kaliszu, które to miasto, w przeciwieństwie do Częstochowy, nie otrzymało szansy stworzenia własnej szkoły wyższej i własnego środowiska naukowego. Powstanie częstochowskiej WSP silnie związało ze sobą oba ośrodki, bowiem część kadry zlikwidowanego kaliskiego Studium Nauczycielskiego otrzymało propozycję pracy w częstochowskiej szkole wyższej, a w ślad za wykładowcami do Częstochowy powędrowała także młodzież. Od tej pory, to znaczy od 1972 roku, datują się bardzo ścisłe związki naukowe pomiędzy naszymi miastami, związki tworzone dzięki wywodzącym się z Kalisza pracownikom Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, pośród których niech wolno mi będzie wymienić choćby tylko nazwiska prof. dra hab. Edwarda Polanowskiego oraz prof. art. plastyka Andrzeja Niekrasza. Nie od rzeczy jednak będzie przypomnieć, iż oba miasta łączą od tej pory także kontakty utrzymywane przez studiującą w Częstochowie kaliską młodzież, szczególnie często w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wiążącą swe studia z rozwijającą się tutejszą szkołą wyższą. Momentem szczególnie istotnym w dziejach owych kontaktów naukowych był rok 1981, czas powstania w Kaliszu, po wielu perypetiach i zawiedzionych nadziejach, związanych z innymi środowiskami akademickimi, wydziału zamiejscowego Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, co stworzyło miastu nad Prosną szansę budowania własnego środowiska naukowego i zapoczątkowania tworzenia własnej szkoły wyższej, zgodnie z ówczesnymi ambicjami 6Por. E. Steczek — Czerniawska, Kalendarze kaliskie. Bibliografia. Kalisz 1994, s. 33. 15  lokalnymi i kategoriami myślenia decydentów tych lat. Bez względu jednak na dzisiejszą ocenę realności tych planów, zamiejscowy wydział częstochowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej stał się przed blisko piętnastu laty, prawdziwym początkiem istnienia zorganizowanych studiów wyższych na terenie Kalisza, czego nie zmieni fakt rychłego przyjęcia kaliskiej części WSP przez Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu7. Warto przypomnieć ten zaczątek szkolnictwa wyższego w Kaliszu, działający pod kierunkiem docenta artysty plastyka Andrzeja Niekrasza w ramach Wydziału Humanistyczno-Pedagogicznego częstochowskiej WSP, kierowanego ówcześnie przez byłego wykładowcę kaliskiego Studium Nauczycielskiego docenta doktora Edwarda Polanowskiego. Na pierwszy rok studiów dziennych, zapoczątkowanych w owym pamiętnym roku 1981 przyjęto 90 studentów, uczących się w systemie studiów dwustopniowych (trzy lata studiów stacjonarnych i dwa lata studiów magisterskich połączonych z pracą zawodową, a więc zaocznych), tworząc wszystkim studentom możność ukończenia pełnych studiów, zakończonych uzyskaniem stopnia magistra pedagogiki w zakresie nauczania początkowego.8 Ów rok akademicki 1981/1982 zainaugurowany został 3 października 1981 r. wykładem wygłoszonym przez ówczesnego dziekana Wydziału Humanistyczno-Pedagogicznego WSP doc. dr. Edwarda Polanowskiego, zaś trzy lata istnienia wydziału zamiejscowego zapoczątkowało zarówno działalność kaliskiego ośrodka naukowego jak również wytyczyło kierunki jego rozwoju. Warto zarazem przypomnieć, iż wizja stopniowego kształtowania kaliskiej placówki, stworzona i zaakceptowana w Częstochowie, dziś niemal w całości stała się rzeczywistością, świadcząc o znajomości możliwości i potrzeb środowiska, ale też o realizmie i konsekwencji ludzi ją tworzących. Przypominając dzieje szkoły częstochowsko — kaliskiej nie wolno nie przypomnieć człowieka, który, nie waham się użyć takiego sformułowania, uosabia kontakty i więzi naukowe pomiędzy oboma miastami na miarę najwybitniejszych ludzi dziewiętnastego stulecia, dziś tu przypominanych, i który jednocześnie tak głęboko związany jest z obchodzonym dzisiaj jubileuszem 25 lat istnienia częstochowskiej polonistyki. Pragnę zatem przywołać postać prof. dra hab. Edwarda Polanowskiego, rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, znakomitego naukowca ’Nastąpiło to w roku akademickim 1984/1985. BL. Fołtarz, Geneza kaliskiej filii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. „Zeszyty Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk”, nr 1 1995 s. 18. 16  i pedagoga, autora wielu prac naukowych i popularnonaukowych, w znacznej mierze poświęconych Kaliszowi i jego życiu literackiemu, organizatora instytucji naukowych Częstochowy i Kalisza9. Prof. Polanowski urodził się w Myjomicach koło Kępna, jakby w pół drogi między Częstochową a Kaliszem, i tak też podzielone zostało Jego życie. Dorobek polonistyczny Profesora, w tym także jego zainteresowania częstochowskie, jest w murach tego Instytutu doskonale znany i, jak sądzę, choćby w świetle świeżo wydanej bibliografii Jego prac10, nie wymagający obszerniejszego komentarza. Pozwolę sobie zatem tylko przypomnieć Jego głębokie zainteresowanie dawnym, zwłaszcza dziewiętnastowiecznym, Kaliszem, owocujące dwiema pięknymi książkami temu miastu poświęconymi, oraz zafascynowanie twórczością i postacią wybitnej kaliszanki — Marii Dąbrowskiej. Podkreślić trzeba kaliskie dokonania Profesora — członkostwo w komitecie redakcyjnym „Rocznika Kaliskiego”, prezesurę Towarzystwa Miłośników Teatru, funkcję sekretarza jury Kaliskich Spotkań Teatralnych, organizację wielu sesji naukowych, włączając w to międzynarodową sesję naukową poświęconą setnej rocznicy urodzin Marii Dąbrowskiej, której organizacja stała się ukoronowaniem Jego wieloletniej działalności na rzecz osoby i twórczości wybitnej pisarki. Sądzę, iż winien jestem Państwu informację, że dzieło prof. Polanowskiego, zapoczątkowane tą pamiętną sesją, zostanie uwieńczone przygotowywaną w chwili obecnej i przewidzianą na styczeń roku przyszłego publikacją, zaplanowaną przez prof. Polanowskiego, zaś ukończoną już po jego przedwczesnej śmierci przez prof. prof. Zdzisława Liberę i Tadeusza Drewnowskiego. Jestem głęboko przekonany, iż książka ta przypomni i utrwali dokonania prof. Polanowskiego, twórcy i organizatora jednego z ważniejszych wydarzeń związanych z osobą Marii Dąbrowskiej, w którym znaczny udział mieli, obok samego Profesora, także inni naukowcy reprezentujący częstochowską Wyższą Szkołę Pedagogiczną, by wymienić tutaj tylko dr Irenę Jokiel czy dr. Juliana Maliszewskiego. 9Postać prof. Polanowskiego doczekała się już kilku opracowań o charakterze biograficznym i wspomnieniowym, by wymienić tu choćby niedawno wydaną książkę Profesor Edward Polanowski uczony i człowiek. Częstochowa 1995 oraz artykuł K. Walczaka, Nie wszystek umrę. Rzecz o profesorze Edwardzie Polanowskim. „Kalisia" 1993 nr 3 s. 8 —9, il. a także biogram Profesora w zeszycie próbnym Słownika biograficznego Wielkopolski południowo-wschodniej. Kalisz 1993 s. 25 - 26. 10E. Andrysiak, Edward Polanowski: bibliografia. Kalisz 1994 ss. 59. 17  Z osobą prof. Polanowskiego wiąże się też kolejny fakt współpracy pomiędzy Kaliszem i Częstochową a mianowicie powstanie w mieście nad Prosną, po wielu latach starań, towarzystwa naukowego. Myśl powołania w Kaliszu stowarzyszenia o tym charakterze sięga początków obecnego stulecia, chociaż dopiero w okresie powojennym zostały podjęte poważne próby organizacji towarzystwa. Niestety, nie uzyskały one akceptacji władz rejestracyjnych, i to nawet w momencie działań podjętych podczas jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu miasta ostatnich dziesięcioleci — obchodów jubileuszu osiemnastu wieków Kalisza. Podobny los spotkał inicjatywę zawiązania towarzystwa naukowego, podjętą w 1981 r. przy gorącym poparciu prof. dr. hab. Władysława Rusińskiego, znawcy dziejów gospodarczych Kalisza i redaktora naczelnego „Rocznika Kaliskiego”. Rejestrację tym razem uniemożliwił stan wojenny. Dopiero próba podjęta w 1987 r., pomimo licznych przeszkód stawianych przez ówczesne władze polityczne i rejestracyjne, okazała się skuteczna. Prof. Edward Polanowski był w tym czasie, wobec śmierci prof. Rusińskiego, najwybitniejszym autorytetem naukowym Kalisza. On też stanął na czele tworzącego się Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i podjął się trudu organizacji nowego stowarzyszenia. Nie sposób tu wymieniać wszelkie działania, jakie prof. Polanowski podjął w ciągu swej pierwszej kadencji. Warto jednak przypomnieć dokonania najważniejsze, a zatem fakt, że stworzył i kierował pracownią „Słownika biograficznego Wielkopolski południowo-wschodniej”, którego zeszyt próbny wydano11 wkrótce po śmierci Profesora, a który ukaże się zapewne także w roku przyszłym już w swym ostatecznym kształcie. Warto także wspomnieć toczące się nadal działania pracowni historii oświaty, której był profesor Polanowski pierwszym redaktorem i opiekunem. W pracowni tej przygotowana została pod kierunkiem prof. Polanowskiego monografia „Szkoły Kaliskiej” — dzieje Gimnazjum i Liceum im. Adama Asnyka11  12 — najstarszej szkoły Kalisza legitymującej się siedemnastoletnią tradycją istnienia i działania. Książka ta — bez wątpienia jedna z najstaranniej wydanych pozycji edytorskich Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk — ukazała się już po śmierci Profesora. Z tego samego powodu nie doszły niestety do skutku plany otwarcia seminarium doktoranckiego, choć 11 Słownik biograficzny Wielkopolski południowo-wschodniej: zeszyt próbny. Kalisz: Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1993. — ss. 37. 12Szkoła Kaliska. Dzieje I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu. Pod red. Edwarda Polanowskiego. Kalisz 1993: Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1993 ss. 260, il. 18  pierwsze kaliskie doktorantki prof. Edwarda Polanowskiego kontynuują swoje prace, kończąc rozprawy, projektowane wspólnie z prof. Polanowskim jeszcze w Częstochowie. Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk ciężko przeżyło śmierć swojego współtwórcy i pierwszego prezesa. Skromnymi dowodami pamięci o Nim jest niedawna uchwała walnego zgromadzenia KTPN o utworzeniu stypendium im. prof. dra hab. Edwarda Polanowskiego przeznaczonego dla młodego pracownika nauki, rokującego swą wiedzą i talentem nadzieję na wybitny rozwój naukowy oraz wniosek do Rady Miejskiej Kalisza o nadanie imienia Profesora jednej z kaliskich ulic. Niech te fakty stanowią przedłużenie tradycji współdziałania obu naszych miast oraz staną się świadectwem, iż owo współdziałanie dokonuje się zawsze za sprawą ludzi, którym, zrządzeniem losów, ale także z własnej inicjatywy, jest równie blisko do Kalisza co do Częstochowy.  - —  ZBIGNIEW PRZYBYŁA POLONIŚCI W PRACACH NAUKOWYCH CZĘSTOCHOWSKIEJ WSP I Początek akademickiej polonistyki w Częstochowie przypada na rok 1972, kiedy na Wydziale Humanistyczno-Pedagogicznym w nowo utworzonej Wyższej Szkole Pedagogicznej (1971) powołano Zakład Literatury i Języka Polskiego. Jego twórcą i kierownikiem został zatrudniony uprzednio w Studium Nauczycielskim w Kaliszu doc. Edward Polanowski, który w 1967 r. doktoryzował się w opolskiej WSP na podstawie pracy Ekspresjonizm poznański, pisanej pod kierunkiem doc. Władysława Studenckiego. Pierwszymi pracownikami wspomnianego Zakładu byli też: dr Andrzej Bańkowski, dr Barbara Kubicka - Czekaj, mgr Edmund Łągiewka, mgr Andrzej Chruszczyński i mgr Stanisław Podobiński. Działalność dydaktyczną i naukową częstochowskiej polonistyki wspomagali przez wiele lat doc. Władysław Studencki i prof. Jerzy Starnawski (UŁ). W ostatnim roku (1982/83) istnienia Zakład Literatury i Języka Polskiego Uczył 17 pracowników etatowych: 3 docentów (A. Bańkowski, E. Polanowski, A. Swieżawski), 8 doktorów (E. Biłoś, I. Jokiel, A. Chruszczyński, J. Grabowiecki, B. Kubicka - Czekaj, M. Lesz - Duk, M. Małecki, J. Maliszewski), 6 magistrów (Z. Izdebska, E. Łągiewka, G. 	Pietruszewska, M. Rolska, S. Podobiński, M. Tubielewicz). Na 1/2 etatu byli zatrudnieni profesorowie: J. Starnawski i W. Studencki1. Wymienieni pracownicy Zakładu publikowali swoje artykuły m.in. w ukazujących się od 1978 r. rocznych zeszytach serii humanistycznej Prac Naukowych Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. Redaktorem serii humanistycznej był E. Polanowski Do 1982 r. ukazało się 5 numerów części I — Filologia 11E. Polanowski, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Częstochowie. Zakład literatury i Języka Polskiego (1982 — 1983), „Biuletyn Polonistyczny” PAN IBL. 1984, z. 1, s. 192—193. 21  Polska - wydawanych w nakładzie 300 egz. Część II serii humanistycznej dotyczyła filozofii, psychologii, socjologii i pedagogiki. W tym okresie równie systematycznie ukazywały się roczne zeszyty serii matematyczno-przyrodniczej, reprezentujące drugi wydział częstochowskiej WSP. Funkcję redaktora naczelnego Prac Naukowych pełnił do r. 1990 Zygmunt M. Zimny. Wypada tu zauważyć, że tytuł zeszytów uczelnianych został zapożyczony z popularnonaukowej serii wydawniczej Prace Naukowe Towarzystwa literackiego im. A. Mickiewicza. Oddział Częstochowski pod redakcją Józefa Mikołajtisa i Józefa Wójcickiego. Seria ta, zainicjowana w 1956 r., obejmuje Komunikaty Naukowe (z numeracją roczną) oraz Materiały i Informacje. Komunikaty, redagowane przez Adolfa Baranowskiego i Ziemowita Jerzego Mikołajtisa, zawierają prace członków i sympatyków Oddziału Częstochowskiego TLiAM. I tom Komunikatów (1961) pt W roku Słowackiego stanowi plon rocznicowej (1959) sesji naukowej ku czci autora Kordiana. Praca J. Mikołajtisa Historia literatury ziemi częstochowskiej (1985) tworzy bibliograficznie rocznik 18 Komunikatów Naukowych, a zarazem t. 38 Prac Naukowych. W serii historycznoliterackiej Komunikatów ogłaszali swoje prace m.in. E. Łągiewka (1965) i B. Kubicka - Czekaj (1966). n W przypadku zaś Prac Naukowych WSP trzykrotnie uległa zmianie tytulatura i wygląd okładki serii humanistycznej, której pierwsze pięć numerów zdobiło godło uczelni. W 1978 r. ukazał się Zeszyt Humanistyczny. Część I. Filologia Polska I, a w roku następnym wprowadzono tytuł Prace Naukowe (nr 2/1979) z podtytułem Seria Humanistyczna. Część I. Filologia Polska. Ta formuła edytorska obowiązywała do nru 5 (1982). Nowy — utrzymany do dziś — tytuł Prace Naukowe. Filologia Polska. Historia i Teoria literatury oraz jednolitą kolorystycznie okładkę (niebieską dla tej serii) wprowadzono w 1985 r., po utworzeniu Instytutu Filologii Polskiej w czerwcu 1983 r., co nastąpiło po habilitacji E. Polanowskiego w Uniwersytecie Warszawskim (20 X 1982) na podstawie pracy Życie literackie Kalisza w latach 1870-1907. Redaktorem naukowym serii polonistycznej i jej poszczególnych zeszytów (do nru 4) był E. Polanowski, a obecnie (od nru 5) funkcję redaktora przejęła prof. Adela Pryszczewska - Kozołub. WI zeszycie tej serii wyodrębniono trzy działy tematyczne: Historia literatury, W kręgu literatury regionalnej, Z zagadnień metodyki języka polskiego oraz Sprawozdania; w zeszycie III wyróżniono z kolei działy: Teoria literatury, Portrety, Materiały i źródła. Tematyczne grupowanie artykułów podjęto już w poprzedniej koncepcji wydawniczej tej serii, kiedy np. 22  w nrze 4/1981 wyróżniono: Historię literatury, Czasopiśmiennictwo, Z zagadnień metodyki języka polskiego i językoznawstwa. W nowej serii humanistycznej ukazał się w 1988 r. osobny zeszyt Filologia Polska. Językoznawstwo pod redakcją prof. Feliksa Pluty. Powierzenie redakcji obu tytułów serii polonistycznej profesorom obecnego Uniwersytetu Opolskiego dawało gwarancję utrzymania właściwego poziomu naukowego tych wydawnictw, jaki posiadają ukazujące się od 1957 r. Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu. Równocześnie jest to wyraz niezawodnej pomocy i współpracy opolskich polonistów z pozostającą w trudnościach kadrowych — w zakresie samodzielnych pracowników naukowych — polonistyką w Częstochowie. Takiego wsparcia nie udzielił jej Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu, mimo zaciągniętego w czasie ostatniej wojny długu w stosunku do Częstochowy, która po upadku powstania warszawskiego zorganizowała u siebie od października 1944 do marca 1945 r. działalność studium polonistycznego Tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich2. Również pochodzący z Częstochowy poloniści krakowskich uczelni: prof. Jan Prokop (WSP), prof. Stanisław Jaworski (UJ) i prof. Wiesław Paweł Szymański (UJ) — nie wsparli swoim autorytetem działalności polonistyki ich rodzinnego miasta. Natomiast życzliwe zainteresowanie prof. J. Starnawskiego rozwojem polonistyki częstochowskiej przejęli pracujący z jej studentami łódzcy badacze literatury i języka polskiego w osobach: prof. Marii Lesz - Duk, prof. Jana Wawrzyńczyka i dra Roberta Zawadzkiego. III Przedstawiona tu w skrócie sytuaqa kadrowa częstochowskiej polonistyki w ciągu mijającego dwudziestolecia jej działalności rzutuje na charakter i tematykę artykułów polonistycznych w uczelnianych Pracach Naukowych, zwłaszcza że „Częstochowa — jak stwierdził E. Polanowski w 1986 r. - nie należała w przeszłości do znaczących ośrodków kulturalno - literackich”3, a „zainteresowania naukowe takich ośrodków jak krakowski, łódzki, opolski czy kielecki tylko w sporadycznych przypadkach”4 — zdaniem Andrzeja J. Zakrzewskiego i Bożeny Puchały — obejmowały region częstochowski. 2J. Maciejewski, Dzieje poznańskiej polonistyki uniwersyteckiej 1842—1988, Poznań 1992, s. 101, 156-157. 3E. Polanowski, O związkach Sienkiewicza z Częstochową, [w:] Sienkiewicz po latach 1846-1916-1986. Pod red. E. Polano w skiego, Częstochowa 1990, s. 97. *B. Puchała, AJ. Zakrzewski, Dziesięciolecie działalności polonistyki w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie, „Prace Naukowe WSP w Częstochowie”. Filologia Polska, Historia i Teoria Literatury HI, Częstochowa 1989, s. 104. 23  Dokonany zaś w 1989 r. przez tychże obojga autorów przegląd zainteresowań naukowych pracowników częstochowskiej polonistyki „poprzez analizę problematyki realizowanych prac magisterskich”5 w latach 1974-1985 jest tylko pośrednią prezentacją polonistycznych trendów badawczych. Natomiast prawdziwą wizytówką naukowych osiągnięć częstochowian pozostaje - obok osobnych publikacji — zawartość 11 zeszytów polonistycznych Prac Naukowych6. Po zlikwidowaniu w 1992 r. Biuletynu Polonistycznego IBL PAN zniknęła możliwość prezentacji na forum ogólnopolskim działalności poszczególnych instytutów i zakładów polonistyki, co w odniesieniu do Częstochowy czynili na łamach Biuletynu E. Polanowski (1984, z. 1) i E. Biłoś (1986, z. 2). Należy przy tym mieć świadomość, że ograniczenie się do zeszytów uczelnianych nie odda w pełni tematyki, a tym bardziej ilości prac badawczych, bo np. w latach 1982—1983 poloniści opublikowali w Pracach Naukowych (nry 3,4) 17 artykułów, a w innych wydawnictwach — 12 artykułów. Znikoma jednak obecność autorów częstochowskich lub recenzji ich prac w opiniotwórczych periodykach polonistycznych o zasięgu ogólnopolskim nie sprzyja szerszej prezentacji dorobku częstochowian7. Stąd też w pierwszym rekonesansie bywa on najczęściej zawężany do zeszytów uczelnianych. Z założenia bowiem „zeszyty te umożliwiają szybsze publikowanie prac naukowych środowiska, często stanowią miejsce startu młodej kadry naukowej, bodziec do pracy twórczej, są środkiem oddziaływania na środowisko kulturalne danego miasta i regionu”8. Inne kryterium obecnego przeglądu treści zeszytów poświęconych filologiiv polskiej wyznacza tematyka badawcza pracowników polonistyki w częstochowskiej WSP, wymieniona w Informatorze Nauki Polskiej za rok 1992/93. Jest to problematyka następująca: historia literatury XIX i XX wieku, socjologia literatury, literatura regionalna, czasopiśmiennictwo, teatrologia, związki literatury z malarstwem i estetyką, etymologia i onomastyka, składnia, historia języka polskiego, stylistyka, dydaktyka języka polskiego9. 5Ibidem, s. 105 —106. 6W 1996 r. ukazały się kolejne zeszyty serii „Filologia Polska”: Historia i Teoria literatury VI, Językoznawstwo II, Językoznawstwo III. 7Ostatnio w „Ruchu Literackim” recenzowano prace: B. Kulki Nauczanie języka polskiego w szkole średniej w latach 1870-1918. Konteksty (1995, z. 4), A.J. Zakrzewskiego W kręgu kultu Maryjnego. Jasna Góra w kulturze staropolskiej (1996, z. 2). 8Zeszyty naukowe uniwersytetów i wyższych szkół pedagogicznych w zakresie filologii polskiej, „Biuletyn Polonistyczny”. Warszawa 1959, z. 4, s. 35. 9Informator Nauki Polskiej. T. 2. Instytucje naukowe 1992/93. Warszawa 1993, s. 531. 24 Trzeba także zaznaczyć, że niniejsza charakterystyka zeszytów polonistycznych częstochowskich Prac Naukowych nie zawiera oceny wartości ani przydatności naukowej zamieszczonych tam prac, których rozpiętość tematyczna przekracza kompetencje pojedynczego recenzenta. IV Przegląd ten ma zatem charakter informacyjny, a więc: dokumentuje dorobek seryjnego wydawnictwa uczelnianego za lata 1978 —1995. Ilościowy wykaz pozycji drukowanych w Pracach przedstawia się następująco. W 5 zeszytach I serii ogłoszono łącznie 45 artykułów, w tym 30 historycznoliterackich, 5 językoznawcze, 3 o tematyce regionalnej, 3 dydaktyczne, 2 dotyczące historii, 2 z zakresu teatrologii. Natomiast 5 zeszytów serii Filologia Polska. Historia i Teoria literatury zawiera 55 prac: 29 historycznoliterackich, 5 teoretycznoliterackich, 6 dydaktycznych, 5 o literaturze regionalnej, 6 materiałowo - źródłowych, 2 stylistyczno-językoznawcze, 2 o tematyce historycznej. W zeszycie zaś językoznawczym zamieszczono 6 artykułów, dotyczących składni 1 stylistyki. W całości serii polonistycznej przeważa zatem tematyka historycznoliteracka (59% artykułów), natomiast zaskakująco niska jest — w uczelni o profilu pedagogicznym — ilość prac z zakresu dydaktyki polonistycznej (9%), które dotyczą zarówno metodyki (4 pozycje), jak i historii nauczania języka ojczystego 5 artykułów. Najmniej prac (2) opublikowano na temat teatrologii. W zakresie historii literatury polskiej przewagę ilościową (17 pozycji) zyskało dwudziestolecie międzywojenne m.in. dzięki referatom o twórczości Schulza, wygłoszonym na sesji naukowej w Częstochowie w jesieni 1994 r. W nrze V poświęcone są Dwudziestoleciu artykuły: Grażyny Pietruszewskiej - Kobieli, Adeli Pryszczewskiej - Kozołub i Kazimiery Zdzisławy Szymańskiej; o literaturze zaś współczesnej piszą: Beata Czubaj, Bronisława Kulka, Beata Łukarska oraz Elżbieta Wróbel i Janusz Humik. Również nr IV zawiera szkice o literaturze współczesnej pióra Leszka Będkowskiego, Iwony Czechowiczówny, Edyty Dziewońskiej, Edwarda Polanowskiego i Agnieszki Zakrzewskiej - Czajkowskiej. W sumie literatura współczesna była — w obu seriach — przedmiotem 13 wypowiedzi historycznoliterackich, 3 artykułów z zakresu teorii literatury, 2 o charakterze językoznawczym i 1 artykułu teatrologicznego. Literaturze staropolskiej i Oświeceniu poświęcono (w latach 1979 — 1989) 12 artykułów, z których połowa jest autorstwa Jerzego Starnawskiego, a 4 artykuły napisał Jerzy Grabowiecki. O romantyzmie wypowiadali się: W. Studencki 25  N> ON Zestawienie zawartości tematycznej zeszytów polonistycznych Prac Naukowych WSP w Częstochowie Tematyka Zeszyty z lat 1978 —1982 Zeszyty z lat 1985 — 1995 Ogółem 1. 2. 3. 4. 5. łącznie I II III IV V łącznie historia literatury 2 8 7 6 7 30 7 3 3 9 7 29 59 teoria literatury 1 1 3 1 1 5 6 teatrologia 1 1 2 2 językoznawstwo 3 1 1 5 1 1 2 7 dydaktyka 1 1 1 3 2 1 2 1 6 9 historia 1 1 2 1 1 2 4 regionalizm 3 3 1 2 2 5 8 materiały, źródła 1 2 2 1 6 6 łącznie 10 10 10 8 8 46 11 6 10 17 11 55 101 epoka 1. 2. 3. 4. 5. łącznie I II III IV V łącznie ogółem staropolska, Oświecenie 1 2 2 3 8 3 1 4 12 romantyzm 1 1 2 4 1 1 2 6 pozytywizm 1 1 1 1 4 1 1 2 6 Młoda Polska 1 1 1 2 1 4 5 dwudziestolecie 1 5 2 1 9 1 1 1 2 3 8 17 współczesność 2 2 4 1 1 4 3 9 13 łącznie 2 8 7 6 7 30 7 3 3 9 7 29 59 W zestawieniu nie uwzględniono zeszytu Filologia Polska. Językoznawstwo.  (3 pozycje), I. Jokiel (2 prace) i inni. Autorami 6 prac o pozytywizmie są m.in. B. Kubicka - Czekaj (o Grajnercie) i E. Polanowski (o prasie postyczniowej) Sporadycznie też pojawiały się artykuły na temat Młodej Polski, pisane przez E. Humikową (literatura a malarstwo), G. Pietruszewską - Kobielę (poezja Perzyóskiego) i D. Berezińską (Żeromski). Prace tu wymienione mają różny charakter: są wśród nich pozycje wartościowe interpretacyjnie, publikacje odkrywcze materiałowo a także przyczynki badawcze. Godne upowszechnienia są szkice metodologiczne E. Polanowskiego na temat poznawania kultury literackiej ośrodka regionalnego (1978) i znaczenia korespondencji prasowych w badaniu życia literackiego (1982) oraz wypowiedzi Stefana Jerzego Buksińskiego o związkach pisarzy z określonymi regionami i jego myśli o regionalizmie szkolnym (1990). Dlatego też pod kątem problematyki regionalnej wspomniany badacz zainteresował się postacią Wespazjana Kochowskiego (1978, 1980) i portretem literackim Izabeli Czartoryskiej (1982), Andrzej J. Zakrzewski zajął się genezą literackiego toposu Jasnej Góry (1989), B. Kubicka - Czekaj przypomniała biografię i twórczość dziennikarza, literata Józefa Grajnerta (1979, 1980), E. Polanowski i K. Z. Szymańska przedstawili życie i dorobek pisarski Michała Grabowskiego (1989), a Małgorzata Tubielewicz pisała o Stanisławie Czerniku i „Okolicy Poetów” (1979). Z tych samych względów językoznawcy analizowali częstochowską księgę miejską z XVIII wieku (Maria Rolska 1978,1988), statut częstochowskiego cechu rzemiosła ślusarskiego z 1584 r. (Marceli Antoniewicz i Andrzej Bańkowski 1988), żargon profesjonalny hutników częstochowskich (S. Podobiński 1978) i język poetycki Haliny Mygi - Poświatowskiej (S. Podobiński i S. Świątkowa 1994). Regionalizm nie zawęził jednak optyki badawczej częstochowskich polonistów, czego wyrazem jest artykuł K.Z. Szymańskiej o muzeach literackich w Polsce (1994), wyprzedzający jej użyteczną dydaktycznie książkę (1995) na ten temat. Związki zaś literatury polskiej z piśmiennictwem obcym stały się przedmiotem prac: o obecności Mickiewicza w liryce narodów Związku Radzieckiego (J. Maliszewski, 1990), o recepcji Sienkiewicza na niemieckim obszarze językowym (H.-Ch. Trepte, 1994)10 oraz literatury i krytyki czechosłowackiej w czasopismach polskich (I. Jokiel). W tym kręgu zagadnień pozostaje przyczynek źródłowy J. Starnawskiego Z korespondencji pisarzy i uczonych czeskich i polskich z przełomu wieków XIX i XX (1990). 10W nrze IV błędnie podano autorstwo (I. Juszczyk) artykułu Hansa - Christiana Treptego (Lipsk). 27  Bohaterami osobnych artykułów było 36 pisarzy i 3 badaczy literatury polskiej, 3 razy pisano o Kromerze, Kochowskim, Fredrze, Schulzu i Bursie, dwukrotnie o Mickiewiczu, Ujejskim, Grajnercie, Żeromskim, Dąbrowskiej, Czerniku i Myśliwskim. Konstanty Wojciechowski doczekał się w Pracach 4 szkiców E. Łągiewki (1978, 1979, 1980, 1985), które jednak pozostały nie zauważone w rozprawach Władysława Sawryckiego: Współtwórcy szkolnej polonistyki dwudziestolecia międzywojennego (1994) oraz Wiedza o literaturze w szkolnej refleksji polonistycznej w latach 1869 — 1939 (1994). Należy też żałować, że Maciej Chrzanowski w swojej książce o Andrzeju Bursie (1986) nie skorzystał z publikowanych w częstochowskich Pracach Naukowych artykułów G. Pietruszewskiej o poemacie Bursy luiza (1982) i z - cennej faktograficznie — biografii krakowskiego poety (1985), zwłaszcza że badaczka ta opublikowała książkę Od buntu do gry. Twórczość Andrzeja Bursy (1985). Z kolei G. Pietruszewska, pisząc o legendzie literackiej Bursy (1990) również nie zauważa (czyżby w rewanżu?) wspomnianej tu książki M. Chrzanowskiego, który — podobnie jak G. Pietruszewska — starał się rozgraniczyć rzeczywistość od mitu literackiego, wyrosłego wokół śmierci poety. Dopiero Ewa Dunaj — Kozaków w swojej książce o Bursie (1996) rzetelnie odnotowała publikacje obojga poprzedzających jej autorów. Cytowane prace E. Łągiewki i G. Pietruszewskiej nie są odosobnionymi przykładami braku odzewu polonistycznych ośrodków opiniotwórczych na działalność naukową polonistyk lokalnych, dokumentowaną w zeszytach uczelnianych. Wrażenie takie odbiera się również po przeglądzie zawartości WSP-owskich wydawnictw ciągłych Rzeszowa, Kielc czy Opola. Wytworzona w sposób naturalny — m.in. po zlikwidowaniu Biuletynu Polonistycznego11 — luka informacyjna nie ułatwia krytycznej weryfikacji działalności naukowej środowisk lokalnych, a równocześnie niejednokrotnie zuboża prace uznanych autorytetów polonistycznych o rezultaty badawcze mniejszych ośrodków naukowych. Dlatego też zachodzi obawa, czy np. przypomniane przez J. Starnawskiego zabytki językowe staropolszczyzny i materiały źródłowe dotyczące nowszej literatury nie ulegną powtórnemu zapomnieniu z powodu opublikowania ich w Pracach Naukowych, mało znanych poza Częstochową. W podsumowaniu niniejszego rekonesansu bibliograficznego wypada podkreślić, że po śmierci E. Polanowskiego i W. Studenckiego, rezygnacji *“Bieżąca bibliografia literaturoznawcza nie odnotowuje np. książki z materiałami konferencji zorganizowanej w Usti we współpracy z IFP częstochowskiej WSP (zob. Z. Przybyła, Bibliografia nauki o-literaturze polskiej i teorii literatury w Polsce za rok 1993, „Ruch Literacki” 1996, z. 5, s. 640-641). 28  J. Starnawskiego z dojazdów i odejściu wielu polonistów częstochowskiej WSP na emeryturę lub do innych instytutów naukowych autorami większości tekstów w IV i V zeszycie omawianego tu wydawnictwa są badacze średniego pokolenia (E. Biłoś, E. Hurnik, I. Jokiel, B. Kulka, M. Lesz - Duk, S. Podobiński), doktorzy będący absolwentami miejscowej polonistyki (E. Pietruszewska, K.Z. Szymańska) oraz najmłodsi jej wychowankowie w osobach: Leszek Będkowski, Beata Czubaj, Beata Łukarska, Cecylia Winczek - Langier, Elżbieta Wróbel. Artykuły ogłaszane w Pracach Naukowych nieraz znajdowały kontynuację tematyczną w formie osobnych książek drukowanych w wydawnictwie uczelnianym, które nie zawsze są zauważane przez recenzentów pism ogólnopolskich. Dlatego też wskazane byłoby zamieszczanie w kolejnych zeszytach Prac wykazu publikacji naukowych polonistów zatrudnionych w częstochowskiej WSP. Wzorem w tym zakresie mogłyby być np. Poznańskie Studia Polonistyczne, które oprócz artykułów i rozpraw zawierają recenzje i przeglądy oraz wykaz publikacji naukowych polonistów UAM. Także wysyłkowa reklama pisma poznańskiego do znaczących i mniej znanych w kraju ośrodków polonistycznych zapewnia mu dobrą promocję na forum ogólnopolskim. Uczmy się więc od słynących z zaradności Poznaniaków, których nowy periodyk uczelniany został już dostrzeżony przez recenzentów „Ruchu Literackiego” (1996, z. 1) i „Języka Polskiego” (1996/nr 2).  n. LITERATUROZNAWSTWO —  JERZY STARNAWSKI O „SŁOWNIKU BADACZY LITERATURY POLSKIEJ” W roku 1994 ukazał się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego tom I „Słownika badaczy literatury polskiej”. Mieścił 161 biogramów zebranych systemem holenderskim, tj. od A do Z w miarę napływania haseł. Oddając do rąk czytelników tom II, redaktor pragnie przypomnieć przyjęte w tomie I reguły, którym w zasadzie pozostał wierny. Przedsięwzięcie traktuje redaktor nie jako dublowanie „Polskiego Słownika Biograficznego”, lecz jako uzupełnienie. Toteż bierze się przede wszystkim na warsztat biogramy osób pominiętych w PSB, lub — o ile nie są pominięte — warunkiem wprowadzenia hasła jest rozszerzenie wiedzy w stosunku do istniejącego już biogramu w podstawowym zbiorze biogramów tych Polaków, którzy próg przeciętności przekroczyli. Jako klasyczny przykład można tu wskazać Antoniego Gustawa Bema. Otrzymał on biogram w PSB, ale ... przed sześćdziesięciu laty. W ciągu tych lat: 1. wypłynęły z ukrycia „Dzienniki” Stefana Żeromskiego, w których sylwetka kieleckiego nauczyciela pisarza została pięknie przedstawiona; 2. ukazał się nowy wybór studiów literackich, uzupełniający ten, który był ogłoszony bezpośrednio po śmierci pisarza; 3. poświęcono Bemowi studium monograficzne. Wprowadzenie biogramu Bema, i to —.jak się pokazało — dość obszernego i bogatego w szczegóły stało się najzupełniej zrozumiałe. Jako wytyczną przyjęto unikanie generałów w badaniach historycznoliterackich, wyszukiwanie nazwisk badaczy pomniejszych, takich, którzy nie zostali ujęci w „Polskim Słowniku Biograficznym”, o których na ogół się nie wie, a przynajmniej nie pamięta. Na ogół idea przyjęta została z aprobatą, aczkolwiek zdarzył się ktoś, kto założenie zakwestionował. Zlekceważywszy okoliczność, że system holenderski determinuje publikowanie haseł w miarę napływania, zaatakował brak pewnego biogramu (nie wiedząc, że biogram ten „idzie” do tomu II) wówczas, gdy zostali uwiecznieni niektórzy pomniejsi. Pomimo zgłoszonej pretensji redaktor pozostaje wierny wytycznej przyjętej już w I tomie, 33  chce przede wszystkim, by czytelnicy kolejnych tomów dowiadywali się ze Słownika, kim był autor, jednej, drugiej czy dziesiątej drobnej rozprawki pomieszczonej przed wielu laty np. w „Pamiętniku Literackim” czy w innym piśmie naukowym. Pouczający jest jeden przykład, nad którym redaktor namęczył się długo. W latach 1901-1914,1922 wychodziła „Książka”, pismo, które obok „Przewodnika Bibliograficznego”, wydawanego równocześnie (za r. 1922 nie wyszedł), jest zestawem bibliografii bieżącej piśmiennictwa polskiego a „Przewodnik” uzupełnia przez to, że jedno pismo wychodziło w Krakowie, drugie w Warszawie w okresie zaborów. Jedno jeszcze trzeba zapisać na chwałę „Książki”: obok informacji o książkach był tam dział krytyki. Wypełniały go przeglądy i recenzje pochodzące od najprzedniejszych autorów w tym czasie. Zestawienie pełnej listy nazwisk wskazuje na to, że były to pióra znakomite, że byli to uczeni i pisarze cieszący się autorytetem. Jedno nazwisko wśród recenzentów, dosłownie tylko jedno, jest zapomniane: Stefania Skrobońska. Recenzowała książki dziecinne i prace z zakresu nauczania początkowego. W tym dziele przemawiali na łamach „Książki”: Henryk Galie, Cecylia Niewiadomska, Aliqa Szycówna. Wszyscy troje znani są poza „Książką”. Redaktor „Słownika”, autor studium monograficznego o Bronisławie Chlebowskim, znał to nazwisko. Dane biograficzne wypłynęły w „Przeglądzie Pedagogicznym” w rubryce poświęconej zmarłym i — co na łamach pisma wspomnianego zdarzało się rzadko — upamiętniono rocznicę jej śmierci krótką sylwetką pióra profesora uniwersytetu, który także jako dydaktyk szkolny współpracował z nauczycielką Skrobońską. Toteż pomimo bardzo niewielkiego, prawie żadnego, dorobku pisanego wskazanie, kim była owa jedyna zapomniana współpracowniczka działu recenzji w „Książce”, wydawało się słuszne. Dzieło życia nauczyciela kończy się z jego śmiercią, o ile nie ma on drukowanego dorobku, o ile nie utrwalono sylwetki w znanych powszechnie pamiętnikach. Do niedawna narzekano, że żywot artysty dramatycznego kończy się także z jego śmiercią, co zmienia się dziś w dobie utrwaleń filmowych i telewizyjnych. Nie zmienia się to w stosunku do nauczycieli; sylwetki bardzo oddanych młodzieży i zasłużonych, którzy przemówili w miarę swych uzdolnień w słowie drukowanym, warto utrwalić. Nie wyrzekając się największych, zasygnalizować można chęć poświęcenia im łamów dziesiątego, dwunastego, piętnastego z kolei tomu, a więc tomów redagowanych już prawdopodobnie przez następcę piszącego te słowa, o ile się taki odnajdzie. 34 O tym, że stanowisko wyszukiwania pomniejszych nie przez wszystkich jest aprobowane, świadczy fakt pojawienia się słownika ludzi zasłużonych w pewnej dziedzinie, zredagowanego także metodą holenderską, złożonego w pierwszym tomie wyłącznie z generałów specjalności. Osiągnięciem są tu bibliografie załącznikowe towarzyszące bigramom, o ile nie dublują one bibliografii już istniejących; tom jest przy tym zbiorem sylwetek, być może pięknie napisanych, poświęconych jednak osobom będących już przedmiotem niejednego opracowania. Oczywiście, i jedna, i druga metoda konstruowania słownika osób zasłużonych w określonej dziedzinie może być stosowana. De gustibus non est disputandum. Odkładając na później biogramy generałów w historii literatury polskiej opublikowano już w tomie I i publikuje się w II tomie biogramy prawdziwie wielkich uczonych, dla których historia literatury polskiej nie była dziedziną główną. Takich w tomie oddanym do rąk czytelnikom jest dużo: 9 filologów romańskich, 7 filologów klasycznych, 4 filologów germańskich, 4 językoznawców polskich, 4 historyków, 3 bibliotekoznawców, po jednym reprezentancie z: historii sztuki, filozofii, psychologii, teatrologii, filmologii, socjologii, prawa, przyrodoznawstwa, a nawet wybitny introligator zasłużył na biogram. Poloniści spoza naszego Kraju są także reprezentowani: 13 osób z byłego ZSRR, 6 Czechów, 2 uczonych anglojęzycznych i 2 niemieckojęzycznych. Dwie pierwsze liczby wypadły obficie, gdyż pozyskano oddanych sprawie współpracowników. Redaktor miał kłopoty z doborem autorów. Na apel jego nie wszyscy przystępowali do współpracy. Zdołał z trudem zebrać 34 współpracowników, ale około połowy biogramów napisał sam. Stało się szczęśliwie, że z wielu okolic Polski napłynęły biogramy. Już w I tomie czuło się obecność znakomitego badacza polonistyki wielkopolskiej; dołączył w II tomie kilka biogramów dalszych. Pozyskano do współpracy wybitnego badacza dziejów polonistyki wrocławskiej, współpracowników z Opola, Katowic, Częstochowy, Gdańska, Lublina; dzięki ich staraniom przybyły biogramy osób związanych z wymienionymi regionami; w pewnych wypadkach była to kontynuacja introspekcji zaczętej już w I tomie, w innych — rozpoczęcie introspekcji w pewnym regionie, dotąd nie branym pod uwagę. Zebrano 147 biogramów i uzyskany II tom oddaje się do rąk czytelników. Przemawiając na sesji w Częstochowie, podaję do wiadomości, że w I tomie był biogram Mariana Małeckiego (Stanisław Podobiński); dzięki współpracy z kolegami pozyskałem do II tomu biogramy pracowników częstochowskiej 35  WSP: Władysława Studenckiego (autorstwa prof. Zdzisława Piaseckiego z Opola), Edwarda Polanowskiego (dr Bronisława Kulka), także biogramy działaczy Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza — Józefa Mikołajtisa i Józefa Wójcickiego (pióra dr Barbary Kubickiej - Czekaj). Tutaj zaprezentuję biogram własny Kazimierza Kosińskiego ze względu na jego pracę w regionie Częstochowskim (Mstów, Kłobuck). W biogramie stosuję skróty. Kosiński Kazimierz (1886—1970), pseud. Jan Dąbrowa (w utworach literackich), nauczyciel i dyrektor szkół średnich, doktor filozofii, wykładowca uniwersytecki, uprawiający także twórczość literacką (wiersze, poematy, dramaty). Ur. 1 VII w Dąbrowie n/Czarną w Opoczyńskiem, s. Lucjana (zm. 1932), nauczyciela szkoły powsz. i Marii z Łosiów. Miał starszego brata Henryka (zm. 1936). Rodzice przenieśli się wkrótce po urodzeniu Kazimierza do Żarnowa i tu uczył się K.; w 1900 r. zdał egzamin do szkoły handl. Edwarda Rontalera w Warsz. Jako uczeń tej szkoły wziął udział w strajku (1905), po czym nie wrócił do Warsz., uczył się w szkole handl. w Krak. ale maturę złożył eksternistycznie w szkole ogólnokształc. W 1907 r. wstąpił na Wydz. Filozof. UJ. Słuchał prof.prof. Stanisława Tarnowskiego, Józefa Tretiaka, Kazimierza Morawskiego, później Ignacego Chrzanowskiego, Stanisława Windakiewicza, Jana Łosia. W 1907 r. przeżył głęboko śmierć Stanisława Wyspiańskiego. W 1909 r. działał w komitecie sprowadzenia prochów Juliusza Słowackiego na Wawel. W tym roku wydał pierwszy tomik poetycki. Twórczość liter., uprawianą w dalszym ciągu, zwłaszcza w latach młodych, pomija się tu. D —rat uzyskał (1912) na podst. dysertacji Euzebiusz Słowacki jako estetyk i krytyk liter. (fragm. E. Słowackiego „Uwagi powsz. na językami, sztuką pisania i postaciami mowy" druk. w „Pam. Liter.” R. 13 z. 2 s. 129 — 149. Odb. Lw. 1914). Promotorem był I. Chrzanowski; K. ze szczególnym sentymentem wspominał innego prof., J. Łosia (1860—1928), językoznawcę. Jego pamięci dedykował w 1930 r. rozprawę, formułując uzasadnienie: „[...] którego Słowo padło mi w młodości na duszę i zaryło się w niej głęboko”. Publikacją bez znaczenia nauk. jest wśród iuveniliów K — ego kompendium Krótki rys. liter, greckiej, łac. ifranc. (Tw. 1912). Po studiach osiadł K. w Warsz. i uczył (1912/1913) w pryw. gimn. żeńsk. Anieli Wereckiej i w Semin. Naucz, w Warsz. W r. 1913/1914 jako stypendysta Kasy im. Józefa Mianowskiego studiował w Ecole des Hautes Etudes w Paryżu; po powrocie był znów naucz, w szkole Rontalera w Warsz. W. 1.1916 — 1918 był red. pisma „Ilustr. Polska. Wieś i Dwór”. Publikował tu m.in. zalążki przyszłej większej pracy o pisarstwie polit. dawnej Polski, którą chciał doprowadzić do 36  rozbiorów: Pierwszy traktat w Polsce o naprawie Rzpltej (1916 R. 5 z. 8 s. 8 —10. Odb. Warsz. 1916) — o Ostrorogu; Szkice zygmuntowskie. I. Wojna kokoszą. II. Śmierć Zygmunta Starego. III. Stanisława Orzechowskiego Mowa na wojnę zTUrcją(miR.6z. 11/12 s. 22 — 27 — dot. Orzechowskiego Annales; 1918 R. 7 z. 3 s. 24 — 28, z. 4 s. 19 — 20, z. 5/6 s. 19 — 21, z. 7/8 s. 17 —18); Idee szkolnictwa polsk. w 2. poi XVHl'w. (1916 R. 5 z. 4/5 s. 2-4. Odb. pt. Ks. Hugona „Uwagi o edukacji naród." Warsz. 1916; Hugo Kołłątaj (1750-1812) - (1916 R. 5 z. 6/7 s. 7-11); O „Katechizmie rycerskim” (1917 R. 6 z. 9/10 s. 13 -16). Zainteresowanie ruchem legionowym znalazło wyraz w rozpr. O poezji legionów (1914 —1916) — (1917 R. 6 z. 1 s. 10-15, z. 2/3 s. 24-28, z. 4/5 s. 21 - 25, z. 6 s. 16 - 20. Odb. Warsz. 1917). Sytuację we współcz. pisarstwie omówił K. krótko w artykule Haszysz liter. (1918 R. 7 z. 7/8 s. 9 -10). Pisywał art-y publicyst.: O zasłudze i pamięci w narodzie (1917 R. 6 z. 11/12 s. 3 — 5); O ludziach dobrej woli. O wzniosłości (1918 R. 7 z. 1/2 s. 2 — 6); 0 czynie i bohaterstwie (1918 R. 7 z. 4 s. 3). Pożegnał nekrologiem zmarłego przedwcześnie polonistę — językoznawcę, Mirosława Kryńskiego (1917 R. 6 z. 7/8 s. 33 — 44). Występował jako recenzent: powstającego podręcznika Lucjusza Komarnickiego [zob. Słownik Lis. 132—134] Hist. liter, polsk. w w. XIX (1917 R. 6 z. 4/5 s. 30 — 32), książki Stanisława Pigonia Do podstaw wychowania naród. (1917 R. 6 z. 9/10 s. 23 — 26). W r. 1917 wygłosił odczyt o Mickiewicza Księgach (druk. pt O miłości ku Ojczyźnie. Warsz. 1917). Parę lat później wydał brosz. Co powiedzieć dzieciom o Mickiewiczu (1921). W czasie, gdy powstanie niepodległej Polski było już zupełnie pewne, wydał K. brosz. Vademécum (Warsz. 1917), małą antologię myśli o wychowaniu naród., i brosz. Na zmartwychwstanie (Warsz. 1918). Na wiele lat (1917 —1944) związał się K. z ewang. gimn. im. Mikołaja Reja, którego dyrektorem był zasłużony pastor, Adolf Rondthaler (1875 — 1941). Po wielu latach poświęcił mu K. wspomnienie („Reform, w Polsce” 1953/1955 R. 12 z. 417 — 418). W r. 1920 K. służył w pomocn. oddziałach wojsk. Poległ kolega jego, także polonista z gimn. Reja, Roland Bauer. Nad trumną przemawiał K. (29 IX 1920 r.). Przemówienie było pierwszym w szeregu następnych, które jako naucz, gimn. Reja wygłaszał. M.in. przy odsłonięciu tablicy ku czci poległych uczniów 1 naucz., 27 III 1922 r.; do maturzystów, 17 VI 1923 r. (druk. pt. O więźbę duszy. Warsz. 1923) — przemówienie niezwykle wychowawcze, naszpikowane cytatami z liter. Był K. głównym referentem w czasie akad. ku czci KEN, 21 X 1923 r.; młodzież pod jego kierunkiem odegrała fragm. Stanisława Konarskiego Tragedii Epaminondy. Odczyt z 3 III 1924 r. ukazał się drukiem, Św. Franciszek z Asyżu w ideologii Stanisława Witkiewicza (Warsz. 1925). Kult Witkiewicza był w gimn. Reja wyjątkowy. Zawiązało się (1925) Koło im. St Witkiewicza pod kuratorią K —ego, który (1925/1926) objął stanowisko wicedyr. szkoły. W r. 1926/1927 korzystał z urlopu, ale 9 I 1927 r. wygłosił odczyt w czasie akad. ku czci 37  Witkiewicza. Bo też o Witkiewiczu pisał wielokrotnie. Zaczęło się od epizodu styczności Witkiewicza z Piłsudskim. Długi art. Witkiewicz i Piłsudski („Droga” 1922 R. 1 nr 5 s. 5—15, nr 6/7 s. 12 — 20, nr 8 s. 16 — 32, nr 9 s. 3—11, nr 10 s. 13-22, nr 11 s. 7-18, nr 12 s. 6-19, nr 13 s. 9-18, nr 14/15 s. 24-26) mówił raczej o poglądach Witkiewicza na sprawę niepodległości, zawierał wzmianki 0 spotkaniu z Piłsudskim w 1905 r., dobrze znanym czytelnikom wspomnienia Żeromskiego Na broń. Art. ten wszedł w całości do książki St. Witkiewicz: Człowiek i patriota (Warsz. 1924) — (fragm. były ogłoszone w „Naprzód” 1924 nr 70), równocześnie fragm. o spotkaniu z Piłsudskim, Piłsudski a Witkiewicz, przedrukowały „Wiad. Liter.” (1924 R. 1 nr 12 s. 1); po latach wersja nieco zmieniona, Kartka z dziejów przyjaźni. Witkiewicz i Piłsudski („Polska Zbrojna” 1929 R. 9 nr 77a s. 16 — 18) uwypukliła bardziej niż wersja poprzednia rolę gen. Orlicz—Dreszera. Związki Witkiewicza z Tatrami po raz pierwszy omówił K. 	w art-e Ze złotych kart. Chałubiński — Stolarczyk — Sabała — Witkiewicz („Giewont” 1924 R. 1 nr 1 s. 11 — 12). Idee pisarza rozwinął najpierw w art —e Poglądy relig. — moralne St. Witkiewicza („Nasze Drogi” 1925 R. 1 nr 1 s. 11 —12), następnie w art. Idee społeczne („Jednota” 1926 R. 1 nr 4 s. 55 — 56, nr 5 s. 73 — 74). Przemówienie wygłoszone w gmin. Reja opublikował w „Jednocie” (1927 R. 2 nr 1 s. 7—11), równocześnie art. ogólny pt. St. Witkiewicz wyszedł w „Nowinie” (1927 R. 2 nr 2 s. 1 — 2). Doznał rozwinięcia temat Witkiewicz i Tatry (, Jednota” 1927 R. 2 nr 5 s. 76 - 80, nr 7 s. 112 -116, nr 8/9 s. 130 -133, nr 10 s. 147 -150, nr lis. 163 —165, nr 12 s. 179 —181. Odb. Warsz. 1927). Równocześnie rozpr — ę St. Witkiewicz i styl zakopiański ogłosił K. w Księdze pam. [...] Gimn. [...] Reja — (Warsz. 1927 s. 221 — 231. Odb. Warsz. 1927). Uwydatnił tu związek Witkiewicza z Norwidem. Poprzez Witkiewicza zbliżył się K. ku Norwida Promethidionowi, ku poematowi, w którym wcześniej wypowiedziane były postulaty głoszone przez Witkiewicza w „Wędrowcu” od 1884 r., o czym pisarz wtedy nie wiedział To tłumaczy motto z Promethidiona w art —e K —ego Szkoła a człowiek nowy w Polsce („Droga” 1922 R. 1 nr 3 s. 4—10), adresowanym do nauczycieli, a następnie art. „Promethidion” Norwida, poemat o pracy i sztuce („Jednota” 1926 R. 1 nr 11 s. 168 — 171, nr 12 s. 187—188), później rozpr-ę Cypriana Norwida „sen Prometowy” („Droga” 1933 R. 12 nr 11 s. 960 — 977, nr norwidowski. Odb. pt. O polskim „Śnie Prometowym” C. Norwida. Warsz. 1933). Prace poświęcone Witkiewiczowi doznały zakończenia w postaci Bibliografii pisarza, oprać, wespół z Tadeuszem Komiłowiczem (Warsz. 1927), dość szczupłej, wydanej przez Powsz. Uniwersytet Regionalny im. St Witkiewicza w Zakopanem, i w studium monogr. Stanisław Witkiewicz (Warsz. 1928, tu s. 528 — 544 38  bibliogr.). Odprysk 0 twórcy „Na przełęczyWitkiewicz a ruch niepodległościowy w Galicji 1912 r. wyszedł w „Głosie Liter.” (1928 R. 1 nr 3 s. 1). Bez znaczenia wobec studium monogr. liczącego ponad 500 s. jest popularna sylwetka w cyklu Wielcy przewodnicy narodu („Sztuka i Praca” 1928 R. 2 nr 8/9 s. 2 — 5). Podobno dziekan Wydz. Humanist. UW, historyk Marceli Handelsman, proponował K—emu po ogłoszeniu monogr—i o Witkiewiczu przewód habil., do czego jednak nie doszło. Drugim obok studium monogr. ważnym przedsięwzięciem „witkiewiczowskim” K — ego była edycja Wyboru pism (t. 1 — 2. Warsz. 1933), wprawdzie popularna, w Bibliotece Uniwersytetów Lud., ale oddająca usługi niewątpliwe młodzieży uczącej się w różnych stopniach. T. 1, któremu edytor nadał tytuł W promieniu zagadnień sztuki, pomieścił teksty następujące: fragm. Sztuki i krytyki u nas; rozpr. Mickiewicz jako kolorysta (bywała lekturą obowiązkową w kl. VII przedjędrzejewiczowskiego gimn., w której powtarzano z pewnym pogłębieniem czytanego dokładnie w kl. IV Pana Tadeusza); Matejko (tzw. „małe studium”); Matejko (studium monogr., fragm.); Juliusz Kossak (fragm.); Aleksander Gierymski (fragm.); Dziwny człowiek (fragm. o Promethidionie). T. 2, zatytułowany Wokolu Tatr, pomieścił m.in.: Na przełęczy (fragm.) i Zośkę Galicką. Planowany t. 3 (listy) nie ukazał się Marii Witkiewiczówny Wspomnienia o St. Witkiewiczu (Warsz. 1936) powitał K. recenzją pt Powieść o St. Witkiewiczu („Nowa Kwadryga” 1937 R. 1 nr 2 s. 77 — 79), zgłosiwszy postulat pełnego wyd. pism Witkiewicza, zrealizowany po wielu latach już nie przez K — ego. Bez znaczenia jest naturalnie biogram Witkiewicza, który K. ogłosił w „Poradniku dla Świetlic Żołn.” (1944 nr 41/42 s. 396 — 397). Wspomniane koneksje Witkiewicza z Piłsudskim stały się powodem, iż K. 22 V 1924 r. osobiście wręczył Piłsudskiemu w Sulejówku pracę o Witkiewiczu, „człowieku i patriocie” i wysłuchał opowiadania o tym, co przyszłego twórcę legionów łączyło z autorem Na przełęczy. K. przemawiał wielokrotnie na akademiach szkolnych ku czci Piłsudskiego, z pewnością w gimn. Reja; odczyt 18 III 1931 r. Józef Piłsudski a romantyzm wydany został jako brosz, przez Gimn. Reja (Warsz. 1931). Po śmierci Piłsudskiego przemówił w gimn., 18 V 1935 r.; tekst ogłoszony został pt Epilog krypty wawelskiej („Pion” 1935 R. 3 nr 23(88) s. 10—12. Odb. Warsz. 1935 — nakładem gimn.). W rozpr —e Józef Piłsudski a liter, polska („Zrąb” 1936 R. 7 nr 2(26) s. 5-39, nr 3/4 (27/28) s. 3-38. Odb. Warsz. 1937), mówiącej o stosunku Piłsudskiego do trójcy romantycznej, do Wyspiańskiego i do Żeromskiego, także do Witkiewicza, K. w ostatnim punkcie wykorzystał relacje usłyszane od Piłsudskiego w Sulejówku. Wcześniej jeszcze na propozycję gen. J. Stachiewicza K. opracował Piłsudskiego Pisma wybrane (Warsz. 1932, 39  21934). Jednym z najważniejszych nurtów zainteresowań K —tego, poza Witkiewiczem, było pisarstwo polit. dawnej Polski, co znalazło wyraz w wymienionych już pracach z 1. 1916 — 1918. Z pisarstwem polit. łączy się rozpr. o charakterze filozof. l£genda pojednania (Warsz. 1919). Odpryskiem dalszej części pracy, która tylko do pewnego okresu została doprowadzona, była brosz. Król i kaznodzieja. (Zygmunt III i ks. Piotr Skarga) — (Warsz. 1919), wyd. w serii Dobrze zasłużeni, Polskiego T —wa Krajozn. Równocześnie ukazała się rzecz większa, Pisarze polit. i histor. do w. XIX. Cz. 1. Do w. XVI. (Warsz. 1919, cz. 2. Warsz. 1920). Znaleźli tu omówienie: Anonim tzw. Gall, Wincenty, Janko z Czarnkowa, Długosz, Konstanty s. Michała z Ostrowicy, Janczar (pamiętnik), Bielski, Rej (Spólne narzekanie Wszej Korony...), Frycz Modrzewski, Orzechowski, Górnicki (bez Dworzanina polskiego). Była to książka adresowana do uczniów, z wypisami, z ćwiczeniami. Mutacja (bez wypisów części 2, ogłoszona została pt. Szermierze poprawy Rzpltej (Warsz. 1920) — (Rej, Frycz Modrzewski, Orzechowski, Górnicki). Śladem pracy nad dalszymi częściami była poza rozpr. o Skardze, także inna, Zamoyski jako rokoszanin. Szkic z dziejów liter, rokoszu Zebrzydowskiego („Teka Zamojska” 1920 nr 9/10—11/12. Odb. Zamość 1921, staraniem Książnicy Zamojskiej). W liter, uwypuklał K. przede wszystkim aspekt ideowy. Nie jest rzeczą dziwną, że Wydz. Teologii Ewang. UW powierzył mu od 1929/1930 r. wykłady zlec. z dziedziny zagadnień relig. w liter, polskiej. Wykład inauguracyjny, wygłoszony został 28 1 1930 r. pt. Drogi religijne w liter, polskiej. Rozpr. trochę rozszerzona, opublikowana została pod takim tytułem (, Jednota” 1930 R. 5 nr 2 s. 23 — 26, nr 4 s. 52 — 55, nr 5 s. 71 —75, nr 6 s. 100—103. Warsz. 1930; rec. M.A. „Droga” 1931 R. 10 nr 3 s. 284 — „piękna, godna czytania książka”). Wykładów w UW zaprzestał K. z końcem 1931/1932 r. Mimo swej nieprzeciętnej wiedzy i osiągnięć nauk. lepiej czuł się w szkole, a godność nauczyciela gimn. była w tym czasie ceniona należycie. Odpryski prac dot. pisarstwa polit. w. XVI ogłaszał K. w „Jednocie”: Jurysdykcja duchowna na sejmach egzekuc. 1562 — 1564 (1929 R. 4 nr 9 s. 127 — 131); Zygmunt August na sejmach egzekuc., 1562 — 1564 (ibid., s. 158 — 164). Sprowadzeniu zwłok Słowackiego na Wawel towarzyszył art. Juliusz Słowacki (ibid., 1927 R. 2 nr 6 s. 90 — 96. Odb. Warsz. 1927), o charakterze sylwetki pisarza, z uwypukleniem liryzmu. Rocznica poety czarnoleskiego (1930) spowodowała art. długi, Jan Kochanowski („Jednota” 1930 R. 5 nr 11/12 s. 170 -174,1931 R. 6 nr 1 s. 8 -15, nr 2 s. 30 - 34, nr 3 s. 47-52, nr 4 s. 67-72, nr 7/8 s. 117-124, nr 9 s. 137-144, nr 10 s. 155-160. Odb. Warsz. 1931). Uwypuklił tu K. polit. poglądy Kochanowskiego. Nie wniósł nowych interpretacji w zakresie artyzmu poety, ale znawstwo 40  przedmiotu wykazał. Najdłużej ciągnął się w „Jednocie” art. Z dziejów średniow. hymnologii polsk. (1932 R. 7 nr 2 s. 26 — 29, nr 3 s. 40—42, nr 4/5 s. 53 — 57, nr 7 s. 94-99,nr 8/9 s. 111 -116,nr lOs. 134-136,nr 11 s. 151-154,nr 12s. 167-169; 1933 R. 8 nr 2 s. 24 — 27, nr 3 s. 37 — 39, nr 5 s. 67 — 71, nr 6 s. 83 — 84. Odb. Warsz. 1933). Dzieje hymnologii przedstawił K. do Seklucjana włącznie. Był to najważniejszy owoc druków, działalności wykładowcy UW. W 1930 r. K. został członkiem Komisji do badań nad historią liter, i oświaty TNW, w 1935 r. otrzymał Srebrny Wawrzyn PAL. Z badaniem historii idei łączy się rozprawa, która w stosunku do prac dot. pisarstwa polit. w Polsce stanowi tło, Rozwój idei państwa od Platona do humanizmu („Zrąb” R. 31 8 s. 10 — 42. Odb. Warsz., 1932), również rozpr. Oblicze polit. dziejopisarstwa polsk. wieków średnich (do w. XV) — (ibid., t. lis. 3 — 30. Odb. Warsz. 1932). Największą pracą K—ego z zakresu pisarstwa polit. dawnych wieków jest studium Jana Dymitra Solikowskiego „Wizerunek utrapionej Rzpltej Polskiej” (Facies perturbatae et ąfflictae Reipubl. Polonae, 1564) — (Warszawa 1933) — wysoko ocenione przez I. Chrzanowskiego („Nowa Książka” 1934 R. 1 nr 4 s. 161 —162). Prace książkowe z 1. 1919—1920 były popularno —nauk., ta może być uznana za naukową, za prawdziwe monogr. studium. Niewielki tomik Syntezy liter. (Warsz. 1934 Odb. z „Jednoty”) pomieścił cztery krótkie rozprawki: Rozwój jęz. liter, w Polsce (1934 R. 9 nr 7/8 s. 104—106); Jan Kochanowski (ibid., nr 9 s. 120—123); Pisarze polit. XVI w. (ibid., nr 10 s. 133 — 136); Eter. epoki stanisławowskiej (ibid., nr 11 s. 147 — 150). W wiele lat później ogłosił K. nową rozprawkę syntet., Droga staropolskiej liter, polit. („Przegląd Humanist.” 1961 R. 5 nr 1(22) s. 37 — 62); dociągnął obraz do rozbiorów Polski i zwięźle omówił okres romantyzmu. Prace nad pisarstwem polit. traktował K. wychowawczo. Najbardziej deklaratywna praca, Wychowanie obywatelskie a nauka historii liter, w szkole średn. („Zrąb” 1930 R. 1 nr 2 s. 188 — 209. Odb. Warsz. 1930), zawiera postulat dokładniejszego traktowania pisarstwa polit. wieków dawnych w programie szkolnym. W kilku pracach K. zajął się Wyspiańskim. Złożyły tom Za murami Elsynory (Warsz. 1935): St. Wyspiańskiego wizja dziejowa dawnej Polski (prdrk — „Droga” 1933 R. 12 nr 1 s. 38 — 56, nr 2 s. 167 — 184, nr 3 s. 265 — 279); Powstanie listop. w wizji dziejowej Polski Wyspiańskiego; Wyspiański, romantyzm i Mickiewicz; Wawel w ideologii Wyspiańskiego (prdrk — „Droga” 1934 R. 13 nr 4 s. 348 — 360, nr 5 s. 479—488); St. Wyspiańskiego prawda życia i śmierci (od indywidualizmu do uniwersalizmu poety); „Veni Creator” jako hymn uniwersalizmu Wyspiańskiego. Poza głównymi nurtami zainteresowań, przedstawionymi już, od czasu do czasu wypowiadał się K. na inne tematy. Zainteresowanie estetyką znalazło wyraz 41  w rozpr. Szermierze sztuki uspołecznionej (Tołstoj, Morris, Ruskin) — („Jednota” 1928 R. 3 nr 2 s. 24-28, nr 3 s. 41-44; nr 5 s. 71-73, nr 6 s. 85-88, nr 8/9 s. 123 —129. Odb. Warsz. 1928). Wśród wychowanków gmin. Reja chlubą był Jerzy Liebert, który zresztą nie był uczniem K — ego; o wybitnym poecie napisał jednak („Jednota” 1935 nr 1 s. 9 —13, nr 2 s. 22 — 25, nr 3 s. 34 — 36, nr 4 s. 56 — 58. Odb. Warsz. 1935). Poecie legionowemu, Stanisławowi Długoszowi, poświęcił K. „charakterystykę twórczości” („Naród i Państwo” 1936 R. 1 nr 9 s. 7 —8. Odb. Warsz. 1937). Praca najbardziej deklaratywna z zakresu metodologii badań liter., Problematyka historii liter, polsk., ogłoszona została tylko częściowo („Zrąb” 1936 R. 7 nr 1(25) s. 26 — 50). Przez wiele lat K. kolegował w gimn. Reja z Leonem Rygierem (1875—1948), literatem. Wespół z nim wydał wypisy dla dwu pierwszych klas czteroletniego gimn. „jędrzejewiczowskiego”. Wyszły pt. Przemiany jako czwarte z kolei (do wyboru przez naucz.) wówczas, gdy posługiwano się już wypisami: Juliusza Balickiego i Stanisława Maykowskiego Mówią wieki (cz. 1 — 2); Henryka Gaertnera i Stanisława Łempickiego Między dawnymi a nowymi laty (cz. 1 — 2, w cz. 2 współaut.: Ryszard Skulski); Franciszka Bielaka i Jana Stanisława By stronią Dawniej i dziś (tylko dla I kl.). Kosińskiego — Rygiera Przemianami (cz. 1-2. Lwów 1937—1938) posługiwano się w niektórych tylko szkołach, ale inicjatywa wydawnicza spóźniona nie wyparła trzech analogicznych podręczników będących w obiegu. Zgodnie z założeniem programowym we wszystkich wypisach dla klas gimn. tryumfowała korelacja. Można uznać, że Przemiany co do poziomu wytrzymywały porównanie z pozostałymi, bardziej znanymi. Jedno było przesadą: wprowadzenie kultu Piłsudskiego w niebywałym i nie uzasadnionym wymiarze. Wkrótce wybuchła 2 wojna świat; w tajnym nauczaniu posługiwano się wypisami, które były pod ręką. K. odegrał dużą rolę. Po śmierci Rondthalera był dyrektorem szkoły w podziemiu. Nadto wykładał w czasie wojny, na kursach księgarskich organizowanych przez firmę Gebethner i Wolff (w praktyce pozostała już tylko rodzina Gebethnerów). Wykłady z wymienionych kursów wyszły po wojnie jako skrypt Historia liter, powsz. i polsk. T. 1. liter, staroż. i średniow.; t.2. Od humanizmu do oświeć. Warsz. 1947—1948). Podczas powstania warsz. (1944) przebywał K. w schronie służącym dawniej jako skład papieru przy księgarni; nawet w wymienionym schronie prowadzone było przez Jana Gebethnera życie umysł,; K. wygłosił odczyty: 8 VIII U podstaw polskiej myśli polit.; 17 VIII Mickiewicz — redaktor „Trybuny ludów”, 20 VIII Augusta Cieszkowskiego „Ojcze nasz”. Przeżył stratę biblioteki (ok. 5000 tomów), która spłonęła; 7 X 1944 via Pruszków ewakuowany został do Kocmyrzowa pod Krak. i tam 191 doczekał końca okupacji niem. Nie powrócił 42  do Warsz., do gimn. Reja; utrzymywał jednak stosunki ze środowiskiem nauk. odradzającej się Stolicy; w 1955 r. został członkiem TNW. Od 19 II 1945 r. był nauczycielem Gimn. i Lic. im. Sienkiewicza w Krak., w 1945 —1946 dyrektorem Gimn. i Lic. w Mstowie, w ł. 1946 — 1952 w Kłobucku, usunięty 31 VIII 1952 r. przez władze szkolne. Wiosną 1947 r. uczniowie Gimn. i Lic. w Kłobucku wystawili dramat napisany przez dyrektora, Pożegnanie Długosza. K. usunięty przedwcześnie i jak najbardziej niesprawiedliwie ze szkolnictwa zamieszkał w Warsz. i tu spędził resztę życia. Utrzymywał stosunki z lic. im. M. Reja; jeszcze w 1948 r. przybył z Kłobucka na „zjazd Rejaków”, w 13 VI 1964 r. przekazał szkole ocalony sztandar przedwojenny. Uczniów miał wybitnych. Łączyły go z nimi bardzo bliskie stosunki. W Przemianach K. i Rygier pomieścili wiersze pisane na tematy zgodne z myślą przewodnią wypisów napisane przez ich ucznia, Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego; streszczenie Iliady i Odysei opracował inny wybitny uczeń, wówczas student filol. polskiej UW, Zdzisław Libera. St. R. Dobrowolski nazwał K-ego w wierszach „drugim Ojcem” lub „Przyjacielem - Nauczycielem”, a w pamiętnikach [por. bibliogr.] skreślił jego sylwetkę, utrwalił przezwisko „Cosinus”. Libera [por. bibliogr.] scharakteryzował swego polonistę, pisząc m.in.: „Łączył na pewno cechy pedagoga kształtującego postawy moralne i społeczne z właściwościami badacza i uczonego, którego horyzonty intelektualne i dorobek pisarski stawiały go w rzędzie wybitnych polonistów.” W tejże książce Zygmunt Grela pisał (s. 253 — 254): „Niezatarte w mojej pamięci wspomnienia wykładów z jez. polsk. pozostawił K.K. Rozmiłowany w polskim złotym wieku XV (sic), potrafił nam przekazać tę atmosferę ożywionego ruchu kultur, w ówczesnej Rzpltej i w całej Europie. Wizerunki pisarzy przekazane nam [...] tak głęboko zakorzeniły się w mojej świadomości, że mogłem bez trudu mówić o liter, polsk. w Vancouver [...], dokąd zostałem zaproszony przez profesora slawistyki tamtejszego uniw.” Tadeusz Rojek (s. 259) dodał o K-im: „Mówił prostą, wyborną polszczyzną, sugestywnie i tak głęboko ujmując omawiany problem, że każdy niemal jego wykład stanowił dla mnie prawdziwe przeżycie intelektualne. Należał do tych, którzy na polskie sprawy patrzyli sponad kart naszych największych twórców”. Zm. w Warsz. 21 V, pochowany na Powązkach. W małżeństwie z Eugenią Chodnikiewiczówną (poślubioną 1II1913 r.) miał syna Jana Kazimierza (ur. 2111916 r.), teatrologa. W rękopisie pozostawił prace dot pisarzy polit. także wieków późniejszych, Norwida; utwory liter. Lic. w Kłobucku przyjęło 15 IX 1990 r. K-ego jako 43  patrona szkoły. Głównymi organizatorami uroczystości i redaktorami księgi utrwalającej ją byli uczniowie z lat kłobuckich: Jan Borkowski, Zygmunt Pyzik. Jan Borkowski, Zygmunt Pyzik [red.]: Jesteśmy i pamiętamy. Kazimierzowi K-emu w hołdzie wydali uczniowie. Kłobuck 1994 [tu także teksty K-ego, m.in. fragm. dram. Pożegnanie Długosza]; Józef Chudek, Rocznik liter. 1970. Warsz. 1972 s. 616 — 617; Stanisław Ryszard Dobrowolski: Miłe złego początki. Szczecin 1984 s. 121 —128; idem: Piękny człowiek. „Stolica” 1971 R. 26 nr 38(1241) s. 14; Stanisław Konarski, Mirosław Omowski [red.]: Szkoła im. Mikołaja Reja w Warsz. Warsz. 1993 s. 30, 63, 104-105, 107-108, 186, 188, 197-201 [Z. Libera], 206 — 207, 253 — 254, 259, 298; Księga pam. Gimn. im. M. Reja [...] w Warsz. 1906-1926. Warsz. 1927 s. 139-140, 161-162, 216; Ewa Korzeniowska [red.]: Słownik współcz. pisarzy polsk. T. 2. Warsz. 1964 s. 181 — 184; Zdzisław Libera: Uczeni i nauczyciele Warsz. 1995 s. 154—159.  ROBERT K. ZAWADZKI W NURCIE POETYKI KLASYCZNEJ. ELEGIA F.D. KNIAŹNINA „DE VIRTUTE POETICA” Od czasów starożytnych zastanawiano się czym jest poezja. Oczekiwano od niej bez wątpienia piękna. Antyczni gramatycy, retorzy, filozofowie w swych koncepcjach literatury szukali piękna, domagali się doskonałości od tych, którzy chwytali za rylec lub pióro. Twórczość antycznych poetów jest nie tylko przepojona uwielbieniem dla piękna, ale również zawiera często pouczenia, rady, znaki, jak dojść do ideału tak bardzo upragnionego przez każdego adepta sztuki literackiej. Przeszłość antyczna nie pozostała dla późniejszych epok czymś zamarłym, zasuszonym, jak kwiat w zielniku, któremu nic już nie jest w stanie wrócić życia. Wiemy dobrze, że antyczna tradycja, której i dzisiaj ulegamy świadomie lub nie, kształtowała manierę, ocenę, interpretację zjawisk literackich wszystkich epok, również czasów oświecenia. Łacińska elegia F.D. Kniaźnina „De virtute poetica” jest tego wymownym przykładem. W jej badaniu nie można odseparować się od przesłania i nauki, które w sobie kryją jej wersy. Posiada ona wybitnie charakter normatywny stanowiąc odpowiedź na owo zasadnicze pytanie starożytności: co robić, by osiągnąć doskonałość w dziedzinie poezji. Pochodzenie poezji Z pierwszych linijek elegii dowiadujemy się, że Kniaźnin został nawiedzony przez Muzę (Filia Mnemosynes...visa mihi. V.P.l —10), ukazującą się w postaci pięknej dziewczyny w białą szatę ubranej, zwieńczonej płatkami róż i promieniującej niebiańskim blaskiem. Pouczyła go ona o rzemiośle poetyckim, gdy wraz z innymi poetami przebywał u podnórza Parnasu. Motyw Muzy udzielającej natchnienia, uczącej pieśni, kierującej twórczością poetycką dostrzec można u samego progu literatury europejskiej, w greckiej poezji archaicznej. Już 45  w „Iliadzie” (II484) czytamy: „Mówcie mi, Muzy z wysokiego Olimpu, boginie wszechwładne i wszechwiedzące. My słyszymy tylko wieści, a nic nie wiemy.” i w „Odysei” (VIII, 479) „Muza nauczyła pieśniarzy ich wzniosłego śpiewu i ukochała ich ród”. Hezjod miał widzenie Muz, które udzieliły mu swego daru: „Muzy nauczyły mnie śpiewania przepięknej pieśni” (Op. 662). Solon stwierdza (fr. 1.51D): „Inny znów poeta, otrzymawszy dar od Muz Olimpijskich, uczy się zasad sztuki, która czaruje”. Pindar nazywa pieśni „mądrymi córami Muz, które czarują swym dotknięciem” (N. IV 2)1. Antyczni poeci wskazywali na boski charakter swego natchnienia i swej twórczości Wierzyli, że poezja pochodzi od bogów: „boskiemu śpiewakowi, Demodokowi, bóg dał wzniosłą pieśń” (Od. VIII, 43), „przychylny bóg dał ci wzniosłą pieśń” (Od. VIII, 497). Również Kniaźnin będzie powoływać się na „boski” charakter twórczości poetyckiej. Muza jawi się dla niego jako najdroższa istota, którą podziwia i którą nade wszystko kocha: „Quid enim rapiat magis amantem ac vidisse deam cuius amore ferar” (V.P.7 —8). U naszego twórcy poezja nie była jednak czymś prostym — darem „darmo danym” wybrańcom. Muza, którą tak wielbi, nie zsyła bezpośrednio natchnienia, ona tylko poucza, staje się nauczycielką poezji. Wprowadzając Muzę Kniaźnin chciał być bezstronny: to nie on będzie pouczał, lecz Muza. Tym samym podkreślił ważność, „boski” charakter wywodów zawartych w swojej pieśni. Muza staje się dla niego przedziwnym rekwizytem poetyckim, narzędziem, za pomocą którego wyraził swoje własne przekonania. Miał do tego prawo, jakie zresztą każdemu twórcy udziela „licentia poética”. Odwołanie się do Muzy nie było więc czymś anachronicznym, nie przystającym do ówczesnej epoki1  2. W rzeczywistości pojmował Kniaźnin poezję autonomicznie i racjonalnie. Dotykamy tu bardzo ważnego zagadnienia. Oto w jego utworze mamy świadectwa, że droga do ideału poetyckiego (excelsum culmen — V.P.17) jest ciężka i muszą być spełnione warunki, by ten ideał osiągnąć. Poeta Rozważania o poezji Kniaźnin rozpoczął od tych, którzy stają się jej twórcami — od poetów. Mocno podkreślił, że mogą być nimi tylko ci, którzy 1Zob. A.M. Komornicka: Studia nad Pindarem i archaiczną liryką grecką. Wkręgu pojęć prawdy i fałszu, Łódź 1979, s. 58. 2Zob. EJ. Głębicka: Łacińska poezja Franciszka Dionizego Kniaźnina, Wrocław 1993, s. 204. 46 posiadają wielkie pragnienia (quos inclita gloria tangit—V.P.14), a ponadto predyspozycje naturalne i moralne (queis animi virtus et vigor ingenii est—V.P.15). Wyraził głębokie przekonanie, że człowiek mało ambitny, bez talentu, sprzeciwiający się wartościom moralnym, nie może przystąpić do tworzenia, gdyż poezja jest „boskim zaszczytem” (divinus honor —V.P. 16). Dopiero talent (ingenium) oraz odpowiednia formacja intelektualna i etyczna dają prawo do podjęcia wszelkiej działalności artystycznej. U Kniaźnina punktem niezwykłej wagi jest relacja pomiędzy predyspozycjami naturalnymi artysty (naturae virtus) a wytwarzaniem (labor), pomiędzy talentem a sztuką (ars). Relacja ta powinna opierać się na równowadze (sic ars naturae, natura obtempérât arti — V.P.23), jednak podstawą dla pisania artystycznego pozostają uwarunkowania naturalne poety (naturae ratio prima tenenda tarnen —V.P.24). Z tego faktu wynika szereg bardzo ważnych konsekwencji. Oto artysta musi uwzględnić swoje możliwości, musi liczyć się z własnymi umiejętnościami i uzdolnieniami, na ile podoła trudnościom: Si quis aves praecelsa sequi te noveris ipsum, Atque prius vires experiare tuas. (V.P.35 — 36) Przecenienie własnych możliwości, zadufanie w sobie prowadzi tylko do nieszczęść i zguby: Ne cum sis fragili penna tollaris in altum Adferet interitum cerea pena tibi. (V.P.37 —38) Już Horacy domagał się, by poeci obiektywnie oceniali własne możliwości i siły, gdyż tylko wtedy są w stanie znaleźć środki wyrazu i odpowiedni układ swoich utworów (Ars poetica 38n). Sprawą wielkiej wagi okazuje się przeto konfrontacja pomiędzy materią a podmiotem działającym. Chodzi o to, by podmiot — poeta trafnie oceniając własne uzdolnienia potrafił jak najlepiej podporządkować materię - słowa swoim siłom. Koncepcja literatury, w której szczególne podkreślenie znajduje owo połączenie wytworów sztuki z podmiotem działań artystycznych, rodzi się w poetyce Arystotelesa: „wytwory sztuki są to te, których forma jest w duszy artysty” (Met.VII,1032b,l,2).3. „Dusza artysty”, ludzki intelekt, a mówiąc szerzej, predyspozycje naturalne są podstawą wszelkiej działalności artystycznej. Owa działalność artystyczna, w tym literacka, według Stagiryty, należy do szczególnej dziedziny wytwórczej, którą on określa mianem „poesis”4 (Met.VII,1032b) — wytwarzanie. Wytwarzanie wymaga wiedzy, 3Por. też: Etyka Nikomachejska VI,1140a 9: „sztuka jest trwałą dyspozycją do opartego na trafnym rozumowaniu tworzeniu.” 4Warto zaznaczyć, że gr. „poiema”, „poesis”, „poietes” pochodzą od czasownika „poiein” i „portaient sur la production des objects manufacturés et tout le processus productif, embrassant le vaste domaine de l’activité humaine à aspect utilitaire et social.” Zob. A.M. Komornicka, „Poésie" et „poète”. Termes et notions dans la littérature grecque, [w:] Giornale Filológico Ferrarese 1984, s. 3. 47  dlatego Arystoteles i Horacy będą się domagali od twórców znajomości materiału, jakim są słowa, miar wierszowych i tego wszystkiego, co składa się na postać zewnętrzną dzieła — na jego atrakcyjność.5 Pisarz winien również znać reguły tworzenia i nimi się kierować w konstruowaniu swoich utworów. To właśnie miał na myśli Horacy, gdy mówił, że „sapere” jest początkiem i źródłem poezji6. W koncepcji literatury, w której tak doniosłą rolę odgrywa intelekt i wiedza, zrozumiały staje się gwałtowny sprzeciw Arystotelesa i Horacego wobec zbytniej dowolności mogącej sprowadzić literaturę na płaszczyznę absurdu. W dziedzinie poezji nie ma zupełnej wolności. Artysta nie może pójść całkowicie za głosem swojej wyobraźni i tworzyć różnego rodzaju fantazje. Musi bowiem kreowaną przez siebie rzeczywistość ujmować rozumem, musi posiadać wiedzę < > regułach tworzenia i ponadto znać swoje możliwości, czy sprosta trudnościom, ./szelka działalność twórcza koncentruje się tylko na abstrakcji, uciekająca v, świat absurdu i nieudolna jest potępiona przez Arystotelesa i Horacego. Prowadzi ona do zaprzeczenia poezji, a z poety czyni grafomana i szaleńca.7 W tym gwałtownym postulacie racjonalności poezji słyszymy echo walki dwu koncepcji literatury. Pierwsza irracjonalna, maniczna głosiła, że poezja wiąże się z umiejętnością popadania w szał—manię twórczą, druga domagała się racjonalności, polegała na uczynieniu z postulatu rozumu i wiedzy fundamentu poezji. Zwolennikami pierwszej byli Demokryt, Epikur, drugiej Arystoteles, Neoptolemos, Horacy. A za którą z tych koncepcji opowiadał się Kniaźnin? Niekiedy zarzuca się naszemu poecie, że starał się połączyć w jednolitą całość obie koncepcje poezji, co zresztą miało mu się nie udać8. Głębsze wczytanie się w jego utwór dowodzi jednak, iż stał on mocno na gruncie racjonalności poezji. Kreśli przed nami groteskowy obraz poety szalonego (V.P.83 —96), który w swoich poczynaniach nie kieruje się racjonalnością i któremu brak równowagi psychicznej. Takiego wieszcza należy jedynie wygwizdać: Illosąue hinc itidem fas est explodere vates, Nulla ąuibus ratio nec stabile ingenium. (Y.P.83 —84) 5W „Poetyce” Arystotelesa znajdujemy aż 3 rozdziały (19,20,21) poświęcone słownictwu, nie licząc dygresji rozsianych w innych częściach utworu. Horacy poświęca czwartą część swego „Listu” (AP.46-118, 251-69). 6Ars. poética 309: scibendi recte sapere est et principium et fons. 7Por. opis poety szalonego u Horacego: AP. 453 — 476 oraz wypowiedź Arystotelesa: „poezja jest raczej sprawą przyrodzonych zdolności niż szału- Ci pierwsi łatwiej dostosowują się do tematu, ci drudzy popadają w uniesienie” (Poet. 17,1455a32—34). 8Por. EJ. Głębicka, o.c.s.197. 48  Owa niechęć wobec koncepcji manicznych wynikała u Kniaźnina stąd, że podobnie jak jego wielcy poprzednicy, uznał on rozum (ratio) oraz zdrowy rozsądek (stabile ingenium) za najważniejszą podstawę działalności artystycznej. To prawda, że ceni on szał poetycki (spiritus sacer) który pochodzi od Apollina. Niemniej natychmiast żąda, by był to szał „zdrowy” (sanus) ujęty w karby rozumu: Spiritus ille sacer, quem donat dius Apollo, Si furit est sanus nec ratione caret. (V.P.103 —104) Potępienie przez Kniaźnina artysty szalonego szło w parze z odrzuceniem tych twórców, którzy pod pozorem pięknej poezji przekazywali treści niegodziwe: „turpe nefas” (V.P.154). Wysokie wymagania stawia Kniaźnin poetom, gdy domaga się od nich, by w swoich utworach głosili tylko i wyłącznie prawdę. Piętnuje szczególnie kłamców (161 — 2), którzy głoszą nieodpowiednie wartości, a zło przedstawiają jako dobro. Nasz poeta twierdzi nawet, że artysta nie powinien ukazywać niegodziwych stron naszego życia (vilis adulator, qui... mendaces nos etiam simulat—V.P. 163). Ten postulat wynikał z głębokiej wiary, że poezja tworzy przede wszystkim wartości moralne, estetyczne i duchowe. Poeta staje się apostołem tych wartości, staje się przewodnikiem dla całego społeczeństwa. Kniaźnin ubolewa, że istnieją jednak źli poeci (V.P.163 —4), którzy potępiają dobro, dla których nie ma żadnych autorytetów (165 — 6). Należy się ich wystrzegać, gdyż według autora elegii są owładnięci jakąś chorobą, zarazą, która prowadzi do zguby (167 —171). Modli się więc Kniaźnin do bogów, by odwrócili tę zarazę, by uchronili poezję przed upadkiem (173 — 4). W wypowiedziach Kniaźnina na temat roli sztuki słowa wyczuwamy jego żarliwą miłość do poezji. Jest to miłość artysty, który pragnął lepszego świata, świata piękna, harmonii i dobra i który doświadczył, że siłą zdolną naprawdę zmienić świat jest poezja głosząca wielkie wartości. Akt twórczy Każdy twórca staje przed nieuchronnym wyzwaniem, jak ma postępować, co robić, by dane pojęcie lub temat przestało być tylko „formą w jego duszy”, a stało się gotowym wytworem. Ten moment, akt, w którym ze zwykłej myśli rodzi się dzieło sztuki ma kapitalne znaczenie, gdyż wymaga on od pisarzy całkowitego zaangażowania się, zaangażowania wszystkich sił, władz umysłowych i duchowych. Przeniesienie bardziej lub mniej skonkretyzowanej myśli artysty w świat 49  zewnętrzny nie jest proste. Złożony, wieloaspektowy proces, który stanowi akt twórczy był i jest przedmiotem rozważań największych teoretyków literatury, filozofów i poetów. Kniaźnin w swoim zamyśleniu nad poezją wypowiada się skąpo i powierzchownie na temat tych ważnych zagadnień. O ile poprzednicy i koledzy w fachu poetyckim prowadzili teoretyczne rozważania o akcie twórczym dając szeroki jego opis, o tyle nasz poeta jest bardziej konkretny, praktyczny. Jego refleksje są mniej dogłębne, wypowiada obiegowe opinie, które często brzmią jak truizm np: „droga do ideału jest niepewna, należy być cierpliwym”(V.P.19-20). Nie wprowadzał nowych terminów technicznych. Zrezygnował z aparatu naukowego i ze szczegółowego opisu. Nic nie mówi o „mimesis” czy „katharsis”. Ograniczył się do rzeczy — w jego mniemaniu najpotrzebniejszych, najbardziej użytecznych i sprawdzonych, by poeta mógł czerpać z czytelnych przykładów a nieraz i z gotowych wniosków. Chociaż nie odwołuje się bezpośrednio do żadnych koncepcji literackich, jednak to, co wyjawił w tej dziedzinie jest zupełnie zgodne z duchem wypowiedzi Arystotelesa i Horacego. W procesie wytwarzania artystycznego podkreśla Kniaźnin rolę osobistej pracy i wyuczenia poety, które powinny opierać się na jego naturalnych predyspozycjach, na jego talencie: Et labor et vires opus hic, ars crescat ab illo, Naturae virtus has tibi suppeditet. (V.P.21 —22) Motyw żmudnej pracy nad dziełem pojawia się jeszcze raz w środkowej części elegii (V.P.80:hic labor, hoc opus est). Praca, trud, wysiłek stają się u Kniaźnina warunkiem sukcesu artystycznego. Równocześnie nasz poeta podaje sposób, na podstawie którego można odróżnić prawdziwego poetę od tego, który udaje wielkość i nie kocha słowa. Po czym więc ich można odróżnić? To dosyć proste. Grafomani i kabotyni boją się trudów (nempe operam recte scribendi ferre récusant — V.P.73), nie lubią trawić czasu na żmudnym studium (tempus terere in difficili studio non est ipsorum — V.P.74). Tylko wielki artysta gotowy jest zapłacić najwyższą cenę za swój utwór, gotowy jest pracować nad swoim dziełem przez całe życie, by osiągnąć doskonałość. Przed niczym się nie cofa, swoje wiersze szlifuje długo „szorstkim pilnikiem”: Et versanda manu multas noctesque diesque Lima et mordaci sunt polienda tibi. (V.P.81 — 82) Twórczość poetycka wymaga więc pracy. Usilnie dopominali się o nią wielcy poprzednicy Kniaźnina. Horacy żądał, aby jego wychowankowie opracowywali swoje wiersze raczej przez długie dni i lata, niż gdyby miały być one niedoskonałe 50  (Ars poetica 292—294). Kwintylian zalecał swoim uczniom, by zdobyli odpowiednie wykształcenie i rozwinęli w sobie umiejętność badania utworów literackich, zanim sami chwycą za pióro (Institutio oratoria, I,8n). Żyjący w II połowie IV w.n.e. Diomedes pisał o twórczej pracy poety, który wznosi „budowlę” swego dzieła z odpowiedniego materiału językowego (Ars grammatica).9 Nie wystarczy jednak sama tylko praca nad dziełem sztuki. Potrzebna jest znajomość reguł tworzenia, które kierują poczynaniami artysty. Kniaźnin zatem udziela poetom praktycznych rad, jak mają postępować w konkretnej pracy twórczej. Wydawać by się mogło, że miał w tej dziedzinie najwięcej do powiedzenia, bo przecież sam pisał mową wiązaną. Jednak jego wskazówki odnoszą się prawie wyłącznie do zagadnienia stylu. Autor elegii ma świadomość, jak trudno być dobrym pisarzem (V.P.18). Pragnienie (ardor —V.P.27), aby przedstawić wielkie rzeczy (superos exquirere tractus — V.P.25), dążność do tego, by uczynić to jak najlepiej (sublimesque alta in sidéra ferre pedes — V.P.26), trafia czasem na przeszkody w słowach, które nie zawsze układają się tak, jak wymaga tego temat. I oto pisarz staje przed dylematem: albo stosować styl wzniosły, co prowadzi do emfazy i przesady: A terra evolitant, atque altius, altius urgent perduntque elatis omnia sub pedibus. (V.P.30—31) albo nie wyczerpać swej myśli, posługując się stylem płytkim, pozbawionym wyrazu: Nec nimium repsisse velis, sublimius euge Non decet ignavo tendere in alta pede. (V.P.39 — 40) Już Horacy dostrzegał tę mękę, jaka staje się udziałem każdego pisarza wypełnionego pragnieniem, by wyrazić siebie i swój świat i zarazem uniknąć monotonii (zob. Ars poetica 25-30). Według rzymskiego poety wszelkie krańcowe przeciwieństwa w poezji, zarówno nadmierny pedantyzm stylistyczny, jak i unikanie stylu wzniosłego, stanowią tylko pozór piękna (A.P.24 —25). Poprawność zatem polegać będzie na wypośrodkowaniu pomiędzy tymi siłami prowadzącymi poetę w dwa przeciwne kierunki. Identyczne stanowisko reprezentuje Kniaźnin. On również będzie odrzucał wszelką skrajność w poezji, będzie odrzucał obie przeciwstawne koncepcje stylistyczne: Inter utrumque via est tutissima. Qui tenet illam, lile mihi est felix, file poeta bonus. (V.P.41 — 42) W swoim odrzuceniu wszelkiej skrajności, jawi się Kniaźnin jako poeta „złotego środka”. Potępia przerost formy nad treścią (V.P.51 —55, oraz: 115 — 116), 9Por. na ten temat E.Samowska—Temeriusz: Zarys dziejów poetyki. Od starożytności do końca XVII w., Warszawa 1984, s. 223-232. 51  gdyż nadmiar środków stylistycznych może zniweczyć całkowicie sens wypowiedzi: „nic wtedy nie widzisz, tylko czczy blichtr” (ut praeter vanos ni videas radios —V.P.56). Nasz poeta jest przeciwny również drugiej antagonistycznej możliwości: utwór przeładowany treścią nie będzie podobać się, nie pochwyci dusz odbiorców, nie zaspokoi ich pragnień (V.P.113-114). Kniaźnin domagał się od poezji naturalnego wdzięku (nativa venus —V.P.63), różnorodnego czaru (varius lepor-V.P.114), pisanie wierszy porównywał do zbierania słodkiego miodu (dulcia mella legunt-V.P.130)10, dziwił się jednak, że niektórzy cenią w poezji tylko puszystość słowa, a lekceważą jasność i precyzję wysławiania (nescio quid caeca plerique Volumina versant...V.P.131n). Potępił poetów, którzy wypowiadając tysiące słów stają się nudni i śmieszni, mącą „błotem” poezję, która powinna być niczym „czysta woda” (por: inficientque luto limpidulos latices — V.P.69). Żądał, by przy pięknej formie pod względem retorycznym zachować treść utworu zawsze na pierwszym planie. Pogwałcenie tych zasad prowadzi do nieszczęścia: dzieło staje się przykre w odbiorze, czytelnik odchodzi smutny i pusty (abscedes tristi vanus ab augurio —V.P. 136). Jakże mocno i wyraziście brzmi zalecenie Kniaźnina, by pisarz usuwał wszelką niejasność i dwuznaczność ze swego dzieła, jeśli pragnie zdobyć sławę: Laus ea tota sibi est siquis vertigine multa Obscuram noctem vincere non dubitet. (V.P.137 —138) Kniaźnin zdaje sobie sprawę z tego, że w dziedzinie formy i techniki tworzenia poeci roszczą sobie prawo całkowitej wolności (aurea libertas — V.P.64). Sam gani niewolnicze naśladownictwo sprawdzonych wzorów, dopuszcza odstępstwa od utartych kanonów i reguł, zezwala twórcom, by szli jakimiś bocznymi ścieżkami, jeśli to wyzwoli ich ze zmurszałych schematów krępujących geniusz. Wzywa poetów, by byli odważni, by wytyczali sobie szerokie drogi, by rozsadzali stare normy i zasady pisarskie (V.P. —42 —50). Stawia jednak jedną granicę tej „złotej wolności”. Bezwzględnie domaga się konkretu (solidum —V.P.66). W swoim żądaniu wyraził Kniaźnin, czym powinna być poezja. Powinna być „solidum” tzn. rzeczywista, realna, nieabstrakcyjna zarówno w formie jak i treści. Poezja, która stanowi „vanum” (próżnia, pustka—V.P.66) została potępiona przez Kniaźnina. Dzieło Według założeń poetyki klasycznej poczynania artysty powinny mieć swój cel. Celowością powinny cechować się również rzeczy wyprodukowane przez 10Por. Horacy: Ars poética 99 — 100: Non satis est pulchra esse poemata: dulcia sunto et quocumque volent animum auditoris agunto. 52  niego. Spośród wszystkich przyczyn pobudzających artystę do działania i określających charakter jego wytwórców, cel jest przyczyną najbardziej ważną i najbardziej szlachetną. Ta idea celowości, której autorem był Arystoteles11 przewija się w pismach późniejszych teoretyków literatury. Przyjmując za punkt wyjścia ustalenia Stagiryty domagali się oni od twórców, by postępowali zawsze w kierunku wyznaczonym przez cel. Gotowe dzieło musiało być zrozumiałe i wyraźne dla odbiorcy, musiało posiadać określony cel. Zmieniały się czasy i upodobania, zmieniały się na przestrzeni wieków cele i zadania stawiane literaturze. W starożytności twórcy starali się rozstrzygnąć, czy poezja istnieje po to tylko, by bawić, czy po to, by spełniać funkcje dydaktyczne i utylitarne. Istotę tego sporu doskonale ujął Horacy, który oba te zagadnienia określił łacińskim zwrotem: „delectare aut prodesse”. Większość pisarzy i krytyków starożytności hołdowała celom utylitarnym i dydaktycznym poezji.*  12 Tacy krytycy, jak Theagenes (VIw.p.n.e.) i Glaukos (Vw.p.n.e.), Metrodoros (Vw.p.n.e.), Stesimbrotos z Thasos (Vw.p.n.e.) sprzeciwiali się wszelkiej poezji zawierającej opowieści niemoralne i godzące w poczucie przyzwoitości. Na pierwszym miejscu kładli twórczość pożyteczną dla państwa i poszczególnych ludzi. Miała to być twórczość wolna od kłamstwa i fałszu, przepełniona wspaniałymi przykładami cnoty i bohaterstwa. Solon żalił się, że poeci „bardzo kłamią” (fr.ll —12D —K). Ksenofanes potępił Homera i Hezjoda, dlatego że uczynili bogów podobnych do ludzi. Arystofanes w „Żabach” wskazał na poetę jako nauczyciela narodu: „poetę należy podziwiać za kunszt i pouczenia oraz za to, że czyni ludzi lepszymi w miastach”(1008n). Bez wątpienia Ajschylos, Sofokles, Eurypides widzieli w „nauczycielstwie” główne zadania poezji i starali się realizować je w swojej twórczości. Również Kniaźnin będzie doszukiwał się w poezji przede wszystkim wartości utylitarnych. Dla niego celem, który realizuje poezja, była właśnie użyteczność (utilitas): Ista iuvant facilis quae probet utilitas (V.P.149) Według autora elegii sztuka słowa powinna być nośnikiem wielkich wartości, dlatego formułuje postulat umieszczania w utworze rzeczy trudnych i wymagających. Te walory należy ukazywać w sposób przystępny, łatwy do zrozumienia przez odbiorcę. Rzeczy płytkie, które nie wnoszą niczego cennego, nie powinny znaleźć się w literaturze: Mittite difficiles nugas, quid inania prosunt? (V.P.148) nPor. Poet 6,1450a23—24. 12Zob. M. Fuhrmann, Einführung in die antike Dichtungstheorie, Darmstadt 1973, s. 115 n. 53  Kniaźnin ma świadomość, że wielkie wartości mogą wydawać się nudne i mało atrakcyjne dla przeciętnego czytelnika, który oczekuje od literatury przede wszystkim rozrywki. Zaleca więc, by treść utworu urozmaicić dygresjami, które są dopuszczalne w granicach tego natchnienia, jakie pochodzi od bóstwa i mieści się w kategoriach racjonalnych: Digredier liceat, tamen haec digressio non sit Ultra quam virtus enthea promoveat. Invenies etiam quos una in sede morantes Nequáquam privato a lare dimoveas. (V.P.105 —108) Zastanawiam się, czy w dzisiejszych czasach u schyłku XX wieku elegia Kniaźnina istotnie trąci myszką? Czy jest utworem wyciągniętym z lamusa literatury, który zasługuje po latach, by na zawsze „zejść do komnat Persefony” królowej Podziemia? Kniaźnin był artystą, który w przedziwny sposób umiał łączyć cechy pozornie sprzeczne ze sobą: patos i wzniosłość z trzeźwością myśli i rozumowania, uznawanie wszechwładzy Muz ingerujących w działalność poety, przywiązanie do tradycji i podważenie skostniałych zasad, uwielbienie dla poezji antycznej. Jego wyobraźnia unosi się na Parnas w zaświaty legend i mitów, ale równocześnie doświadczenie życiowe każe mu twardo stąpać po ziemi. Zmysł obserwacji, zamiłowanie do konkretu, wrażliwość na piękno nie przeszkadzały mu uznawać potęgi niewidzialnych sił rządzących poezją. 54 GRAŻYNA PIETRUSZEWSKA-KOBIELA HYRKANICZNY ŚWIATOPOGLĄD Szkic interpretacyjny o dramatach Stanisława Ignacego Witkiewicza Twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza ,Jej stylistyka, idee i losy, to osobliwa historia. Bardzo polska, trochę europejska i niesamowicie pogmatwana”1. 0 złożoności losów pisarza i jego dzieł świadczą m.in. funkcjonujące w świadomości odbiorców i badaczy liczne anegdoty i legendy. Wokół Witkiewicza najwyraźniej ukształtowały się trzy legendy: legenda osobowości, filozoficzności 1 legenda katastrofizmu*  2. Z biegiem czasu narosła — co jest zjawiskiem raczej niezwykłym — legenda wokół legendy. Przez szereg lat artysta „(...) trwał w legendzie intelektualnej, zwłaszcza biograficznej, jako półbóg, półzwierz, mitologiczny wulkan niechlujnej twórczości i udręczony król życia."3 Na przestrzeni niewielu lat zdecydowanie zmieniał się stosunek do tych legend, zmieniał się też w świadomości nowych pokoleń wizerunek Witkacego — dramato- i powieściopisarza, awangardowego teoretyka malarstwa, twórcy portretu psychologicznego, teatrologa, kapłana katastrofizmu... Długo badacze nie mogli się uporać z jasną interpretacją bogatego dorobku Witkacego. Dlatego też powstało swoiste osamotnienie artysty niezrozumianego przez krytyków i najbliższe otoczenie. W pewnym sensie Witkiewicz był więc „(...) artystą bezdomnym, który znajduje się wciąż w drodze do dalekiego bardzo, XK. Puzyna. Witkacy — przedmowa do S.I. Witkiewicz, Dramaty, 1.1, Warszawa 1972, s. 5. 2K. Wyka wspomina o nich w szkicu Trzy legendy tzw. Witkacego [w:] tenże, Łowy na kryteria, Warszawa 1965. Reinterpretację legend zawiera m.in. praca M. Szpakowskiej, Przemiany w recepcji twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Pamiętnik Literacki” 1972, z. 3, s. 346 — 363. 3J. Błoński, Powrót Witkacego, „Dialog” 1963, nr 9, s. 19. 55  gdzieś nań czekającego własnego domu".* Budowa tego domu jest już dawno skończona. „Witkacy uznany został za najwybitniejsze zjawisko w dramacie polskim od czasów Wyspiańskiego. Stanął na piedestale”.*  5 Dramaty Stanisława Ignacego Witkiewicza są dla badacza ciekawym i bogatym materiałem skłaniającym do różnych refleksji metodologicznych, prowadzącym do zaskakujących wniosków. Obecne rozważania zajmą się jednym z elementów tych strukturalnie bogatych tekstów. Ich przedmiotem staną się wybrane typy konstrukcji postaci. Przeprowadzenie typologii postaci nie jest konieczne, gdyż wystarczające w przypadku niniejszego szkicu są stwierdzenia Jerzego Ziomka.6 Dokładniejszej analizie poddane zostaną natomiast te momenty, w których postaci dramatów zmęczone doznawanymi wrażeniami, znużone własną grą przed otoczeniem zdejmują aktorską maskę i stają się prawdziwe, autentyczne, tragicznie bezbronne i bezradne, pozbawione bogatej charakteryzacji narzuconej przez rolę, którą przyszło im odgrywać. Maska opada zwykle w chwili wygasania sił twórczych, w momentach przesilenia psychicznego. Takie chwile w dramatach Witkiewicza spotykamy często. Złożona psychika postaci, skłonność do szybkiej zmiany nastrojów sprzyjają ich powstaniu. Postaci autora Szewców żyją gorączkowo, gwałtownie, po okresach nadaktywności popadają w bezruch, pogrążają się w swoistej zapaści W momentach największych wahań nastrojów maska przesłaniająca właściwe oblicze opada w sposób najbardziej widoczny. Wtedy rozpoczyna się kompromitacja bohatera dokonywana przez jego wypowiedzi. Zabieg ten oparty jest na zasadzie autopamfletu. Dokonując typologii kreacji bohaterów J. Ziomek stwierdził powtarzalność pewnych schematów — np. często jest, jego zdaniem, widoczny schemat tytana, hetery, mątwy itd.7 Byty oparte na schematach konstrukcyjnych wykazują pewną stałą prawidłowość. Postaci — szczególnie pierwszoplanowe — są jednocześnie słabe i mocne duchowo. Konstrukcyjny paradoks jest wynikiem niezwykłego skomasowania cech znamiennych dla przedstawicieli danego typu. W równoważącej się proporcji odsłonięte zostają cechy negatywne i cechy, które można uznać za bardziej dostosowane do ogólnych zwyczajów. Zwykle *S. Szuman: Zwątpienie sztuki o samej sobie. Stanisław Ignacy Witkiewicz, „Gazeta Literacka” 1932, nr 5. 5K. Puzyna: Na przełęczy bezsensu, „Pamiętnik Teatralny” 1969, nr 3. 6J. Ziomek: Personalne dossier dramatów Witkacego [w:] Studia o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, pod red. M. Głowińskiego i J. Sawińskiego, Warszawa 1972. 1 Tamże. 56 postaci powoływane przez Witkacego są na swój sposób wielkie, tzn. wyolbrzymione. Kobieta jest sumą kobiecości i demoniczności, wódz czy też myśliciel to postaci skupiające w sobie cechy wodzów minionych i mających dopiero się narodzić. Jeżeli w dramatach Witkiewicza pojawia się robotnik, to określony on zostaje jako hiperrobociarz. Przez znamienną nadwielkość postaci stają się groteskowe, tak wielkie w swojej wielkości, że aż karykaturalne, nieraz tragicznie śmieszne. Powołana w ten sposób wielkość przyczynia się do kompromitacji działań i myśli bohaterów. Konsekwencją takiej konstrukcji jest brak odpowiedzi na pytania będące w pewnym sensie motorem akqi. Bez odpowiedzi pozostają np. pytania dotyczące przyszłości sztuki, filozofii, kształtu doskonalszego ustroju państwowego. Kreowani przez Witkacego wodzowie, myśliciele, artyści są zbyt słabi na to, by zainicjować wartościowe zmiany. Nie wytrzymują, jak np. Lson z Matki, ciężaru idei, która zlęgła się w ich głowie i która — jak twierdzą — mogłaby uratować świat. Często są to jednostki na tyle mocne i zdecydowane, że zaczynają skłaniać się ku faszyzmowi Artyści starają się bronić sztuki przed umasowieniem są zbyt rozgorączkowani, spalają ich różnego rodzaju nałogi Życie bohaterów dramatów rządzi się swoistymi prawami, które często narzucane są przez postaci o wyraźnie zarysowanej indywidualności. Tego rodzaju osoby są reżyserami życia i jednocześnie aktorami mającymi świadomość fałszywości odgrywanych przez siebie ról. W mikrokosmosie dramatów nie żyje się i nie umiera zgodnie z prawami natury. W czasoprzestrzeni wykreowanej przez autora Matki życie i śmierć to te same stany. Śmierć nie przynosi uwolnienia od przeżywanych rozterek. Bohaterowie dramatów często marzą o życiu prawdziwym. Tatiana z Nowego wyzwolenia przeżywa chwile, które dają jej złudzenie prawdziwości życia — w momentach tych mówi „od dłuższego już czasu żyję po raz pierwszy naprawdę".8 Edgar z Kurki wodnej — którego losem kieruje mania wielkości i chęć władzy — również pragnie zmienić swoje życie i zacząć prawdziwą egzystencję. Wyznaje on ojcu: „Zaczynam inne życie. Nie nowe, tylko inne”, (s. 21, t. II) Szpika z dramatu Oni marzy o prawdziwym życiu i prawdziwej miłości Do swojego kochanka Balandaszka mówi: „Milcz! Tym potokiem słów zabijesz tę jedyną chwilę, w której możesz mnie kochać naprawdę.” (s. 388, t.I) Prawdziwe życie jest jednak ułudą, fatamorganą, do której — na oślep, padając po drodze z wycieńczenia — dążą postaci dramatów. 8S.I. Witkiewicz: Nowe wyzwolenie [w:] tenże Dramaty, Warszawa 1972,1 1, s. 366. Wszystkie cytaty dramatów podawane będą na podstawie tego wydania. 57  Często kobiety narzucają mężczyznom pogląd, iż są one jedynym prawdziwym składnikiem życia. Ufający im mężczyźni zostają osaczeni, pozbawieni sił twórczych. Kobietą rozsnuwającą przed mężczyznami zgubne miraże taka jest np. Serafombryx z Niepodległości trójkątów. W różnych wariantach wypowiada ona następujące stwierdzenie „(...) jedyną prawdą dzisiejszego wieczoru jestem ja i nikt więcej, (s. 505, t. 1) W dramatach egzystuje bogata galeria postaci, których istnieniu sens nadaje jedynie myśl o zmianie własnego życia. Projekty tych zmian, szumne deklaracje nigdy nie zostają zrealizowane. Bohaterowie owładnięci bezmocą powielają tylko programowe hasła. Często nawet nie podejmują najmniejszej próby ich urzeczywistnienia. Reprezentatywny dla tej grupy jest Morbidetto z Gyubala Wahazara. Nigdy nie posuwa się on poza stwierdzenie nieakceptacji aktualnej egzystencji. Głoszony program nie uzyskuje konkretyzacji, opiera się na stwierdzeniach ogólnych: „Tak żyć nie można — zróbmy bunt. Rozświećmy nową gwiazdę tu w tej norze. Stwórzmy projekt Nowego Życia.” (s. 606, t. I) Większość postaci marzy o przeżyciu i odczuciu TAJEMNICY ISTNIENIA, 0 przejściu do świata niepozorowanych wartości. Bohaterowie dramatów chcąc nadać życiu prawdziwą wartość tworzą swoistą nadrzeczywistość, w nadziei, że znajdą się w jakimś lepszym świecie. Jednakże szybko przekonują się, że znów są w świecie pozornych wartości. Skutkiem tego odkrycia jest odczucie pustki istnienia, Macieja Korbowa — postać z dramatu Maciej Korbowa 1 Bellatrix — wyznaje: „wiara nie istnieje. Sen jest naszym wzorem, ale narkotyki same przez się nie tworzą tego życia poza życiem. (...) To, co tworzymy my, nie może być komedią, bylibyśmy nędzniejszymi od najgorszych sattembanków, gdybyśmy się przekonali o nierzeczywistości naszej nierzeczywistości. Nicość musi być naszym ideałem i musimy jednocześnie być w nicości, którą tylko razem możemy stworzyć niwelując wszelkie wzajemne przejawy rzeczywistych związków.” (s. 131-132, t. I) Życie postaci skomponowane jest w oparciu o logikę sennych rojeń, przeżywanych przez bohaterów dramatów sen często jest koszmarem. Podejmowane przez postaci działania mają znamiona gry — udawania czegoś lub kogoś przed otoczeniem i przed sobą samym. Oniryczne metamorfozy czasu, przestrzeni i ludzkich osobowości przypominają wizje typowe dla projekcji hipnotycznych. Świata podporządkowanego onirycznej logice nie można poznać i określić rządzących nim reguł. Gdy Zabawnisia — bohaterka Nowego wyzwolenia — stara się dociec na jakiej zasadzie wszystko się wokół niej dzieje, otrzymuje następującą, niczego nie wyjaśniającą odpowiedź: Cicho, cicho, 58  Tak właśnie trzeba — tak jest dobrze — tak będzie zawsze.” (s. 369, t, I). Stała zmiana reguł modelowania życia i jego przestrzeni jest jedynym pewnym i niezmiennym elementem kreowanego przez dramatopisarza świata. Postaci Witkiewicza „wyłaniają się stopniowo jak ze snu, poszukują sfoojej formy lub treści, choćby tymczasowej, dobierając niejako po drodze odpowiednie ciała (również płeć), wspomnienia, poglądy — trochę na zasadzie przypadku, z pełnym poczuciem, że jest to coś nietrwałego, do zużycia i wymiany. Postaci są cebulaste — zrzucają z siebie łuski aby wreszcie dowieść, że niczego oprócz tych łusek nie ma.9 Często powołane przez Witkiewicza postaci obdarzone zostają świadomością odgrywania swego życia. Większość z nich narzuconą grę traktuje jako imperatyw, któremu nie można się przeciwstawić. Jednak nawet jednostki wydawałoby się całkowicie zniewolone przez narzucone role przeżywają momenty, w których aktorska maska opada. W tych chwilach odsłonięte zostają ich bardziej „ludzkie” oblicza. W tej szczególnej sytuacji wypowiadają się zwykle na temat narzuconych im reguł gry, na temat swego usytuowania w sieci ról społecznych. Bohaterowie stają się bardziej szczerzy, bezpośredni. Często wspominają o tym, że są zmęczeni nieustanną grą. O takich momentach szczerości Morbidetto — z dramatu Gyubal Wahazar — mówi: „Jak już nic nie ma do stracenia, każdy jest szczery. I wtedy wyłazi z niego ohydny, płaski robak. Nie ma odwagi — jest tylko udawanie. Ale dobrze udawać jest największą sztuką". (s. 645,1.1). Ryppman — kolejna postać z tego tekstu — wyznaje: „wstyd mi, ale się boję. Jestem przynajmniej szczery." (s. 645, t. I) Podczas jednej z tych znamiennych chwil prawdy 7hmor Mózgowicz składa dramatyczne wyznanie: „Wszystko to jest komedia, nie mam nic poczucia rzeczywistości, bo nie mam tego we krwi." (s. 254, t. I) Poprzez tę wypowiedź kompromituje swą działalność, kpi ze swych poczynań. Ironiczną autoocenę wypowiada też m.in. Lykan v. Brassberg — z Macieja Korbowy i Bellatrix — który zastanawia się nad tym „czy może być coś głupszego jak oficer, który nie ma kogo prowadzić do walki." (s. 190, 1.1) Edgar Wałpor chcąc zainicjować jakościowe zmiany swej egzystencji zabija Kurkę Wodną. Po tym dramatycznym akcie doznaje kolejnego rozczarowania, stwierdza: „nic się nie dzieje, nic (...) ten sam spokój i ziemia cicho obraca się dookoła osi — świat jest pustynią bez sensu." (s. 19, t. II). W pewien czas po tym zdarzeniu uświadamia sobie przyczynę bezsilności, z rozpaczą stwierdza: „Zawsze wszystko robią za mnie wypadki i ludzie. Jestem manekinem, marionetką. Zanim zdołam coś stworzyć, to właśnie to samo dzieje się samo i nie przeze mnie. Przekleństwo jakieś czy co.” (tamże, s. 30) Wielokrotnie ze „snu życia” budzi się Tadeusz z Kurki Wodnej, po przebudzeniu wydaje mu się, że zrozumiał siebie samego i rozszyfrował zasady 9J. Ratajczak, Co jest skoro go nie ma, „Dialog” 1970, nr 10 s. 8. 59  funkcjonowania rzeczywistości, w której się znajduje. Podczas jednego z takich przebudzeń rzeczywiście bardzo trafnie przeprowadza demistyfikację świata, w którym przyszło mu żyć. Odkrywa, że znajduje się w rzeczywistości sztucznej, wyreżyserowanej i umownej. Jednemu z obudzeń towarzyszą następujące słowa: „obudziłem się nareszcie ze snu i zrozumiałem wszystkie nasze kłamstwa. Robienie sztucznych ludzi, sztuczne zbrodnie, sztuczne pokuty, sztuczne wszystko. Dość! Zrozumiałem dwa razy. A wszystko jest nieskończone i nie ma żadnego sensu mówić o wielkości wszystkiego. Jak zrozumię trzeci raz, to będzie, zdaje się koniec." (s. 55, t. II) Opadnięcie aktorskich masek i zatrzymanie gry jest stanem nietrwałym. Po momentach otrząśnięcia się ze znamiennego snu, bohaterowie w sposób nagły powracają do poprzedniej formy życia. Zapominają o sądach wypowiedzianych po przebudzeniu, podejmują przerwaną grę tak, jakby nic jej wcześniej nie zatrzymywało. Chwile przeżyte po obudzeniu z hipnotycznego snu nie mają reminiscencji w dalszym toku akcji. Dzięki temu osobliwemu zabiegowi kompozycyjnemu momenty przebudzenia i ich następstwa umieszczone są jakby poza czasem akcji właściwej. W chwili obudzenia postaci czas dramatyczny zostaje zatrzymany. Uśpione oryginały postaci znajdują się w bezruchu, a wyzwolone z tego zaklętego kręgu, nieskrępowane i samostanowiące sobowtóry wypowiadają kwestie komentujące stan szczególnego zniewolenia. Po krótkiej chwili rozdwojone byty splatają się ponownie w jedność i kontynuują grę, w której komedia przeplata się z tragedią. Powracają więc do stanu, w którym „znajdują się pod presją sytuacji”.10 Wypowiadane po przebudzeniu sądy nie są słyszane przez pozostałe postacie. Jeśli nawet docierają one do innych bohaterów, to nie są przez nich uwzględniane, nikt nie zwraca na nie uwagi. Po dramatycznych wypowiedziach kompromitujących dotychczasową egzystencję Edgar Wałpor podąża z innymi bohaterami dramatu na kolację. Otoczenie nie zwraca uwagi na jego monolog. Zresztą on sam, pogrążony już we śnie, zapomina o swych gorzkich wnioskach. Temat budowania pozorów życia wartościowego, budowania sztucznych, odurzających zbiorowość nakazów i wiar — będących formą narkotyków — podejmował Witkiewicz właściwie w każdym swoim tekście. Spotykamy go na kartach powieści, rozprawy Nowe formy w malarstwie, w Niemytych duszach. Poruszając to zagadnienie pisarz dokonywał oceny współczesnego mu czasu. Wiele literackich postaci propaguje smutne spostrzeżenia ich twórcy. Budzący się 10 Tamże, s. 6. 60 z hipnotycznego snu bohaterowie dramatów dochodzą do wniosku, że żyją w świecie sztucznym - niczym teatralna dekoracja. „Bohaterowie (...) wtłoczeni zostają w spełnianie ról społecznych, o których wiedzą, że są to tylko maski, które historia zdewaluowała i pozbawiła znaczeń, próbują wszelkimi sposobami i przy pomocy rozmaitych perswazji nadać im pozory życia. Rozkładowi osobowości towarzyszy degradacja wszelkiego typu więzi międzyludzkich (przyjaźni, miłości itp.), które przez myślącego człowieka odczuwane są jako sztuczne, narzucone”.11 Sfrustrowani bezsensem egzystencji bohaterowie dramatów często podejmują próbę zorganizowania życia według nowych zasad. Tego rodzaju eksperymenty są m.in. udziałem maniakalnych władców, artystów, demonicznych kobiet. W Mątwie, czyli Hyrkanicznym światopoglądzie koncepcji doskonalenia życia jest kilka. Swoistą wizję państwa powołuje król Hyrkanii — Hyrkan IV, zupełnie inne projekty snuje Paweł Bezdeka, twórcą jeszcze innego projektu jest papież Juliusz II. Dramat jawi się jako swoisty traktat na temat rozmaitych sposobów organizacji życia państwowego. Akcja rozgrywa się w szczególnej sytuacji. Rozpoczyna się ona w momencie, gdy życie zostaje zmechanizowane, wytwory sztuki ulegają zniszczeniu (np. dzieła Bezdeki są palone przez Syndykat Ręcznego Paskudztwa. W momencie zagrożenia najistotniejszych wartości pojawiają się głosiciele różnych koncepcji nowej organizacji życia. Hyrkan w zdecydowany sposób odcina się od otaczającej go rzeczywistości, przenosi się do stworzonego przez siebie sztucznego państwa, w którym jest on jedyną pozytywną wyrocznią. Niewolniczo podporządkowuje on sobie całą społeczność, bezwolnie poddającą się jego rządom. O kraju swym mówi następująco: „(...) nie zorganizowane mrowisko, tylko jedna wielka kupa rozproszonych bydląt, nad którą władzę trzymam ja i moi przyjaciele”, (s. 151, t.II) Stworzona przez Hyrkana rzeczywistość faktycznie nie jest lepsza i doskonalsza od świata, z którego władca ten uciekł. W świecie, od którego odszedł panoszy się niszczący sztukę Syndykat Ręcznego Paskudztwa, w jego państwie panuje terror, sztuka staje się zbędna: „sztuka się skończyła i nic jej nie wskrzesi. (...) wszelkie twórcze porywy muszą być stłumione w zarodku”, (s. 150, 157) Państwo Hyrkana nie jest w niczym lepsze od świata, który został przez tego władcę porzucony. Jednak sztuczna Hyrakania zadowala swego twórcę, daje mu bowiem nieograniczoną władzę, schlebia jego próżności. Styl rządów oddaje *1JK. Rudzińska: Artysta wobec kultury. Dwa typy autorefleksji literackiej: ekspresjoniści „Zdroju” i Witkacy, Wrocław 1973, s. 140. 61  następująca wypowiedź: „władza — upajamy się władzą we wszystkich formach od rana do nocy. A potem ucztujemy w sposób wprost zabójczo piękny, mówiąc o wszystkim i patrząc na wszystko z niedosiężnej wyżyny naszego panowania.” (s. 154) Hyrkan jest zadowolony z panującego systemu władzy również i z tego powodu, że umożliwia on ściśle dobranemu gronu życie „na szczytach tego, co na tej przeklętej naszej gałce jest możliwe, a nie egzystencję w ciągłym kompromisie z wzrastającą siłą społecznej przyczepności i organizacji (poza tym taki system władzy umożliwia tworzenie nadludzi). Dwóch, trzech — to wystarczy. Reszta to miazga — ser dla robaków. Our society is as rotte a cheese.” (s. 149) Papież Juliusz II słusznie zauważa, że „(...) Królewska Mość jest (...) wyznawcą Nietzschego, przynajmniej w kwestiach społecznych.” (s. 150). W pewnym sensie dramat Witkacego daje krytyczny komentarz idei nadludzi, podważona zostaje ona m.in. przez Bezdekę, który mówi: „Baddyta. Jesteś w istocie małym raubritterem, a nie istotnym władcą. Jesteś wielki w stosunku do niesłychanie niskiego poziomu kultury w twoim państwie. Nadczłowiek w rodzaju Nietzschego może być dziś jedynie małą kanalijką. A resztę procentu dawnych władców można znaleźć w naszych czasach tylko między artystami. Hodowla nadludzi jest największym humbungiem, jaki znam” (s. 153). W państwie Hyrkana wytępiona zostaje religia („każdy wierzy, w co mu się rzewnie podoba. Religia skończyła się”.), nie ma też w nim miejsca dla wybitnych indywidualności. Sposób zorganizowania życia, które miało mieć charakter utopijny, jest zdecydowanie antyutopijny, planowana sielanka przekształca się w sielankę odwróconą. Ziemski raj staje się piekłem „(...) Hyrkanoa (...) robi wrażenie jakiegoś sanatorium dla ludzi zmęczonych społecznością. (...) W istocie jest to najpospolitszy bajzel dla życiowych zuiserów.” (s. 157) Specyficzna wizja państwa Hyrkana wpisuje utwór w krąg projekcji o charakterze czarnej utopii. Jak zauważył Jerzy Szacki „rozważania o utopiach negatywnych najlepiej będzie zacząć od spostrzeżenia bardzo banalnego. Ideały ludzkie nie są jednolite. To, co jednym wydaje się zbawienne, dla drugich będzie zapowiedzią katastrofy.”12 Idealne — zdaniem Hyrkana — państwo jest koszmarem dla tych, którzy nie mogą „rozkoszować się władzą”, jak stwierdziła Margaret Mead „(...) marzenia innego człowieka są koszmarem innego”.13 Do bardziej znanych kreacji katatopii z czasów międzywojnia naliczyć można Nowy wspaniały świat Huxleya, My E. Zamiatina, Pożegnanie jesieni SJ. Witkiewicza, należy również pamiętać, że utopijny wymiar stworzony przez futurystów z czasem przekształcił się w inferno. 12J. Szacki, Spotkania z utopią, Warszawa 1980, s. 168 — 169. 13M. Mead, Toward More Vivid Utopias [w:] G. Kateb, Utopia, and Its Enemes, New York 1963, s 44. 62 Skompromitowany władca Hyrkanii zostaje zabity przez Bezdekę. Wydarzenie to powoduje powstanie nowej organizacji społecznego bytu, jednak i tym razem zbiorowość żyje w państwie o charakterze antyutopijnym. Zwycięski Bezdeka przybiera imię Hyrkana V i wygłasza sądy, które każą się spodziewać kolejnej katastrofy, mówi on: „Dajcie mi cały świat, a zduszę go w miłosnym uścisku. Teraz stworzymy dopiero coś piekielnego. Czuję siłę stu Hyrkanów w sobie. Ja Paweł Hyrkan V. Ja nie będę błaznem jak tamten. Precz z łachami. Ja wam stworzę naprawdę rozkoszny kącik w Nieskończoności świata. Sztuka, filozofia, miłość, nauka, społeczeństwo — jednak wielka kasza.” (s. 166) Dramat Witkiewicza kreuje antyutopię, nie odsłania jednak — co jest typowe dla tego rodzaju tekstów — pozytywnego systemu wartości. W tym przypadku twórca nie wykłada jasno własnych ideałów, prezentując negatywy każe domyślać się pozytywów. W zespole krytycznych ocen cywilizacji rysuje się opis agonii sztuki, portret bezwolnej zbiorowości. W Matce spotykamy następujące stwierdzenie: „Faktem jest, że ludzkość degrengoluje coraz bardziej. Sztuka upadła i niech koniec jej będzie lekki — można się bez niej obejść zupełnie dobrze. Religia skończyła się, filozofia wyżera sobie bebechy i też skończy śmiercią samobójczą. (...) Jak odwrócić ten pozornie absolutnie nieodwracalny proces uspołecznienia, w którym ginie wszystko co wielkie, co ma związek z Nieskończonością, z Tajemnicą Istnienia.” (s. 476, t. II) Z kolei w Nadobnisiach i koczkodanach zapisana zostaje pesymistyczna wizja społeczeństwa, które nie ma siły przeciwstawić się totalnemu upadkowi wartości: „Jesteśmy tylko o krok od kompletnej martwoty społecznej, gorszej od tego, co nastąpi po zgaśnięciu słońca. Śmierć za życia, prawie nieosiągalna dla jednostek, spełnia się rzeczywiście w społeczeństwach. (...) Nawet wiara w katastroficzne zakończenie całej tej historii jest ostatnią iluzją degeneratów dawnego porządku. Katastrofa jest czymś zbyt pięknym, aby miało to przydarzyć się naszemu gatunkowi Istnień Poszczególnych. Skończyło się wszystko, co było mniej więcej znanym." (s. 174, t. II) Deformacyjne zabiegi dramatopisarza nie usuwają — podobnie jak to się dzieje w jego powieściach — informacyjności.14 Witkiewicz — dramatoi powieściopisarz — nie przeprowadza psychologicznego uwiarygodnienia postaci. Swych bohaterów różnicuje głównie pod względem politycznych i światopoglądowych koncepcji. Zwykle jednak w finale utworu okazuje się, że wcześniej nieco różniące się orientacje stają się bardzo podobne i nie można ich odróżnić od tych koncepcji, których miały być zaprzeczeniem. Znamienne jest, że Witkacy stosuje stały dobór reprezentantów określonych kręgów społecznych. 14B. Sienkiewicz, literackie „teorie widzenia”, Poznań 1992, s. 36. 63  Jak zauważyła Barbara Sienkiewicz „(...) jest to jeden krąg towarzyski i społeczny: inteligencko-przemysłowo-artystyczny, a jedyną ,funkcją społeczną” postaci wydaje się rozstrząsanie problemów filozoficznych, społecznych, wykładanie racji będących częścią składową racji autorskich, lub opozycyjnych względem nich.”15 Postacie są animowanymi przez pisarza marionetkami, Witkiewicz nie wprowadza animacji pełnej, porusza tylko pewnymi elementami, nawet w przypadku sylwetek widocznie zróżnicowanych używa tych samych nitek.16 W chwili, gdy następuje agonia sztuki i upadają dawne wartości bohaterowie dramatów odczuwają potrzebę przeżywania stanów niezwykłych, pragną przeżycia jakiejś Tajemnicy, za wszelką cenę chcą wyzwolić się od monotonii, mechanizacji. Wtedy to sięgają po narkotyki, pogrążają się w szaleńczej miłości. Takie postępowanie sprawia, że doznają coraz większych rozczarowań, popadają w coraz większą nudę, ich życie staje się puste, bezwartościowe. O jałowej, zmechanizowanej egzystencji tak mówi Plasfodor z Pragmatystów: „Ta piekielna banalność istnienia. Jest godzina czwarta po południu. Potem będzie kolacja, potem orgia, potem seans, potem nocne koszmary, potem zwykła porcja środków wzmacniających. Och! to nie do wytrzymania.” (s. 206) Mechanizacji życia obawia się Bezdeka przeczuwa on, że nawet środki zastępcze - w tym przypadku miłość — mające nadać sens ludzkiej egzystencji ulegną zmechanizowaniu, dlatego przed swoją przyszłą żoną Ellą roztacza taki oto obraz oczekującego ją życia: „Czym jest miłość? Chcesz, to ci powiem. Rano budzę cię pocałunkiem. Po kąpieli wypijemy kawę. Potem pójdę malować, ty zaś będziesz czytać książki, które ci wskażę, potem obiad. Po obiedzie pójdziemy na spacer. Znowu praca. Podwieczorek, kolacja, parę rozmów istotnych i na koniec zaśniesz niezbyt zmęczona rozkoszą, aby zachować siły na dzień następny. (...) tak do końca. Takim jest życie tych, którzy pozbawieni są absolutnych pożądań.”(s.l43, t. II) Pojawiającą się w dramatach Witkiewicza galerię postaci — pomimo ewidentnych podobieństw będących konsekwencją stosowania stałego szkieletu konstrukcyjnego — z łatwością można podzielić na dwie podstawowe grupy. W pierwszej znajdują się bohaterowie będący porte parole autora (najbardziej wrażliwi, przeczuwający upadek świata, jednak niezdolni do działań). W grupie drugiej znajdują się postacie z zewnątrz, z innego świata, brutalni niszczyciele wartości, które nie uległy jeszcze zniszczeniu, często mordercy osobników wrażliwych. 15 Tamże, s. 37. 16W. Bolecki, Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym, Wrocław 1982, s. 57. 64 W katastroficznej wizji przyszłości sztuki i kultury ten drugi typ postaci spełnia istotną funkcję, jego przedstawiciele pojawiają się zwykle w zakończeniu dramatu, kończąc akcję jakimś brutalnym czynem, który nie pozwala już mieć żadnych złudzeń co do kształtu przyszłości. Reprezentanci wrogiej, bezdusznej siły niszczycielskiej nazwani zostają przez Witkiewicza hiperrobociarzami, głosicielami mdłej demokracji, zwolennikami Syndykatu Ręcznego Paskudztwa, Hyrkanami, Marynarzami Śmierci, tajemniczymi Nimi, zwolennikami orientacji faszyzujących. Oni występują właściwie w każdym dramacie. Zwykle wszyscy wiedzą, że do Nich będą należyły przyszłe rządy. Nawet Bałandaszek — postać z dramatu Oni — który nie wierzy „w żadnych Nich ani Tamtych — twierdząc, że — To są bajdy z dzienników” (s.384), wkrótce przekonany zostaje o Ich istnieniu. W powołanym przez pisarza świecie „Oni rządzą wszystkim, a nikt nie wie na prawdę kim Oni są właściwie” (s. 348), ani też, kiedy nadejdą i co z sobą przyniosą. Chociaż wszyscy stale o Nich mówią, to Oni pogrążeni pozostają w półmroku niedoinformowania tych, którzy znajdują się na pierwszym planie. Oni czekają na moment, w którym Ich pojawienie zagwarantuje im najlepsze korzyści Oni — zdaniem Witkacego — nadadzą przyszłości bezduszny kształt. Panowie przyszłości jawią się jako siła niszczycielska, łamiąca nawet najmniejsze przejawy indywidualności. Jako niszczycielski żywioł objawiają się np. w Matce, gdzie dokonują na leonie samosądu. Barbarzyństwo ludzkiej przyszłości obrazuje następujący fragment: „(...) wszyscy rzucają się na leona — odrywają go od szczątków manekina i zaczynają dusić, wloką w kierunku zapadni, na którą spuszcza się rura. Tlamszą go tam. (...) Podnoszą się i dyszą. leona nie ma ani śladu. Rura zjeżdża szybko w dół. Robotnicy stają do jej drzwi i zaczynają schodzić po kolei. Podczas tego kurtyna z wolna zapada.” (s. 448 — 449,1.1) Oni są zwiastunami wszechobecnej mechanizacji, która płynie z dwu źródeł: poprzez „mdłą demokrację” i faszyzm. W 7Umorzę Mózgowiczu odnotowane zostają krytyczne oceny rozwijającej się demokracji: „(...) za lat dwadzieścia chamów o mózgach bawołów a tak subtelnych jak odczucia histerycznej księżniczki nie będzie już wcale. Do tego dąży cała nasza zachodnia demokracja. To jest to czemu sprzeciwia się wspaniały ruch zniszczenia, któremu oddaje się wschód.” (s. 409) Zaludniający świat dramatów artyści i ideolodzy są bardzo słabi, nieodporni na przeciwności, psychicznie nie uładzeni. Ich słabości przeciwstawione zostają: siła, konsekwencja i zdecydowanie ludzi przyszłości. Oni ukształtowani zostają na miarę przyszłych — całkowicie bezdusznych i zmechanizowanych czasów, w których ludzkość otumaniana będzie bezduszną, zmechanizowaną pracą. 65  Widmo nicości, egzystencjalnej pustki tak określają bohaterowie Matki: Tam, gdzie my idziemy teraz, dokąd wloką nas ślepe siły społeczne, to jest ku ostatecznej mechanizacji i zbawieniu nie ma przed nami nic.” (s. 409) W dramacie, w którym Oni przedstawieni zostali w sposób bardzo konkretny Witkiewicz sformułował zespół dyrektyw pozytywnych. Odrzucona przez niektórych bohaterów teraźniejszość staje się — pomimo swej ułomności — lepsza od nadchodzącej przyszłości. Postępujących zmian nie można jednak powstrzymać. W dramatach pojawiają się podstawowe sądy — znane z wypowiedzi estetycznych i społeczno-filozoficznych Witkiewicza — dotyczące nieodwracalności raz wyzwolonego procesu społecznych zmian — głównie niwelacji, unifikacji, mechanizacji. W ten sposób wykreowana zostaje — na co zwróciła uwagę Bożena Danek-Wojnowska — utopia dawnych czasów, utopia regresywna.17 „Witkiewicz absolutyzując jeden stan w rozwoju społeczeństw, i po części zdające sobie z tego sprawę, chciałby, aby ten stan był ilustracją odwiecznych praw bytu. I w takim ujęciu rozwój społeczny zmierzający w stronę mechanizacji staje się zaprzeczeniem praw bytu. Z drugiej wszakże strony okazuje się metofizyczną koniecznością. Sprzeczność ta jest, jak uzasadniał Witkacy, odbiciem zasadniczej sprzeczności bytu, przynależnej mu dwoistości.”18 Kryzys indywidualizmu jest jednoznaczny z upadkiem wartości sztuki. Dzieło jest bowiem projekcją indywidualności twórcy, wyrazem jego metafizycznych doznań. Postępująca demokratyzacja niesie kres indywidualności. Pokazując bezwartościowość nadchodzącej przyszłości dramaty przypominają, że „celem społeczeństwa jest człowiek, jest tworzenie wartości, w imię których jednostka gotowa będzie żyć — i może nawet umierać, nie zaś mechaniczny dobrobyt (...) nie praca i organizacja pojmowane jako cel sam w sobie wystarczający.”19 Stosując przeciwstawienia typu: artysta — społeczeństwo; indywidualizm — normy społeczne; sztuka — byt materialny, Witkiewicz sięgał do schematów modernistycznych. Dramaty eksponujące chwile przełomowe, pokazują przekształcenia międzyludzkich więzi, zmiany świadomości. Tragizm bohaterów wynika m.in. z faktu, że mają oni zdolność obserwacji i krytycznej oceny zachodzących zmian, nie potrafią im jednak przeciwdziałać. W Nowych formach w malarstwie pisarz stwierdził: „ludzkość nie może się świadomie cofnąć z raz już 17B. Danek-Wojnowska, Stanisław Ignacy Witkiewicz a modernizm. Kształtowanie się idei katastroficznych. Wrocław 1976, s. 138. 18B. Sienkiewicz, op. cit, s. 50—51. 19J. Błoński, Powrót..., s. 84. 66  osiągniętego stopnia kultury, nawet nie może się zatrzymać (...) Nie może się już wyrzec wzrastającego udogodnienia i bezpieczeństwa życia, nie może świadomie powstrzymać dalszego opanowania materii (...) i wynikającej stąd organizacji klas pracujących”.20 W kilku dramatach pojawiają się jednak postaci podejmujące — z góry skazaną na niepowodzenie — próbę powstrzymania zachodzących zmian. Najwyraźniej tego rodzaju osoby nakreślone zostały w Matce i Macieju Karolu Wścieklicy. Leon Węgorzewski całe życie poświęca na rozwiązanie zagadki: Jak odwrócić ten pozornie absolutnie nieodwracalny proces uspołecznienia, w którym ginie wszystko, co wielkie, co ma związek z Nieskończonością z Tajemnicą Istnienia." (s. 407, t. II) Szukając najskuteczniejszych sposobów przeciwdziałania upadkowi dochodzi on do wniosku, że powodzenie jego ideom może zapewnić jedynie powszechny triumf intelektu. Stwierdza: „zamiast obałwaniać tłumy utopiami państwowego socjalizmu i kooperatyw — należy zużyć w tym celu już osiągniętą organizację społeczną, aby uświadomić każdego o niebezpieczeństwie dalszego jej rozwoju. (...) Na to mamy organizację nauczania, na to społeczną dyscyplinę, aby móc tego dokonać, a wtedy może przy takim zbiorowym stanie ludzkości, ukażą się nowe, nieznane perspektywy. (...) Możliwe, że to ja jestem ten jedyny w swoim rodzaju osobnik, od którego rozpocznie się zwrot naprzód, a nie staczanie się w otchłań nędzy pod maską wysokich ideałów. To musi być zbiorowy czyn uświadomienia na szaloną skalę. Stan wzajemnego antyspołecznego odpychania indywiduów przezeń wytworzony musi przewyższać siłę społecznej przyczepności, a wtedy zobaczymy.” (s. 408 — 409) leon jest przeświadczony o tym, że tylko on może uratować ludzkość. Jest on jednak bardzo słaby psychicznie, w decydujących momentach ucieka przed napotkanymi trudnościami w końcu ulega deprawacji i zapomina o wcześniejszych ideałach. Potępiając filozofię Nietzschego, krytykując sztuczne reanimowanie religii i fabrykowanie nowych mitów społecznych pragnie dokonywać uświadomienia społecznego, pomóc społeczeństwu w zrozumieniu przyczyn upadku. Podobnie jak Ryszard III z Nowego wyzwolenia — Ieon zastanawia się nad tym, czy „naprawdę nie ma już ludzi na świecie? czy stali się tylko kółkami zegara?” (s. 355). leon Węgorzewski chce być osobą nakręcającą zegar zbiorowości. Niestety, zegar nakręca się sam. Jako ideolog nie zdobywa on władzy nad społeczeństwem, masy — które pragnął uświadomić i pozyskać dla swej idei zabijają go. Ieon ponosi klęskę, jego porażka jest całkowita, bowiem nikt nie kontynuuje podjętych przez niego działań. 20SI. Witkiewicz, Nowe formy w malarstwie i inne pisma estetyczne, Kraków 1959, s. 120. 67  Nieco silniejszą osobowością jest Jan Maciej Karol Wścieklica — chłop robiący błyskotliwą karierę polityczną. Jednak i ten pozornie nieugięty człowiek w chwili, gdy zostaje prezydentem traci swą siłę. Mówi wtedy o sobie w następujący sposób: „Fizycznie czuję się jak bawół (...) Ale coś załamało się we mnie niepowrotnie. Ambicja jest za mdła, panowie. Nasyciłem ją prezydenturą. Ale w głębi mej istoty jestem jak flak. Coś pękło mi w głowie, czego nikt nie naprawi (...) Czyż jest coś głupszego jak załamać się pod ciężarem spełnienia tak zwanych silniejszych marzeń. (...) Coś, czego nikt nie zna, zginęło we mnie na zawsze. A może tego nigdy nie było?” (s. 257, t. II) Przebywający w klasztorze Wścieklica pisze dzieło swojego życia, ostatni rozdział jego pracy ma znamienny tytuł — O sposobach przeciwdziałania negatywnym skutkom uspołecznienia bez dezorganizacji zdobytej kultury. W trakcie kończenia rozprawy dowiadujemy się, że „to ostatnie jest niemożliwe, tego rozdziału nie będzie. Pozostanie w planie” (s. 256, t. II). Tak więc i ten ideolog ponosi klęskę. W przepełnionych katastrofizmem dramatach Witkacego właściwie nie spotykamy czystego dekadentyzmu. Postacie nie czekają bezczynnie na przybliżającą się katastrofę, podejmują działania wierząc, że mogą one przynieść jakieś zmiany. Często liczą na to, że jeśli „(...) miliard ludzi sprzeciwi się świadomie upadkowi, to upadku tego nie będzie.” (s. 408, t.II)W rzeczywistości jednak wiara w powodzenie podjętych działań jest tylko kolejnym przejawem prowadzonej gry, już na początku bohaterowie przeczuwają swoją porażkę. Również towarzyszące im postacie są przekonane o tym, że podejmowanie działań tak naprawdę niczego nie zmieni. Należy zwrócić uwagę na to, że uczynienie wizji procesów społecznych kanwą dramatów powoduje, że kreślą one stosunkowo wyrazisty portret poglądów autorskich.21 Zdaniem Mariana Rawińskiego „dzieło Witkacego spełnia wierniej może aniżeli jakiekolwiek inne kanony tradycji apokaliptyki i aktualizuje jej zasadnicze aspekty emocjonalne i myślowe, składniki konstytutywne również dla współczesnej, dwudziestowiecznej apokalipsy; wśród nich konwulsje społeczne i akty terroru, doświadczenie dekadencji i (wyradzanie się organicznych w obrębie starej kultury wzorców zachowań), wreszcie, co najistotniejsze — poczucie kryzysu, z przekonaniem o wyróżnionym, radykalnie przełomowym charakterze czasu.”22 21Por. M. Szpakowska, Światopogląd Stanisława Ignacego Witkiewicza, Wrocław 1976, s. 55-56. 22M. Rawiński, Apokalipsa i groteska. Nad Szewcami Stanisława Ignacego Witkiewicza [w:] Dramat polski XIX i XX wieku. Interpretacje i analizy. Lublin 1987, s. 264. 68 Wpisany w dramat światopogląd opiera się na przekonaniu, że w historycznym rozwoju ludzkości nie może być mowy o bezproblemowych i niekontrowersyjnych przemianach struktury społecznej. Doznawane przez bohaterów rozczarowania prowadzą do wniosku, że wszystkie zmiany społeczne pociągają za sobą zubożenie w dziedzinie pewnych wartości — najczęściej absolutnych. Rozważając w dramatach kwestię samotności i jej wpływu na zbiorowość, Witkiewicz stawiał swych bohaterów na rozdrożu. Kreowane przez niego postacie po większej części mają świadomość nieuchronności spustoszeń, które są konsekwencją zmian, ale z drugiej strony są też świadome, że zawsze będą samotne, nawet wtedy, gdy poddadzą się przyciąganiu zbiorowości. Postacie są też w pełni świadome tego, że ewolucyjnym przemianom nie mogą się skutecznie przeciwstawić. Bezwzględność ewolucji pisarz następująco objaśnił na kartach Nowych form w malarstwie: raz wyzwolona siła przyczepności społecznej wyższa jest ponad wszelkie świadome i indywidualne przeciwko niej działanie.”23 Społeczeństwo przedstawione zostaje jako masa dążąca do zniszczenia wszelkich przejawów indywidualności. Fobie bohaterów dramatów rozpięte są między biegunami wyznaczonymi przez wypowiedzi Spenglera i Ortegi y Gasseta — chociaż, na co m.in. zwróciła uwagę Kamila Rudzińska, pisarz dokonał bardzo swobodnego przetworzenia ich myśli.24 Tragiczna wizja świata zmusza bohaterów do artykułowania wypowiedzi zawierających aksjologiczne refleksje. Zaznaczyć jednak trzeba, że „dobro" nie zostaje bliżej określone, a bohaterowie postępują wbrew powszechnie uznawanym zasadom, to oczywiste jest, że „zło” stanowi świat zdehumanizowany. Dążąc do opisania aksjologii Witkiewicza Roman Rudziński stwierdził: „świat dramatów (...) jest głęboko moralnym protestem przeciw mistyfikacjom świata zdehumanizowanego, w obronie wartości autentycznych.”25 Humanistyczna refleksja autora Szewców nie jest zjawiskiem odosobnionym. Zarejestrowane przez pisarza lęki nasiliły się już od drugiej połowy XIX wieku, kiedy to myśliciel bolał „(...) nad bankructwem filozofii, artysta nad upadkiem sztuki, pozytywiści bali się w tych końcowych latach XIX w. z wolna, lecz wytrwale panoszącej się fali religijności i mistycyzmu, chrześcijanie lękali się ludzi bezbożnych, którzy tłumnie wypełniali „miasta—polipy”, bano się również komuny 23SI. Witkiewicz, Nowe formy w malarstwie..., s. 120. 24K. Rudzińska, Artysta wobec kultury. Dwa typy refleksji literackiej: ekspresjoniści „Zdroju" i Witkacy, Wrocław 1973, s. 84. 25iL R. Rudziński, Aksjologia Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Etyka” 1971, nr 9, s. 84. 69  i anarchii, indywidualizmu i kolektywizmu, wirujących stolików i sztuki modernistycznej, przyjechał Przybyszewski, bano się strasznie Przybyszewskiego, aż nadciągnęła rewolucja i wszystko się wyjaśniło — zaczęto się bać rewolucji.”26 27
Stanisław Ignacy Witkiewicz należał do grona pisarzy debiutujących po roku 1905, formacja ta wyciągnęła wnioski z rewolucyjnych wydarzeń i społecznych przemian będących ich rezultatem. Tak więc Witkacy należał do określonej formacji literatury — tematycznie powiązanej z tym, co odchodziło, podsumowującej przeszłość i próbującej określić przyszłość. Do zapisania tego rodzaju refleksji z pewnością w znacznej mierze przyczynił się „okres petersburski".21 Przeżycie rewolucji lub innych wydarzeń dziejowych na jej miarę zwykle staje się ośrodkiem krystalizującym większość pytań literatury. „Nurt duchowy, który prowadzi do tematu z przełomu wieku — u nas od Brzozowskiego do S.I. Witkiewicza, we Francji od Gide a do Malroux. Camusa i Aragona, w kręgu języka niemieckiego od Kafki do Brechta, w Rosji od Błoka do Majakowskiego, Pasternaka — jest w swych sprzecznościach, dynamice siłą inspirującą literatury europejskiej, wszędzie tutaj napotykamy ślady rewolucji, czy działa ona z bliska czy z bardzo dużej odległości, nie osłabia wcale to jej wpływu. Rewolucja bowiem (...) dokonywa krytyki życia we wszystkich jego przejawach i postaciach, nic nie pozostawia na swoim miejscu, na nic się nie godzi, nie ma dla niej zobowiązań i autorytetów, obnaża niewystarezalność i nietrwałość zagwarantowanych zdawałoby się wartości, pojęć i stanowisk, jest negacją — negacją kultury, która znajduje się w agonii, na rzecz innej, nieznanej, która się dopiero wyłania.”28 Dramaty Witkiewicza są próbą zapisu chaotycznego nadmiaru zdarzeń opierającego się na trójdzielnym schemacie — tym co przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Refleksja Witkacego umieszcza wiek XX w rzędzie największych kryzysów, czas ten pisarz przedstawia jako „przejście katastroficzne do nowej kultury”(Sorokin), „nadciągający kres cywilizacji europejskiej” (Aurebach) — czy też jak chce McLuhan — czas „interpretacji galaktycznej”.29 Obfitujący w przełomowe wydarzenia okres życia autora Szewców nie uspasabiał optymistycznie. O swych czasach twórca ten pisał z ogromną goryczą, w Nowych formach w malarstwie odnotował, że żyje „w epoce tak straszliwej, jakiej nie znała 26Problemy literatury polskiej lat 1890-1939, pod red. H. Kirchner i Z. Żabickiego, Warszawa 1977, s. 99. 27Por. J. Iwaszkiewicz, Witkacy [w:] tenże, Petersburg, Warszawa 1977, s. 56, 61. 26Iiteratura polska wobec rewolucji, pod red. M. Janion, Warszawa 1971, s. 178 — 179. 29M. Rawiński, Apokalipsa ... s. 264; oraz F. Kermode, The Sense of an Ending. Studies in the theory of fiction, London 1968, s. 93 — 94. 70 dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera, nie zna głębi swojego upadku.”30 Stosowana przez Witkiewicza groteska, wprowadzenie Czystej Formy nie łagodzi pesymistycznego charakteru wypowiedzi. Skonstruowani w oparciu o niekonsekwencje i psychologiczne paradoksy bohaterowie są typami umownymi, nie zostają jednak przez to pozbawieni tragizmu. Głosiciel Czystej Formy nie tworzył dramatów będących „spotęgowaną reprodukcją życia'\ uprawiał swobodną deformację i deformację deformacji — tj. świata fantazji. O Czystej Formie pisał: „(...) nie ma nic wspólnego z pojęciem formy jako naczynia dla treści, formy wyrażania myśli lub uczucia (...) jest inaczej mówiąc konstrukcją, której jedności nie możemy do żadnych innych pojęć sprowadzić, niczym obcym samej formie jako takiej wytłumaczyć.”31 Kształt dramatów zdeterminowany jest przez próbę zastosowania Czystej Formy jak i przez skłonność do stosowania rozwiązań o charakterze ekspresyjnym. To ostatnie upodobanie zaowocowało kreacją świata wypełnionego silnie zróżnicowanymi emocjami — śmiech miesza się z płaczem, morderstwo łączy się z tańcem i zabawą.32 Poetyka Witkacego — opierająca się na nadrealiźmie. Czystej Formy i ekspresjoniźmie — nazwana została przez Lesława Eustachiewicza „próbą syntezy prądów programowo antyracjonalistycznych”33 stosowanie nadrealizmu miało doprowadzić — jak to sam pisarz nazwał — „do odkorkowania teatru i dramatu”. Porzucając prawdopodobieństwo zmierzał do stworzenia dramatu i teatru „poza pojęciami śmiechu i płaczu (...) teatru czystego, pozbawionego kłamstwa, a dziwnego jak sen, w którym przez wypadki w niczym życiowo nie nieusprawiedliwione, śmieszne, wzniosłe czy potworne, przeświecałoby łagodne, niezmienne, z NIESKOŃCZONOŚCI promieniujące światło WIELKIEJ TAJEMNICY ISTNIENIA.”3* 30SI.Witkiewicz, Nowe formy..., s. 29. 31 Tamże, s. 186. 32Por. J. Jakimowicz, Witkacy, Chwistek, Strzemiński, Warszawa 1978, s. 40. 33L. Eustachiewicz, Nadrealizm i naturalizm [w:] Obraz literatury współczesnych prądów literackich, Warszawa 1976, s. 209. 3*S.I. Witkiewicz, Nowe formy ... s. 306. 71  BEATA ŁUKARSKA WYMIAR TEOLOGICZNY ŚREDNIOWIECZNYCH PIEŚNI MARYJNYCH Rekonesans badawczy „Drogę przygotowuje się przez zbawienne przepowiadanie, gościniec wyrównuje się przez tłumaczenie i wyjaśnianie Pisma Świętego, kamienie się uprząta przez usuwanie przeszkód, znak zaś dla narodów wznosi się przez wychwalanie i wysławianie życia Maryi, by wszyscy ludzie ją podziwiali i naśladowali”. Te słowa średniowiecznego teologa i myśliciela Mateusza z Aąuasparta1 można z całym przekonaniem odnosić do funkqi, jaką pełnią w średniowiecznej literaturze religijnej i życiu ówczesnego Kościoła pieśni maryjne. Chociaż większość z nich dochowała się w odpisach pochodzących z wieku XV, to jednak (co będziemy starali się wykazać) wyrastają one z ducha poprzednich stuleci, odwołując się do całej tradycji pism teologicznych. Znalazły w nich swe odniesienia zarówno dzieła początków chrześcijaństwa, których autorami są Ojcowie Kościoła, świadkowie najstarszej tradycji, jak i utwory wyrosłe z pobożności pierwszych gmin chrześcijańskich, tj. apokryfy. W sposób szczególny jednak zawarły one w sobie myśl filozofii i teologii, zwłaszcza w wymiarze kultu i nauki maryjnej XIII i XIV stulecia, przy czym niezwykle silnie zaznacza się powiązanie traktatu maryjnego (mariologicznego) z chrystologią, co przynależy do specyfiki nauczania Kościoła w tym czasie. Maryja ukazywana jest w dwu perspektywach. Po pierwsze w odniesieniu do tajemnicy Boga i Chrystusa, po wtóre w relaqi do człowieka. Są to utwory silnie przesycone duchem teologii, wyjaśniające dogmaty i prawdy wiary poprzez przytoczenie podstawowych tajemnic maryjnych i narosłej wokół nich tradycji zarówno z obszaru greckiej jak i łacińskiej pobożności. 1 Słowa te pochodzą z Kazania II na Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tekst wyjęty z następującego wydania: Teksty o Matce Bożej. Franciszkanie średniowieczni: Oprać. M.S. Wszołek. Poprzedził wstępem: S.C. Napiórkowski. Tłum. M.S. Wszołek. Niepokalanów 1992, s. 92. 73  Obok warstwy teologicznej w wymiarze nauki przyjętej do depozytu wiary, pojawiają się przywołania tekstów apokryficznych jako tworów najstarszej tradycji. Wśród kontemplowanych tajemnic pojawiają się podstawowe dogmaty maryjne, mające już olbrzymią historię, bo zatwierdzone przez pierwsze sobory, tj. Boże Macierzyństwo i Dziewictwo NMP. Toteż najczęściej ukazywaną sceną jest scena Zwiastowania (wtedy Maryja staje się Matką Boga, ale i pozostaje Dziewicą). Obok tychże, wspomina się prawdy wiary, w tym czasie jeszcze dogmatycznie nie zdefiniowane, aczkolwiek obecne w życiu Kościoła i dyskusjach teologów, np. Niepokalane Poczęcie NMP. Sławi się postać Maryi poprzez stałe przypominanie jej przymiotów: pośrednictwa, orędownictwa, duchowego macierzyństwa wobec człowieka. Określenia te wyrastają z przywołań litanijnych i obrazów biblijnych ujmowanych typicznie. Pośrednictwo i Orędownictwo to te funkcje Matki Boga, które stale są obecne w pobożności średniowiecza, toteż wśród analizowanych tekstów nie znajdziemy takiego, w którym one nie znalazłyby swojego miejsca. Maryja jest wzorem kobiet poprzez odmianę losu pramatki Ewy (advocata Evae). Jest ukazywana jako ta, która ma swój udział w historii stworzenia, a zwłaszcza w jej recilculatio czyli odwróceniu.2 Pieśni stają się zachętą do kultu NMP (jest ona orędowniczką, ucieczką, panią miłościwą). Pełnią funkcję podstawowej katechezy tak niezwykle istotnej i koniecznej dla katechumenów wchodzących w życie wciąż jeszcze młodego, polskiego Kościoła. Neofitów należało przed chrztem pouczyć o zasadniczych prawdach wiary. Nauka odbywa się więc poprzez obrazy, bo te najłatwiej i najbardziej przemawiają do prostego człowieka. W przypadku pieśni są to obrazy budowane słowem, nie przeszkadza to jednak w odniesieniu doń nazwa biblia pauperum. Powtarzanie prawd wiary umacnia je w świadomości odbiorcy. Nie dziwi więc stała obecność w pieśniach tezy o narodzeniu Jezusa Chrystusa z Maryi Dziewicy, skoro tak brzmiało pierwsze pytanie skierowane do katechumenów. Maryja ukazana jest w perspektywie Stwórcy i człowieka. Rozważane są konsekwencje maryjnego fiat. Człowiek w swej ziemskiej kondycji i słabości grzechu ucieka się pod patronat tej, która siedzi po prawicy Chrystusa - Boga. 2Obydwa przytoczone terminy pochodzą z wczesnej myśli chrześcijańskiej (św. JustynI/II w i św. Ireneusz II w. n.e). Pomocą mogą być fragmenty homilii tychże autorów zamieszczone w: Ojcowie Kościoła greccy i syryjscy. Teksty o Matce Bożej. Przeł. i wstępem poprzedził W. Kania. Niepokalanów 1981, s. 24—25. 74  W tym punkcie rozważań obydwie perspektywy spotykają się, następuje połączenie kontemplacji tajemnic wiary ze zwróceniem uwagi na antropologiczne wymiary kultu. Śmiało można określić pieśni jako utwory przepełnione ludzką perspektywą maryjności. Stąd Matka Chrystusa czczona i wielbiona jest w określeniach Matki wszystkich ludzi, królowej łaskawości i miłosierdzia, ucieczki grzesznych, wspomożycielki. Rozważane są jej uczucia radości i boleści (zwłaszcza w utworach noszących piętno tradycji franciszkańskiej). To już formy bliższe tekstom dewocyjnym, ale przez to i bardziej zrozumiałe dla człowieka; wyrosłe z potrzeb wiernych, dla których zbyt trudna jest, bo skomplikowana i obca liturgia. Są odpowiedzią na potrzeby wyznawców szukających ujścia dla swojej gorliwości i pobożności, ale i owocem działań pewnych środowisk, w których upatrujemy obecności ich twórców. Należą w pełni do czasu, w którym powstały i funkq ono wały. Wpływ duchowości reprezentowanej przez autora widać zwłaszcza na przykładzie pieśni o pochodzeniu franciszkańskim, dających obraz Maryi, dla której odpowiednim określeniem będzie ukute przez współczesnego poetę: „tak ludzka”. Przykładem fragment pieśni „Mocne boskie tajemności”, w której zawarty jest wątek prośby Maryi, by mogła zostać służebnicą tej, która jako dziewica pocznie Syna Bożego, wątek pochodzący jak się zdaje z pism franciszkańskiego teologa II połowy XIII wieku — Pseudo — Bonawentury. Dla porównania warto zestawić obydwa teksty: Panna będąc barzo młod < a >. Już prosiła wiernie Boga, By tej panny sługą była, Co by czysta porodziła I panną została. (Mocne boskie tajemności).3 ... Prosiłam, by mi dał doczekać chwili, kiedy już narodzi się ta przebłogosławiona Dziewica, która Syna Bożego miała wydać na świat i żebym do tej pory dochował mi wzrok, bym na Nią patrzeć mogła; język bym nim chwałę Jej głosiła; ręce, bym Jej nimi służyła; nogi, bym za Nią jako Jej sługa chodziła; kolana, bym padając na nie, mogła cześć oddać Synowi Bożemu w Jej łonie zamkniętemu. (Pseudo—Bonawentura „Rozmyślania o Życiu Jezusa Chrystusa”).4 3Cytowane w pracy teksty średniowiecznych pieśni maryjnych (w pisowni zmodernizowanej) zaczerpnięto z wydania: Średniowieczna pieśń religijna polska. Oprać. M. Korolko. Wyd. 2 zm., Wrocław 1980, BN I 65. 4Fragment wyjęty z: Teksty o Matce Bożej: Franciszkanie średniowieczni. Oprać. M.S. Wszołek. Poprzedził wstępem S.C. Napiórkowski. Tłum. P. Leszczyński. Wyd. Ojców Franciszkanów. Niepokalanów 1992, s. 72. 75  W pieśni Władysława5 z Gielniowa, związanego z zakonem i duchowością bernardyńską pojawia się prawda wiary szczególnie przez to zgromadzenie kultywowana, o Niepokalanym Poczęciu. Być może, że obecność tego tematu w pieśni „O Maryja, kwiatku panieński” wskazuje również na bernardyńskie pochodzenie tego tekstu. Stąd zarysowuje się podstawowy wniosek związany z pracami nad pieśniami maryjnymi, wniosek stanowiący o potrzebie wtórnego i dogłębnego zbadania duchowości kręgów zakonnych, które w sposób szczególny przyczyniły się do zaprowadzenia i umocnienia chrześcijaństwa w Polsce. Duchowość tych środowisk i przekaz treści w pieśniach, jak widać — choćby z tego skromnego przywołania — wzajemnie się warunkują. Myślimy, że na tej drodze można by dojść do wielu interesujących dla nas stwierdzeń. L Maryja w dziele zbawienia Pieśni zachowane w piętnastowiecznych odpisach potwierdzają zasadniczy rys mariologii wieku poprzedniego, bowiem w XIV stuleciu bardzo silnie zaznacza się powiązanie w myśli teologicznej pisarzy kościelnych traktatu maryjnego z tajemnicami Chrystusa. Przykładem takiej więzi teologicznej dwóch traktatów może być pieśń „Radości wam powiedam”, w której obok prawdy, że Odkupiciel narodzi się z Maryi Panny „Narodzi się z dziewice”, następuje stwierdzenie, że przyjmie naturę człowieka, stanie się doń podobny. Będzie więc Bogiem —człowiekiem. Na człowiecze oblicze Będzie w nim < wierno Bostwo. Przez swe uniżenie odkupi (wykupi) człowieka. Uczyni to swoją krwią (symbolem pelikana). Wykupi z nędze ubostwo <.. .> Ale swą krwią niewinną wybawi < z mąk > duszę winną. On jest wierny pelikan, Wykupi dusze z mąk sam, Da swe serce rozkr < w > awić, Ch<c>ąc gr<z>eszną duszę wybawić. (Radości wam powiedam) 5Formę imienia przyjmuje się za wskazaniem T. Michałowskiej [w:] T. Michałowska: Średniowiecze. PWN, Warszawa 1995. 76 Maryja zjawia się w historii odkupienia i w nim współuczestniczy, zyskując wszystkie łaski dla człowieka, poprzez najistotniejszy akt — akt przyzwolenia na poczęcie Chrystusa. Jest to myśl wyrosła z duchowości przełomu XI i XII wieku, znajdziemy ją m.in. w pismach św. Anzelma Kantuaryjskiego. Kontynuację tejże stanowią stwierdzenia w dziełach pisarzy XIII wieku, np. u św. Bonawentury. Także w polskich pieśniach Maryja nazywana jest tą, która pojawia się na zyskanie (odkupienie) tego świata poprzez owoc swojego żywota, czyli Chrystusa. Na zyskanie tego świata Przez owoc swego żywota Panna wielmi święta. (Mocne boskie tajemności) Z tej racji jest błogosławiona na wieki: I na wieki wieczne przeżegnana, Dla płodu twego przenaszlachetniejszego. (O przenasławniejsza panno czysta). Wszystkiemu temu otwiera perspektywę poselstwo anioła i maryjne fiat daje początek. Akt zgody Maryi niesie za sobą odkupienie człowieka i to zarówno tych, którzy od początków stworzenia, po upadku pierworodnym pozostają w ciemnościach grzechu, jak i tych, którzy pragną tego aktualnie. Wiąże się z tym kapitalne i piękne w swym wymiarze duchowym stwierdzenie, że sama natura przyzywa swe odkupienie. Piotr Jan Ofivi, XIII wieczny przedstawiciel myśli scholastyczno — filozoficznej zajmuje się rozmyślaniem nad aktem zgody wyrażonym w czasie Zwiastowania, właśnie wychodząc z powyższego założenia. Według niego cała natura prosi Maryję o to, by przyszła z pomocą zniszczonemu, zepsutemu światu, była drogą do odnowienia, odzyskania pierwotnego stanu.6 Tak skonstruowana myśl teologiczna obecna jest w wielu omawianych polskich pieśniach XV-wieku. Potwierdzają ją słowa Gabriela do Maryi: Nie racz tego odmawiać, Z ciebie ma być Boża mać. Mieszkasz ludu zbawienie, Uczyń temu dokonanie. (Radości wam powiedam) 6Por. Teksty o Matce Bożej. Franciszkanie średniowieczni..., s. 105 — 114. 77  i w innej: Zdrowaś pełna miłości, Zbawi nas naszej żałości! Podziękuj mu z dobroty, Ukróci ludzie kłopoty. (Radości wam powiedam) Anjoł Gabryjel k niej posłał, By jej ty dary zwiastował; S tajemnice Świętej Trojce Jej wykupił święte oćce S ciemności niewolstwa. (Mocne boskie tajemności). Została wybrana na wybawienie człowieczego rodu, na zyskanie, w sensie odzyskania (przywrócenia łasce) tego świata Co by smutne ucieszyła Adamowe plemię. (Mocne boskie tajemności). Początkiem i jednocześnie dopełnieniem tej myśli pozostaje zestawienie Maryi z Ewą (Maryja druga Ewa), tak jak typicznie ukazuje się Chrystusa jako drugiego Adama. Teza ta zaistniała już na drodze dedukcyjno-symbolicznej w początkach Kościoła, widoczna zwłaszcza w myśli II wieku — u św. Ireneusza — recilculatio jako odwrócenie biegu historii stworzenia. Jej kontynuację odnajdujemy w pismach XHI-wiecznych teologów franciszkańskich — św. Antoniego z Padwy i bł. Rajmunda Luli (XIII/XIV w.). Ten ostatni określa Maryję jako blask proroków, którego oni pragnęli i przepowiedzieli, blask grzeszników. Za jej przyczyną kończą się mroki, w których był pogrążony rodzaj ludzki.7 To jej przyzywają pierwsi ludzie i za jej przyczyną milkną głosy ich cierpień, a przychodzący Chrystus w przewidywaniu swej męki łamie bramy piekieł (ten wątek — prawda z Credo — odnaleźć można w postaci Zmartwychwstałego Chrystusa zstępującego do otchłani w misteriach średniowiecznych, w literaturze polskiej w utworze Mikołaja z Wilkowiecka). Maryja, miłości pełna. Głoseś uspokoiła, W którem jeństwie bez przestania Jadam, Jawa prosiła, By boj począł 7Por. Teksty o Matce Bożej. Franciszkanie średniowieczni..., s. 101 — 102. 78 Niebieski kroi Zborzył piekielne brony, Które były skowany, Hi k nim zesłał. Kto by wiedział Je pocieszyć, Z mąk wyzwolić (Maryja, panna szlachetna) Przez nią moc boża łamie przyrodzone prawo: Prawo przyrodzone Jest było złamane W dziewicy Maryjej. Cud dziewiczego poczęcia w Maryi znajduje swą kontynuację w cudownym zgładzeniu grzechu, zniesienie przekleństwa śmierci i skażenie natury mocą Odkupiciela. Natura przewyższa Moc mocnego Boga. Kroi w jej panuje I grzech w jich zgładza (Archanjoła posłał) Wszystko, co w ten sposób zyskuje swój początek, ma już historię w myśli Boga, a Maryja jest tą, którą On wybrał od wieków na wybawicielkę Adamowego plemienia. Również i to stwierdzenie ma swoją przeogromną tradycję w pismach chrześcijańskich. Spotykamy je począwszy od wieku III i Hipolita Rzymskiego, poprzez dziełka św. Leona Wielkiego (VI wiek); na wschodzie u św. Sofroniusza VI w. Jej kontynuację stanowią średniowieczne wywody teologów, m.in. potwierdzone przez tradyqę franciszkańską (Maryja wybrana przez Trójcę Świętą). Potwierdza św. Piotr Jan OHvi (XIII w.). Wielokrotnie odnajdujemy refleksy tych prawd w omawianych pieśniach średniowiecznych. Przywołany już tutaj motyw posłańca zjawiającego Dziewicy swe poselstwo jako tej: Którą wybrał niebieski Ociec, Syn i Duch Święty. By sama matką była, Iżby Krysta porodziła. ( ) Coś umyślił z wieczności Zbawić swój lub żałości. (Radości wam powiedam) 79  Podkreśla się także przedwieczny zamiar Boga w stosunku do osoby Maryi (odnaleźć w nim można paralelę z tekstem biblijnym Prz 8, 22 n „Jahwe mnie stworzył, swe arcydzieło, przed swymi czynami”). Pobrzmiewa on wreszcie w pieśni „O przenasławniejsza panno czysta”. W dwu wersach tegoż utworu kryje się materia całego traktatu teologicznego. W polskiej pieśni Matka Chrystusa również jest w zamyśle Boga wcześniej, niż w dokonującym się akcie stwórczym. Pirwej, niźliś stworzona, ty jeś w bóstwie była (O przenasławniejsza panno czysta). W innej zaś Maryja jawi się jako wybrana w perspektywie Chrystusa (matka) i człowieka (początek odkupienia i źródło radości). Od wieków w radzie przejrzana, Bogiem Oćcem przeżegnana, By jego Synu Matką była, Co by smutne ucieszyła Adamowe plemię (Mocne boskie tajemności). To samo w pieśni o charakterze litanijnym Tyś od początku pożehnana Tyś u Świętej Trojce sławna (Nasze nadziejo przemiła) I jeszcze w „Zdrowaś od Anjoła” O Panno [Maryja] wybrana Od wieku przejrzana Ta perspektywa otwiera się jeszcze dalej, gdy poprzez akt poczęcia Chrystusa rozumie się początek zbawienia i drogi do niebieskiej radości Maryja pojawia się wtedy jeszcze wyraziściej jako uczestniczka i współprawczyni (myśl średniowieczna, później zarzucona) odkupienia. Myśl ta sięga starożytności chrześcijańskiej, by przywołać na dowód Tertuliana z III w., czy Piotra Chryzologa z V wieku. Autor pieśni przyrównuje ją do okna w niebie, wskazuje jako na tę, od której pochodzi zbawienie: Oknemeś się w niebie stała Iżby grzeszne k sobie brała (■ _ •) Wszytcy jej ludzie śpiewajcie, Bo od niej zbawienie macie (Ktorego świat, ziemia, morze). 80 Wspomniane przeświadczenie kontynuowane jest również w wymiarze połączenia imienia Maryi z pramatką Ewą. Powołują się tu średniowieczni autorzy na starą myśl chrześcijańską reprezentowaną zarówno w kręgu wschodnim jak i zachodnim. Począwszy już od II wieku i św. Justyna oraz Ireneusza określa się Maryję jako advocata Ewae i przyczynę naszego zbawienia (powtórnego narodzenia) na wzór tego pierwszego causa salutis. Mówi o tym w HI wieku Tertulian i Grzegorz z Nazjanzu (IV w.), budując twierdzenie, że Maryja jest ta, o którą rozbiła się śmierć. Spotykamy tę myśl również u takich wielkich postaci świata chrześcijańskiego, jak: św. Ambroży (IV w.), św. Augustyn (V w.), by wreszcie odnaleźć ich kontynuację w twórczości średniowiecznej, m.in. u św. Bonawentury XIII w. Z tego samego czasu, przełom XIII i XIV wieku pochodzi stwierdzenie Mateusza z Aquasparta, oparte na dowodzeniu, że Maryja przełamuje hańbę rodu ludzkiego, odwraca imię Ewy, tak jak odwróceniem, przeciwstawieniem łac. vae (biada) jest wyrzeczone przez anioła Ave. Podobnie wypowiadają się św. Albert Wielki XIII wiek, św. Bernardyn ze Sieny (XIV/XV wiek).8 Wszystko to zostało tak szeroko omówione ze względu na paralelność tych stwierdzeń z tekstami analizowanych pieśni. Przykładem kilka cytatów zaczerpniętych z kolejno omawianych tu utworów: Fragment „Zdrowaś, gwiazdo morska, święta matko”, brzmiący następująco: Racz nas w pokoju postawić, Imię Ewy przemienić, z innej pieśni: Co Jewa smętna straciła, Tyś przez Syna naprawiła; (Ktorego świat, ziemia, morze) Z tym zestawieniem bezgrzeszna Maryja, grzeszna Ewa wiąże się prawda wiary o świętości Maryi, dyskutowana w początkach refleksji Ojców Kościoła (wątpliwości co do tej tezy mieli m.in. Orygenes, Grzegorz z Nazjanzu, Jan Chryzostom). Pozytywne rozstrzygnięcia zapadły na Zachodzie za przyczyną św. Ambrożego i św. Augustyna. Pierwotne rozstrzygnięcie soborowe przyniósł wiek V (Efez 431) a ostatecznie wiek XIX i Bulla Piusa IX Ineffabilis Deus 1854. Trudno byłoby egzemplifikować tę prawdę wiary poprzez przytoczenie fragmentów pieśni, ponieważ kryje się ona w każdej z nich i to w wielokrotnych przytoczeniach. Natomiast możemy odnaleźć wspomnienie o Niepokalanym 8Warto porównać: Św. Bernardyn ze Sieny: Z kazania 52 o pozdrowieniu anielskim [w:] Teksty o Matce Bożej. Franciszkanie średniowieczni..., s. 139. 81  Poczęciu Maryi. W omawianych utworach średniowiecznych wiąże się ono z myślą o wybraniu Maryi przez Boga. Podobnie jak z poprzednio wspomnianą prawdą wiary Niepokalane Poczęcie ma swą długą tradycję. Przyjęła ją początkowo liturgia, najpierw Wschodu (święta ustanowione w VII wieku), później Zachodu (X wiek) i wspólnie między XII a XIII wiekiem. W najstarszym słowie pisanym ten problem był obecny tylko aluzyjnie. Na Zachodzie u Augustyna i św. Piotra Chryzologa, może również na Wschodzie u Efrema Syryjczyka (IV wiek). Ożył we wczesnym średniowieczu m.in. w pismach św. Anzelma Kantuaryjskiego XI w., by stać się bardzo głośnym i bliskim dogmatycznego rozstrzygnięcia w wiekach XIII i XIV, zwłaszcza za sprawą bł. Dunsa Szkota. Ostatecznie jednak zdefiniowana dogmatycznie w wieku XIX przez Piusa IX (Bulla Ineffabilis Deus 1854). Jak zostało już powiedziane we wstępie Niepokalane Poczęcie9 czczone było zwłaszcza w duchu religijności bernardyńskiej. Nie dziwi więc, że expressis verbis wyrażone zostało w pieśni autorstwa bernardyna Władysława z Gielniowa pŁ: „Anna, niewiasta niepłodna”. Gdzie świętobliwy skądinąd autor określa Maryję następująco: Duchem świętym oświecona, A przez grzechu narodzona. W innej pieśni z tego czasu, podobne stwierdzenie: Pierwszym grzechem niezmazana, Od Trojce Świętej zachowana. (O Maryja, kwiatku panieński). U. 	Maryja Matka Boga i Dziewica Każda z analizowanych przez nas pieśni powtarza dwa najstarsze powody kultu i czci Maryi, zatwierdzone i potwierdzone w samych początkach myśli teologicznej Kościoła. Te dwa najstarsze tytuły przysługujące N.M. Pannie to tytuł Matki Boga i Dziewicy (we Wschodniej tradycji Teotokos, w Łac. Mater Dei). Pierwszy z nich pojawia się na Wschodzie wraz z II wiekiem i św. Justynem (tenże autor wspomina Maryję jako Dziewicę), Orygenesem II/III w. Przyjęty jest 9Prawda o Niepokalanym Poczęciu NMP jest obecna w liturgii Kościoła polskiego już we wczesnym średniowieczu. Warto zapoznać się w związku z tym z pracą J. Wojtkowskiego na ten temat. I. Wojtkowski: Wiara w Niepokalane Poczęcie N.M. Panny w Polsce w świetle średniowiecznych zabytków liturgicznych. Studium historyczno—dogmatyczne. Lublin 1958, oraz tenże: Dogmat Niepokalanego Poczęcia NMP w średniowiecznej liturgii polskiej. Ruch Biblijny i Liturgiczny 1953(6). 82  w V w. przez Cyryla Aleksandryjskiego, który staje się jego obrońcą wobec szerzących się sekt i głównym sprawcą zatwierdzenia na soborze zwołanym w Efezie w 431 r. Na Zachodzie termin ten funkcjonuje nieco odmiennie, podkreśla się w nim bowiem bardziej relację macierzyństwa Maryi do Chrystusa, na Wschodzie jego zrodzenie. Dlatego też łacinnicy używają terminu Mater Dei (za św. Janem Chryzologiem VIII, chociaż funkcjonuje również odpowiednik Teotokos — Dei — para utworzony przez św. Jana Kasjana). Tę prawdę dogmatyczną potwierdzają i inne postacie starożytnego świata chrześcijańskiego: Tertulian III w., Hipolit III wiek, św. Hilary z Poitiers IV w., św. Ambroży IV w. Oczywiście nie trzeba przekonywać i dowodzić kontynuacji tego dogmatu w pozostałych epokach. Zaczyna się wszystko od chwili zwiastowania, wielokrotnie już przez nas tu wspomnianego z przytoczeniem tekstów pieśni. Na tym miejscu wystarczy może wspomnieć kilka utworów, które stanowią komentarz do Łukaszowej sceny Zwiastowania. Są to: „Radości wam powiedam”, „Mocne boskie tajemności”, „Posłał przez Anjoły”, „Archanjoła posłał”. Jej poczęcie w scenie poczęcia w niej jest otoczone przymiotami niezwykłości. Wszystko dzieje się z woli Boga. On bierze z niej ciało. O dziwne zrządzenie Boga Wszechmocnego. Jen jest Stworzyciel stworzenia wszelkiego Raczył ciało wziąci z ciebie, panno czysta, (O przenasławniejsza, panno czysta) Pojawia się określenie oparte na paradoksie: Maryja jako istota stworzona jest matką swego Stworzyciela.10 Myśl obecna już w lirycznej twórczości greckiego Ojca - Efrema Syryjczyka IV w. Będziesz wrychle, panno miła Matką swego stworzyciela (Mocne boskie tajemności) Stworzyciel wszechwładny, nieogarniony zamyka się w Maryi: Mając wszystko w szwem rządzeniu Zachowań w Maryjej zamknieniu (...) On. który wszytko stworzył, W twym się żywocie zatworzył (Ktorego świat, ziemia, morze) 10Posłużył się nią również w pięknym sonecie maryjnym autor barokowy M. Sęp—Szarzyński, „Przedziwna matko stworzyciela swego.” Zob. M. Sęp-Szarzyński: Rymy albo wiersze polskie oraz cykl erotyków. Oprać, i wstępem poprzedził J. Krzyżanowski. Wyd. 2 zm. Wrocław 1973. BN I 118. 83  Bardzo naturalistycznie przywołuje się fakt, że karmiła go swym mlekiem.11 Przez kogoż stworzona była, Tegoż swym mlekiem karmiła. Następnym charakterystycznym przymiotem dla świętości i niezwykłości tej brzemienności jest fakt, że Maryja pozbawiona została bólów porodu. Wszystkie stwierdzenia literatury chrześcijańskiej znajdują swoje oparcie w tekście Izajasza 66,7 n. Brak bólów porodu w tym kontekście oznacza uwolnienie Maryi (Matki Zbawiciela) od przekleństwa Ewy. Powołać się można w tym względzie na Justyna (wschód, II w.) i św. Zenona z Werony (IV w., zachód). Przeświadczenie to można również odnaleźć w średniowiecznej nauce Kościoła, zwłaszcza u Alberta Wielkiego XIII w., Pseudo-Bonawentury II poł. XIII w. Ubertina da Casale XIII/XIV., św. Wincentego z Beavain XII/XIII, autora Legendy aurea Jakuba de Vorágine (XIII w.) i u św. Bernardyna ze Sieny XIV w. W pieśniach maryjnych znajdujemy również potwierdzenie tej niezwykłej cechy macierzyństwa N. Dziewicy. Przytoczymy na tym miejscu fragment pochodzący z utworu „Zdrowaś, królewno wyborna”. Brzmi on następująco: Zdrowa, ty żywot słodkości, Porodziłaś przez boleści (...) Jako Matka niezwykłego dziecka ma pewność, co do jego boskości. Myśl wyrażona w IV wieku u św. Ambrożego. W średniowieczu potwierdzona m.in. w twórczości Ubertina da Casale XIII/XIV w. i Jana Taulera XIV wiek. Dla nas ważnym jest obecność tego przeświadczenia w świadomości anonimowego autora pieśni „O przenasławniejsza panno czysta”, który twierdzi: Któregoś była Bóstwa ista (pewna) Ty sama, kiedyś uwierzyła. Na koniec tych rozważań o Bożym Macierzyństwie Maryi należy poruszyć kwestię jej przepowiadania w proroctwach i figurach mesjańskich. m. Maryja — Matka przepowiadana Wśród tekstów biblijnych szczególnie chętnie powołują się autorzy omawianych pieśni na Izajasza, rozdziały 7 i 9. Komentarze do tekstów tego autora obecne są również w starej tradycji chrześcijańskiej (św. Justyn II w.) i w myśli średniowiecznej; dla przykładu Wincenty z Beavaise XII/XIII w. Te profetyczne przepowiednie o przyjściu Mesjasza obecne są w pieśni „Radości wam powiedam”. 11 Motyw częsty w ikonografii chrześcijańskiej, tzw. Matka Boża karmiąca. 84 Izajasz prorok nasz Uczynił nam barzo w czas, Wzjawił nam wielką radość Rzekąc: „Przydzie niebieski gość”, i w „Posłał przez anjoły”: Co i <w> profecyjej Rzekł jest Izajasz: „Będzie od Maryjej Nam wiemy Mesyjasz Wiedz człowiecze wszelki. W tej samej pieśni, tyle że bardziej ogólnie, wspomina się o profecji niektórych obrazów biblijnych: Co przepowiednicy Nam przepowiadali O takiej dziewicy, S pisma wykładali. Podobne stwierdzenie kryje w sobie „Mocne boskie tajemności”: Mistrzewie w piśmie badali Co prorocy powiadali Iż < w > figurach ją widali. Najciekawszą pod tym względem, bo stanowiącą swoiste połączenie różnych tekstów prorockich o znaczeniu typicznym wobec N.M. Panny jest pieśń autorstwa Władysława z Gielniowa: „Anna, niewiasta niepłodna”. Jej treść wskazuje na niezwykłą erudycję biblijną autora. Przywołuje on przepowiednie mesjańskie stosowane również do osoby Maryi. Jest więc ona częścią proroctwa Baalama z Ks Lb 24,17 zamkniętą uliczką i bramą nieba zawartą (w kontekście dziewictwa) i Ezch 44,2, pięknym zbożem, z którego łodygi wyrasta siedem kłosów (ze snu faraona) — Ks. Rdz. 41,5; wdową, która karmiła Eliasza, proroka Izraela 1 Kr 17 i gołębiczką bożą na obraz gołębicy, która zwiastuje Noemu i ocalonym z potopu, że Bóg zamknął już upusty niebieskie i osuszył ziemię Rodź. 8,8 n. IV. 	Maryja — Matka człowieka W średniowieczu poszerza się perspektywę widzenia Maryi jako Matki o jej duchowe macierzyństwo wobec ludzi. Jest więc Najświętsza Panna nie tylko Matką Boga Chrystusa, ale także na sposób duchowy Matką człowieka i Kościoła. Oczywiście nie bierze się to ze średniowiecznego przekazu, ale ma 85  znów odniesienie do tradycji, choć nie jest w niej tak obecne wyraziście jak poprzednie prawdy. Jednakże i tu możemy przywołać starożytność chrześcijańską w osobie św. Epifaniusza IV w., który nazwał Maryję matką żyjących. Jak również Grzegorza z Nikomedii, który w swych rozważaniach powołuje się na Janową perykopę „Synu oto Matka Twoja” (J 19,26). Na Wschodzie mówi się o niej jako o „naszej matce” - Grzegorz z Konstantynopola VIII w., św. Augustyn V w. W epoce karolińskiej (która nota bene jest wstępem do upadku mariologii) określają ją w ten sposób Jan Geometra X w., Ambroży z Autpert IX w. Myśl tę kontynuuje św. Anzelm Kantynuaryjski XI w. (a za nim w wieku XIII św. Bonawentura). Ale przedmiotem szczególnych badań staje się ta myśl dopiero w wieku XIII wraz z działalnością Ryszarda od św. Wawrzyńca i pseudo-Alberta. Wyraźnie formułuje to Konrad z Saksonii (XIII w.), który stwierdza, że Maryja jest matką dwóch synów Chrystusa — cieleśnie człowieka — Boga i zwykłego człowieka w sposób duchowy. Potwierdza to grono innych pisarzy tego czasu, spośród których niech zostanie wymieniony (wielokrotnie już wspomniany) Ubertino da Casale (XIII/XIV) i jego teza Maryja — rodzicielka wszystkich. Prawdę o duchowym macierzyństwie Maryi i jej wyzwanie jako Matki człowieka powielekroć odnajdujemy w naszych pieśniach (choć nie zawsze są one wyrażone wprost i wyraźnie), np.: w utworze „Zdrowaś, królewno wyborna” Zdrowaś, królewno wyborna, Matko nasza miłosierna, czy w „O przenasławniejsza panno czysta” Matko miłościwa Matko łaski pełna. Wzywa ją pobożnie lud chrześcijański poprzez słowa pieśni „Królewno niebieska:, „O Maryjá, kwiatku panieński”. Królewno niebieska, Matko chrześcijańska (Królewno niebieska) Ukaż się Matką, (Zdrowaś, gwiazdo morska) Autor utworu „O Maryja, kwiatku panieński”, przywołuje starą tradycję apokryficzną, według której zmartwychwstały Chrystus poleca swej Matce wszystkich chrześcijan. Gdy wstał z martwych syn, pocieszna, Wszystkie w opiekę polecił, Które swoją męką odkupił. 86 W pozostałych pieśniach wypływają one z roli, jaką sprawuje Maryja wobec człowieka. Z prawdą o bożym macierzyństwie Maryi wiąże się dogmat ojej nieskażonym Dziewictwie i to zarówno w wymiarze antę partum, in partu jak i post partum. Jest to również jedna z najstarszych prawd wiary i najstarszy (obok macierzyństwa) zdefiniowany dogmat maryjny. Nie wydaje nam się konieczne przywoływanie całej tradycji, wystarczy stwierdzić jedynie fakt, że wszędzie tam, gdzie ojcowie, czy późniejsi pisarze kościelni nazywają Maryję Matką Bożą, określają ją również jako Dziewicę, której poczęcie dokonało się nie z woli człowieka, ale z Boga, mocą Ducha Świętego. W omawianych przez nas utworach prawda ta pojawia się w opisywanym fiiomencie Zwiastowania, tam, gdzie podaje się po raz pierwszy myśl o tym, że Maryja będzie matką, tam też podaje się jej wątpliwości w pogodzenie tego faktu z jej oddaniem się dziewictwu. I w naszych pieśniach Gabriel na wahanie Maryi nieustannie odpowiada: Nie człowieczeństwem to będzie, Duch Święty w tobie siędzie, Świętość to jego oprawi, Ciebie przy twej czci ostawL (Radości wam powiedam) oraz przekazuje prawdę o niezwykłości jej przyszłego macierzyństwa Z poselstwem przystąpił „Tyś pełna miłości, Duch Święty w cię wstąpił Anjelska radości Syna Bożego porodzisz Dziewko przymi takie Umysły Gospodzina, Przymi jego znaki. Tym się twa rodzina Nic jej nie poszkodzi. (Posłał przez Anjoły). V.V. 	Pod krzyżem Maryja uczestniczy nie tylko w tajemnicy wcielenia i przyjścia Chrystusa na świat. Uczestniczy również w następnych etapach zbawienia człowieka. 87  Towarzyszy mu pod krzyżem w chwili jego ofiary odkupieńczej. Scena ta jest przywoływana i komentowana już we wczesnej myśli chrześcijańskiej, zwłaszcza w pasyjności Wschodu: św. Efrem Syryjczyk IV w., Roman Piewca; następnie w średniowiecznej, XIII-wiecznej twórczości św. Bonawentury, opisującego ból matki pod krzyżem, by wyładować się w nurcie religijności XIV — XV wieku zwanej doloryzmem. Obecność tego rodzaju pobożności poświadcza utwór z XV wieku „Posłuchajcie, bracia miła”. Wspomniany wątek jest również obecny w pieśni „O Maryja, kwiatku panieński”, w którym odnajdujemy obraz płaczącej niewiasty: O Maryja, pod krzyżem smętna, Kto chce baczyć, żeś płakała, Gdyś widziała zranionego, Syna Twego konającego. Na marginesie pasyjnego aspektu mariologii zrodziło się we wczesnym średniowieczu przekonanie o tym, że Maryja może zostać nazwana współodkupicielką rodzaju ludzkiego. Jest to charakterystyczna dla tego czasu myśl pisarzy Kościoła, potwierdzona w tytule Coredemptrk (współodkupicielki). W wiekach późniejszych został on nieco inaczej przedstawiony i oczyszczony teologicznie. W średniowieczu odnaleźć go można w pismach Milona od Amanda (IX w.), św. Piotra Damiani XI w., Arnolda de Bonneval (XII w.). Jako współcierpiącą i współukrzyżowaną na Golgocie, widzi Maryję Ubertino da Casale (XIII/XIV), akcentując wyraźnie ludzkie wymiary cierpienia Maryi. Jeden z tekstów pieśni średniowiecznej może naprowadzać nas na obecność wyżej przytoczonej myśli. Zacytować tu należy fragment pochodzący z utworu pt. „Maryja, Panno szlachetna”: Maryja, tyś nam pomogła Do zbawienia naszego. VI.VI. 	Wniebowzięta Ostatnią w chronologii etapów życia ziemskiego Maryi jest prawda o jej wniebowzięciu. Została NMP wzięta do nieba dla swej chwały Matki Boga. Jest to prawda, której początku szukać należy na Wschodzie, zwłaszcza w jego liturgii, akcentującej święto i tajemnicę zaśnięcia NMP. Znalazła ona również swe literackie potwierdzenie w dziele autora z IV wieku Epifaniusza — pt. Panarion. Obrazy oczekiwania Maryi na powtórne przyjście jej zmartwychwstałego Syna, żal i smutek, sceny płaczu i odwiedzania miejsc, w których Chrystus przebywał, tęsknota za ukochanym Dzieckiem i Panem, wreszcie zejście Chrystusa na ziemię po matkę, jej śmierć, wskrzeszenie oraz 88 wniebowzięcie przekazują liczne apokryfy powstałe w V i VI wieku na Wschodzie. Określa się tę grupę utworów wspólną nazwą Transitus Mariae (termin trudny do oddania w j. poi., zwłaszcza ze względu na problemy teologiczne). Wątki tych dzieł przeniesione zostały do twórczości Ojców Kościoła - m.in. Andrzeja z Krety (VIII w.), św. Germana z Konstantynopola VIII w. i św. Jana Damasceńskiego (VIII w.). X wiek, a więc już wczesne średniowiecze uporządkowało refleksję teologiczną w tym względzie, odrzucając wątki apokryficzne, choć sam temat nadal był bogato w piśmiennictwie kościelnym reprezentowany. Przywołać możemy dla przykładu Mateusza z Aquasparta XIII/XIV w., Peregryna z Opola XIII w., Jakuba de Vorágine XIII w. Występuje on również w polskich pieśniach maryjnych zachowanych w odpisach z XV wieku, choć odmiennie od utworów wskazanych wcześniej autorów, jest on często mocno przetykany wątkami apokryficznymi. Do tych tekstów należą: „Już się anieli wiesielą”, autorstwa Władysława z Gielniowa, „Świebodność Boga Żywego”, „Anjeli słodko śpiewali”.  KRZYSZTOF CZAJKOWSKI MISTERIUM SŁOWA WCIELONEGO (WOKÓŁ KERYGMATYCZNEJ INTERPRETACJI LITERATURY)* „W tej mierze, w jakiej panuje w danej epoce zgoda co do spraw etyki i teologii, w takiej mierze i krytyka literacka może mieć wkład rzeczywisty. W okresach takich jak obecny, w którym nie panuje taka zgoda, tym bardziej jest to potrzebne, aby chrześcijańscy czytelnicy analizowali swoją lekturę, zwłaszcza dzieła wyobraźni, wedle wyraźnych moralnych i teologicznych kryteriów. Wielkości literatury nie można określić wyłącznie kryteriami literackimi, chociaż trzeba pamiętać, że jedynie wedle kryteriów literackich można określić, czy dane dzieło jest literaturą, czy nie”1. (Thomas Stearns Eliot) I Jednym z elementów konstytuujących Ingardenowski model istnienia dzieła literackiego jest konkretyzacja. Zajmując uprzywilejowane miejsce pośród wypreparowanych dla potrzeb fenomenologicznego opisu kategorii, jest pomostem rzuconym pomiędzy nadawcą a odbiorcą, dziełem i jego czytelnikiem. To właśnie tutaj dochodzi do spotkania „intencyjnych czynności autora”, zawartych implicite w wirtualności dzieła, z „twórczymi i odtwórczymi czynnościami perceptora”. Wyjście naprzeciw odzwierciedla tym samym paradoksalny, jak *Tekst ten został wygłoszony w ramach zorganizowanej przez Uniwersytet Łódzki interdyscyplinarnej konferencji pt Tekst sakralny—tekst inspirowany liturgią. literatura a liturgia, Łódź 14 — 17 maja 1996 r. ^.S. Eliot, Religia i literatura, przeł. H. Pręczkowska, [w:] Szkice literackie, Redakcja, wybór, przedmowa i przypisy W. Chwalewik, Warszawa 1963, s. 106 (tekst ten został ogłoszony w roku 1935). 91  mogłoby się wydawać, status literatury, bo też „wszystko jest zrobione i wszystko jest do zrobienia”. Ale, jak zauważa Michał Głowiński, „Konkretyzacja staje się adekwatna wobec percypowanego dzieła dzięki temu, że powstaje tylko wówczas, gdy jego odbiór dokonuje się w postawie estetycznej, gdy konstruuje się przedmiot estetyczny (...)’\2 Ukonstytuowanie się owego „przedmiotu” związane jest na sposób organiczny z istnieniem „miejsc niedookreślenia”, występujących w przedmiotowo — wyglądowych warstwach dzieła literackiego. Dlatego też „Zadaniem czytelnika w trakcie kontaktu z dziełem jest ich wypełnienie, czyli właśnie dokonanie konkretyzacji”3. Wydaje się, iż z konieczności skrótowe, potraktowanie Ingardenowskiej kategorii da się przełożyć na zaproponowaną, przynajmniej w pierwszym członie tematu, formułę myślenia o literaturze. Abstrahując w tym miejscu od, nie tak znowu odległych, teorii proklamujących „wampiryczny” status literatury3', wypada przyjrzeć się nieco bliżej owemu misterium słowa wcielonego, dokonującemu się w konkretyzacji, po stronie wypełnienia matrycy „tworów” jedynie „uschematyzowanych”. Do obiegowych należą dziś już twierdzenia mówiące o życiu dzieła literackiego, które rozpoczyna się wraz z lekturą. W odruchu sięgnięcia po książkę stajemy wobec tajemnicy aktu kreacji — powoływania z niebytu do istnienia. „Czernienie papieru”, ów zatarty ślad obecności autora pogrąża tekst w żałobie znaków graficznych. Od postawienia kropki oznaczającej koniec, narodzinom dzieła towarzyszyć będzie już nieodłącznie obawa przed nieistnieniem — śmiercią. Widzenia literatury w perspektywie komunikacji literackiej otwiera zatem możliwości przywrócenia tekstowi jego życia. W akcie lektury „tekstowy świat” obdarzony zostaje pozasłowną cielesnością, powoływaną do istnienia w przejściu od planu wyrażania w plan treści. Wykorzystując Ingardena wypada mi również i w tym miejscu przyznać się do nadużycia względem poetyki historycznej, bowiem posługując się gatunkiem misterium miałem na uwadze, zawężoną jedynie do tematyki Śmierci i Zmartwychwstania, parabolę. Transpozycja Historii Świętej w sferę quasi —sądów może się okazać w równej mierze herezją, co widzeniem literatury w świetle kerygmatu. 2M. Głowiński, O konkretyzacji, [w:] Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 95. 3Op. cit., s. 95 3'Według definicji Michela Toumiera: „Książka napisana, lecz nie czytana, nie istnieje w pełni”. To wirtualność, byt bezkrwisty i pusty. Pisarz, publikując książkę, wypuszcza w anonimowy tłum mężczyzn i kobiet chmarę papierowych ptaków, wysuszonych, spragnionych krwi wampirów. Gdy książka spada na czytelnika, napełnia się jego ciepłem i jego marzeniami” (le vol du vampire. Notes de lecture, Paris 1981, s. 12—13), cyt za M. Janion, Życie pośmiertne Konrada Wallenroda, Warszawa 1990, s. 28. 92 n W znanym skądinąd komentarzu Martina Heideggera określającym istotę poezji, uwaga autora Sein und Zeit skupiona została na pięciu Hólderlinowskich wypowiedziach, z których chciałbym zapożyczyć jedną, sytuującą „podstawę ludzkiego bycia w mowie”. W porządku chronologicznym dyskursu jest to fragment trzeci, wypadający na środek, albo — jeśli ktoś woli — centrum fenomenologicznego komentarza. Brzmi on następująco: „Wiele doświadczył człowiek. Wielu z Niebian nazwał, Odkąd jesteśmy rozmową i możemy słyszeć się nawzajem.” (IV, 343)4 Sprzeniewierzając się myśli wielkiego filozofa wypada zaproponować interpretację, która pozwoli wejść w problematykę kerygmatu literatury. Wyrażenie z trzeciego wersu, „Odkąd jesteśmy rozmową...” warunkuje możliwość zaistnienia uprzedzających konstatacji, przy jednoczesnym odgraniczeniu przekraczającym logiczną zależność zdań. Fenomen zbudowanego w ten sposób odgraniczenia wymusza na nas pytanie o zapisaną w jednym zaledwie wyrazie czasową perspektywę zdarzenia: „Odkąd”, to znaczy: od kiedy Jesteśmy rozmową i możemy słyszeć się nawzajem”? W nawiązującym do incipitu Księgi Genezis Prologu z Ewangelii św. Jana czytamy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, (,..)”5. (J 1, 1-4). **M. Heidegger, Hölderlin i istota poezji, przeŁ K. Michalski, [w:] Teoria badań literackich za granicą. Antologia, t. H, cz. II, Wybór, rozprawa wstępna, komentarze S. Skwarczyńska, Kraków 1981, s. 186. sBiblia cytowana będzie za wydaniem: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu,w przekładzie z języków oryginalnych, oprać, zespół biblistów polskich z inicjatywy benedyktynów tynieckich, Poznań-Warszawa 1990. 93  Początek Boskiej Artykulacji usytuowany został w przestrzeni Meta—Tekstowej; to samo Słowo istniejące „na początku”, kiedy to „Duch Boży unosił się nad wodami” (Rdz 1, 2) powołuje do życia człowieka: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Wcielone Słowo zamieszkało w stworzeniu, w nas. Obraz stał się od —Dźwiękiem Słowa pozwalającego przemówić, usłyszeć ...6. Skonstatowana niegdyś przez Paula Ricoeura uwaga na marginesie Heideggerowskiej lektury, iż „istnieje jakiś obieg sensu pomiędzy słowem, słuchaniem i posłuszeństwem”7 wydaje się zakorzeniać w archetypicznej sytuacji rajskiego dialogu. Etymologia potwierdzałaby, w tym przypadku, ukonstytuowanie się relacji pomiędzy Ja—Ty, rozpoczynającej swoją historię od tego właśnie wydarzenia. Odtąd jesteśmy już „rozmową i możemy słyszeć się nawzajem”! O ile jednak bycie w dialogu z Bogiem zakłada czasową równorzędność słowa i słuchania, o tyle posłuszeństwo, z tym szczególnym nacechowaniem w formie przedrostka — po —, określa się wobec kategorii zależności od czasu przeszłego — dokonanego: po — wypowiedzeniu, po — wysłuchaniu. Jeśli tak, to karę spotykającą naszych przodków, Adama i Ewę, należałoby odczytywać jako konsekwencję ich nie — posłuszeństwa: „Do mężczyzny zaś (Bóg) rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść — przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!»” (Rdz 3, 17-19) (podkr. - K.Cz). «Ten rodzaj myślenia dalby się, jak sądzę, przełożyć na interpretację Mickiewiczowskiego „uderzenia dźwiękiem” obecnego w wierszu Widzenie. 7P. Ricoeur, Religia, ateizm, wiara, przeł. H. Bortnowska, [w:] Egzystencja i hermeneutyka. Rozprawy o metodzie, wybór, opracowanie i wprowadzenie S. Cichowicz, Warszawa 1985, s. 40. 94 Nieprzypadkowo zbiór analiz podejmujących próbę kerygmatycznej interpretacji literatury zatytułowany został zapożyczoną z Mickiewiczowskiego aforyzmu formułą „ażeby ciało powróciło w słowo”. W cytowanym powyżej fragmencie Księgi Genezis „powrót” zapowiada śmierć, w Historii Zbawienia, udzielonej autorowi Zdań i uwag, oznaczać będzie Życie Wieczne, bowiem: „Słowo stało się ciałem, ażeby na nowo Ciało twoje człowieku, powróciło w słowo”8. Wtedy też nawiązany zostanie Dialog—rozmowa Boga ze „starym człowiekiem”9. Spełnieniem zapowiedzi, w wymiarze ludzkiej egzystencji, wydaje się być wiara wyrastająca z „przyjęcia słowa Boga, którym Chrystus, Bóg-Człowiek, zwraca się do człowieka”10  *. Kerygmat, gr. kerygma, oznacza ogłaszanie, przepowiadanie, wezwanie, zapowiedź11. Włączony w strukturę antropologii chrześcijańskiej wymusza niejako artykulację będącą repetyq'ą anielskiego Zwiastowania, o którym Ryszard Przybylski napisze: „Kiedy anioł Gabriel oznajmił Maryi, że zostanie Matką Boga, rządząca światem Opatrzność ujawniła jedną z najistotniejszych cech własnej natury: miłość do stworzonego przez siebie człowieka. Był to moment niezwykły i przełomowy, albowiem wieść ta otwierała ludziom możliwość odkupienia swej grzesznej egzystencji, wzbudzając nadzieję na zwycięstwo nad śmiercią. Proch, skazany za grzech pierworodny na rozsypanie po pustyni materii, miał stać się świątynią Boga. Powrót do bezczasu, w którym człowiek będzie mógł znów obcować z Panem twarzą w twarz, stawał się 8A. Mickiewicz, Zdania i uwagi z dzieł Jakuba Bema, Anioła Ślązaka (Angelusa Silesiusa) i Sę—Martena (zbiór), [w:] Dzieła. Wydanie narodowe, Ł 1, s. 278, Warszawa 1949. 9Być może z chwilą „powrotu” do „Raju utraconego” nie będzie nam już potrzebny język: „W sytuacji, gdy wszystko komunikuje, gdy wszystko jest znakiem i gdy nie można wyodrębnić obszaru nieznaczącego, gdy nie można wskazać nie—znaku, znakowość przestaje mieć jakikolwiek sens, po prostu przestaje istnieć”, W. Panas, Sztuka jako ikonostas, [w:] Wkręgu metody semiotycznej, Lublin 1991, s. 138-139. 10M. —D. Chenu, lud Boży w świecie, przeł. Z. Włodkowa, Kraków 1968, s. 58, cyt za: M. Maciejewski, „ażeby ciało powróciło w słowo". Próba kerygmatycznej interpretacji literatury, Lublin 1991, s. 70. uEksplikację terminu kerygmat w literaturze patrystycznej przynosi artykuł F. Drączkowskiego: Kerygmat pisemny w teorii i praktyce Klemensa Aleksandryjskiego, „Roczniki Teologiczno—Kanoniczne” 1979, z. 6 oraz A. Jankowski, Kerygmat w kościele apostolskim. Nowotestamentowa teoria głoszenia Słowa Bożego, Częstochowa 1989. 95  nareszcie realny”12. Odpowiedzią na słowo jest jego przyjęcie, po — słuszeóstwo: „Na to rzekła Maryja: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”” (Łk 1.38). To samo Słowo Boga, które w Maryi poczęło Jezusa, stając się Ciałem, uobecnione zostało, mocą Ducha Świętego, w całości zbawczego przepowiadania Kościoła; w jego katechezach i ewangelizacji, realizowanych w postaci pouczeń, kazań, w wypowiedziach ustnych i pisemnych, składających się na działalność nauczycielską i misyjną Kościoła w ciągu wieków. A zatem w mówieniu o kerygmacie literatury nietrudno zauważyć ślady prowadzące bezpośrednio w kierunku analogii z kerygmatem apostolskim (R. Przybylski)13. Orientacja Mariana Maciejewskiego sytuuje się nieco dalej, w bliskości Słowa. Dlatego też w jego refleksji nad kerygmatyczną interpretaqą literatury centralne miejsce przypadnie oglądowi procesu „wchodzenia człowieka w Słowo Boga, w tym wypadku (...) człowieka, który jest kreowany przez słowo literackie”. Zaś wiarygodność kerygmatu literatury potwierdzona zostaje o tyle, „o ile «ciało» literatury powraca w słowo odwieczne”14. Przybliżając hermeneutykę dyskursu kerygmatycznego warto zauważyć, że wpisuje się ona w tradycję badań odsłaniających teologię literatury. Ten kierunek zainteresowań nie wyrasta jedynie, jak można byłoby się spodziewać, ze świadomości istnienia w tekstach dzieł literackich „przeklętych problemów”, tym bardziej z rozpoznawalnych znaków obecności sacrum15. Motywacji należałoby poszukiwać przede wszystkim w afirmatywno — deklaratywnym świadectwie wiary. Wiarygodność nie jest tu zasługą, ale powinnością. „Kerygmatyczna interpretacja literatury — jak mówi M. Maciejewski — zakłada szczególne dyspozycje hermeneutyczne wypływające z egzystencjalnego spotkania z Chrystusem zmartwychwstałym. Zdaniem Kierkegaarda dzieje się to „przez głębsze zanurzenie się w egzystencji”. Tak rozumiany hermeneuta przypominałby w sferze świadomości i postaw Ricoeurowskiego kaznodzieję,” (...), który wypowiadałby samo tylko słowo wyzwolenia, a nigdy nie rzucał słowa zakazu i potępienia, (...), który głosiłby krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa jako 12R. Przybylski, Homilie na Ewangelię dzieciństwa. Szkice z teologii biblijnej malarzy i poetów, Paris 1990, s. 21 13Zob. R. Przybylski, Współczesny humanista wobec antropologii chrześcijańskiej, „Znak” 1980, nr 11(317) UM. Maciejewski, jw. s. 8. 13Na temat współczesnej niejednoznaczności kategorii sacrum pisał zajmująco J.A. Kłoczowski, Sacrum—fascynacje i wątpliwości, „Znak” 1991, nr 12 (439). 96 początek twórczego życia i wyciągnąłby na użytek naszej epoki wszystkie konsekwenqe Pawłowej antynonii pomiędzy Ewangelią a Prawem”16. Chcąc mówić o konsekwencjach wynikających z przyjęcia takiej postawy badawczej wypada powtórzyć przywołaną powyżej antynomię odzwierciedlającą różnice nastawień metodologicznych. Jedna z ostatnich prób usystematyzowania problematyki „sacrum w badaniach literackich” autorstwa Stefana Sawickiego, przynosi powtórną, przy czym wysoce zmodyfikowaną, definicję rozumienia kategorii sacrum. Dla Sawickiego jest to: wszystko, co w jakikolwiek sposób przekracza naturalność i doczesność wskazując na istnienie rzeczywistości „ponad”, od której człowiek jest uzależniony, która ujawnia sens jego istnienia, tłumaczy jego transcendencję. Wszystko, co łączy się z religią i wiarą w „Nadprzyrodzone”, a równocześnie jest różne od tego, co określamy jako „magiczne” lub „fantastyczne”17. Jak przystało na definicję, mającą za każdym razem te same ambicje — oddzielenia ziarna od plew —, w zacytowanym fragmencie, w miejsce dokonania tejże czynności, doszło do zamazania konturów semantycznych opisywanego pojęcia. Bo albo jest ono rzeczywiście „wszystkim”, albo też — niczym. Obiektywizm, ustanawiający metodologiczne reguły dyskursu, woli poruszać się po „twardym gruncie” zakreślonym w granicach przedmiotu badań. A więc znajdą się tutaj: „podstawowe, wyodrębnione dla potrzeb badawczych cząstki tematyczne utworów: Bóg, szatan, Matka Boska, anioł, ksiądz, Zwiastowanie, Boże Narodzenie, motywy franciszkańskie, pasyjne itd. Można śledzić wszystkie ślady tych motywów, a można się ograniczyć jedynie do tych, które są ważne konstrukcyjnie. Bada się sposób ich ujęcia, funkcję w utworze, kontekstem określoną semantykę, częstotliwość występowania, związek z poetyką, religijnością i kulturą epoki”18. W konstatacji pojawi się przekonanie, że „badania tego typu odznaczają się zwykle zaletą konkretności i sprawdzalności”19. Tak naprawdę to nie ma tu nic, co pozwoliłoby wykroczyć poza Literę Prawa, o którym, że przypomnę, mówił św. Paweł, pośrednio zaś P. Ricoeur. W miejsce człowieka wsłuchującego się w Słowo wprowadzony został martwy podmiot czynności badawczych wypatrujący znaków, a te, jak poucza Piosenka o końcu świata z Głosów biednych ludzi Czesława Miłosza, wcale nie muszą być nam dane: 16M. Maciejewski, jw., s. 12—13 17S. Sawicki, Sacrum w badaniach literatury, [w:] Wartość — Sacrum — Norwid. Studia i szkice aksjologieznoliterackie, Lublin 1994, s. 95. 1BOp. cit., s. 96. 19Op. cit., s. 96. 97  „A którzy czekali błyskawic i gromów, Są zawiedzeni. A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, Nie wierzą, że staje się już. Dopóki słońce i księżyc są w górze, Dopóki trzmiel nawiedza różę, Dopóki dzieci różowe się rodzą, Nikt nie wierzy, że staje się już”20. » W przypadku autora Prób kerygmatycznej interpretacji literatury dochodzi do metatekstowej konfesji, udzielającej rozgrzeszenia z zaniedbań „myśli bardziej zobiektywizowanej”, co nie oznacza, aby Maciejewski prowokował omawiane przez siebie utwory w celu utwierdzenia się we własnym kerygmacie. Można by powiedzieć, że w analizach tekstów literackich „sztukę interpretacji”, rozjaśnianej kontekstami biblijnymi, poprzedza wnikliwy ogląd badawczy, znajdujący swoje oparcie w rzetelnym warsztacie historycznoliterackim. Nie podejmuję się w tym momencie omówienia tychże analiz, zresztą dotyczą one utworów ciągle „dających do myślenia”, otwartych na konkretyzację, jak chociażby Mana Antoniego Malczewskiego, Norwidowskie Fatum, liryka lozańska czy Juliusza Słowackiego „liryka lat ostatnich”. O wiele ważniejszy wydaje się być sam kerygmat przyłożony do tekstowego ciała, dokonujący rzeczywistego przewartościowania w obrębie literatury chrześcijańskiej. Obnaża on złudność, niekoniecznie romantycznych, „wysp szczęśliwych”, gruntowanych na podstawach jakże ludzkiego woluntaryzmu, eskapizmu czy autosoteryzmu. Zderzenie z Prawdą Słowa Życia Wiecznego w celu ukazania budowanego po ludzku raju na ziemi, nie może być kojarzone z mutacją praktyk wyniesionych z doświadczeń „ery podejrzliwości”. Ten pozorny dekonstrukqonizm, sprowadzający się do funkcji poznawczej dzieła naukowego, otwiera perspektywę „zamierzonej przypadkowości” odwracającej porządek dyskursu. Roman Ingarden powie, że »jeżeli dzieło naukowe spełnia prócz (funkcji poznawczej przyp. mój — K. Cz.) (...) jeszcze jakieś inne funkcje, to nie należą one do jego istoty i spełnia je jakby przypadkowo”21. Trudno byłoby mówić o „przypadkowości” funkcji kerygmatycznej — została ona założona, niejako a priori, do całości rozważań. Brak Dobrej Nowiny w strukturze omawianych dzieł jest jej 98 20Cz. Miłosz, Poezje, Ł 1, Kraków—Wrocław 1985, s. 128. 21R. Ingarden, O poznawaniu dzieła literackiego, przeł. D. Gierulanka, Warszawa 1976, s. 143.  obecnością przeniesioną do komentarza. I w tym miejscu musi się pojawić obawa przed prostym katechizmowaniem „maluczkich”22. To jedno z zastrzeżeń kierowanych pod adresem refleksji kerygmatycznej wydaje się marginalne w zetknięciu z propozycją otwartości na literaturę, „która schodzi do otchłani ludzkiej egzystencji, by ujawnić absurd istnienia”. Opisuje ona bowiem — jak mówi Maciejewski — jakby nieskrępowaną żadną ideologią, przekleństwo człowieka, które dosyć oczywiście daje się interpretować jako konsekwencja grzechu, owej biblijnej śmierci człowieka. Można zatem powiedzieć, że literatura ta ujawniając egzystencjalną prawdę człowieka, proponuje jakby połowę kerygmatu lub — inaczej mówiąc — kerygmat negatywny. Ta właśnie literatura, podejmująca „przeklęte problemy”, jest — jak się wydaje — z kerygmatycznego punktu widzenia najbardziej frapująca, gdyż ma możliwość ujawnienia najgłębszej prawdy o człowieku. Bywa także zazwyczaj najbardziej odkrywcza i dysponuje dużą wirtualnością artystyczną w przeciwieństwie do literatury wywołującej kerygmat pozytywny, która z konieczności „skazana” jest na powielanie biblijnych paradygmatów zdarzeniowych oraz wzorów osobowych”23. Czym więc jest kerygmatyczna interpretacja literatury? Sytuując się po stronie autentycznego przeżycia wiary przybliża się do Ewangelii; odchodząc od Prawa doktrynalnie uposażonego tekstu kieruje uwagę w stronę niewystarczalności religii. Świadomość twórcy określającej się w ten sposób metodologii badań wskazuje na nieprzystawalność, a co za tym idzie — brak wiarygodności sprawdzonych w tym zakresie praktyk hermeneutycznych. Złożoność problematyki uobecnionej w literaturze prowokuje bowiem do stawiania pytań najistotniejszych: „pytań o literackie sposoby „powrotu ciała w słowo”, pytań o literacką manifestację „nowego człowieka” tożsamego z Chrystusem”24. Dobra Nowina, wyznaczająca przestrzenie kerygmatycznej semantyki, spełnia się w przepowiadaniu życia wiecznego. Jak pisze Marian Maciejewski: „W głupstwie przepowiadania tkwi moc, by to życie wzbudzić, trzeba tylko w to głupstwo uwierzyć”25. O ile wcielenie słowa literackiego dokonywało się przy zaktywizowanym twórczo udziale czytelnika, o tyle „powrót ciała w Słowo” wydaje się być “Zastrzeżenia przed „katechizmowaniem poprzez literaturę” pojawiły się w recenzji z książki M. Maciejewskiego (Elżbiety Nowickiej), Szkice o karygmatycznej lekturze romantyków, „Polonistyka” 1992, nr 7-8, s. 463. 23M. Maciejewski, jw., s. 18. 2*Op. cit., s. 21. 25Op. cit., s. 11. 99  niezależny, pozbawiony uwarunkowań procesu komunikacji literackiej. Przekroczenie literatury sytuuje się bowiem w akcie „comunif’, mistycznej jedności Signifiant i Signifié26. Zatem — „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. 26Zob. W. Panas, jw., zwłaszcza podrozdział pŁ Presemiotyka rajska i semiotyka upadku. ss. 137-142. 100 AGNIESZKA CZAJKOWSKA ELEGIA O BAŁAKU. „KRAJ LAT DZIECINNYCH” W „ATLANTYDZIE” I „ZIEMI KSIĘŻYCOWEJ” ANDRZEJA CHCIUKA Wydane w Londynie dwie książki autobiograficzne Andrzeja Chciuka: Atlantyda, pochodząca z 1969 roku i Ziemia księżycowa (1972) opatrzone zostały podtytułem „Opowieść o Wielkim Księstwie Bałaku”. Powrót do „kraju lat dziecinnych” zyskuje dzięki temu znamię usytuowania w quasi-geograficznej przestrzeni. Jej współrzędne wyznacza z jednej strony obszar przedwojennych województw lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego, z drugiej — wyodrębniona przestrzeń językowa, będąca znakiem swoistej hierarchii wartości Przywołana w tytule wystąpienia kategoria gatunkowa elegii pozwoli, jak sądzę, na ujawnienie aksjologicznych wymiarów miejsca chciukowego powrotu. Elegia, obecna w naszym piśmiennictwie od wczesnego renesansu, uchodziła za formę w dużym stopniu skonwencjonalizowaną. Sarbiewski, polski teoretyk tego gatunku, zwracał uwagę na strukturalną rolę epitetu, tworzącego jakość miłego brzmienia. Renesansowa teoria elegii, wskazując na starożytne korzenie, upatrywała ścisły związek tego gatunku z żalem, płaczem, wyrażanym w sposób delikatny, budzący współczucie. Istotnym elementem strukturalnym było rozpięcie elegii pomiędzy podmiotem smutku, a jego przedmiotem, ujęciem subiektywnym i obiektywizacją emocji: „przy czym poeta jako osobę użalającą się przedstawia albo siebie, albo kogoś innego i wyraża to, co budzi smutek bądź żal. Niezbyt bowiem właściwie wymyśliłby to, czemu brakowałoby żałosnej skargi. Jako że występuje tu mieszany rodzaj mówienia, poeta raz zatrzymuje własną postać, raz przybiera cudzą (...). Nie może bowiem być bardzo wielkim dziełem to, co dotyczy nie rodzaju powszechnego ale tego, co jednostkowe i co zachodzi jednorazowo1”. Doświadczenie miłości i śmierci, koncentrujące zainteresowanie twórców elegii, w świetle powyższych uwag odkrywa w jednostkowym to, co uniwersalne, 1Poetyka okresu renesansu. Antologia, wyb., wstęp i oprać. Ewa Samowska-Temeriusz, Wrocław 1982, s. 256. 101  pozwala widzieć człowieka jako uczestnika wspólnoty i mieszkańca kosmosu. Istotne okazuje się bowiem nie tylko płaczące ,ja”, ale i sprawca emocji, interesującym—psychiczne bogactwo uczuć, wyrażające się w krańcowych nieraz wahaniach nastrojów, ale i włączenie ich partykularnej wartości w wymiar uogólnienia. Zwraca się przy tym nieraz uwagę na szczerość i bezpośredniość środków wyrazu. XX —wieczne pojmowanie elegii, wykorzystując tak pojemną formułę, kontynuaqę zaznaczyło przede wszystkim w sferze wyznaczników nastrojowych — refleksyjności, smutku, nostalgii, zarzucając tak przydatny w ich konstrukcji dystych elegijny (wyjątek stanowi Iwaszkiewicz), ukształtowanie formalne pozostawiając indywidualnym wyborom. Wzorem staropolskiej tradycji kontrastowego zestawiania emocji, również w XX wieku powstają utwory łączące żart z powagą (J. Wittlin, Elegia do Homera), radość przeszłości ze smutkiem teraźniejszości. Dwoistość ta u J. Czechowicza przybiera kształt poczucia niemocy, żalu, uśpienia, u K.K. Baczyńskiego granica dwóch światów przebiega na styku światła i ciemności, niewinności i okrucieństwa czasu wojny. W. 	Szymborska w pozornej radości posiadania, gwarantującej istnienie, dopatruje się elementów rozkładu, przemijania. Proza Chciuka, ogłaszająca śmierć Bałaku głosem pełnym miłości, rekonstruująca kształt zalanej potopem historii Atlantydy, uciekająca się do kategorii szczerości, jako do sposobu strukturalnego przejawiania się podmiotu wypowiedzi, pozwala przywołać kategorię gatunkową elegii. Pojmuję ją, w odniesieniu do Atlantydy i Ziemi księżycowej, nie tylko jako realizację pewnego modelu wypowiedzi (uważanego zresztą na równi z bukoliką, epitafium, poematem, za uprzywilejowany w literaturze emigracyjnej2), ale przede wszystkim jako symbol określonej wizji świata, opartej na uporządkowanej hierarchii wartości i niezmienności pryncypiów. Elegia dla Bałaku, imaginacyjnego „kraju lat dziecinnych”, mieści się w paradygmacie polskiej literatury kresowej. Warto w tym miejscu przypomnieć proces mitologizacji, narastający w literaturze razem z zawężaniem się wschodnich granic Rzeczypospolitej i utratą przez nią wielonarodowego, federalnego charakteru3. Ewolucja pojęcia kresów rozpoczyna się od punktu wyjścia, będącego realnym, geograficzno-politycznym określeniem ziem wchodzących w skład XV — wiecznego państwa polskiego i dalej, poprzez stopniowe nasycanie się symbolicznym znaczeniem bastionu chrześcijaństwa (XVI i XVII w.), prowadzi do wyrazistego sformułowania „ethosu wygnańczego” w Epilogu do 2Por. Wojciech Ligięza, Problematyka\,miejsc wspólnych” we współczesnej polskiej poezji emigracyjnej, [w:] ktokolwiek jesteś bez ojczyznyTopika polskiej współczesnej poezji emigracyjnej. Studia pod red. Wojciecha Ligięzy i Wojciecha Wyskiela, Łódź 1995, s. 19—43. 3Zob. Stanisław Uliasz, literatura Kresów — kresy literatury. Fenomen Kresów Wschodnich w literaturze polskiej dwudziestolecia międzywojennego, Rzeszów 1994. 102 Pana Tadeusza, który stał się dla literatury kresowej rodzajem „poetyki normatywnej”. Bezwzględna apoteoza „tam” i deprecjacja „tu”, określana aspektem bezdomności, zarówno egzystencjalnej, jak i aksjologicznej, pozwala na artykulację trwałej miłości do nie istniejącego raju dzieciństwa. E. Czaplejewicz4 buduje model literackiego „tam” w oparciu o następujące reguły: — idealizacji, — niezmienności, — arkadyjskiej szczęśliwości mieszkańców, — świata małego, ale dobrze — bezpośrednio — znanego, — świata szczegółowo zapamiętanego. Wymienione powyżej reguły, będące efektem współdziałania czynników zarówno literackich, jak i politycznych i socjologicznych, nadały Mickiewiczowskiej Litwie znaczenie uniwersalnego aksjologicznego centrum, esencji kresowości. Zmiana statusu ontycznego kresów, obecna w literaturze poromantycznej, zwłaszcza zaś w 20—leciu międzywojennym, dokonała się w myśl indywidualistycznego pragnienia zakorzenienia i obrony prawa jednostki do pamięci. Dlatego też mówić można o nich jako o fenomenie kulturowym, narzędziu opisu i myślenia o świecie, niekoniecznie sankcjonowanym biograficznie: „Kresy są dziś przede wszystkim fenomenem jako kategoria kulturowa, to znaczy, że jawią się w przestrzeni symbolicznej i wysublimowanej, oznaczając pewien stan świadomości, typ wrażliwości i wyobrażeń, a mówiąc inaczej — wizję świata”5. W przypadku autobiograficznej prozy Chciuka, uśmiercone wyrokiem historii, Kresy, zostają poddane aktowi totalnego zawłaszczenia poprzez zatopienie, symboliczne — jak w przypadku Atlantydy — umiejscowienie na dnie oceanu. Historia poddana presji polityki, przeistacza się więc w jednostkową decyzję, a przedmiot rozpaczy, pozostając w ramach literackiego toposu, zyskuje aspekt prywatności. Trwanie Wielkiego Księstwa Bałaku gwarantowane jest wymiarem uczucia: „podobnie jak trwania wielkiej, największej miłości nie kończy nawet śmierć jednego z partnerów”6  *. Konsolacja, tak jak w XIX trenie J. Kochanowskiego, związana jest z pojawiającą się we śnie postacią matki. Jawi się ona jako akuszerka wspomnień z młodości i pozwala przeciwstawić przemijaniu władzę pamięci. Będąc inicjatorką i zakulisową uczestniczką wskrzeszanego świata, co ilustrują słowa: „to przecież jest Ona w każdym rozdziale czy opowiadaniu, przenika każdą chyba kartkę tej opowieści”1, nadaje mu piętno swej obecności, wyrażonej siłą organicznego związku matki z dzieckiem. Dlatego rzeczywistość Atlantydy i Ziemi księżycowej, w miejsce aspektu +Zob. Eugeniusz Czaplejewicz, Poetyka literatury emigracyjnej, [w:] „Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny J' 5Stanisław Uliasz, op. cit, s. 22 •6Andrzej .Chciuk, Atlantyda, londyn 1969, s. 221. ’’Tamże. 103  poznania, nabiera cech przedmiotu obdarzanego uczuciem. G. Bachelard, widząc w miłości dziecka do matki prefigurację każdego uczucia, przywołuje mit matki —natury i tłumaczy fascynację krajobrazem: „Kochamy góry nie dlatego, że są zielone, a morze nie dlatego, że jest niebieskie, choćbyśmy nawet sądzili, że właśnie te cechy budzą w nas zachwyt. Kochamy je dlatego, że w niebieskie morze czy w zieloną górę wciela się jakaś cząstka nas samych, nasze nieświadome wspomnienia. A ta cząstka nas samych, naszych nieświadomych wspomnień wiąże się z reguły z miłością lat dziecinnych, z uczuciami, jakimi darzyliśmy określoną istotę, przede wszystkim piastunkę, żywicielkę, jaką była matka ...”8. Obecność matki w sposób jednoznaczny przywołuje język dzieciństwa — dialekt kresowy. Matka wymusza—we śnie, który nawiedził narratora— zaistnienie bezładnych, pozbawionych naturalnego kontekstu słów, znaczących jedynie swym walorem dźwiękowym. O autonomicznym znaczeniu brzmienia bałaku świadczy przypominane wydarzenie: „...w Marsylii po ucieczce z niewoli usłyszawszy kogoś tak cudnie mówiącego po lwowsku, podbiegłem jak idiota do ich stolika i rozogniony tęsknotą spytałem ich najgłupiej jak można było, z radością w głosie, jak gdybym spotkał kogoś najbliższego: — To panowie zy Lwowa? — Nie. Nuwego Soncza — odparł tamten bóg mojej młodości, co miało znaczyć, abym im nie przeszkadzał w rozmowie”9. W przytoczonym powyżej fragmencie Ziemi księżycowej język, jakby wbrew znaczeniu słów, dokumentuje przynależność do zatopionego świata, daje możliwość znalezienia się—wbrew realiom historycznym i geograficznym — w Wielkim Księstwie Bałaku. Bezgraniczne zaufanie do jedynego autentycznego wyznacznika kresowości realizuje się poprzez postawę bezpośredniości, spontaniczności, szczerości właśnie. Komentarz narratora, opatrujący lwowski dialog, jest znakiem rozdwojonej perspektywy czasowej, powrotem z imaginacyjnego „wtedy” do realnego „teraz”. Owa pamięć przeszłości zazwyczaj towarzyszy literackiemu bytowi języka Bałaku, przynależy on bowiem postaciom tamtego świata, także narratorowi, uwidocznionemu w określonym momencie swego rozwoju — obywatelstwa Księstwa Bałaku. Jeśli zaś pojawia się w narracyjnym dyskursie — to na zasadzie inkrustacji, wyodrębnionego cytatu z dołączonym tłumaczeniem lub regułami poprawnej wymowy: „A czy pan bilit kupył? (akcent na y). I może mi jegu pokazać? Jeżeli delikwent bilet miał, to Cymbrykiewicz salutował”10. Komentarz mógł dotyczyć także etymologii, w wypadku poniższego fragmentu, niejasnej: 8Gaston Bachelard, Wyobraźnia poetycka. Wybór pism. Wyboru dokonał Henryk Chudak, przełożyli Henryk Chudak i Anna Tatarkiewicz. Przedmowa Jan Błoński, Warszawa 1975, s. 158. 9Andrzej Chciuk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 133. 10Tamże, s. 136. 104 „Zgoda — przyklepałem jego rękę, a on moją po drohobycku, na mohorycz. Takie przyklepanie na mohorycz (źródłosłów nieznany) było ważniejsze niż kontrakt, przysięga i adwokat”11. Język, prócz swego przyjemnego, rozczulającego brzmienia, prócz właściwości wyodrębniającej „narodowościowo”, nosi również znamiona kryterium etycznego. Wyrażenie „na mohorycz”, przynależne krajowi dzieciństwa, obrazuje swoisty kodeks moralny, który pozwala sytuować świat prozy Chciuka w kontekście kresowego mitu ładu, wyrazistych hierarchii i honoru jako narzędzia kreacji i oceny postaw ludzkich. Język wprowadza w kolejny krąg zagadnień, związanych z zaginionym światem Kresów: „Więc moją mieszaniną polsko-ukraińską tłumaczyłem mu, tyle ile tego ostatniego języka mogłem się nauczyć ze słyszenia. — Nu, da panimajesz, ja prychożu do chazjaja, daję etu wizitku słuzi, ona daje to chazjajowi, a win sobi peredstawlaje chto pryjszoł do nioho. I kak toj chazjaj nie chocze mene zobaczyty, to win czerez słuhu meni bałaka szczo joho ni ma doma. Proste, co?”11  12. Przytoczony akt komunikacji pomiędzy Polakiem i oficerem NKWD, w kodzie nie respektującym reguł żadnego określonego języka, po przezwyciężeniu trudności z odmienną mentalnością — a więc określeniu wspólnego kontekstu — zostaje bez zakłóceń zrealizowany. W ten sposób Atlantyda i Ziemia księżycowa sytuują się w obrębie mitologii Kresów. Jednym bowiem z jej istotniejszych elementów stała się tolerancja, otwartość, będąca praktyczną, życiową konsekwencją kulturowego federalizmu wschodnich ziem Rzeczypospolitej. Zróżnicowany wewnętrznie język Bałaku jest tego dowodem. Myślenie w kategoriach narodowych, wobec poczucia ponadnarodowej przynależności do Polski, ustępowało miejsca myśleniu w kategoriach zindywidualizowanej tożsamości, reprezentacji pewnych, odróżnialnych, osobistych jakości. Być może tolerancja obrazu kreowanego w Atlantydzie i Ziemi Księżycowej wynika z przyjętej optyki dziecięcej, gdzie brak utrwalonego systemu wiedzy o świecie pozwala obserwować kulturową inność jako jego pełnoprawny element. Ilustruje to fragment: „Chodzili tam czasem ludzie nazywani Słowakami —a więc był jeszcze jakiś naród poza znanymi mi już Polakami, Ukraińcami, Żydami, Niemcami, Węgrami i Cyganami”13. 11 Tamże, s. 170. 12 Tamże, s. 126. 13Andrzej Chduk, Atlantyda, s. 110. 105  Tolerancja jest więc funkcją zdziwienia, dziecięcej chłonności, którą charakteryzuje MJanion: „Zdaniem Schopenhauera, w dzieciństwie poznanie absorbuje nas bardziej niż pragnienie. Wiek dziecięcy dąży do czystego poznania, przyjemnego przedstawiania sobie rzeczy w wyobrażeniu (Sehn), natomiast w wieku dojrzałym rzeczy jawią się od strony bytu (Sein), przesyconej cierpieniem i troską; poznajemy je od przerażającej strony woli i pragnień. Czyste poznanie rzeczy w ich obiektywnym, radosnym bycie, przy uśpieniu sfery woli, to istota dziecięctwa ...”14. W przekładzie na język Bałaku zabrzmi to następująco: „Kiedy jest się młodym, to życie bierze się tak jak ono idzie i już. Niewiele je się analizuje, bo niewiele nawet rozumie. A dopiero potem nagle objawia się nam jego cała barwa i złożoność.”15 Czyste poznanie, połączone z przejmowanymi od matki nazwami, jest tworzeniem od początku własnego systemu wiedzy o świecie. Wydaje się bezinteresowne, właśnie pozbawione aspektu pragnienia, zniekształcającego semantykę. Podobnie jak oficer NKWD jest oceniany z racji swych intelektualnych możliwości, tak w świecie Atlantydy Żyd Chaimek, mimo widocznych elementów swej etnicznej przynależności, określony jest poprzez kategorie uniwersalnego ludzkiego cierpienia. Pierwotna, wynikająca z bezinteresowności poznania, semantyka Bałaku, wraz z włączeniem jej w obręb nie istniejącego świata kresowego w Atlantydzie i Ziemi Księżycowej zostaje wtórnie zniekształcona. Pogoda ustępuje miejsca nostalgii, a obojętność wobec rzeczywistości istniejącej zamienia się w stymulowane pragnieniem niemożliwego posiadania, cierpienie. Wizerunek świata rozpada się śladem rozszczepienia podmiotu na dziecięcego eksploratora i dorosłego narratora. Dziecięca czystość poznania poprzez swą szczerość dająca efekt totalności kreowanego świata, owocuje efektami rugowania ze świadomości narratora słów o znaczeniu zniekształconym, wziętych w niewolę ideologii. Przykładowa tęsknota za ojczyzną, spreparowana i przykrojona do politycznych wymagań PRL —u, wydaje się nieodpowiednia w kontekście niczym nie hamowanego oceanu wspomnień, składających się na Atlantydę i Ziemię księżycową. Wielkie Księstwo Bałaku zostaje przyrównane do niewdzięcznego kochanka darzonego uczuciem mimo świadomości jego wad16. Pojednawczy ton, obecny chociażby we fragmencie: „Ech, to był dziwny kraj to nasze Księstwo Bałaku: sploty, węzły i więzy, karbunkuły nabrzmiałe krzywdą i głupotą, tuż obok słonecznego uśmiechu i jakiejś śmiesznej braterskości i zrozumienia”17, daleki jest od ckliwości uMaria Janion, Wiersze sieroce Lenartowicza, [w:] Gorączka romantyczna, Warszawa 1975, s. 369. 15Andrzej Chciuk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 13. 16Zob. tamże, s. 36. 17 Tamże, s. 13. 106 sentymentalnego landszaftu, bo potwierdzony zarówno małością i głupotą, jak wielkodusznością obywateli Bałaku. Tak więc przypomnienie wydaje się być niekontrolowane, literacki obraz przedwojennego Drohobycza pozbawiony jest upiększającego filtru oddanej w służbę określonej tezy świadomości Co więcej, zdumiewającej chłonności, wpisującej się w istniejący już od sentymentalizmu i uprzywilejowany w romantyzmie mit dzieciństwa, towarzyszy zdumienie możliwościami drzemiącymi w ludzkiej pamięci. Autentyczność doznań, powiązana z zakorzenieniem w literackim świecie powrotów, obrazuje poniższy fragment: „...lecz wyjechałem z tamtych stron młodzieńcem jeszcze, więc kiedy to ja zdążyłem się tego wszystkiego napatrzeć? nałykać? narozumieć? Przecież to chyba nie żadna konwencja, żaden sztafaż, żaden odruch warunkowy, więc co mi kazało zostać urzeczonym? Czym? No, tymi obrazami, migawkami, obrazkami i asocjacjami napierającymi na mnie nagle po tylu latach, całym tamtym miąższem, arrasem.”18 Deklarowana niezależność od konwencji, naturalność, realizująca się w zmysłowości rozmaitych przypomnień, paradoksalnie pozostaje jedynie w sferze zamiarów. Jej werbalizację znamionuje osadzenie w tradycji, już to dzięki zastosowaniu archaicznej dziś konstrukcji zdania „wyjechałem... młodzieńcem”, nade wszystko poprzez zawarty w tej konstrukcji postulat zatrzymania, uwiecznienia młodości, wyzwolenia jej spod władzy czasu. Podobnie jak to uczynił Mickiewicz w „wierszu — płaczu”: „Faworyzacja przestrzeni jako wyraz uwieczniającego sposobu myślenia jawi się w przestrzennym obrazowaniu czasu. Nie mówi się o tym expressis verbis jak w Przeszłości Norwida, lecz za pomocą anaforycznego przyimka na wytrąca się z porządku następczego odcinki czasowe dzieciństwa, młodości i czasu męskiego, by je włączyć w układ symultaniczno —przestrzenny.”19, i w refleksji Chciuka „tamte strony” — przestrzeń — zdominowała upływ czasu, bezbronnego, bo, znów śladem liryków lozańskich, wyrażonego przez nieosobowe formy bezokolicznika. Achronologia wspomnień zyskuje wtórne uporządkowanie w postaci umiejscowienia w kontekście liryki Mickiewicza. A ponieważ wyraźnie widoczne to jest w warstwie ukształtowań językowych, można sądzić, że to proces spisywania nadaje ład — bezkształtnemu jak woda — natłokowi wspomnień. Co więcej, wymusza potrzebę hierarchizacji „nieuporządkowanych wspomnień (...) które by raz wreszcie trzeba jakoś wy sortować, ułożyć w kupki, spisać, skreślić podobne pozycje po obu stronach ...”20. To co, w chwili kokieterii, narratorowi Ziemi 18 Tamże, s. 6 — 7. 19Marian Maciejewski, Mickiewiczowskie „czucia wieczności" (czas i przestrzeń w liryce lozańskiej), [w:] Poetyka. Gatunek—obraz. W kręgu poezji romantycznej. Wrocław 1977, s 89. 20Andrzej Chciuk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 19. 107  księżycowej wydaje się warunkiem uwolnienia od ciężaru pamięci, w istocie stanowi jej podstawową regułę, która opiera się na kojarzeniu dwóch różnych układów tak, ażeby chaos jednego nabrał cech wiązanego z nim uporządkowanego szeregu.21 Reguła ta zyskuje realizację w metaforyce wodnej. Chaosowi, bezładowi wspomnień odpowiada obraz nie okiełznanego, ruchomego, pełnego życia oceanu („Ech, ileż to nitek w tym arrasie? Ileż to żyjątek w tym oceanie? Bożeż ty mój?”22), a ten przeciwstawiony jest konserwującym właściwościom nieruchomej wody, pod powierzchnią której drzemie Atlantyda — budowane ze wspomnień literackie Księstwo Bałaku. Naprowadza to na ślad Platońskiego świata idei. Drohobycka Atlantyda, pęczniejąca i rozpierająca fizyczne ograniczenia pamięci, okazuje się odwołaniem do idealnego porządku. Na mityczne znaczenie wody, uosabiającej trwanie, zwraca uwagę G. Bachelard. M. Maciejewski, interpretując zbudowaną na topice akwatycznej lirykę Mickiewicza, dołącza do tego rozumienia sensy ontyczne zawarte w Biblii.23 Tam przecież woda jest narzędziem działania Ducha Bożego, stwarza i unicestwia, symbolizuje czystość, jako źródło — daje życie. Podobnego, życiodajnego znaczenia, dopatruje się G. Bachelard, utożsamiając wodę z matką: „Można by powiedzieć, że dla wyobraźni materialnej woda podobnie jak mleko jest pożywieniem zawierającym w sobie wszystko”24. Unieśmiertelniająca właściwość wody, polegająca na dawaniu lustrzanego odbicia przybiera w autobiograficznych książkach Chciuka dość banalny obraz odbitego w wodzie księżyca. Narrator przebywa bowiem pomiędzy Atlantydą a ziemią księżycową, stoi na styku zatopionego świata przeszłości i nieosiągalnego świata marzeń. Buduje prywatny mikrokosmos — od głębiny morskiej po niebieskie przestworza. Światło księżyca, odbite w wodzie, rozjaśnia mroki Atlantydy, potwierdza jej samoistne trwanie, którego wartość nie podlega żadnym aktualnym fluktuacjom. „Kraj lat dziecinnych” w całości pozostaje — jako wartość - kategorialny. Narrator, wolny od prakseologicznych pragnień, odbudowuje go w oparciu o granice, które wyznacza partykularyzm wspomnień. Wielkie Księstwo Bałaku, obejmujące Drohobycz, Lwów i okoliczne krajobrazy karpackie, zawiera być może w nazwie aluzję do niemowlęctwa — tureckie wyrażenia „na bałyku” oznacza na czworakach. Językiem urzędowym jest tu bałak, a jedyną władzą — narrator, ujawniający się w potocznym dyskursie, zawierającym elementy gawędy. Świadczą o tym metatekstowe wypowiedzi w rodzaju: Możny by godzinami snuć gawędę i mieszałyby się tu rzeczy interesujące z mało isto21Por. Jerzy Ziomek, Retoryka opisowa, Wrocław 1990, s. 254. “Andrzej Chciuk, Ziemia księżycowa. Londyn 1972, s. 39. 23Zob. Marian Maciejewski, op. cit. 24Gaston Bachelard, op. cit., s. 171. 108 tnymi...”25. Strukturalne właściwości tak ukształtowanego języka narracji może wytłumaczyć B. Bettelheim: „Baśnie mogą oddziaływać w pełni — przynosić pociechę i przekazywać znaczenia symboliczne, zwłaszcza międzyludzkie — kiedy są dziecku opowiadane, a nie czytane”26. Powołanie się na autora pracy Cudowne i pożyteczne... jest w tym miejscu nieprzypadkowe, nie tylko jako argument na, gwarantowaną użyciem języka mówionego, autentyczność powrotu do dziecięcego świata fantazji Ucieczka od teraźniejszości, wyrażona w Epilogu do Pana Tadeusza słowami: „Przynosząc z miasta uszy pełne stuku, Przeklęstw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów, Za późnych żalów, potępieńczych swarów ...”27, szukanie pociechy w kreowaniu fikcyjnych światów dzieciństwa, przystaje do sytuacji narraq'i utworów Chciuka, czy w ogóle literatury emigracyjnej. Jej psychologiczne konsekwencje tak określa Bettelheim: „W okresach napięcia i zagrożenia człowiek na powrót szuka ulgi w dziecięcym wyobrażeniu, że on sam i miejsce, w którym żyje, stanowią centrum wszechświata”28  29. Powrót do baśni dzieciństwa okazuje się powrotem do jasnych układów wartości, do przejrzystości moralnej — w celu odzyskania nadkruszonych teraźniejszością sił. Atlantyda, symbolicznie zakończona zwrotem w bałaku, i Ziemia księżycowa, otwierająca przed Wielkim Księstwem Bałaku perspektywę pogodzenia z wiecznością, zaopatrzone zostają w akt własności, poważny majestatem dziecięcej zabawy i okupiony zwycięstwem nad śmiercią i własną słabością. Bo: „Każde dziecko wierzy, że pewnego dnia stanie się władcą królestwa, jakim jest własne życie. Baśń zapewnia, że nadejdzie czas, kiedy królestwo to będzie rzeczywiście należało do mego ... . Powrót do dzieciństwa, w przypadku Chciuka, to nie tylko partykularna próba utrwalenia raju dzieciństwa i nostalgiczny, dyktowany potrzebą zakorzenienia, wizerunek realnie istniejącej w przeszłości Arkadii. To przede wszystkim potwierdzenie naturalnego porządku świata, opartego na przemijaniu, śmierci. O ile więc generalnie dominantą emigracyjnej literatury wspomnieniowej wydaje się być dramatyczna ucieczka spod władzy czasu, o tyle książki Chciuka, 25Andrzej Chduk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 107. 26Bruno Bettelheim, Cudowne i pożyteczne. O znaczeniu i wartościach baśni, 11, Warszawa 1975, s. 277. 27Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, oprać. Stanisław Pigoń, Wrocław 1980, s. 615. 28Bruno Bettelheim, op. cit., s. 173. 29 Tamże, s. 240. 109  konstrukcyjnie zdeterminowane przez świadomość powszechnego przemijania, pozbawione złudzeń co do ontologicznego statusu kreowanego obrazu, przeciwstawiają nieuchronnej śmierci jedynie miłość. Ze skrzyżowania tych dwóch, wydawałoby się wykluczających wzajemnie wartości, powstaje nostalgia, elegijny ton, właściwy dla „smutno uśmiechniętych książek”30 Chciuka. Umarła przeszłość nie podlega tu reanimacji, trwa samoistnie i tylko dla siebie, a gwarantem jej istnienia w świadomości wydaje się być etyczny akt całkowitego oczyszczenia, bezwzględna szczerość, utożsamiana z obrazem niewzruszonej, przejrzystej oceanicznej wody. Elegijny ton i trwałe osadzenie w skali tradycyjnych wartości, mieszczące się w stworzonym przez J. Jarzębskiego pojęciu partykularyzmu literatury emigracyjnej31 tworzące określoną semantykę „wtedy” i „teraz”, zyskuje swoją wykładnię w zdysocjowanej warstwie językowej Atlantydy i Ziemi księżycowej. Bałak, najczęściej tłumaczony na język ogólny, funkqonuje jedynie poprzez swe oryginalne brzmienie, przywoływany — jako nośnik poetyckości i wyznacznik sakralności — przestaje być narzędziem przekazywania informacji, a zaczyna sam znaczyć cechami, które można określić następująco: „Bałak jest polskim dialektem południowo ^kresowym, śliczną mową o specyficznej melodii i kolorycie (...) Cechuje go bujność i kwiecistość, precyzyjny dowcip i tylko pozorna niedbałość. Ma strukturę synkretyczną (...) W bałaku interferują elementy heterogeniczne, żargonowe z potocznymi i ekspresy wnymi, słownictwo nacechowane emocjonalnie: pogardliwością, pobłażliwością, żartem lub spieszczeniem. W mechanizmach tworzenia słownictwa dużą rolę odgrywa obrazowość i metaforyczność”32. Funkcjonalne ograniczenia referencyjności języka bałaku na rzecz semantycznej autonomiczności sytuuje prozę Chciuka blisko jego utworów lirycznych, czego przykładem jest Pamiętnik poetycki. Wydaje się iż w twórczości autora Atlantydy formalne podziały genologiczne zdominowane zostały przez uniwersalizm, pojmowany jako eksploracja wspólnych dla wszystkich ludzi pokładów tęsknoty, miłości, przywiązania. Perspektywa wieczności i osadzenie pojedynczej egzystencji w przestrzeni kosmicznej—pomiędzy dnem oceanu i ziemią księżycową — wyznacza partykularyzmowi twórczości Chciuka wymiar szczególny, włącza ją bowiem w wiecznie 30Andrzej Chciuk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 116. 31Zob. Jerzy Jarzębski, Partykularyzm i uniwersalizm w literaturze polskiej emigracji, „Ruch Literacki” 1993, z. 4. 32Bolesław Hadaczek, Kresy w literaturze polskiej XX wieku. Szkice, Szczecin 1993, s. 154—155. 110 aktualny ciąg pytań i odpowiedzi: „na pewno już nic większego nigdy o Księstwie Bałaku nie napiszę, może jakiś drobiazg, wiersz, felieton, uzupełnienie, ciągłość tej samej wiecznej ludzkiej prawdy, wiecznej jak niebo i ziemia prawdy, że się kocha własną ziemię (...) To ludzkie spojrzenie na wszystko jest w życiu najbardziej potrzebne, szczególnie gdy się ma pewne sprawy i rachunki z pewną ziemią pełną łez i krwi, miłości i krzywdy — uporządkować”33. 33Andrzej Chciuk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 116. 111  ELŻBIETA WRÓBEL O POWIEŚCI REPORTAŻOWEJ HANNY KRALL Problematyka gatunku Hanna Krall odbierana jest powszechnie przede wszystkim jako mistrzyni współczesnego reportażu. Jednak klasyfikować i interpretować jej twórczość wyłącznie w kontekście tego właśnie gatunku jest uproszczeniem, które co prawda ułatwia poruszanie się po meandrach literatury, ale jednocześnie powoduje, iż wielobarwna, różnorodna twórczość autorki „Zdążyć przed Panem Bogiem” staje się po prostu czarno-biała. Hanna Krall wyraźnie przełamała konwenqę gatunku „czystego faktu”, sięgając do bardziej różnorodnych atrybutów literackich. Powodują one, iż takie utwory jak Okna czy Sublokatorka stają się czymś więcej niż zwykłym reportażem. Twórczość Krallowej jest przejrzystą ilustracją drogi, jaką przeszedł reportaż z obszarów pogranicza literackiego do epickiego centrum. Jej utwory to także dowód na przemiany, jakie współcześnie zachodzą w obrębie „literatury faktu”. Hanna Kral tak komentuje powstanie Sublokatorki: „Tyle lat pisania reportaży strasznie uzależnia od rzeczywistości, realnych ludzi, zdarzeń słów od tego co podsunie życie. Ma się w końcu ochotę napisać nie jak było, lecz jak mogło być. Okazało się, że proces uzależniania się od faktu dosłownego jest trudniejszy niż myślałam”.1 Wypowiedź tę traktować możemy jako wyraźnie zaznaczającą się tendencję przejścia pisarki od reportażowego autentyzmu — ,jak było” do powieściowego realizmu — ,jak mogło być”. Opowiedzenie się za określoną konwencją i kategorią estetyczną musi zaowocować jednoznacznymi konsekwenqami literackimi. W przypadku twórczości Krallowej te konsekwencje nie są tak 1Najwyższy wymiar, (rozmowa Mirosława Ratajczaka z Hanną Krall), Odra 1990, nr 3. 113  oczywiste. To wspomniane „opowiedzenie się za” jest jak gdyby nie dokończone, nie wyczerpane, raczej otwierające wiele możliwości, niż zamykające i wyznaczające granice obszaru teoretyczno —estetycznego, po którym porusza się autorka Sublokatorki. Utwory Krall, znajdują się między dwoma genelogicznymi obszarami. Pierwszy z nich to — „fakt dosłowny” — wypływający z literackiego autentyzmu, a gatunkowo objawiający się w reportażu. Granicę drugiego obszaru wyznacza kreacja świata pozaliterackiego charakterystyczna dla realizmu, a krystalizująca się w powieści. Punktem przecięcia się tych dwóch obszarów jest powieść reportażowa, będąca swoistą literacką wypadkową realizmu i autentyzmu. Takie usytuowanie tego gatunku spowodowało, że od momentu swoich narodzin uwikłany on został w szereg dyskusji estetycznych, teoretycznych, genologicznych, podporządkowanych często szermierce ideologii. Nie ułatwiło to wytworzenia się wzorca gatunkowego. Dlatego też współcześnie umiejscowienie powieści reportażowej w genologii jest dość skomplikowane. Jest ona „literackim zbiorem” elementów wspólnych, pochodzących zarówno z gatunku powieści, jak i reportażu. To „forma hybryda” spowodowała, że poszczególne elementy trudno przypisać któremukolwiek obszarowi. Sublokatorka — najbardziej znana chyba powieść reportażowa Hanny Krall — jest właśnie taką hybrydą. Bogdan Klukowski w recenzji tej książki pisze: „Reporter korzysta tu z usług fikcji literackiej, lecz równocześnie nie może się uwolnić od rzeczywistości — od zdarzeń i ludzi, których autorka spotyka i z którymi obcuje do chwili obecnej”.2 Reporter i fikcja literacka? — To przecież dwa wykluczające się wzajemnie zjawiska. Aby pokazać ogromną przepaść między takim zestawieniem w obrębie jednego tekstu, wystarczy przypomnieć słowa innego mistrza reportażu, Krzysztofa Kąkolewskiego, który stwierdza: „Fikcja jest w reportażu przyznaniem się autora do niemożności czy nieumiejętności zdobycia faktów prawdziwych. Kreacja niszczy reportaż, deformując fakty... Złamanie tej konwencji byłoby przyjmowane jako dezinformacja, podcinałoby podstawy istnienia reportażu”.3 2Bogdan Klukowski: Komu Pamięć, komu Zapomnienie, Nowe Książki. 1990, nr 10. 3Krzysztof Kąkolewski: Hasło reportaż, [w:] Słownik literatury polskiej XX w., red. nacz. Janusz Sławiński, s. 934. 114 To, co w reportażu stałoby się klęską, w powieści reportażowej zyskuje nową jakość. Sublokatorka staje się tekstem, istnieje on poprżez swój dualizm gatunkowy. Mamy tu asertycznego reportera, który przedstawia się z nazwiska. „Kiedy dostałam list od żołnierza, który służył pod majorem Krallem (załóżmy na chwilę, że ja, narratorka, noszę nazwisko osoby będącej autorką niniejszej książki)”.4 To bardzo wyraźne pierwszoosobowe ujawnienie się narratorki, która utożsamia się z podmiotem czynności twórczych zaczerpnięte jest z reportażu. Jacek Maziarski, wymieniając dominanty kompozycyjne reportażu, stwierdza, że: „Narratorem reportażu jest ujawniony i autentyczny podmiot autorski” a dalej dodaje: „...w reportażu zachodzi intencjonalne utożsamienie tego kto opowiada (narratora) i tego, o kim jest mowa, z osobą autora”.5 Natomiast, gdy mowa jest o życiu Marii i Marty, przemienia się reporterka w fingującego opowiadacza, rodowodem bliższego epice. W Sublokatorce mamy więc do czynienia z dwiema narratorkami, które swoją konstrukcję zawdzięczają odmiennym usytuowaniom gatunkowym. Charakterystyczne jest to, iż nigdy nie dochodzi do spotkania, czy nawet skrzyżowania się tych płaszczyzn narracyjnych. Zapobiega temu specjalny układ rozdziałów, które na przemian dotyczą wątku majora Kralla albo losów Marii i Marty. Równolegle współistnieją tu epickie opowiadanie i reporterskie sprawozdanie. Taka budowa i kompozycja chroni Sublokatorkę przed utratą spójności tekstu. W tym momencie warto przypomnieć, iż „chaos kompozycyjny” wynikający z nakładania się wzajemnego powieści i reportażu był jednym z pierwszych zarzutów formułowanych wobec powieści reportażowej6. Współcześnie gatunek ten zdecydowanie broni się przed tym. Świadomość sylwiczności, z której zdają sobie 4Hanna Krall: Sublokatorka, Warszawa 1985, s. 10. 5Jacek Maziarski: Anatomia reportażu, Warszawa 1964, s. 22. 6Zob. M. Romiński, Powieść i nowela reportażowa, „Skamander”, 1935, t.8, z.58. 115  sprawę osoi posługujące się nią, powoduje, że powieść reportażowa wybiera strukturę nadrzędną, scalającą tekst — jest nią powieść. Ryszard Nycz tak oto komentuje to zjawisko: „Świadomość znaczenia powieści jako głównego gatunku wypowiedzi narracyjnej towarzyszy zarówno pisarzom, jak czytelnikom czy krytykom. Wiąże się to zapewne z jej genologiczną ekspansją do rangi nadrzędnego wzorca wypowiedzi, gwarantującego minimum spójności i nacechowania koniecznymi normami literackości.”7 W tym samym artykule Ryszard Nycz stwierdza, iż nadrzędność jednej struktury nad drugą możliwa jest do zasygnalizowania w tekście, poprzez istnienie superkodu spełniającego funkcje metatekstowe. Wpływa to na sposób odbioru tekstu przez odbiorcę. Hanna Krall taki superkod tworzy. Pierwszą wskazówkę odnajdujemy często już w podtytule, gdzie określona zostaje przynależność gatunkowa. W jednym wydaniu znajdują się „Trudności ze wstawaniem” — Reportaż oraz Okna w podtytule — Powieść. Zarówno słowo Powieść jak i Reportaż pisane są wielką literą, co świadczy o randze podanej informacji. Dzieje się tak również w Hipnozie, gdzie pierwszy utwór nosi nazwę Powieści dla Hollywoodu. Krallowa tworzy swój metajęzyk przez obnażanie swojego warsztatu pisarskiego. Jej teksty są quasi —autotematyczne. Warto przypomnieć fragment z Sublokatorki: „przez cały dzisiejszy dzień leżę na materacu typu yogi i rozmyślam o wczorajszej nocy spędzonej w pana towarzystwie, która upłynęła nam na dziadkach. Najpierw był Sen o bezgrzesznej i dziadkowie artykułów. Artyści zeszli ze sceny i opowiadali o swych przodkach chodziło pewnie o ciągłość historii, czy o przybliżenie historii...” „A moi dziadkowie”8 i dalej odnajdujemy słowa: „Siedzę i układam nowy życiorys mojemu ojcu”9 7Ryszard Nycz: Sylwy współczesne. Problemy konstrukcji tekstu, s. 26. 8Hanna Krall: Sublokatorka, op. cit., s. 10. 9 Ibidem, s. 11. 116 Moment narodzin tej powieści Krall, opisuje także w jednym z wywiadów, gdzie czytamy: „Znowu przypadek. Byłam na Śnie o bezgrzesznej Jarockiego w Krakowie. Aktorzy pokazywali zdjęcia swoich dziadków. Dziadek legionista, dziadek walczący w armii rosyjskiej lub austriackiej. Pełno ich było, wszyscy tacy udokumentowani. Furia mnie ogarnęła, bo nie mam zdjęć i udokumentowanego dziadka. Tak narodził się major Krall.”10 *Wypowiedź tę możemy traktować jako komentarz, wskazówkę pełniącą funkqę metatekstu. Charakterystyczne jest to, iż elementy superkodu Krall, należy rozpatrywać uwzględniając całość jej twórczości. Każdy kolejny tekst zaświadcza o poprzednim. W Powieści dla Hollywoodu odnajdziemy taki fragment: „Pozostałam już tylko ja. Ponieważ napisałam Zdążyć przed Panem Bogiem, w którym widać, że rozumiem Żydów, i napisałam reportaże Sześć odcieni bieli, w którym widać, że rozumiem miłość. A te dwie sprawy muszę rozumieć, by napisać książkę o niej”.11 Teksty autorki Tbudności ze wstawaniem wzajemnie korespondują ze sobą. Wpływa to na odbiór jej książek. Są one odczytywane jak „literatura faktu”, niezależnie od tego, czy w podtytule znajduje się słowo powieść, czy reportaż. Dzieje się tak, gdyż superkod Krall, bardzo silnie apeluje do odbiorcy. Odbiorca jest aktywnym współuczestnikiem jej tekstów. Nikt z czytających nie podda w wątpliwość tego, o czym ona pisze w swoich książkach. Stwierdzając wcześniej, iż gatunkiem dominującym w sylwicznej strukturze powieści reportażowej jest powieść, która kompozycyjnie scala tekst, korzystając z tego, iż wciąż jest ona gatunkiem niegotowym — używając określenia Bachtina — gatunkiem, który dominuje w świadomości odbiorcy tekstów Krall, jako reportaż. Cała narracja zostaje podporządkowana właśnie reportażowi. W powieści autorki Hipnozy, „czysty reportaż” staje się chwytem literackim, co pozwala nam traktować powieść reportażową w kategorii mimetyzmu formalnego, tak, jak to rozumie Michał Głowiński: 10Ciemiński Ryszard: Benęfis Hanny Krall: Nowe Książki 1990, nr 10. “Hanna Krall: Okna, Warszawa 1990, s. 153. 117  naśladowanie środkami danej formy innych wypowiedzi, form literackich, paraliterackich, pozaliterackich oraz to także częste zjawisko — tych lub owych postaci potocznego kontaktu językowego”.12 Zastosowanie „mimetyzmu formalnego” pozwala zniwelować granice między autentyzmem, a tylko powieściowym realizmem. Użyta forma językowa, odwołująca się do reportażu, czy nawet notatki prasowej, ma zaświadczyć o asercji całej przestrzeni tekstowej. Wątpić trudno czytelnikowi, czy uznać bohaterów Hipnozy bądź Okien za ludzi wyłącznie książkowych, gdy tak oto jeden z nich zostaje przedstawiony: Ojciec Pauli. „Urodzony w 1905 r. w Działoszynie; syn studniarza z Czapel; w 1930 r. ożenił się z córką właściciela tartaku; komunista, uczestnik wojny domowej w Hiszpanii i francuskiego Ruchu Oporu; deportowany do Polski w 1946 r., pracował w organach administracji państwowej; w 1956 poszedł na emeryturę; w 1958 zdał maturę eksternistyczną; obecnie w Warszawie”.13 Prezentacja bohatera jest niemalże sceniczna, wręcz namacalna fizycznie. Sąsiaduje ona z zupełnie odmienną wypowiedzią narratorki: „Resztę trzeba wymyśleć. Wymyślę włosy, oczy, sny, ludzi i trochę przedmiotów. (Ach jak już zależy ode mnie zechce, to schudnie, zechce, to przyśni jej się strach. Ode mnie zależy, czy otrzyma talent i czy naprawdę będzie lubiła to, co robi się w łóżku. Tak, ja też się uzależnię od niej, ale to ja jednak zamknę ją w książce, jak za szafą a przez okładkę przecież mi się nie wymknie”.14 Bohaterce tak opisanej narratorka z góry wyznaczyła tylko przestrzeń świata, który od jej własnego da się oddzielić okładką książki. Zauważalny jest tu zachwyt i rozkoszowanie się władzą, jaką posiada epicki narrator. Mamy tu jednocześnie do czynienia z aktem literackiej kreacji, dzięki sięgnięciu po czysto epickie atrybuty, jak i stwarzanie iluzji rzeczywistości uzyskanej dzięki naśladowaniu formy reportażowej. Przyznanie się narratorki do „niewiedzy” jest wystarczającym umotywowaniem „zmyślenia”. Zdanie: 12Michał Głowiński: Gry powieściowe. Warszawa 1973, s. 64. 13Hanna Krall: Okna, Warszawa 1990, s. 153. 14Ibidem, s. 153. 118 „Resztę trzeba wymyśleć”15 sprawia, że tekst staje się bardziej wiarygodny. To swoisty paradoks, kiedy „zmyślenie” staje się bardziej wiarygodne od faktu. Krall w reportażach także przyznaje się, że jako reporterka nie zna wszystkich okoliczności opisywanego zdarzenia. A jednak nikt nie cieszy się większym zaufaniem wśród czytelników niż właśnie Krall. Rodzi się więc wątpliwość, w jakim celu pisarka sięga po ten właśnie gatunek, miesza plany i sposoby wyrażania rzeczywistości. Odpowiedź zyskujemy, gdy przytoczymy słowa Janusza Lalewicza, odnoszące się do roli, jaką spełnia w tekście mimetyzm formalny: „Oprócz konotacji czy znaczenia indeksalnego naśladowana forma ma znaczenie w sensie ściślejszym: jest pewną formą artykułowania rzeczywistości”.16 Krall artykułuje rzeczywistość, w której czysty raqonalny fakt przestał istnieć. Bohaterami jej utworów są ludzie pogranicza ideologicznego, kulturowego, narodowego, którym historia odebrała prawdziwy życiorys. Wszyscy oni zahaczyli swoimi losami o II wojnę światową. Odtworzenie pełnego przebiegu życia jest niemożliwe. Maria, Marta, Paula to „kobiety autentyczne o losach wysoce prawdopodobnych”, ale nikt nie jest w stanie do końca o nich zaświadczyć. Dlatego reporterka zmienia się w epicką narratorkę. Krallowa opisuje w „powieściach reportażowych” historie ułomne, które czytelnik musi sam dokończyć, uzupełnić dopowiedzieć. Nieprzypadkowo niemiecki przykład Tańca na cudzym weselu zostanie zastąpiony nazwą l£goland. Trzeba z wielu klocków układać świat powieści reportażowej Hanny Krall. Dla Krall, powieść i reportaż to przede wszystkim fakt różnie rozmieszczone i sfunkq'onalizowane w strukturze utworu. Wzajemne przenikanie się tych dwóch gatunków powoduje zarówno odświeżenie powieści jak i reportażu. Autorka książki Zdążyć przed Panem Bogiem nie jest pierwszą, która łączy te dwa, wydawać by się mogło odrębne światy. Pruszyński, Kąkolewski a nawet Wańkowicz podążali w tym kierunku. Przełom stanowiły utwory Ryszarda Kapuścińskiego. Krall dysponując sobie właściwymi środkami pokazuje, ile jeszcze możliwości stoi przed współczesną powieścią. 15Ibidem, s. 153. 16Janusz Lelewicz: Mimetyzm formalny i problem naśladownictwa w komunikacji literackiej, [w:] Tekst i fabuła, Studia pod redakcją Cz. Niedzielskiego i J. Sławińskiego, s. 40. 119  BEATA CZUBAJ Z PROBLEMÓW STYLIZACJI W PROZIE WIESŁAWA MYŚLIWSKIEGO Stylistyka zaliczana jest do dyscyplin językoznawczych, ponieważ bada materiał językowy dzieła literackiego jak każdego innego komunikatu językowego. Jednakże stylistyka nie odtwarza ogólnych zasad systemu językowego, analizuje jedynie zastany materiał językowy, określa pod względem funkcjonalnym składniki wypowiedzi, ich pochodzenie i stosunek do zwyczajów językowych, czyli tzw. stylów językowych.1 Sytuację współczesnej stylistyki jako nauki próbowało określić wielu badaczy literatury. Jerzy Paszek w pracy Styl powieści Wacława Berenta1  2 przedstawił dwie antynomie stylistyki jako metody badawczej. Pierwsza polega na ambiwalentnym stosunku do tej dyscypliny naukowej, gdyż z jednej strony podkreśla się jej wyjątkową ważność, z drugiej powątpiewa w jej możliwości.3 Autor przytacza kilka różnych wypowiedzi na temat stylistyki. I tak Daimas Alonso pisał, że: „Stylistyka będzie jedyną nauką o literaturze”.4 Zaś Roland Barthes stwierdził, że stylistyka może być zaledwie pewną nauką o literaturze.5 Julian Krzyżanowski określił stylistykę jako „umiejętność rzemieślniczą”, przy czym zaznaczył, że określenie to nie ma być lekceważącym i ujmującym. Uznał, że co prawda, przedmiot badań stylistyki tj. forma zewnętrzna dzieła literackiego uległ zaniedbaniu, to jednak stylistyka jest dość wąską dziedziną, by mogła zaistnieć jako nauka samodzielna.6 1E. Miodońska—Brookes, A. Kulawik, M. Tatara: Zarys poetyki. Warszawa 1974, s. 273. 2J. Paszek: Styl powieści Wacława Berenta. Katowice 1976. 3Ibid., s. 12. 4D. Alonso: Esej o metodach i granicach stylistyki. WTBL T. 1, s. 83. 5R. Barthes: Krytyka i prawda. WTBL T. 2, s. 122. 6Z. Klemensiewicz: Nauka o literaturze. Wrocław 1968, s. 79. 121  Druga antynomia polega na „kontrowersji wokół tego, czy stylistyka powinna być wyspecjalizowaną dziedziną językoznawstwa, czy literaturoznawstwa”7? Niekiedy przy omawianiu tego zagadnienia mówi się także o stylizacji, i tak językoznawca Aleksander Wilkoń w pracy O stylizacji językowej wyróżnił dwa typy stylizacji: literacką i językową.8 Praska szkoła strukturalna stoi na stanowisku, że fundamentem stylistyki powinna być lingwistyka.9 Rosyjski naukowiec Cziczerin powiedział zaś, że: „...badacza literatury interesuje to, co pozostaje całkowicie poza sferą zainteresowań lingwisty, kategoria stylu pisarza to nie lingwistyczna, lecz literaturoznawcza kategoria, gdyż pojęcie stylu zakłada jedność słowa i obrazu, obrazu i kompozycji, kompozycji i idei utworu poetyckiego.”10 Michaił Bachtin pisał, że: „Właśnie niejednorodność mowy, a nie jedność znormalizowanego języka ogólnego stanowi fundament stylu.”11 Czerpanie więc z różnych odmian języka jest istotą stylu pisarza. Bachtin dodał także, iż: „Najbardziej charakterystyczną i jasną formą wewnętrznie zdialogizowanego wzajemnego oświetlania się języków jest stylizacja.”12 Ponieważ jak pisze Henryk Markiewicz: „Spór o znaczenie terminów to najbardziej jałowe zajęcie w humanistyce”13 można na tym poprzestać i gdziekolwiek umieścilibyśmy stylistykę i jakiekolwiek znaczenie jej dalibyśmy pozostanie faktem, że jest ona dyscypliną dość zaniedbaną, podobnie jak temat stylu Wiesława Myśliwskiego, dotąd nie opracowany. Problem pojawia się już bowiem w momencie, gdy uświadomimy sobie, że styl tego pisarza reprezentowany przez trzy powieści Nagi sad, Pałac i Kamień na kamieniu obejmuje takie zagadnienia jak stylizacja na gwarę, język potoczny, styl retoryczny, przemówień, listu czy publicystyki prasowej okresu komunizmu. Natomiast użycie pojęcia stylizacji w odniesieniu do twórczości nurtu wiejskiego nie jest taką prostą sprawą, bo jak pisze Tadeusz Budrewicz: „...rzecz idzie nie o proste naśladowanie czegoś, ale o tworzenie w ten sposób nowych form i treści, o taką konstrukcję języka, która mogłaby oddać adekwatność współczesnego człowieka wpisanego w żywą wciąż, wielowiekową kulturę ludową i w tej tradycji poszukującego źródła własnej tożsamości.”14 ’Omówienie drugiej antynomii na podstawie: J. Pasze: op. cii., s. 13. 8A. Wilkoń: O stylizacji językowej w literaturze. „Roczniki Literackie” 1974, nr 6, s. 364. 9J. Paszek: op. cit., s. 13. l0Ibid, s. 14. UM. Bachtin: Słowo w powieści, [w:] Problemy literatury i estetyki. Warszawa 1982, s. 141. 12Ibid., s. 206. 13H. Markiewicz: Morfologia dialogu [w:] Wymiary dzieła literackiego. Warszawa 1984, s. 61. 14T. Budrewicz: Z problemów stylizacji w prozie nurtu wiejskiego, [w:] O języku literatury, Katowice 1981, s. 183. 122 Ewa Pindór zauważa: „Stylizacja na język potoczny, na mowę żywą zależy od sytuacji, w jakiej aktualnie znajduje się postać mówiąca. W Pałacu jest to zdeterminowane przez osoby, z którymi Jakub — dziedzic prowadzi dialog. Rozmowy z kuzynem, z hrabią dotyczą spraw i tematów towarzyskich”15, rozmowy ze służącymi widzenia pana przez poddanych, kobiet, żony: „Ja jej nigdy nie umiem tak powiedzieć. Nawet jak sobie ułożę, nauczę się jak pacierza, to wystarczy, że ją ujrzę, że podniesie swoje oczy na mnie, a wszystko mi się przeinacza, plącze i wstyd mnie oblewa.”16 Zwroty: „przeinacza się” i „wstyd mnie oblewa” są zaczerpnięte ze źródeł mowy potocznej, gdyby trzeba było użyć literackiego sformułowania powiedzielibyśmy raczej: „zmienia się” i „wstydzę się”. Podobnie jest w Nagim sadzie, gdzie narracja ma tonację subiektywno — uczuciową17, styl potoczny jest najwyraźniej widoczny w tych miejscach, gdzie narrator — syn mówi o swym związku emocjonalnym z ojcem lub jego braku, tam, gdzie opowiada właśnie o ojcu. Ma to swoje uzasadnienie: nie sposób przemawiać sentencjonalnie (a takich fragmentów jest w powieści bardzo wiele), gdy chodzi o proste sprawy i powszednie czynności prostego człowieka. „Ale i czytanie mi nie szło, patrzyłem na litery, a modliłem się, żeby matka wróciła.” „Wyciągał kapciuch z machorką, wydmuchiwał z książeczki bibułkę, potem gmerał w niej palcami długo i zawile.”18 Związki frazeologiczne takie jak „czytanie mi nie szło”, „gmerał w niej” mają wyraźnie strukturę potocznego języka, pierwszy zwrot zawiera ponadto element bardzo częsty w mowie żywej — zaimek konwencjonalny „mi” w skróconej formie celownika. Podobnie całe wyrażenie „modliłem się, żeby matka wróciła” ma zdecydowanie idiomatyczny charakter, nie można bowiem traktować go dosłownie, chodzi tu przecież raczej o życzenie, pragnienie powrotu matki, niż odmawianie prawdziwej modlitwy. Właśnie w języku potocznym funkcjonują zwroty: modlić się o coś — zanosić prośbę, modlić się do kogoś — być nim zafascynowanym, podziwiać go, modlić się do czegoś — zwlekać z czymś, odwracać uwagę (np. nie jesz, tylko modlisz się do talerza). Halina Kurkowska pisze: „Podstawowy zapas środków leksykalnych i składniowych stylu potocznego oraz system gramatyczny jest zasadniczo taki sam jak w innych stylach, dostrzec 15E. Pindór: Proza Wiesława Myśliwskiego. Katowice 1989, s. 98. 16W. Myśliwski: Pałac. Warszawa 1977, s. 222 17E. Pindór: op. cit., s. 12. 18W. Myśliwski: Nagi sad. Warszawa 1977, s. 26. 123  jednak można również pewne charakterystyczne cechy tego stylu zarówno w fonetyce i morfologii, jak w słownictwie i składni.”19 Oto niektóre z takich cech charakterystycznych. W języku wszystkich powieści pojawiają się kolokwializmy, a więc zwroty, które występują tylko w mowie np.: umachany człowiek jak nieboskie stworzenie (Kk 77) noc ciemna że oko wykol (Kk 116) chcesz mnie do grobu wpędzić (Kk 116) jak zbóje patrzą na nas spode łba (Kk 117) spojrzał, puścił oko do mnie (Kk 195) pyskowali, rzucali się, a ja nic (Kk 112) złość go pewnie wzięła (P 291) zgaga, powiadasz cię piecze (P 288) tak sobie nim głowę nieraz nabiję (Ns 38) Właściwe dla polszczyzny mówionej jest urabianie neutralnym stylistycznie nazwom przedmiotów lub czynności synonimów potocznych o różnej wartości emocjonalnej, np. głowa - łeb, łbem tylko potrząsnął (Kk 118) twarz — japa, trzasnąłem w tę roześmianą jeszcze japę (Kk 117) ręce — łapy, „Na drugi dzień przepisałem list na nowo, bo był cały poświniony od Ryśkowych łap” (Kk 80). Zdarza się jednak, że takie augmentatywy są emocjonalnie obojętne, a ich użycie wynika z ogólnej prawidłowości języka ludowego, a nie chęci dosadnego wyrażenia się. W Pałacu jest też wiele synonimów słowa dziewczyna, kobieta. Takie wyrażenia, jak: „ulepy, nie dziewuchy”, „dziewuchy, jak drzewa”, „dziewki urodne” (P 244), ,już mi się znudziły kobiety — damy, kobiety — anioły, kwiaty, gwiazdy, synogarlice” (P 330). O ile pierwszą grupę stanowią nazwy wyrażające zachwyt, podziw pana dla wiejskich dziewczyn, o tyle druga część to wyrażenia oddające, co prawda, pańskość, wyniosłość i klasę kobiet „pałacowych”, ale i wskazujące na pewną pobłażliwość pana, znudzenie wyrafinowaniem urody i sposobu bycia. Zwrócić należy uwagę na bogactwo oryginalnych porównań typu: „...a ten jakby w dyszel wyrżnął nosem, oczy mu się maślane zrobiły” (Kk 112) „...łbem tylko potrząsnął, jakby mu ktoś wiadro wody wylał na łeb” (Kk 112) „...spity jak Świnia” (Kk 135). Szczególnie wiele jest zaś porównań, które można by nazwać nie tyle potocznymi, co naturalnymi. Wiadomo bowiem, że w mowie żywej tropy stylistyczne jakimi 19H. Kurkowska, S. Skorupka; Stylistyka polska. Zarys. Warszawa 1966, s. 235. 124 są porównania występujące dość często (np. podobni jak dwie krople wody, pasuje jak pięść do nosa i in.). W powieściach Myśliwskiego są to porównania wynikające z codziennego obcowania z ziemią, naturą, zwierzętami, stąd tak często porównuje zjawiska życia powszedniego właśnie do rytmu przyrody, zwyczajów zwierząt np. „rozżalił się jak dziecko, któremu ptak uciekł z garści” (NslOl) „Kiedy miał kosę klepać, wstawał wcześniej niż zwykle, zanim jeszcze słonce wydobrzało. Tak że gdy ja wstawałem, świat już był pełen bezdźwięcznego, suchego stukania, jak gdyby pierworodnego dla wszystkich porannych odgłosów, świergotania ptactwa, skrzypienia wozów, porykiwania bydła.” (Ns 131) „... przeróżne wonności osnuwały człowieka jako oprzęd, duszne, ostre, i drażniące” (P 193) „Biało tu było, jak gdy bielone płótno suszy się w słońcu, albo kiedy w sadach kwitną jabłonie” (P 196) „Niech mnie i zamuli, ale najem się jak wieprz” (P253) „Tarmoszą ją jak psy ścierwo” (P 388) „...opływały go łagodnie jak rzeka kamień” (Ns 171). Interesujące przykłady na zastosowanie mowy potocznej w funkcji języka artystycznego znaleźć można w obrębie składni Jednym z nich jest zjawisko zamiany funkcji zaimków wskazujących, które stają się partykułami o funkcji wyłącznie ekspresy wnej. Szczególnie dużo przykładów dostarcza język Kamienia na kamieniu: „... ale to leje i leje” (Kk 77) „... ile mnie ten grób kosztował będzie” (Kk 89) „... no i te ostrogi miałem całe we krwi swojej i gniadego” (Kk 95) „... nie pij tak tej wody, bo z sił opadniesz” (Kk 109) „... nie miałem im co dać prócz tej mąki” (Kk 112). W mowie potocznej używa się tych zaimków po to, by wzmocnić wypowiedź, zabarwić ją emocjonalnie. We wszystkich wyżej przytoczonych przykładach widoczne jest, że mówiący dokładnie wie o jaką rzecz, czy zjawisko chodzi, więc by je przybliżyć nie musi używać zaimków wskazujących. Podobnie rzecz się ma z występowaniem w powieściach tzw. zaimków konwencjonalnych. Zjawisko to występuje wyłącznie w mowie żywej. U Myśliwskiego pojawiają się przede wszystkim dwa zaimki:, ja” w skróconej formie celownika „mi” i „ty” w skróconej formie „ci” np. „...nie trzaskaj mi tu drzwiami, kiedy dom już nie twój” (Kk 85) „...o tej porze gdzieś tak zmarł mi” (P 291) „...od mojego ci wara” (Kk 114) „...zasiadam więc ci i konia” (P 236). Formą występującą jest też zaimek sobie w postaci „se” np. „...ale se kurdupla znalazł” (Kk 117) 125  „...nakraj se wiśniowych liści” (Ns 48). Jest to forma uznawana w języku ogólnym za niepoprawną, użycie jej jest błędem językowym, choć w mowie potocznej występuje bardzo często. Artur Sandauer tak ocenił tę właściwość stylu Myśliwskiego polegającą na wprowadzaniu do wypowiedzi wyrażeń niegramatycznych: „W ogóle zaś Myśliwski gwiżdże na poprawność gramatyczną i to mu się chwali. Cecha to ogólniejsza: specyfika pisarza chłopskiego polega na tym, że nie on przychodzi do języka lecz język do niego. (...) Podobnie jak ślimak nie może wadliwie zbudować skorupy, tak chłop nie może zrobić błędu językowego, gdyż jego błąd staje się normą”.20 Dla samego Myśliwskiego język chłopa, właśnie to niepoddanie się regułom, jest przejawem jego wolności. „Kultura chłopska — powiedział — umarła w jej przejawach zewnętrznych, ceremonialno — obrzędowych, ale pozostawiła też wartości trwałe, jak język i wyobraźnia, wieczne dążenie do wolności, do których zawsze będę powracał.”21 Podkreślaniu stylizacji na język potoczny służy stosowanie przez pisarza wykrzyknień, okrzyków. Poprzez nie realizuje się ekspresywność języka widoczna zwłaszcza w monologach Jakuba dziedzica. „Oznaczają one radość, zachwyt, uniesienie, bądź złość, zniecierpliwienie, postawę szyderczą. Intonacyjny aspekt mowy żywej podkreślają tu znaki interpunkcyjne: wykrzyknik, znak zapytania, pauza, wielokropek.”22 „Ludzie, co wy?! Mówię. Krzyczę.” (P 283) „Dosyć! Dosyć!” (P 235) „Ach, jaka to radość widzieć cię jaśnie panie” (P 275) „Hej! przyszedł Szymek Pietruszka.” (Kk 48) „I grali, że hej!” (Kk 51). W obręb wypowiedzi narratora Kamienia na kamieniu wplatane są często dłuższe wypowiedzi będące logoreami. Takie słowotoki, czy potoki składniowe, są, jak piszą Halina Kurkowska i Stanisław Skorupka, „ciągiem wyrazów i wyrażeń luźno ze sobą powiązanych, nie uporządkowanych ani logicznie, ani syntaktycznie. W ciągu takim w miarę nasuwających się myśli lub stanów uczuciowych następują wyrazy i człony syntaktyczne wiążące się ze sobą tylko zewnętrznie. Powiązanie stanowi ogólna myśl lub intencja mówiącego, nie jest ona do tego stopnia porządkująca, żeby mogła z góry narzucić wypowiedzi pewien schemat logiczny”23. Przykładem takiego słowotoku jest monolog 20A. Sandauer: Rehabilitacja nudy. „Tu i Teraz” 1984, nr 34. 210 języku wolności i wyobraźni. Z Wiesławem Myśliwskim rozmawia Andrzej Staszewski. „Gazeta Olsztyńska” 1992, nr 62. 22E. Pindór: op. cit., s. 98. 23H. Kurkowska, S. Skorupka: op. cit., s. 336. 126 przewodniczącego rady gminnej Maślanki oraz rejestr pytań jakimi zasypuje odwiedzający rodzinę Michał. Narrator nie podaje odpowiedzi, co potęguje wrażenie niezwykłej płynności i spójności tekstu, wydaje się, że Michałowi po prostu nie można wejść w słowo, pytania zdają się jak wyrzucane z automatu. Z problemem tym łączy się zagadnienie sposobu wiązania zdań. Istnieje taka prawidłowość, że mówiąc nie stosujemy spójników lub używamy tylko niektórych z nich np. i, a, ale, kiedy, żeby, bo. W Kamieniu na kamieniu pojawiają się przede wszystkim asyndetony, czyli połączenia bezpośrednie, bezspójnikowe, ale są też polisyndetony, a więc zdania lub części zdań połączone jednym, kilkakrotnie powtarzającym się spójnikiem. Najczęściej występującym w połączeniach polisyndetonicznych spójnikiem jest „i”. Oto przykład takiej wypowiedzi: „Bo teraz dopiero wyłaziły dusze z muzykantów. I grali, że hej! Warg nie czuli, rąk nie czuli, bebechami grali, od pradziada grali. Grali, jakby umierali Aż pioruny gdzieś biły. I wojsko szło na wojnę. I wesele jechało pijanymi końmi. I cepy w stodole waliły. I ziemia na trumnę spadała. I nie wstyd już było obłapić pannę tu, tam, i nawet za półdupek. I pod bluzkę sięgnąć. I nogi w nogi wcisnąć. I panny między kolana same już sfruwały jak kury na grzędzie, i resztkami tchu goniły. I zapominały ojców, matek, sumień. I nawet Boga dziesięciorga przykazań.” (Kk) Powyższy fragment obrazuje także inną cechą języka mówionego, a mianowicie dominowanie w nim zdań pojedynczych lub złożonych współrzędnie, przy jednocześnie małej dbałości o precyzję w stosowaniu spójników. Mniejsza jest także ciągłość, spoistość zdań wypowiadanych W trakcie lektury odnosi się często wrażenie, że narrator skończył już mówić. Wskazywałaby na to konstrukcja zdania zakończonego kropką, a rozpoczynającego się spójnikiem lub partykułą w funkcji spójnika. Kropka jest zawsze formalnym wyznacznikiem pauzy, ale ta pauza jest właściwie pauzą syntaktyczną, gdyż to opowiadający decyduje o jej zaistnieniu. Oto przykłady takich wypowiedzeń: „A nawet w brzuchu nie śmiało nikomu zaburczyć, choćby trzy dni nic w ustach nie miał i wyposzczony był jak sam Wielki Post. Czy żeby który ślinę głośniej przełknął.” (Kk) Drugie zdanie wydaje się przylepione do poprzedniego, tak, jakby narrator przypomniał sobie coś jeszcze i, choć zakończył mówić, zdecydował się dopowiedzieć myśl. Podobnie skonstruowany jest poniższy fragment „Nagiego sadu”: „Odtamtąd przestał się zupełnie pokazywać (...). Można by powiedzieć, że upragniony spokój nastał po nim. Tylko że nie odczułem wcale ulgi z tego powodu. Może nawet gorzej dręczyła mnie ta jego nieobecność ...” (Ns 67) Zdania rozpoczynające się od modulantów „tylko” i „może” oddają tok ludzkiego myślenia, często niespójnego i dość chaotycznego. Na ogół rozważając 127  coś prywatnie nie dbamy o poprawność gramatyczną toku wypowiedzi, chcemy uchwycić sens, który zawsze można sprecyzować, dookreślić, wrócić myślą do początku. Zupełnie inaczej niż w przekazie pisemnym, który musi być tak skonstruowany, by był jasny nawet po dłuższym upływie czasu. W zapisanym komunikacie językowym nie ma miejsca, jak w mowie potocznej, na dygresje, powroty do tematu, mniejszą ciągłość wypowiedzi. Na tę cechę mowy żywej zwrócił uwagę Jerzy Bartmiński pisząc: „Zasadniczą rolę w zakresie składni odgrywa jednak prymitywizacja toku składniowego. Zdania są proste i krótkie, przewaga parataksy nad hipotaksą jest zdecydowana (...) człony wypowiedzenia są zestawiane luźno i swobodnie, dzięki czemu język narracji zachowuje sugestywność i żywość potocznego monologu.”24 Charakterystyczne jest też, kakofoniczne wręcz, powtarzanie tego samego wyrazu, niekiedy w różnych formach fleksyjnych: „No, więc gada, gada. Coś za długo. I o wszystkim. Słów aż szkoda na niektóre głupstwa. Głos mu ochrypł, a ten gada. Nie chce nawet, abym ja choć słowo wtrącił, tylko gada, gada, gada. I tu go przeczułem, przewąchałem, że nienadaremnie gada, że chce dotrwać pewnie do obiadu, podwieczorku, nawet do kolacji gotów byłby gadać ...” (P 250). Przytoczono ten dość długi fragment, aby wskazać jego kilka istotnych cech. Zabieg taki jest odbiciem zjawiska częstego zwłaszcza w rozmowach, gdy używając wielekroć jednego wyrazu czy zwrotu chcemy zwrócić nań szczególną uwagę, wyeksponować go. Ma to pełnić funkcję hiperbolizacji, hiperbola jest bowiem dość częstym zjawiskiem mowy potocznej. Wyolbrzymiamy zjawiska, czynności, cechy z wielu powodów: by podnieść znaczenie, podkreślić niezwykłość, zasugerować niebezpieczeństwo, nadać powszedniości inny, nieprzeciętny wymiar. Wydaje się, że wszystkie te funkcje występują w scenie z Nagiego sadu — wybierania przez ojca konia z dworskiej stajni, scenie, która niemożliwą jest do przytoczenia, bo rozciąga się na kilka stron. Ojciec wybierając najlepszego, najbardziej rasowego z pańskich konia godzi się na wszystkie warunki stawiane przez dziedziczkę, godzi się właściwie na wielokrotne podniesienie wartości konia poprzez tę swoją pokorę i uległość: „Bo ten koń tylko dzięki ojcu stał się koniem nad konie. Najpierw go przecież ojciec zmyślił, a potem dopiero wybrał i na wszystko się zgodził, aby to był ten koń o jakim dziedziczce się nawet nie śniło i nawet nie podejrzewała, że ma takiego konia w swojej stajni.” (Ns 128) Kształt hiperboli przybierają także wyobrażenia syna dotyczące prób odbicia na ojcu swej nieporadności w nauce władania batem, którą ojciec, tak jak 24 J. Bartmiński: O derywacji stylistycznej. Gwara ludowa w funkcji języka artystycznego. Lublin 1977, s. 181. 128 i spokojem, milczeniem i poddaniem się woli losu odbierał synowi pewność siebie, dawał poczucie ciągłej od siebie zależności. Stąd tyle zapamiętania w złości, okrucieństwa w planach syna, które tak naprawdę nigdy nie zostałyby zrealizowane: „Nie krzywda mnie tak bolała, tylko, że mu nie mogę jak równemu sobie odpłacić. Więc chociaż źle mu życzyłem, gradu mu życzyłem, powodzi, choroby, śmierci jemu i sobie, ale nic nie przyniosło mi ulgi, nawet wyrzucanie go na starość do chlewa i podawanie jedzenia w misce po psie — tylko się łzami zalewałem.” (Ns 173) Być może właśnie ta bezsilność powoduje gradację nieszczęść i upokorzeń, jakie syn wymyślał dla ojca, odgrażanie się jest wyrazem jego bezradności, niemożności zdobycia umiejętności, którą dorównałby ojcu. Dla języka narracji Kamienia na kamieniu charakterystyczne są także przeskoki myślowe. Pełnią one dwojaką funkcję: po pierwsze podkreślają, że tok narracji jest monologiem wewnętrznym głównego bohatera, przywoływanym na zasadzie asocjacji. Pisała o tym Anna Tatarkiewicz: „Myśliwski zastosował w powieści dygresyjną technikę narracji (...) aby poprzez — pozornie bezładny ciąg wyrazistych epizodów ukazać ewolucję narratora dumającego nad swym losem i zaczynającego zmieniać się w trakcie tej zadumy. Na początku najważniejszą sprawą jest dla niego budowa grobu, rozpaczliwy gest próżności; na końcu rozpamiętuje rozmowę z księdzem oraz pobicie Michała i obmywanie pobitego, które jest formą skruchy.”25 Po drugie takie ukształtowanie narracji podkreśla stawanie się opowiadania, jego narastanie i kształtowanie się w toku gawędy, a nie kształt ostateczny, jaki nadaje się słowu spisanemu. Narrator dosłownie przeskakuje z tematu na temat, nie trzyma się pierwotnego wątku np. „Każdą inną pannę mógł człowiek klepnąć, uszczypnąć czy otrzeć się o nią i wiedział, że się nie obrazi. A ją bałby się żeby w gębę nie strzeliła. Może dlatego, że była po małej maturze. A mała matura znaczyła wtedy więcej niż dzisiaj studia. O, jest paru po studiach w naszej wsi i co? Nawet czapki to nie zdejmie tylko chce, żeby jemu się pierwszemu ukłonić, bo uczony. Jeden Jasiu Kułagów miły, grzeczny, zawsze przystanie, rękę poda, spyta się co słychać. Będzie z niego człowiek.” (Kk) I drugi fragment: „Podobała mi się nie powiem, a jeszcze była zawsze ładnie ubrana. (...) I pewnie stąd poszła plotka, że z przewodniczącym żyje, bo skąd na to wszystko miała. A akurat wójtów wtedy zmienili na przewodniczących i po wójcie Rożku przez krótko wójtem był Guz, a po nim już przewodniczący niejaki Leon Maślanka. Nie był z naszej wsi, miał tylko od nas żonę, Józkę Stajudziankę, a sam pochodził 25A. Tatarkiewicz; Los Szymona. „Polityka” 1985, nr 6. 129  nie wiadomo skąd. Było się go spytać, co robił w czasie wojny, to kręcił jak kota ogonem. Z powiatu go przysłali, żeby wybrać na przewodniczącego. Nie bardzo mi się chciało wierzyć, żeby ona z Maślanką.” (Kk) Pierwszy fragment zaczyna się od napomknienia dotyczącego stosunku do Małgorzaty, wątek urywa się w momencie, gdy narrator wspomina o maturze dziewczyny, której przypisuje duży wpływ najej-charakter, sposób bycia. To staje się punktem zaczepienia kolejnego motywu — Szymon zaczyna zastanawiać się nad tym, w jaki sposób nauka zmienia człowieka i tym samym odbiega od głównego wątku. Podobnie we fragmencie drugim, który rozpoczyna i kończy tym samym tematem, a w trakcie wypowiedzi odwołuje się do faktów z życia wsi. będących w tym przypadku wydarzeniami zupełnie nie związanymi z pierwotnym wątkiem, bez takich wtrętów tematycznych opowieść mogłaby się doskonale obejść, ale jej językowy charakter byłby zupełnie inny. Właśnie dzięki takiemu sposobowi opowiadania zbliża się je do mowy żywej, wypowiedzi aktualnie powstającej, rodzącej się w praktycznym akcie mowy. Jak już powiedzieliśmy wcześniej, język potoczny charakteryzuje się nieustanną zmiennością, skłonnością do odświeżania metaforyki, nadawania nowych znaczeń utartym związkom frazeologicznym. Język ten odznacza się także dążeniem do silnej ekspresywności, a wyrazistość uzyskuje często w zaskakujący sposób, m.in. przez wyjaskrawianie zawartości uczuciowej, a tym samym uintensywnienie treści wyrazu, przejawiającej się w bogactwie wyzwisk, urągliwych epitetów i wulgaryzmów. Jest to prawidłowość mowy potocznej polegająca na obecności w leksyce tego języka bardzo wielu wyrazów oceniających rzeczywistość ujemnie.26 Szczególnie wiele jest takich słów w Kamieniu na kamieniu, na następnym miejscu plasuje się pod tym względem „Pałac”, a zdecydowanie rzadko występują w Nagim sadzie. Oto kilka najczęstszych wulgaryzmów: „A leć pindo, ani mi się śni cię gonić” (Kk 184) „Łajdus żeś, ale nie wiem jakby to bez ciebie było.” (Kk 279) „Będziesz może z jakąś zdzirą na odpuście to mi kup.” (Kk 284) „To ja ją po pysku” (P 224) „Cnota, ziema, żarcie to ich trójca przenajświętsza” (P 228). Wiele jest także pomofemizmów, a więc wyrazów, które normalnie w innej formie są neutralne semantycznie, a w mowie potocznej stanowią wulgaryzmy no. „...a o mnie powiedzą, żem do dupy rzemieślnik.” (Kk 52) „...czasu jak much na gównie, nie wiadomo co z nim robić” (Kk) 26 A. Markowski: Z polszczyzną za pan brat. Warszawa 1986, s. 43. 130 Szczególnie wulgarny jest język sklepowej Kasi.27 Zenon Klemensiewicz upatrywał w występowaniu wulgaryzmów w języku pewnej jego cechy. Pisał o tym tak: „Należy wszakże pamiętać, że tylko niektóre ekspresywizmy i ekscentryzmy są szumowinami na odwiecznej i wiekuistej fali odnawiania się języka żywego ekspresywizmami pożądanymi i potrzebnymi, które się rodzą z konieczności nowego widzenia i nowego odczuwania w kontakcie z wciąż zmieniającą się rzeczywistością i wciąż zmieniającym się w tej rzeczywistości człowiekiem. Dlatego też żaden językoznawca nie potępi ryczałtowo tego kierunku językowej twórczości”28. W planie treści język potoczny sprzyja ukonkretnieniu obrazowania, połączenia symbolu z realistycznym stosunkiem do rzeczy, tak charakterystycznym dla chłopa, którego kultura wyrasta z dwu wielkich źródeł: Biblii i natury. Pierwsza wprowadziła do jego życia elementy kultury chrześcijańskiej i tegoż systemu wartości, druga praktyczne podejście do codziennej rzeczywistości. W Kamieniu na kamieniu mamy taką scenę, gdy matka opowiada Szymonowi sen 0 krzyżu, który przynosi na podwórko. Krzyż jest symbolem męki pańskiej 1 zmartwychwstania, tymczasem Szymon wykazuje zainteresowanie korzyścią, jaką można wyciągnąć z przechowania takiego drzewa, interesuje go materiał, a nie wartości religijne, jakie symbolizuje. Ewa Pindór pisze, że Myśliwski ustawicznie zderza metaforykę religijną z wiejskim konkretem29, nawet grób, który buduje jest dla niego urealnieniem wielkiej tajemnicy końca życia. To charakterystyczne dla mowy potocznej operowanie konkretem wprowadza do opisów tonaqę wyraźnie zmysłową, naturalistyczną.30 Problem stylizacji w powieściach Wiesława Myśliwskiego nie wyczerpuje się na zagadnieniu stylizacji na język potoczny, obejmuje bowiem jeszcze takie aspekty, jak dialektyzacja i elementy stylu retorycznego, ale tematy te wymagają osobnego omówienia. 27W. Myśliwski: Kamień na kamieniu. Szczecin 1986, ss. 280 — 284. 2BZ. Klemensiewicz: Język i żargon, [w:] Składnia, stylistyka, pedagogika językowa. Warszawa 1982, s. 714. Por. też: E. Pindór op cit. s, 57. 29E. Pindór: op. cit. s. 69. 30Ibid. s. 97. Symbole podane w nawiasach oznaczają tytuł powieści Wiesława Myśliwskiego, a po nim stronę, z której zaczerpnięto cytat. Skróty oznaczają: Kk — Kamień na kamieniu, P — Pałac, Ns — Nagi sad. Oparto się o wydania: Kamień na kamieniu. Szczecin 1986. Pałac. Warszawa 1977. Nagi sad. Warszawa 1977. 131  BARBARA KUBICKA-CZEKAJ W SIEDEMDZIESIĄTĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI STEFANA ŻEROMSKIEGO Odczyt wygłoszony w Stowarzyszeniu Kombatantów Polskich w Paryżu, 18 listopada 1995 roku W poniedziałek, dnia 20 listopada o godzinie jedenastej minie siedemdziesiąta rocznica śmierci Stefana Żeromskiego. Córka, pani Monika Żeromska, pójdzie złożyć kwiaty na grobie ojca na cmentarzu ewangelickim w Warszawie. Towarzyszyć Jej będą przyjaciele. Może spotka przedstawicieli społeczeństwa, Związku Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Polskich Pisarzy, młodzież szkół, które noszą Jego imię oraz wielbicieli twórczości. Potem prawdopodobnie będą się odbywać sesje naukowe, słusznie rozpoczęte w tym roku w Kielcach przez tamtejszy Oddział Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza. Nie zmieni to jednak faktu, że do dziś nie mamy nikogo, kto umiałby tak, jak On, „rozdrapywać rany, żeby się nie zabliźniły błoną podłości”, tak żarliwie troszczyć się o poprawę ludzkiej doli w ukochanej Ojczyźnie, którą zwał „ziemią rodzinną”. Nikt dziś nie wstrząsa sumień odrażającymi obrazami — ciągle przecież istniejącego zła, bo na to trzeba mieć Jego „serce nienasycone”, cudzą dolę czuć jak własną, wbrew poglądowi La Rochefoucauld’a, że zawsze mamy dość siły, by ją znieść. Powiedział o sobie: „Byłem zawsze jak dobosz, który idzie obok spracowanego szeregu znany takt wybijając pałkami.” Około 1910 r. rozpoczęły się na niego ataki z różnych stron. Nie zakończyła ich nawet śmierć pisarza. Tegoroczna rocznica skłania do spojrzenia z odległej perspektywy, bez emocji, jakie wzniecał za życia, do kolejnego rozważenia słuszności głoszonych poglądów, do przypomnienia, kim był jako człowiek i artysta. Wiemy, że pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej. Przodkowie ponoć tracili posiadłości za udział w kolejnych powstaniach, poczynając od pradziada Jana Sariusza, uczestnika insurekcji kościuszkowskiej. 133  Ojciec, Wincenty Żeromski, odziedziczył tradycje patriotyczne i związek z ziemią jako źródłem utrzymania, ale był zaledwie dzierżawcą. Matka, Józefa z Katerlów, wniosła w posagu znajomość języka francuskiego, fortepian, na którym grała, jak wówczas przystało panience z dobrego domu, i gruźlicę, lojalnie powiadomiwszy o niej narzeczonego i odesławszy mu z tego powodu zaręczynowy pierścionek. Uległa perswazjom, przekonana siłą i szczerością zapewnień o uzdrawiających właściwościach świeżego mleka i wiejskiego powietrza. On miał 39 lat, ona — 25, gdy 22 lipca 1858 r. wzięli ślub. Obdarzyła małżonka czworgiem dzieci. Kiedy po Aleksandrze, Wincentynie i Wacławie (zmarłej w niemowlęctwie) przyszedł na świat upragniony syn, został obdarzony miłością, jaka bywa udziałem jedynaka. Miał zapewnić kontynuację rodu po mieczu i spełnić nieokreślone, ale wielkie nadzieje. Z ciepła środowiska rodzinnego został jednak wcześnie wyrwany. W Syzyfowych pracach przypisał własne przeżycia Marcinkowi Borowiczowi, obdarzając nimi także Andrzeja Radka i Kawkę—Paluszkiewicza. To Stefan Żeromski usiłował dogonić sanie z odjeżdżającymi rodzicami, gdy jak Marcinek Borowicz musiał pozostać u obcych ludzi, by posiąść znajomość języka rosyjskiego; to on wędrował pieszo z domu do Kielc jak Andrzej Radek z Pajęczyna Dolnego do Klerykowa, gdzie usiłował ukończyć szkołę, w czym napotkał nieprzewidziane trudności. Miał piętnaście lat, gdy 15 sierpnia 1879 r. zmarła uwielbiana przez niego matka. Tragedię rodzinną pogłębiło wówczas pogorszenie sytuacji materialnej, która i tak nigdy nie była zbyt dobra. Ojciec po pewnym czasie postanowił ożenić się powtórnie. Olesia, najstarsza córka, miała wtedy 22 lata. Nie mogąc pogodzić się z decyzją ojca, uciekła z domu. Wincenty Żeromski odnalazł córkę w Jędrzejowie. Pracowała tam w zakładzie krawieckim jako pomocnica. Nie na długo udało się sprowadzić ją do domu. Po powtórnej ucieczce zaniechano poszukiwań. Te wydarzenia zapoczątkowały chorobę ojca. Leczył go doktor Józef Wokulski. Wincenty Żeromski zmarł w cztery lata po swej pierwszej żonie 22 września 1893 r. Stefan Żeromski był wtedy uczniem szóstej klasy. Pozostały mu zaledwie trzy lata do matury, ale zmieniona radykalnie sytuacja, w której był całkowicie zdany na siebie samego, zmuszała do szukania źródeł utrzymania. Jedynym zajęciem mogły być tylko korepetycje. Gorzki los uciążliwych obowiązków opisał w Syzyfowych pracach, przedstawiając beznadziejny trud nauczenia trzech słówek łacińskich wyjątkowo niezdolnego ucznia. W Dziennikach można znaleźć liczne wzmianki o biedowaniu, jakie go nękało. Na przykład kiedyś stracił lekcję, ponieważ przyszedł na nią w butach, które zamiast zdartych 134 zelówek miały przywiązane sznurkiem okładki zeszytów. Zimą przywarł do nich śnieg nie do sczyszczenia. Na zasłanej dywanem podłodze zostały ślady kompromitujące korepetytora. Wstrząsająca jest również opowieść o usunięciu go ze szkoły najpierw za to, że nie wniósł w terminie opłaty za wpis, a kiedy spełnił ten obowiązek, pożyczywszy pieniądze, doręczyciel przesyłki przyszedł do szkoły, by sprawdzić, czy oddał list właściwemu adresatowi; Żeromski musiał pobiec do domu, odnaleźć kopertę z adresem do niego i przedstawić w szkole. Poniżenie, jakie go spotkało, odczuł tym boleśniej, że — jak pisze w Dziennikach — wolał znosić głód, niż prosić kogokolwiek o pomoc finansową. Trudno się dziwić, że zdobywanie wiedzy w takich warunkach nie sprzyjało osiąganiu wyników mimo czynionych wysiłków. Nie sprzyjały temu ani warunki materialne, ani atmosfera wrogiej szkoły, ani też sytuacja rodzinna: nie miał nikogo, kogo interesowałby jego los. W ostatnim okresie przed maturą z powodu choroby opuścił kilka tygodni nauki. Dopuszczony mimo to do matury przystąpił do egzaminów. Odstąpił jednak po pierwszej próbie. Pożegnał szkołę i 4 czerwca 1886 r. zabrał dokumenty. Rozpoczął całkowicie samodzielne życie. Nie miał domu, do którego mógłby wrócić, nikogo z najbliższych, którzy by go wsparli serdeczną radą i udzielili pomocy. Był jak wolny najmita z wiersza Marii Konopnickiej, co to „chce, niechaj żyje, a chce, niech umiera, czy się utopi, czy chwyci się pracy, nikt się nie spiera”. Marzenia o zostaniu lekarzem stały się nierealne. Mimo wszystko podjął walkę o kształt swego życia. Od kolegów szkolnych wiedział o możliwości podjęcia studiów weterynaryjnych na Uniwersytecie Warszawskim bez posiadania świadectwa dojrzałości. Przyjęli go do wspólnego pokoju jako trzeciego lokatora. Wiele wskazuje na to, że warunki ich życia posłużyły Bolesławowi Prusowi do przedstawienia w lalce dramatycznej sytuacji studentów a zarazem do krytyki społeczeństwa, obojętnego na ich problemy, na skandaliczny wyzysk korepetytorów — zdolnych a niezamożnych młodych adeptów nauki, którym z lada powodu można było nie płacić i bez przyczyny wymawiać pracę. Notatki Żeromskiego w Dziennikach z tego okresu świadczą o jego nędzy. W maju 1887 r. sprzedał, „trzynastokolorowe palto” kupującemu starzyznę a 27 września tegoż roku napisał: „Palta nie mam, wpisu nie mam czym zapłacić, mieszkania też, żyć nie ma z czego, kursa kupować, dłużki płacić, zmiatać jak postrzelony zając w tużureczku lub mundurze, co będzie w listopadzie?”. W kwietniu Józef Massalski zaproponował mu pracę nauczyciela w Chylinie. Jak się później okazało zajął ją sam. 135  Nic dziwnego, że Żeromski zachorował. Notatka z 14 maja 1888 r. informuje: „Gardło, płuca, żołądek — wszystko zaatakowane, zresztą niemiłosiernie chudnę. Jestem mizerny jak Piotrowin, głos prawie straciłem...” Prawdopodobnie został sportretowany w noweli Prusa Sen, gdzie wygłodzony student zdrzemnął się na chwilę siedząc na ławce w parku po spożyciu części posiłku, złożonego z kawałka chleba i zapachu kiełbasy, odłożonej z resztą skibki na potem. Obudził go szelest papieru. To nie mniej zgłodniały pies dobrał się do studenckiego skarbu. A jednak Żeromski uczył się, pracował, ile mógł, włączył się do akcji niesienia oświaty robotnikom i rzemieślnikom, bezpłatnie prowadził nauczanie 7 uczniów, ciągle pisał, pokonując nieustannie nękający go głód. Z trudem poddał się losowi: przerwał studia, wyjechał do ciotki do Kurozwęk, na krótko do Kielc, gdzie zachorował, i wrócił do Warszawy. Spróbował nawiązać kontakt z Latającym Uniwersytetem, ale ostatecznie podjął decyzję wyjazdu do Oleśnicy, gdzie miał uczyć synów właściciela majątku, Zaborowskiego. Zaczął pracę 7 listopada 1888 r. Z końcem roku szkolnego zachorował. Ponieważ pan Zaborowski nie zapłacił mu za pracę, koszty operacji ręki w Krakowie pokrył pożyczonymi pieniędzmi. Po kuracji wrócił do Warszawy. W tamtejszej prasie zaczęły ukazywać się jego utwory: w „Głosie” Psie prawo, list miłosny, Zapomnienie, a w „Tygodniku Powszechnym” — pierwszy opublikowany wyraz hołdu dla Mickiewicza — Ah, gdybym kiedyś dożył tej pociechy. Odebrawszy pierwsze honorarium po kilku miesiącach znowu opuszcza Warszawę. Tym razem udaje się do Łysowa na Podlasiu, gdzie będzie uczyć Adasia Rzążewskiego. W Łysowie powstaną też pierwsze prace etnograficzne Żeromskiego i opowadanie Oko za oko. Po wypełnieniu obowiązków, czyli po rocznym pobycie w Łysowie, chory, wyjeżdża we wrześniu 1891 r. do Nałęczowa na kolejną guwemerską posadę. Teraz ma uczyć córki inż. Górskiego. W Nałęczowie poznaje wielu nowych ludzi, budzi sobą ich zainteresowanie, włącza się do pracy dla ludu: zakłada towarzystwo niesienia oświaty — „Światło”, jeździ po wsiach z odczytami i oczywiście pisze. Wtedy powstaje Siłaczka, ukazująca problemy moralne i patriotyczne na przykładzie nauczycielki i lekarza. Postać Stasi Bozowskiej tworzy z informacji o Marii Bartusównie, która objęła posadę po ucieczce nauczyciela - poprzednika z warunków przerastających wyobrażenia: do szkoły a zarazem mieszkania najpierw musiała wykopać tunel w śniegu; w izbie nie było żadnego sprzętu, bo wszystko zostało zużyte na opał. Za wzór do Stasi posłużyła też Faustyna Morzycka, córka zesłańca, urodzona w Tambowie na Syberii, z którą Żeromski współpracował w kole „Światło”. 136 Pobyt w Nałęczowie stanowi przełom w życiu Żeromskiego: poznał tu Oktawię z Radziwiłowiczów Rodkiewiczową, wdowę po powstańcu 1863 roku (przyjacielu jej ojca), zarazem matkę paroletniej córeczki Heni. Wprawdzie Oktawia swatała go z różnymi panienkami z okolicy, a nawet doprowadziła do tego, że na polu maciejowickim miał się oświadczyć Jadwini Truszkowskiej z Poniatowej, ale — jak wynika z notatek w Dziennikach — pięknej blondynce 0 długich warkoczach nie powiedział ani słowa, natomiast z Maciejowic wrócił jako narzeczony Oktawii. Odtąd Żeromski zaczyna inne życie. Jako narzeczeni wyjeżdżają do Zurychu, zwiedzają Raperswil, Monachium, Pragę, Kraków. Po ślubie z Oktawią obejmuje posadę bibliotekarza w Raperswilu. Porządkuje zbiory, kataloguje przedmioty, czasopisma i druki zwarte, urządza Pokój Mickiewiczowski. Na skutek zatargu z dyrektorem wraca przez Paryż do Warszawy. Zostaje zatrudniony w Bibliotece Zamojskich. Zabiega wtedy o wydanie Syzyfowych prac, pisze Promień i pierwszy akt dramatu Grzech, osnutego na losie siostry Aleksandry, do Księgi Pamiątkowej ku czci Aleksandra Świętochowskiego. Dnia 8 września 1899 r. urodził się Adaś, jak pisał Żeromski, poczęty z miłości do Mickiewicza. Stabilizacja życia nie przerwała twórczości literackiej ani działalności społecznej Żeromskiego. Została natomiast zakłócona przez nowy związek ze znacznie młodszą od pisarza Anną Zawadzką. W 1913 r. przyszła na świat Monika, kochana jak Adaś, złoty skaut. Żeromskiemu przyjdzie jednak przeżyć tragedię jego śmierci w 1917 r. Synowi do trumny włoży ulubioną reprodukcję Ribery Zdjęcia z krzyża, swą Dumę o hetmanie, wybuduje mauzoleum w Nałęczowie i napisze Wspomnienie o Adamie Żeromskim, by go uchronić od zapomnienia. Czas wojny Żeromski spędził głównie w Zakopanem. Początkowo próbował wstąpić do Legionów Piłsudskiego, ale zrezygnował z tego zamiaru, gdyż nie podzielał poglądów Naczelnego Wodza. Przy współudziale Jana Kasprowicza założył tajną organizację narodową, jednoczącą zaufanych przyjaciół Francji. Jak zawsze nie zaprzestał działalności artystycznej. Powstała wówczas najpierw jego najpiękniejsza powieść — Wierna rzeka (w związku z niedawną wtedy pięćdziesiątą rocznicą powstania styczniowego), potem trylogia Walka z szatanem. Poza tym z młodzieńczym zapałem oddawał się szczególnie bliskiej mu 1 ulubionej działalności oświatowej w zakopiańskim Kole Przyjaciół Szkoły Ludowej i angażował wszędzie tam, gdzie trzeba było nieść pomoc. Swym płomiennym słowem apelował o pomoc dla głodnych Warszawy i Wilna. Wygłaszał odczyty, przemawiał. 137  Kiedy w 1918 r. Polska odzyskiwała niepodległość w Zakopanem utworzono „Republikę Zakopiańską”. W dowód uznania dla konsekwentnego zaangażowania Żeromskiego w walkę o przyszły kształt wiernie miłowanej przez niego Ojczyzny, został powołany na jej prezydenta. Był nim zaledwie dwa tygodnie — od 30 października do 16 listopada — niemniej jednak znalazł się wśród kandydatów na pełnienie tego urzędu po latach niewoli. W dwudziestoleciu włączył się do odbudowy kraju poprzez działalność społeczno-polityczną i artystyczną. Z obywatelskiej i patriotycznej troski 0 przyszłość narodu w zmienionych warunkach wolności politycznej powstał Początek świata pracy oraz Organizacja inteligencji zawodowej (w 1919 r.), a także wiele fragmentów w różnych pismach literackich. Żeromski marzył o rzeczypospolitej kooperacyjnej. Stworzył jej wizję w drugim tomie Dziejów grzechu. Majdan Bodzanty jest oparty na wspólnocie warsztatów rzemieślniczych, fabryk, sanatoriów, szkół. Tam wszystko było „nie moje, ani twoje, tylko nasze, gromadne, ojczyste”. Tymczasem trzeba było piętnować powojenne zjawiska paserstwa, spekulacji, oszustw. Jego zdaniem tylko niezależne związki robotników mogły temu zaradzić i przyczynić się do likwidacji owego zła. Jako związany ściśle z wsią najsilniej włączył się w walkę o reformę rolną. Przede wszystkim jednak kładł nacisk na obowiązek odnowy moralnej Polaków. Z romantyczną wiarą w posłannictwo sztuki nie ustawał w swej twórczości artystycznej: w 1918 r. powstała Wisła, w 1922 Wiatr od morza, a w 1924 — Międzymorze czyli tzw. cykl morski; w tym czasie napisał Żeromski trzy dramaty: Ponad śnieg bielszym się stanę (1921 r.) Biała rękawiczka (1921 r.) i Turoń (1923 r.) Po młodzieńczym Grzechu, późniejszą Różą i Sułkowskim prowadzą do szczytowego osiągnięcia w tej dziedzinie — do ostatniego dramatu Uciekła mi przepióreczka z 1924 r. Od 1919 r. mieszkał Żeromski w Warszawie, już stolicy niepodległej Polski. Zaniepokojony powojenną sytuacją wewnętrzną odrodzonego kraju, gdzie toczyła się walka o władzę, szalała drożyzna, spekulacja i lichwa a inflacja 1 bezrobocie pogłębiały obawy o przyszłość, Żeromski energicznie włączył się do działań narodowo-obywatelskich. Brał udział w wiecach i spotkaniach z ludnością Mazur i Warmii, przekonując o obowiązku udziału w plebiscycie mającym zadecydować o przynależności tych ziem do Polski. Czynnie współdziałał w założeniu Towarzystwa Przyjaciół Pomorza, Towarzystwa Pomocy Ociemniałym Żołnierzom „Latarnia”, był korespondentem wojennym. W 1920 r. upominał się o powołanie Akademii Literatury Polskiej, doprowadził do powstania polskiego oddziału PEN-Clubu, został prezesem Związku Zawodowego Literatów Polskich. Pisał odezwy w sprawie ciepłej 138 odzieży dla żołnierzy, przedmowy do książek, wspomnienia o pisarzach i działaczach kultury i utwory literacko-krytyczne. W tym okresie wreszcie dorobił się własnego domu: willi w Konstancinie. Do dziś mieszka w niej jego córka. Niestety nie mógł długo cieszyć się zaciszem stworzonego ogniska. Ciężkie warunki życia pozostawiły trwałe ślady w organizmie. Nie pomógł kilkutygodniowy pobyt we Włoszech. Leczenie w Konstancinie wymagało coraz częstszych wizyt lekarzy. Honoraria za nie, zwiększone o zwrot kosztów podróży, zaczynały przekraczać możliwości finansowe pisarza. Prośba do władz państwowych o umożliwienie zamieszkania w Warszawie na okres choroby została uwzględniona: otrzymał mieszkanie na Zamku Królewskim. Były to dwa pokoje północne z kuchnią, bez łazienki i przedpokoju. Tu powstało Przedwiośnie, dyktowane niezmienną troską o Ojczyznę, i Puszcza jodłowa, ostatni utwór, w którym przeniósł się do świętokrzyskich „pagórków leśnych”, krainy młodości. Na Zamku Królewskim zakończył życie ofiarnie oddane walce o zwycięstwo dobra zarówno w jednostkach jak zbiorowościach ludzkich, a przede wszystkim — Ojczyźnie. Twórczość artystyczna Żeromskiego obejmuje opowiadania, nowele, powieści i dramaty. Ich problematyka jest często sygnalizowana poprzez tytuły: Zemsta jest moją, Aryman mści się, Dzieje grzechu, Grzech, Magdalena, Walka z szatanem, Nawracanie Judasza, Charitas, Ponad śnieg bielszym się stanę... albo: 0 żołnierzu tułaczu, Duma o hetmanie, Sułkowski. Dla pierwszych najwyraźniej znamienna jest problematyka moralna, dla drugich - historyczna, która występuje także w Echach leśnych, Wiernej rzece, Popiołach czy opowiadaniu Rozdziobią nas kruki, wrony. W Zapomnieniu, ludziach bezdomnych, Doktorze Piotrze dominują zagadnienia społeczne. Charakterystyczne dla twórczości Żeromskiego jest nawiązywanie do polskiej tradycji artystycznej. Stara się malować słowem jak Kraszewski, boleje nad najbiedniejszymi jak Konopnicka, jak Słowacki nie szczędzi słów bolesnej prawdy a jak Mickiewicz chce porwać do czynu. Jak oni kieruje się troską 0 dobro człowieka i miłością Ojczyzny. Tworzy niezapomniane postacie: Joasi Podborskiej i Judyma w ludziach bezdomych, Stasi Bozowskiej w Siłaczce, Cezarego Baryki w Przedwiośniu. Judym i Stasia to ideały poświęcenia dla innych czy dla sprawy, jakiej służą. Pozostaje w pamięci czytelników na zawsze ich tragiczny los, los działaczy społecznych. Żeromski każe rozumieć, szanować 1 pamiętać o wszytkich, którzy oddali swe życie służbie dla innych, dla narodu, którzy żyli nie tylko dla siebie. Swymi utworami zmusza do współczującego wniknięcia w ich dolę, zrozumienia i docenienia trudu poniesionego w związku 139  z celem, jakiemu służyli. Dlatego został nazwany sumieniem pokolenia, a Ludzie bezdomni, powieść, która dała podstawę do tego, miała wówczas najwyższą poczytność: dwuipółtysięczny nakład wyprzedano w ciągu dwóch miesięcy. I 	dziś trudno bez wzruszenia czytać opis tragedii polskiej rodziny z Ech leśnych, gdzie stryj, generał w wojsku rosyjskim skazuje na śmierć kochanego przez siebie bratanka — przywódcę polskich powstańców nękających oddziały wojsk rosyjskich. Przekonująca siła wymowy utworów Żeromskiego jest wynikiem nie tylko znajomości realiów, szczerego zaangażowania we wszystko, czym się zajmował lecz także emocjonalnego sposobu pisania, zwyczaju opatrywania trzema a nawet niejednokrotnie czterema epitetami wyrazów określanych, synestezyjnego reagowania na rzeczywistość. Brał ją wprost z życia, a w postaciach bohaterów odnajdywali się współcześni, co bywało powodem ich oburzenia, czy wręcz prób pozwania pisarza do odpowiedzialności sądowej, jak w przypadku sprowokowanym przez Echa leśne czy Przedwiośnie. Nie można bowiem być obojętnym na to, co Żeromski przedstawia w swych utworach: choć są to w dużej mierze sprawy przebrzmiałe, oburza i będzie oburzać powód śmierci Matusa Puluta, którą znalazł w ziemi ojczystej po powrocie z tułaczki popowstaniowej, jak wstrząsa i będzie wstrząsać w opowiadaniu Rozdziobią nas kruki, wrony scena spychania do dołu po ziemniakach zwłok powstańca odartego przez chłopa ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek przydatność, jak zmusza do rozważenia dodana tam refleksja, że „tak zemścił się nieświadomie za tysiącletnią niewolę i ciemnotę”. W tej uwadze zawarty jest także sygnał rozpoczęcia przez Żeromskiego poszukiwania przyczyn zła, co go doprowadzi do rozważań nad sposobami zaradzenia mu. Ostatnie słowo w tej sprawie zawarł w Przedwiośniu. Chory, w ciągu pół roku napisał je być może z myślą o kandydowaniu na nowo do Nagrody Nobla, od czego odstąpił, gdy dowiedział się o nieprzychylnym mu składzie jurorów. Jak w całej twórczości — nie wyłączając Dzienników — tak i w Przedwiośniu dał wyraz nurtującym go problemom etycznym, społecznym i politycznym z myślą o Polsce, swej wielkiej miłości Powieść ta rozpętała burzę ataków na autora. Nie czas ani miejsce po temu, aby omawiać dokładnie zarówno dzieło artysty jak jego krytykę. Można jedynie za Caillois powtórzyć, że „żadnemu krytykowi nie pozostawiono pomnika, natomiast wystawiono je większości zaciekle krytykowanych”. W Przedwiośniu na szczególną uwagę zasługują „szklane domy”, lekceważone, ośmieszane jako utopia. Dlaczego? Czy utopia zasługuje na drwiny? Nazwę utworzył Tomasz Morus i zastosował w tytule swego dzieła dla podkreślenia, że przedstawia stosunki w „niemiejscu” jak należałoby przetłumaczyć dosłownie 140 wprowadzony do języków świata termin. Prawdopodobieństwo istnienia idealnych układów między ludźmi w nie istniejącym nigdzie państwie, fantazja i dydaktyzm jako cechy wyróżniające utopie spośród innych utworów literackich odnaleziono potem w twórczości starożytnych pisarzy, jak na przykład w opisie Itaki u Homera, w Rzeczypospolitej Platona czy Ptakach Arystofanesa. Jest nią także późniejsze Państwo Boże św. Augustyna, Nowa Atlantyda Bacona i Burza Szekspira, reprezentujące niezliczoną ilość utworów o tym charakterze, powstałych w różnych kulturach i językach. Autorami są filozofowie, święci, i wybitni pisarze. Żeromski „szklanymi domami” stanął w ich rzędzie. Zawsze utopia jest wynikiem niezadowolenia z rzeczywistości, wyraża troskę o poprawienie tego, co najbardziej razi autora, ale nie poprzez krytykę lecz atrakcyjny obraz proponowanego ideału. Troska o poprawę stosunków jest w utopii także wyrazem marzeń twórcy, przeświadczonego o słuszności przedstawionej koncepcji bez zwracania uwagi na drogę, która by doprowadziła do jej realizacji. Nie stała się utopia gatunkiem literackim: może być zarówno traktatem filozoficznym jak dialogiem, powieścią lub tylko fragmentem — jak w Ignacego Krasickiego Mikołaja Doświadczyńskiego przypadkach czy właśnie „szklane domy” Żeromskiego. Wyjątkowy przykład stanowi Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego Konstytucja dla Europy, napisana po bitwie pod Grochowem podczas powstania listopadowego, jako ciekawostkę należy wspomnieć z 1817 r. Wojciecha Gutkowskiego Podróż do Kalopei, idealnej krainy w Australii, gdzie stosunki układają towarzyszący królowi Bolesławowi Śmiałemu rycerze w państwie, którego nazwa jest anagramem: słowa: Polak. W Przedwiośniu zwraca uwagę sposób przedstawienia pomysłu: pojawi się w tytule pierwszej części poprzedzonej parustronicowym „Rodowodem”, a potem czytelnik długo czeka na ich pojawienie się. Autor najwyraźniej opóźnia zaspokojenie rozbudzonego zainteresowania: szczegółowo przedstawia rodzinę Baryków w Baku, kształtuje stosunek emocjonalny zarówno do bohaterów jak do wydarzeń, ukazuje okrucieństwo rewolucji sowieckiej i zmiany, jakie wniosła; we wstrząsający sposób przedstawia usuwanie zwłok pomordowanych w ciągu czterech dni siedmiu tysięcy ofiar wrzucanych do morza rybom na zbyt obfity żer. Wyrzucane przez fale na brzeg zakopywano w zbiorowych mogiłach. Cezary, główna postać utworu, zatrudniony jako grabarz, został odnaleziony przez ojca. Pierwsza część Przedwiośnia obejmuje szesnaście rozdziałów. Dopiero w jedenastym rozdziale autor roztacza fascynującą opowieść Seweryna Baryki, który zwierza ją jedynemu synowi w ostatnim okresie życia, kiedy z Baku jadą do Moskwy. W kolejnym etapie podróży do Polski Seweryn umiera. Opowieść o szklanych domach nabiera tym samym charakteru testamentu: dla Cezarego 141  równa się nakazowi kontynuowania drogi mimo rewolucyjnych poglądów, mimo to, że Polska jest dla niego mitem, krajem nieznanym, do którego tęskniła matka i dążył ojciec, nie on, urodzony w Baku i z nim wiążą się wszystkie wspomnienia. A dla czytelników, zwłaszcza ówczesnych? Szklane domy w Przedwiośniu są radykalnie przeciwstawną propozycją do rewolucji jako sposobu poprawy warunków życia, zmiany stosunków społecznych. Zdaniem Żeromskiego „rewolucją jedyną i prawdziwą jest wynalazek. Rewolucją fałszywą jest wydzieranie przemocą rzeczy przez innych zrobionych” O ile rewolucja wyzwala dzikość w człowieku, budowa szklanych domów w przekonaniu Żeromskiego jest sposobem na zwalczenie „łotrostwa ludzkości”. Na oświadczenie Cezarego: „Łotra trzeba w człowieku siłą wydusić, a gdy się nie poddaje — zabić” — ojciec (Żeromski) odpowiada: „Najprzód nie bardzo dobrze wiemy, co dobre, a co złe. Potem jedyne co z zabijania wynika, to zbrodnia zabójstwa. Zabijanie jest zgoła niepotrzebne. Szkoda na to czasu i zdrowia duszy ludzkiej. Wystarcza najzupełniej budowanie życia nowego... (s.89) I dalej nieco: „Tworzeniem nowych wartości i rozmnażaniem nowego dobra trzeba wyniszczać w ludziach samą zawiść i samą nienawiść. Można wypracować takie warunki życia, iż nie będzie się o co nienawidzić i mordować. Doprawdy śmieszny to jest przewrót, który magnatów strąca z pałaców do piwnic, a mieszkańców piwnic wprowadza do pałaców. Jest to prawdziwie robota szalonych. Takie jest moje przeświadczenie.” Szklane domy są jednak przede wszystkim dziełem sztuki: komponują je wielcy artyści, ludzie mądrzy, pożyteczni, twórcy świadomi i natchnieni, wypracowujący przedmioty ozdobne, piękne a użyteczne, liczne, wielorakie, genialne, godne jak najszerszego rozmnożenia — dla pracowników, braci swych, dla ludu.” Są echem norwidowskiego pojęcia dobra, którym nie jest to, z czym przyjemnie, ale co ulepsza i piękna, co „kształtem jest miłości” a istnieje po to, „by zachwycało do pracy; praca — by się zmartwychwstało”. Wyrażają najgłębsze przekonanie Żeromskiego — artysty o nieporównywalnych z niczym innym wartościami, immanentnie zawartych w jego koncepcji. O ile zajmowano się poglądami społecznymi, politycznymi, etycznymi, nawet osobowością twórczą Żeromskiego, o jego stosunku do sztuki mówi się niewiele. Wgląd w tę problematykę w jego twórczości ujawnia szerokość i głębię zainteresowań. Poza naturalną z tytułu charakteru twórczości znajomością literatury przez jakiś czas usiłował zostać malarzem. W chacie nałęczowskiej zachowano jego próby czynione pod kierunkiem Stanisława Witkiewicza. Podczas pobytu za granicą z zapałem zwiedzał galerie sztuki. Grał amatorsko na 142 fortepianie, a chętnie słuchał utworów Chopina w wykonaniu matki żony Anny. Znane są jego próby teatralno-recytatorskie. Mąż Henryki Rodkiewiczówny, córki Oktawii, Jan Koszyc Witkiewicz był architektem. Dzięki niemu poznał teorię i praktykę grupy artystów tworzących w 1919 r. „Bauhaus”, którzy najpierw w Weimarze (od 1919 r.) potem w Dessau (od 1924 r.) wprowadzali nowoczesne metody, łączyli sztukę z rzemiosłem artystycznym i stosowali w budownictwie szkło. Na szczególną uwagę zasługuje pogląd Żeromskiego na funkcję sztuki, na siłę jej oddziaływania. W ludziach bezdomnych przed obrazem Puvisade Chavannes, przedstawiającym wynędzniałego rybaka, gromadzą się ludzie z różnych warstw społecznych. Jedna z bohaterek będzie potem opowiadać: „Jak tam panna Netka płakała, jak płakała, zresztą my wszystkie.” A turyści niemym skupieniem wyrażali swe uczucia wywołane przez ten obraz. W jednym z opowiadań wspomina Żeromski epizod z prowadzonych odczytów w ramach pracy oświatowej. Wyświetlane obrazy Grottgera, uzupełnione malowniczym opisem sceny, rozpoczynającej potem Wierną rzekę, w której chłopi zamierzają pojmać rannego powstańca i odprowadzić go do generała Czengierego w nadziei otrzymania nagrody, powodują wzburzenie zgromadzonych, zwarcie zmierzających na nich. W komentarzu Żeromski mówi o wzbudzeniu ducha jedności i woli działania, protestowania przeciw zachłanności, wyrażeniu jedności z tym, który poświęcił się dla Ojczyzny. Pisze: „Czuło się, że wszyscy myślą tak samo. Nikt nie myśli: ja to Polska; wszyscy myślą: Polska to my!” Najpiękniej moc działania sztuki jest pokazana w Syzyfowych pracach. Jeden wiersz uwielbianego poety zniweczył wieloletnie zabiegi nauczycieli rusyfikatorów i powrócił polską młodzież „na ojczyzny łono”, zjednoczywszy wszystkich. Sztuce, którą uważał za „ostatnią łaskę i największą miłość” Żeromski przypisał moc przekształcania dusz. Szklanymi domami wskrzeszał mickiewiczowskie wezwanie Ody do młodości do pchnięcia świata nowymi tory wspólnym wysiłkiem ludzi zjednoczonych wokół realizacji prawdy „w szczęściu wszystkiego są wszystkie cele”. On — „cors cordium” — jak go nazwał Antoni Potocki za Byronem, który tak określił Shelley’a, czy „serce nienasycone” jak chciał Stanisław Adamczewski, próbował porwać naród do twórczej pracy dla wspólnego dobra, do rewolucji moralnej, powierzając artystom zadanie do spełnienia. On, który jak Mickiewicz miał prawo powiedzieć o sobie, że „kocha cały naród, że objął w ramiona całe przeszłe i przyszłe jego pokolenia”, że Polskę chciał „dźwignąć, uszczęśliwić, chciał nią cały świat zadziwić” przekonany o tym, że ludzki los ludzie mają w swych rękach, zdawał sobie sprawę z beznadziejności 143  swych usiłowań, gdyż Polacy „dużo by już mogli mieć, tylko oni nie chcą chcieć”, jak powiedział S. Wyspiański. Dlatego jak Szekspir w Burzy, tak i on w tym samym Przedwiośniu, gdzie przedstawił piękno, dobro i prawdopodobieństwo szklanych domów, sam je zburzył, choć stanowiły wynik wieloletniego trudu poszukiwań, rozważań, twórczo zaangażowanej obserwacji: Cezary Baryka na próżno szuka w Polsce bodaj jednego szklanego domu. W decyzji destrukcji owocu własnego pomysłu jest tyleż samo udręki, co rozpaczliwego zwątpienia, przed którym bronił się od lat szkolnych. Baryka — lekarz a potem inżynier, realizator szlachetnej koncepcji, budujący szklane „domy robotnicze, szpitale, muzea, domy dla pracującej inteligencji, dla przeciętnych, szarych ludzi, tanie a zdrowe, wygodne i piękne”, istniał jedynie w marzeniach twórcy, przyrównany przez niego do Chrystusa. Tym samym Żeromski przesuwa zainteresowanie szklanymi domami jako zjawiskiem fizycznym, materialnym, zewnętrznym, na ich związek i zależność od wartości moralnych, duchowych, wewnętrznych, co zaznaczył, mówiąc wcześniej o konieczności zwalczenia łotrostwa w człowieku a także posługując się odwołaniem do nauki Zbawiciela świata, który „w kazaniu na górze uczył świat, że nawet demu oczywistemu nie należy sprzeciwiać się siłą”. Zatem zrozumiałe, iż zwycięstwo nie nastąpi szybko, bo może potrzebne do niego jest ponowne przyjście Chrystusa? Wszak o Baryce — geniuszu przebudowującym świat w „siedlisko dobra” matki mówią słowami Ewangelisty: „błogosławione łono które cię nosiło i piersi, któreś ssał”. Szklane domy są proponowanym przez Żeromskiego sposobem rozwiązania najważniejszych problemów: moralnych, społecznych, politycznych oraz wskazaniem i rolę sztuki. Jako utopia czyli rodzaj Sciencefiction i baśni dla dorosłych, prawdy i marzenia, jest syntezą poglądów, wyrazem żarliwej miłości ojczyzny, symbolem Polski idealnej. Przez to, że znalazły wyraz w ostatniej jego powieści nabrały charakteru testamentu, ostatniej woli twórcy, który jej wykonanie powierzył rodakom. I to wypada przypomnieć w 70-tą rocznicę śmierci autora Przedwiośnia. 144 FRANCISZEK ZIEJKA PARYŻ - STOLICA POLSKIEJ SZTUKI (1890-1914) Położone nad brzegami Sekwany miasto od niepamiętnych czasów kusiło swym niezwykłym urokiem. Przed gośćmi nieproszonymi — jak choćby przed wojskami Suworowa w 1814 — zamykało swe bramy. Innych Paryż witał bardzo gościnnie. Znajdowali w jego murach schronienie pozbawieni władzy królowie, ale i rzesze politycznych uchodźców, którym nie udało się obalić panujących władców. Paryżanie witali gorąco powracających z nie zawsze zwycięskich frontów żołnierzy, ale i kupców oferujących egzotyczne towary. Najchętniej przecież otwierali swe domy przed garnącymi się do tego miasta artystami i uczonymi. W niemałej rzeszy cudzoziemców, którzy w Paryżu znajdowali schronienie, sporą grupę stanowili i nadal stanowią Polacy. Wędrowali oni do Paryża od wczesnych wieków średnich. Przyciągała ich tu nade wszystko możliwość zdobywania wiedzy na sławnym uniwersytecie. Wiele wskazuje na to, że jednym z pierwszych Polaków kształcących się na paryskiej Sorbonie był Wincenty Kadłubek, sławny kronikarz z przełomu XII — XIII wieku. Na Sorbonie studiował także następca Kadłubka na stolicy biskupiej w Krakowie, Iwo Odrowąż. Kilka miesięcy spędził w Paryżu Jan Kochanowski, który słuchał wykładów w Kolegium Trzech Języków, mieszczącym się w istniejącym do dziś budynku College de France. Dociekliwy badacz śladów przeszłości znajdzie niemało polskich pamiątek w stolicy Francji. Przypomnijmy kilka z nich: herb Rzeczypospolitej Obojga Narodów do dziś zdobi zegar Henryka Walezjusza umieszczony na ścianie Pałacu Sprawiedliwości przy Bulwarze Montparnasse 80, wciąż stoi budynek, w którym w wieku XIX mieściła się polska Wyższa Szkoła Wojskowa. Polski ułan stoi na pomniku wzniesionym dla uczczenia marszałka Francji, Moncey’a (plac Clichy), natomiast wizerunek polskiego kosyniera zdobi budynek przy rue St. Denis 46. Nie brak w Paryżu polskich instytucji z tak szacownymi, jak: Biblioteka Polska, Muzeum Mickiewicza, Szkoła Polska na Lamande czy Dom św. Kazimierza przy rue Chevaleret 119. 145  Zachowały się tu domy, w których żyli i tworzyli polscy artyści: Chopin, Mickiewicz czy Słowacki. Wykłady Mickiewicza w Collège de France upamiętnia tablica z 1884 roku. Największy poeta polski ma także swój pomnik, który od kilkudziesięciu lat ożywia nadsekwaóskie bulwary. Niemało polskich pamiątek zachowało się w paryskich kościołach. Od 1844 r. niewielki kościółek pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP (de 1’Asomption) mieści Polską Misję Katolicką. W przepięknym kościele St.-Germain-des-Prés podziwiać można stylowy nagrobek króla Jana Kazimierza. U św. Seweryna — przywiezioną w 1841 r. przez Andrzeja Towiaóskiego z Litwy kopię obrazu NMP Ostrobramskiej pędzla Walentego Wańkowicza, przy którym przez wiele lat zbierali się bracia towiańczycy. Historycy przypominają, że w kościele St. Roche odbyła się w dniu 30 października 1817 r. podniosła uroczystość po śmierci Tadeusza Kościuszki. Msza pogrzebowa przy trumnie Chopina odbyła się w dniu 30 października 1849 r. w kościele Ste Madelaine. W tym samym kościele odbyła się także msza żałobna przy sprowadzonej z Konstantynopola trumnie ze zwłokami Adama Mickiewicza w dniu 21 stycznia 1856 r. Zachowały się polskie pamiątki w paryskich muzeach. W Luwrze można oglądać portret Stanisława Augusta Poniatowskiego malowany przez panią Viege — Lebrun w Petersburgu, po abdykacji króla. Znajdują się tutaj także dwa portrety Marii Leszczyńskiej, małżonki Ludwika XV (dzieła Vanloo i Maurice Quantin de la Tour). Kolekcjonerów ciekawostek historycznych zainteresuje zapewne fakt, że w Muzeum Archiwów Narodowych zachowała się pieczęć Władysława Warneńczyka z 1440 r. a u Inwalidów pancerz Zygmunta Starego i szabla Stefana Batorego. Nie brak polskich grobów na paryskich cmentarzach. Na Père-Lachaise spoczywają m.in.: Fryderyk Chopin ale także Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, generałowie Józef Wysocki i Walery Wróblewski, wreszcie Ewelina Hańska, małżonka Balzaka. Na Montmartre istnieje ponad 50 polskich grobów, a pośród nich grób — dziś pusty — Juliusza Słowackiego a także grób piewcy Ukrainy, Bohdana Zaleskiego. Nie sposób nie wspomnieć tu o największej i najsławniejszej bez wątpienia nekropolii polskiej we Francji, która znajduje się w podparyskim Montmorency. Wytrawny historyk dorzuci zapewne niemało dalszych szczegółów o polskich śladach w Paryżu. Przyzna jednak zarazem, że w materialnej postaci zachowała się nade wszystko pamięć o „polskim” Paryżu z epoki Wielkiej Emigracji. Ten właśnie Paryż pozostawił po sobie do dziś działające instytucje, jak choćby Bibliotekę Polską czy Dom św. Kazimierza. Na paryskich domach wciąż można odnaleźć tablice upamiętniające ważne wydarzenia z życia Wielkiej Emigracji (np. powołanie do życia Komitetu Narodowego Polskiego w 1831 r.) a także z życia polskiej literatury romantycznej (np. tablica upamiętniająca dom, w którym powstał Pan Tadeusz). W pracach niemałego grona polskich 146 historyków i literaturoznawców epoki romantyzmu Paryż zajmuje miejsce wyjątkowe, co zrozumiałe, tu bowiem znajdowało się najważniejsze ognisko życia duchowego Polaków. Rzecz jednak znamienna: w cieniu Paryża Mickiewicza, Słowackiego i księcia Czartoryskiego zaginął „polski” Paryż z epoki przełomu wieków XIX—XX. Właściwie nie powinno to dziwić; po upadku powstania styczniowego z 1863 r. zmienił się społeczny wymiar literatury polskiej. W bezpowrotną przeszłość odeszła epoka wieszczów narodowych. Po chwilowym zachwianiu się roli Paryża w życiu intelektualnym polskim w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku (w dużej mierze spowodowane to było udziałem Polaków w krwawych wydarzeniach Komuny Paryskiej i późniejszymi reperkusjami tego faktu) na przełomie wieków XIX —XX stolica Francji na nowo stała się jedną ze stolic polskiej sztuki i literatury. To prawda, że nie była to już teraz jedyna stolica myśli polskiej i życia duchowego polskiego, była jednak jednym z głównych ośrodków życia artystycznego polskiego. Niestety, próżno dziś w stolicy Francji szukać materialnych śladów jakże bujnego naówczas życia polskiej bohemy artystycznej. Niełatwo jest odnaleźć domy, w których mieszkali Wyspiański, Żeromski czy Reymont. Brak informacji, gdzie spotykali się Stanisław Przybyszewski, Gabriela Zapolska, Jan August Kisielewski, czy Zenon Przesmycki Miriam. Nikt nie pisze o tym gdzie mieściły się pracownie Olgi Boznaóskiej, Anny Bilińskiej, Władysława Ślewińskiego czy Ludwika De Laveaux. Próżno szukać — poza wspomnieniami — informacji na temat życia artystów polskich w mieście nad Sekwaną w epoce zwanej często „piękną”. Tymczasem w ciągu 25 lat poprzedzających wybuch I wojny światowej w stolicy Francji toczyło się niezwykle bogate życie artystyczne polskie. Z wyliczeń przeprowadzonych wówczas przez znanego dobrze polskim czytelnikom autora powieści napoleońskich a zarazem rzutkiego dziennikarza i działacza, Wacława Gąsiorowskiego, wynika, iż w Paryżu przełomu wieków mieszkało około 500 polskich artystów (w tym ponad połowę stanowili malarze i rzeźbiarze), że osiadło tu na dłużej lub krócej ponad osiemdziesięciu pisarzy i poetów, czterdziestu muzyków, trzydziestu śpiewaków operowych, dwudziestu aktorów, tancerzy i tancerek. W paryskich instytucjach naukowych pracowało wówczas ponad czterdziestu polskich uczonych, leczyło ludzi blisko osiemdziesięciu polskich lekarzy. Dodać trzeba, iż w paryskich uczelniach naukę pobierało w tym samym czasie ponad pięciuset polskich studentów! W środowisku polskich artystów rodziły się wielkie idee, powstawały tysiące obrazów malarskich, setki rzeźb, niezliczone ilości artykułów przesyłanych do prasy krajowej. Pisarze przygotowywali tomiki poetyckie, pisali dramaty 147  i powieści. Mało kto dziś pamięta, że to właśnie w mieście nad Sekwaną narodził się Wyspiański —dramaturg, że tu powstały m.in. Uroda życia, Wierna rzeka i znaczne partie Dziejów grzechu Stefana Żeromskiego, że w tym mieście Reymont napisał prawie połowę Chłopów oraz cieszącego się niegdyś dużym powodzeniem Wampira, że Wacław Gąsiorowski napisał tu Panią Walewską, Księżnę Łowicką, i co najmniej kilkanaście innych powieści i nowel, że Gabriela Zapolska przygotowała tutaj Menażeńę ludzką, Szmat życia i Zaszumi las, że Wacław Sieroszewski napisał w Paryżu Beniowskiego i Zacisze, Stefan Krzywoszewski Panią Julię itd., itp. Ten ogromny wysiłek środowiska artystycznego polskiego skupionego w Paryżu na przełomie XIX — XX wieku nie może umykać uwagi historykom literatury polskiej. Spróbujmy zatem przywołać najważniejsze fakty. Polski Paryż z przełomu wieków XIX —XX miał bardzo zróżnicowaną strukturę. Około 1890 r. mieszkało w nim prawie 3 tysiące Polaków. W ciągu następnych dwóch dziesięcioleci liczba ich podwoiła się. W niczym jednak nie wpłynęło to na ich zespolenie. Towarzystwo nasze nad Sekwaną jest rozproszone i rozbite na wiele kół, kółek, koterii i pojedynczych atomów — pisał w 1890 roku Edward Przewóski — brak zarówno idei ogólnej, dość silnej, ażeby złączyć nas mogła w jakąś całość, jak i miejsca, które by się stać mogło wspólnym ogniskiem (Przewóski, 1890). Wygląda jednak na to, że nie tylko powody ideowe przyczyniały się do rozbicia polskiej kolonii w Paryżu. Wpływał na to zapewne także i status majątkowy poszczególnych jej członków. Wiadomo więc, że mieszkała w Paryżu epoki przełomu wieków niezbyt wprawdzie liczna ale bardzo wpływowa grupa polskich arystokratów. Wprawdzie Czartoryscy w połowie lat siedemdziesiątych przenieśli swą siedzibę wraz ze wspaniałymi skarbami muzealnymi i biblioteką do Krakowa, hotel Lambert nadal jednak otwierał swe podwoje dla książąt, hrabiów i baronów. Głową rodu był teraz książę Władysław, a po jego śmierci w 1894 roku — książę Witold. Obok Czartoryskich w stolicy Francji mieszkało kilkanaście innych rodów arystokratycznych polskich. Byli tu więc Radziwiłłowie z księciem Konstantym, hr. Mikołaj Potocki z rodziną, hr. Benedykt Tyszkiewicz, hrabiowie Przeździeccy, książę Konstanty Lubomirski, hr. Jan Tarnowski, hrabiowie Braniccy, baron Gustaw Taube i inni. Część rodów magnackich trzymała się z dala od spraw polskich (np. hrabiowie Andrzej i Karol Walewscy, książę Adam Wiszniewski, książę Andrzej Poniatowski). Inni w ten czy inny sposób podtrzymywali więzi z polskimi instytucjami. Również „arystokracja” intelektualna polska nie była w Paryżu zbyt liczna. Na jej szczycie znajdowała się bez wątpienia Maria Skłodowska-Curie, 148 dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, od 1906 roku wykładająca — jako pierwsza kobieta w historii Sorbony — na tej najstarszej francuskiej uczelni. W latach 90-tych sporym uznaniem cieszył się w stolicy Francji Jan Dybowski, podróżnik i odkrywca tajemnic Konga, Algierii i Sahary. Od 1893 r. kierował on katedrą w Narodowym Instytucie Agronomii. Jan Danysz od 1893 roku kierował wydziałem mikrobiologii w Instytucie Pasteura. Klinikę urologiczną prowadził Bolesław Motz. Wielką sławą (także poza granicami Francji) cieszyli się polscy okuliści: Seweryn Gałęzowski, jego bratanek — Ksawery Gałęzowski oraz Władysław Rotuld. Cenionym powszechnie neurologiem był Józef Babiński. Uznanie zyskali wynalazcy: Józef Lipkowski, Kazimierz Sosnowski oraz Stefan Drzewiecki. W kronikach Paryża zapisało się także kilku polskich bankowców (był pośród nich Zygmunt Kaczkowski, skądinąd znany powieściopisarz!) oraz przemysłowców (np. Jan Nepomucen Rayski). Obok tych dwóch grup społecznych wymienić należy co najmniej trzy inne: liczną, ale rzadko dającą znać o sobie grupę robotników polskich, kolonię studencką, wreszcie będącą przedmiotem naszego tu zainteresowania kolonię artystyczną. Bogatsza część kolonii polskiej mieszkała w prawobrzeżnym Paryżu. Studenci i artyści skupili się na lewym brzegu Sekwany. Naturalnym ośrodkiem kolonii studenckiej była Dzielnica Łacińska. Kształcący się w Paryżu Polacy mieszkali jednak także w innych punktach miasta, m.in. przy rue de la Glacière oraz przy bulwarze Arago. Artyści mieszkali przeważnie na Montparnasse oraz w okolicach Panteonu (tutaj ważnym ośrodkiem polskim był hotel de Brésil przy rue Le Gofï). Z przywołanym podziałem środowiskowym krzyżował się podział pokoleniowy. Na przełomie wieków XIX-XX rzadkością już byli powstańcy listopadowi z 1830 roku (warto jednak odnotować, że ostatni z nich, Józef Kownacki, zmarł w roku 1908, w wieku 103 lat). Trzon najstarszego pokolenia stanowili powstańcy styczniowi z 1863 roku. Nie była to jednak grupa zbyt liczna. Część powstańców wróciła bowiem już do kraju, inni rozpierzchli się po świecie. Grupa ta odgrywała jednak ważną rolę w życiu polskiej kolonii. Ona sprawowała opiekę nad instytucjami narodowymi polskimi, jej członkowie organizowali też rocznicowe obchody narodowe. Szczególną aktywność w tej grupie przejawiali dwaj politycy: Józef Gałęzowski (były dyrektor w Wydziale Wojny w Rządzie Narodowym Romualda Traugutta z 1864 r. a obecnie pracownik Credit Foncier i Dyrektor Muzeum Narodowego Polskiego w Rapperswilu) oraz Henryk Gierszyński, który w 1863 r. walczył w oddziałach powstańczych na Litwie, a na emigracji — po ukończeniu studiów medycznych na Sorbonie — prowadził praktykę lekarską w Ouarville koło Chartres. Pierwszy 149  był przez kilkadziesiąt lat przywódcą grupy tzw. batiniolczyków, ściśle współpracujących z hotelem Lambert księcia Czartoryskiego, drugi stanowił ostoję polskich radykałów i demokratów a także socjalistów. Do batiniolczyków należeli m.in. Eugeniusz Korytko, Ludwik Dygat, Wacław Gasztowtt. Pośród radykałów prym wiedli; Bolesław Limanowski, Bolesław Motz, Walery Wróblewski oraz Józef Zieliński. Wspierał ich swym autorytetem mieszkający w Genewie Zygmunt Miłkowski, znany w literaturze polskiej pod pseudonimem T.T. Jeża, wydający w Paryżu pismo; Wolne Słowo Polskie. Polityczne podziały istniały także w środowisku kolonii studenckiej. Radykałowie skupieni byli w stowarzyszeniu Spójnia (przewodzili im; Stanisław Barański i Jan Lorentowicz); sympatycy Ligi Narodowej (potem Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego) skupieni byli w organizacji Koło, w którym przywództwo sprawowali Stanisław Kośmiński, Kazimierz Woźnicki i Stanisław Stroński. Ważną rolę w życiu polskiego Paryża odgrywała Szkoła Polska mieszcząca się od czasów Wielkiej Emigracji na Batignolles. Działające przy niej Stowarzyszenie b. Uczniów liczyło ok. 1900 roku ponad 300 członków. Spośród przejawiających aktywność stowarzyszeń polskich godzi się tu wymienić: Instytucję Czci i Chleba (opiekujące się najuboższymi Polakami), posiadające również charakter charytatywny Towarzystwo Kobiet Polskich im. Klaudyny Potockiej, wreszcie — Komisję Opieki nad Grobami Polskimi. Przez cały interesujący nas tutaj okres powstawały coraz to nowe organizacje polityczne. Niestety, przyczyniały się one dodatkowo do dezintegracji polskiego żywiołu. Nierzadko zdarzało się też, iż tę samą rocznicę narodową obchodzono w Paryżu kilkakrotnie, w różnych punktach miasta, w sposób całkowicie niezależny od siebie. Istniały jednak dziedziny życia kolonii, które ze swej natury odgrywały rolę spoiwa scalającego żywioł polski. Taką funkcję spełniała w Paryżu przede wszystkim sztuka. Malarze, rzeźbiarze, pisarze łączyli to, co inni rozbijali. Często też musieli przyjmować na siebie obowiązki daleko wykraczające poza horyzont sztuki: dawać świadectwo życia nie istniejącej na mapach Europy Polski. Polska kolonia artystyczna — co znamienne — żyła własnym życiem, rzadko nawiązując bezpośredni dialog ze sztuką francuską, czy szerzej rzecz ujmując — europejską. Na to swoiste wyobcowanie polskich artystów w Paryżu zwracali uwagę ludzie bezpośrednio związani z kolonią. Stefan Krzywoszewski, znany na przełomie wieków powieściopisarz, pisze więc we wspomnieniach czasów młodości, iż kolonia artystyczna polska była tak dalece odsunięta od społeczeństwa francuskiego, że młody pisarz lub artysta polski po kilkuletnim pobycie w Paryżu często nie umiał rozmówić się po francusku w restauracji (Krzywoszewski, I, 103). Równie ostro osądzał swoich kolegów Wacław Gąsiorowski. 150 W 1913 r. dowodził on: Zwyczajny wychodźca intelektualny nie ma nic wspólnego z życiem i pracą odpowiednich sfer francuskich — środki utrzymania czerpie głównie z Polski. Jest tak odsunięty od pulsu Paryża, że po dziesiątkach lat nie zna Francji, nie zna społeczeństwa, u którego gości, nie zna nawet francuskiego języka (Gąsiorowski, 1913). Jeśli nawet założymy, iż w stwierdzeniach tych jest sporo przesady, trzeba się zgodzić z tezą, iż niewielkie były bezpośrednie związki polskich artystów ze światem francuskim. A należy pamiętać, iż były to lata nadzwyczaj bujnego rozwoju sztuki i literatury francuskiej. W Paryżu żyli wówczas i tworzyli ludzie tej miary, co Verlaine i Mallarmé, Zola i Toulouse-Lautrec, Renoir i Sarah Bemhardt, Antoine i Moréas, Anatol France i José Maria de Heredia, Utrillo, Modigliani, Bruant i tylu innych. Była to epoka słynnych kabaretów: Moulin Rouge, Folies Bergere, Chat Noir, Cabaret des Assassins czy Lapin Agile. Na rynku czytelniczym roiło się od świetnych czasopism literackich, by wspomnieć choćby o In Plume, Revue Blanche, Revue Bleue czy Revue des Deux Mondes. W prasie artystycznej toczyły się wielkie batalie o nową sztukę: o naturalizm, o symbolizm, to znów o klasycyzm czy o wiersz wolny. Te wielkie dyskusje i polemiki przechodziły nieco obok skupionego w Paryżu świata artystycznego polskiego. Jedynie bodaj muzycy — ze względu na specyfikę uprawianej przez nich sztuki — nawiązywali bezpośredni kontakt ze światem francuskim. To prawda, że patronował im sam Fryderyk Chopin, któremu w tym właśnie okresie wzniesiono dwa skromne pomniki w parkach Paryża, ale nie chodziło w tym wypadku jedynie o wielkiego patrona. Świat paryski przełomu wieków bardzo długo pozostawał pod urokiem sztuki Paderewskiego, koncertującego w najbardziej renomowanych salach miasta. Nieco mniej spektakularne sukcesy odnosili także inni artyści polscy: skrzypek — wirtuoz Władysław Górski, pianista Zygmunt Stojowski czy wreszcie prawdziwa ozdoba kolonii artystycznej polskiej, Wanda Landowska, założycielka Szkoły Muzyki Dawnej. W operze paryskiej począwszy od lat osiemdziesiątych królowali bracia Jan i Edward Reszke. Jan był przez kilka kolejnych sezonów pierwszym tenorem tej najsłynniejszej naówczas na świecie sceny, Edward śpiewał partie basowe. Nie udało się podbić Paryża polskim aktorom dramatycznym. Całkowicie bez echa przeszły zabiegi Gabrieli Zapolskiej zrobienia kariery w teatrze Antoine’a. Nieco więcej szczęścia miał Bolesław Pluciński, występujący dosyć długo — pod pseudonimem Armanda Dutertre — w Odéonie. Nie zrobili także wielkiej kariery w świecie paryskim polscy malarze. Liczba ich była ogromna. W większości byli to jednak ludzie młodzi, usiłujący w stolicy świata poznać tajniki sztuki. Trudne warunki życia, nierzadko głód, stawały się w tym środowisku przyczyną niejednej tragedii. Kroniki paryskie odnotowały na przykład 151  w 1891 r. samobójstwo młodego rzeźbiarza polskiego, niejakiego Pelczarskiego. W roku następnym zmarł tu z nędzy i chorób świetnie zapowiadający się malarz tematów orientalnych Bolesław Chlebowski. W 1893 r. rozstała się ze światem Anna Bilińska. W pięknym wspomnieniu poświęconym jej pamięci Maria Konopnicka pisała: Anna Bilińska nie umarła ani z wypadku, ani z nieodwołalnego wyroku jakiejś organicznej, przyniesionej z sobą na świat wady: umarła z choroby, której początków nabawiła się w długiej a ciężkiej walce z biedą, jaką cierpiała podczas swych paryskich studiów, kiedy to wygłodzona, źle odziana zgłębiała tajniki malarstwa w Akademii Julliena (Konopnicka, 1893). W niespełna rok później zmarł w Paryżu na gruźlicę mający już niemałe osiągnięcia artystyczne Ludwik de Laveaux, który w historii kultury polskiej przetrwał przede wszystkim pod postacią widma z II aktu Wesela Wyspiańskiego. Do świata francuskiego udało się przebić tylko nielicznym. Spore uznanie w Paryżu zdobył więc Władysław Ślewiński, jeden z przyjaciół Paula Gauguina, członek jego grupy artystycznej Pont Aven. Zorganizowane przez niego dwie samodzielne wystawy w 1897 i 1898 roku odbiły się szerokim echem w paryskiej prasie artystycznej. Dużym powodzeniem cieszył się w Paryżu portrecista Włodzimierz Terlikowski. Swoistą karierę robił tu klan rodzinny Styków (przede wszystkim jednak ojciec, Jan Styka, głośny twórca panoram, ilustrator Quo vadis, a także wzięty portrecista). Wiele nagród zdobył rzeźbiarz Cyprian Godebski. Niestety, nie zdobyła tak szerokiego rozgłosu Olga Boznańska, choć z pewnością na to zasłużyła. Znamienne, że polscy artyści—malarze, tak licznie reprezentowani w Paryżu, nie zdobyli się na zorganizowanie samodzielnej większej wystawy. Wprawdzie udało im się zebrać kilkadziesiąt obrazów na wystawie, którą zorganizowało w 1900 r. Koło Polskie Artystyczno-Literackie, nie była to jednak w żadnym wypadku prezentacja najwartościowszych dzieł i najwybitniejszych artystów polskich. Równie mało reprezentatywną była wystawa zorganizowana w 1914 roku przez Towarzystwo Artystów Polskich. Polityczne uwarunkowania — tzn. przyjazne stosunki Francji z Rosją oraz Austrią — sprawiły, że zabrakło pawilonu polskiego na dwóch wystawach światowych zoi^anizowanych w Paryżu w 1889 i 1900 roku. Eksponowali wprawdzie tutaj swoje dzieła artyści tej rangi co Juliusz Kossak, Wojciech Gerson, Jan Matejko czy Jacek Malczewski, zdobywali złote i srebrne medale (oprócz wymienionych wyżej wyróżnienia te przypadły także Józefowi Mehofferowi, Julianowi Fałatowi, Józefowi Pankiewiczowi, Leonowi Wyczółkowskiemu i innym), artyści ci występowali jednak w pawilonach: rosyjskim, austriackim czy francuskim (tu wystawiał swoje rzeźby Godebski). 152 Obok malarzy najliczniejszą grupę artystycznej kolonii polskiej w Paryżu stanowili pisarze. W epoce przełomu wieków XIX—XX Paryż stał się niejako obowiązkowym przystankiem dla zdecydowanej większości polskich pisarzy pragnących zapisać się trwale w dziejach narodowej kultury. Bodaj po raz pierwszy od czasów epoki renesansu podróże artystyczne na Zachód stały się nieodzownym elementem życia duchowego młodych Polaków. Niegdyś, w wieku XVI, młodzi Polacy spieszyli do Włoch, Francji czy Niemiec na studia. W wieku XVIII wyprawiali się do Paryża polscy pisarze, jak choćby Kajetan Węgierski, Stanisław Staszic czy Stanisław Trembecki, głównie dla rozrywki (zarówno Węgierski jak Trembecki zasłynęli w Paryżu przede wszystkim jako niezrównani hazardziści w grze w karty!). Potem przyszły czasy powstań narodowych polskich i dramatyczne dzieje emigrantów polskich zmuszonych żyć na obcej ziemi. Dopiero pod koniec XIX wieku pojawiło się pokolenie Polaków, które nawiązało do pięknej, renesansowej tradycji wypraw artystycznych na Zachód, głównie — do Paryża, po wiedzę, dla rozwinięcia wrodzonego talentu. W gronie tych podróżników znaleźli się w sporej gromadzie poeci i pisarze. Jedni z nich jechali do stolicy Francji na kilka, czy kilkanaście miesięcy. Inni — z góry zakładali pobyt kilkuletni. Do stolicy kulturalnej świata spieszyli pisarze wielcy i mali, uznani i debiutanci, starzy i młodzi. Przypomnijmy, iż oblicze paryskiej kolonii artystycznej polskiej kształtowali ludzie tej miary, co Stanisław Wyspiański i Stefan Żeromski, Władysław Stanisław Reymont i Wacław Berent, Zenon Przesmycki i Gabriela Zapolska, Bolesław Leśmian, Andrzej Strug, Wacław Sieroszewski ale także wielu artystów dziś prawie całkowicie zapomnianych, jak choćby Bogusław Adamowicz, Wincenty Kosiakiewicz czy Tadeusz Jaroszyński. Jedni podążali do stolicy Francji na studia (byli pośród nich poeci: Wacław Rolicz Lieder i Antoni Lange, którzy studiowali w Szkole Języków i Cywilizacji Wschodnich), inni pragnęli łączyć studia z pracą zawodową (korespondencje do pism krajowych nadsyłało kilkudziesięciu pisarzy, ale tylko niektórzy — jak choćby Antoni Potocki — traktowali je jako jedyne źródło utrzymania). Byli tacy, których w Paryżu czekała dobra posada (znakomity tłumacz poezji włoskiej i francuskiej na język polski, a przy tym — wytrawny uczony, Edward Porębowicz, pracował w Bibliotece Polskiej zamienionej na Stację Naukową krakowskiej Akademii Umiejętności), ale nie brakło i takich, którzy pragnęli przede wszystkim „przetrzeć się” w świecie, poznać zabytki i bogate muzea Paryża, wreszcie — zakosztować uroków niezwykłej atmosfery owianego legendą miasta. Nie wszyscy potrafili sprostać wyzwaniu jakie przyjezdnym stawiało i wciąż stawia to niezwykłe miasto. Maria Komornicka, 153  LITERATURA 1. Appignanesi L.: Kabaret, Warszawa 1990. 2. Bayard J. —E.: Montmartre hier et aujourd’hui, Paris 1928. 3. Billy A.: Lépoque 1900 Paris 1951. 4. Carco F.: De Montmartre au Quartier latin, Paris 1927. 5. Crespelle J. —P.: Montmartre w czasach Picassa; tenże, Montparnasse w latach 1905 — 1930, Warszawa 1989. 6. Dorgeles R.: Bouquet de bohème, Paris 1947. 7. Glinka X.: Paryż mojej młodości, Londyn 1957. 8. Grzymała — Siedlecki A.: Nie pożegnani, Warszawa 1972. 9. S. Krzywoszewski: Długie życie. Wspomnienia, I—II, Warszawa 1947. 10. Lorentowicz J.: Spojrzenie wstecz, Warszawa 1935. 11. Markiewicz Z., Sivert T.: Melpomena polska na paryskim bruku, Warszawa 1973. 12. Mickiewicz W.: Pamiętniki, I —III, Warszawa 1926 — 7. 13. Natanson W.: Z różą czerwoną przez Paryż, Kraków 1970. 14. Pułaski F.: Biblioteka polska w Paryżu w latach 1893 — 1948, Paryż 1949. 15. les rapports enter la France et les Polonais de 1878 a 1914, Paris 1983 16. Riese L.: les salons littéraires parisiens du Second Empire à nos jours, Toulouse 1962. 17. Siedlecki M.: Paryż 1919, Warszawa 1980. 18. Sivert T.: Polacy w Paryżu. Z dziejów polskiego życia kulturalnego w Paryżu na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1980. 19. Śladkowski W.: Emigracja polska we Francji 1871 — 1918, Lublin 1980. 20. Wamod A.: Fils de Montmartre, Paris 1955. 21. Ziejka F.: Paryż młodopolski, Warszawa 1993. 158  KAZIMIERA ZDZISŁAWA SZYMAŃSKA TERIOMORFIZM W PROZIE ARTYSTYCZNEJ MARII RODZIEWICZÓWNY Fascynacja pisarzy „krajem lat dziecinnych”, czarownym realnością i prywatną mitologią, pozwoliła im osiągnąć na polu literackim szczyty, „na których człowiek i przyroda ukazały się jako doskonała jedność, jako wieloaspektowy przejaw tych samych sił stanowiących o życiu i śmierci”1. Wysoki stopień zespolenia człowieka z naturą osiągnęli twórcy urodzeni na kresach białorusko-litewskich. Należał do nich Józef Weyssenhoff, autor powieści Soból i panna, w której „wyśpiewał” serdeczną miłość do rodzinnych Jużynt na Litwie Kowieńskiej1  2. W książce pt. Mój pamiętnik literacki Weyssenhoff pisał: „Poznać może [czytelnik Sobola i panny] ukryte w głuszy polnej i leśnej dziwy i czary Przyrody, nauczyć się mowy jej przejmującej, a nigdy niekłamanej, pokochać ziemię swoją w bezpośrednim z nią uścisku. I pokochać może ludzi pierwotnych a dobrych, jak Pucewicz, rajskich jak Warszulka”3. Zarówno w opisie dziewczyny, jak Stacha Pucewicza zastosował Weyssenhoff teriomorfizm, łączący człowieka z naturą. Termin „teriomorfizm” rzadko występuje w polskich słownikach i encyklopediach. Słownik języka polskiego Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego z 1919 r. podaje: „Teriomorficzny — zwierzęcy”4. W Słowniku wyrazów obcych Trzaski, Everta i Michalskiego z 1939 r. czytamy: „Teriomorficzny g. (therion i morphe, kształt), mający postać zwierzęcą; teriomorfizm, g. wyobrażenie bóstwa w postaci zwierzęcej”5. 1J. Krzyżanowski, Neoromantyzm polski 1890—1918, Wrocław 1971, s. 303. 2 J. Weyssenhoff, Soból i panna. Cykl myśliwski, Warszawa 1911. 3 Tenże, Mój pamiętnik literacki, Poznań (b.r.w.), s. 80. 4 Słownik języka polskiego, pod red. J. Karłowicza, A. Kryńskiego i W. Niedźwiedzkiego, Warszawa 1919, s. 49. 5 Słownik wyrazów obcych Trzaski, Everta i Michalskiego, Warszawa 1939. 159  ków XIX—XX znalazła stosunkowo licznych przyjaciół w gronie intelektualistów i pisarzy francuskich. Należeli do niej uczeni, dziennikarze, ale także pisarze i artyści. Nie sposób tu wymieniać nazwiska wszystkich. Dość wspomnieć 0 bliskich związkach z polską kolonią ludzi tego pokroju, co prezydent Collège de France, Ernest Renan, profesor paryskiej Szkoły Nauk Politycznych a zarazem — „odkrywca” historii Rosji, Anatole Leroy — Beaulieu, niezrównany badacz dziejów i kultury Słowian, Ernest Denis. Obok uczonych do grona polonofilów zaliczała się niemała grupa krytyków literackich i dziennikarzy (m.in. Gabriel Sarrazin, autor książki o poezji trzech polskich romantyków, alzacki działacz i dziennikarz Léon Bernardin, Gabriel Duchot — autor książki Immortele Pologne, Maurice Muret — zakochany w polskiej literaturze krytyk szwajcarski, przez wiele lat mieszkający w Paryżu i współpracujący z Journal des Débats itd. itp.). Nie sposób nie wspomnieć tu o francuskich pisarzach, którzy nie kryli swych sympatii dla spraw polskich. Na przypomnienie zasługują w pierwszej kolejności: Anatole France, Andre Gide, Maurice Barrés, natomiast spośród mniej znanych — członek Akademii Francuskiej i Akademii Goncourtów — J.H. Rosny—ainé (właściwie — Joseph Henri Boex) oraz Maurius i Ary Leblondowie, autorzy kilkudziesięciu powieści, wytrawni podróżnicy i działacze, którym zawdzięczamy m.in. potężną pracę pt In Pologne vivante. Przez kilkanaście lat Leblondowie redagowali pismo In Vie, w którym znalazły żywe echo sprawy polskiej literatury i polskiej sztuki. Bezsprzecznie największe jednak zasługi dla polskiej literatury oddał nie tylko w owym czasie Paul Cazin. Uzdolniony prozaik francuski (jego powieść z czasów I wojny światowej Humanista na wojnie wciąż znajduje czytelników we Francji), posiadał Cazin tajemnicę przekładu z języka polskiego na francuski. Karierę tłumacza i popularyzatora literatury polskiej we Francji rozpoczął w 1906 roku. Dał od tego czasu wspaniałe tłumaczenia. M.in. był ojcem sukcesu czytelniczego we Francji powieści Józefa Weyssenhoffa Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego oraz Pamiętników Jana Chryzostoma Paska. Przed I wojną światową przekładał utwory Konopnickiej i Prusa, Reymonta i Żeromskiego i wielu innych. Zapisał się złotymi zgłoskami w dziejach stosunków polsko-francuskich także jako energiczny działacz Komitetu Francusko-Polskiego. Przywołany tu w największym skrócie zespół ludzi raz po raz podejmował na przełomie wieków próby zintegrowania środowiska polskiego w Paryżu. Powstawały więc coraz to nowe stowarzyszenia polskich artystów, pojawiały się też coraz to nowe inicjatywy mające najczęściej na celu przetarcie polskiej sztuce 1 literaturze drogi do odbiorcy we Francji i w Europie. Przypomnieć godzi się, iż działały w tym czasie: Koło Polskie Literacko-Artystyczne, Towarzystwo Polskie Artystyczno-Literackie, Towarzystwo Filharmoniczne Polskie, czy 156 wreszcie — Towarzystwo Artystów Polskich. Ogromne zasługi dla polskiej kultury położył założony w 1909 r. Komitet Francusko-Polski i swoista instytucja: Agence Polonaise de Presse, której dyrektor i zarazem jedyny pracownik — Kazimierz Woźnicki — był prawdziwym ambasadorem polskiej literatury i sztuki w Paryżu. Jego przedsiębiorczość, ruchliwość, umiejętność skupiania wokół siebie ludzi przychylnych Polsce przynosiła wymierne korzyści sprawie polskiej we Francji. To prawda, że nie wszystkie jego przedsięwzięcia zakończyły się sukcesem (np. nie powiodła się ostatecznie akcja uruchomienia wielkiej serii wydawniczej klasyki literatury polskiej w języku francuskim: L oeuvre littéraire polonaise), przecież bodaj wszystkie odbiły się echem w prasie nie tylko francuskiej ale i niemieckiej czy angielskiej. Pora na zadanie ostatniego pytania: jakie były ostateczne rezultaty działalności polskiej kolonii artystycznej w Paryżu na przełomie wieków XIX — XX? Niestety, nie ma możliwości udzielenia odpowiedzi na tak postawione pytanie. Nie sposób bowiem stwierdzić, co wyniosła z pobytu w Paryżu grupa kilkuset polskich artysów. Zetknęła się tu ze sztuką najwyższych lotów, poznała arcydzieła geniuszu ludzkiego wszechczasów, ogromnie wiele nauczyła się u mistrzów, przyczyniła się do mocniejszego związania polskiej sztuki i literatury z kulturą i literaturą Zachodu. Bez jej działalności — można to stwierdzić bez żadnej przesady — inaczej potoczyłyby się zapewne losy polskiej literatury i sztuki w okresie międzywojennym. Oczywiście to prawda, że nie udało się polskim pisarzom — z wyjątkiem Henryka Sienkiewicza, Władysława St. Reymonta i zapewne także Weyssenhoffa — podbić francuskiego czytelnika. Przecież nie wolno zapominać o podejmowanych próbach wprowadzenia na paryski rynek księgarski dzieł Żeromskiego, Zapolskiej, Wyspiańskiego, Kisielewskiego i wielu innych. Na koniec nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym rezultacie działalności polskiej kolonii artystycznej w Paryżu przełomu wieków: na kanwie życia tej kolonii zrodziła się w polskim piśmiennictwie piękna legenda o młodopolskim Paryżu. Podwaliny pod tę legendę zbudowali jej bezpośredni bohaterowie, autorzy wspomnień — jak choćby Jan Lorentowicz (Spojrzenie wstecz), Stefan Krzywoszewski (Długie życie) czy Xawery Glinka (Paryż mojej młodości). Prawdziwy jej gmach wznieśli jednak pisarze: Gabriela Zapolska (Zaszumi las), Tadeusz Jaroszyński (Chimera), Wincenty Kosiakiewicz (Z powrotem), Stefan Krzywoszewski (Pani Julia) i wielu innych. Zapewne przyjdzie czas na zbadanie także i tej legendy. Dziś niech nam wystarczą podstawowe fakty, na których została zbudowana. 157  znakomicie zapowiadająca się poetka i krytyk literacki, opłaciła swój pobyt w Paryżu chorobą psychiczną. Bolesław Leśmian w 1906 r. przez wiele miesięcy głodował. Zarazem nie miał pieniędzy na powrót do kraju. Kłopoty finansowe nie oszczędzały zresztą także najwybitniejszych. Przekonuje o tym lektura korespondencji Reymonta, Żeromskiego czy Berenta. Rozrzuceni po różnych hotelikach polscy artyści odnajdywali się niemal codziennie na spotkaniach towarzyskich. Punktami zbornymi były niekiedy pracownie malarzy (Michał Siedlecki zanotował we wspomnieniach, że w pracowni malarskiej jego brata, Franciszka, bywali m.in. Przybyszewscy, Reymont, Potocki, Lorentowicz i in.), częściej jednak wybrane kawiarnie. Zbierali się więc polscy artyści w Café Flore przy bulwarze St Germain, ale i w Café Procope, Café Voltaire (tu przez kilkanaście lat miał swój stolik Mierosławski), Marengo, Régence, Ventier, Panthéon... Szczególną sławę zyskała cremerie pani Charlotte Futterer mieszcząca się przy rue de la Grande Chaumière 13. Bywali w niej artyści tej rangi co August Strindberg czy Paul Gauguin, Alfons Mucha i Camille Mauclair, nade wszystko jednak Polacy: Wyspiański, Mehoffer, Miriam, Podkowiński, Chełmoński, Ślewiński, by wymienić tylko niektórych. Ściany tej jadłodajni bardzo długo zdobiły obrazy i rysunki wymienionych wyżej artystów. Warto przy tym dodać, że zewnętrzną ścianę jadłodajni pani Charlotte, przylegającą do małego podwórka, u progu lat dziewięćdziesiątych ozdobił pięknym freskiem przedstawiającym Ogród Luksemburski sam Wyspiański. Z upływem lat nowym ważnym punktem spotkań bohemy artystycznej polskiej stała się jadłodajnia w hotelu De Brésil przy rue Le Goff. Właścicielką jej była pani Cambrai, zwana przez Polaków panią Kambrejską. Stałymi jej gośćmi byli Reymont, Lorentowicz, Rydel, Kisielewski, K.M. Górski, Landowska i spore grono innych. Godzi się tu wspomnieć także o „polskich” domach w Paryżu, w których znajdowali gościnę artyści. Domy takie prowadzili m.in.: Stanisław Kraków — właściciel zakładu chromolitograficznego, dr Bolesław Motz, Maria Szeliga, Władysław Górski, matka Zygmunta Stojowskiego. Starsze pokolenie artystów i pisarzy spotykało się w salonie Seweryny Duchińskiej. W każdy wtorek przyjmował gości ze świata literatury i sztuki Władysław Mickiewicz. Prawdziwą jednak „ambasadą” polskiej literatury i sztuki był leżący w Ouarville dom dra Henryka Gierszyńskiego. Jak wspomina wielu autorów, do Ouarville jeżdżono niby do Mickiewiczowskiego Soplicowa: aby „nadyszeć się polskością”. Bywały wypadki — pisał przed laty Lorentowicz — że przyjeżdżaliśmy po kilkunastu jednocześnie. Oprócz polityków zapraszano równocześnie literatów i artystów-plastyków (Lorentowicz, 1935). Niezwykła atmosfera prowadzonego 154 przez Marię Gierszyńską po staropolsku domu przez długie lata przyciągała gości z pobliskiego Paryża. Wiele miesięcy spędził tu Reymont, częstymi gośćmi w Ouarville byli Żeromscy, Strugowie, Sieroszewscy ale także Lange, Jaroszyński i tylu innych. W domu Gierszyóskich polskością „zaraził się” — jak sam wyznał we wspomnieniach — znakomity tłumacz Chłopów na język francuski, Franek Louis Schoell. Tu utrwaliła swą miłość do Polski Elen Wester, wielce zasłużona tłumaczka literatury polskiej na język szwedzki... Siła i atrakcyjność polskiej kolonii artystycznej sprawiła, że na przełomie wieków XIX — XX nastąpił naturalny powrót do korzeni polskich sporej grupy Francuzów polskiego pochodzenia. Większość z nich nie znała już języka polskiego, choć byli także i tacy, którzy — nigdy nie będąc w Polsce — posługiwali się językiem polskim bardzo sprawnie. Ta właśnie grupa z pogranicza polsko-francuskiego stanowiła pomost między kolonią polską a społeczeństwem francuskim. Miejsce czołowe w tej dosyć licznej gromadzie przypadło Władysławowi Mickiewiczowi, synowi Adama, tłumaczowi, wydawcy, księgarzowi, biografowi ojca i bibliotekarzowi w jednej osobie. Od lat dziewięćdziesiątych stał on na czele stworzonej w Paryżu Stacji Naukowej Akademii Umiejętności z Krakowa. W 1903 ufundował przy Bibliotece Polskiej Muzeum swego ojca, przekazując do niego swe bezcenne zbiory. Równie ogromne zasługi dla polskiej kultury oddał Wacław Gasztowtt, syn Polaka i Francuzki, który poznał język polski dopiero w szkole, i który przez kilkadziesiąt lat — pracując jako nauczyciel w Szkole Polskiej na Batignolles — był w Paryżu prawdziwą instytucją polską: redagował wspólnie z Edwardem Pożerskim czasopismo Bulletin Polonaise littéraire, Scientifique et Artistique, zorganizował trudną do ustalenia liczbę odczytów o Polsce, przełożył (niestety, nie posiadał talentu literackiego) niemal całą twórczość poetycką Słowackiego i liczne utwory innych romantyków itp. W epoce przełomu wieków do polskich korzeni przyznawać się zaczęła spora grupa uczonych i literatów francuskich. Był w niej Fortunat Strowski, profesor literatury francuskiej na Sorbonie, znakomity znawca Pascala. Był cieszący się ogromnym szacunkiem w sferach naukowych Francji znawca Sthendala, Casimir Stryjenski. Był słynny kry tyk — poliglota (znał kilkanaście języków), założyciel Revue Wagnerienne, stały współpracownik Revue des Deux Mondes, Théodore de Wyzewa. Był także świetny tłumacz dzieł Sienkiewicza na język francuski, Bronisław Kozakiewicz. Obok nich — był legion innych. To oni często przecierali drogę polskim pisarzom do francuskiego czytelnika, oni stanowili dla wielu polskich artystów oparcie w ich walce o zdobycie uznania dla swoich dzieł. Wiele wskazuje na to, że to także dzięki tym ludziom z pogranicza polsko-francuskiego polska kolonia artystyczno-literacka z przełomu wie155  W wymienionych kompendiach „teriomorfizm” znaczy praktycznie tyle, co „animalizm” — nadawanie ludziom (bóstwom) cech i właściwości zwierząt. Zdaniem piszącej te słowa, „teriomorfizm” to coś więcej niż „animalizacja” postaci: to ich upodobnienie i do świata zwierząt, i ptaków, i owadów, i roślin, i barwy ziemi nawet, którą zamieszkują ludzie6. W niniejszym artykule podejmuje się próbę oceny funkcjonowania teriomorfizmu w świecie przedstawionym prozy artystycznej Marii Rodziewiczówny. Problem ten nie był dotychczas omawiany. Kazimierz Czachowski w próbie monografii pt. Mańa Rodziewiczówna dowodził, że pisarka „zużytkowała swoją znajomość folkloru, wyzyskiwaną [...] niekiedy w sposób bezpośredni, tj. przez dosłowne czerpanie z materiału etnograficznego”7. Anna Martuszewska w książce Jak szumi Dewajtis, w rozdziale zatytułowanym Uprawdopodobniona baśń, stwierdziła: „Rodziewiczówna [...], stosując schematy baśniowe i baśniowy sposób kreowania postaci, przywołuje samą strukturę mitu, posługując się nią przy kreowaniu swego świata, i w ten sposób nadaje rangę mitu niektórym postaciom [...]. Jest to związane z pojawiającą się w jej twórczości aksjologią”8. Martuszewska, oceniając postaci Rodziewiczówny, niewiele uwagi poświęca ludziom autentycznie „polnym” i „leśnym”, stanowiącym niewątpliwie największy „atut” dorobku artystycznego pisarki, bo jak słusznie powiedział Henryk Galie, „[...] ile razy Rodziewiczówna oderwie się od wsi rodzinnej, tylokrotnie opadają jej skrzydła”9. W niniejszej pracy zrezygnowano z prezentacji rzeczowych dyskusji, jakie na przełomie wieków, a więc w czasie powstawania najcenniejszych artystycznie dzieł Rodziewiczówny, rozgorzały w środowisku naukowym i literackim na temat miejsca człowieka we wszechświecie. Interesujący bilans owych dyskusji przedstawił Marian Stała w książce Pejzaż człowieka10. Można sądzić, że Rodziewiczówna znała dzieła Hipolita Taine’a, Karola Darwina, Thomasa 6 W języku rosyjskim funkcjonuje termin „soprirodien”, będący odpowiednikiem „teriomorfizmu”. 7K. Czachowski, Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, Poznań (b.r.w.), s. 72. 8 A. Martuszewska, Jak szumi Dewajtis? Studia o powieściach Marii Rodziewiczówny, Kraków 1994. 9 H. Galie, cyt za K. Czachowskim, jw., s. 49. 10 	M. Stała, Pejzaż człowieka. Młodopolskie myśli i wyobrażenia o duszy, duchu i ciele, Kraków 1994. 160 H. 	Huxley’a i Friedricha Nietzschego, że czytała utwory Adolfa Dygasińskiego1 i. Podobnie jak Józef Weyssenhoff z rezerwą traktowała teorie filozoficzne przyrodoznawstwa oraz poetykę naturalistyczną i modernistyczną. Jej pogląd na miejsce człowieka w przyrodzie kształtował się głównie poprzez obserwację rodzimego środowiska społecznego i przyrodniczego. Wnikliwy odbiorca prozy Marii Rodziewiczówny zauważyć może wyraźną predylekcję pisarki do tworzenia postaci o cechach wilczych. Wyjątkowo udaną sylwetkę uzyskał .pod jej piórem Kasjan z powieści Czahary11  12. Urodzony na Polesiu w rodzinie chłopskiej, od dziecka trawił czas na wędrówkach po miejscach odludnych, dzikich, podmokłych. Współżyjąc na co dzień z przyrodą, wchłaniał jej dźwięki, widoki, dotknięcia, prawa. Sąsiedzi Kasjana nadali mu miano Wilkodawa, bo jego wygląd zewnętrzny, głos, sposób bycia przypominały im wilka. Czytelnik Czaharów już na początku powieści otrzymuje taki portret bohatera: „Na ganku szynkowni stał chłop w kożuchu obdartym, w czapce zsuniętej na tył głowy, rudy, ogromny, chudy, żylasty [...]. Głowa mała na potężnych barkach, oczy wsunięte pod czoło, małe, połyskliwe, zielonkawe, szczęki potężne, nos cienki o ruchliwych, jakby węszących nozdrzach, usta wąskie, rudawy zarost nikły, po twarzy parę blizn białych, od bójek, lewe pół ucha oddarte”13  14. Nie ulega wątpliwości, że Rodziewiczówna nadała Kasjanowi cechy wilków z jej stron rodzinnych: z okolic Prypeci i Grodna. Włodzimierz Korsak w książce Rok myśliwego pisze, że na tych terenach żyły wilki od innych „bardziej rudawe, były też śmielsze i bardziej zuchwałe”14-. Uśmiech Kasjana „chytry”, „drapieżny” odsłania „wilcze zęby”, blizny na głowie świadczą, iż „ze śmiercią lubił się zmagać lub z nią drażnić”15. Po jednej z jego licznych awantur, opisanych na kartach powieści: „Straszny był z zakrzepłą krwią rany na głowie, z podbitym okiem, ze śladami zębów starosty na policzkach; ból obudził w nim wściekłość i żal, że mu przeciwnik umknął”16. 110 dziełach Marii Rodziewiczówny piszą m.in. K. Czachowski i A. Martuszewska we wspomnianych wcześniej pracach, H. Markiewicz w książce W kręgu Żeromskiego, Warszawa 1977, s. 124—125; Z. Żabicki w pracy Tradycja, styl, obyczaj, Warszawa 1963. 12 M. Rodziewiczówna, Czahary, Warszawa 1905. W artykule korzystam z wyd. z 1985 r. 13 Tamże, s. 45 — 46. 14 W. Korsak, Rok myśliwego, Poznań 1922, s. 227 (książka z przedmową J. Weyssenhoffa). 15 M. Rodziewiczówna, Czahary, jw., s. 48. 16 Tamże, s. 74. 161  Kasjan posiadał siłę młodego zwierzęcia, zwierzęcia silnego, pewnego zdobyczy. Grasując po okolicy, „kradł, kłamał, bił - przez zamiłowanie awantury i złośliwą uciechę spłatania figla, zrobienia szkody. Ryzykował życie dla jednej gęsi u sknery baby, dla bułki na straganie chciwej Żydówki, dla kawałka rzemienia u gospodarza, dla paczki zapałek u arendarza”17. Bohater nie przywiązuje wagi do dóbr materialnych, skradzione przedmioty natychmiast zużytkowuje lub wyrzuca. „Zwierzęcość” Kasjana wyraża się jeszcze w barwie jego głosu: w przystępie gniewu „warczy” lub „ryczy”. Podobnie jak wilki Kasjan jest wytrzymały na głód. Nękany głodem nawet przez tydzień nie traci ogromnej siły. Wygłodzony pożera potrawy ,jak wilk, rozglądając się i nasłuchując”18. W zdobywaniu pożywienia pomaga mu zwierzęca czułość węchu. Z narracji auktorialnej wynika, że bohater posługuje się węchem wchodząc na nie znany mu teren, w ten sposób zapobiega grożącym mu niebezpieczeństwom. Kasjana cechuje „wilczy” wzrok oraz słuch. Nawet we śnie „oczy jego widziały wszystko, ale uszy słyszały każde słowo, a mózg zbója i awanturnika kombinował”19. Owa „kombinacja” pozwalała mu „wystawiać do wiatru” swoich prześladowców. Kiedy zmęczony awanturami, zagrożony aresztowaniem pragnął odpocząć, wracał do rodzinnej wsi, „[...] na pierzynie bratowej w komorze wylegiwał, spał, jadł, znowu spał, jak wilk, co umknął obławie, postrzelony, rany liże, zmęczenie przesypia”20. Bohatera Rodziewiczówny, podobnie jak jego „czworonożnych braci”, cechuje wrodzona odporność na zimno. Potrafi on zimą nurkować w głębię rzeki, walczyć w bagiennej topieli o uratowanie życia konia. W początkowych partiach Czaharów Kasjan prezentowany jest jako bezdomny włóczęga, lekceważący ludzi i obowiązujące w społeczeństwie normy etyczne. W dalszej części utworu, po podjęciu służby u szlachcianki Zośki Janickiej, dla której czuje respekt, zaczyna prowadzić osiadły tryb życia. Zabiega nawet o względy chłopki Likty, bo imponuje mu potężną sylwetką (, jest jak harmata”) i honorem („wybija zęby”), bo chodząc do niej w konkury, „czuł w powietrzu awanturę, wilczą wyprawę po zdobycz, nowe pole dla swego zbójnictwa”21. Bohater, o którym mowa, przyznaje się do „pokrewieństwa” z wilkami. W rozmowie z chlebodawczynią na temat małżeństwa z Liktą, powiada żartobliwie: „Wesele! To i kołyska potem będzie. Kasjan dzieci hoduje. 17 Tamże, s. 48. 18 Tamże, s. 53. 19 Tamże, s. 54. 20 Tamże, s. 89. 21 Tamże, s. 61, 63, 64. 162  Tfu, jak ja potem wilkom oczy pokażę?”22  23. Ciekawe dla odbiorcy Czaharów są sympatie i awersje Kasjana. Wspomniano wcześniej o jego przyjaźni z Zośką Janicką. Dodajmy teraz, że bohater szanuje kucharkę, swą „karmicielkę”, bezinteresownego szlachcica, Motolda, którego nazywa sokołem. Gardzi chytrymi Wilczycami, Niemcem dorobkiewiczem, pazernymi Żydami i urzędnikami carskimi. Pośrednio przyczynia się do śmierci miejscowego szamana. Imponuje mu „mir” wśród chłopstwa. W postaci Kasjana, kreowanej głównie w partiach narracyjno-opisowych, w sposób naturalny „zlewają” się cechy wyróżniające rodzaj ludzki i atrybuty dzikiego zwierzęcia. Wyrażając swe myśli i uczucia, Kasjan stosuje często słownictwo gwarowe, świadczące o jego chłopskim pochodzeniu, o ścisłym związku z naturą i płynącej z tego związku radości życia. Kasjan, „dziecko natury”, ulepiony jest z tej samej gliny, co kłusownik Łaukinis z Sobola i panny oraz Jurko Lejtan z Unii23 Józefa Weyssenhoffa. Wizerunek tej postaci, nakreślony przez Rodziewiczównę, należy do najciekawszych, najżywiej odbieranych przez czytelników, fragmentów jej prozy powieściowej. Teriomorfizm zastosowała pisarka, kreując postaci chłopskie w powieści Hrywda24. Anna Zahorska w studium zatytułowanym Maria Rodziewiczówna i jej dzieła napisała o tym utworze: „Tak ponurego obrazu nie dał ani Reymont, ani Zola w Ziemi, ani Blasco Ibanez w Ziemiach przeklętych. Nienawiść, mord, ciemnota — oto potworny obraz tej wsi, obraz beznadziejny prawie [...]. Ze wzdrygnięciem do dna duszy pokazuje Rodziewiczówna, jak demoralizacja i zbydlęcenie starszych przechodzi na dzieci”25. Kalenik, pierwszoplanowa postać o której czytamy: „Było to zwierzę wytrwałe, ciężkie i łagodne, jak zwykle bywają olbrzymy”26, przypomina woła, woła, z którym pracuje, którego żywi i kocha, jak najbliższą sobie istotę. Bezwzględnie wyzyskiwany przez prymitywnego stryja Sydora, uprawiającego jego pole, domaga się zwrotu ojcowizny, by osiąść na niej z ukochaną dziewczyną. Przegrawszy sprawę w przekupnym sądzie gminnym, pobity i wyrzucony z chaty przez Sydora, przerażony mordem dokonanym na jego siostrze przez zwyrodniałych krewnych, wpada w szał. Łagodne zwierzę robocze przeistacza się w wilka. Czytamy w Hrywdzie: 22 Tamże, s. 124. 23 J. Weyssenhoff, Unia, Warszawa 1910. 2*M. Rodziewiczówna, Hrywda, Warszawa 1891. W artykule korzystam z wyd. z 1994 r. 25 A. Zahorska, M. Rodziewiczówna i jej dzieła, Poznań 1931; cyt za: K. Czachowski, jw., s. 71. 26 M. Rodziewiczówna, Hrywda, jw., s. 25. 163  „Wtedy się wyprostował; wokoło krwawymi oczami popatrzył po siedzibie, po chacie, po gumnie i nagle zawył, zaskowyczał raz i drugi — Aauu, aauu! [...], dłońmi się za gardło chwycił i zaskowyczał raz jeszcze. Po całej wsi odpowiedziały mu kundysy. Teraz szaleniec dał sus dzikiego zwierza; przesadził płot i na polu się znalazł. Z oddali raz jeszcze rozdrażnił psy wioskowe skowyt niby wilczy, potem wszystko ucichło. W bród przez rzeczkę, przez piaski Kniaziów, w chaszcze, w trzęsawiska, w łozy, darło się coś niby człowiek, niby zwierzę i szło, szło bez celu, bez czucia, wyjąc czasem nocy tej strasznej złowrogą pobudkę”27. W przytoczonym fragmencie „wilcze” są „krwawe” oczy Kalenika i jego głos: „wycie”, „skowyt”, na które reagują natychmiast miejscowe psy, wrogie wilkom za ich mordercze napaści. „Wilczy” jest jeszcze „sus dzikiego zwierza” przez płot i desperacka ucieczka Kalenika: byle szybciej i byle dalej, jak najdalej od złych ludzi. W opisie biegnącego mężczyzny pada słowo „coś”, słowo świadczące o odczłowieczeniu biedaka. Czy jest to odczłowieczenie stałe? Z narracji auktorialnej wynika, że szaleniec przepadł w wilczych ostępach na kilka tygodni. Spotkany przypadkowo w lesie przez mieszkańca Hrywdy taki uzyskał opis: „Sierścią wilczą był porosły i na czterech nogach biegał, a oczy mu świeciły zielono; ujrzawszy (opowiadającego) zawył i uciekł”28. W opisie „zezwierzęconego” Kalenika funkcjonuje motyw wilkołactwa, który analizują m.in. Kazimierz Moszyński w pracy Kultura ludowa Słowian oraz Bohdan Baranowski w książce W kręgu upiorów i wilkołaków29. Rzecz interesująca: problem wilkołactwa ma swe odbicie w pracach medycznych, np. w Encyklopedycznym słowniku psychiatrii, wydanym w 1986 r., oraz w Słowniku lekarskim z 1985 r.30 W pierwszej z wymienionych tu książek czytamy: „Wilkołactwo, syn. likantropia (lycanthropia), objaw spotykany (rzadko) w histerii, schizofrenii, polegający na zachowaniu podobnym do zachowania jakiegoś zwierzęcia i przekonaniu, że chory jest tym zwierzęciem. Chorzy tacy szczekają, wyją jak psy itp.”31 27 Tamże, s. 219. 28 Tamże, s. 220. 29 K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, Kraków 1929; B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981. 30 Encyklopedyczny słownik psychiatrii, pod red. L. Korzeniowskiego, S. Pużyńskiego, wyd. 2, Warszawa 1985. 31 Encyklopedyczny słownik psychiatrii, jw., s. 203. 164 Z opracowań medycznych wnosimy, że zachorowalność na wilkołactwo dotyka przeważnie mieszkańców terenów podmokłych, na których żyją dzikie zwierzęta. Bohater Rodziewiczówny prawie codziennie stykał się z dziką przyrodą, pracując na polu w pobliżu kniei, podczas sianokosów na podmokłych łąkach i torfowiskach porośniętych łozą. Można sądzić, że paroksyzm jego choroby uzależniony był od natury. Podkreślmy jeszcze: przed atakiem szaleństwa, w chwilach rozpaczy, Kalenik tęsknił za „wtopieniem” się w naturę. „Chciało mu się gdzieś iść, iść w błota, w piaski [...] Rwało go coś w chaszcze, w łozy, w trzęsawiska iść, iść!”32. Na ostatnich kartach Hrywdy oglądamy Kalenika w jego środowisku socjologicznym. Powrócił on do swojej wsi z pomocą życzliwej mu kobiety. Pozostały mu cechy „wilcze”: unikanie ludzi i umysłowa tępota; tylko ręce były zawsze ludzkie, „[...] te jedne dłonie żyły w nim i myślały”33. Kazimierz Czachowski napisał o autorce Hrywdy: „[...] świat ciemnego chłopa białoruskiego odmalowała [...] z głębokim poczuciem grozy”34. Zjawisko teriomorfizmu wykorzystała Rodziewiczówna w powieści Klejnot35 przypominającej kreacją głównego bohatera utwór Iwana Turgieniewa Basior (basior — dojrzały samiec wilka). Na drugim planie powieści funkcjonuje białoruska rodzina chłopska zwana przez szlachtę zagrodową Wilkami. Rodzinie, o której mowa, przewodzi — Wilczyca. Kazimierz Moszyński w pracy Kultura ludowa Słowian podaje, że na Kresach zwano Wilczycami złe kobiety. W Roku myśliwego Korsaka czytamy, iż głowami rodzin wilczych są przeważnie najstarsze i najbardziej doświadczone samice36. Wilczyca Rodziewiczówny nie jest megierą. Doświadczona życiowo przekazuje swą mądrość młodemu pokoleniu. Z orlim nosem, z fajką w ustach ma coś w sobie z wiekowej Cyganki, „dziecka natury”, które przemierzyło z taborem olbrzymie przestrzenie leśne. Kobieta zwierza się leśnikowi: „Mnie nazywają Wilczyca. Mało kogo lubię z cudzych, mało do kogo zagadam, nikogo nie goszczę. Panu to może śmiech sprawi, ja panu powiem, że ja pana jednego honoruję”37. 32 M. Rodziewiczówna, Hrywda, jw., s. 210. 33 Tamże, jw., s. 235. 34 K. Czachowski, Maria Rodziewiczówna, jw., s. 75. 35 M. Rodziewiczówna, Klejnot, Warszawa 1897. W artykule korzystam z wyd. z 1991 r. 36 W. Korsak, Rok myśliwego, jw., 187. 37 M. Rodziewiczówna, Klejnot, jw., s. 10. 165  Przewodniczka rodu utrzymuje rodzinę w absolutnym, „stadnym” posłuszeństwie. Niesubordynację karze biciem. Młode Wilki, podobnie jak Kasjan z Czaharów, są pełne fantazji; posiadając gorący temperament, szukają awantur. W otwartej przestrzeni poruszają się gromadnie, przeważnie nocą, we mgle lub w drobnym deszczu. Porę taką nazywają swoją, złodziejską, wilczą. Skłóceni z sąsiadami, wykorzystują swój „wilczy” słuch oraz węch, by zlokalizować ich w przestrzeni i znienacka uderzyć. W trudnych warunkach atmosferycznych porozumiewają się między sobą, naśladując skowyt wilka. Ton skowytu oraz czas jego trwania odpowiada opisowi tego dźwięku pióra Włodzimierza Korsaka38. Wilczyca i jej najstarszy syn chlubią się przed leśnikiem swoim podobieństwem do dzikich zwierząt Ten ostatni mówi o synu: „Mój wilczek na polowanie się wybrał! Zdobycz będzie”39  40. Rodzina Wilków posiada własny, „wilczy” kodeks moralny. Jest niezachwiana w przyjaźni, respektuje nakazy „przewodniczki stada”, karze cieleśnie nawet za drobne występki, stroni od ludzi. Portret zbiorowy Wilków oraz wizerunki pojedynczych osób ukazane zostały w narracji auktorialnej tudzież w podporządkowanych jej licznych dialogach. Partie powieści poświęcone rodzinie Wilków nasycone zostały słownictwem z zakresu zoologii. Do świata ludzi o cechach wilczych przystają w pewnym stopniu postaci o właściwościach psów. W tej grupie nad osobami dorosłymi, których „zwierzęcość” polega głównie na bezgranicznym „psim” przywiązaniu do chlebodawców (Klejnot”, „Hrywda”, „Wrzos”)4,0, dominują wielością zwierzęcych rysów dzieci, przypominające dzikie szczenięta. Wydają one charakterystyczny „psi” głos, zachowują się jak głodne, maltretowane psiaki, wiedzione zwierzęcym instynktem walczą o utrzymanie się przy życiu. We wspomnianej już powieści Hrywda kilkuletnie dzieci zezwierzęconego Sydora, świadkowie bestialskiego znęcania się ojca nad matką, „zawodziły jak głodne szczenięta”, „skulone na ławie, patrzały jak wilczki młode to na matkę, to na garnek”41. Śmierć matki pogłębiła ich niedolę: „Wyglądali oboje jak piskląt bezradna para, którym matkę zabito, a one gniazda uczepione czekają cichutkie, słabe końca”42. 38 W. Korsak, Rok myśliwego, jw., s. 31. 39 M. Rodziewiczówna, Klejnot, jw., s. 15. 40 Taż, Wrzos, Warszawa 1903. 41 M. Rodziewiczówna, Hrywda, jw., s. 33, 37. 42 Tamże, s. 70. 166 Sak i Mokrenia, bo takie są imiona malców, razem z prosiakami chodzą na czworakach po izbie w poszukiwaniu resztek jedzenia. Boją się ojca pijaka. Kryją się pod łóżko, pod piec, słysząc jego wrzask: „Nie wyleziecie, szczenięta! Zobaczym. Wpadniecie w moje ręce! Żywcem was ze skóry obedrę”43. Chore i ustawicznie głodne, walczą ze sobą jak psy, to śmiejąc się, to wyjąc dziko. Zimą biegają boso po śniegu. Zmarznięte, naśladują gęsi i psy, podnosząc to jedną to drugą nogę. Wiosną, pasąc krowy, szukają na polach i w pobliskich lasach gniazd ptasich, by wybierać z nich jaja, które natychmiast wypijają. Maltretowane przez bliskich, znajdują przyjemność w dręczeniu ptasich piskląt. Nie rozumieją okazywanej im życzliwości. Kalenika, który czasem karmił je i bronił przed biciem, w sytuacji znęcania się nad nim ich ojca, „skubały [...] jak szczenięta, zaprawiając się do życia i czynu”44. W opisie dzieci Sydora narrator eksponuje wyraz ich oczu: „złe i krzywe”. Jest to niewątpliwie spojrzenie dzikich szczeniąt. Teriomorfizm zastosowany w kreacji Saka i Mokreni nie polega wyłącznie na ich podobieństwie do zwierząt, z którymi na co dzień obcują. Autorka przypisała im jeszcze cechy przedmiotów z ich otoczenia. Czytamy w Hrywdzie: „Bose nogi robiły wrażenie patyków, głowa — śmietniska; twarz miała wyraz idiotycznego obłąkania”45. W innym miejscu Mokrenia nazwana jest brudną ścierką. Podobnie jak w prezentacji ludzi dorosłych o cechach zwierzęcych, rysując dzieci — „szczenięta”, Rodziewiczówna posługuje się słownictwem z zakresu zoologii, np. wyją, ryczą, skubią, tarzają się. Czytelnika Hrywdy uderza małomówność Saka i Mokreni. Zepchnięci na margines życia rodzinnego, pobierają oni lekcje od natury, która uczy ich, że istota słaba powinna być mało słyszalna. Kreując postaci dziecięce w Hrywdzie, Rodziewiczówna korzystała zapewne z doświadczeń twórczych Elizy Orzeszkowej, Bolesława Prusa, Adolfa Dygasińskiego i Władysława S. Reymonta. Nade wszystko jednak czerpała wiedzę o chłopskich dzieciach, przebywając w kręgu wiejskich opłotków. Niektóre postaci Marii Rodziewiczówny posiadają cechy ptaków łownych. W tym zabiegu teriomorficznym nawiązuje pisarka do wiary ludu w przybieranie przez dusze zmarłych ludzi kształtu ptaków46. W powieści Gniazdo Bialo43 Tamże, s. 70. 44 Tamże, s. 73. 45 Tamże, s. 47. 46 K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, jw., s. 260—261. 167  zora47 patriotyczny ród szlachecki, który przed wiekami przybył na Polesie ze Żmudzi, uznaje za swego protoplastę — białozora. Zdaniem seniora rodu, ptak przywędrował do Niestroniów ich śladem. Rzecz interesująca: wymieniając nazwę ptaka, Rodziewiczówna popełnia błąd, białozorem zwie orła bielika i raroga, gdy według Encyklopedii powszechnej PWN oraz Słownika encyklopedycznego dla leśników, drzewiarzy i myśliwych białozor to sokół norweski48. Błąd wytknięty tu Rodziewiczównie wyniknął, być może, z nie zgłębionej przez nią wiedzy zoologicznej lub też został popełniony z pobudek patriotycznych: orzeł to symbol Polski i odwieczne godło Polaków. Marian Zdziechowski w 1898 r. ogłosił na łamach „Przeglądu Literackiego” artykuł zatytułowany Płazy i ptaki. Czytamy tam: „[...] orzeł obrazem zrośniętej z duszą naszą tęsknoty do bezgranicznych widnokręgów i bezgranicznej swobody, do wyrwania się w nieskończoną i promienną dal, poza znikomość rzeczy, poza kresy, które żądzom ducha stawia materia”49. Nie wiemy, czy Rodziewiczówna znała wspomniany artykuł, faktem jest, że powieść Gniazdo Białozora, ogłoszona w 1931 r., rozwija myśl Zdziechowskiego zawartą w Płazach i ptakach. Bohaterowie Gniazda Białozora podkreślają swoje pokrewieństwo z królewskim ptakiem. Chętnie przebywają na terenie, gdzie ma on gniazdo, napędzają mu zdobycz — pożywienie dla piskląt. Śledząc egzystencję ptaka, wyciągają praktyczne wnioski: podobnie jak on żyją z dala od ludzi, są dumni, zawsze czynni, bronią trwałości rodowego gniazda. Kult skrzydlatego protoplasty wpajają swym dzieciom, mówiąc im: „Tu na cały ten szmat ziemi, nie ma [takiego] drugiego”50. W sytuacji szykanowania ich przez władze polityczne i złych sąsiadów, pozostają niewzruszeni, mając silne poczucie szlacheckiej i narodowej dumy. Po zamordowaniu białozora przez zgraję obcych przybyszów, wpadają w popłoch. Odzyskują równowagę psychiczną widząc, w gnieździe „protoplasty” samicę i dwoje piskląt. Poczytują ten fakt za dobry omen dla swego rodu. Podobieństwo cech oraz losów ludzi i ptaka w powieści Rodziewiczówny nie koreluje z paralelizmem w ujmowaniu losów istot ze świata kultury i natury, 47 M. Rodziewiczówna, Gniazdo Białozora, Poznań 1931. W artykule korzystam z wyd. z 1991 r. 48 Encyklopedia powszechna PWN, Warszawa 1983; Słownik encyklopedyczny dla leśników, drzewiarzy i myśliwych, Warszawa 1959. 49 M. Zdziechowski, Płazy i ptaki, „Przegląd Literacki” 1898, nr 7. 50 M. Rodziewiczówna, Gniazdo Białozora, jw., s. 48. 168 stosowanym przez Adolfa Dygasińskiego, autora — naturalistę, który „swoje zainteresowania naturą łączył przede wszystkim z filozoficznymi aspektami determinizmu przyrodniczego”51. W Gnieździe Białozora inteligentny, mądry człowiek z pełną świadomością upodabnia się do królewskiego ptaka, żywiąc przekonanie, iż bije w nim serce protoplasty rodu. Teriomorfizm polegający na upodobnieniu się kobiety do wodnego ptaka funkcjonuje w powieści Czahary, ujawnia się w kreacji szlachcianki poleskiej, Zośki Janickiej. Inteligentna i śmiała, żądna wiedzy i wolności, po ukończeniu gimnazjum podjęła studia za granicą. Sprowadzona przez braci do rodzinnego domu, ,jak ptak z obciętymi skrzydłami” żyje w majątku ojca. Po jego śmierci nie przyjmuje spłaty pieniężnej od brata. Pokochawszy rodzinne Polesie, żąda swej części ziemi. Mieszkając czasowo w mieście, mówi do swej siostry: „Żyłam z ludźmi, więc jestem zła. Gdy znowu zostanę w tej pustce, którą mi wydzielą, poprawię się. Teraz mi ino dziób i szpony potrzebne [...] I, zanim sobie własne gniazdo uścielę, tu będę”52. Zośka stroni od ludzi. Mówi o sobie: „Dziki duch we mnie”53. Otrzymawszy na własność Czahary, jak ptak wypuszczony z klatki pomknęła do rzeki, by płynąć do swego gniazda, mieszczącego się na bezludziu, na terenach podmokłych, porosłych łozą, lasami, pełnych zwierząt i dzikiego ptactwa. Gospodarując w Czaharach, przemierza łodzią ogromne przestrzenie. Szuka szczęścia i wewnętrznego spokoju w kontakcie z przyrodą, z ludźmi autentycznie „leśnymi” i „wodnymi”. Swój dom urządziła na kształt ptasiego gniazda: „[...] ściany, czysto bielone, otaczały ławy proste, a nad nimi wisiały całe snopy, więzie zeschłych kit, ziół i oczeretów, przeplatane gronami kaliny i gwiazdami nieśmiertelników. Tworzyły wypukłą, żywą makatę, oplątały belki pułapu, robiły wrażenie gniazda ptasiego”54. Mieszkanie Zośki zdobią również wypchane ptaki. Bohaterka, o której mowa, lubi towarzystwo Kasjana, podobnie jak ona „dziecka natury”. Niezrażona jego złą opinią w środowisku, powierza mu funkcję rządcy. Chłop dostrzega „ptasie” usposobienie Janickiej. Nazywa ją nurkiem i sokołem. Zośka odrzuca zamiary matrymonialne „cywilizowanych” konkurentów, decyduje się na związek z szlachcicem Motoldem, podobnie jak ona — sokołem. 51E. Łoch, Między autorem — narratorem — bohaterem a czytelnikiem. Studia o nowelistyce polskiej XIX i XX wieku. Lublin 1991, s. 133. 52 M. Rodziewiczówna, Czahary, jw., s. 18. 53 Tamże, s. 56. 54, Tamże, s. 115. 169  Podkreślmy, iż cechy sokole przypisuje Rodziewiczówna postaciom z różnych utworów, np. Aleksandrowi Świdzie z powieści Pożary i zgliszcza55, doktorowi nauk matematycznych, który rezygnuje z kariery naukowej, by w rodowym gnieździe czuć się nadal „dzieckiem natury”. Bohatera, o którym mowa, cechuje zewnętrzne podobieństwo do ptaka: jego bystre oczy to „oczy żółtawobrunatne jak źrenice sokole, a jak one też wyraziste i nie zatrwożone niczym”56. Świda miewa czasem oczy orle, które „rzucają błyskawice”, „migają skrami”. Podobnie jak ptak królewski potrzebuje ciągle czynu, walki i ruchu. Bohaterka powieści Nieoswojone ptaki, wychowana w wiejskiej ustroni, wśród dwuskrzydłych i czworonożnych przyjaciół, lubiąca jazdę konną, bo jak mówiła znajomym: „[...] wtedy człowiek ptakiem się czuje i tak by leciał bez końca”57, zmuszona do mieszkania w mieście, czuje się jak ptak w klatce. Po ciężkiej walce o wolność wraca na wieś, by znów stać się „dzieckiem przyrody”. W prozie Marii Rodziewiczówny niewiele postaci współżyjących z naturą upodobniło się do świata roślin. Ważne miejsce w tej grupie zajmuje Marek Czertwan z powieści Dewajtis58. Młody Żmudzin posiadł cechy wiekowego dębu. W latach dzieciństwa słuchał w jego cieniu matczynych powieści o rycerzach kresowych. Jako młodzieniec ważył pod nim trudne decyzje. Z czasem uznał liściastego olbrzyma, wrośniętego mocno korzeniami w ziemię za swego opiekuna, za wzór w trwaniu na ojcowiźnie. Zygmunt Dębicki w książce Portrety zaznacza, że Czertwan i dąb Dewajtis „mają jedną duszę. Jednych trzymają się zasad”59. Właściwości dębu i stosunek ludu do tego drzewa tak przedstawił Ireneusz Sikora w pracy Przyroda i wyobraźnia60: „Dąb uważany był przez Słowian za drzewo święte, [...] ceniony był w folklorze ze względu na potężne rozmiary, odporność i długowieczność, będąc potocznym uosobieniem siły, mocy i stałości”61. W zacytowanym fragmencie przykuwają uwagę słowa: potężne, odporność, długowieczność, uosobienie siły, mocy, stałości. Większość z wymienionych cech posiada Marek Czertwan. Czytamy w powieści: „olbrzymiego był wzrostu”, 55 M. Rodziewiczówna, Pożary i zgliszcza, Kraków 1893. Korzystam z wyd. z 1990 r. 56 Tamże, s. 11. 57 M. Rodziewiczówna, Nieoswojone ptaki, Petersburg 1901. Korzystam z wyd. z 1991 r. 58Taż, Dewajtis. Warszawa, 1899. Korzystam z wyd. z 1970 r. 59 Z. Dębicki, Portrety, Warszawa 1927, s. 240. 601. Sikora, Przyroda i wyobraźnia. O symbolice roślinnej w poezji Młodej Polski, Wrocław 1992. 61 Tamże, s. 111. 170 „olbrzym nic nie odrzekł”, „olbrzymia postać wioślarza”, „olbrzymia postać przechyliła się”. Mało tego: Markowi patrzącemu na ukochane drzewo „olbrzymiała dusza”. Bohater posiada jeszcze twardość dębu, zaś jego skóra ma kolor dębowej kory. Oto przykłady: „twarz jego (była) jak brąz twarda i jak brąz opalona”, „szeroka, ogorzała twarda ręka”, „żelazna dłoń Marka”. Mało tego: „dusza” Marka ma „pewną twardą formę”, a jego wzrok jest „stalowy”. Marek Czertwan „spokrewniony” z dębem, pojmuje szelest jego liści, odpowiada na „mowę” olbrzyma. Kocha swoje drzewo jak bliską istotę, gotów jest zapłacić za jego trwałość własnym życiem. W zestawieniu z innymi postaciami Dewajtisa jest osobą najbogatszą wewnętrznie, uosabia patriotyzm i niezłomność, jest prawdziwym człowiekiem ziemi. W dotychczasowych rozważaniach nad teriomorfizmem w prozie artystycznej Marii Rodziewiczówny poddano ocenie pojedyncze osoby oraz rodziny. Wypada podkreślić, że autorka Hrywdy przy różnorakich okazjach wymieniała typowe cechy ludu kresowego: szarość jego ubioru, małomówność, powolność w ruchach, cierpliwość w dążeniu do celu. Stwierdzała przy tym, że to ziemia kresowa - „szary proch” — nadała mu własną barwę, zaś woły pracujące w jarzmie narzuciły rytm życia. Marek Czertwan w rozmowie z Ireną Orwidówną tak ocenił wspomnianą zbiorowość: „Lud nasz, ociężały pozornie i ponury, jak mrówka pracuje i serce ma łagodne a szlachetne. Milczy to prawda, ale dlatego, że mu mówić nie wolno i czasu nie ma [...] Robimy powoli, ale ciągle ile mocy”62. Słowo mrówka, które padło w przytoczonym fragmencie Dewajtisa, oznaczające ludzi godnych, pracowitych, w innych utworach określa osoby kłótliwe, nawet nikczemne. Ziemianin Sokolnicki z powieści Klejnot tak powiada o szlachcie zagrodowej działającej na jego szkodę: „Mam wrażenie, żem w mrowisku [...] Mrowie to małe, podłe, ale żywcem do kości obrać pragnące. Brr”63  64. W niniejszym artykule nie zajmowano się postaciami demonicznymi, jak Dominik Czaplic z Pożarów i zgliszcz czy Rafał Radwan z Kwiatu lotosu64 uważając, iż nie są one „dziećmi natury”, lecz wytworami skażonej złem cywilizacji. Nie zajęto się również „harcerzami” z łuta leśnych ludzi, którzy zafascynowani urodą przyrody, zmęczeni naciskiem kultury i obyczaju, porzucili na pewien czas miasto i mieszkając w lesie, poznają życie dwuskrzydłych 62 M. Rodziewiczówna, Dewajtis, jw., s. 150—151. 63 Taż, Klejnot, jw., s. 28. 64Taż, Kwiat lotosu, Warszawa 1889. 171  i czworonożnych istot65. Choć nazwani przez autorkę „ludźmi leśnymi”, nie są oni „dziećmi natury”, nie stanowią integralnej części miejscowego pejzażu. W konkluzji artykułu należy stwierdzić, że teriomorfizm zastosowany przez Marię Rodziewiczównę w jej prozie literackiej łączy człowieka z przyrodą przez realne upodobnienie go do świata fauny i flory, do ukształtowania i barwy ziemi. „Dziećmi natury” są zarówno chłopi (także bezrolni), jak i przedstawiciele ziemiaństwa. Chłopstwo posiada najczęściej cechy dzikich zwierząt, szlachta — rysy ptaków drapieżnych. Cechy dębu — symbolu mocy, wytrwałości i twardości — znamionują Żmudzina, silnie wrośniętego w rodzinną ziemię. Ludzie „polni” i „leśni” Rodziewiczówny, żyjąc w symbiozie z przyrodą, są jak ona żywiołowi, śmiali, energiczni, a nawet drapieżni. Najbardziej prymitywni stanowią zagrożenie dla miejscowej społeczności Przyroda jest dla swych „dzieci” nauczycielką i przewodniczką. Narzuca im własny rytm trwania i przeobrażeń, zmusza do określonych czynności. Prawie wszystkie „dzieci natury” są samotnikami, kochają ciszę, otwartą przestrzeń. Niektóre, jak Aleksander Świda, Zośka Janicka, Tola Stankarowa (Nieoswojone ptaki), wolą prymitywne warunki w wiejskiej ustroni od wygodnego życia w mieście. Postaci Rodziewiczówny, w których prezentacji zastosowany został teriomorfizm, są plastyczne i prawdziwe. Kreacje Kasjana, Kalenika, Marka Czertwana i Zośki Janickiej wyrazistością rysunku mogą się równać z „dziećmi natury” stworzonymi przez Józefa Weyssenhoffa. Na pewno nie są tak „rajskie” i „sielskie” jak bohaterowie arystokraty-myśliwego. Szlachcianka z Hruszowej znakomicie znająca ludność rodzimego Polesia bez uproszczeń oddała wszystkie, także ciemne sfery przeżyć i uczuć „dzieci przyrody”. Malując sylwetki omawianych postaci, posłużyła się auktorialną narracją, licznymi dialogami oraz (sporadycznie) mową pozornie zależną. Stosując teriomorfizm w malowaniu postaci, Rodziewiczówna wykazała się znaczną wiedzą z zakresu folklorystyki, przyrodoznawstwa, socjologii i krajoznawstwa. Czesław Miłosz w szkicu Maria Rodziewiczówna ogłoszonym w paryskiej „Kulturze” wyraził pogląd: „Każdy pisarz ma dom swojej wyobraźni, miasto, miasteczko, albo jakiś wiejski region, i zaczynając od niego, rozszerza swoją włość, zakreślając coraz dalsze koła. Dla Mickiewicza było to Nowogródzkie, dla Orzeszkowej Grodzieńszczyzna, dla Rodziewiczówny Polesie”66. 65 Taż, Lito leśnych ludzi, Warszawa 1920. 66 Cz. Miłosz, Maria Rodziewiczówna, „Kultura”, Paryż, 1991, nr 3, s. 6. 172 TADEUSZ DUBICKI, KRZYSZTOF A. KUCZYŃSKI KONTYNUATORKA KRÓLEWSKO-PRUSKIEJ TRADYCJI. Z DZIEJÓW BIBLIOTEKI NARODOWEJ W BERLINIE Od pewnego czasu pojawiają się w polskiej prasie informaq'e o fragmentach zbiorów berlińskiej Preussische Staatsbibliothek, przechowywanych od półwiecza w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego1. Według niepełnych jeszcze danych są to przede wszystkim rękopisy Beethovena, Mozarta i Bacha, od lat uważane za zaginione. Autografy wielkich kompozytorów spoczywały do 1941 roku w gmachu Biblioteki Pruskiej, zlokalizowanej przy głównej ulicy stolicy Rzeszy Niemieckiej Unter den Linden. W obawie przed bombardowaniem i możliwym zniszczeniem bezcennych zbiorów bibliotecznych, dyrekcja placówki postanowiła wywieźć z Berlina kilka tysięcy skrzyń ze szczególnie wartościowymi i unikalnymi drukami i rękopisami. Kilkaset skrzyń trafiło początkowo na zamek Książ, następnie w 1943 roku zostały one przetransportowane do Krzeszowa, gdzie umieszczone zostały w kościele św. Józefa oraz w Kościele Najświętszej Marii Panny. Następnie — „zbiory zostają przewiezione do Krakowa i ukryte w Bibliotece Jagiellońskiej. Podczas gdy pół świata szuka muzycznych manuskryptów i innych precjozów z pruskiej kolekcji, nieliczni krakowscy bibliotekarze, którzy wiedzieli • o ukrywanym skarbie, otrzymują od władz bezwzględny nakaz milczenia-w tej sprawie”2. Pierwsze wiadomości, początkowo w postaci lakonicznych komunikatów prasowych, pojawiają się dopiero w połowie lat siedemdziesiątych, potem kolejne informacje wyjawiają szczegóły umiejscowienia zbiorów w Krakowie. ^or. K. Janowska, Kruki za kruki. Co się stanie z bezcennymi zbiorami pruskimi ukrytymi w Krakowie, „Polityka”, nr 6, 1997. 2 Tamże, s. 30. 173  Jak wiadomo, w ramach podpisanego w 1977 roku układu o przyjaźni i wzajemnej współpracy między Polską a NRD, stronie wschodnioniemieckiej przekazano w prezencie manuskrypty m.in. IX Symfonii Beethovena oraz „Czarodziejskiego fletu” Mozarta. Dalsze losy zlokalizowanych w Krakowie fragmentów zbiorów Biblioteki Pruskiej nie są do dziś postanowione. Ogólnie panuje przekonanie, iż „z przekazaniem zbiorów Niemcom nie ma się co śpieszyć”3, być może będą one stanowić dogodny punkt wyjściowy w negocjacjach odnośnie do zwrotu Polsce zrabowanych podczas wojny dóbr naszej kultury. Obecna Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz zu Berlin jest kontynuatorką Königliche Bibliothek, a więc Biblioteki Królewskiej wywodzącej swój rodowód z połowy 17 stulecia. Uważny badacz odkryje w jej dziejach i zbiorach liczne poloniki, ważne dla historii obustronnych tradycji kulturalnych i naukowych. I Początki Biblioteki Narodowej w Berlinie sięgają wieku XVII, kiedy to Wielki Elektor Brandenburski Fryderyk Wilhelm edyktem z dnia 20 kwietnia 1659 roku zlecił opiekę nad swymi prywatnymi dotąd zbiorami profesorowi jednego z gimnazjów Johannowi Raue, a który po niezbędnych pracach przygotowawczych udostępnił księgozbiór szerokiej publiczności w 1661 roku. Biblioteka mieściła się w jednym ze skrzydeł pałacu Wielkiego Elektora na I piętrze. Zbiory były stale uzupełniane i w chwili śmierci swego dostojnego fundatora w roku 1688 biblioteka obejmowała 20 tys. książek oraz 1600 rękopisów. Od roku 1701 zaczęła nosić zaszczytne miano „Biblioteki Królewskiej”, jej dobrodziejem został wkrótce Fryderyk II Wielki, który łożył na rozbudowę zbiorów poważne sumy i oddał na siedzibę bibliotece duży gmach w centrum Berlina obok opery. Gdy umierał w roku 1786, zbiory liczyły ok. 150 tys. tomów, co stawiało bibliotekę w rzędzie najpoważniejszych książnic niemieckich4. W tej siedzibie biblioteka mieściła się aż do roku 1914, następnie została przeniesiona do dużego gmachu, spełniającego całkowicie wymogi nowoczesnej biblioteki, przy znanej berlińskiej magistrali Unter den Linden. Budynek, wybudowany wg projektu architekta Ernsta von Ihne, trwa do dzisiaj, chociaż w działaniach II wojny światowej został uszkodzony. Berlińska placówka była znana w latach 1918 —1945 jako Pruska Biblioteka Państwowa. Była to biblioteka działająca na nowoczesnych zasadach, które 3 Tamże, s. 32. ‘Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz. Bibliotheksführer, Redaktion: J. Metz, Berlin 1980. 174 zostały wprowadzone w życie z początkiem XIX stulecia, kiedy to nauka niemiecka stała pod wpływem nowatorskich koncepcji Wilhelma von Humboldta. I tak Biblioteka Królewska wyzwoliła się od zależności od Akademii Nauk, zaś od 1813 roku wprowadzono do regulaminu wewnętrznego zasady działania i korzystania ze zbiorów opracowane przez teologa Fryderyka Schleiermachera. Na rozwój książnicy przeznaczono duże sumy, i tak np. 1839 roku zbiory liczyły ok. 320 tys. tomów. Oprócz zakupów bieżącej produkcji wydawniczej, Biblioteka Królewska wiele uwagi poświęcała zbiorom specjalnym, jak m.in. rękopisom z Dalekiego Wschodu, muzykaliom, mapom. Już w tamtych latach opracowano katalog alfabetyczny (rok 1811) oraz katalog rzeczowy (1842). W latach Republiki Weimarskiej przejęła Pruska Biblioteka Państwowa wiele ważnych funkcji ogólnoniemieckich, m.in. opracowanie tzw. Pruskiego (następnie Niemieckiego) Katalogu Ogólnego czy zorganizowanie centrum niemieckiego bibliotekoznawstwa. W chwili wybuchu wojny zbiory liczyły 3 miliony tomów oraz ponad 70 tys. rękopisów. Działania wojenne zagrażały zbiorom, toteż od roku 1941 następuje wspomniane stopniowe wywożenie książek na tereny mniej zagrożone, znajdując schronienie np. w starych kopalniach, w klasztorach czy na zamkach. W sumie zbiory berlińskie były schowane w 29 różnych miejscach na terenie Rzeszy Niemieckiej i terenów okupowanych. Po roku 1945 zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej, podobnie jak cały naród niemiecki, zostały podzielone w wyniku decyzji politycznych na dwie części. Książki znajdujące się na wschodnich terenach zostały przewiezione do dawnych pomieszczeń bibliotecznych przy Unter den Linden na terenie Berlina Wschodniego. Stworzyły one zrąb Niemieckiej Biblioteki Państwowej, największej placówki tego typu na terenie dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej5. Bardziej skomplikowane były natomiast losy zbiorów zdeponowanych w zachodnich sektorach powojennych Niemiec. W sektorze amerykańskim, głównie na terenie Hesji, znajdowało się ok. 1,7 miliona książek. Zbiory te znalazły schronienie przy bibliotece Uniwersytetu w Marburgu. Inna część książnicy berlińskiej, zdeponowana w strefie francuskiej, w skład której wchodziły m.in. szczególnie cenne zbiory specjalne, zostały czasowo przejęte przez bibliotekę Uniwersytetu w Tybindze. W nowo powstałej Republice Federalnej Niemiec zdawano sobie od początku sprawę z konieczności utworzenia centralnej biblioteki mogącej spełniać rolę Biblioteki Narodowej. Jako miejsce jej lokalizacji wyznaczono Berlin Zachodni. 5 Jetzt wächst zusammen... Eine Bibliothek überwindet die Teilung Ausstellungskataloge, Neue Folge 3, Redaktion: F. Dannenberg u.a. Berlin 1992. 175  Na mocy różnych umów z początkiem lat 60-tych sprawą uregulowania mającej powstać Biblioteki Narodowej w Berlinie Zachodnim zajęła się Fundacja Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego (Stiftung Preussischer Kulturbesitz). Reprezentacyjna, wielofunkcyjna budowla stanęła przy Potsdamer — Str. wg planów architekta Hansa Scharouna. Praca przy budowie obiektu trwała w latach 1967—1978, jakkolwiek zbiory były sukcesywnie sprowadzane do Berlina z Marburga i Tybingi już od roku 1964, znajdując prowizoryczne pomieszczenia. W końcu 1978 roku biblioteka — otrzymując nazwę „Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz” (Biblioteka Państwowa — Pruskie Dziedzictwo Kulturowe) — rozpoczęła swoją działalność. Z początkiem lat 80-tych jej zbiory liczyły ponad 3 miliony pozycji książkowych oraz ponad 60 tys. rękopisów — został więc odbudowany stan przedwojenny, jakkolwiek wielu starych pozycji nie udało się nabyć drogą wymiany czy zakupów antykwarycznych. Biblioteka dysponuje miejscami dla 600 czytelników zarówno w czytelni głównej, jak i w pięciu czytelniach specjalistycznych. W wyniku zjednoczenia Niemiec, także i dwie biblioteki berlińskie zostały z dniem 1 stycznia 1992 roku połączone w jeden organizm. Placówka składa się obecnie z 2 gmachów: nr 1 przy Unter den Linden oraz nr przy Potsdamer — Strasse. Całość nosi wspólną nazwę „Staatsbibliothek zu Berlin. Preussischer Kulturbesitz” (Biblioteka Narodowa w Berlinie. Pruskie Dziedzictwo Kulturowe)6. W wyniku połączenia biblioteka dysponuje obecnie następującymi zbiorami: ponad 8,5 miliona druków, ok. 115 tys. rękopisów, 4 200 inkunabułów, 840 tys. map i globusów, 1,5 miliona mikrofilmów oraz 9 milionów reprodukcji, fotografii i rycin. Dzięki tym zasobom Biblioteka Narodowa w Berlinie stała się ponownie nie tylko największą książnicą naukową w Niemczech, ale także jedną z najpoważniejszych w świecie. Świadczą o tym także inne dane, m.in. abonowanie 36 735 bieżących tytułów czasopism z całego świata czy wymiana publikacji z kilkudziesięcioma państwami na kilku kontynentach. Przewiduje się pewne zmiany struktury zbiorów obu gmachów. Po koniecznym remoncie gmach Biblioteki przy Unter den Linden, pomieści druki, które ukazały się do roku 1955, następnie rękopisy, zbiory muzyczne i mapy, a także literaturę młodzieżową i dziecięcą. 6Ch. Wingender, Alexandrinische Zwillinge, Die Tageszeitung, 1993, 6. November, s. 14—14. 176 Gmach przy Potsdamer — Strasse gromadzić będzie druki powstałe po roku 1955, zbiory dotyczące różnych regionów świata (np. Europa Wschodnia, Azja Wschodnia), wydawnictwa i druki parlamentarne oraz zbiory czasopiśmiennicze. Biblioteka Narodowa w Berlinie jest dostępna dla wszystkich obywateli niemieckich (jak również licznych cudzoziemców) liczących powyżej 14 lat, gromadzi ona zasoby dotyczące literatury niemieckiej i obcej wszystkich dziedzin wiedzy. Roczny przyrost pozycji drukowanych wynosi ok. 120 tys. tomów, co z jednej strony jest faktem bardzo pozytywnym, z drugiej jednak już w chwili obecnej stanowi poważny problem z uwagi na trudności lokalowe, głównie w zakresie magazynowania zbiorów. Aby poprawić trudną sytuaq'ę lokalową Biblioteki, należałoby doprowadzić do wybudowania dodatkowego budynku w pobliżu gmachu w dawnym Berlinie Zachodnim przy Potsdamer—Str. (teren na budowę co prawda istnieje, jednak w Berlinie, którego znakiem czasu jest budowanie i odbudowywanie niemal na każdym kroku, ceny gruntu osiągają niezwykle wysokie ceny i inicjatywa tego rodzaju podjęta już przez dyrekcję Biblioteki ma niezbyt duże szanse realizacji). Innym wyjściem rozważanym przez odpowiednie czynniki jest remont oraz ewentualna przebudowa gmachu przy Unter den Linden. Jednak i w tym wypadku olbrzymie koszty — szacowane wstępnie na ok. 600 milionów marek — mogą zahamować słuszne dążenia ludzi związanych z Biblioteką Narodową. Warto tutaj przytoczyć dane, które wskazują na ograniczenia w kompletowaniu zbiorów wynikłych z trudności lokalowych. W okresie międzywojennym Pruska Biblioteka Państwowa zakupywała ok. 50% światowej produkcji książek w roku, w chwili obecnej Biblioteka Narodowa w Berlinie czyni to zaledwie w 20%. Trudności lokalowe, w mniejszym stopniu bieżące trudności finansowe, które są odzwierciedleniem ogólnej sytuacji gospodarczej Republiki Federalnej Niemiec w dniu dzisiejszym, rzutują niewątpliwie na rozwój Biblioteki Narodowej w Berlinie. Jednak niezależnie od tych czynników Biblioteka jest znakomitą placówką, gwarantującą licznym czytelnikom z kraju i zagranicy dostęp do wielkiej ilości literatury pięknej i naukowej. Nowoczesny system informacji katalogowej (oprócz dawnego systemu „kartkowego”, głównie odnośnie do pozycji starszych) zgromadzonej w komputerach dużej ilości druków przygotowanych w czytelniach podręcznych do natychmiastowego użytku, centralna informacja odnośnie do czasopism czy starodruków, ułatwiają i przyśpieszają proces uzyskania potrzebnej książki. 177  Biblioteka Narodowa w Berlinie jest godną kontynuatorką wspaniałych tradycji królewsko — pruskich w zakresie gromadzenia druków i rękopisów, świadectw kulturalnego rozwoju nad Renem i Szprewą na przestrzeni wieków. n Z Biblioteką w Berlinie związane są liczne poloniki. Wspomnijmy — tytułem przykładu — chociażby o dwóch z nich. Pierwszy z nich to casus Aleksandra Briicknera, przez wiele lat związanego z Uniwersytetem Berlińskim, na którym w latach 1881 —1924 piastował katedrę slawistyki. Jego kontakty z Biblioteką, jak również z samym Berlinem, gdzie zmarł w 1939 roku, były z natury rzeczy bardzo owocne i trwały przez kilkadziesiąt lat. Księgi użytkowników Biblioteki niestety w większości nie zachowały się, zniszczone podczas wojny, nie sposób więc w całej pełni odtworzyć listę pozycji, które wypożyczał Brückner. Wiadomo jednak, że korzystał on z wypożyczalni międzybibliotecznej (istniejącej przy Bibliotece Królewskiej od 1893 roku), sprowadzając za jej pośrednictwem wiele książek ze zbiorów Gdańska, Elbląga i Krakowa7. Szczególnie wiele czasu spędzał Aleksander Brückner w dziale rękopisów, założonym w roku 1885. Wiele ze źródeł rękopiśmiennych odnalazł i opracował właśnie na podstawie zasobów Biblioteki Królewskiej, jak np. łacińskie pisma teologiczne Mikołaja Błońskiego czy kodeks Mikołaja z Lublina. Troszczył się także o uzupełnianie zbiorów Biblioteki w zakresie literatury polskiej, zwaracając się w oficjalnych listach do dyrekcji Biblioteki m.in. w 1915 roku, podkreślając wagę naszego piśmiennictwa w ramach literatury europejskiej. Wśród innych poloników warto przypomnieć, że właśnie wskutek zabiegów Briicknera Biblioteka Królewska zakupiła duży księgozbiór Wilhelma Feldmana, zmarłego w Krakowie w 1919 roku, a przebywającego we wcześniejszych latach w stolicy Prus jako delegat prasowy Naczelnego Komitetu Narodowego oraz redaktor czasopisma „Polnische Blätter”. Do dnia dzisiejszego można wśród książek i czasopism biblioteki berlińskiej natrafić na pozycje zaopatrzone w exlibris Wilhelma Feldmana, służące kolejnym generacjom niemieckich slawistów8. 7F. Krause, Der Freund und Förderer der Königlichen Bibliothek zu Berlin, Zeitschrift für Slawistik, H.2, 1980, s. 183-193. 8Taż, Aleksander Brückner i Biblioteka Królewska w Berlinie, Rocznik Biblioteki Narodowej, 1974, s. 349-365. 178  ANDRZEJ BAŃKOWSKI Z WARSZTATU ETYMOLOGA 1. 	O starożytnych początkach terminu etymologia i jego dziejach Termin etymologia pojawił się w I wieku p.n.e. w pismach autorów rzymskich: Wergilego1, Seneki Starszego2 i Kwintyliana3, w dwu znaczeniach istotnie nieróżnych, a mianowicie w znaczeniu przedmiotowym ‘pierwotne znaczenie słowa’ i w znaczeniu czynnościowym ‘uznanie jednego ze znaczeń słowa za pierwotne’. W tymże wieku dwaj autorzy rzymscy zaproponowali dwa różne przekłady łacińskie tego terminu greckiego. Cyceron4 przełożył go w jego znaczeniu przedmiotowym jako veriloquium, a Kwintylian jako originatio w jego znaczeniu czynnościowym. Ze znanych nam autorów starożytnych piszących po grecku powstałego w Rzymie terminu etymologia pierwszy zaczął używać dopiero Sekstus Empiryk5 w III wieku n.e. Nie przyjęły się jego przekłady łacińskie. I do końca starożytności rzymskiej, i w średniowieczu, i później piszący po łacinie używali greckiego terminu etymologia, coraz częściej i częściej, głównie w jego znaczeniu przedmiotowym, z czasem nadając mu sens jak najszerszy, bo z odniesieniem nie tylko już do samego znaku językowego, ale też do jego realnego desygnatu. Wielkie wczesnośredniowieczne dzido encyklopedyczne Izydora, biskupa hiszpańskiej Sewilli w latach 602—636, nosi znamienny tytuł Origines save etymologiae, tj. „Początki (nazw i rzeczy) czyli etymologie”. W XIV wieku termin nasz przeszedł z łaciny do języka francuskiego (etymologie) i angielskiego (etymology), w XVI wieku też do polskiego. Z wymienionych dwu starorzymskich znaczeń terminu za pierwotniejsze należy uznać znaczenie czynnościowe. Idzie bowiem o zadanie do wykonania **P. Vergilius Maro, 70 — 19 p.n.e. 2L. Annaeus Seneca Rhetor, c. 55 p.n.e. — 39 n.e. 3M. Fabius Quintilianus, c. 35—95 n.e. *M. Tullius Cicero, 106—43 p.n.e. 5Sextos ho Empeirikós, epigon greckiego sceptycyzmu, górujący myślą ścisłą nad swoimi mistrzami i poprzednikami, autor dwu dzieł bardzo cenionych, zachowanych w całości: Zarysy pirronejskie (Pyrróneioi hypotyposeis) i Przeciwko uczonym (Pros mathematikous). 181  przez takiego uczonego specjalistę jakiemu najuczeńszy z Rzymian starożytnych na początku I wieku p.n.e. nadał greckie miano etymo-logos, utworzone umiejętnie podług greckiego astro-lógos ‘badacz gwiazd’ i temu podobnych greckich nazw uczonych speq'alistow. Twórcą tego miana, jak i samej koncepcji badacza pierwotnych znaczeń słów, był Marek Terencjusz Warron6, autor 74 dzieł naukowych w ponad 600 księgach. Zatem etymologia to w łacinie powstały derywat od owej Warronowej nazwy uczonego specjalisty, derywat utworzony na wzór typowych takich derywatów greckich, jak astrologia od astro-lógos, derywat o znaczeniu ‘zadanie właściwe etymologowi’ i stąd też ‘przedmiot jego badań’. Pozostaje objaśnić do końca etymologię, czyli genezę językową i znaczenie pierwotne utworzonego przez Rzymianina Warrona greckiego terminu etymo-logos. Otóż jego podstawą ostateczną jest starogrecki rzeczownik etymon o szerokim znaczeniu „prawda”, używany już przez Homera (pseudea etymoisin homofa ‘kłamstwa do prawd podobne’). Mówiąc historycznie ściślej, jest to (jak polskie dobro albo prawo) substantywizowana forma rodzaju nijakiego przymiotnika etymos ‘prawdziwy’. Tu w grę wchodzi etymon w jego specjalistycznym sensie językowym: jako „gramatyczna” nazwa umowna „prawdziwego” znaczenia słowa czyli znaczenia pierwotnego, podstawowego, głównego, właściwego, przeciwstawianego znaczeniom wtórnym, okazjonalnym, metaforycznym, symbolicznym, alegorycznym. Nawiasem mówiąc, genezę tego specjalistycznego terminu gramatyków starożytnych można też objaśniać na zasadzie tzw. uniwerbizacji: samo etymon zamiast paratezy etymon nóema ‘prawdziwy sens’. Tak czy owak, i tego terminu greckiego twórcą albo iniqatorem był zapewne tenże Rzymianim Warron. Bo dopiero po jego śmierci pojawiło się to „gramatyczne” etymon w tekście greckim Diodora z Sycylii, też u Plutarcha w sto lat później, a jeszcze później też w łacińskim tekście „Nocy Attyckich” Geliusza7. W drugiej połowie XVI wieku wznowili to etymon gramatycy angielscy. Od swojego terminu etymo-logos Warron utworzył pochodny termin grecki etymologike, na wzór gr. arithmetike ‘sztuka sprawnego rachowania’ (od arithmetes ‘rachmistrz’). Taką właśnie nazwę nadał zaprojektowanej przez siebie osobnej dyscyplinie naukowej, której zadanie miało polegać na dociekaniu, które ze znaczeń poszczególnych słów jest „prawdziwe”, tj. pierwotne i właściwe, a które „fałszywe”, tj. sztuczne i podstępnie słowu przypisane przez nadużywających mowy w celu wprowadzenia słuchaczy w błąd. Nie przyjęli tej nazwy jego potomni, bo też nie rozwinęli dyscypliny tak przez niego nazwanej. 6M. Terentius Varro, 116—26 p.n.e. 7Aulus Gellius, II wiek n.e., uwagi tu godne jego wyrażenie: etyma vocum et origines ‘etymony i początki słów’. 182 Zadania właściwego Warronowemu etymologowi podejmowali się nieumiejętnie niektórzy gramatycy i historycy starożytni, częściej od nich średniowieczni, a najczęściej i z największym zapałem renesansowi. U schyłku renesansu (w końcu XVI w.) nazwano ich w Paryżu „etymologistami” (franc. etymologiste, skąd też ang. etymologist), a ich działalność określono w Londynie słowem „etymologizować” (ang. to etymologize). Moda na etymologizowanie powróciła wraz z romantyzmem. Ulegli jej najpierw poeci, wraz z naszym Adamem Mickiewiczem, oraz leksykografowie (w Polsce Bandtkie i Linde), znacznie później nowocześni filolodzy i lingwiści. Całkiem bezpodstawną jest głoszona od stu lat, także w najnowszej polskiej „Encyklopedii językoznawstwa ogólnego”8, opinia, że pierwociny studiów etymologicznych zawdzięczamy poniekąd filozofom starogreckim, dyskutującym problemy glottogonii. Temat ów nie miał nic wspólnego z problemami polisemii, które to podjął pierwszy wyraźnie dopiero uczony rzymski Warron. Jego oryginalna koncepcja „etymologiki” wyrosła ze świadomości, że to właśnie wieloznaczność wyrazów jest główną przyczyną nieporozumień między ludźmi mimowolnych oraz główną okazją do świadomego nadużywania mowy dla wprowadzania w błąd. A wszak za jego to życia pojawili się w Rzymie pierwsi zawodowi retorzy greccy, by deprawować młodzież rzymską nauczając sofistycznej sztuki logicznego dowodzenia prawdziwości rzekomej tez jawnie fałszywych przez podstępne zastępowanie w toku mowy znaczeń właściwych niewłaściwymi. Poglądy Warrona, lepiej nam dzić znane z cytatów licznych u współczesnych mu autorów niż ze skąpo zachowanych fragmentów jego pism własnych, świadczą, że był on zwolennikiem i chwalcą surowych obyczajów starorzymskich, potępiającym demoralizujące obywateli „nowinki” importowane z podbitych przez Rzym ziem greckich. Trudno zatem wątpić, że jego postulat dociekań pierwotnych znaczeń wyrazów jest wymierzony swoim ostrzem właśnie przeciwko Grekom, słynnym z gadulstwa, kłamliwości i wszelkiego rodzaju nadużyć języka. Nie zainicjowali studiów etymologicznych Grecy starożytni. Wywołali ich potrzebę — w roli „złoczyńców” wymagających poskromienia. Termin etymologia w znaczeniu całkiem bliskim pierwotnemu jest używany powszechnie po dziś dzień w wyrażeniach typu etymologia wyrazu X. Od XIX wieku nadużywa się tego terminu coraz częściej w sensie nomenklaturalnym: jako miano zbiorcze prac historycznojęzykowych poświęconych etymologiom poszczególnych wyrazów (morfemów, leksemów) jednego z języków naturalnych albo i całej grupy języków wzajemnie pokrewnych, prac często redagowanych w formie słowników alfabetycznych. By uniknąć powstałej wskutek takiego nadużycia wieloznaczności tradycyjnego terminu (oby już ściśle 8Pod red. K. Polańskiego, Ossolineum 1993; art. Etymologia na s. 137 autorstwa K. Polańskiego. 183  niem. volks-etymologie) jako nazwa umowna częstego w językach naturalnych zjawiska zmian formy wyrazu na skutek błędnego skojarzenia go z wyrazem podobnym, jak np. polskie rozgrzeszyć (według grzeszyć) zamiast staropolskiego rozdrzeszyć (najpierw roz-rzeszyć) ‘rozwiązać’, przy czym uwagi tu godna stp. formuła kościelna rozdrzeszyć z grzechów jako wiemy przekład łac. absolvere a peccatis. Z czasem nazwano takie zjawisko trafniej „kontaminacją”. No i odtąd w żargonie profesjonalnym poniektórych etymologistów epitet ludowa przy etymologia (w znaczeniu „prawdziwym”, pierwotnym, właściwym) zaczął znaczyć tyle co błędna (bo cudza i racjonalniej uzasadniona niż własna), ale mocniej, ekspansywniej: ‘głupia jak pierwszy lepszy zabobon ludowy’. Skądinąd wiadomo, że ludzie „z ludu najciemniejszego”, którym się szczęśliwie udało przeżyć długie lata z dala od prasy, radia i telewizji, bardziej od innych lubią etymologizować, po swojemu, ale zwykle nie aż tak głupio jak przemądrzali dziennikarze. Przymiotnik łac. etymologicus ‘etymologiczny’, używany od II wieku n.e. (w łacinie, stąd franc, étymologique od XVI w.), nie wymaga osobnych komentarzy. Dopiero w XIX wieku zaczęto całkiem wyraźnie i zdecydowanie przeciwstawiać znaczenie wyrazu „etymologiczne”, czyli pierwotne w sensie uściślonym : wynikające z samej struktury morfologicznej, np. poi. bielizna ‘białość, coś białego’, znaczeniom wyrazu „realnym”, tj. tym, w których wyraz jest faktycznie używany. 2. 	O zadaniach nowoczesnego etymologa Początki nowożytnych studiów etymologicznych przypadają na koniec XVIII wieku, a ich pełny rozkwit na koniec XIX wieku. Momentem przełomowym było tu poznanie przez uczonych europejskich języka staroindyjskiego, zwanego sanskrytem. Uderzające podobieństwo gramatyczne i leksykalne sanskrytu do starożytnych języków europejskich: greki, łaciny oraz gockiego, znanego z przekładu Biblii w IV wieku n.e., doprowadziło do słusznego wniosku, że języki te muszą być wzajemnie pokrewne, a więc pochodzą od jednego i tego samego, nieznanego „prajęzyka”, tj. języka prehistorycznego, który można poniekąd zrekonstruować na podstawie starannie zestawionych i porównanych wzajemnie „odpowiedników” w pokrewnych językach historycznych. Tym to sposobem obok badającej z osobna języki bibilijne (hebrajski, starogrecki, łaciński) tradycyjnej filologii, odrodzonej w XVI wieku, a doprowadzonej do szczytowego rozwoju w XIX wieku, rozwinęła się całkiem 184 nowa dyscyplina językoznawcza, nazywana najpierw skromnie „gramatyką historyczną”, później „lingwistyką diachroniczną”. Tej to nowej dyscypliny adeptami i służebnikami byli nowożytni etymolodzy. Ich zadanie wstępne nie różniło się znacznie od zadania finalnego filologów. Polegało na ustalaniu, która z historycznie poświadczonych form danego znaku językowego jest najstarsza, relatywnie pierwotna. Tym sposobem komparatyści wyższej rangi uzyskiwali materiał do dalszej obróbki. Porównując starsze i młodsze formy każdego z setek poszczególnych znaków językowych odkrywano ogólne „prawa rozwoju” każdego z grupy języków pokrewnych, czyli reguły zmian językowych, obowiązujące w danym czasie na danym terytorium. Zadaniem etymologów ostatecznym było na podstawie listy form historycznie pierwotnych oraz owych ogólnych reguł zmian rekonstruować formy prehistoryczne, „prajęzykowe”. W tak ukierunkowanych studiach komparatywno-etymologicznych, typowych dla schyłku XIX i początku XX wieku, obowiązywały te same, co w każdej innej racjonalnej z dyscyplin naukowych historycznych, normy metodyczne: od działań idiograficznych do nomotetycznych, od szczegółów do ogółu, od faktów do hipotez. Normy te, oczywiście, powinny obowiązywać nadal, dziś i zawsze. Niestety, ulegały gwałtownemu zachwianiu, odkąd czołowi komparatyści uznali pochopnie, że w zasadzie zakończone już zostały prace nad rekonstrukcją najważniejszego dla Europejczyków prajęzyka, od którego pochodzi większość języków europejskich oraz indyjskich, i dlatego w skrócie nazywanego dziś najczęściej ,językiem pra-indo-europejskim”, choć w świetle ogółu wyników badań historycznych i prehistorycznych (włącznie z archeologicznymi) nie podlega już wątpliwości, że lud prehistoryczny mówiący owym językiem nie mieszkał ani w Europie, ani w Indiach. Ów równie karygodny, jak niezasadny „wyrok”, zamykający i „kanonizujący” nie dość wiarygodne wyniki prac rekonstrukcyjnych, po prawdzie nie doprowadzonych do końca ani w połowie, wyprowadził studia etymologiczne na manowce irracjonalizmu metodycznego. Idiograficzny opis faktów językowych zaczęto sztucznie dopasowywać do apriorycznych ogólników, z przesłanek hipotetycznych wyciągać wnioski dotyczące tego, co jest nam dane empirycznie. Gdy w dobie intensywnych prac nad rekonstrukqą prajęzyka etymolodzy zajmowali się głównie językami starożytnymi, jako jego bliższymi potomkami, synami albo wnukami, to po ogłoszeniu owej rekonstrukcji za „zasadniczo” zakończoną zajęli się najpilniej językami nowożytnymi, żywymi jeszcze, tj. do dziś używanymi. 185  Ci „neo-etymolodzy” XX wieku zaczęli swoje główne zadania upatrywać w dobieraniu do każdej zrekonstruowanej formy prajęzyka, z ich listy sporządzonej przez poprzednie pokolenia, takiej formy języka dzisiejszego, jaką można najmniejszym wysiłkiem uznać przy maximum dobrej woli za kontynuującą prehistoryczną praformę. Innymi słowy, znamiennym dla ich prac stał się błąd metodyczny, który można nazwać „prospektywizmem”. Ustawili swoje biurka w grotach troglodytów sprzed 10 tysięcy lat, by stąd obserwować język dzisiejszy pod kątem jego zgodności z wypisanymi na ścianach jaskiń hieroglifami symbolizującymi język prehistorycznych jaskiniowców. A że były to i są nadal czasy zapalczywych szowinizmów, niejeden z nich tak najchętniej ustawiał lornetę swoją, by pośród słów swojego języka ojczystego dopatrzyć się jak najwięcej potomków czystej krwi troglodyckiej, bez żadnej domieszki krwi przodków wrogiego ojczyźnie sąsiada. Ogół zadań do wykonania przez etymologów języka nowożytnego musi znacznie wykraczać poza zakres czynności właściwych etymologom języka starożytnego, którego historię od dawna opracowali dokładnie filolodzy. Z nowożytnych należytego opracowania historycznego doczekał się na razie chyba tylko język angielski. Toteż zanim etymolog przystąpi do etymologizowania, zwykle sam sobie musi przygotować i „sprawdzić” materiał, działając w rolach i historyka języka, i filologa, biegłego w analizie krytycznej tekstów zabytkowych, najstarszych, niejednoznacznie zapisanych, mało czytelnych, skażonych błędami kopistów oraz wydawców. Poza tym powinien być także biegłym w gramatyce historycznej do tego stopnia, by umiał zakwestionować i skorygować te z reguł zmian językowych, sformułowanych przez poprzednie pokolenia uczonych, które nie „przystają” do analizowanego przezeń szczegółowo materiału. Poza tym w zwyczaj weszło wymagać od etymologa, by był też bibliografem swojej własnej dyscypliny, informującym, kto, gdzie i kiedy wystąpił z takim lub innym pomysłem etymologicznym, choćby najniedorzeczniejszym. Żeby tym wszystkim i innym, pomniejszym obowiązkom podołać dobry etymolog powinien żyć i działać co najmniej sto lat. Większość etymologów umiera przedwcześnie. I chyba głównie dlatego sztuka etymologizowania, owa Warrona etymologika, do dziś nie uzyskała statusu autonomicznej dyscypliny naukowej. Zawsze pełniła funkcje służebne, dostarczając budulca budowniczym wspaniałych zamków na lodzie, wznoszonych dla sławy własnej najpośpieszniej, z niecierpliwym odżegnywaniem się od wszelkich diabłów tkwiących w szczegółach, w sękach belek byle jak ociosanych. W czasach, kiedy za cel najwyższy w lingwistyce komparatywnej uważano zrekonstruowanie „prajęzyków”, nie bez prób albo pokus rekonstrukcji na 186 postawie ich praprzodka, „pra-prajęzyka”, służebni etymolodzy popadli w błąd...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Lesz-Duk, Maria (red.) 1998. Z polonistycznych warsztatów badawczych Wyższej Szkoły Pe­da­go­gicznej w Częstochowie. Materiały z konferencji naukowej [...], Czę­sto­chowa : WSP
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
rzeczownikliczba pojedyncza

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.